Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2017, 23:22   #131
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

CORVETTA FENIKS, W DRODZE NA EREBUS

Leena wiedziała, jak zepsuć zabawę i to w chwili, gdy strzelec potrzebował się odprężyć, jak nic, kurwa, innego. Jak tam sobie chciała. Nigdy więcej nie zaprosi jej na popijawę. Chuj z nią. Obdarty z dobrego nastroju, przemierzał mesę, co jakiś czas podnosząc zagubioną butelkę i lobem posyłając ją w kierunku utylizatora z otwartą pokrywą. Dla większego wyzwania chodził głównie po przeciwległym krańcu pomieszczenia, to i kilka razy zdarzyło się nie trafić. Nic sobie nie robił, że w wyniku jego "porządków", burdel się powiększał. Odłamki szkła ponownie błysnęły rozjeżdżając się po podłodze, a hałas flaszki rozbitej o kontuar zakłuł dźwięcznie w uszy.
- Szlag, z dwóch kubłów, które widzę, wybrałem niewłaściwy - mężczyzna zaśmiał się cynicznie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Ujął kolejną butelkę, ta nie była całkiem pusta. Przeszła mu jednak ochota na picie. Jebać tasiemca, jego meneli i śmieci po nich. Pierwszy, kurwa, oficer w roli sprzątaczki. Zapamięta to sobie, wszystko zapamięta, a winowajców utopi w kiblu. Gdzieś tu sobie smacznie spali na statku. Przejechał palcem po blacie, znajdując na nim ślad krwi i jeszcze więcej na podłodze... więc to ci co byli u Doc'a. Dobry początek tropu. Na jego twarzy pojawił się złośliwy grymas.

Bix donośnie beknął i zaleciało spirytem na pół mesy, wyraźnie wskazując że i on jest nie bez winy. Chwiejnym krokiem łaził i rozmazywał brud mopem po podłodze, sprzątanie nijak mu nie szło.
- W chuja mnie zrobili pierdolońce, sami se cyberlalę wypierdolcie - mruknął pod nosem. Nie pamiętał dokładnie co się stało, taka banda zasrańców nawet nie powinna go drasnąć, a co dopiero powalić. Musiało być coś w tej wódzie, no bo przecież był wciąż trzeźwy - Ty, Night, na chuj my się męczymy? Choć damy komuś parę kredytek niech to za nas zrobi.

Pomysł niezły. Strzelec spróbował nakierować neurony na objazd, by znaleźć kto się nada, bo w mózgu główne arterie wymiany danych przechodziły właśnie remont generalny z młotami pneumatycznymi i zdzieraniem asfaltu włącznie. Postukał wnętrzem dłoni w ucho, by rozgonić wszechobecny chaos.
- Wątpię, by frajer się nawinął... możemy zamknąć mesę do odwołania i wypierdalać każdego kto się napatoczy bo ten, przerwa, kurwa techniczna i niech żrą gruz do samego Erebus - już wiedział czego mu trzeba, wielofunkcyjnego wyrzutnika odpadów, zwanego concussion rifle.


- A kto powiedział że musi być frajer.... - mruknął Bix i zacisnął pięści aż chrupnęły. - Może Vis ma jakiegoś cybersprzątacza? Albo złapię kogoś i każę odpracować jebany transport sprzątaniem. Kurwa wyjebali mnie. A mese trzeba ogarnąć, Pani Kapitan kazała.

- Mówiła też coś o pięciu minutach - strzelec był bezlitosny. Przysunął sobie krzesło, na które opadł z ulgą. Odchylił głowę do tyłu, rozmasowując skronie. Próbował powstrzymać zawroty. - Miałem pomóc, to pomogłem, ile zdołałem.
Przymknął powieki, w bezruchu wpatrując się we wlot kanału wentylacji.
- Z resztą, po mojemu jest już czysto... - chyba sufit faktycznie pomylił mu się z podłogą.

- Kurwa - skwitował Bix i zaczął sprzątanie awaryjne, polegające na upychaniu brudu po kątach i szafkach, w razie jakby rzeczywiście po pięciu minutach Lena przyszła na kontrol.

Night najpierw usłyszał kroki, potem zobaczył niewyraźną sylwetkę, bo i oczy zmrużył od rażącego światła, a bujając się na krześle, mocno odchylony, widok na wejście do mesy miał akurat w linii, z tym że odwrócony do góry nogami. Postać zawahała się i ku chwale ojczyzny, bo właśnie panowała tutaj "przerwa, kurwa, techniczna" z wiszącym w powietrzu ciężkim wpierdolem. Przeczuwała, że wejście do środka grozi gwałtem analnym, wyrzuceniem za drzwi z okazyjnym zahaczeniem głową o framugę i ostatecznym utopieniem w kiblu. Strzelec już się ucieszył na realizację wcześniej ułożonego planu, bo i instynkt w końcu zawiódł gościa. Bezrozumnie zaczął toczyć się w stronę automatu z żarciem. Mężczyzna wyciągnął rękę z soczystym "wypierdalaj" na ustach, drugą sięgając po concussion rifle, którego jednak nie było tam gdzie powinien, chyba finalnie zapomniał po niego pójść. Nic to. "Wypierdalaj" urwało się po krótkim "wy", gdy tylko Nightfall usłyszał głos Isabell. Stracił równowagę od nadmiaru wrażeń i lecąc w dół razem z krzesłem, zdołał jeszcze tylko wybrnąć.
- Wy... wybierz czerwone, najlep
Potem przywalił potylicą w podłogę i już za wiele nie powiedział. Trzymał się za to za łeb i mamrotał całkiem inspirujące wiązanki.

Usłyszał i dodatkową, choć ta nie padła z jego ust, a Isabell, klęczącej już obok niego na podłodze:
- Ty idioto… jesteś cały?? - Powiedziała dziewczyna, wyraźnie przestraszona.

- Ta, cały, dlaczego pytasz? - Powiedział Bix odwrócony plecami i najwyraźniej nieświadom zajścia.

- Widzę anioła... - mężczyzna wpatrywał się w świetlistą istotę tuż nad sobą. - Cudnego anioła śmierci... chyba już po mnie - zakasłał agonalnie.

- Okeeeej - Przeciągnęła wypowiedź Isabell, po czym… po czym odstąpiła od strzelca, nawet nie pomagając mu wstać. Najwyraźniej doszła do wniosku, że skoro nie leje się krew, to nic wielkiego mężczyźnie nie jest? Do tego nadal miała humorki odnośnie jego osoby? Pewnie i oba fakty grały znaczenie, w tej chwili jednak Nightfall nie za bardzo umiał to sobie wszystko poukładać…

Night zebrał się z podłogi rozmasowując tył głowy. To samo nieszczęśliwe miejsce, w które dostał tuż przed odlotem z Bellateera. Bolało, ale kto by się przejmował. W pełni sprawny mózg był przecież przereklamowany.
- Iss, chciałbym z tobą pogadać, to ważne - stłumił syknięcie, gula pod palcami wciąż rosła, rozejrzał się za czymś chłodnym. Chwycił metalową tackę i przyłożył do guza. - Tak naprawdę mamy dwie opcje. Zostajemy tutaj, a wiem, że na pewno zrobi się grubo. Z możliwym więzieniem i śmiercią włącznie, albo wysiadamy przy najbliższej okazji i zaczynamy nowe życie. Nie chcę zostawiać Leeny i reszty w chwili próby. Może nie wyglądają, ale to porządna banda. Z drugiej strony, jeszcze bardziej nie chcę by cokolwiek ci się stało, więc ten... obstawałbym za dwójką.

Palec Isabell zamarł w pół ruchu przy automacie żywieniowym, tuż przed jednym z przycisków. Odetchnęła głęboko, co było wyraźnie słyszalne, spojrzała w podłogę, znów na automat, po czym nacisnęła w końcu przycisk.
- Night... - Zaczęła, ale przerwało jej głośne “Ekhem!”, dochodzące z wejścia do mesy. W drzwiach stała Leena, oparta o framugę, z założonymi rękami i fajką w kącikach ust. Jak długo tam stała, co słyszała, co widziała? Bix zdębiał, zwłaszcza na widok blastera przy pasie, z odbezpieczonym zapięciem samej kabury.

- Już kończę, Pani Kapitan! Już kończę! - Młot próbował zamknąć szafkę w której upychał puste flaszki i brudne szkło - I to nie moja wina! To te ślimacze przybłędy!.




Leeena. Jak zwykle w "odpowiednim" momencie. Tu się waży jego przyszłość, czeka na istotną odpowiedź, a ta ładuje się z jakże elokwentnym “ekhem” i dla podkreślenia mocy urzędowej, po zastosowaniu znacząco wymownej pauzy, zaraz pewnie zacznie smęcić o durnym porządku w mesie. No dajesz w końcu. Dajesz. Nie każ na siebie czekać, jak bąk, który nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia, powoduje koszmarne wzdęcia. Night popatrzył jeszcze z nadzieją na Iss, ale chyba już było po temacie.

Leena pomaszerowała wprost do Bixa. Stojąc przed potężnym mężczyzną, zadarła głowę w górę, spoglądając jemu prosto w oczy. Przewyższał ją zdecydowanie o metr, albo i więcej, mimo to, pani kapitan zdawała się nie zważać tego “drobnego” szczegółu. Spojrzała na kloca z zawziętą miną.
- Za pół godziny, w mojej kajucie - Wycedziła, wymownie tykając go palcem w tors. Następnie spojrzała na Nightfalla.
- Powiedzmy, że jest posprzątane… wyjaśnij więc, co jest do wyjaśnienia z Twoją kobietą, a następnie widzę was oboje na mostku. Kwestia natychmiastowa.

- Aye Aye, m'am! - odpowiedział posłusznie Bix wyprężony w koślawej postawie zasadniczej.

Night wydawał się lekko zaskoczony. Nie spodziewał się u Leeny aż takiej wyrozumiałości i tolerancji na bajzel. Wytłumaczył to sobie koniecznością naprawdę pilnej odprawy. Skinął głową, po czym ostrożnie zbliżył się do Isabell, muskając jej ramię pod pozorem strzepnięcia jakiegoś niewidzialnego pyłku. Starał się odnaleźć jej wzrok. Uśmiechnął się ciepło.
- Mam wrażenie, że również zżyłaś się z tą bandą wariatów. Ciężko byłoby tak po prostu wysiąść, hmm? Nie martw się, damy radę. Cokolwiek postanowimy.

- Ok... - Odparła cicho dziewczyna, spoglądając na niego przelotnie. Uśmiechnęła się niemrawo na drobną chwilę, po czym wyciągnęła z automatu wybraną wcześniej porcję jedzenia - Idę na chwilę do Becky, zaniosę jej obiad - Powiedziała Isabell, po czym odeszła od Nighta.

~*~*~

Strzelec przekroczył próg, zastanawiając się, o cóż może chodzić i czy na miejscu będą też jacyś inni delikwenci. Jeśli miała się odbyć większa narada, to trochę kijowo, alkohol wciąż szumiał mu w głowie i nie czuł się całkiem w formie. Zbliżył się do fotela, na którym siedziała Leena, spoglądając jeszcze na drzwi, czy ktoś za nim nie podąża.
- Tak, pani kapitan? - zaznaczył swoją obecność. Z mostka, jak z żadnego innego miejsca na statku można było podziwiać widok za kokpitem, a krajobraz lotu w nadświetlnej zawsze był niepokojąco hipnotyzujący.

- Wytrzeźwiałeś chociaż trochę? - Spytała Leena, okręcając się na fotelu w stronę mężczyzny. W dłoniach miała jakieś małe, metalowe pudełko.

- Nie było wiele czasu, a moc wódy spora - odparł mężczyzna - I tak się dziwię, że mnie nie ścięło.

- To siadaj, zanim mi się tu przewrócisz na pysk - Kobieta wskazała na fotel blisko niej - I mam nadzieję, że skończyłeś już z tym Bixowym bełkotem, i możemy porozmawiać normalnie?

- Nie do końca bełkotem, wiesz że największy odsetek samobójstw jest wśród ludzi z wysokim ilorazem inteligencji? - Night zapadł się w fotelu, te w sterówce były naprawdę wygodne, z regulacją, amortyzacją i bajerami. - A Bix, Bix dorwie byle wielką spluwe, chuj że nie może w nic trafić, ważne że jest duża i robi wielkie wybuchy. I jest szczęśliwy - strzelec splótł ręce na brzuchu. - Zero zmartwień, zero planowania... Jasne, możemy, o czym chcesz porozmawiać?

- Tu jest kopia danych z tej cholernej, pamiętnej stacji - Powiedziała Leena, po czym rzuciła pudełko Nightowi - Schowaj to gdzieś, skopiuj ponownie, umieść gdzieś w schowku intergalaktycznej sieci...

- Jedyna kopia jaką posiadamy? - strzelec chciał się upewnić. - Lepszy pożytek zrobiłby z tego... kto u nas robi teraz za specjalistę od sieci? Geez, wydawałoby się, że to bezpieczna profesja, a już straciliśmy drugiego hackera.
Nightfall podrapał się po czuprynie.
- Warto by zrobić z tego gwarancje naszego bezpieczeństwa, tak by dane z automatu zostały upublicznione, gdyby coś nam się stało.

- Oczywiście, że to nie jest jedyna kopia. Im jedak ich więcej, i w większej ilości miejsc, tym mamy większe szanse… przeżyć? - Odpowiedziała kapitan, a w tym momencie na mostku pojawiła się Isabell.
- No witam, witam, czekaliśmy - Zwróciła się do niej Leena - Siadaj

Dziewczyna usiadła, wyraźnie ciekawa powodu wezwania. Na Nighta spojrzała przelotnie, choć i tak na tą chwilę kiedy to uczyniła, lekko zamigotały jej oczka.

Strzelec nie wiedział o co kaman. Przecież nie zrobił nic, by aż tak ją zranić. Stwierdził, że łatwiej byłoby mu już ustalić profil psychologiczny nieuchwytnego seryjnego zabójcy na podstawie modus operandi, a potem go złapać, niż zrozumieć Isabell. Zbity z tropu bawił się pudełeczkiem, obracając je w dłoniach.

- Ponoć są między wami jakieś problemy... - Zaczęła Leena, a strzelec już zrozumiał, jak doszło do tej, panującej tu teraz sytuacji - ...chciałabym więc, żebyście sobie wyjaśnili co i jak, i skończyli te różane wojenki. W mojej obecności, albo bez - Kapitan wzruszyła ramionami.

Night wiercił się niespokojnie, nie chciał niepotrzebnie mieszać osób trzecich w osobiste sprawy, z drugiej strony dotyczyło to też w pewnym stopniu Leeny i jego dalszej obecności w załodze.
- Może to i niegłupie. Wyjaśnić sobie wszystko tu i teraz. Prawdę mówiąc to napięcie jest przytłaczające, a nie wiem już za bardzo co mógłbym zrobić - spojrzał pytająco na Iss. Ona też w końcu musiała się zgodzić.

- Niech Leena zostanie - Powiedziała Isabell - No chyba, że Ty nie chcesz? - Spytała strzelca.

- Nie, nie, w porządku. Leena, właśnie zostałaś mianowana naszą osobistą terapeutką - strzelec nawet odetchnął, zawsze był to krok do przodu. Postęp na drodze ku spokojniejszym snom. - Od czego by tu zacząć... no bo ten - przetarł dłońmi twarz. - Ciężko znaleźć kompromis pomiędzy życiem najemnika, a potrzebą stabilizacji. Trzeba w końcu wybrać jedno z dwóch i my jesteśmy blisko takiego wyboru.

Isabell przytakiwała głową, w końcu jednak i sama się odezwała (wielce odkrywczo):
- No… tak, zastanawiamy się, co dalej w niedalekiej przyszłości...

Leena podrapała się po nosie. Wyraz jej twarzy wyrażał coś w stylu pomiędzy “akurat” a “kręcicie”.
- Zdrada - Syknęła z poważną miną, ale szybko się uśmiechnęła - Nie trzymam tu nikogo na siłę, wiadomo, wasza decyzja. Braki w załodze dają się jednak we znaki na każdym kroku, a oprócz tego, mamy wielkie problemy odnośnie pamiętnej stacji… i nie uważam, że to dobry pomysł, by teraz opuszczać Fenixa. Z jednej strony, macie szanse zniknąć gdzieś w tłumie, z drugiej jednak, jak was wytropią, to nie macie żadnych szans, żeby się im jakoś wywinąć… uważam, że jeśli chcecie, możecie iść swoją stroną, ale jeszcze nie teraz.

- Zmiana tożsamości i wtopienie się w tłum nie jest jakimś sporym problemem. Skoro Uchu dał radę. Tym bardziej, że na przeczesanie układów musieliby poświecić bardzo dużo środków. Jeśli kogoś będą chcieli skazać to pewnie poleci kozioł ofiarny. Jedyne co, to mogą się obawiać przechwyconych danych. Parę osób na pewno od jakiegoś czasu cierpi na syndrom siedzenia na bombie. Ci tak, zrobią wszystko, by je odzyskać, a wszystkich którzy mieli z nimi kontakt wyeliminować. No i jest jeszcze reszta, która chciałaby wznowić badania, a brakuje im paru uroczych obrazków z rozpisanym kodem genetycznym. Zagrożenie, że sprzedamy schematy mikrorobali terrorystom też pewnie biorą pod uwagę... - Night wyliczał. - Nieciekawie, pozytywy są takie, że psujemy spokojny sen paru pajacom z Unii.
Zdał sobie sprawę, że odbiegł od tematu, ale w tym tutaj czuł się pewniej, to się nawet sobie nie dziwił.

- Mamy te dane… to nasz as w rękawie, zabezpieczenie. Z nimi nie wyeliminują nas, bojąc się ich upublicznienia, w najgorszym przypadku będą nas chcieli gdzieś zamknąć i wyrzucić klucz, ale właśnie wystarczy, że wspomnimy o owych informacjach i dadzą nam spokój? - Bardziej spytała, niż stwierdziła Leena.

- Ale w sumie to chyba nie było początkiem naszych… no… niesnasek co? - Odezwała się nagle Isabell, wybijając kapitan z tematu. - Huh?

- Nie, nie, zaczęło się od tematu dzieci, prawda? - Night uśmiechnął się nerwowo. - Nie mam nic przeciwko dzieciom, czy założeniu rodziny - dodał szybko. - Ale chciałbym móc zapewnić jakąś przyjemną miejscówkę, z komfortem dorastania, dostępem do edukacji, obecnością rówieśników. Gdzieś, gdzie co chwilę nie walą ogniem krzyżowym.

Leena na moment zbaraniała, a potem zaśmiała się, tak szczerze i otwarcie… a Isabell mało szlag nie trafił. Kapitan to jednak widziała, i szybko do niej skoczyła, po czym przytuliła ją… do cyca. Pogłaskała po główce, jednocześnie drugą dłonią ocierając łezkę wywołaną śmiechem.
- Oj oj oj. No wiecie co… też macie w tej chwili problemy - Chyba specjalnie użyła liczby mnogiej, żeby nie zwalać wszystkiego na Macolitkę. Następnie powiedziała coś, po czym Nightowi przemaszerowała stonoga w lodowatych kapciach po kręgosłupie.
- A wiecie, że w majestacie panującego w całym wszechświecie prawa, jako kapitan statku, mogę udzielać ślubów? - Leena pochwyciła obiema dłońmi buzię Isabell, zwracając ją w kierunku swojej twarzy.

Night zupełnie nie trybił, patrzył na to co się dzieje z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Próbował łączyć różne dziwne rzeczy szarżujące mu właśnie przez głowę. Przypominało to próbę przepchnięcia sześciennego klocka przez trójkątny otwór w tej zabawce co to sprawdzają inteligencję zwierząt. Poziom abstrakcji jednak go przerósł i zdołał powtórzyć tylko za Leeną.
- Ślub?

Na twarzy Isabell pojawił się uśmiech. Taki szczery, pełen radości, i zaczął rosnąć, i rosnąć, i rosnąć, i zdawał się nie mieć końca. Kapitan puściła jej rozradowaną buźkę z wymalowanym na nim, wielkim rogalem, a Macolitka zwróciła się w stronę Nightfalla.
- Hmm… to może ja zostawię was samych? - Zastanowiła się głośno Leena, ale chyba nikt jej w tej chwili nie słuchał. Dziewczyna powoli, krok po kroczku, zbliżyła się do mężczyzny, po czym usiadła jemu na kolanach, zarzucając ręce na kark. Wpatrywała się w jego twarz, niczym w obrazek, z rumieńcami na policzkach, i wciąż z tym wielkim uśmiechem.
- To może ja serio pójdę... - Bąknęła Leena, będąc już tak naprawdę przy drzwiach - Macie pół godziny - Dodała kobieta, już niemal szeptem, po czym zamknięte za nią drzwi oznajmiły cichym sygnałem, iż są zablokowane.

- Bardzo, bardzo istotną rzeczą w związku, a już *całkiem* w jego sformalizowanej wersji jest komunikacja - strzelec obejmował jedną ręką Iss w talii, drugą wędrował po jej udzie. - Tak gdzieś obok wspólnych zainteresowań, podobnych wartości i wzajemnej fascynacji. Skąd miałem wiedzieć? Jak Leena do tego doszła? Czarna magia. Ale musisz mówić takie rzeczy, te ważne jak i zupełnie błahe. Jeśli przeszkadza ci niezakręcona tubka pasty do zębów, nieopuszczona deska, albo chcesz się hajtać, mów, inaczej grozi mi szybkie wpadnięcie w szpony alkoholizmu. Te nerwy i napięcie były nie do zniesienia.

- No wiesz… czasem taka jestem, “zacinam” się w sobie... - Isabell zrobiła przepraszającą minkę - No bo jeśli jesteśmy ze sobą tak serio, serio, to ja bym bardzo chciała... - Zaczęła wodzić palcem po torsie Nightfalla, spoglądając jemu głęboko w oczy.

- Założę się, że na Bellateerze wydarzenia tak wielkiego kalibru są huczne i z poszanowaniem wielu odwiecznych tradycji, hmm? - Night odszukał palcami panel regulacji ustawień fotela i chyba coś wcisnął, coś co zluzowało mechanizm oparcia i dość nagle przeniosło ich do pozycji bardzo półleżącej. Uśmiechnął się niewinnie, że wcale niechcący.

- Oj tam, nie muszę się przy takich rzeczach upierać... - Isabell położyła się bardziej na mężczyźnie, zbliżając swoją twarz do jego twarzy - Obejdzie się bez wielkich ceremonii, zagmatwanych tradycji i tym podobnych, po co się tym stresować - Musnęła jego usta swymi, a jedna z dłoni ześliznęła się powoli w dół, po brzuchu mężczyzny.

- Isabell - w oczach Nightfalla dało się dostrzec drobne ogniki rozbawienia, choć dominującym tonem wciąż pozostawało silne uczucie do dziewczyny. - Czy ty mi się czasem przed chwilą nie oświadczyłaś? - zanurzył dłoń w jej włosach i zdecydowanym ruchem zażądał ponowienia pocałunku.

~*~*~


 

Ostatnio edytowane przez Cai : 03-03-2017 o 23:25.
Cai jest offline