Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2017, 12:49   #101
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
- Skoro tak mówisz. Na waszym miejscu obrałbym drogę, którą tu przyszliście. Las niekoniecznie będzie tak przychylny co ja - zakończył rozmowę dość enigmatycznie.

Arya spojrzała pytająco na Ahaba, gotowa w każdej chwili wyjść z chaty.

Ahab chciał skierować się ku wyjściu gdy nagle stanął i spojrzał uważnie na Indianina.
- Co kryje w sobie jeszcze ten las - zapytał.

- Moich braci, którzy spoczęli w ziemi. Jeśli będziesz chciał ich zobaczyć i okażesz szacunek, być może rzeczywiście ujrzysz. Kto wie, nuż będą tyle wyrozumiali, by powiedzieć ci coś więcej niż ja - nagle wzrok Indianina stał się dziwnie surowy - Zlekceważ ich jednak, a nigdy nie opuścicie tego miejsca.

Ahab skinął tylko głową z szacunkiem. Nie zamierzał lekceważyć ostrzeżenia, tym bardziej że, ta sprawa dotyczyła wiedzy, którą swym rozumowaniem Rewolwerowiec nie obejmował.
- Chyba czas wracać do domu - rzekł do Aryi.

Czerwonoskóry nie odezwał się już ani słowem. Dwójka powoli opuściła jego chatę, pomna że na zewnątrz wciąż może przebywać sfora. Teraz jednakże jej nie widzieli, choć Arya czuła delikatną sugestię obecności zwierząt.

Kiedy byli przy koniach, kobieta spojrzała ze smutkiem na towarzysza.
- My nie mamy domu. - szepnęła, wsiadając na Dzikusa.

- Może czas sobie znaleźć - odparł.
Uświadomił sobie że nie chce skończyć jak ten Indianin. Schowany przed światem. Samotny. Spojrzał na Arye. Nic jednak więcej nie powiedział.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 03-03-2017, 12:22   #102
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Jechała powoli między byle jak pochylonymi budynkami miasta. Tłuste, czarne ptaki kołowały gdzieś wysoko nad Zemstą, będąc ponurym omenem jej zamiarów.
Większość mieszkańców schodziła jej z drogi. Jedno spojrzenie - tyle wystarczało, a nawet nabici jegomoście o złowrogich fajcatach trzymali się na dystans. Wkrótce ujrzała swój cel. Zza skołtunionej, końskiej grzywy wyłonił się sporych rozmiarów lej. Wewnątrz niego tkwił okrągły kamulec. Dotychczas nie widziała czegoś podobnego. Minerał zdawał się emanować jakąś energią i mruczeć niczym ogromne, uśpione zwierzę. Pokryty był wcięciami oraz siatką pęknięć, co przywodziło na myśl fantastyczne wizerunki błyskawic.
Rumak postąpił jeszcze parę kroków, lecz wtem zmuszona była go zatrzymać. Potężny atak migreny sparaliżował niemal całe jej ciało. W głowie ozwał się on jaskrawymi błyskiem, który zaślepił każdą inną myśl. Zbierało się jej na torsje. Gdy wycofała konia z powrotem, ból zelżał.
Zemsta zacisnęła dłonie na grzywie swojego wierzchowca stojąc na skraju niewidocznego kręgu, splunęła ze złością na ziemię. Nic jej teraz nie zatrzyma, nic! Jeśli będzie trzeba krążyć jak sęp, skradać się jak hiena, zrobi to. Jedno jest jednak pewne - nie odpuści.
Zemsta powiodła swego konia brzegiem leja, zamiarując objechać go dookoła i wybadać, czy owa niewidzialna emanacja jest naprawdę wszędzie obecna. Ktoś przecież musi tam się jakoś dostać nieprawdaż?
Drapieżnik studiuje swoją ofiarę a czy Zemsta nie była właśnie drapieżcą? Jakie inne stworzenie na tym upadłym swiecie bez przyszłości było bardziej cierpliwe niźli Zemsta?
Zrobiła w sumie trzy okrążenia. Czasem migrena lekko traciła na mocy, nie dość jednak aby ryzykować szarżę na meteoryt. Cokolwiek stanowiło źródło jego mocy, było wyjątkowo potężne. Zemsta jednakże nie rozumowała, że coś było niemożliwe. Liczyła się tylko ona i La Monde. Wszystko pomiędzy nimi było elementem drogi. Przeznaczenia. Zatem i ów kamulec również.
Koń zaczął boczyć się i pochrapywać. Zwierzę również musiało to czuć. Nawet jeśli to tutaj prowadziło fatum, musiała wymyślić coś innego, aby dostać się do środka.
Zemsta poklepała rumaka po karku, zwierze może nie musiało się kłaść, ale musiało czasem spać, podobnie jak ludzie.
Ale nie Zemsta.
Ereb miałby na to jakieś mądre medyczne słowo - insomnia. Tak, chyba kiedyś właśnie o tym mówił. Sama Zemsta nie zastanawiała się jednak nad tym, pociągnęła lejce i ruszyła między budynki. Znajdzie ludzi tej całej pani szeryf i poprosi by ją do niej zaprowadzić. Jeśli Zemście nie uda się im przemówić do rozumu, zrobią to siostry, przy czym to będzie oznaczało, że ich rozum wypłynie im z czaszek dziurami po kulach. Tak czy inaczej, prędzej czy później, szeryf zwróci na Zemstę uwagę, może nawet wyśle jej Le Monda? To byłoby piękne!
Kluczyła tak dłuższy czas po mieście. Gdzieś zamajaczył jej kościół, w innym miejscu silny zapach ziół zdradził położenie apteki. Wciąż jednak nie dostrzegła niczego, co mogło naprowadzić ją na szeryfa. Może zmęczyłoby to Led, ale nie Ją. Miała cały czas tego świata, by dostać La Monde w swoje ręce. Po tym co przeszła, taka schadzka między budynkami Wildstar była jak niezobowiązujący spacer.
Odwiedziła już główne ulice miasta i zaczęła szukać wśród mniej uczęszczanych ścieżek. Dopiero skręcając w ulicę za warsztatem kowalskim, odnalazła wreszcie pozostawioną dla niej wiadomość.
Domy stały tutaj w dwóch rzędach. Jeden obok drugiego, ciągnęły się aż do wylotu z miasta. Część była wydzielonymi częściami tych samych budynków.
Informacja została wbita metalowym szpikulcem w plecy niewielkiej postaci. Blond pacholę leżało twarzą do ziemi. Jasna grzywka powiewała na lekkim wietrze, co chwila litościwie zasłaniając zastygłe przerażenie na twarzy chłopca.
Zemsta poluzowała sobie koszulę na szyi, czuła syczenie i smród towarzyszący gotującej się krwi. Jej własnej krwi w jej własnych żyłach. Wyciągnęła swe siostry i przyłożyła zimne metalowe pistolety do rozżarzonych gorączką szału skroni. Tą chwilę słabości natychmiast wykorzystał wiecznie gotowy Kochanek, Zemsta czuła jak śliskie niczym wąż ręce Szaleństwa wsuwają się pod jej bluzkę, zachłannie ugniatają piersi. Czuła brzuch Obłędu przylegający do jej pleców, jego lędźwie napierające na nią. Kobieta odgięła głowę do tyłu, zaczęła się śmiać.
- Znajdę cię, znaaajdę cię…
Gniew Zemsty zapewne nie wynikał jedynie z tak bezpośredniego aktu barbarzyństwa. Martwe dziecko przywodziło na myśl wspomnienia, które być może wciąż lokowały się w jaźni ukrytej pod rondem czarnego kapelusza.
Jej stali Towarzysze przybyli jak na zawołanie. Lecz nie mogła im się oddać. Nie teraz. Podjechała bliżej ciała. Ostrze przebijało skórę chłopca, ale i czerwony od krwi pergamin. Z trudem odczepiła go, prawie drąc na strzępy. Notka wciąż jeszcze była dość czytelna, mimo licznych błędów ortograficznych:
Zemsta posiadała liczne wady, jednak analfabetyzm do nich nie należał. Oczywiście tubylcy nie musieli tego wiedzieć, nieprawdaż?
Kobieta wypłakała już wszystkie łzy, dawno temu. Dlatego słona ciecz, która spłynęła po jej policzku nie była łzą. Łzy nigdy nie była tak słone.
To był jad.
La Monde i jemu podobni byli jak muchy: rozgnieciesz taką na stole, ale jeśli jej nie zatrzesz, przed nocą wypełzną z jej truchła nowe larwy. Tym właśnie był autor wiadomosci i jego towarzysze, małymi gównami orbitujacymi wokół gówna nieco większego, które jest dla tego pomiotu swoistym słoneczkiem nieczystości i zepsucia, którego smród jest dla małych gówien promykiem, przy którym się grzeją.
Zemsta obracała przemokniety papier w dłoniach by w końcu zmiąć go wyciskając zeń dziecięcą krew.
- Może i nie umiem czytać, ale to mi nie wygląda na notkę samobójcy! - kobieta krzyknęła drwiącym głosem do otaczających ją budynków. - jest tu jakiś domorosły pisarz, który sra się zagadać jedną dupę na środku ulicy?! - uszy zemsty chłonęły każdy ruch powietrza. Osiem strzelb, ta… trzeba jeszcze umieć strzelać z tych armat.
- Nazwijmy to elementem świadomego unikania ryzyka - powiedział ktoś zza balkonu pobliskiego budynku, po słownictwie sądząc, z pewnością nie autor notki - A teraz nie mądrz się. Jesteś w pozycji, w której pozostaje ci tylko tłumaczenie ze swoich czynów. Aby chyżo, bo mnie tu z chłopakami palce już świerzbią. Oj, żebyś wiedziała.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 03-03-2017 o 12:49.
Amon jest offline  
Stary 03-03-2017, 13:50   #103
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Chata na powrót poczęła znikać między drzewami. Iskra mogła mówić o pewnej uldze. Obecność podobnie sztywnej ferajny na nikogo bynajmniej nie działała kojąco. Lecz jej aura była szczególnie wrażliwa. Dla tak wyczulonej magicznie osoby mogło to być wręcz emocjonalne tornado. Ahab myślał w innych kategoriach. Miał świadomość na ile wiedza Wakhana prześcigała jego własną. Mimo tego, nie zazdrościł mu. Ostatnimi czasy jego priorytety zaczęły się zmieniać. I nie było wśród nich miejsca na pustelnicze życie.
Wracali znaną sobie ścieżką, tym razem zważając na zdradliwe rośliny sychotrium. Część z oparu bodaj nadal sięgało nozdrzy podróżników, albowiem na granicy wzroku obserwowali rozmaite kształty. Wystarczyło jednak tylko skupić na nich uwagę, a te szybko obracały się w nicość. Zupełnie jak latające muszki, które człowiek czasem obserwował na powierzchni własnego oka. Mimo to, było coś wysoce osobliwego w trójce postaci, która Iskra dostrzegła przy wyjściu z lasu. Jedna z nich trzymała w dłoniach lśniącą klingę, druga była właścicielem starej lampy. Ostatni z enigmatycznych osobników miał przy sobie pęk kluczy. Pewne wspomnienie uderzyło tarocistkę. Reminiscencja wspólnej ucieczki od zrodzonej z Pustki burzy. Na chwilę przed nadejściem zawieruchy dało się w niej ujrzeć bardzo podobne, okutane szatami figury. Zadziwiającym było jak ludzki umysł czasem łączył fakty i dopowiadał inne. Zakładając rzecz jasna, że podobnie było i w tym przypadku.
Tylko opuścili gaj, a na powrót uderzyły ich fale rozgrzane powietrza. Bór nie był przyjemnym miejscem, aczkolwiek dawał odrobinę chłodu. Teraz jeźdźcy znów uginali się na siodłach, czując spływający po ciele pot. Zupełnie jakby same promienie słoneczne ważyły swoje i przygniatały dwójkę do końskich łbów.
Kolejny raz wjechali do miasta, które nadal stanowiło dla nich zagadkę. Wciąż brakowało im bowiem wiedzy jaką rolę miało odegrać owe w ich Opowieści. Jeśli Indianin mówił prawdę, byli z nim sprzężoni. Sugerował to jeden z symboli, które narysował. Meteor był zbyt rzadkim zjawiskiem, aby dało się go pomylić z innym, niż ten na środku Wildstar.
- Jest tu... na środku ulicy… - niespodziewanie dwójkę doszły strzępy ożywionej rozmowy.
Przejeżdżali właśnie obok zakładu kowalskiego. Był to przysadzisty budynek z półotwartą pracownią. Dalej ciągnęła się uliczka aż do innego wyjścia z Wildstar. Głos, który usłyszeli należał do kobiety. Odpowiedział jej zachrypnięty bas.
- ...mądrz się… tłumaczenie ze swoich... palce już świerzbią…
Nie brzmiało to na przyjacielską pogawędkę.
 
Caleb jest offline  
Stary 14-03-2017, 09:14   #104
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ahab spojrzał na Iskrę, i położył palec na ustach, a następnie zsiadł z konia bezszelestnie. Złapał go za uzdę, by wierzchowiec nie parsknął lub nie dał znaku, że ktoś tu jest. Następnie Rewolwerowiec stanął tak, by “ukryć” się w cieniu i móc “podsłuchać” rozmowę.

Skierował się między dwa budynki po lewej stronie ulicy. Następnie ostrożnie wychylił głowę, aby ujrzeć innego jeźdźca, około stu dwudziestu stóp dalej (~35 m). Nosił się na czarno i stał właśnie nad truchłem jasnowłosego chłopca. Dopiero po chwili Ahab odgadł, iż była to kobieta. Jej rozmówca najwyraźniej zajmował któryś z domów obok.

Choć wciąż tonęła we własnych myślach i światach wyobrażeń, Arya zrozumiała niezwykłość sytuacji. Poruszając się wolniej z uwagi na ranne ramię, które choć goiło się dobrze, wciąż generowało sporo bólu, Iskra również zeszła z grzbietu konia i ruszyła za Ahabem, bez słowa przyglądając się rozgrywającej scenie.

Nieznajoma zdawała się nad czymś zastanawiać. Zaś kryjący w jednym z domów napastnik należał do mało cierpliwych. Z piętra rozległa się salwa. Za trzy sekundy o ziemię uderzył rozszarpany kulą ptak.
- Na twoim miejscu zacząłbym gadać - powiedział ktoś z innej strony, co sugerowało że agresorów było więcej - Nie widzę tu więcej skrzydlatego gówna, a ja mam straszną ochotę coś podziurawić.

Ahab nie zamierzał wtrącać się. Przynajmniej na razie. Czekał na dalszy rozwój sytuacji. Jedna z dłoni była lekko opuszczona. Tak na wszelki wypadek.

Zemsta przygryzła wargę by nie wybuchnąć śmiechem. Słyszała dwa głosy, słyszała skąd padły strzały, mogła podziurawić przynajmniej tych, w każdym momencie.
Westchnęła.
- Mam coś dla niego. - powiedziała w końcu kobieta i uprzedzając kolejne, oczywiste pytanie kontynuowała - ale… - bardzo, bardzo powoli odsunęła poły płaszcza, ukazując walkery - mam tego całkiem sporo - powoli zaczęła wyciągać siostry trzymając je jedynie w dwóch palcach, tak jakby miała zamiar rzucić pistolety na ziemię… co jednak nie miało nastąpić - i tak sobie myślę, że dla was też starczy… - mówiła spokojnie i nim skończyła siostry dały głos w dwie “gaduły”, na dachach. W tym samym momencie Zemsta uderzyła ostrogami, zrywając rumaka przed się. Jeśli osiem strzelb faktycznie do niej mierzyło, (choć Córka Diabła naprawdę zdziwiłaby się, gdyby po jej strzałach było ich więcej niż sześć) Strzelcy zmuszeni byli teraz, podążać za ruchomym celem lub, czego kobieta bardziej się spodziewała, strzelić w puste już miejsce. Oczywiście ogier, czy nawet dosiadająca go jeździec, mogli oderwać, jednak to nie spędzało snu z powiek kobiecie.
Snu z powiek, ha! dobre...
Koń pędził na budynek, Zemsta planowała zeskoczyć z wierzchowca i wpaść do środka oknem.

Ahab czekał na dalszy rozwój wypadków. Nie zamierzał się na razie do tego mieszać.

Jak tylko rozległy się strzały, echo odbiło dwa okrzyki. Zdusił je charkot zalewanych krwią gardeł. Ahab od razu dostrzegł kunszt kobiety. Nie wiedział jeszcze czy była tak dobra jak on. Z całą pewnością należała do zawodowców w zabijaniu.
Ledwie ustrzeliła dwóch mężczyzn, z których jeden spadł do koryta z wodą, jak puściła się cwałem ku najbliższemu z budynków. W powietrzu świstały kule, wznosząc wokół końskich kopyt obłoki kurzawy. W ułamkach sekund niewiasta skoczyła na deski werandy, a potem wprost ku witrynie. Okno rozpadło się na małe kawałeczki, tnąc skórę oraz ubiór Zemsty. To były jednak powierzchowne rany. Tamta przeturlała się po wnętrzu, szybko stanęła na nogi. Pomieszczenie tonęło w półmroku. Odgadła że znajduje się w czymś na rodzaj garderoby. Pojedyncze wieszaki stały tu w regularnych odstępach. Spłowiałe płaszcze oraz poncza sprawiały przy tej widoczności wrażenie prawdziwych postaci. Z pomieszczenia prowadziły schody na górę. Teraz coś się tam kotłowało. Szło usłyszeć nerwowe komendy; ciężkie buty uderzyły o stopnie.
Dopiero teraz poczuła coś na swoim boku. Postawiony w stanie gotowości organizm wciąż zagłuszał ból. Wystarczyło jednakże dotknąć biodra by wymacać lepką posokę. Tych skurwysynów było za wiele i któremuś w końcu musiało się udać. Na szczęście nie dość, by ją wyeliminować. Póki co kontuzja nie ograniczała specjalnie jej koordynacji, choć pijany adrenaliną mózg powoli zaczynał takową zauważać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 14-03-2017, 15:44   #105
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ahab oraz Iskra mogli zaobserwować że trójka innych mężczyzn ruszyła z przeciwległego budynku. Zmierzali bezpośrednio do domu, gdzie właśnie ukryła się nieznajoma. Trójka posługiwała się dość sfatygowanymi remingtonami. Mierzyli w otwór witryny, jednocześnie wciąż się doń zbliżając.

- Jest sama...
- szepnęła do towarzysza Iskra - Podziwiam jej odwagę i to jak walczy, ale jeśli zabiła tego chłopca... niech sczeźnie. - dodała twardo.

Śledząc uważnie rozwój sytuacji, Arya wyjęła jedną z kart Tarota i obróciła w stronę, gdzie znajdował się budynek, będący chwilowym schronieniem Zemsty. To był Sąd Ostateczny - karta “karmy”. Jeśli więc kobieta zasłużyła na śmierć, ta ją dopadnie. Jeśli zaś jest niewinna, Los winien jej sam pomóc.

Ręka jej zadrżała. Działanie tarota było niemal fizyczne. I nic dziwnego przy tak silnym zaklęciu. Już raz użyła tej karty w Wildstar. Wtedy miała zadziałać między innymi na Selmę. Jednak w tamtym przypadku efekt potrzebował czasu. Teraz miała ujrzeć jego bardziej teraźniejsze działanie.

Rewolwerowiec stał i obserwował w milczeniu całą sytuację.
- A jeśli to nie ona? - zapytał spoglądając na truchło chłopca.
Dłonie miał blisko rewolwerów. Trzech to nie dużo a jeszcze w tej sytuacji. Pójdzie gładko.
Czekał jednak na decyzję Aryi, jakby to w jej dłoniach leżało czy ma się wtrącać czy być biernym uczestnikiem wydarzeń.

- Tarot będzie wiedział. - powiedziała z uporem.

Skinął głową. Ufał jej więc czekał na dalszy rozwój wypadków.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 16-03-2017, 21:06   #106
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Zemsta oblizała spierzchnięte wargi.
- No co? tak bardzo byliście ciekawi, tak dobrze i mocno czuliście się szlachtując tego dzieciaka prawda? To uczucie, jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie. - kobieta z siostrami w dłoniach ruszyła w stronę schodów, pociągała głęboko nosem. - jednak za co tak naprawdę teraz chcecie umrzeć? bo wybaczcie… nie bardzo kojarzę. - drwiła - ale, bez różnicy, mój koń lubi mięso, świeże mięso - Zemsta roześmiała się od łaskotek kochanka.
Była już blisko schodów, gdy ujrzała pierwszego z mężczyzn. Trzymał w dłoni spencera ze srebrnym okuciem. Za nim podążał drugi towarzysz. Obydwaj nie zamierzali podejmować prowokującego dyskursu.
Pierwszy wnet nachylił się, aby kompan mógł również otworzyć ogień.
Dwójka zaatakowała… ale wszystkie pociski minęły ją. Kątem oka dostrzegła jak jedna z kurtek dosłownie szamocze się w miejscu pod wpływem strzałów. Musieli wziąć powieszone ubranie za nią właśnie. Ciężko szło w to uwierzyć, zważywszy że stała tuż przed nimi. Przez chwilę poczuła tu coś w rodzaju zewnętrznej ingerencji, choć mógł to być sygnał od postawionych na baczność zmysłów.
Atakowała w tym samym momencie. Pierwszy mężczyzna zakończył żywot z kulką w sercu. Stoczył się po stopniach tak donośnie, że aż słyszała chrupnięcie jego kręgosłupa. Drugi otrzymał ołowiany prezent wprost w środek czaszki. Oczy zaszły mu bielmem, zatańczył niezgrabnie i upadł.
Czuła się, że to było… bardzo właściwe. Na swoim koncie posiadała już całe multum trupów i każdy zasłużył sobie na parszywą śmierć. Mimo to, miała teraz wrażenie jakby się coś dopełniło. Że właśnie powinna tu być, z dymiącymi siostrami w dłoniach, a ci skurwiele leżeć martwi na podłodze.
Nie skończyły się ich pośmiertne drgawki, gdy z góry doszło Zemstę jakieś szuranie. Dosłownie tuż nad jej głową coś właśnie postąpiło lub szurało.
Jeśli autor notki nie blefował, czysta kalkulacja wskazywała na przynajmniej kilku szubrawców więcej. Dlatego nie dziwił specjalnie fakt, gdy na ulicy rozległy się odgłosy kolejnych wystrzałów.
Zemsta westchnęła tak głośno jak tylko było można, przekrzywiając głowę i zerkając na trupa z przekręconym karkiem. Strzeliła dwa razy z przyłożenia w czaszkę nieboszczyka rozszczepiając ją tym samym na dwoje. W tym samym czasie przeładowywała drugą z sióstr.
- Ejtam! szczycie ze strachu może!? - zawołała wesoło do góry - spokojnie!... - schyliła się by podnieść odłupany kawałek potylicy denata, po czym cisnęła nim na półpiętro schodów - tu! macie nocnik! - zakończyła wpadając w iście obłąkańczy śmiech.
- Umiecie jeszcze się modlić? może wam pomogę? - Zemsta mówiła głośno nasłuchując jednocześnie czujnie dźwięków otoczenia:
- Ojcze mój, któryś jest w Piekle
Przeklęte jest imię twoje
Daj mi siłę, bym nigdy nie wybaczyła żadnemu skurwysynowi, którego nosi jego matka - kurwa Ziemia.

Amen!
Zemsta zaczęła strzelać w sufit, tam gdzie spodziewała się, że znajdują się “stwory żywe”.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 17-03-2017, 08:26   #107
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ahab czekał nadal na sygnał od Aryi. Z jednej strony ręce go świerzbiły, a z drugiej poproszono go o coś. Była częścią jego życia, i musiał pokazać że, traktuje ją jak równą sobie. Czekał więc, bacznie obserwując całe zajście. Nawet gdy usłyszał co spotkało tego dzieciaka, nie ruszył się z miejsca. Mimo że, piekło w nim zaczynało się odzywać. Ogień sprawiedliwego, ustąpił przed...Iskrą. Bo to od iskry płonął każdy stos. Od iskry płonęły lasy i miasta. I to również miało zapłonąć. Arya położyła dłoń na ramieniu Ahaba, nachylając się nad jego uchem.
- Teraz wiemy, kto zabił dziecko. - szepnęła - Niech piekło zemsty ich pochłonie.

Nawet nie wiedziała jak była blisko prawdy w tym ostatnim stwierdzeniu.
Rewolwerowiec skinął tylko głową, a potem obie dłonie sięgnęły po dwa rewolwery. Te zostały dobyte w ułamku sekundy i mroczną alejkę rozjaśnił błysk, który wydobył się z obu luf. A z nich zaczął pluć ołów. Trzy cele, więc nie więcej niż sześć kul zostało posłanych w kierunku mężczyzn. Zaskoczenie oraz celność to była przewaga strzelca w tym momencie.
- Niech się stanie - wyszeptał tylko Ahab.

Zduszony krzyk zapowiedział śmierć pierwszego z mężczyzn. Drugi dostał w brzuch - upadł na ziemię. Jeśli Ahab nie miał zamiaru go zaraz dobić, tamten mógł się jeszcze tak wykrwawiać dłuższy czas. Rana postrzałowa w tym miejscu skazywała na długie oczekiwanie kostuchy, która w tym przypadku byłaby wybawieniem.
Trzeci okazał się najbardziej zręczny. Sycząc jak kobra, uskoczył i dosłownie przekoziołkował z powrotem do budynku, z którego atakujący pierwotnie wybiegli.
Mężczyzna leżący na środku alei zaklął szpetnie i powiedział coś o rodzinie rewolwerowca do trzech pokoleń wstecz. Tymczasem uciekinier nie wynurzał się z budynku. Dopiero po chwili nastąpił wystrzał. Niecelny, ale niebezpiecznie bliski Ahaba. Ledwie dwa kroki od niego kula ugrzęzła z świstem w ziemi, uderzając go grudkami po twarzy. Teraz zrozumiał. Deski na parterze były dość sparciałe i wybrakowane. Facet używał luk weń, aby ostrzeliwywać swoje cele. Posługując się strzelbą, nie dawało mu tu wiele swobody w ruchach. Sam jednak stale zmieniał pozycję. Tym samym pozostawał niewidoczny i mógł teoretycznie ustrzelić każdego, kto zechciałby zbliżyć się do wejścia.
Sparciałe deski dawały przeciwnikowi przewagę, ale były jednocześnie jego zgubą. Rewolwerowiec wystrzelił z pierwszego rewolweru cztery kule, które poleciały w tym samym kierunku. Miały one po prostu przebić się przez deski, tak by dosięgnąć uciekiniera. Gdyby ta seria nie pomogła, Ahab zamierzał wykorzystać drugi magazynek. Kul miał trochę pod ręką. A ciągły ostrzał też nie pozwalał przeciwnikowi się skupić.
Przeładowywał rewolwery jakby stanowiły dziecięce zabawki. To z resztą była jedna z jego słynnych umiejętności. Powiadano, że Coogan Preacher potrafi uzupełnić magazynki jedząc w tym samym czasie krwisty befsztyk lub dajmy na to, uwalniając niewiastę z przyciasnego gorsetu.
Kule rozorały drewno, które sypnęło kłębem trocin oraz drzazg. W tak utworzonej luce nie dojrzał jednak nikogo. Powtórzył atak. Kolejne deski ustąpiły, odpadając jedna po drugiej lub zwyczajnie łamiąc na części. Spora część parteru była teraz pozbawiona ściany.
Mężczyzna którego ranił, wciąż wił się na ziemi. Szok musiał już minąć, bowiem zaczął ryczeć z bólu jak oszalały. Natomiast chowający się w budynku nie dawał znaku życia. Ahab nadal stał zbyt daleko, aby stwierdzić czy we wnętrzu leży ciało jegomościa lub ma się on całkiem dobrze i tylko blefuje.
Ahab schował się ponownie za rogiem, ponownie napełniając komory rewolwerów. Tym razem zamierzał spokojnie sobie poczekać na dalszy rozwój wypadków. Nie zamierzał odwalać czarnej roboty za nikogo. Po prostu delikatnie pomógł i zmienił układ sił.
Odczekał dłuższą chwilę, wciąż lustrując ulicę. Wreszcie, po około dziesięciu sekundach jego cel wynurzył się z ukrycia. Mężczyzna zdawał się krwawić z każdej części ciała. To cud, że będąc postrzelonym tyle razy, w ogóle się poruszał. Jego kurta była ciężka i czerwona od krwi. Spodnie zwisały dosłownie w strzępach.
Zacharczał i wypluł brunatną plwocinę pod nogi.
- Ty skurwww… - zamachnął się strzelbą i wreszcie upadł na ziemię.
Może i ci tutaj byli bandą szubrawców, lecz nie można im było odmówić determinacji. Ranny oddychał ciężko i bełkotał do siebie. Śmierć wreszcie zlitowała się nad nim i zatrzymała jego nieregularny oddech. Oprych, którego Ahab postrzelił w brzuch nie miał tak prędko odejść z tego świata. Wciąż jęczał i giął w miejscu.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-03-2017, 17:44   #108
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Iskra nie zamierzała ingerować. Jej karta była gwarantem tego, że cokolwiek miało się stać z walczącymi, tak ani ona, ani nikt inny nie mógł już tego cofnąć. Bardziej alarmował ją zwiastun innego problemu. Nagła mieszanka silnych emocji uderzyła jaźń tarocistki zupełnie niespodziewanie. Złość, pośpiech, nieco obaw. Wszystkie mieszały się ze sobą i stawały coraz silniejsze. Nie były to jednak jej myśli. Ktoś w pobliżu działał w obliczu silnego wzburzenia, co niewiasta potrafiła czasem współodczuwać. Impuls nabierał siły. Dołączali zatem jacyś ludzie i bezsprzecznie zbliżali się na miejsce zdarzenia. Być może w liczniejszym gronie niż to, które dotychczas udało się spacyfikować. Inaczej czułaby aurę o wiele słabiej, jeśli w ogóle.
Nie mogli się wszakże spodziewać, że Selma przeczeka zamieszki we własnym mieście z zawieszonymi rękoma. Możliwe, że Iskra i Ahab poradziliby sobie również z nadciągającą oddziałem. Istniała też opcja, gdzie wysłannicy o nerwowej psyche nie szli konkretnie po nich. Pytanie tylko jak długo dało się zwodzić los oraz liczyć na szczęście. Kobieta w czerni nadal nie opuszczała domostwa, co tylko oddalało odpowiedź.
Coogan wciąż patrzył przed siebie. Zdawał się być nieświadomy nowego zagrożenia.
- Ktoś tu idzie, nie powinni nas z tym łączyć - powiedziała cicho Arya do towarzysza, łypiąc nerwowo w stronę domu, gdzie ukryła się kobieta.
Nie zaproponowała jej, by do nich dołączyła. Wciąż czuła swoistą nerwowość na myśl o nieznajomej, jakby coś w niej było znajome, ale nie potrafiła tego nazwać. To uczucie irytowało Iskrę.
Ahab przytaknął głową. Iskra miała rację. Trzeba było się zwinąć. Nie trzeba było im kolejnej dyskusji z Selmą. Już kiedy zawracali, doszły go jeszcze słowa wypowiadane przez nieznajomą.
- Ojcze mój, któryś jest w Piekle
Przeklęte jest imię twoje
Daj mi siłę, bym nigdy nie wybaczyła żadnemu skurwysynowi, którego nosi jego matka - kurwa Ziemia.
Amen!

Dość powiedzieć, że nie sugerowało to jakichkolwiek kompromisów. Właściwie, przemowa bardziej przypominała rzeczy, które powiedziałby niegdysiejszy Ahab.
Spojrzał na Iskrę:
- Pomogliśmy wariatce. Selma będzie miała co robić.
Kiwnęła tylko głową, wycofując się.

Zemsta pociągnęła za spust. Ten na górze, ktokolwiek to był, uskoczył w bok. Usłyszała gruchnięcie o deski i tam natychmiast skierowała lufy. Kolejne pociski bezlitośnie dziurawiły drewno. Cel musiał miotać się jak w tańcu szaleńca, lecz nie mógł posiadać takiego refleksu, co ona. Za czwartym razem spomiędzy desek nad jej głową spłynęła czerwona kropla. Potem dwie. Wkrótce ujrzała już cienką strużkę krwi. Teraz zadanie było aż nazbyt łatwe. Kolejny wystrzał i nieprzyjaciel upadł na podłogę. Posoka oblewała ją niczym wiosenny deszcz.
Pokryta szkarłatem Zemsta weszła spokojnie na piętro. Smuga juchy ciągnęła pomieszczenia sąsiadującego z hallem. Była to pracownia krawiecka - na stołach postawiono kilka maszyn do szycia, obok leżały bele materiału oraz większe szpule. Brodaty strzelec doczołgał się tutaj w żałosnej próbie ucieczki. Siły jednak opuściły go nazbyt szybko. Nim oprawczyni weszła do środka, on wydał już ostatni dech.
Zemsta zbliżyła siuę do okna. Na ulicy leżały trzy trupy. Jeden facet wciąż żył i usilnie próbował powstrzymywać strzępy własnego żołądka przed wypłynięciem na zewnątrz. Ktoś jej pomógł - dziwna i rzadka rzecz w tym popieprzonym świecie. Spojrzała dalej, za najbliższe budynki. Tuman kurzu wznosił się spoza trzech kolejnych alei. Spomiędzy kłębów wyłonił się obraz tuzina jeźdźców. Zarówno mężczyźni, co niewiasty nosili kościane maski, a same usta zasłaniali chustami. Czarne płaszcze łopotały złowieszczo za nimi, uderzając coraz o końskie zady. Oddział, jak mogła się tego sama domyślić, zmierzał bezpośrednio na miejsce zdarzenia.
Z pewnością nie była to grupa, która zamierzała z nią rozmawiać. Już podczas jazdy wyjmowali rewolwery typu Smith & Wesson. Dwóch mężczyzn miało przy sobie buntliny. Były to pistolety o kuriozalnie długiej wręcz lufie. Mogła być dumna. Doceniono ją, przesyłając coś na rodzaj oddziału do zadań specjalnych.


Jak każdego dnia Wielebny spędzał czas w kaplicy. W pomieszczeniu znajdował się tylko jeden mosiężny krzyż na wschodniej ścianie oraz dwa rzędy prostych ław. Ojciec Rafael uważał, że wszystko inne mogłoby odciągać uwagę od świętego obowiązku modlitwy. W świecie, który uznał za kompletnie plugawy i pozbawiony nadziei, nie zamierzał już nawracać dobrym słowem. Pozostała mu tylko rozmowa z Najwyższym. No i ołów, rzecz jasna.


Klęcząc przed krzyżem, wciąż przekładał w rękach srebrne pociski. Wypowiadał słowa bardzo cicho, jednakże z głębokim przekonaniem co do ich słuszności.
- Panie, choć jestem grzeszny i słaby, wspomóż mnie swą mądrością oraz siłą.
Amunicja zręcznie przeskakiwała pomiędzy kolejnymi palcami jak podczas kuglarskiej sztuczki. Odliczył jedną sztukę i to samo uczynił z następną.
- Niech moje grzechy będą lekcją, z której wykuję wolę trwalszą niźli stal…
Wyjął i uścisnął kolejny pocisk.
- Zbaw to miasto i pozwól mi oczyścić je z zarazy.
Następny.
- Ty jesteś mieczem i sprawiedliwością.
Usłyszał za sobą kroki, lecz nie zamierzał jakkolwiek reagować. Wikary znał zasady. Nie powinno go tutaj być.
Młody, ledwie szesnastoletni chłopak zbliżył się do chlebodawcy. Czuł jak drżą mu nogi, a gardło wysycha na wiór. Sądził, że gdy za chwilę otworzy usta, nie będzie w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Może i tak byłoby lepiej - gdyby został zwolniony ze swojego raportu.
Ale ktoś musiał to powiedzieć Rafaelowi.
- O-ojcze…
Tamten ostentacyjnie zgrzytnął zębami i zaczął przezeń cedzić słowa.
- Mówiłem ci, że nie chcę aby zakłócano mój spokój kiedy jestem przy ołtarzu. Czy mówię w języku czerwonoskórych dzikusów, że czegoś nie rozumiesz?
Wstał i westchnął głęboko. Wyglądało, że to koniec na dziś. Dialog z Panem był święty. Nie można go było ot tak przerwać i znów podjąć.
Młody chłopak odgarnął z nerwów kupkę kruczoczarnych włosów. Zawsze miał ciarki, kiedy widział surową twarz ojca Rafaela. Być może miał z tym coś wspólnego fakt, iż widział na własne oczy jak ten parę lat temu własnoręcznie wycinał na czole równy symbol krzyża. Blizna pozostała idealnie wyraźna i dokładna.
Rafael nachylił się.
- Po wtóre, powtarzam niejednokrotnie. Tutaj możesz mówić jedynie szeptem.
Wikary pojął uwagę aż za nadto. Podszedł bliżej i nie bez strachu nachylił do ojca. Kiedy wyszeptał mu kilka słów, ten zastanawiał się tylko chwilę.
- Na co jeszcze czekasz durniu? Bierz wierzchowca i ostrzeż ludzi. Ja pójdę na wieżę.


Ahab oraz Iskra oddalali się z miejsca zdarzenia. Jednym była pomoc osobie, która mogła teoretycznie być po ich stronie. Czym innym zaś wspomożenie kogoś z tak szaleńczymi zapędami.
Przeczucie nie myliło Iskry. Znajdowali się między budynkiem apteki a zakładem grabarza, gdy odebrała sygnały szczególnie mocno. Złość, kipiąca wściekłość. Tamci musieli już ujrzeć ciała.
Coś się nie zgadzało, o ile cokolwiek działało sprawnie w tym mieście. Amok oraz chęć zabijania zaczęły ustępować czemuś innemu. Rzeczy na wskroś prymitywnej i przez to posiadającej znaczną siłę oddziaływania. Strach. Narastał w kilkunastu sercach i po kilku sekundach zmusił grupę do odwrotu.

Zemsta widziała jak oddział, który jeszcze przed chwilą zmierzał w celu konfrontacji, teraz zaczął pierzchnąć. W mieście rozległ się wibrujący dźwięk dzwonów. Ktoś w oddali krzyczał, ale nie potrafiła rozpoznać głosu.

Dwójka aż przystanęła, kiedy minął ich chłopak na śniadym kucu. Pędził jak w amoku, w jednej ręce dzierżąc lejce, a drugą układając w kształt trąbki.
- Ludzie! Kryć się kto żyw! Magus do miasta idzie!
Czuli się podobnie, jak w momencie kiedy pierwszy raz przybyli do miasta. Drzwi oraz okiennice zatrzaskiwały się w ekspresowym tempie.
Zmieniło się powietrze. Zdało być naelektryzowane i metaliczne, gdy otworzyć usta.
Zadął mocny wiatr. W normalnych warunkach nawet lekki powiew był błogosławieństwem. Teraz przynosił on tylko kroczące po plecach serie dreszczy.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-03-2017 o 10:03.
Caleb jest offline  
Stary 25-03-2017, 21:47   #109
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
- Ej no weź nie oszukuj! - Zemsta wrzasnęła poprzez pękniętą szybę okna w stronę dogorywającego na skwerze rzezimieszka. Następnie kobieta strzeliła w dłoń mężczyzny, która przeszkadzała jego kichom ulać się w pełni na piach ulicy. Zemsta nie lubiła półśrodków, nie ma czegoś takiego jak “prawie martwy” ten kto wchodzi jej w drogę musi być tylko i wyłącznie w pełni, bezapelacyjnie martwy.
Facet wydał z siebie nieludzki krzyk. Pułap bólu który odczuwał, musiał go już bodaj pozbawić zmysłów. Nie miało to znaczenia. Jucha wylała się strumieniem na ziemię wraz z fioletowo-czerwonymi kichami.
Dopiero, kiedy siostry zostały przeładowane i spoczęły gotowe na jej udach, kobieta zajęła się własnym stanem. Urwała kawałek materiału, którego w pomieszczeniu nie brakło i opatrzyła postrzałową ranę.
Kiedy rozległy się dzwony a jeźdźcy pierzchli, Zemsta uśmiechnęła się z przekąsem. Nawet martwy świat wciąż targany był prawami natury. Zamieszkujące go zwierzęta, niezależnie czy pożywiały się właśnie czy polowały, musiały dostosowywać się do działających na nie żywiołów. Uciec przed ogniem, niesionym wiatrem piachem, burzą, szarańczą czy innymi. To były zasady które naginać można było tylko trochę i stosować się do nich musiała nawet sama Zemsta. Przynajmniej do czasu gdy jej wzrok spocznie na martwym ciele Le Monda.
W mieście panowało jakieś zamieszanie. Ostatni mieszkańcy biegli w kierunku ganków swoich domostw, jakby te ostały się ostatnim bastionem na padole łez. Z któregoś domu obok doszedł zduszony szloch.
Strach. Emanował zewsząd. Cokolwiek zmusiło oddział do wycofania, kładło się cieniem na duszach wszystkich mieszkańców Wildstar. Sama Zemsta nie pozostawała obojętna na zmiany, które zachodziły w okół. Niebo zdało się lekko przyćmić, a w powietrzu unosiła dziwna woń. Przywodziło to na myśl fuzję ozonu znad odległego morza i zapachu jaki czuło się w pracowni ślusarza: smaru, oleju tudzież żelaznych opiłków.
Szła przez pustą ulicę, zupełnie jakby kroczyła w mieście umarłych. Podobno takich osad nie brakowało na terenach marchii. Zupełnie opuszczonych, pozbawionych żywej duszy, choć bez żadnych śladów napaści. Tutaj miało się podobne wrażenie. Jak gdyby wszyscy mieszkańcy Wildstar zniknęli w parę chwil.
Dlatego też bez trudu zlokalizowała dwójkę ludzi. Obydwoje szli bodaj mając za nic ukryte dotąd zagrożenie. Więcej nawet. Kobieta kroczyła z podniesioną głową, jakby tylko prowokując to, co miało nadejść. Jej towarzysz był skupiony, gotowy do reakcji niczym dzikie zwierzę.
W pobliżu dostrzegła również jakiegoś jeźdźca. Twarz młodego ledwie obrosła pierwszym w życiu zarostem. Zrobił kolejne okrążenie na smagłym kucu, następnie zawrócił do dwójki.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 31-03-2017, 12:27   #110
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Arya podniosła głowę, a w jej oczach pojawiło się prawdziwe zainteresowanie. Magus dotarł do Wildstar. Z jakiegoś powodu nie wątpiła, że to ten sam, którego widziała, uciekając przed burzą. Ten sam, który nieraz niby kot przecinał jej ścieżkę, choć nigdy tak naprawdę się nie spotkali. Czy teraz wybiła godzina ich spotkania? Iskra spojrzała na Ahaba i uśmiechnęła się czule, choć nie bez odrobiny smutku. Magus wszak przypominał jej kim ona sama była. Tarocistką. Mogła być sobie kobietą, kochanką, może nawet żoną i matką, ale zawsze wpierw była i będzie służką Losu.
- Pójdę się przywitać. - powiedziała i spięła ostrogi, kierując Dzikusa w przeciwną stronę, skąd nadjechał chłopak.

Rewolwerowiec spojrzał uważnie na Iskrę. W jego ostrym wzroku poza gotowością, można było dostrzec i troskę. Koń na znak Ahaba zatrzymał się, a ten po prostu zsiadł z niego. Rewolwerowiec sprawdził raz jeszcze magazynki, a pierwszą kulę wyjął i chuchnął na nią. Tak na szczęście. A potem włożył ją do pustej komory. Broń znalazła się w swoich kaburach, czekając na moment gdy nadejdzie potrzeba użycia jej.

Magus. Człowiek w czerni. Ścigali go, czy podążali za nim. Chyba nadchodził moment, gdy mieli się przekonać. On najchętniej by wpakował mu z dwie kulki ołowiu między oczy. Druga tak dla pewności byłaby. Na razie jednak nie odzywał się, tylko ruszył powoli za Arya. Dłonie miał niebezpiecznie nisko opuszczone, a widok chowających się w popłochu ludzi, zwiastował tylko jedno. Oni i Magus spotkają się bez dodatkowych świadków. No chyba że, Selma postanowi czynić honory gospodarza “domu”. A z nią nigdy nie było nic wiadome. Poza jedną rzeczą, nie należała do kobiet, które lubiły odmowę. On z natury nie lubił ulegać nikomu.

Ahab stawiał powolne kroki, na kurzącym się podłożu. Powietrze, które zdawało się być naelektryzowane, zdawało się zwiastować panujące dookoła napięcie. Oczy Rewolwerowca były czujne i baczne, choć on sam zdawał się być rozluźniony. Nic bardziej mylnego. Był jak grzechotnik, który tylko czeka na dogodny moment do ataku. Magus, siła której nie rozumiał i która go przerażała. Nie bał się jej w normalnym słowa tego znaczeniu, ale była czymś czego jego rozum nie pojmował. Dlatego pozwolił Aryi iść pierwszej. Dlatego to była jej rozgrywka na razie. W razie czego ołów przemówi. Głos Pana rozlegnie się w tym zapomnianym przez Boga miejscu.*

- Zwariowaliście? - jego rozważania przerwał głos młodego chłopaka z delikatnymi śladami ospy na facjacie.

To był ten sam szczyl, który bił na alarm. Najwyraźniej sprawdzał czy wszyscy znaleźli dla siebie bezpieczne miejsce.

- Nie możecie ot tak spacerować po mieście, kiedy magus się tu zbliża - jego przerażone oczy skakały to po Ahabie, to znów po Iskrze - Jeśli nie macie gdzie się podziać, znajdziecie azyl u nas w kościele. Ale na moc Najwyższego, nie wolno wam tu zostać!
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172