Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2017, 08:43   #46
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Odmeldowała się w caernie. Zrobiła swoje. Nie jej wina, że tak pusto. Pozostawał jednak problem jak zlokalizuje Czekoladkę. Wymyśli coś
- Louise poinformowała nas, że przyjdziesz - oznajmiła nagle siwowłosa, która wyrosła za plecami Psui.
- No i jestem - zaczęła buńczucznie ale zaraz zwiesiła pokornie głowę. - Taki nasz obowiązek. By poprosić starszyznę plemienia o pozwolenie by przebywać na ich ziemi.
-Witaj na ziemi Agatowego Szczepu. - Nieznajoma mówiła oficjalnym tonem. - Cóż cię do nas sprowadza...?- Zawiesiła głos jakby na coś czekała. Zapewne na przedstawienie się.
- Sprowadza mnie... nic. Właściwie nic, hehe - Psuja zaśmiała się niemrawo. - Biegam to tu, to tam. Ciągle w ruchu - palce przebierały trasę od dłoni staruszki po jej wychudzony bark. - Jak to Milczący Wędrowcy. Milczą i Wędrują. Chociaż... głównie chyba wędrują. Z milczeniem bywa gorzej. Choć to można zwalić na fazę księżyca. Ragabashe bywają gadatliwe. Złośliwe i gadatliwe.
- Nic nie dzieje się przypadkowo dziecko. - Kobieta była spokojna i opanowana mimo, że zachowanie Garou-gościa daleko odbiegało od przyjętych norm. - W tym i wędrówki. Sprowadzając cię do nas, Matka miała w tym swój cel.
- Też tak myślę - podjęła z entuzjazmem Psuja. Odszukała w kieszeni komórkę i wyświetliła focię Czekoladki. - Moja droga na przykład przecięła się z drogą tego Garou. Znasz go może?
-Znam.
- Louise mówiła, że znajdę go tutaj.
- Dobrze cię poinformowała.
- Toooo gdzie jest? - dziewczyna rozglądała się wokoło. - Jeśli sprawy formalne mamy już za sobą chciałabym z nim porozmawiać.
- A mamy? - Kobieta mówiła nadal spokojnie bez żadnej drwiny czy przygany w głosie.
- Chyba tak. Odmeldowałam się. Podałam cel podróży. Wędrówka przed siebie. Czy tam, ogólnie pojęta turystyka. Długo tu pewnie nie zabawię. Mam coś dodać? Aaaa, tak. Psuja. Nie wspomniałam imienia. Ragabash. Milczący Wędrowiec. O tym już było.
- Teraz już lepiej Psujo z Milczących Wędrowców. - Kobieta uśmiechnęła się lekko. - Powiedz mi jeszcze gdzie się zatrzymałaś.
- Nie zagrzewam miejsca na dłużej - Psuja wzruszyła ramionami. - Ostatnio trzymałam się z watahą miejscowych wilków. Na noc pewnie tam wrócę. Albo kimnę się w jakimś motelu. Albo na werandzie u doktorka. Jeremiaha. To mój kumpel. - Miała nadzieję, że Winetou cieszy się odpowiednim szacunkiem, na którym ona, Psuja, przy okazji się wesprze. - Kumplujemy się dość. Poznałam jego żonę.
- Doktora? - Kobieta zdziwiła się. - My tu nie mam... Mówisz o Indianach?
- No raczej - potwierdziła. - Jest jednym z nas, nie?
-Tak, - Starsza kobieta powiedziała z lekką nutą ironii w głosie. - wszyscy jesteśmy jedną, wielką, kochającą się rodziną.
Psuja zdawała się nie wychwycić ironii.
- To mogę się teraz zobaczyć z Garou ze zdjęcia?
- Nie mogę ci tego zabronić.
- Dzięki. Miło było.
Psuja zasalutowała jak to robili żołnierze na filmach i poszła zwiedzać caern. I odszukać Czekoladkę.
- Chwileczkę, moja droga. - Starsza kobieta położyła dłoń na ramieniu Psuji by ją zatrzymać. - Dlaczego go szukasz?
Psui nie podobało się, że się ją dotyka. Wbiła wzrok w dłoń staruszki napięta jak guma w przyciasnych majtasach.
- Chcę z nim pomówić o naszej wspólnej znajomej. To zabronione?
- Nie, oczywiście, że nie. - Odparła spokojnie kobieta nadal trzymając rękę na ramieniu rozmówczyni. - Tylko... -Tu zrobiła krótka przerwę, jakby nad czymś myślała. W końcu cofnęła dłoń. Uśmiechnęła się łagodnie. - Przekażę, że go szukałaś. Chociaż Louise z pewnością już to zrobiła.
- Myślałam, że go tutaj zastanę - rzuciła zawiedziona. W przeciwnym przypadku by się tu nie pojawiła.
- Jak każdy garou bywa tutaj. - Siwowłosa odpowiedziała sentencjonalnie.
- No tak.
Psuja wytargała skrawek papieru i wykaligrafowała na nim numer telefonu, którego obecnie używała.
- Złapie mnie pod tym numerem.
Opuściła caern nie bardzo wiedząc gdzie dalej się udać, co robić. Miała wrażenie, że jej nikomu nie potrzebne śledztwo utknęło w martwym punkcie. Po co właściwie to robi? Nikt jej o to nie prosił. Winnetou od początku sugerował, że to nie jej ziemia, nie jej ludzie. Nie przynależała tu. Nigdzie nie przynależała.
A teraz skrewiła ujawniając swoją obecność w caernie. Wieści lubią się roznosić, szczególnie jeśli ktoś ich wypatruje. To tylko kwestia czasu aż Weeler dowie się, że Psuja tu jest.
- Kurwa, kurwa, kurwa - klęła pod nosem w drodze do motelu.
Najtańszej najpodlejszej budy dla kierowców ciężarówek, dziwek i biedaków. Wydała zresztą ostatnie z ostatnich pieniędzy. Znów była głodna. Miała ochotę wyprać brudne ciuchy, ale nie miała nawet drobniaków na miejską pralnię.
Zaległa na pożółkłej pościeli. Sprężyny zakołysały jej ciałem jak fale oceanu. Przez chwilę gapiła się tempo w wyświetlacz telefonu aż wreszcie wybrała numer, jeden z nielicznych, które znała na pamięć. Automat wypluł nagraną formułkę "Tu Roy, wiesz co robić".
- Cześć. - Pauza. - Ja... musiałam się pojawić w caernie. - Następna pauza. - Trochę grzebię w takiej śmierdzącej sprawie, w Grant Portage, w Minnesocie. Wiesz, Psuja, kuwa, detektyw.
Nerwowy śmiech i jeszcze dłuższa, ciągnąca jak glut z nosa pauza.
- Źle mi, Roy. - pociągnięcie nosem. - Myślisz, że mogłabym wrócić? Jakoś się z nim... sama nie wiem, dogadać?
Nic już nie dodała bo piknięcie oznajmiło koniec nagrywania.
Psuja schowała telefon do wewnętrznej kieszeni kurtki. Oczy zaczęły się zamykać ze zmęczenia. Ostatnie co widziała to mozolnie poruszający się wiatrak na motelowym suficie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 03-03-2017 o 08:46.
liliel jest offline