Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2017, 13:50   #103
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Chata na powrót poczęła znikać między drzewami. Iskra mogła mówić o pewnej uldze. Obecność podobnie sztywnej ferajny na nikogo bynajmniej nie działała kojąco. Lecz jej aura była szczególnie wrażliwa. Dla tak wyczulonej magicznie osoby mogło to być wręcz emocjonalne tornado. Ahab myślał w innych kategoriach. Miał świadomość na ile wiedza Wakhana prześcigała jego własną. Mimo tego, nie zazdrościł mu. Ostatnimi czasy jego priorytety zaczęły się zmieniać. I nie było wśród nich miejsca na pustelnicze życie.
Wracali znaną sobie ścieżką, tym razem zważając na zdradliwe rośliny sychotrium. Część z oparu bodaj nadal sięgało nozdrzy podróżników, albowiem na granicy wzroku obserwowali rozmaite kształty. Wystarczyło jednak tylko skupić na nich uwagę, a te szybko obracały się w nicość. Zupełnie jak latające muszki, które człowiek czasem obserwował na powierzchni własnego oka. Mimo to, było coś wysoce osobliwego w trójce postaci, która Iskra dostrzegła przy wyjściu z lasu. Jedna z nich trzymała w dłoniach lśniącą klingę, druga była właścicielem starej lampy. Ostatni z enigmatycznych osobników miał przy sobie pęk kluczy. Pewne wspomnienie uderzyło tarocistkę. Reminiscencja wspólnej ucieczki od zrodzonej z Pustki burzy. Na chwilę przed nadejściem zawieruchy dało się w niej ujrzeć bardzo podobne, okutane szatami figury. Zadziwiającym było jak ludzki umysł czasem łączył fakty i dopowiadał inne. Zakładając rzecz jasna, że podobnie było i w tym przypadku.
Tylko opuścili gaj, a na powrót uderzyły ich fale rozgrzane powietrza. Bór nie był przyjemnym miejscem, aczkolwiek dawał odrobinę chłodu. Teraz jeźdźcy znów uginali się na siodłach, czując spływający po ciele pot. Zupełnie jakby same promienie słoneczne ważyły swoje i przygniatały dwójkę do końskich łbów.
Kolejny raz wjechali do miasta, które nadal stanowiło dla nich zagadkę. Wciąż brakowało im bowiem wiedzy jaką rolę miało odegrać owe w ich Opowieści. Jeśli Indianin mówił prawdę, byli z nim sprzężoni. Sugerował to jeden z symboli, które narysował. Meteor był zbyt rzadkim zjawiskiem, aby dało się go pomylić z innym, niż ten na środku Wildstar.
- Jest tu... na środku ulicy… - niespodziewanie dwójkę doszły strzępy ożywionej rozmowy.
Przejeżdżali właśnie obok zakładu kowalskiego. Był to przysadzisty budynek z półotwartą pracownią. Dalej ciągnęła się uliczka aż do innego wyjścia z Wildstar. Głos, który usłyszeli należał do kobiety. Odpowiedział jej zachrypnięty bas.
- ...mądrz się… tłumaczenie ze swoich... palce już świerzbią…
Nie brzmiało to na przyjacielską pogawędkę.
 
Caleb jest offline