Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-03-2017, 23:22   #131
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

CORVETTA FENIKS, W DRODZE NA EREBUS

Leena wiedziała, jak zepsuć zabawę i to w chwili, gdy strzelec potrzebował się odprężyć, jak nic, kurwa, innego. Jak tam sobie chciała. Nigdy więcej nie zaprosi jej na popijawę. Chuj z nią. Obdarty z dobrego nastroju, przemierzał mesę, co jakiś czas podnosząc zagubioną butelkę i lobem posyłając ją w kierunku utylizatora z otwartą pokrywą. Dla większego wyzwania chodził głównie po przeciwległym krańcu pomieszczenia, to i kilka razy zdarzyło się nie trafić. Nic sobie nie robił, że w wyniku jego "porządków", burdel się powiększał. Odłamki szkła ponownie błysnęły rozjeżdżając się po podłodze, a hałas flaszki rozbitej o kontuar zakłuł dźwięcznie w uszy.
- Szlag, z dwóch kubłów, które widzę, wybrałem niewłaściwy - mężczyzna zaśmiał się cynicznie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Ujął kolejną butelkę, ta nie była całkiem pusta. Przeszła mu jednak ochota na picie. Jebać tasiemca, jego meneli i śmieci po nich. Pierwszy, kurwa, oficer w roli sprzątaczki. Zapamięta to sobie, wszystko zapamięta, a winowajców utopi w kiblu. Gdzieś tu sobie smacznie spali na statku. Przejechał palcem po blacie, znajdując na nim ślad krwi i jeszcze więcej na podłodze... więc to ci co byli u Doc'a. Dobry początek tropu. Na jego twarzy pojawił się złośliwy grymas.

Bix donośnie beknął i zaleciało spirytem na pół mesy, wyraźnie wskazując że i on jest nie bez winy. Chwiejnym krokiem łaził i rozmazywał brud mopem po podłodze, sprzątanie nijak mu nie szło.
- W chuja mnie zrobili pierdolońce, sami se cyberlalę wypierdolcie - mruknął pod nosem. Nie pamiętał dokładnie co się stało, taka banda zasrańców nawet nie powinna go drasnąć, a co dopiero powalić. Musiało być coś w tej wódzie, no bo przecież był wciąż trzeźwy - Ty, Night, na chuj my się męczymy? Choć damy komuś parę kredytek niech to za nas zrobi.

Pomysł niezły. Strzelec spróbował nakierować neurony na objazd, by znaleźć kto się nada, bo w mózgu główne arterie wymiany danych przechodziły właśnie remont generalny z młotami pneumatycznymi i zdzieraniem asfaltu włącznie. Postukał wnętrzem dłoni w ucho, by rozgonić wszechobecny chaos.
- Wątpię, by frajer się nawinął... możemy zamknąć mesę do odwołania i wypierdalać każdego kto się napatoczy bo ten, przerwa, kurwa techniczna i niech żrą gruz do samego Erebus - już wiedział czego mu trzeba, wielofunkcyjnego wyrzutnika odpadów, zwanego concussion rifle.


- A kto powiedział że musi być frajer.... - mruknął Bix i zacisnął pięści aż chrupnęły. - Może Vis ma jakiegoś cybersprzątacza? Albo złapię kogoś i każę odpracować jebany transport sprzątaniem. Kurwa wyjebali mnie. A mese trzeba ogarnąć, Pani Kapitan kazała.

- Mówiła też coś o pięciu minutach - strzelec był bezlitosny. Przysunął sobie krzesło, na które opadł z ulgą. Odchylił głowę do tyłu, rozmasowując skronie. Próbował powstrzymać zawroty. - Miałem pomóc, to pomogłem, ile zdołałem.
Przymknął powieki, w bezruchu wpatrując się we wlot kanału wentylacji.
- Z resztą, po mojemu jest już czysto... - chyba sufit faktycznie pomylił mu się z podłogą.

- Kurwa - skwitował Bix i zaczął sprzątanie awaryjne, polegające na upychaniu brudu po kątach i szafkach, w razie jakby rzeczywiście po pięciu minutach Lena przyszła na kontrol.

Night najpierw usłyszał kroki, potem zobaczył niewyraźną sylwetkę, bo i oczy zmrużył od rażącego światła, a bujając się na krześle, mocno odchylony, widok na wejście do mesy miał akurat w linii, z tym że odwrócony do góry nogami. Postać zawahała się i ku chwale ojczyzny, bo właśnie panowała tutaj "przerwa, kurwa, techniczna" z wiszącym w powietrzu ciężkim wpierdolem. Przeczuwała, że wejście do środka grozi gwałtem analnym, wyrzuceniem za drzwi z okazyjnym zahaczeniem głową o framugę i ostatecznym utopieniem w kiblu. Strzelec już się ucieszył na realizację wcześniej ułożonego planu, bo i instynkt w końcu zawiódł gościa. Bezrozumnie zaczął toczyć się w stronę automatu z żarciem. Mężczyzna wyciągnął rękę z soczystym "wypierdalaj" na ustach, drugą sięgając po concussion rifle, którego jednak nie było tam gdzie powinien, chyba finalnie zapomniał po niego pójść. Nic to. "Wypierdalaj" urwało się po krótkim "wy", gdy tylko Nightfall usłyszał głos Isabell. Stracił równowagę od nadmiaru wrażeń i lecąc w dół razem z krzesłem, zdołał jeszcze tylko wybrnąć.
- Wy... wybierz czerwone, najlep
Potem przywalił potylicą w podłogę i już za wiele nie powiedział. Trzymał się za to za łeb i mamrotał całkiem inspirujące wiązanki.

Usłyszał i dodatkową, choć ta nie padła z jego ust, a Isabell, klęczącej już obok niego na podłodze:
- Ty idioto… jesteś cały?? - Powiedziała dziewczyna, wyraźnie przestraszona.

- Ta, cały, dlaczego pytasz? - Powiedział Bix odwrócony plecami i najwyraźniej nieświadom zajścia.

- Widzę anioła... - mężczyzna wpatrywał się w świetlistą istotę tuż nad sobą. - Cudnego anioła śmierci... chyba już po mnie - zakasłał agonalnie.

- Okeeeej - Przeciągnęła wypowiedź Isabell, po czym… po czym odstąpiła od strzelca, nawet nie pomagając mu wstać. Najwyraźniej doszła do wniosku, że skoro nie leje się krew, to nic wielkiego mężczyźnie nie jest? Do tego nadal miała humorki odnośnie jego osoby? Pewnie i oba fakty grały znaczenie, w tej chwili jednak Nightfall nie za bardzo umiał to sobie wszystko poukładać…

Night zebrał się z podłogi rozmasowując tył głowy. To samo nieszczęśliwe miejsce, w które dostał tuż przed odlotem z Bellateera. Bolało, ale kto by się przejmował. W pełni sprawny mózg był przecież przereklamowany.
- Iss, chciałbym z tobą pogadać, to ważne - stłumił syknięcie, gula pod palcami wciąż rosła, rozejrzał się za czymś chłodnym. Chwycił metalową tackę i przyłożył do guza. - Tak naprawdę mamy dwie opcje. Zostajemy tutaj, a wiem, że na pewno zrobi się grubo. Z możliwym więzieniem i śmiercią włącznie, albo wysiadamy przy najbliższej okazji i zaczynamy nowe życie. Nie chcę zostawiać Leeny i reszty w chwili próby. Może nie wyglądają, ale to porządna banda. Z drugiej strony, jeszcze bardziej nie chcę by cokolwiek ci się stało, więc ten... obstawałbym za dwójką.

Palec Isabell zamarł w pół ruchu przy automacie żywieniowym, tuż przed jednym z przycisków. Odetchnęła głęboko, co było wyraźnie słyszalne, spojrzała w podłogę, znów na automat, po czym nacisnęła w końcu przycisk.
- Night... - Zaczęła, ale przerwało jej głośne “Ekhem!”, dochodzące z wejścia do mesy. W drzwiach stała Leena, oparta o framugę, z założonymi rękami i fajką w kącikach ust. Jak długo tam stała, co słyszała, co widziała? Bix zdębiał, zwłaszcza na widok blastera przy pasie, z odbezpieczonym zapięciem samej kabury.

- Już kończę, Pani Kapitan! Już kończę! - Młot próbował zamknąć szafkę w której upychał puste flaszki i brudne szkło - I to nie moja wina! To te ślimacze przybłędy!.




Leeena. Jak zwykle w "odpowiednim" momencie. Tu się waży jego przyszłość, czeka na istotną odpowiedź, a ta ładuje się z jakże elokwentnym “ekhem” i dla podkreślenia mocy urzędowej, po zastosowaniu znacząco wymownej pauzy, zaraz pewnie zacznie smęcić o durnym porządku w mesie. No dajesz w końcu. Dajesz. Nie każ na siebie czekać, jak bąk, który nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia, powoduje koszmarne wzdęcia. Night popatrzył jeszcze z nadzieją na Iss, ale chyba już było po temacie.

Leena pomaszerowała wprost do Bixa. Stojąc przed potężnym mężczyzną, zadarła głowę w górę, spoglądając jemu prosto w oczy. Przewyższał ją zdecydowanie o metr, albo i więcej, mimo to, pani kapitan zdawała się nie zważać tego “drobnego” szczegółu. Spojrzała na kloca z zawziętą miną.
- Za pół godziny, w mojej kajucie - Wycedziła, wymownie tykając go palcem w tors. Następnie spojrzała na Nightfalla.
- Powiedzmy, że jest posprzątane… wyjaśnij więc, co jest do wyjaśnienia z Twoją kobietą, a następnie widzę was oboje na mostku. Kwestia natychmiastowa.

- Aye Aye, m'am! - odpowiedział posłusznie Bix wyprężony w koślawej postawie zasadniczej.

Night wydawał się lekko zaskoczony. Nie spodziewał się u Leeny aż takiej wyrozumiałości i tolerancji na bajzel. Wytłumaczył to sobie koniecznością naprawdę pilnej odprawy. Skinął głową, po czym ostrożnie zbliżył się do Isabell, muskając jej ramię pod pozorem strzepnięcia jakiegoś niewidzialnego pyłku. Starał się odnaleźć jej wzrok. Uśmiechnął się ciepło.
- Mam wrażenie, że również zżyłaś się z tą bandą wariatów. Ciężko byłoby tak po prostu wysiąść, hmm? Nie martw się, damy radę. Cokolwiek postanowimy.

- Ok... - Odparła cicho dziewczyna, spoglądając na niego przelotnie. Uśmiechnęła się niemrawo na drobną chwilę, po czym wyciągnęła z automatu wybraną wcześniej porcję jedzenia - Idę na chwilę do Becky, zaniosę jej obiad - Powiedziała Isabell, po czym odeszła od Nighta.

~*~*~

Strzelec przekroczył próg, zastanawiając się, o cóż może chodzić i czy na miejscu będą też jacyś inni delikwenci. Jeśli miała się odbyć większa narada, to trochę kijowo, alkohol wciąż szumiał mu w głowie i nie czuł się całkiem w formie. Zbliżył się do fotela, na którym siedziała Leena, spoglądając jeszcze na drzwi, czy ktoś za nim nie podąża.
- Tak, pani kapitan? - zaznaczył swoją obecność. Z mostka, jak z żadnego innego miejsca na statku można było podziwiać widok za kokpitem, a krajobraz lotu w nadświetlnej zawsze był niepokojąco hipnotyzujący.

- Wytrzeźwiałeś chociaż trochę? - Spytała Leena, okręcając się na fotelu w stronę mężczyzny. W dłoniach miała jakieś małe, metalowe pudełko.

- Nie było wiele czasu, a moc wódy spora - odparł mężczyzna - I tak się dziwię, że mnie nie ścięło.

- To siadaj, zanim mi się tu przewrócisz na pysk - Kobieta wskazała na fotel blisko niej - I mam nadzieję, że skończyłeś już z tym Bixowym bełkotem, i możemy porozmawiać normalnie?

- Nie do końca bełkotem, wiesz że największy odsetek samobójstw jest wśród ludzi z wysokim ilorazem inteligencji? - Night zapadł się w fotelu, te w sterówce były naprawdę wygodne, z regulacją, amortyzacją i bajerami. - A Bix, Bix dorwie byle wielką spluwe, chuj że nie może w nic trafić, ważne że jest duża i robi wielkie wybuchy. I jest szczęśliwy - strzelec splótł ręce na brzuchu. - Zero zmartwień, zero planowania... Jasne, możemy, o czym chcesz porozmawiać?

- Tu jest kopia danych z tej cholernej, pamiętnej stacji - Powiedziała Leena, po czym rzuciła pudełko Nightowi - Schowaj to gdzieś, skopiuj ponownie, umieść gdzieś w schowku intergalaktycznej sieci...

- Jedyna kopia jaką posiadamy? - strzelec chciał się upewnić. - Lepszy pożytek zrobiłby z tego... kto u nas robi teraz za specjalistę od sieci? Geez, wydawałoby się, że to bezpieczna profesja, a już straciliśmy drugiego hackera.
Nightfall podrapał się po czuprynie.
- Warto by zrobić z tego gwarancje naszego bezpieczeństwa, tak by dane z automatu zostały upublicznione, gdyby coś nam się stało.

- Oczywiście, że to nie jest jedyna kopia. Im jedak ich więcej, i w większej ilości miejsc, tym mamy większe szanse… przeżyć? - Odpowiedziała kapitan, a w tym momencie na mostku pojawiła się Isabell.
- No witam, witam, czekaliśmy - Zwróciła się do niej Leena - Siadaj

Dziewczyna usiadła, wyraźnie ciekawa powodu wezwania. Na Nighta spojrzała przelotnie, choć i tak na tą chwilę kiedy to uczyniła, lekko zamigotały jej oczka.

Strzelec nie wiedział o co kaman. Przecież nie zrobił nic, by aż tak ją zranić. Stwierdził, że łatwiej byłoby mu już ustalić profil psychologiczny nieuchwytnego seryjnego zabójcy na podstawie modus operandi, a potem go złapać, niż zrozumieć Isabell. Zbity z tropu bawił się pudełeczkiem, obracając je w dłoniach.

- Ponoć są między wami jakieś problemy... - Zaczęła Leena, a strzelec już zrozumiał, jak doszło do tej, panującej tu teraz sytuacji - ...chciałabym więc, żebyście sobie wyjaśnili co i jak, i skończyli te różane wojenki. W mojej obecności, albo bez - Kapitan wzruszyła ramionami.

Night wiercił się niespokojnie, nie chciał niepotrzebnie mieszać osób trzecich w osobiste sprawy, z drugiej strony dotyczyło to też w pewnym stopniu Leeny i jego dalszej obecności w załodze.
- Może to i niegłupie. Wyjaśnić sobie wszystko tu i teraz. Prawdę mówiąc to napięcie jest przytłaczające, a nie wiem już za bardzo co mógłbym zrobić - spojrzał pytająco na Iss. Ona też w końcu musiała się zgodzić.

- Niech Leena zostanie - Powiedziała Isabell - No chyba, że Ty nie chcesz? - Spytała strzelca.

- Nie, nie, w porządku. Leena, właśnie zostałaś mianowana naszą osobistą terapeutką - strzelec nawet odetchnął, zawsze był to krok do przodu. Postęp na drodze ku spokojniejszym snom. - Od czego by tu zacząć... no bo ten - przetarł dłońmi twarz. - Ciężko znaleźć kompromis pomiędzy życiem najemnika, a potrzebą stabilizacji. Trzeba w końcu wybrać jedno z dwóch i my jesteśmy blisko takiego wyboru.

Isabell przytakiwała głową, w końcu jednak i sama się odezwała (wielce odkrywczo):
- No… tak, zastanawiamy się, co dalej w niedalekiej przyszłości...

Leena podrapała się po nosie. Wyraz jej twarzy wyrażał coś w stylu pomiędzy “akurat” a “kręcicie”.
- Zdrada - Syknęła z poważną miną, ale szybko się uśmiechnęła - Nie trzymam tu nikogo na siłę, wiadomo, wasza decyzja. Braki w załodze dają się jednak we znaki na każdym kroku, a oprócz tego, mamy wielkie problemy odnośnie pamiętnej stacji… i nie uważam, że to dobry pomysł, by teraz opuszczać Fenixa. Z jednej strony, macie szanse zniknąć gdzieś w tłumie, z drugiej jednak, jak was wytropią, to nie macie żadnych szans, żeby się im jakoś wywinąć… uważam, że jeśli chcecie, możecie iść swoją stroną, ale jeszcze nie teraz.

- Zmiana tożsamości i wtopienie się w tłum nie jest jakimś sporym problemem. Skoro Uchu dał radę. Tym bardziej, że na przeczesanie układów musieliby poświecić bardzo dużo środków. Jeśli kogoś będą chcieli skazać to pewnie poleci kozioł ofiarny. Jedyne co, to mogą się obawiać przechwyconych danych. Parę osób na pewno od jakiegoś czasu cierpi na syndrom siedzenia na bombie. Ci tak, zrobią wszystko, by je odzyskać, a wszystkich którzy mieli z nimi kontakt wyeliminować. No i jest jeszcze reszta, która chciałaby wznowić badania, a brakuje im paru uroczych obrazków z rozpisanym kodem genetycznym. Zagrożenie, że sprzedamy schematy mikrorobali terrorystom też pewnie biorą pod uwagę... - Night wyliczał. - Nieciekawie, pozytywy są takie, że psujemy spokojny sen paru pajacom z Unii.
Zdał sobie sprawę, że odbiegł od tematu, ale w tym tutaj czuł się pewniej, to się nawet sobie nie dziwił.

- Mamy te dane… to nasz as w rękawie, zabezpieczenie. Z nimi nie wyeliminują nas, bojąc się ich upublicznienia, w najgorszym przypadku będą nas chcieli gdzieś zamknąć i wyrzucić klucz, ale właśnie wystarczy, że wspomnimy o owych informacjach i dadzą nam spokój? - Bardziej spytała, niż stwierdziła Leena.

- Ale w sumie to chyba nie było początkiem naszych… no… niesnasek co? - Odezwała się nagle Isabell, wybijając kapitan z tematu. - Huh?

- Nie, nie, zaczęło się od tematu dzieci, prawda? - Night uśmiechnął się nerwowo. - Nie mam nic przeciwko dzieciom, czy założeniu rodziny - dodał szybko. - Ale chciałbym móc zapewnić jakąś przyjemną miejscówkę, z komfortem dorastania, dostępem do edukacji, obecnością rówieśników. Gdzieś, gdzie co chwilę nie walą ogniem krzyżowym.

Leena na moment zbaraniała, a potem zaśmiała się, tak szczerze i otwarcie… a Isabell mało szlag nie trafił. Kapitan to jednak widziała, i szybko do niej skoczyła, po czym przytuliła ją… do cyca. Pogłaskała po główce, jednocześnie drugą dłonią ocierając łezkę wywołaną śmiechem.
- Oj oj oj. No wiecie co… też macie w tej chwili problemy - Chyba specjalnie użyła liczby mnogiej, żeby nie zwalać wszystkiego na Macolitkę. Następnie powiedziała coś, po czym Nightowi przemaszerowała stonoga w lodowatych kapciach po kręgosłupie.
- A wiecie, że w majestacie panującego w całym wszechświecie prawa, jako kapitan statku, mogę udzielać ślubów? - Leena pochwyciła obiema dłońmi buzię Isabell, zwracając ją w kierunku swojej twarzy.

Night zupełnie nie trybił, patrzył na to co się dzieje z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Próbował łączyć różne dziwne rzeczy szarżujące mu właśnie przez głowę. Przypominało to próbę przepchnięcia sześciennego klocka przez trójkątny otwór w tej zabawce co to sprawdzają inteligencję zwierząt. Poziom abstrakcji jednak go przerósł i zdołał powtórzyć tylko za Leeną.
- Ślub?

Na twarzy Isabell pojawił się uśmiech. Taki szczery, pełen radości, i zaczął rosnąć, i rosnąć, i rosnąć, i zdawał się nie mieć końca. Kapitan puściła jej rozradowaną buźkę z wymalowanym na nim, wielkim rogalem, a Macolitka zwróciła się w stronę Nightfalla.
- Hmm… to może ja zostawię was samych? - Zastanowiła się głośno Leena, ale chyba nikt jej w tej chwili nie słuchał. Dziewczyna powoli, krok po kroczku, zbliżyła się do mężczyzny, po czym usiadła jemu na kolanach, zarzucając ręce na kark. Wpatrywała się w jego twarz, niczym w obrazek, z rumieńcami na policzkach, i wciąż z tym wielkim uśmiechem.
- To może ja serio pójdę... - Bąknęła Leena, będąc już tak naprawdę przy drzwiach - Macie pół godziny - Dodała kobieta, już niemal szeptem, po czym zamknięte za nią drzwi oznajmiły cichym sygnałem, iż są zablokowane.

- Bardzo, bardzo istotną rzeczą w związku, a już *całkiem* w jego sformalizowanej wersji jest komunikacja - strzelec obejmował jedną ręką Iss w talii, drugą wędrował po jej udzie. - Tak gdzieś obok wspólnych zainteresowań, podobnych wartości i wzajemnej fascynacji. Skąd miałem wiedzieć? Jak Leena do tego doszła? Czarna magia. Ale musisz mówić takie rzeczy, te ważne jak i zupełnie błahe. Jeśli przeszkadza ci niezakręcona tubka pasty do zębów, nieopuszczona deska, albo chcesz się hajtać, mów, inaczej grozi mi szybkie wpadnięcie w szpony alkoholizmu. Te nerwy i napięcie były nie do zniesienia.

- No wiesz… czasem taka jestem, “zacinam” się w sobie... - Isabell zrobiła przepraszającą minkę - No bo jeśli jesteśmy ze sobą tak serio, serio, to ja bym bardzo chciała... - Zaczęła wodzić palcem po torsie Nightfalla, spoglądając jemu głęboko w oczy.

- Założę się, że na Bellateerze wydarzenia tak wielkiego kalibru są huczne i z poszanowaniem wielu odwiecznych tradycji, hmm? - Night odszukał palcami panel regulacji ustawień fotela i chyba coś wcisnął, coś co zluzowało mechanizm oparcia i dość nagle przeniosło ich do pozycji bardzo półleżącej. Uśmiechnął się niewinnie, że wcale niechcący.

- Oj tam, nie muszę się przy takich rzeczach upierać... - Isabell położyła się bardziej na mężczyźnie, zbliżając swoją twarz do jego twarzy - Obejdzie się bez wielkich ceremonii, zagmatwanych tradycji i tym podobnych, po co się tym stresować - Musnęła jego usta swymi, a jedna z dłoni ześliznęła się powoli w dół, po brzuchu mężczyzny.

- Isabell - w oczach Nightfalla dało się dostrzec drobne ogniki rozbawienia, choć dominującym tonem wciąż pozostawało silne uczucie do dziewczyny. - Czy ty mi się czasem przed chwilą nie oświadczyłaś? - zanurzył dłoń w jej włosach i zdecydowanym ruchem zażądał ponowienia pocałunku.

~*~*~


 

Ostatnio edytowane przez Cai : 03-03-2017 o 23:25.
Cai jest offline  
Stary 03-03-2017, 23:28   #132
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Korweta Piracka "Feniks", Kajuta kapitańska
W drodze na Erebus, około pól godziny po sprzątaniu mesy


Bixu ze spuszczonym wzrokiem stał na środku kapitańskiej kajuty.
- Pani kapitan, błyszczy... - pokornie powiedział Młot, brakowało tylko by zmiętą czapkę miętolił w dłoniach - Ja nie chciałem, mieliśmy się tylko napić i tak jakoś wyszło. A potem kazali mi cyberlalę wy... znaczy prze... no, wytentegować i chciałem kogoś walnąć... i dalej nic nie pamiętam..
- Aha... - Leena siedziała przy biurku, sprawdzając coś na komputerze. W końcu spojrzała na Bixa - He? Cyberlalę? - Pani kapitan zapaliła papierosa - Dobra, mniejsza z tym… dostałam wiadomość od “Mamy”, pyta co tam u Ciebie i takie tam, przekierowałam wszystko na komputer w Twojej kabinie. U nich po staremu, robota i te sprawy.
- I tooo wszystkoo? Nie dostanę opierdol-u-u i czyszczenia kibli przez tydzień? - zdziwił się Młotek, a jego kurzy móżdżek wyczuwał coś podejrzanego.
- A tak Ci się do tego śpieszy? - Leena zmrużyła oczy, wpatrując się w Bixa - Byłeś już wcześniej w walce, takiej jak ta ostatnio, na tym śnieżnym księżycu? Bo spisałeś się całkiem nieźle.
- E... nie pani kapitan. Mama kazała mi się trzymać z daleka. Parę razy byłem w virtualu i chłopaki dużo opowiadali. A jak.. nie, nie byłem. Ale było fajnie! Ale adrenalina no mówię!!!
- No ale nie skończyło się za wesoło, TRX zniszczony, Becky straciła rękę - Zasępiła się kobieta, wskazując “Młotkowi” fotel przy biurku… który powinien pomieścić jego dupsko. Chyba. Puściła dymka.
- No chyba nie - Bix nie był doskonałym partnerem do intelektualnych dyskusji - Ale jakbym miał większą spluwę... no bo te roboty rozwaliły blaszaka i Becki poraniły

Leena wyciągnęła z szuflady biurka flaszkę jakiś procentów i dwie szklanki. Nalała do obu, jedną z nich przesuwając w stronę wielkoluda. Wykonała mały mini-toast w kierunku Bixa, po czym łyknęła alkoholu.
- Dzięki Pani Kapitan, chyba akurat klina mi trzeba - Bix golnął bez smakowania - Od razu lepiej.
- Nie masz wystarczająco wielkiej spluwy? - Zdziwiła się kobieta, puszczając kolejnego dymka, a Bix czuł ciepło rozchodzące się po jego żołądku, wywołane alkoholem. No i ten miętowy posmak…
- [i]Nie no fajny pistolecik. Ale kurde wszyscy mają jakieś karabiny a ja tylko z pistolecikiem. Nawet jeśli kozackim. Ale co tam, wziąłem popkornówę na warsztat. Chromiki już się robią.
- ”Popcornówę”? - Spytała pani kapitan, chyba nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- No, tą plazmową spalarkę, co ją znalazłem na zimowym księżycu. Górnicy i tak nie używali to im ten tego podpierdoliłem. Już odmalowana na kozacki kolor, dorabiam chromowe elementy po bokach, dorzucę tarczę termiczną z logo statku i może antygrafitator czy dwa... - rozmarzył się Młotek.
- Aha. Rozumiem... - Leena znów nalała do obu szklanic, po czym oboje golnęli. Zgasiła również peta w popielniczce, po czym odczekując, aż Bix na pewno już przełknął, powiedziała:
- Lubisz duże spluwy, można sobie pomyśleć, że nadrabiasz tym swoje braki w spodniach, ale nie, Vis gadała wprost przeciwnie
Bix podrapał sie w tył głowy - Eee, no nie narzekam pani Kapitan. Duży chłop musi mieć dużego, za przeproszeniem.

Leena uśmiechnęła się pod nosem, po czym niespodziewanie zarzuciła obie nogi na biurko, wygodniej rozsiadając się w swoim fotelu. Nawet założyła sobie ręce za głowę, przyjmując wielce wyluzowaną i wygodną pozę. Na chwilę przymknęła oczy, a gdy je otwarła, spojrzała prosto w oczy Bixa.
- Pokażesz? - Powiedziała dosyć cicho, z czającym się w kącikach ust śmiechem.


Bix zrobił się czerwony aż po same uszy i wyglądał jakby coś stanęło mu w gardle. Jak już przypomniał sobie że należy oddychać.
- Eee... znaczy jak Pani Kapitan chce zobaczyć, znaczy rozkaz i te sprawy.... - I ściągnął swój kombinezon roboczy zostając w samych bokserkach, czarnych w białe czaszki - Vis za dużo gada - mruknął pod nosem. I uwolnił pytona z klatki po czym poczerwieniał jeszcze o kilka tonów.

Najpierw uniosły się odrobinę w górę brewki pani kapitan, nieco powiększyły się oczka, a na końcu przygryzła minimalnie usta.
- No no - Szepnęła chyba z uznaniem, nie ruszając się o centymetr. A Bixowi zrobiło się niezwykle gorąco już w całym cielsku. Coś było nie tak, ale Bix nie czaił co się mogło dziać, w każdym bądź razie było mu głupio, było gorąco, i… wyczuwał dziwny zapach, którego wcześniej tu nie było, dosyć przyjemny zapach, a jego wzrok (i myśli) zaczęły niespodziewanie kierować się całkiem innymi torami, odnośnie pani kapitan. Stał tak więc półnagi, z pytonem na wierzchu, wodząc wzrokiem po ciele Leeny. Kozaczki na biurku, długie nogi opięte spodniami, koszula z apetycznym dekoltem…
Bixu opanuj się, powtarzał sobie w myślach mantrę Młotek, opanuj się, to nie jest diablo seksowna kobitka, to KAPITAN. Na kapitana się nie leci, kapitan to drugi po Bogu, świętość!
A potem Bix przypomniał sobie smak i zapach kapitańskiej kobiecości i spanikował. Zamknął mocno oczy, ratując swoją godność.
Nic to nie dało. Powoli i niepowstrzymanie, pytong nabierał objętości, wznosząc się niczym ręka gladiatorskiego siłacza w salucie cezarowi. Gdy wydawało się że bardziej już nie urośnie, okazało się że jednak. Aż się żyły napięły.
- Oupsss - powiedział Bix i - Sorry...

Leena uśmiechnęła się od ucha do ucha, wyjątkowo mocno i kokieteryjnie przeciągając w fotelu.
- Czyżby ktoś się ucieszył na mój widok? - Spytała drwiącym tonem, po czym spojrzała na Bixa mrużąc oczy, a następnie zaczęła powoli rozpinać guziczki swojej koszuli, czego Młotek nie widział, bo oczy miał mocno zamknięte.
- Mam się odmeldować, Pani kapitan? - zapytał z nadzieją i otworzył delikatnie lewe oko.

Leena zatrzymała się w pół czynności, spoglądając zdziwionym wzrokiem na wielkoluda, prężącego przed nią swe działo w całej okazałości.
- Chcesz wyjść?? - Spytała.
- No bo tak trochę głupio - Bix zrobił niewyraźną minę, jakby niemo wołał o pomoc.
- A co w tym takiego głupiego? - Kapitan uśmiechnęła się do niego, po czym przestała rozpinać koszulę. Zamiast tego, ściągnęła nogi z biurka, po chwili… samej na nie wskakując! Na kolanach, wodząc zmysłowo dłońmi po swym ciele, prężyła się i wyginała seksownie przed Młotkiem, a od czasu do czasu, przez poły na wpół otwartej koszuli, widać było to jedną, to drugą, krągłą pierś. Bixa zaś coraz bardziej ogarniało gorąco i tajemniczy zapach, wdzierający się już i chyba w jego umysł. Pyton zaś pulsował, jakby miał własne życie…

- No bo... Pani Kapitan no Pani jest Kapitaaaaanem - pytong właśnie wyprężył się i kropelka spłynęła po konarze prosto na włochate jajca - Bixu zaczął dyszeć ciężko z żądzy, zwłaszcza że już wcześniej był napalony na mechaniczkę. A teraz takie buty! Najchętniej wziąłby Leenę tu i teraz, grzmocił tak mocno, że biurko poszłoby w drzazgi, ale żelazne kleszcze strachu trzymały go za gardło. Pytong zaś miał to głęboko gdzieś i wyraźnie był gotów. Bardzo gotów.


Leena głośno westchnęła, po czym zeszła z biurka. Pokręciła przecząco głową, choć z lekkim uśmiechem, i po chwili obrała całkiem inną metodę.
- Baaaaaczność! - Powiedziała gromkim głosem.
Bix się wyprężył. Pytong na baczność stał już dawno, więc wyprężył się tylko troszkę bardziej, kiwając się to w górę, to w dół. Pani kapitan założła rękę na rękę, przez co podniosły się w górę jej skąpo zakryte piersi, prezentując jeszcze bardziej smakowity dekolt.
- Wyyyyskakujemy z ciuuuuchów! Raaaz! - Przytupnęła kozaczkiem.

Pośpiech, jak powszechnie wiadomo, tylko przy łapaniu pcheł daje pozytywne rezultaty. Natomiast pospieszne wyzwalanie się z ciuchów, w dodatku na lekkiej bani poskutkowało tym, że Młotek grzmotnął o posadzkę, gdy stracił równowagę zdejmując lewą skarpetę. Koniec końców się udało i Bix wrócił do postawy zasadniczej.
- Aye Aye, Kapitanie, melduje wyskoczenie z ciuchów - wyszło mu to tak automatycznie jakby miał zaprogramowane. A może miał?

- Dobrze… dobrze... - Leena powstrzymywała się przed roześmianiem, splatając tym razem ręce z tyłu, i obchodząc Bixa wokół, niczym na jakiejś inspekcji. Oglądała go sobie z góry do dołu, i zatoczyła tak chyba ze 3 kółka. On z kolei wyczuł już wyraźnie, iż owy tajemniczy, i przyprawiający go już o zawroty głowy cudny zapach rozchodził się od samej kapitan. W końcu zatrzymała się przed wielkoludem i… pacnęła go lekko dłonią w sam czubek Pytona.
- Meeeeldunek! - Spytała, a on już ledwie co mógł się powstrzymać przed rzuceniem na kobietę.
- Gotów na wszystko Pani Kapitan! - na jednym oddechu wypalił Młot.

Leena nie powiedziała już nic. Uśmiechnęła się do niego, po czym capnęła Pytona w dłoń, i zaciągnęła w ten sposób Bixa do swojej sypialni, zgarniając po drodze flaszkę z biurka...

* * *


Godzinę później Bix został dosłownie wykopany z kajuty Leeny w samych bokserkach, a w ślad za nim wyleciał kombinezon, buty i jeszcze jakaś część garderoby. W dodatku chyba nie jego. Wymęczony i skołowany Młotek, pijany zaspokojoną żądzą i czymś, co w jego mniemaniu nie mogło się wydarzyć powlókł się do swojej kanciapy. Walnął się na barłóg, odpalił cygaro od palnika plazmowego i leżał z bananem na twarzy czując że wyszalał się na conajmniej tydzień z zapasem.
A holoplakaty z panienkami, którymi nora Bixa była dokładnie wyklejona zupełnie straciły na atrakcyjności.





-Relaks w SPA brzmi nieźle… mam dość pryszniców z użyciem wody z odzysku.- stwierdził Bullit rozglądając się po reszcie ich drużynki zaciekawiony, czy ktoś jeszcze pisze się na taki mały wypad. Normalnie by pewnie się tym nie przejmował, ale zazwyczaj statek nie był przeciążony ilością pasażerów psujących jakość wody.
- Spa - oświadczyła Vis, dorzucając się do pomysłu głównie dlatego że do tej pory jeszcze w żadnym nie była i chciała zobaczyć na czym takie spa polega. No i była szansa, że będzie tam mniej tłoczno. Wyraźnie jej poziom wesołego humorku i uwagi obniżył się odkąd znaleźli się w większym gronie. Nadal jednak szczerzyła ząbki, rozglądając się wokoło, zapewne po to by wypatrzyć coś, co jej uwagę na dobre przyciągnie i dzięki czemu będzie się mogła gdzieś zaszyć.
Dla Becky SPA było w miarę kuszące. W normalnych okolicznościach oczywiście wolałaby pojeździć po księżycu - z pewnością mają interesujące zarówno pojazdy jak i trasy, skoro padła taka oferta. Jednak trzymanie sterów nieznanej maszyny jedną ręką... Nie. Po tych wszystkich katastrofach wolała dmuchać na zimne i trzymać się z resztą załogi.
- Też się piszę - powiedziała pilotka. Relaks był czymś czego naprawdę potrzebowała... a i pół-manicure też nie zaszkodzi.
- To ja też chcę! - Powiedziała wesoło Isabell, po czym jakoś tak wszystkie trzy dziewczyny spojrzały wymownie w kierunku Doca…
- Ale o co chodzi ?- Bullit nieco zdziwiony ich zachowaniem. Przecież im nie zabraniał. - Z pewnością wszyscy się zmieścimy w tym SPA. Więc ruszajmy, nie ma co czekać !-
Samego Dave’a w SPA interesowały jedynie, sauna i jacuzzi. Manicury,penicury i inne babskie cury, maseczki błotne,czekoladowe i wszelkie inne były zbyt babskie dla Doca.- Prowadź niebieska ślicznotko. Albo chociaż wskaż drogę.
- Najila - Powiedziała kobieta, najwyraźniej się przedstawiając… no bo chyba nie kichała?? - Nazywam się Najila, nie “niebieska ślicznotka” - Powiedziała, wielce sztucznie szczerząc do Bullita ząbki, który tylko wzruszył ramionami nie przejmując się jej reakcją. Następnie przytknęła palec do ucha, przywołując kogoś komunikatorem:
- Vergo, przyjdziesz do Salki? Mamy gości, chcieliby skorzystać ze SPA… ok, dzięki.

Następnie Najila odezwała się ponownie do załogantów Fenixa, choć jakoś tak bardziej w stronę kobiecych amatorów SPA, niż do samego Doca…
- Za chwilkę was Vergo tam zaprowadzi - Uśmiechnęła się, i nagle rozległy się kłótnie, a następnie i łomot, gdy dwóch wyrostków około lat 10, zaczęło tłuc się przy jakiejś grze paręnaście metrów obok.
- Przepraszam na chwilkę - Niebieskoskóra czym prędzej udała się w celu rozdzielenia awanturników.

- Jesteśmy tu w zasadzie bezpieczni - powiedziała spokojnie Becky, - Ale skoro się rozdzielamy, to sugeruję nie wyłączać komunikatorów i trzymać nasłuch - zasugerowała dość cicho.
Już raz jej się zdarzyło, że przyjazne środowisko zrobiło się... “zbyt przyjazne”, a nie chciała popełniać tego samego błędu dwa razy i zostać sama w potrzebie.
-Ok…- stwierdził krótko Doc potakując.



Kryjówkę mieli niczego sobie. Dobra lokalizacja, niezłe maskowanie. Nawet odrobina luksusu. Night mimo niechęci do zgrai ślimaka nie mógł odmówić im przebiegłości. Wychodząc ze statku, z uznaniem rozejrzał się po hangarze. Budowa ośrodka wymagała sporego nakładu pracy, podwójnego jeśli chcieli zachować wszystko w tajemnicy. Milczenie robotników, dyskretny zakup i transport materiałów, wiele niuansów, które mogły przekreślić cały projekt. Nazywanie ich przyjaciółmi było jednak sporo na wyrost. Odprowadził wzrokiem Leenę, idącą na naradę. Chyba wbrew zapewnieniom, uważała podobnie. Najchętniej zabrałby się razem z nią, a że pewnie znów powiedziałby, wróć... pomyślałby kilka słów za dużo. Co to za uprzedzenia? Narada była istotniejsza, niż przyziemne rozrywki. Nadciągały mroczne czasy i należało - albo uciekać jak najdalej, nigdy nie przyznając się do załogi Feniksa. Najlepiej zmieniając tożsamość i wygląd. Albo przygotować się do konfrontacji. Dodać jakiś system S.T.E.A.L.T.H. do okrętu, może przebić mu blachy, zmienić sygnaturę i historię pochodzenia, usprawnić systemy walki radioelektronicznej, ale... to nie jego działka, za dużo na głowie. Wzruszył ramionami. Niech inni się martwią, on tu tylko sprząta. Zanucił pod nosem, spoglądając na pancerz i karabin. Przydałaby się za to większa miotła i jakaś lepsza ochrona przed atakiem karaluchów.
- Rozumiem, że ta oto wspaniała, piękna, stojąca poza prawem placówka za nic sobie ma licencje, restrykcje i nudne konwencje o zakazach broni? - zapytał, uśmiechając się przymilnie do niebieskoskórej.
- Nareszcie! Macie tu jakieś wyjebane w kosmos wielkie spluwy? - ucieszył się Bix, prawdopodobnie spodziewając się odpowiedzi twierdzącej.

Kobieta uśmiechnęła się na słowa Nightfalla, z kolei po wypowiedzi Bixa zamrugała oczkami.
- No… to byście musieli pogadać z braćmi Paddock - Odpowiedziała.
- I to mnie się podoba. Idę zobaczyć spluwy! Night, pomożesz mi wybrać? Znasz się na giwerach... - i już był w drodze, gdy dopiero w drzwiach zorientował się, że niespecjalnie wie gdzie iść dalej - Eee, a gdzie Ci Padokowie?
- Nie wiem po co się upierasz. Nic ci z wielkiej spluwy, jak nie trafiasz w cel - Night był bardzo sceptyczny. - Lepiej zainwestuj w solidny pancerz. Space combat armor by ci się przydał. Do tego projectile deflector. Ten ostatni polecam z resztą wszystkim - popatrzył niechętnie po załodze, bardziej zainteresowanej błotnymi maseczkami, niż zwiększeniem swoich marnych szans.
- Niektórzy jeszcze nie mają, a potem Doc musi ich zeskrobywać z podłogi.
Stał, myśląc w co by jeszcze warto wyposażyć Bix'a.
- Z jetpackiem mógłbyś za to bardzo szybko skracać dystans, eliminować wrażliwe cele i równie szybko się wycofać.
- No bo tak myślałem, że jak spluwa wyjebiście duża, to nieważne czy trafiam. To znaczy ważne, ale jak wypluję stówę strzałów w sekundę to któryś trafi nie? - Bix podrapał się w głowę - A pancerz to wejdzie? Bo jak kiedyś próbowałem to obciskał jak jasna cholera. Ja pierdolę, nawet skafander zwykły ciężko było mi znaleźć. A Jetpacka widziałem kiedyś na reklamach, wyjebany!
- Nie chcę wam panowie psuć humorów, czy i na sam początek być… być… “tą wredną”, jednak zdajecie sobie oczywiście sprawę, że raczej za darmo tego i owego wam nie podarujemy? - Najila przepraszająco wzruszyła ramionami - No chyba, że Crazass coś powie, a nie powiedział...
- Najpierw się rozejrzyjmy, co w ogóle można dostać, potem będziemy się martwić. Jaasne, nic za darmo, choć może Leena może tu liczyć na zniżki, nie wiem. Jak znajdziemy coś interesującego, wybadam co i jak.
Strzelec raz jeszcze zmierzył wzrokiem Młota.
- Powinno się udać dostosować rozmiar, ale założę się, że za pancerz dla tego tutaj i tak policzą jak za dwa zwykłe. Którędy więc? - spojrzał pytająco na Najile.
- Nie wiem czy mają czas, teraz, tak od razu... - Powiedziała kobieta, po czym skontaktowała się z niejakim “Eddem” przez Unicom. Wyjaśniła krótko o co chodziło, kończąc kilkukrotnym “aha”.
- Za pół godziny - Zwróciła się do obu mężczyzn, którzy nawiasem mówiąc, zostali już sami, reszta towarzystwa polazła bowiem do SPA.
- Poczekamy, w międzyczasie można coś zjeść. Ciekaw jestem, czy wasza kuchnia faktycznie taka dobra, czy to zwykłe przechwałki - Night uśmiechnął sie półgębkiem.
- Potem zjawi się tu ktoś po nas, czy mamy gdzieś konkretnie się udać? - postanowił rozwiać resztę wątpliwości.
- Przyjdę po was za pół godziny - Najile poprowadziła ich te kilka kroków z “Salki” do kuchni, gdzie zostawiła ich już samych - To na razie - Powiedziała na pożegnanie i ruszyła korytarzem.
- Do zobaczenia - strzelec odpowiedział, przenosząc swoje zainteresowanie na ofertę baru. Kobieta nie musiała prowadzić go do samej kuchni, już z poprzedniego pomieszczenia był w stanie nawigować się całkiem kuszącymi zapachami. Chciał zamówić coś mało syntetycznego, o znajomym smaku, bez loterii i eksperymentów. Niektóre z kosmicznych potraw naprawdę potrafiły smakowo zaskoczyć. Często negatywnie. Tym razem jednak pachniało, pachniało i to wyjątkowo dobrze…
- Jak mogę pomóc? - Odezwał się kucharz, a widząc miny obu mężczyzn, szybko dodał sprostowanie - Nie, nie jestem ani Gordathi, ani Napavan...




- Luz, i tak nigdy nie mogę się połapać w tych dziwnych nazwach. Ważne, że nie próbujesz mnie zjeść, zastrzelić, albo zniewolić mocą umysłu. To w zupełności wystarczy - Nightfall zażartował. Już miał swój typ potrawy. Taki solidny, przypieczony kawał mięsa czegoś bliżej niezidentyfikowanego, ale wizualnie całkiem zjadliwego, w brązowawej polewie i z roślinnymi dodatkami. Hologram dania kusząco unosił się nad ladą, obracając powoli wokół własnej osi. Przyjemny sposób ekspozycji. - Poprosiłbym specjał dnia - wskazał palcem. - I coś z napojów, byle nie alkohol, herbata mogłaby być, czarna jak macie, albo coś podobnego.
Strzelec wyciągnął creditstick, gotując się do zapłaty.
- I to samo dla mnie plus browar. Podwójna porcja - Bix jak to Bix, kalorii palił jak parowóz więc musiał do pieca swoje dokładać.

No i pozostało już tylko poczekać, aż kucharz wszystko przyrządzi. Ta półgodzinna przerwa była całkiem korzystna. Strzelec mógł w spokoju usiąść i zebrać luźne pomysły doposażenia i modernizacji w zgrabną listę. Pochylony nad stołem stukał palcami w wirtualną klawiaturę elektronicznego notatnika wbijając kolejne podpunkty.
- Z mecha mieliśmy ostatnio najwięcej problemów i w sumie nie mamy na nie żadnych sensownych kontrargumentów - snuł na głos rozważania, odchylając się na krześle. Tym razem ostrożniej. Wyrobił sobie wyjątkowo zły nawyk. - Gaussy by się nadały - rzucił do Młota, szukając potwierdzenia. - Umiesz w ogóle poruszać się w ciężkim pancerzu? To nie jest takie proste, wymaga szkolenia i trochę praktyki, choć słyszałem o implantach, które wpływają na układ nerwowy i korygują odruchy. Dobre, gdy chce się szybko rzucić do walki sporo pancernych, a nie ma czasu na przeszkolenie. W czasie wojny z Napavans to była powszechna praktyka.
- Co, JA mam nie umieć?! Ja!? Pewnie że będę umiał - odparł Bix z takim przekonaniem, że gdyby za to dawano stopnie, już dawno miałby przynajmniej eksperta-operatora pierwszej kategorii - W końcu co w tym trudnego. Chodzisz z czymś ciężkim. Pffff.
Czyli jasne. Z całą pewnością nie umiał, albo umiał rozwalając wszystko wokół. Nikt przeszkolony w chodzeniu w ciężkim pancerzu nie uznałby tego za łatwiznę.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 03-03-2017 o 23:30.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-03-2017, 14:43   #133
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Feniks, kajuta Becky Ryder

- To miło że mnie odwiedziłaś, w towarzystwie zawsze lepiej - Becky powitała Isabell, niestety dość przygnębionym głosem. W towarzystwie człowiek skupiał się też na drugiej osobie, nie myśląc już tylko i wyłącznie o przytłaczających go problemach.
- Pić istotnie nie powinnam... ale... - pilotka westchnęła, spoglądając na trzymaną przez Isabell butelkę. Jak w tych okolicznościach miałaby powstrzymać się od najebania się do nieprzytomności?
- ...ale co? - Uśmiechnęła się Isabell, chcąc, żeby Becky najwyraźniej dokończyła, co chciała powiedzieć - Chcesz pić, zalać się na całego, mimo, że dopiero niedawno po operacji i bierzesz jakieś prochy? Oj, to naprawdę nie jest dobry pomysł. Wystarczy, że jedna z nas jest już wstawiona... - Dziewczyna pomachała wesoło nogami, siedząc nadal na biurku, jednocześnie rozglądając się po kajucie pilotki - Robisz porządki?
- Ano chętnie bym się napiła. Trochę by mi to pomogło... Psychicznie, bo fizycznie to tylko zaszkodzi i to bardzo - odpowiedziała Becky. - Wiem, że mi nie wolno. Ale co mi innego pozostało? - dodała od razu, głosem pełnym smutku i żalu. Westchnęła starając się odgonić złe myśli i rozejrzała się po zrobionym przez siebie burdelu.
- Porządki... przydałoby się. Nie miałam na to czasu... - powiedziała pilotka, powstrzymując się przed dodaniem, że teraz ma czas, ale brakuje jej czegoś innego.
- A ty pijesz z jakiegoś konkretnego powodu? - Becky zarzuciła inny temat, bo myśląc tylko o sobie, jeszcze bardziej się tym wszystkim dołowała.
Tym razem Isabell zrobiła posępną minę, po czym pociągnęła szybkiego łyka z flaszki.
- Poprztykaliśmy się trochę... - W końcu odpowiedziała.
- Z Nightem? - rzekła dla pewności Becky, a wyraz twarzy Isabell natychmiast udzielił odpowiedzi. - Nie przejmuj się, często tak bywa w związkach. Jak facet się czasem odezwie, to jakby kroił nam serce na cztery kawałki, a potem sam tego żałuje - zdradziła Becky. Oczywiście było to dość ostro powiedziane, ale jeśli jej rozmówczyni nie miała zbytnio do czynienia z mężczyznami (czy w ogóle z gatunkami dwupłciowymi), to lepiej było nie owijać w bawełnę.
- Night jest typem twardego żołdaka i rozmowa miłosna jest raczej nie w jego stylu - Becky przechodziła powoli z ogółu do konkretów. - A o co wam poszło? - zagadała.
- Ech... - Westchnęła dziewczyna - O przyszłość no, tak ogólnie... - Zeskoczyła w końcu z biurka, po czym zaczęła zbierać ubrania Becky z podłogi. Najwyraźniej nie chciała o tym rozmawiać, a sama pilotka zauważyła, że Isabell od czasu do czasu “zarzuciło”, chyba miała już trochę wypite…
Becky zdawała sobie sprawę, że Isabell uciekła z pełnego wygód domu i porzuciła rodzinną planetę, aby być z Nightem. Niedocenienie tego poświęcenia byłoby typowe dla większości facetów jakich dane jej było poznać. Oczywiście dotarło do niej, że Iss nie chce zbytnio o tym rozmawiać i nie zamierzała ciągnąć jej za język.
- Dzięki - odpowiedziała szczerze pilotka, widząc koleżankę pomagającą jej posprzątać. Pociągnęła nosem i sama też zabrała się za sprzątanie, starając się przypomnieć sobie, gdzie rzuciła te pocięte bluzki.
- Łoł - z zamyślenia wyrwała ją Isabell, która o mało się nie przewróciła kucając po leżącą na podłodze kieckę. - W porządku? Dużo wypiłaś? - zagadała, kładąc dłoń na barku macolitki i przytrzymując ją delikatnie.
- Huh? - Zastanowiła się dziewczyna, spoglądając w stronę flaszki stojącej na biurku, po czym zachichotała - A ile w niej zostało?
Upewniwszy się, że Isabell nie padnie na podłogę jak Becky ją zostawi bez podpórki, czym prędzej ruszyła w stronę biurka.
- Eee - mruknęła z udawanym zawodem pilotka - ledwo łyczek na dnie - powiedziała i obróciła flaszkę aby zobaczyć jej etykietę. “Fast Bull” się to zwało, miało holograficzny obrazek metalowego stwora z rogami, i 20% alkoholu… no cóż, bywały silniejsze trunki, ale zdecydowanie nie piło ich się w aż takich ilościach. Wyglądał na dość hardkorowy, choć pilotka nie znała tego trunku, w końcu były ich tysiące, jak i miliony w całym wszechświecie, a ten chyba nie był zbyt popularny. Skoro jednak Isabell tyle wydoiła, to musiała się nieźle poprztykać z Nightem. Przy jej raczej skromnej masie ciała, musiała być nieźle wstawiona... chyba, że butelka nie była pełna na początku libacji.
- No coooo? - Obruszyła się Isabell, siadając tyłkiem na podłodze, a plecami opierając o łóżko Becky, na które rzuciła niedbale kilka pozbieranych już ciuchów.
Becky pokręciła powoli głową - nie tyle przecząco, co raczej z rezygnacją. Łzy napłynęły do jej oczu, a usta wykrzywił grymas pełen żałości.
- Nic - mruknęła cicho załamującym się lekko głosem - przykro mi, że ty też cierpisz - wydusiła z siebie, gotowa się rozpłakać i usiadła na krześle, na leżących na nich ciuchach.
- Geeez, ale Cię trafiło… to może jednak się napijemy? - Isabell jakoś podczłapała do pilotki, klęcząc teraz przed siedzącą na krześle kobietą. Poklepała ją kilka razy dłonią po kolanie, po czym oparła obie dłonie na tych kolanach, a na nich swoją brodę.
- Przestań się mizgać, bo i ja zacznę - Dodała, spoglądając Becky zaczepnie w oczy.
Kocie oczy Iss i jej mina zdecydowanie pomogły. Młodej i niewinnej macolitce najwyraźniej łatwo było zarażać ludzi radością i optymizmem, łatwiej niż pilotce szerzyć smutki i desperacje - zwłaszcza że Becky wcale nie chciała tego robić.
- Dzięki Iss - odpowiedziała Becky, już bardziej normalnym głosem i pociągnęła nosem. - A może ja wypiję te ostatnie dwa łyki, co? - zaproponowała delikatnie. - Sporo już wypiłaś, a co za dużo to niezdrowo - napomknęła z troską o rozmówczynię.
- A nie znam tego drinka. To z Twojej planety, czy z tej stacji? - zagadała, zastanawiając się jak smakuje ten “Szybki byk”.
- A gdzie tam, od Leeny mam. Ona z Bullitem to mają ilości iście przemysłowe, pobunkrowane to tu, to tam - Dziewczyna zaśmiała się - To pij - Machnęła niedbale dłonią w kierunku pilotki - Na zdrowie!

Wciąż siedząc przed Becky, tuż przy jej nogach, przypatrywała się, czekając czy pilotka się napije czy nie… a głowa Isabell od czasu do czasu kiwnęła się to w jedną, to w drugą, po raz kolejny przypominając o jej stanie.
- No proszę. Nawet nie wiem kiedy oni się tak zaopatrzyli - powiedziała Becky i pociągnęła prosto z butelki. Byk okazał się naprawdę dobry. Dawało się wyczuć smak alkoholu, ale bez przesady, dominował smak owoców, a całość była idealnie zbalansowana. Posmak też był niczego sobie.
- Mm - mruknęła pilotka z lekkim zadowoleniem i pokiwała głową na znak aprobaty. Zaraz potem raz jeszcze pociągnęła z gwinta.
- To co robimy? - Isabell znowu klepnęła Becky po kolanie, uśmiechając się wesoło od ucha do ucha - Napiłyśmy się, praaawie posprzątałam, co dalej?
- Z porządkami jakoś sobie poradzę, najtrudniej mi było zacząć - powiedziała Becky. Zdawała sobie też sprawę, że dobrze jej zrobi jak się czymś zajmie, czymś spokojnym ale i zajmującym umysł. Sprzątanie mogła dokończyć sama, ale było coś innego.
- Wiesz, ciężko mi teraz wykonywać podstawowe czynności... Sama obsługa prostego pulpitu idzie mi jak podczas deszczu meteorytów... iii... ciężko mi się przebrać... i porządnie umyć - zdradziła Becky, choć głośne przyznanie się do słabości nie przyszło jej zbyt łatwo.
- No… teges... - Isabell podrapała się po ramieniu, jakby odrobinkę speszona?
- Z tym przebieraniem czy coś, to mogę pomóc, ale mycie... - Przygryzła usta, spoglądając na pilotkę przymrużonymi oczkami - Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło, prawda? - Dziewczyna uśmiechnęła się wymownie.
Becky oczywiście pamiętała tamten prysznic, jak mogłaby zapomnieć? Teraz jednak odetchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się, że Isabell ma przeciwwskazania na “powtórkę z rozrywki”.
- Tak tak, pamiętam. Ale teraz byłoby... bez takich - powiedziała delikatnie Becky, starając się odpowiednio dobrać słowa. - Ostatnio doświadczyłam tych rzeczy w takim nadmiarze, że muszę sobie zrobić przynajmniej kilka miesięcy przerwy - zdradziła z dość niewyraźną miną, a Isabell jedynie zachichotała.
- Mogę założyć kostium kąpielowy - zasugerowała pilotka.
- Brać prysznic w kostiumie kąpielowym? No coś Ty! - Tym razem Macolitka już się głośno zaśmiała - Bez przesady… ale kąpanie, kąpaniem, a ja bym coś przegryzła, nie masz jakiś smakołyków? - Dziewczyna rozejrzała się po kajucie Becky.
Becky co prawda nie przyłączyła się do śmichów-hihów Isabell, ale widać po niej było, że miała optymistyczne podejście do tematu wspólnego prysznica.
- Tak, mam tu ciastka - odpowiedziała i zajrzała do jednej z szafek. Starała się mieć w pokoju pewne zapasy picia i jedzenia, które się nie psuje... Co prawda alkohol jej się skończył po poprzedniej “żałobie”, ale ciastek nie brakowało.
Gdy Becky sięgała po ciastka, Isabell ściągnęła buty, po czym wskoczyła na łóżko pilotki, gramoląc się mocno w trakcie przesuwania ubrań pilotki w stronę poduszek. W końcu usiadła po turecku, czekając na smakołyki z zabawnym gestem - wyciągając obie dłonie do przodu i przebierając palcami. Zdecydowanie była wstawiona i… głodna?
- Mniam, mniam, mniam! - Rozradowana, z pijackimi rumieńcami, czekała na Ryder.

Becky sprawiła się szybko - wiedziała gdzie co ma i nie musiała niczego szukać. Zaraz potem podała macolitce pudełko, a raczej wiaderko, dużych ciastek.


- Smacznego - powiedziała uprzejmie Becky, siadając na drugim końcu łóżka.
Ciastka leżały pośrodku i obie zaczęły je zajadać z apetytem... choć Isabell dopisywał on znacznie bardziej. Miło było tak posiedzieć i pogadać...
Isabell skończyła się zajadać ciastkami, za to rozglądnęła się po kajucie Becky.
- Hej, nie masz jeszcze czegoś do picia? - Mrugnęła wymownie - No tak kilka łyczków... mało mi! - Zaśmiała się dziewczyna - Też mogłabyś te kilka łyczków zrobić, nie powinno Ci zaszkodzić...
- Oj, nie wiem - odpowiedziała Becky i przerzucając nogi na jedną stronę łóżka usiadła na jego brzegu, sięgając do szafki nocnej. Znalazły się tam cztery istotne butelki, niestety wszystkie były puste, po tym jak pilotka leczyła swoją poprzednią depresję.
- Łeee, wszystkie puste - mruknęła niezadowolona, przeglądając zawartość szafki.
Wyprostowała się i zamyśliła przez chwilę. [i] - Obawiam się, że trunki mi wyszły i tu u siebie mam już tylko piwo. Może być? [i/] - zaproponowała. W sumie jej by to nawet odpowiadało, przepłukać tak gardło po słodkich ciastkach. Zawsze mogły skoczyć po coś do kantyny, ale fajnie się siedziało i tak było wygodniej.
- Tak, tak! Piwo jest niezłe! - Isabell aż przyklasnęła w dłonie. Napiły się więc, znów rozmawiając na wiele różnych tematów… aż w końcu Macolitka musiała skorzystać za potrzebą. Wróciła po kilku minutach, zostawiając za sobą otwarte drzwi, i Becky usłyszała w łazience włączony prysznic.
- To co, chcesz się umyć? Już nagrzewam... - Isabell uśmiechnęła się, po czym dopiła resztę swojego piwa. Następnie wyciągnęła w kierunku siedzącej na łóżku pilotki dłoń.
- Tak tak, dzięki - odpowiedziała zadowolona Becky i wstając z łóżka ruszyła w stronę Isabell, podając jej lewą rękę. - Jeszcze tylko usiądę na chwilkę. Na mnie też piwo podziałało - dodała, gdy razem weszły do łazienki.
- A.. no...tak, dobra... - Wymamrotała zaskoczona Isabell, po czym się zaśmiała - Ok, to siadaj, już się odwracam - Wystawiła w stronę Becky język, po czym naprawdę się odwróciła do niej plecami, zaczynając ściągać swoje buty.
Becky odpowiedziała tym samym, ale odwrócona plecami macolitka nie zobaczyła wystawionego języka pilotki. Ale wcale nie o to chodziło, po prostu się droczyły.
Becky rozpięła spodnie i opuściła je wraz z majtkami, a następnie zasiadła na tronie. Nie tracąc czasu zaczęła ściągać buty.
- Dzięki, za pomoc - powiedziała, a gdy już skończyła królować, odgłos spuszczanej wody oznajmił zakończenie jej kadencji. W tym czasie Isabell pozbyła się butów i skarpetek, koszulki (przez chwilę się w niej plącząc, będąc wstawioną), a na końcu i ściągnęła nawet już spodnie. Stała w samych majteczkach, uśmiechając się do półnagiej pilotki, mającej na sobie już tylko przydłuższą koszulkę. Dziewczyna zbliżyła się do Becky, po czym złapała w dwa paluszki rąbek owej koszulki, lekko podciągając go w górę. Droczyła się z nią, spoglądając jej prosto w oczy, ze śmiechem czającym się na ustach.

- Dobra, to trzeba Ci rękę jakoś zabezpieczyć przed wodą… masz jakiś worek, i może gumkę do włosów? No bo przecież chyba jej nie obwiążemy majtkami? - Tym razem Isabell już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Tak jasne - odpowiedziała uradowana Becky, wyobrażając sobie jak taka akcja mogłaby wyglądać. - Gumki mam w toaletce przy lustrze... te do włosów - powiedziała. Z workiem nie było tak łatwo, ale znalazła się wystarczająco duża torebka z zapięciem hermetycznym... po "ziółkach".
Po minucie, gdy były gotowe na kąpiel, Isabell pomogła Becky ściągnąć koszulkę, po czym klepnęła zaczepialsko pilotkę w tyłek, by ta udała się do kabiny… sama po chwili znalazła się tam również za nią, ściągając w odpowiednim momencie, poza spojrzeniem koleżanki, swoje majteczki.
- To co myjemy? Najpierw głowę? - Spytała stojąca za jej plecami Macolitka.
Becky zdążyła już opłukać ciało w ciepłej wodzie, całe oprócz zabandażowanego ramienia.
- Tak, poproszę - odpowiedziała uprzejmie, podając Isabell szampon. Dziewczyna zaczęła więc myć jej włosy, nucąc coś przy tym pod nosem wesoło. I przy okazji, wymyśliła kolejny temat do rozmów:
- A wiesz, pojeździłabym na Twojej maszynie… może razem, jakbyś chciała? Ja z przodu, Ty z tyłu, podpowiesz mi kilka tricków, na hooverbike nie jestem zbyt dobra.
- Oczywiście. Takie śmiganie to świetna sprawa, zobaczysz - odpowiedziała zadowolona Becky, przymykając oczy aby piana się do nich nie dostała. - Możemy nawet już jutro po księżycu, ale osobiście chciałam wypróbować tutejsze maszyny. Wiesz, mój sprzęt nie ucieknie, a tutaj jesteśmy tylko tymczasowo - dodała od razu.
- Niezły pomysł, możemy i tak! -Zgodziła się dziewczyna.
- No to zagadamy i jutro wybierzemy się na jakąś fajną trasę - rzekła zadowolona pilotka.

Po umyciu włosów pilotki, Isabell użyła na nich nawet odżywki, co znowu zajęło chwilkę, gdy zaś była i z tym gotowa, znowu klepnęła Becky w tyłek.
- Ał... ej - wyrwało się pilotce.
- A teraz się przesuń skarbie, ja też chcę pod ciepłą wodę! - Zaśmiała się dziewczyna, zamieniły się więc miejscami, i teraz Macolitka stała pod gorącym strumieniem. Nalała Becky na dłoń żelu do mycia, po czym sama zajęła się własnymi włosami, stały tak więc obie blisko siebie, zwrócone twarzami, mokre i pokryte pianą…
Becky nie miała nic przeciwko dzieleniu się prysznicem - w końcu Isabell jej pomagała. Lepiej jednak było ograniczyć odpowiednie doznania i wrażenia do minimum, oraz aby nie zabrakło piany pokrywającej jej ciało, tak na wszelki wypadek. Wykorzystując otrzymany żel, Becky umyła sobie twarz i szyję, oraz prawe ramie i pachę. Tyle mogła zrobić nie gimnastykując się do krańca możliwości. W międzyczasie przerzuciła też włosy do przodu - wyglądało to tak jakby chciała zebrać z nich pianę, aby umyć sobie nią brzuch i w sumie tak właśnie było. Jednak przy okazji, tymi długimi blond włosami przykryła też swoje piersi, aby nie korciły one za bardzo, zwłaszcza po tym jak zabraknie piany. Umyć je też mogła i zamierzała sama... ale nie chciała tego robić tuż pod nosem Macolitki.
- A chciałabyś się trochę poduczyć pilotarzu Feniksa? - zagadała Becky.
- Już w tym kierunku zaczęłam! - Powiedziała wesoło dziewczyna.
- Wiem. I skoro to cię interesuje... - powiedziała i kiwnęła zachęcająco głową.

Isabell umyła swoje włosy, po czym je spłukała, i spojrzała na wygibasy towarzyszącej jej kobiety odrobinę krytycznym wzrokiem.
- Mam Ci pomóc? - Spytała z uśmiechem, nabierając żelu do mycia na swe dłonie.
- Tak proszę. Szczególnie ten lewy bok, nie mam jak sięgnąć. No i plecy - odpowiedziała Becky, nieco przygnębiona swoją bezradnością w tak codziennej czynności.
Dziewczyna namydliła więc porządnie swe dłonie, po czym zaczęła (wbrew wcześniejszej prośbie Becky) od mycia lewego ramienia pilotki. Następnie wśród ogólnych chichotów umyła nawet jej pachę, po czym dłonie ześliznęły się w dół i Isabell zaczęła myć w końcu owy prawy bok.
- Ty chyba jednak się tu ze mną stresujesz co? - Spytała nagle Macolitka, objęła Becky szybkim ruchem w pasie, po czym przyciągnęła do siebie. Isabell uśmiechnęła się jakby przepraszająco, gdy przylgnęły tym samym do siebie piersiami, brzuszkami, i… pilotka wyczuła coś jeszcze, dotykające jej ciało, coś poniżej brzucha.
W tych okolicznościach, Becky nie miała jak zerknąć co się tam na dole dzieje, ale domysły dawały jej całkiem dobry obraz... i w sumie wolała już tam nie patrzeć.
- No, cóż, yyy głupio mi, że nie mogę się nawet umyć samodzielnie. Jakbym miała dwa lata - odpowiedziała Becky, zgodnie z tym co ją gryzło. Jednocześnie złączyła uda, stawiając nogi bliżej siebie, aby przez niefortunny przypadek nic nie dostało się między nie.
- Ale poza tym nic się nie dzieje i nic nie robimy, więc nie mam się czym stresować - dodała od razu spokojnym głosem, spoglądając przyjaźnie na Isabell.
Owszem wcześniej dała się nabrać pięciu Macolitkom, co źle się dla Becky skończyło. Ale rasa niczego jeszcze nie oznaczała. Teraz Ryder była z przyjaciółką, która jej pomagała się umyć i która nie zrobi jej nic złego... a jeśli jej ciało coś sugeruje, to znaczy że mimo utraconej ręki Becky nadal jest atrakcyjną kobietą, a to oczywiście budujące wieści.

Isabell wciąż przytulała się ciasno do Becky, spoglądając jej prosto w oczy. Dłonie dziewczyny spoczywały na biodrach pilotki, a opuszki palców delikatnie, i jedynie minimalnie, tak ledwie wyczuwalnie, muskały jej skórę.
- Becky... - Szepnęła Isabell, a w jej oczach zamigotały ogniki - ... chciałabym być taka jak Ty. Taka twarda, odważna, cool... - Ich twarze znajdowały się już blisko siebie, a teraz dziewczyna zbliżyła swoją jeszcze o kilka centymetrów. Została ledwie odrobinka miejsca, a później zetknęłyby się już noskami. Stanęła również na palcach stóp, by być na tej samej wysokości.
Becky zdawała sobie sprawę jak to jest w młodości... w tej wczesnej młodości. Człowiek nadal się uczy i szuka wzorców. Kobieta zdawała sobie sprawę, że ma swych wielbicieli, ale nie że będzie czyimś bohaterem i wzorem do naśladowania.
- Dzięki Iss, miło to słyszeć - odpowiedziała delikatnie Becky, odwzajemniając spojrzenie i nie dając się zbić z tropu przez przymiary do pocałunku. - Nie trzeba być silnym fizycznie, aby mieć silny charakter... I zapamiętaj proszę, że to jaka jesteś i będziesz zależy tylko i wyłącznie od jednej osoby - od ciebie! - dodała wyraźnie podkreślając ostatnie dwa słowa i dała Isabell prostego buziaka, jakiego zwykle widuje się przy powitaniach i pożegnaniach.
- Owszem trzeba się dostosowywać do otoczenia i innych, ale to musi działać w obie strony. A z odwagą też trzeba uważać, bo można się przeliczyć, czego najlepszym przykładem jest moje kalectwo - dodała jeszcze i wskazała kiwnięciem głowy na swoją opatrzoną rękę... a raczej właśnie to co z niej zostało.
- Przedrzeźniasz się ze mną - Powiedziała Isabell, a jej dłonie powędrowały po ciele Becky. Z bioder prześliznęły się w górę, po bokach kobiety, po drodze lekko i miło drapiąc po skórze. Znalazły się po chwili na ramionach pilotki, po czym znów ześliznęły w dół, na piersi Becky, której zdecydowanie od tych zabiegów przyspieszyło serduszko. Tam zaś, wśród frywolnego uśmieszku dziewczyny, zostały pochwycone włosy zasłaniające obie półkule, po czym Isabell zagarnęła je koleżance w tył, odsłaniając w pełni piersi.
- Tak lepiej - Mruknęła Macolitka, a jej wzrok na moment podziwiał odsłonięte aspekty. Obie dłonie dziewczyny z kolei znalazły się na szyi pilotki, przez moment przesuwając kciuki wzdłuż szczęki Becky. Isabell oglądała ją sobie i masowała to tu, to tam, wpatrując się ponownie kobiecie głęboko w oczy.
- Nie jesteś kaleką, jesteś piękna - Wśród szeptu, dłonie spoczęły na potylicy Ryder, leciutko przyciągając jej twarz ku sobie, a usta Isabell zdecydowanie ruszyły na spotkanie ust Becky…


Z jednej strony Becky nie chciała ulegać doznaniom fizycznym, z drugiej zaś cieszyła się że nadal jest atrakcyjna, piękna i pożądana. Chciała zarówno zaprotestować jak i podziękować, a sprzeczność ta odebrała jej chwilowo mowę. A chwila była wyjątkowa i pełna namiętności. W dodatku tylko jedna i mimo iż zdawało się że trwała wieki, tak naprawdę minęła błyskawicznie, zanim obie połączyły się w pocałunku. Najpierw delikatnym i niewinnym, zaraz potem już bardziej namiętnym i zmysłowym, a wszystko sowicie zakrapiane ciepłą wodą tryskającą na nie z prysznica. W międzyczasie Becky delikatnie objęła Macolitkę zdrową ręką na wysokości łopatek, ale dbała o to aby trzymać obie nogi razem.

Isabell zatraciła się w pocałunku, spijając słodycz ust Becky, a gdy w końcu obie musiały zaczerpnąć powietrza, spojrzała na pilotkę z wprost czarującym uśmiechem. Oddychając szybszym tempem, wywołanym nie tylko chwilowym brakiem powietrza, co i falą podniecenia, coraz bardziej ogarniającą jej ciało, zsunęła jedną ze swych dłoni obejmujących głowę Becky, poprzez tej szyję, a następnie jeszcze niżej, zatrzymując ją na prawej piersi kobiety. Objęła ją na tyle, na ile pozwalała jej dłoń, delikatnie i czule, rozkoszując się ciepłem jej ciała, dotykiem delikatnej skóry, skrytego w dłoni, twardniejącego suteczka, jak i szalonym biciem serca samej Ryder.
- Be... - Zaczęła Isabell, jednak zaschło jej w gardle, toteż cicho odchrząknęła, po czym ponowiła - Becky… kochanie… chciałabym Cię umyć... calutką, nie tylko plecki. Chciałabym… całować każdy centymetr Twojej skóry, cieszyć się… Tobą całą, kochać się z Tobą namiętnie, tu i teraz...

Na policzkach Isabell pojawiły się wielkie rumieńce, zadrżały jej usta, podobnie jak całe ciało, a w oczach zamigotały gwiazdy.
Dla Becky zaś był to kolejny już tego wieczoru dylemat... a raczej wzmożona kontynuacja tego samego.
Z jednej strony, po nie tak dawnych doświadczeniach, nie chciała mieć już nic wspólnego z doznaniami erotycznymi. Z drugiej strony, warto było naprawić to złe wrażenie biorąc udział w takim jakim powinien być, odpowiednio dobrym akcie miłosnym... Raz już dała się nabrać na kobiecość Macolitek, które oczywiście kobietami nie były i bardzo źle się do dla Becky skończyło. Nie chciała tego powtarzać. Jednak czy warto było odrzucać coś dobrego z przyjazną jej osobą, dlatego że należała do rasy, która w tego typu sposób ją wcześniej skrzywdziła?... Po jednej stronie medalu było złamanie Isabell serca, która zawsze była dla Becky miła i przyjacielska, a może nawet wielbiąca. Po drugiej zaś był wizerunek Nightfalla, gdyż Macolitka w tym momencie przymierzała się do zdradzenia go z nią. Choć Becky zawsze popierała wolność seksualną, czy też “otwarty związek” jak to inni nazywają, to co o tym sądził Night? I jak duże znaczenie w kwestii tej zdrady miał hermafrodytyzm Iss, skoro z racji swojej rasy miała “szersze zapotrzebowania” - czy też jak to dwupłciowce nazywają była biseksualna...
A tak w ogóle to raz się żyje, a ostatnie doświadczenia jasno pokazały, że życie to może skończyć się dosłownie w każdej chwili.
- Och... Isabell... ja... to... - odpowiedziała delikatnie Becky, spoglądając rozmówczyni w oczy i z przyspieszonym zarówno tętnem jak i oddechem, rozważając wszelkie za i przeciw. - To brzmi tak wspaniale - zakończyła pilotka nawet z lekkim uśmiechem, po czym przytulając się do siebie, obie połączyły się w delikatnym ale i namiętnym pocałunku.

Pod prysznicem zaczynało robić się coraz namiętniej. Wśród zaparowanych szyb kabiny, dwie postacie wkrótce splotły się w miłosnym akcie, zapominając o wszystkich i wszystkim, co je otaczało… w tej chwili stroje z odciętymi rękawami, puste butelki, czy i ciastka nie miały już żadnego znaczenia. Teraz liczyły się inne, nowe doznania, nowe drogi życiowe, wywracając świat do góry nogami przynajmniej dla jednej z nich.

Działo się tyle, że po wszystkim organizmy obu blondynek domagały się odpoczynku. Isabell nie chciała wracać do siebie, chciała zostać na noc z Becky. Pilotka nie widziała żadnych przeciwwskazań, wszak pod prysznicem było jej tak... I nawet kwestia strony łóżka była rozwiązana - Becky oczywiście leżała po prawej, aby to co zostało z jej prawej ręki nie ucierpiało przez przypadek.
Osobiście Becky nie znała się za bardzo na biologii Macolitek, ale na wszelki wypadek łyknęła podwójną dawkę środków antykoncepcyjnych. Zdawała sobie sprawę, że to jej nie zaszkodzi... a uratować jak najbardziej może.
Poleżały jeszcze trochę w milczeniu, przytulając się do siebie, było tak cicho, spokojnie, przyjemnie. Nawet nie zauważyły gdy przyszedł sen.
 
Mekow jest offline  
Stary 18-03-2017, 14:45   #134
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
SPA

Vergo okazał się męskim robotem, który zaprowadził chętnych do tutejszego przybytku relaksacyjnego, wzbudzając po drodze oczywiście wielką ciekawość w Vis.


- Jesteśmy na miejscu - Odezwał się ich przewodnik, ledwie po minutce wędrówki korytarzami - Basen, jaccuzi, sauny, masaże i tym podobne, wszystko do państwa dyspozycji. Częściowo podzielone dla kobiet i mężczyzn, basen wspólny... - Robot omiótł dłonią wymienione atrakcje, po czym lekko się ukłonił - Mogę się oddalić, czy wymagana jest jeszcze moja pomoc?
-Te jacuzzi… to gdzie dokładnie?- zapytał Bullit od razu.
- Męska część jest po prawej, proszę iść prosto, a następnie w prawo, drzwi są opisane - Odpowiedział Vergo. Isabell natychmiast czmychnęła w lewo, do części przeznaczonej dla kobiet.
- Idziecie? - Spytała Becky i Vis.
Tymczasem Doc sprawdzał jaki ma zapas fajek i czy palnik działa. Dymek w jacuzzi… czasami do nirwany wystarczy tak mało kroków.
- Mhm - mruknęła Becky kiwając potwierdzająco głową i ruszyła za Isabell. Zdawała sobie sprawę, że młoda nie jest właściwie kobietą, ale tyle razem przeżyły, że nie miało to już dla niej znaczenia. Osobiście pilotka miała ochotę na wspomniane wcześniej “tym podobne”, wszak miała masę siniaków, otarć i zadrapań, przez co jej skóra wymagała zabiegów pielęgnacyjnych.
Vis zaś wzruszyła ramionami ruszając za pozostałymi i rozglądając się ciekawie. Nie dało się też ukryć, że jej wzrok nieco dłużej zatrzymał się na robocie, ale to akurat było dla dziewczyny normalne. Kto by tam myślał o przyjemnościach, które oferowało spa, gdy miało się przed oczami takie cacko? Nie Vis, to było pewne.
Doc zerknął za dziewczynami przez chwilę podziwiając tercet zgrabnych pup poruszających w jednym rytmie, po czym ruszył szukać w męskiej części wygodnego jacuzzi do zrelaksowania się. Bądź co bądź odrobina odpoczynku od załogi, miała swój urok zwłaszcza po długich lotach. Nawet najbardziej zgrana ekipa zacznie sobie działać na nerwy jeśli będzie zbyt długo siedzieć w jednej latającej puszce.

- Ja wezmę jakieś zabiegi upiększające. Co tylko tu mają - zdradziła koleżankom, gdy były już same w korytarzu.
- Ciekawe czy mają coś na ogon - zainteresowała się Vis, bo jakby na to nie spojrzeć ostatnimi czasu ta część jej ciała była dość często dotykana, więc chyba nie zaszkodziłoby o nią zadbać. - Żeby był delikatniejszy w dotyku - dorzuciła, chwytając wspomniany ogon i przesuwając po nim dłonią.
- Jak to wszystko tu mniej lub bardziej profesjonalne, to pewnie mają - Powiedziała Isabell, a cała trójka znalazła się w przebieralni. Mackolitka spojrzała na swe towarzyszki, po czym uśmiechnęła się pod nosem - Macie stroje kąpielowe? No bo by chyba wypadało w nich paradować, czy w samych ręcznikach? A jak w ręcznikach, to jak potem do basenu wejdziemy?
- Bez ręczników? - zasugerowała Vis, nie do końca przysłuchując się słowom Isabell, albo też nie przejmując się zbytnio problemem braku stroju kąpielowego. - Jak poza nami nie będzie tam nikogo to nie widzę problemu. No chyba że wy… - popatrzyła po obu, nie do końca pewna czy przypadkiem nie palnęła czegoś głupiego, jednak nie sprawiająca wrażenia szczególnie tym przejętej. Widać częste kontakty z doktorkiem dobrze na nią działały.
- Ja nic nie wzięłam - powiedziała dość beztrosko Becky - Ale mówili że basen jest wspólny, więc powinni mieć jakieś kostiumy dla klientów... No, tak mi się wydaje, przy takiej obsłudze i standardzie tego całego kompleksu - zauważyła. W porównaniu z innymi miejscami, które zdarzyło jej się odwiedzić, całe tutejsze SPA prezentowało się znakomicie: czysto i zadbanie... żadnych karaluchów. A w szatni nawet wygodne siedzenia i półki z czystymi ręcznikami, szlafrokami i kostiumami kąpielowymi w kilku fasonach i rozmiarach.
- O, no wystarczyło się rozejrzeć. Proponuję szlafroki - zasugerowała, spoglądając na Vis i Issabel. Taka opcja powinna najbardziej odpowiadać macolitce, a i ona sama czułaby się w tym najlepiej podczas zabiegów.
Vis wzruszyła ramionami bo jej to raczej obojętne było czy będzie na sobie mieć szlafrok czy ręcznik. Tym bardziej, że w sumie nie wiedziała za bardzo do czego się przygotować. Logiczne jednak było podążanie za Becky, która najwyraźniej doświadczenie z takimi miejscami miała. Nie czekając na swoje towarzyszki, zaczęła się pozbywać odzienia, wcale przy tym nie sprawiając wrażenia skrępowanej ich obecnością. No bo niby dlaczego by miała być?
Pilotka naszykowała sobie czarny kostium kąpielowy i różowy szlafrok - jeden z tych krótszych modeli, kończących się mniej więcej w połowie ud i z rękawami do łokcia.
- To mi się podoba - skomentowała, a następnie poszła w ślady za Vis i zaczęła się rozbierać. Mając do dyspozycji tylko lewą rękę, starła się sprawić tak szybko jak się da. Aby nie zmuszać koleżanek do czekania na nią, czy też udzielania jej pomocy, która w tych okolicznościach mogłaby być ciut krępująca.
- No ten… dobra... - Powiedziała Isabell, po czym również zaczęła się w szybkim tempie rozbierać, gdy jednak przyszło ściągnięcie majteczek, odwróciła się do obu towarzyszek tyłem. Zarówno Becky, jak i Vis znały powód takiego zachowania… Mackolitka przebrała się w dwuczęściowy, czarny strój kąpielowy, narzucając sobie na wierzch biały szlafrok. Następnie zaczęła pomagać Becky, i wkrótce wszystkie trzy były gotowe na podbój SPA.

Było w czym wybierać: małe jaccuzi, na jedną czy dwie osoby, większe - nawet na kilkanaście osób na raz, do tego mały basen z podgrzewaną wodą, sauna, w pełni zautomatyzowane fotele do zabiegów kosmetycznych, a wszystko do ich dyspozycji, wszystko w pełni automatyczne, ledwie zrobiły kilka kroków zapaliło się więcej światła, zabulgotała podgrzewana woda, już rozbrzmiała delikatna muzyka, pojawiły się miłe zapaszki, i nigdzie nikogo poza nimi!.
- To gdzie najpierw? Gdzie najpierw? - Pytała się rozentuzjazmowana Isabell, prawie że podskakując w miejscu.
Vis poszła w ślady Isabell i nałożyła na siebie jeden ze strojów, w przeciwieństwie do Mackolitki, biały. Trzymając szlafrok w dłonie, podreptała za kobietami rozglądając się ciekawie wokoło. Gdy zabłysły dodatkowe światła, jej skóra pojaśniała o parę tonów, przez co niemal zlewała się z kostiumem, który miała na sobie.
Podobało się jej, że są w tym miejscu sami i że wszystko jest zautomatyzowane, dzięki czemu nie musiała mieć do czynienia z kolejnymi jednostkami organicznymi.
- Basen? - zaproponowała idąc za logiczną koleją rzeczy, mówiącą że najpierw się myje, a dopiero później oliwi lub smaruje. Do sauny nie miała zamiaru zaglądać, nie ciągnęło jej do pocenia się na siłę.
- Popieram - powiedziała nawet dość ochoczo Becky i przyjrzała się lepiej oznaczeniom na zamieszczonym ścianach. - To będzie chyba tędy - rzekła, wskazując jak sądziła odpowiedni kierunek.
Cała trójka tam też ruszyła.


Do sali basenowej schodziło się po schodach i było to bardzo elegancko urządzone pomieszczenie. W przeciwieństwie do najczęściej spotykanych, nie był to basen po środku pomieszczenia, lecz cały pokój (czy raczej korytarz) stanowił dostępne dla gości kąpielisko. Było ono też ładnie urządzone: udekorowane kilkoma fontannami, z rozległymi prysznicami w suficie, oraz delikatną muzyką w tle. Do tego sama woda - ciepła i taka... czysta.
- Fajne miejsce - pochwaliła Becky, ciesząc się, że znalazło się też miejsce na parapecie, na którym będzie mogła oprzeć... to czego raczej nie powinna zamoczyć.
- No, to mamy okazję trochę się poznać - zarzuciła Becky. - Opowiesz nam o sobie? - zagadała do Vis.
Darakance mina wyraźnie zrzedła, jednak zaraz na jej twarz powrócił uśmiech. W przeciwieństwie do Becky, zamiast wejść grzecznie do basenu, obeszła go nieco i wskoczyła do wody tam, gdzie uznała że powstały rozprysk nie zmoczy pozostałych. Wynurzając się, pokręciła energicznie głową by pozbyć się wody z oczu.
- Fajne - zgodziła się, potwierdzając opinię Becky na temat basenu. - I chyba nie ma co opowiadać. A w każdym razie nie bardzo opowiadać lubię, chociaż czasem się mi zdarza, ale to tylko czasem - wypaliła na jednym wdechu, przesuwając dłońmi po powierzchni wody. - Lepiej jednak jest gdy się nie odzywam. Mniejsza szansa na to, że powiem coś nie tak. To z kolei zdarza mi się często, bo czasem myśli zwyczajnie nie chcą siedzieć cicho i tak sobie uciekają. Jak teraz - dodała, wzruszając ramionami. Cóż było poradzić, raczej marne były szanse na to by się kiedykolwiek zmieniła to i dobrze było wyłożyć sprawę od razu i jasno. Z doktorkiem działało, może więc i z kobietami zadziała, chociaż tu nie miała przewagi w postaci bycia kobietą. No chyba, że Becky i Isabell lubiły podobne zabawy co Leena, tego jednak nie wiedziała, więc…
- Lubicie seks tylko z osobnikami męskimi, czy z kobietami też? - wypaliła, nieco za późno przykładając dłoń do ust by powstrzymać słowa, które zdążyły rozbrzmieć.
Zdumiona pilotka spojrzała na Vis z lekko otwartymi ustami.
Macolitka zaśmiała się głośno, po czym zanurzyła cała w wodzie… po chwili wypłynęła, odgarnęła mokre włosy w tył, i spojrzała na Becky, zaskoczoną takimi pytaniami Vis.
- Żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek? - Powiedziała Isabell, po czym zamiast odpowiedzieć na zadane pytanie, sama jedno zadała, wpatrując się w Darakankę - A Ty? Byłaś już z kobietą? - Po czym zanurzyła się w wodzie aż po nos, chyba maskując w ten sposób uśmiech.
- Nie trafiło się - odpowiedziała Vis, zaraz dorzucając - Wygląda to jednak całkiem ciekawie więc pewnie kiedyś się skuszę. Chociaż nie wiem w sumie bo do tego trzeba podobno odpowiedniej osoby, a ja jakoś nie bardzo nadaję się do zawierania nowych znajomość. - Zakończyła z uśmiechem, zadowolona że tym razem niczego nie palnęła. Chyba…
- Yyy... powodzenia? - wydusiła z siebie, nadal lekko zaskoczona Becky. Zanurzyła się w wodzie - cała z wyjątkiem głowy i prawego ramienia. - Ale masz rację. W tych rzeczach, podobnie jak i wielu innych, najważniejszy jest odpowiedni partner - powiedziała i dzięki temu szybciej doszła do siebie.
Vis energicznie pokiwała głową, całkiem się zgadzając i ciesząc, że ma poparcie.
- Zawsze też można kogoś takiego zbudować - stwierdziła. - Seks boty są nawet całkiem przyjemne, wystarczy zapytać Leenę. Chociaż chwilowo kompletnie na to czasu nie mam, to kto wie co przyniesie przyszłość. Zastanawiałaś się już nad tym jaką protezę byś chciała. Jakie dodatki? Unowocześnienia? Możemy coś wspólnie zaplanować bo i tak jestem w trakcie tworzenia planów dla doktorka… Dla Buillta, znaczy się - dodała, chowając częściowo w wodzie, tak żeby usta były zakryte, kopiując w tym Isabell, chociaż z innych powodów. Mówienie pod wodą było chyba dla niej w tej chwili bezpieczniejsze niż nad jej powierzchnią.
- Ja chyba pójdę sprawdzić te inne atrakcje - jęknęła, wynurzając się po czym opadając z powrotem.
- Możemy iść razem, ale po co się spieszyć - powiedziała beztrosko Becky. - A o protezie jeszcze nie myślałam. Łatwiej było... No ale, to się zastanowię. A masz może jakieś propozycje? Opcje do wyboru? - zagadała, lekko zaskoczona tym że ten trudny dla niej temat przyszedł jej bez problemów.
- To zależy - Vis wyprysnęła z szerokim uśmiechem na twarzy, najwyraźniej zapominając, że chciała się ulotnić. - Można by się pokusić o taką z wymiennymi końcówkami, chociaż te podobno lubią sprawiać problemy. Z pewnością nie zaszkodziłby wbudowany celownik, lub system namierzania. No i prosty radar może, chociaż nie jestem pewna jakby to wyszło w połączeniu z ręką, no ale próbować można. Na pewno przydałaby się jakaś wbudowana broń, ot tak na wszelki wypadek bo to przecież nigdy nic nie wiadomo, a przecież ręki nie upuścisz, ani ci jej nie wytrącą, a przynajmniej będzie to znacznie trudniejsze niż z normalną bronią. Może skaner powierzchni, tylko trzeba by znaleźć taki mały. No i coś co zawsze mi się podobało i nad czym mam zamiar popracować czyli oprogramowanie głosowe dla takiej protezy - przerwała, spoglądając na Becky rozpromienionym wzrokiem i jak nic gotowa do tego by za robotę zabrać się już w tej chwili. O Izabell całkiem zapomniała.
- O rany - wyrwało się Becky. Nie spodziewała się, że tak nagle dostanie aż tyle opcji na raz. - No cóż. To lepiej już jedna całość. Przede wszystkim musi zastąpić prawdziwa rękę. Ale broń z jakimś celownikiem brzmi zachęcająco. Skanery też popieram, ale ile sprzętu da się tam upchnąć? Nie chcę, aby to było za ciężkie - odpowiedziała pilotka.
Sama się sobie dziwiła. Wyglądało na to, że sprawa protezy wyglądać będzie lepiej niż się spodziewała i już się z tym pogodziła. A wcześniej zaraz dostawała ataku depresji. Może to efekt SPA? Tak czy inaczej, jeśli to miało być zastępstwo na kilka miesięcy, to warto aby było komfortowe i funkcjonalne... a jeśli na dłużej? To tym bardziej, ale o tej możliwości wolała nie myśleć.
- Ilość sprzętu będzie zależała od jego jakości i materiału z którego będzie wykonany, no i oczywiście z którego będzie zrobiony szkielet protezy - poinformowała Vis, przerzucając w myślach opcje, wagi i odrzucając lub dodając do listy kolejne komponenty. - Mogę zacząć szukać już teraz, bo im wcześniej tym więcej czasu na przyzwyczajenie się do nowych funkcji i sposobów ich wykorzystania. Można by też zastąpić drugą rękę - urwała przyglądając się Becky i zdając sobie sprawę, że tej owy pomysł może wcale się nie podobać. I najwidoczniej tak właśnie było, bo pilotka wytrzeszczyła szeroko oczy i z otwartymi ustami przyglądała się Vis, potem spojrzała na Isabell i znowu na rozmówczynię cały czas z tym samym wyrazem twarzy.
- Znaczy… ewentualnie, ma się rozumieć, nie żebym już planowała jej odcięcie i zastąpienie bardziej sprawną kończyną o szerszym zastosowaniu. - Kontynuowała Vis, ale wbrew jej słowom, zarówno radość widoczna na twarzy, błysk w szkarłatnych oczach jak i wesołe machanie ogona, który burzył wodę za jej plecami, wskazywało na coś bardzo przeciwnego.
- Yyy... no tak, znaczy nie. Tylko jedna ręka. Nic więcej, tylko jedna - powtórzyła Becky z dość niewyraźną miną, niepewna czy Vis tylko żartowała, czy też zgodnie z jej uprzedzeniami zdarzyło jej się właśnie powiedzieć coś nie tak... bardzo nie tak.
Becky zanurkowała na chwilę, oczywiście poza prawym ramieniem.
- Ale... co do części i tych tam, to Leena ma zagadać o to z tutejszymi. Więc sądzę, że uda się pozyskać odpowiednie materiały - powiedziała, po wynurzeniu się z wody. - Ale na wypadek naprawy lub jakiejś zmiany, wolę aby... no, przynajmniej tę “ostateczną instalację”, zrobił ktoś kto z nami będzie, czyli ty i Doc, a nie jacyś obcy których więcej nie zobaczymy - dodała od razu.
Mina Vis nieco zrzedła, ale i tak wydawała się być zadowolona.
- Zobaczymy co pani kapitan wyciągnie - stwierdziła. - A ja i tak poszperam to tu, to tam. Nigdy nie wiadomo co się znajdzie - zapewniła, myślami będąc już przy konstruowaniu protezy i pewnie jeszcze kilku innych rzeczy, które tak przy okazji jej do głowy wpadły.
- Powodzenia - odpowiedziała szczerze Becky - poszperać zawsze warto.
Jej samej skończyło się picie, więc też powinna poszukać tu i tam, w celu uzupełnienia zapasów.

Basen, rozmowa i ogólnie cała atmosfera działały pozytywnie na samopoczucie całej trójki. Basen miał jednak tę cechę, że oprócz rekreacji przeznaczony był do pływania. A tego Becky nie mogła robić, zmuszona trzymać jedno ramie ponad powierzchnią wody.
Trochę z tego względu, trochę z chęci zwiedzenia wszystkiego, Vis, Becky i Isabell, przeniosły się do kolejnej atrakcji całego centrum.


Było to wielkie, na oko mogące pomieścić nawet dwadzieścia osób jacuzzi, woda po chwili miała już przyjemną temperaturę, do tego przygrywała muzyczka, pojawił się nawet i mały robocik, oferujący napoje. Dziewczyny odprężyły się na całego, rozmawiając na luźne tematy… a jakiś kwadrans później, pojawił się ktoś dodatkowy. Kobieta o zielonkawej skórze i tatuażach na twarzy, w zaawansowanej ciąży.
- Cześć, mogę dołączyć? - Spytała, stawiając już pierwsze kroki na drabince. Isabell wystrzeliła z kolei w jej kierunku, wzburzając wokół wodę, by pomóc wejść ciężarnej do jaccuzi. Swoją drogą… czy powinna w takim stanie z niego korzystać?
- Dziękuję - Odezwała się mieszkanka bazy, siadając niedaleko reszty towarzystwa - Wy pewnie jesteście z załogi Fenixa? Mam na imię Cabera - Uśmiechnęła się do dziewczyn.


- Tak, zgadza się - odpowiedziała pilotka - Jestem Becky, a to Vis i Isabell - przedstawiła się i koleżanki. Osobiście co prawda nie przepadała za zielonym, zwłaszcza jeśli chodziło o kolor skóry, ale dopóki nie była to jej własna skóra mogła przymknąć na to oczy i nie poddawać się osobistym uprzedzeniom.
- Gratuluję błogosławionego stanu - powiedziała uprzejmie - Chłopiec, czy dziewczynka? - spytała, a potem jej wzrok dostrzegł Isabell i mina jej nieco zrzedła, gdy dotarło do niej, że mogła popełnić gafę. Starała się więc skupić na rozmówczyni, mając nadzieję na zmianę tematu.
- Dziewczynka - Odparła dumnie Cabera, gładząc się przez koszulkę po brzuchu, po czym na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie, a następnie pojawił się szeroki uśmiech - Jakbyś wiedziała, że o Tobie rozmawiamy skarbie co? - Powiedziała do swojego brzucha, a następnie znowu zwróciła się do dziewczyn - Chyba podoba jej się ta kąpiel, wierci się na całego...

Becky zamyśliła się... Dzieci... Dobrze, że dbała aby uniknąć problemów z usuwaniem ciąży. Owszem, była ciocią i wiedziała jakim szczęściem mogą być dzieci. Kiedyś na pewno się zdecyduje, gdy już trafi na odpowiedniego partnera, ale póki co, dobrze że dmuchała na zimne.

Isabell uśmiechnęła się do ciężarnej, a następnie mrugnęła do Becky.
- Niektóre z nas również się starają...
- Mhmm - pilotka mruknęła ze zrozumieniem i zadowoleniem, a jednocześnie kiwnęła głową. - A kiedy termin porodu? - spytała Cabery. Osobiście miała nadzieję, że wielkie wydarzenie nie nastąpi w przeciągu kolejnej godziny.
- Jeśli ma być jak z komputera, to za 34 dni - Powiedziała ciężarna, i znów chyba mała w brzuchu zaczęła harce - Ojej! - Cabera zaśmiała się, po czym pogłaskała swoją dużą kulę. Spojrzała na dziewczyny z Fenixa - Chce któraś z was dotknąć?
- Dzieci i ciąża to zdecydowanie nie moja dziedzina - odpowiedziała spokojnie Becky, kiwając przecząco głową. - Ale może Iss - rzuciła od razu spoglądając na Macolitkę i kiwnęła jej zachęcająco głową, wskazując na ciężarną.
- Serio? - Spytała Isabell, a gdy Cabera przytaknęła, Macolitka zbliżyła się do niej, i nieco zawstydzona, ostrożnie dotknęła dużego brzucha ciężarnej.
- Ojej! - Pisnęła po chwili, i zaśmiała się - Faktycznie, rozrabia na całego. A czy ta woda nie jest dla niej zbyt gorąca?
- A gdzie tam... - Cabera pokręciła głową - Pochodzimy z bardzo gorącego świata, takie temperatury są wręcz wskazane.

Trójka dziewczyn z Fenixa, w towarzystwie miejscowej kobiety, spędzały więc relaksujące chwile, rozmawiając na luźne tematy - począwszy od ciąży i dzieci, przez temat eleganckiego SPA w którym byli, skończywszy na różnicach miedzy statkiem Goa’uld klasy Hatak a stacji kosmicznej w kręgach zewnętrznych będącej fabryką myśliwców X-wing.

Tak wiele do zwiedzenia, a tak mało czasu. Cabera miała zalecane gorące kąpiele, ale laski z Feniksa ciągnęło na zabiegi upiększające. Trójka gości pożegnała się więc z ciężarną i przeniosła się do następnej lokacji SPA.


Pomieszczenie do którego trafiły kobiety prezentowało się bardzo ładnie. Czysto i ciepło, z relaksującą muzyką w tle, a do tego lustrami na suficie, umocowanymi nad leżankami. Same lustra rozbawiły Beckę - w końcu umieszcza się je nad łóżkiem aby uatrakcyjnić sex. Leżaki zaś okazały się bardzo wygodne, a swym fasonem dopasowywały się do użytkownika, co czyniło je uniwersalnymi dla przeróżnych ras. A do tych wygód dochodziły urocze roboty, które najpierw zaoferowały cały wachlarz zabiegów, a potem sprawnie zabrały się do pracy, zgodnie z życzeniami klientek.
Becky śmiało zdecydowała się na pełen zestaw. Maseczkę na twarz i kilka podobnych okładów na inne części ciała, relaksujący masaż wraz z dodanymi do niego olejkami i balsamami dla wykurowania i pielęgnacji skóry, a potem do tego manicure i pedicure, oraz odżywki na włosy.

Wszystkie zabiegi odbywały się z relaksującą muzyką w tle i miłą rozmową między załogantkami Feniksa. A jakby jeszcze mało było wygód, w międzyczasie roboty zaserwowały parę zamówionych drinków. Całość była bardzo odświeżająca, zarówno dla ciała jak i umysłu i bardzo pozytywnie wpłynęła na samopoczucie Becky.
 
Mekow jest offline  
Stary 18-03-2017, 15:20   #135
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn’Suzh (dla przyjaciół Fenn) siedział spokojnie w mesie pijąc ludzki alkohol zwany whisky, nawet mu smakował. Na dzisiaj przydział już skończył więc mógł sobie pozwolić, a wiele lepszych rozrywek tutaj nie było. Potem miał zamiar iść do spa, pomoczyć się w wodzie, zrelaksować. Lecz póki co, był tutaj. Podszedł do jednej z maszyn, “Space pinball” jak głosił napis, zabrane ze sobą szkło postawił z boku na maszynie. I zaczął grać od czasu do czasu popijając ze szklanki.

W głośnikach, czy i samych Unicomach załogantów bazy, rozległ się komunikat, iż przybywał Crazass. Jego powrót był niezapowiedziany, przedwczesny, a i info o fakcie, iż przylatywał na pokładzie “zaprzyjaźnionego” statku, był wielce dziwny. Coś musiało się wydarzyć…

Suzh dokończył duszkiem whisky, która była ciągle dolewana przez zautomatyzowanego barmana gdy szklanka świeciła pustkami, i zostawiając grę w połowie rozgrywki opuścił mesę. Nie chciało mu się robić nadgodzin, a znając jego fart i Crazassa zaraz by mu coś znalazł. Jak zawsze kiedy przybywał było więcej do roboty, rozładunek itp.
Udał się pośpiesznie do spa do gorących źródeł, sztucznych bo sztucznych, ale ciepło tak samo przyjemne, tak jak planował pomoczyć się w gorącej kąpieli. Na miejscu zostawił ubranie w jednej z szafek w szatni i owinięty w pasie ręcznikiem udał się dalej. Zanim wszedł do pomieszczenia zaprogramował jeszcze jego wygląd. W łaźni zajął miejsce tyłem do wejścia wyciągając ręce do tyłu i odprężając się


Doc wkroczył dumnie i głośno, z uwagi na podkute żelazem buciory. Zajął się szybkim ściąganiem ubrań. A gdy już był goły i wesoły zabrał zapas “cygar” i palnik do ich odpalania. I wybrał wygodne dla niego miejsce w jacuzzi i zrzuciwszy ręcznik rozsiadł się w wodzie. Po czym odpalił jedno z cygar i zaciągnął się dymkiem ignorując żywe otoczenie. To dopiero było życie.

Gdy space cowboy rozsiadł się w wodzie, jedyny klient poza nim otworzył jedno oko i spojrzał na człowieka, po czym odwrócił twarz w jego stronę mierząc go w miarę możliwości. Pełno blizn musiało świadczyć o bujnym życiu.
- Nowy na tym zadupiu?
- Przejazdem… turysta raczej.- Dave był akurat w dobrym humorze, więc skłonny był udzielić paru informacji.
- Mówiłem to samo. “Przejazdem. Dzień dwa i mnie nie ma”. - uśmiechnął się lekko - Znajomy Craza? Czy może ktoś ci “broszurke” podesłał? - mała pogawędka podczas kąpieli też mogła być relaksująca.
-Znaczy ślimaka? Nie. Po prostu podwieźliśmy go.- stwierdził Doc bardziej skupiony na swym cygarku niż na rozmówcy.
- To nie typowe. Rzadko prosi kogoś o podwózkę. Rzeczywiście coś się musiało stać. Pewnie nie uraczył powiedzieć co takiego? - nieznajomy wciąż opierał kark o murek.
-Jaszczurki… od groma jaszczurek.- odparł Doc nie wdając się w szczegóły.
- Ta. Miałem kiedyś kilka spotkań z nimi. Szkodniki. - aż chciał splunąć na samą myśl o nich, ale nie bardzo miał gdzie, więc sobie darował.
-Taaa… są wkurzające. Więęęęc….- Doc był na tyle grzeczny, by udawać zainteresowanie rozgadanym nowym. Zgasił dopalające się cygaro, zapalił kolejne.-Po wpadłeś na to zadupie? Kasyna są wszędzie, burdele też.
- Na pewno nie dla widoków. - uśmiechnął się przelotnie - Tak jak wszyscy tutaj. Wolą luźniejsze… regulacje w tych kasynach. Albo nie chcą pokazywać się różnym rządom. Kto się spojrzy na puste miejsce na mapie?
-Hej.. nie chcesz mówić to nie mów.- zaśmiał się Doc zaciągając dymkiem.

Nieznajomy poddał się relaksowi na chwilę zapadając w ciszę. Nie zdążył wcześniej w mesie napić się porządnie, a jeszcze te resztki alkoholu które miał w ciele zaczynały go opuszczać. “A dupa w końcu po robocie jestem.”
Fenn wstał z wody burząc jej spokój. Oprócz mechanicznej lewej ręki jego ciało było całe pokryta różnymi rodzajami blizn, oparzenia, dźgnięcia, cięcia... Podszedł do panelu przy wejściu.
- Napijesz się czegoś? - zapytał się sobie zamawiając whisky.
-Dobrych trunków nie odmawiam.- odparł ze śmiechem Doc, ale przyglądał się podejrzliwie typkowi. Jeśli ta whisky by podejrzliwie pachniała, zamierzał odmówić.
Kosmita wrócił na swoje miejsce znów wygodnie się rozkładając. Po chwili do pomieszczenia wjechał mały robot z dwiema szklankami alkoholu na tacy. Gdy jedną wziął Fenn, robocik podjechał do Bullita.
- Wy ludzie macie taki zwyczaj. Nie pijecie z kimś kogo nie znacie, więc się przedstawiacie. Jestem Fenn’Suzh. - uniósł lekko szklankę w stronę Doca.
-Bullit… Dave.- odparł Doc po węchowym sprawdzeniu trunku. Wypił szklaneczkę i podał jedno z cygar ze swojego zapasu.
Fenn wyciągnął rękę po skręta częstując się i odpalając go sobie. Zaciągnął się lekko przy tym kaszląc wypuścił dym w sufit następnie popijając ze szklanki. Spojrzał się na fajka, nie wiedział z czego był zrobiony, ale tej zieleniny jeszcze nie próbował. No i wolał jednak cygara. Relaks. Jeszcze chwila i zatęskni za swoim dawnym życiem. Zaśmiał się w głowie.
Bullit się nie odezwał, sam zaciągając się papierosem i rozkoszując gorącą wodą.

~II~~II~


Jakiś czas później, idąc korytarzem, Fenn natrafił na Lexi. Kobieta zauważyła go już z daleka, po czym zacisnęła pięści, i zaczęła wyprowadzać przed siebie ciosy rękami, powoli zbliżając się do mężczyzny. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby okładała niewidzialnego przeciwnika… i robiła to naprawdę profesjonalnie.



Gdy w końcu była już o kilka kroków od Fenna, przestała, po czym spojrzała na niego z zadziornym uśmiechem.
- Kiedy następny sparring? No chyba, że wymiękasz?
-[i] A co? Tak Ci śpieszno do kolejnej przegranej? Ile to już? 43 do 41 dla mnie? [i]- odwzajemnił uśmiech. Dziewczyna była naprawdę dobra, jak nic musiała odbyć służbę w jakichś oddziałach… ale jakoś się jej nigdy nie spytał.
- 42 do 41 i tylko dlatego, że się pośliznęłam! - Fuknęła, stając już bezpośrednio przed Finnem, zdecydowanie zbyt blisko niż wypadało, z bojową miną, poruszającą się nerwowo szczęką, zmrużonymi oczami… i nagle się głośno roześmiała, po czym odstąpiła o krok w tył.
- Gdzie to się szlajałeś? - Spytała zwyczajnym już tonem głosu.
- W łaźni. Po dniu pełnym roboty należy się trochę relaksu. Gdzie idziesz?
- Do systemów pomocniczych, ponoć mają tam problemy, i jest potrzebne rozwiązanie siłowe - Wyszczerzyła ząbki, po czym złożyła obie dłonie razem, i strzeliła palcami.
- Estebana nie mogli zawołać? - zastanowił się chwilę - Odprowadzę Cię. - wskazał ręką drogę i ruszył z Lexi.
- Gadałaś już z Crazessem lub innymi?
- A o czym miałam gadać? - Zastanowiła się, idąc obok niego.
- Nie wiem. Może pochwalił się co tak wcześnie, jakieś szczegóły. Słyszałem że spotkanie z gadzinami miał. I na nie swoim statku przyleciał. Wiesz, chciałbym wiedzieć czy szykować graty jakby miałoby się zrobić nieprzyjemnie. - spojrzał kątem na kobietę.
- Aha… nie, osobiście z nim nie gadałam. Ale też słyszałam to i owo. No nie wymiękaj, od 5 lat nikt nieproszony tu nie zaglądał - Trzasnęła Fenna pięścią w ramię. Nie drgnęła jemu nawet powieka, jednak zabolało…
- Stary kumpel powiadał: “Wolę zawsze oczekiwać najgorszego.”, czy jakoś tak. A 5 lat to dużo, nie uważasz? - oddał jej lekko uderzając barkiem w rękę.
- Co masz zamiar teraz robić? Znaczy się… masz jakieś zajęcie, czy może chcesz mi pomóc? - Zmieniła temat kobieta - Bo mógłbyś się przydać...
- Skończyłem przydział na dziś. W czym Ci pomóc?
- Trzeba wleźć w jakąś maszynę, i coś tam podnieść siłowo, żeby co innego tam zamontować, podnośnikami się nie da, żadnymi tam wyciągarkami czy czym innym też nie, i inaczej ponoć nie umieją bez wyłączania maszynerii, a tego nie chcą robić. To jak, masz chęci się spocić, czy nie bardzo? - Lexi mrugnęła do niego, po czym parsknęła śmiechem.
- Wolę się pocić przy czym innym. - uśmiechnął się pod nosem - No nic, zobaczymy na miejscu. Szkoda że nadgodzin mi za to nie policzą.
- To potem się wykąpiemy razem? - Rzuciła nagle kobieta, a Fenna, no cóż… “zamurowało”. Nie wiedział, czy mówiła serio, czy się z nim droczyła, jak z wieloma rzeczami.
- Tak jak ostatnio? Razem ale w oddzielnych kabinach, czy może pozwolisz sobie w końcu umyć plecy. Wiem że jesteś gibka ale z sięgnięciem tam wciąż może być problem. - nie dało się powiedzieć czy mówił serio, czy zażartował. Zupełnie jak ona teraz.
- Obawiasz się konkurencji w postaci odpowiednio długiej szczotki? - Parsknęła śmiechem, zaraz po podkreśleniu tonem głosu kilku wymownych wyrazów w swej wypowiedzi. W międzyczasie, znaleźli się już przed właściwymi drzwiami…
- Widzisz, bo tu nie liczy się szczotka, a technika. - odpowiedział jej z zadziornym uśmiechem.
Wcisnął na panelu obok drzwi by się otworzyły i poczekał aż Lexi wejdzie, dopiero on przestąpił próg. W środku rzucił okiem kto jest i o co mogło im chodzić.

W dużym pomieszczeniu, zastawionym całą gamą maszynerii, odpowiedzialnej głównie za podtrzymywanie życia jej mieszkańców oraz sztucznej grawitacji, przebywało 2 techników. Jeden z nich dłubał w nosie, podziwiając efekty swych prac, kolejny zaś coś wyjątkowo wolno przeżuwał, gapiąc się tępo w ścianę. Dopiero przybycie Lexi i Fenna nieco ich ożywiło, w postaci skierowania wzroku na ich osoby. No tak… Aram i Griffin, do bystrzaków nie należeli, jednak swoją robotę odwalali.
- W czym macie problem fujary? - Spytała wielce taktownie Lexi, uśmiechając się przy tym perfidnie.
- O, cześć Lexi, cześć Fenn’Suzh - Powiedział ospale Aram.
- Wal się Lexi - Wtrącił Griffin.
- No dobra, w czym macie problem? - Powtórzyła pytanie kobieta, już bez “upiększaczy”.
- Tam musi wleźć ktoś silny, i podnieść obudowę w górę - Pokazał paluchem maszynerię Griffin.


- Już ją poluzowaliśmy. Wtedy my przerzucimy kable, zamontujemy nową skrzynkę, no i to by było tyle. Inaczej nie idzie, bez rozkręcania wszystkiego, a wtedy możemy nie mieć grawitacji na kilka godzin. A to do dupy.
- Nom, do dupy - Potwierdził Aram, pstrykając kolejnym znaleziskiem z nosa gdzieś w bok.

Poza oczywistymi odczuciami Lexi i Fenna, odnośnie dwóch przytępawo-obleśnych techników, ich myśli i wzrok skupił się na maszynerii. Jeśli w ogóle zdołają wejść do środka przez wąskie otwory, będzie tam ciasno, gorąco, i do tego oboje mieli wątpliwości, czy zdołają cokolwiek zdziałać fizycznie, ile ta maszyneria mogła ważyć? Kobieta z całą pewnością musiałaby pozbyć się pancerza, inaczej nie wejdzie, do tego, czy nic im się w środku nie stanie… oj było sporo niewiadomych i ryzyka.

Suzh popatrzył się sceptycznie na otwór. Coś takiego nie tylko wykraczało poza nadgodziny, ale nawet i zwykłe obowiązki, nie wspominając o bezpieczeństwie miejsca pracy.
- Ja na twoim miejscu Lexi nie zgodziłbym się bez potrójnej przebitki stawki. - nawet nie spojrzał się na kobietę.
- Myślę, że i po fakcie można by co interesującego wynegocjować u Najili - Odpowiedziała - A jak nie… to spuścimy tym tu łomot - Zaśmiała się, a obaj technicy zrobili srające miny - To co, pomożesz mi? - Spytała na końcu Fenna.
Valarjanin podrapał się pod brodą.
- Właź. - skinął głową w stronę dziury.
- Wyluzuj - Odparła Lexi, po czym zwróciła się w stronę dwóch techników - Jedno słowo, jeden komentarz, głupi dźwięk albo śmiech, to wam łby porozwalam, a nie pomogę.

Na słowa kobiety obaj mężczyźni przytaknęli bezgłośnie głowami, ona z kolei odwróciła się do nich tyłem. Odpięła pas z drobnym oporządzeniem i położyła na podłodze. Następnie zaczęła odczepiać od swojego kombinezonu elementy lekkiego pancerza: blachy, ochraniacze, płyty i tym podobne, później wszelakie sprzączki, paski, uchwyty i tak dalej, w ten sposób pozbywając się wszelkich rzeczy, które mogły przeszkadzać wewnątrz maszynerii, a na końcu po chwili namysłu ściągnęła i buciory. W zubożonym kombinezonie, który teraz o wiele bardziej eksponował i podkreślał krągłości jej ciała, i w samych skarpetkach, uśmiechnęła się do Fenna, po czym wśliznęła się w niewielki otwór tuż przy podłodze, i zniknęła w maszynie.
- Idziesz, czy wymiękasz? - Zawołała wesołym tonem z wewnątrz.

Fenn przekrzywił głowę i patrzył się na gimnastykowanie dziewczyny, szczególnie w momencie zdejmowania butów i wchodzenia do dziury. Jak Lexi zniknęła w jej wnętrzu sam też zdjął kamizelkę odpinając klamry przy naramiennikach, pas oraz rozsuwając z przodu suwakiem.
-[i] No chłopaki. Jak mie pizgnie prąd i zabije, to wrócę do was i tak wam do dupy nakopie że pójdziecie ze mną na tamtą stroną, w którąkolwiek wierzycie. [i]- powiedział odwracając się do Arama i Griffina, po czym wszedł za kobietą.

Wewnątrz maszynerii było ciasno, duszno, i śmierdziało smarami. Fenn widział przed sobą krągły tyłeczek Lexi, przeciskającej się jeszcze bardziej w głąb ustrojstwa, a wypinała się przy tym, że hej! W końcu oboje znaleźli się we właściwych miejscach, i nie pozostało im nic innego, jak wspólnie z dwoma głąbami… znaczy się, technikami, podjąć się zadania, z powodu którego tu się w końcu znaleźli.
- Dobra, my gotowi - Usłyszeli Griffina - Wy też?
- Ja się urodziłam gotowa! - Odpyskowała kobieta.
- No to na trzy. Raz, dwa... - Odliczał Aram.

Podnieśli cholerstwo w perfekcyjnym duecie, i o dziwo nie było aż takie ciężkie. Wytrzymali tak chwilę, a technicy zajęli się swoimi sprawami, wytrzymali kolejną chwilę… mięśnie zaczęły piec, nogi drżeć. No i oczywiście, oboje zaczęli się pocić. I w końcu było wszystko gotowe, na swoim miejscu, i obyło się bez ekscesów, podobnie i przy ponownym opuszczaniu ciężaru na swoje miejsce.

Lexi zsunęła się w dół, siadając na tyłku. Przetarła czoło rękawem, po czym spojrzała na towarzysza owych siłowych wyczynów z uśmiechem.
- Nieźle co? Wbrew pozorom, potrafimy co zdziałać razem.

Fenn oparł się tyłkiem o pokrywę którą przed chwilą razem trzymali. Nie było tak źle, przez chwilę (nawet dłuższą) mógł podziwiać wyćwiczone mięśnie kobiety które ładnie naprężone uwydatniały się pod kombinezonem… A teraz jeszcze mokry od potu ubiór bardziej przylegał do ciała uwydatniając jej kobiece kształty, które bez płyt pancerza okazały się trochę większe. Jego wzrok wręcz nie mógł się od nich oderwać.
- Pomówienia. - przedrzeźniał się z Lexi.
- Wredota - Odparła - A myślałam, że jednak masz w sobie odrobinę dobrych manier. Miło się rozczarować - Parsknęła, po czym wyciągnęła ręce w górę, i przeciągnęła się, jednocześnie poruszając barkami - Poczułam ten złom na plecach, nie ma co.
- Zawsze możesz posiedzieć z tamtą dwójką. - z uśmiechem skinął głową w stronę powrotu - Proponuję kąpiel, i nie prysznic a kąpiel. A jak ładnie poprosisz, to może nawet i Cię rozmasuję. - w oczach Fenna zagościły figlarne iskierki a na usta wypełzł zaczepny uśmiech.
- Na pieszczoszki to sobie musisz zasłużyć - Spojrzała na niego, po czym cmoknęła, posyłając Fennowi niby to buziaka na odległość, po czym się zaśmiała - Gorąco tu w środku, zdechnąć idzie, wychodzimy?
- To ja tu zdrowie i życie swoje narażam, po godzinach, z dobroci serca. A tu nic. - udał załamanie po czym wzruszył ramionami - Ehh. No nic, twoja strata. - Wyciągnął rękę do Lexi by pomóc jej wstać - Chodźmy. - gdy ta przyjęła pomoc Fenn mocniej pociągnął a kobieta wylądowała na nim - A jednak na mnie lecisz. - uśmiechnął się patrząc się wprost na nią.
- Sukinkot... - Szepnęła Lexi, i wśród jej rosnącego, perfidnego uśmieszku, Fenn poczuł… kolano w swym wyjątkowo wrażliwym miejscu. Nie kopnęła go tam jednak, a przydusiła dosyć wymownie. Spojrzała jemu prosto w twarz, po czym zaczęła się po nim prześlizgiwać ocierając swym ciałem o jego ciało, zmierzając w stronę wyjścia.
Zapach potu kobiety, bliskość jej ciała… to musiało go pobudzić, no chyba że by preferował inny typ urody, bardzięj... samczy, ale on nie był z tych (swoją drogą że tacy na jego ojczystej planecie byli mocno prześladowani i poddawani “leczeniu”). Widział jak kropla potu spływa po jej kości żuchwy i skapuje na obojczyk. Krocze zaczęło stawiać opór ubraniu, oraz kolanie Lexi. Gdy kobieta przeciskała się w ku wyjściu przejechał palcami prawej dłoni po jej brzuchu, akurat gdy ten był mniej więcej na wysokości jego twarzy.

Lexi zamarła w pół ruchu. Spojrzała pod siebie, na Fenna, zdziwiona i jakby niedowierzająca.
- Osz Ty... - Syknęła, po czym szybkim ruchem bioder, osiadła na mężczyźnie okrakiem, i jego twarz znalazła się między jej ciepłymi udami.
- Ico teraz? - Spytała z perfidnym uśmieszkiem.
- Teraz pokażę Ci tajną technikę. - nie czekając na zaproszenie przejechał językiem po jej intymnym miejscu, przez kombinezon, kierując się nieco ku górze. Rękami za to mocno chwytając za tyłek. Lexi zamruczała, wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw, miło się do Fenna uśmiechając. Sama chwyciła za zamek swojego kombinezonu, po czym go rozpięła, odsłaniając w sporej części nagie piersi i brzuch. Suzh widząc odsłonięte ciało zabrał prawą rękę z pośladków kobiety i przyłożył do jej brzucha, który był płaski i ładnie wyćwiczony. Podziwiał go wodząc po nim palcami, po chwili skierował rękę wyżej, pod kombinezon na jej pierś, szturchnął kilka razy palcem sutek po czym mocno chwycił pierś i zaczął mocno ugniatać, tak samo jak drugą ręką jej pośladek. Język za to nie odrywał się od kroku Lexi, która cichutko jęknęła. I wtedy… rozległ się okropny hałas, atakujący boleśnie ich uszy, jakieś cholerne wiercenie czy i przykręcanie czegoś wkrętarką, aż poczuli to oboje w zębach.

Kobieta wyraźnie osiadła na nim bardziej swym ciałem, w geście rezygnacji i zwątpienia. Spojrzała na Fenna, kręcąc z markotną miną głową, po czym zaczęła powoli zapinać od dołu kombinezon.

Pieprzeni idioci.

I nastrój szlag trafił.
- To co z tym wspólnym myciem? - spytał się trzymając Lexi w talii.
- Co? - Spytała, palcem “odtykając” sobie ucho. Ale zanim Fenn cokolwiek powiedział, rozległ się ponownie ten okropny, pieprzony hałas, spotęgowany faktem przebywania wewnątrz maszyny składanej ponownie do kupy. Lexi zgrzytnęła zębami, po czym klepnęła Fenna w policzek, i wskazała na wyjście. Suzh pozwolił Lexi zejść z siebie, pozwalając sobie przy tym zjechać jeszcze dłonią na jej tyłek. Gdy Ona zaczęła kierować się do wyjścia i jemu nie pozostało nic innego jak tam się udać…. Oby tylko noc nie skończyła się na wizycie sexbota.

Po wyjściu z maszyny Lexi wydarła się na obu techników, rzucając niezłą wiązanką. Wyrwała nawet z łap Griffina wkrętarkę, po czym pieprznęła nią o podłogę, rozwalając na części.
- Wy debile!! Wiecie jak to słychać w środku? Mało nam nie popękały bębenki w uszach!! Całkiem wam już kurwa bije?! Jeszcze jeden taki numer to wam przypierdolę! Zrozumiano?!

Obaj technicy, wyraźnie wystraszeni, cofnęli się od Lexi o parę kroków w tył, przytakując głowami. Sama kobieta zaczęła z kolei zbierać swoje manele z podłogi, chyba nawet nie mając zamiaru ich na powrót zakładać. I nadal rzucała mięchem na prawo i lewo, w trakcie tej czynności.

Fenn podniósł z ziemi swoją kamizelkę i przewiesił przez ramię.
- Widzicie chłopaki. Fakt, ostrzegałem was tylko przed prądem, ale jakbyście wysilili trochę mózgownice, to może byście wpadli na to że za co innego też można w dupę kopów zebrać! - ostatnią część zdania w zasadzie można powiedzieć że wykrzyczał - A teraz pomyślcie od kogo byście woleli dostać. Od Lexi czy ode mnie?
Nie czekając na odpowiedź skierował się do wyjścia przepuszczając przez nie kobietę. Na korytarzu zarzucił jej rękę na ramiona.
- To gdzie teraz?
Widząc niezdecydowanie, a może rozterki Lexi sam coś zaproponował.
- Obiecałaś mi wspólne mycie. Więc chodźmy.
- Obiecanki-cacanki - Odpowiedziała kobieta, szczerząc ząbki - Mam dla Ciebie jednak złą wiadomość… za godzinę zaczynam służbę, także... - Wzruszyła ramionami z przepraszającą miną.
- Godzina to sporo czasu. A myć się przed tym i tak pewnie będziesz. - nie rezygnował.
- Mam jeszcze jedną, czy dwie rzeczy do zrobienia, zanim zacznę… a Ty przestań tak skomlać, to do Ciebie nie podobne - Dostał kuksańca podbok.
- Sexboty nie rajcują mnie tak jak żywe rasy. Cóż, trudno, twoja strata. - wyprzedził ją odwracając się do niej przodem i puścił jej oko, po czym ruszył do swojego pokoju. Jednak będzie musiał sobie ulżyć korzystając z jakiejś biodroidki.
 
Raist2 jest offline  
Stary 18-03-2017, 19:06   #136
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Po zjedzeniu posiłku, wypiciu kolejnej dawki wyskokowej i beknięciu, wywołującemu krytyczne spojrzenia innych osób, przebywających w jadalni, strzelec i “Młotek” zostali odebrani przez Najilę, celem odwiedzenia tutejszych speców zbrojeniowych…

Same warsztaty składały się z dwóch części, tej zbrojeniowej, i tej przeznaczonej na wszelakie cudeńka technologiczne. Pierwsza z nich, była odgrodzona od ogólnego dostępu solidnym okratowaniem i tym podobnymi wzmocnieniami. Może i mieli nawet jakieś pole siłowe, choć żaden z mężczyzn tego chyba wolał nie sprawdzać…
- Hej Eddy, mam dla Ciebie potencjalnych klientów - Zagadała wesołym tonem Vordanka, do grubasa za okratowaniem.



- Procedury to procedury, wszelka broń do szuflady - Powiedział koleś, zwracając się do Nighta i Bixa, a z krat wysunęła się wnęka, w którą mieli to powrzucać - Tylko bez numerów, bo przejdziecie przez czujniki, i jak coś ukrywacie, to jesteście spaleni na starcie i was nie wpuszczę, ot co - Zaśmiał się grubas.
- Nic nie mam - wzruszył ramionami Bix, i rzeczywiście nie wziął swojego gnata - jego pistolet na sterydach leżał sobie spokojnie w jego norze, na takiej stacji ufał całkowicie swoim piąchom i aurze respektu.
- O modyfikacje do tej dzieciny też chciałem się wywiedzieć - Night uniósł przed siebie karabin i przejechał wzrokiem od kolby po sam tłumik wieńczący lufę, obecnie skierowany w sufit. - Nie wiem, jak chcecie dobrać i zaproponować ulepszenia, gdy będzie leżeć zamknięta w szufladzie. Ale to nie moje zmartwienie, wy tu jesteście specjalistami - niechętnie rozstał się z przyboczną, umieszczając ją w schowku.
- Spokojna Twoja mała - Powiedział Eddy - Ja to z szuflady wyciągnę, Ty nie...

Najila, Bix i Night przeszli w końcu na drugą stronę zabezpieczeń, stając już przy dużym stole warsztatowym, za którym stał gospodarz tego miejsca.
- Łapy przy sobie panowie, proszę mi tu niczego nie dotykać… dobra, w czym rzecz? - Spytał.

- Żeby za dużo nie strzępić języka, przygotowałem listę wyposażenia, modyfikacji, wszczepów, jeżeli takimi sprawami też się przypadkowo zajmujecie, które leżałyby w naszym obszarze zainteresowań - strzelec wyciągnął elektroniczny datapad, przesunął parę razy palcem po ekranie, wyświetlając odpowiedni spis. Jeszcze raz prześledził poszczególne punkty i przekazał w stronę gościa zwanego Eddiem. - Coś takiego lub o podobnym działaniu. A jeśli macie specjalny towar, który może pomóc w parszywym życiu najemnika, to też chętnie posłucham propozycji. Interesują mnie ceny i dostępność. Nie zostajemy zbyt długo to i nie ma co czekać na dostawę z drugiego końca galaktyki.
- No… ok… ta… dobre, heh! Tego i tego nie mamy… z tym to do mojego brata… no spoko... - Zaczął wyliczać Eddy, przeglądając listę - Modyfikacje karabinu to mógłbym zrobić od ręki… znaczy się, zostawisz go tu, to się nim zajmę.
- No... Night wie co chcę. Wielką wyjebaną spluwę! - Bix miał dość sprecyzowane oczekiwania.
Strzelec odebrał mocno przetrzebione notatki z rąk Eddiego. Uważnie prześledził co się jeszcze ostało wśród przekreślonych pozycji. Postukiwał palcem o obudowę datapadu, analizując.
- Nie jest źle, coś da się zmontować... Myślałem o zebraniu większego zamówienia wśród załogi, zanim zgłoszę się do ostatecznej realizacji. Udzielacie rabatów za hurt? - spojrzał przez moment na handlarza. - W każdym razie, może wasz szef będzie miał dla nas robotę, to i w ramach zaliczki spróbujemy wytargować zniżkę... Do tego karabinu wziąłbym na pewno "extended range i scope, video" wraz z oprogramowaniem do HUD'a wspomagającym celowanie. Szkoda, że nie macie możliwości zwiększenia mocy wiązki... - przesuwał pozycje w notatniku łącząc je w kombinacje, które zdawały mu się dawać najlepszą synergię. Przekazał listę z programem minimum handlarzowi.
- A co do mojego sporego kolegi... najpierw ciężki pancerz na miarę i solidna dawka cyberimplantów umożliwiających płynne korzystanie. Jego ciało powinno znieść takie obciążenie wszczepami. Rozumiem, że w ich sprawie do brata? Jak nic z tego nie będzie, to faktycznie, może niech już lepiej trzyma się na dystans. Wtedy nieco przerobiona, odciążona wersja broni, którą zwykle montuje się na mechach, niech te mięśnie do czegoś się przydadzą. No i w niej wszelkie możliwe modyfikacje wspomagające celowanie, bo koordynacja oko-ręka u niego taka, że ja pierdolę. Pewnie bez jakiegoś wszczepu i tak się nie obejdzie.
- I oczywiście jesteście wypłacalni panowie? - Na gębie Eddy’ego zagościł wredny uśmieszek - No spoko, pogadam z bratem, skopiujemy tą listę, dopiszemy sobie ceny i takie tam, z jakąś drobnicą możnasię zająć od razu, ale wszczepy i takie tam w tym kierunku, to może zająć nieco więcej czasu,w końcu trzeba będzie operować, jak długo w ogóle tu zostajecie?

W tym czasie, towarzysząca im Najila, usiadła tyłkiem na jakimś pobliskim stole. Wyraźnie znudzona Vordanka grzebała w swym mini-kompie, kompletnie nie zainteresowana zbrojeniowo-technicznym bełkotem.

- To się okaże jak będę miał przed oczami ofertę z naniesionymi cenami. Zakupów ponad stan robić nie zamierzam, ani tym bardziej sprzedawać nerki, by dostać pancerz z osobistym autografem jego ekscelencji króla, kurwa, Napavans. Zaznaczcie co tu po ile chodzi, a będę wiedział - Night odpowiedział. - Wstępnie dwa dni.
- Dobra, to daj mi 2 godziny i namiar na przesłanie danych, pogadam z bratem i będziecie wiedzieli co i jak.. a jak mi się zachce, to może i jakieś holo produktów pododaję - Eddy odpalił cygaro, co Najila skwitowała kaszlem, a sam grubas odpowiedział na to rechotem.
- No nie przesadzaj - Dodał po chwili.
- Idź w cholerę - Odparła, kierując się powoli ku wyjściu. Nadszedł więc czas opuścić owe warsztaty?
- No i świetnie - strzelec skwitował, przekazując jeszcze adres swojej skrzynki pocztowej. Coś co brzmiało jak leenajestgupia@c2h5oh.pl - Albo nie, nie ten, lepiej oficjalny - urwał szybko. - Będę chciał dalej rozesłać przecież. Na ten o - pokreślił i wpisał nightrządzi@galaxy.com. Pokiwał głową. - Więc jesteśmy umówieni. W karabin modyfikacje można już wrzucać, na to jeszcze mnie stać, tymczasem.
Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 19-03-2017, 22:16   #137
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Posiłek był kolejnym punktem na liście Doca. Nie wiedział w czym specjalizuje się tutejszy chef. Ale to nie miało znaczenia, dopóki pożywienie zawierało mięso wśród swych części składowych. Najlepiej jeśli składał się z mięsa w przeważającej ilości… bo na Axionie tylko bydło jadło wyłącznie zieleninę. Rodzaj mięsa miał znaczenie drugorzędne. Doc preferował co prawda wołowinę i wieprzowinę (luźnie interpretując te terminy), ale nie gardził ptakami, rybami i “gadziną” (zwłaszcza węże uważał za smaczne), jak i odpowiednio utuczonymi stawonogami… jednym słowem każde mięso z nierozumnego gatunku mu odpowiadało. Axion i lata wędrówki po wszechświecie nauczyły Bullita nie być wybrednym. Toteż obecnie siedział sobie wygodnie przy stoliku z miską pełną czegoś wyglądającego smakowicie i zabierał się do jedzenia.

Gdzieś tak w połowie posiłku, kątem oka Doc zauważył jakiegoś smarka około lat dziesięciu, próbującego podkraść się do spoczywającego na sąsiednim krześle kapelusza Bullita. Z kolei najwyraźniej siostra owego małego rozrabiaki, siedząca ze dwa stoliki dalej w towarzystwie ich matki, dawała jemu jakieś znaki, odnośnie dalszego postępowania…



Doc zignorował te próby dzieciaków. Skoro chciał się bawić podkradanie, to… niech próbuje. Bullit zamierzał złapać dzieciaka na gorącym uczynku. Chłopak capnął kapelusz, a Dave chłopaka, za nadgarstek. Dzieciak pisnął przerażony, a oddalona dziewczynka schowała twarz w dłoniach, nie chcąc patrzeć co teraz nastąpi.
-A teraz powinienem odciąć ci dłoń, bo tak się karze złodziei-niedojdów. Więc jak następnym razem będziesz spróbował coś gwizdnąć, pomyśl nad tym co zrobisz jak cię złapią.- rzekł z ironicznym uśmiechem Dave puszczając dłoń dzieciaka.

Tym razem mały już wrzasnął, po czym uciekł do reszty swojej rodzinki. Sam wrzask zwrócił uwagę kilku osób przebywających w tym samym pomieszczeniu co Doc… a potem było jeszcze lepiej. Smark coś-tam odpowiedział matce, a ta oczywiście natychmiast pomaszerowała prosto do Bullita.
- Grozisz odcięciem ręki mojemu dziecku?! - Fuknęła od razu, stojąc przy Docowi, i kto wcześniej nie był tym wszystkim zainteresowany, teraz już z całą pewnością wlepiał oczy w Dave’a.


-Ma’am….- zaśmiał się Bullit wyciągając skręta i palnik. Zerkał na nią dodając.-W moich stronach nie rzuca się groźbami. Twoja pociecha próbowała mi zwinąć kapelusz. Niby nic wielkiego, ale tam skąd pochodzę, takie żarty bywają karane okrutnie. A i tu…- rozejrzał się dookoła, po czym zapalił swego papierosa.-... pewnie trafią się typki bez poczucia humoru. Lepiej nie kraść więc, choćby dla zgrywy. Lub kraść dobrze. Więc… poinformowałem twego skarbka o zagrożeniach związanych z takimi zabawami.

Przebywający w jadalni zaśmiali się cicho, a kobieta zrobiła nietęgą minę. Spojrzała zabójczym wzrokiem na swojego syna.
- No cóż… tego mi nie powiedział - Podrapała się zmieszana po ramieniu.
- Jak każdy “aniołek” tego rodzaju.- odparł z uśmiechem Bullit zaciągając się dymem.-Ja to rozumiem. Sam łobuzowałem w jego wieku, ale… też, trzeba było uważać, zwłaszcza z obcymi w mieście. Nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do łba.
- Z reguły nie przybywają tu aż tak groźne osobniki - Prawie się uśmiechnęła - No cóż, przepraszam za niego... - Dodała.
-Serio?- to Bullita zdziwiło i to bardzo. Wskazał dłonią krzesło naprzeciw siebie.-Przeprosiny chyba nie wystarczą, w zamian żądam odrobiny czasu i paru odpowiedzi. Kto właściwie przybywa tutaj? Sądziłem, że ci co… mają z prawem na bakier. A takim daleko do sióstr miłosierdzia.
- Poczekaj chwilę, przyjdę za minutę - Powiedziała kobieta, tym razem już uśmiechając się sympatyczniej - Kawy? - Spytała na odchodne.
-Chętnie.-odparł Bullit.

Wróciła do dzieci, coś tam poszeptała synowi, targając go za ucho. Następnie złożyła jakieś zamówienie w kuchni… i jak się później okazało, dzieciaki dostały jakieś desery, na czas oczekiwania na swoją matkę. Ona sama zaś wróciła do Bullita z napojami. Usiadła na wprost niego, po czym sama napiła się trunku z kofeiną.
- [/i]Tak przy okazji, jestem Steele[/i] - Przedstawiła się - O co pytałeś? A tak… no więc to nie jest taki port czy tam kryjówka dla każdego pirata czy najemnika we wszechświecie, tutaj mogą się pojawić tylko osoby zaznajomione, czy tam i zaproszone tylko i wyłącznie przez Crazassa, także do tej pory nie mieliśmy tu żadnych problemów...
-Nie wątpię jednak, że Crazass nie jest jakimś tam… wujkiem dobrą radą, który zbiera wszelkie poczciwe duszyczki jakie mu się nawiną. - wzruszył ramionami Bullit.-Może i wybiera takich, którzy mu nie narobią kłopotu, ale to nie oznacza, że to są aniołki. Ja nim z pewnością nie jestem…- uśmiechnął się zaczepnie Bullit dodając.-Dave, Doc, Bullit… nazywaj jak chcesz. Jak dobry piesek reaguję na każde z nich.

Na ostatnie słowa rozmówcy kobieta zamrugała zaskoczona oczami.
- No… tak… ymm… ok. To Dave, dobra… co do samej bazy, no niekonieczniej każdy tu jest jakimś parszywym recydywą, brutalem i tym podobne, choć raczej wszyscy mają na bakier z prawem, ale to już pewnie sam wydumałeś. Dobrze, zmieńmy temat… a wy tu przelotem, czy na dłużej?
-Przejazdem.- uśmiechnął się zawadiacko Doc wyraźnie rozbawiony tym, że zbił Steele z pantałyku.-Podróżujemy tu i tam. Nigdzie nie zatrzymujemy się na stałe. Nie zapuszczamy korzeni. Nie zakładamy rodzin.- nie wiedział w przypadku tego ostatniego jak bardzo się myli.
- A długo zostajecie? Wrócicie tu jeszcze kiedyś? - Spytała kobieta, po czym upiła kolejny łyk kawy.
-Nie wiem i nie wiem? A czemu o to pytasz?- zaciekawił się Doc popijając.-I czemu tu trafiłaś? I to wraz z dziećmi?
- Chwilowo sytuacja nie pozwala, jednak byłabym chętna na ciąg dalszy tych rozmów, nudno tu, przyjezdni to zawsze jakaś atrakcja - Steele uśmiechnęła się do Bullita - A co do mojej osóbki… no cóż, to również temat na dalsze rozmowy - Mrugnęła do niego, następnie wyciągnęła z kieszeni najzwyklejszy, staromodny, papierowy notatnik. Napisała coś na nim, podobnie - staromodnym ołówkiem, złożyła małą karteczkę w pół, po czym przesunęła ją po blacie w kierunku mężczyzny - Na mnie już czas - Kiwnęła głową w kierunku dzieci, które zjadły smakołyki, i rozglądały się chyba za kolejnym celem swych psot.
- To na razie - Powiedziała, wstając od stołu, i zajęła się synem i córką, po chwili wychodząc z jadalni.
A Bullit dyskretnie zgarnął karteczkę i rozłożył ją, by przeczytać co Steele napisała.

Apartament 8.16
21:00

Doc uśmiechnął się do siebie i schował karteluszkę. Wygląda na to, że miał zajęcie na wieczór. Schował karteczkę głęboko i zaczął dopijać kawę. Wtedy też zjawił się niespodziewanie sam kucharz, uśmiechając gadzim pyskiem pełnym małych, ostrych ząbków.
- I jak tam, smakowało? - Odezwał się głośnym tonem, klepiąc Bullita w ramię - Nowy gość, nowe podniebienie, to spytać wypada, hehehe!
-Dobre.. dobre.- potwierdził Doc szybko i szczerze. Głównie jednak dlatego, że Axion nauczył go nie być wybrednym.
- A to się cieszę, to się cieszę! - Kucharz przyklasnął w łapy, po czym znów się zaśmiał, aż zatrząsł się jego brzuch. Następnie jednak nachylił się do siedzącego Bullita, obejmując go jedną łapą, po czym szepnął:
- Steele lepiej zostaw w spokoju. W tym hangarze dokowało już wiele statków. Naprawdę, naprawdę wiele. No i ona ma trochę nie po kolei w głowie...

- Hahaha! - Gadopodobny humanoid wyprostował się, znów głośno śmiejąc, po czym zaczął zbierać naczynia ze stolika zajmowanego przez Bullita. Na końcu najzwyczajniej w świecie odszedł od mężczyzny, rzucając mu jeszcze na odchodne naprawdę wymowne spojrzenie, oraz minimalnie potakując głową.
- To do następnego posiłku! - Powiedział już z kilku metrów.
-Taaaa…- to że Steele dziewicą nie była, to Doc dobrze wiedział. Dzieci nie biorą się z powietrza. Ile “statków” odwiedziło wcześniej “hangar” kobiety, też nie miało dla Dave’a znaczenia. Poważnego związku wszak nie szukał. Gdyby tak było, to by wszak Vis próbował usadzić przy sobie. Bo wszak milutkie i bezpruderyjne stworzonko z niej. Ale nie planował wiązać Vis do siebie, ani siebie z kimkolwiek.Jedynie to… “niepokolei”w głowie, było niepokojące.

Do spotkania Doc miał trochę czasu i zamierzał ów czas wykorzystać jak najlepiej. Zaczął od pogrania w automaty dla zabawy. I przegrał trochę drobnych. Potem poszukiwał przez jakiś czas Vis, by upewnić się że u niej wszystko w porządku. By natrafić przypadkiem na Leenę… W dość nieszczególnym stanie. Biedaczka nie była chętna na rozmowę. Wymówiła się bólem głowy. Oraz stwierdzeniem żeby jej dupy nie zawracał. A Bullit nie był pewien czy nastrój Leeny to zatrucie jakimś kiepskim alkoholem czy mieszanie ślimaka w jej mózgu. Cóż.. czas pokaże.
Natomiast samemu Docowi czas już się kończył. Dokonał jeszcze kilku zakupów u tutejszego zbrojmistrza Eddy’ego. Nie był jakimś wielbicielem broni, o czym świadczyła jego kolekcja pukawek, które można było określić łagodnie słowem: Klasyki.
Przyzwyczajony do nich Doc nie planował wymiany. A najnowszy element uzbrojenia zdobył zresztą za darmo. Jedynie czego potrzebował do nich to amunicji, którą musiał uzupełnić w związku z ostatnim jej intensywnym zużywaniem.


Steele Niepokolei w głowie… miała za ładny tyłeczek, by nie zaryzykować. Niemniej Doc na wszelki wypadek poszedł z nożem przy pasie i poinformowawszy komputer statku gdzie się udał. I kiedy powinien wrócić. Żeby włączył się alarm, gdy nie zjawi się na Feniksie o czasie.
A choć ubrany był normalnie(bo wyjściowych strojów nie miał), to w niósł ze sobą butelkę pędzonego w ambulatorium samogonu. Jego autorska recepturka.

Drzwi z numerem 8.16 stanęły po chwili przed mężczyzną otworem, w nich zaś oczekiwała go Steele, dla odmiany w sukience.



- Cześć. Fajnie, że przyszedłeś Dave, wejdź proszę - Uśmiechnęła się, zapraszając swego gościa do środka.
-Przyniosłem procenty domowej roboty.- rzekł w odpowiedzi Doc podając jej butelkę i wchodząc do środka. Ledwie kilka kroków dalej, zauważył stół przygotowany na kolację dla ich dwojga, z talerzami, sztućcami, lampkami na alkohol, a nawet i małym świecznikiem z dwoma świeczkami, jeszcze nie zapalonymi.
- Dziękuję - Odparła kobieta, gestem dłoni wskazując krzesło - Siadaj, rozgość się, możesz odpalić świeczki? - Powiedziała, udając się do kuchni… z której wróciła ledwie po 5 sekundach, z rozbrajającym uśmiechem i flaszką w dłoni - i mógłbyś otworzyć tą butelkę?
Doc już w tym czasie zapalił świeczki i rozejrzał się po jej kwaterce. Wziął od niej flaszkę i próbując ją otworzyć spytał.- Więęęc… czym się zajmujesz w tej bazie? Na jakim stanowisku cię zatrudniono?-
- Zajmuję się komputerami, oprogramowanie i tak dalej... - Bullit otworzył butelkę, która lekko fuknęła, po utracie korka, przez co kobieta drgnęła, lekko wystraszona, po czym zaśmiała się z tego faktu.
-To fajna robota. Ja tam z tym radzę sobie jako tako.- rzekł w odpowiedzi Doc nalewając trunku do lampek.-Długo już tu siedzisz?
- Będą tak dwa lata - Powiedziała, po czym oboje pochwycili lampki z trunkiem i z inicjatywy Steele, brzdęknęli nimi w geście toastu, po czym się napili…
- Wiesz co, póki jedzenie nie gotowe, chodź do kuchni - Wskazała dłonią drzwi do wspomnianego pomieszczenia - No bo chyba coś zjesz, prawda?
-Ok… ale uprzedzam. Nie jestem dobrym kucharzem.- wyjaśnił ze śmiechem Doc wstając. W kuchni zaś….Doc podziwiał zgrabną pupę kobiety i również jej pracę nożem. No… to drugie mniej. Jak na jego gust za dobrze tym nożem ciachała, lepiej niż sam Bullit. Dobrze że zostawił na statku swoje namiary, wraz z sygnałem alarmowym odpalanym czasowo.
- Więęęc… jak mogę pomóc przy kolacji?- spytał zaciekawiony, bo nie lubił tak po prostu się gapić.
- A umiesz gotować? - Steele spytała z uśmiechem, nadal krojąc jakieś warzywa w zawrotnym tempie, niczym najznakomitszy szef kuchni, tak szybko tnąc nożem, iż nie sposób było nadążyć okiem.
-Cóż… umiem zjeść co ugotuję.- odparł dyplomatycznie Doc.
- To może podaj mi kostki zielonej szynki co? - Powiedziała kobieta, wskazując głową lodówkę - Są na drugiej półce z góry, po lewej stronie...

Jak poprosiła, tak zrobił, i… na chwilę był blisko zawału. W lodówce, na jednej z półek, zauważył ludzką dłoń! Odciętą, wsadzoną do lodówki, toż to czysta psychopatka, już na niego skakała z nożem!! A nie, to było jakieś jasne warzywo z odrostami, wzrok zaczynał Bullitowi płatać figle.
- To z jakiej planety… pochodzisz?- zapytał Bullit sięgając po ów wyrób żywnościowy. I dla równowagi rozbierając Steele… wzrokiem. Potrzebował bowiem jakiejś motywacji, by tu pozostać.
- Urodziłam się na Pequot, rolnicza dziura, nic szczególnego - Kobieta skończyła wreszcie szaleć nożem, po czym napiła się wina. Sięgnęła również po jakąś przyprawę, umiejscowioną dosyć wysoko, przez co musiała stanąć na palcach stóp. Sukienka wyciągnęła się w górę wraz z jej ciałem, ukazując na moment Docowi wgląd na pończochy, które miała pod spodem założone - Słyszałeś o takiej planecie? Pewnie nie - Krótko się zaśmiała.
-Ale interesująca…- odparł Doc nieco się pochylając by, przyjrzeć się niżej. A potem wracając do pionu.-Sam pochodzę z ciemnej dziury i zwiedziłem parę. Każda była inna.
- To zdrowie za zapadłe dziury! - Po użyciu przypraw Lexi znów się napiła, opróżniając już swoją lampkę, po czym na jej policzkach pojawiły się widoczne rumieńce.
- Co lubiłaś w swojej? Bo przecież nie wszystko jest złe w rodzinnym grajdołku.- zastanowił się Dave wspominając Axion.
- Wielkie pola - Powiedziała od razu, bez zastanawiania się - Ciągnące się do horyznotu, falujące na wietrze… brakuje mi tego. Wiatru i otwartych przestrzeni - Uśmiechnęła się tak odrobinę zasmucona.
-Na Axionie też mieliśmy tego sporo… olbrzymie równiny i w cholerę bydła przemierzającego je. U nas… bardziej niż rolnicy, liczyli się hodowcy… nazwijmy to, zwierzętami hodowlanymi.- zaśmiał się Doc wspominając dom.

Po kilku minutach oboje zasiedli ponownie do stołu, gdzie zajęto się prawie-wspólnie przygotowanym posiłkiem, którym była jakaś nieznana Bullitowi sałatka warzywno-mięsna. W każdym bądź razie pachniało nawet nawet, do tego było zaś i ciepłe pieczywo.
Lepiej niż na stołówce… prawdziwe domowe jedzenie. Nic więc dziwnego, że Docowi aż ślinka pociekła, gdy zabrał się do pałaszowania. Nachylony nad posiłkiem, zezował jednak od czasu do czasu na dekolt kobiety.
- A jeśli ja mogę teraz spytać… czym Ty się zajmujesz? Domyślam się, że niczym legalnym, jesteś najemnikiem? Długo już na Fenixie przebywasz? - Steele jadła pomału, więcej za to interesując się zawartością butelki.
-Będzie z parę lat. I jestem… członkiem załogi. W sumie jesteśmy… do wynajęcia.- potwierdził Bullit wymijająco. Niespecjalnie chciał gadać o swoich grzeszkach na pierwszej randce.
Sam Doc z kolei rozczarował się jedzeniem. Może i ładnie wyglądało, pachniało również, było w nim jednak coś, co nie pasowało do reszty, co psuło w dużym stopniu sam smak. Nie umiał zorientować się czy były to przyprawy, czy może jakiś dodatek warzywny. Nie, że było niedobre, jednak… takie jakieś nijakie. Jak to mawiał jednak jego Papcio? “Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”?
Cóż… jadł z pewnością o wiele gorsze rzeczy w swym życiu. Wliczając w to potrawy które sam gotował, więc… nie narzekał aż tak bardzo. Choć… ów psujący smak dodatek, sprawił że Bullit dość szybko przerwał jedzenie. Obawiał się bowiem trucizny.

Steele, nie mając bladego pojęcia o wewnętrznych rozterkach mężczyzny, nadal powoli jadła. Powoli, bo powoli, jednak z jej talerza zaczęło w końcu ubywać więcej, niż u samego Doca… a i piła zdecydowanie więcej niż on. Czyżby potrzebowała procentów, by odpocząć wśród ciszy, bez dzieci nad głową? A właśnie, ciekawe gdzie te przebywały…
- Latacie tak z miejsca do miejsca, przeżywacie interesujące wydarzenia, och też bym tak chciała - Uśmiechnęła się od ucha do ucha - Jak smakuje? - Zagestykulowała lampką z trunkiem w kierunku talerza mężczyzny, o mało co nie wylewając alkoholu na stół. Chyba już miała trochę wypite…
- Dobre… acz niestety, objadłem się w kuchni. I mnie przytkało. A dzieci pewnie u przyjaciółki?- zapytał ostrożnie Bullit.
- No szkoda… a to dostaniesz na drogę! - Zaśmiała się - Dzieci u innych dzieci… i to na całą noc - Kobieta zmrużyła nagle oczka, patrząc na mężczyznę wymownie.
-Dzięki… Na całą noc powiadasz?- Doc nie był pewien czy miał całą noc. Musiał się jeszcze upewnić, że Vis wróciła na statek. Ale to na razie mogło poczekać.-A dlaczego nie możesz? Przecież chyba wylatują i przylatują tu statki?
- Z dziećmi u nogi szaleć po wszechświecie? Nie rozśmieszaj mnie... - Potrząsnęła głową, po czym znowu się napiła. A Doc miał ochotę zapalić po posiłku.
- Wszyscy jak tu siedzimy w tym księżycu, każdy z nas jest mniej lub bardziej poszukiwany, wolę nie ryzykować otwartych podróży. Od czasu do czasu wybieramy się gdzieś, by tu całkiem nie zgłupieć, ale lekko nie ma - Wzruszyła ramionami.
-Wszechświat jest duży, ale rozumiem. Sam mam kilka listów gończych na karku.- zgodził się z nią Doc klepiąc się pod ubraniu, by wyczuć ile skrętów mu zostało.-Mogę zapalić?
- Jasne, nie ma sprawy, chyba mam tu gdzieś coś, co mogłoby robić za popielniczkę - Steele wstała od stołu, po czym zniknęła na chwilę w kuchni, a Doc zauważył, iż była już bez butków. Te najwyraźniej zostawiła pod stołem… Po chwili kobieta wróciła, i postawiła metalową puszkę obok świecznika.
- A wiesz co? Też bym zapaliła, masz i dla mnie? - Spytała, po czym nalała najpierw Bullitowi, a następnie sobie do pełna, niemal przelewając lampki.
- Ojej, chybaj jestem wstawiona! - Zachichotała.
- Z pewnością wypiłaś dużo.- potwierdził Doc wędrując spojrzeniem po jej ciele i zerkając na nogi. Wyjął z kieszeni dwa skręty i podał jednego Lexie. Wstał i sięgnął po palnik, by odpalić swój papieros, jak i jej.

Steele zaciągnęła się, po czym zaczęła kaszleć, aż miała łzy w oczach. Po chwili zaś się głośno roześmiała.
- Dawno już nie paliłam... - Przeczesała wolną dłonią włosy, chowając kilka kosmyków za lewe ucho. Spojrzała na mężczyznę mrużąc oczy - Dave… Ty mnie upiłeś! - Znów zachichotała.
- I położę cię do łóżeczka… więc będziemy kwita.- zażartował Bullit zaciągając się dymem.
- Ocho, łóżeczka się panu marzą? Tak samotną matkę wykorzystać, oj oj oj - Pogroziła Docowi palcem - Pirat! Najemnik! Nikczemnik! - Zaczęła wyliczać rozbawiona, paląc.
- Nie mówiłem, że wylądujemy tam razem… co prawda nie mówiłem też, że pójdziesz spać sama.- odparł Bullit ćmiąc papierosa z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Aha! - Wycelowała palcem prosto w niego - A jednak! To zdrowie! - I napiła się porządnie, aż jej pociekło w pewnym momencie po brodzie, a następnie po szyi, i kropelka czy dwie spłynęły w stronę dekoltu.
- Uuuuups - Przetarła buzię dłonią, a jedną kropelkę ze strategicznego miejsca nabrała na palec, który lubieżnie oblizała na oczach swego gościa.
-Ups… - wpatrzony w ten widok Doc zapomniał na moment języka w gębie.Wędrował spojrzeniem wpierw za kropelkami, potem za palcem kobiety.-[II]To… co teraz?[/i]
- Teraz Dave, to muszę… do toalety - Zaśmiała się Steele, gasząc papierosa, po czym cmoknęła w jego stronę ustami, posyłając niby pocałunek - Za chwilkę wracaaam - Zanuciła, idąc we wspomnianym kierunku, i pod drodze ją lekko zarzuciło.
- Ups! - Podtrzymała się ściany, spojrzała w jego stronę, po czym zachichotała. No i w końcu zniknęła, idąc za potrzebą…

A Doc nalał sobie wina i się napił łapczywie. Było bowiem blisko… omal nie stracił panowania nad sobą. Zaciągnął się papierosem i siedział przy stole oddychając głęboko. Bądź co bądź rzucenie się jak wygłodzony rozbitek na Steele, byłoby trochę nieeleganckie.

Kobieta spędziła ładnych kilka minut w łazience, które wydawały się Bullitowi wiecznością. Już zastanawiał się, czy tam czasem nie usnęła, lub zemdlała, gdy w końcu Steele wróciła do niego, po raz kolejny tego wieczoru wywołując u mężczyzny uniesienie brwi. I pewnie nie tylko brwi…


- Hej przystojniaczku… gotowy na deser? - Zamruczała do niego niczym kocica, zsuwając z siebie sukienkę.
-Zdecydowanie… gdzie… zaplanowałaś… konsumpcję?- wydukał z trudem Bullit nie spodziewając się aż tak szybkiego tempa ich znajomości. Tym bardziej, że starał się być w miarę… dżentelmeński.
- Lubię wygodę, chodźmy do sypialni… weź nasze lampki - Powiedziała, po czym odwróciła się, zrzucając już całkiem sukienkę na podłogę. Spojrzała na mężczyznę przez ramię z uśmiechem.
- Nie każ mi czekać... - Ruszyła we wspomniane miejsce, poruszając zgrabnie bioderkami.


Doc nalał jeszcze trunku do obu lampek wina i podążył za Steele. Miała rację, nie było co czekać tylko kuć stal póki jest gorąca. W nastrojowo przyciemnionej sypialni dominował kolor czerwony, a wielkie łóżko miało kształt… serca. Nie ma co, kicz na 102.
- Zdrowie - Steele wzięła lampkę od Dave’a, szkło brzdęknęło wśród kolejnego toastu, a kobieta wypiła całą zawartość jednym duszkiem. Głośno po tym odetchnęła, odstawiając lampkę na pobliski mebel, po czym zbliżyła się do Bullita, wodząc palcem po jego torsie.
Dłonie mężczyzny objęły pupę Steele wodząc po niej leniwie. Doc mruknął cicho.- Połóż się i pozwól mi działać… chyba że, masz już konkretne plany na temat konsumpcji?

Steele stanęła na palcach stóp, po czym pocałowała Bullita dosyć gwałtownie i łapczywie. Zaczęła kąsać jego usta, do pocałunków dodając zabawy języczkiem, co pewien czas się zaśmiała, by znowu w szybkim tempie skosztować jego ust, podczas gdy jej dłonie zaczęły walczyć z pasem mężczyzny.
- Rozbieraj się! - Wprost syknęła, oblizując własne usta.
-Taki miałem… zamiar…- wydyszał pomiędzy pocałunkami składanymi na jej ustach i policzkach. Płaszcz, kamizelka koszula… rozbierał się szybko i nerwowo odsłaniając muskularny, acz pokryty bliznami tors, podczas gdy ona dzielnie doprowadziła do opadnięcia jego spodni. Spojrzała w dół, podziwiając jego męskość, którą od razu wzięła w dłoń. Wzrok Steele ponownie spotkał się ze wzrokiem Bullita, podczas gdy dłoń kobiety zsunęła się na klejnoty mężczyzny… nieco mocniej niż wypadało je ściskając. Zaśmiała się, robiąc dwa kroki w tył, i usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. Patrzyła tak na niego, nagiego, ze spodniami u kostek nóg, samej odpinając swój biustonosz.
Doc zabrał się zaś do mało podniecającej czynności, ale niezbędnej… usuwania butów i skarpetek ze swych nóg. I dopiero pozbywszy się tego ciężaru ruszył w kierunku jej łóżka.
Oparł dłonie na jej ramionach i popchnął na łóżko. Gdy tak leżała wdrapał się na nie i będąc w pozycji na czworaka zaczął całować jej szyję, obojczyki schodząc do odsłoniętych już piersi, by je lizać, całować i kąsać.
- O tak.. tak! Tak! - Steele objęła Doca momentalnie nogami, jego głowę przyciągając dłońmi mocno do swych piersi - Tak, tak mnie pieść, mmm! - Drżała na całym ciele, rozkoszując się tym co robił. Jej sutki stały się momentalnie twarde, a oddech przyspieszył.
- Ugniataj je, ugniataj! - Szepnęła.

Nie widział powodu by nie spełnić jej kaprysu. Twarde, ciężkie dłonie dołączyły do jego ust pieszcząc, ugniatając jej biust i ocierając jej piersi o siebie. Rozkoszował się ich miękkością, sprężystością i rozmiarem… sam nabierając odpowiedniego rozmiaru poniżej pasa.
- Och… och Ty… - Zamruczała, i nagle lekko go od siebie odepchnęła. Obie jej dłonie znalazły się na karku mężczyzny, i teraz przyciągnęła jego twarz do swojej twarzy. Znów nastąpiła seria szybkich, dzikich pocałunków, harców języka, kąsania ust…
- Wyliż mnie - Przejechała palcem po jego ustach - Wyliż moją cipkę - Rozchyliła nogi, uwalniając go tym samym od siebie.
- Muszę… zerwać ci majtki… chyba że sama je zdejmiesz…- wymruczał cicho Bullit przesuwając powoli kciukiem po jej punkciku rozkoszy i kwiatuszku, poprzez jej bieliznę.
- Mmmm - Była zadowolona, by… po chwili trzepnąć go dłonią w ramię - Nawet nie próbuj! - Twardo zaprotestowała - Sam mi je ściągnij.
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na jej majteczkach i powoli oraz prowokująco zaczął zsuwać z niej jej.. bez pośpiechu i rozkoszując wzrok widokami jakie odkrywał… i gdy na chwilę przeniósł wzrok znów w górę, na twarz kobiety, zobaczył, iż znów ma zaciętą minę, a brewki ściągnięte w… gniewie? Chyba nie pochwalała tak wolnego tempa.
Niecierpliwa dziewuszka… nie potrafiła się najwyraźniej chwilą. No cóż… energicznie zsuwać zaczął ów przeszkadzający w zabawie kawałek tkaniny, aż zawisł on na jej lewej stopie.
W końcu, gdy Doc pozbył się jej majteczek, Steele od razu rozchyliła szeroko nogi, ukazując bezwstydnie swoją myszkę ozdobiony figlarnym przystrzyżeniem na kształ trójkącika , gotowy na dalszą zabawę.
- Wyliż mnie - Powiedziała ściszonym głosem, z uniesioną głową, spoglądając na mężczyznę - Wyliż porządnie moją cipkę - Uśmiechnęła się lekko, po czym jej głowa opadła na poduszkę. Czekała…
Doc nie pozwolił jej czekać. Od razu jego kudłata głowa zanurzyła się między udami, a usta przylgnęły do jej intymnego zakątka… język niczym wąż zanurkował głębiej łapczywie smakując nowe doznania. Bullit nie bawił się w subtelności, tylko od razu ostro zabrał się do roboty. A Steele zajęczała ładnie, poddając się jego pieszczotom, im dłużej z kolei to trwało, tym było jej lepiej, i tym była głośniejsza. W pewnym momencie jej dłonie znalazły się blisko twarzy Doca, a kobieta sama rozchyliła palcami jeszcze bardziej swoją muszelkę.
- Liż mnie piesku, liż mocno! Oooooo taaaak! Tak! Tak! Palcem też! Mocniej! - Jęczała.

Bullitowi pozostało się podporządkować jej życzeniom… i sięgnąć językiem tak gdzie tylko był w stanie dokładniej zapoznając smakowo z jej jaskinią rozkoszy i jeszcze palcem przyjemnie drażniąc jej wrażliwe punkty. Choć wstyd mu się było przyznać, jej głośne jęki i okrzyki działały na niego jak ostrogi na wyścigowego konia. Pobudzały do większego wysiłku. Nie trwało to długo, i wśród coraz większej ilości soczków miłosnych kobiety, nastąpił dla niej punkt kulminacyjny, podczas którego wprost zawyła, podrygując przy tym mocno biodrami, gdy fala rozkoszy porwała ją ze sobą. Ciężko dysząc, leżała wciąż na plecach, obejmując teraz rękami swe własne piersi, przyciskając je mocno do reszty ciała.
- Jesteś… bardzo wrażliwa… tu na dole…- wymruczał z uśmiechem Doc wędrując ustami po jej udach, z dala od poznanego już dobrze podbrzusza Steele. I zostawiając za sobą szlak pocałunków.
- Raczej… wyposzczona - Powiedziała, klepiąc go nagle dłonią po głowie - Hej, to łaskocze!
- Zupełnie nie wiem czemu. - odparł enigmatycznie Bullit wcale nie przestając całować jej ud, co więcej zaczął muskać skórę czubkiem języka.
- No ej! - Zaprotestowała bardziej, i w końcu drgnęła jej noga pod wpływem kolejnego pocałunku, efektem czego… Bullit zarobił lekkiego kopa w klejnoty rodzinne.
- O matko, przepraszam - Powiedziała Steele, szybko dodając ze śmiechem - No ale należało Ci się...
- Byłbym innego zdania.- jęknął Doc zwijając się w pół.
- Mówiłam… a teraz kładź się na plecach - Popchnęła go we właściwym kierunku.
-Dobra… dobra…-odparł posłusznie Dave kładąc się na plecach. Wtedy też Steele usadowiła się między jego nogami, po czym pochwyciła oręż Bullita w dłoń, lekko nią poruszając. Spojrzała jeszcze raz w jego twarz, po czym w końcu opuściła głowę w dół, i zaczęła ssać.
Z początku zadrżał ze strachu, bo Steele była drapieżna (albo i wyposzczona) i przez to mało delikatna. Ale potem drżał od pieszczoty jaką mu sprawiała obejmując ustami jego wrażliwy na dotyk organ miłości.
- Tak Ci się podoba? - Spytała, na drobny moment przestając, jednak ponowiła pieszczotę, biorąc go jeszcze głębiej w usta, by po chwili znowu nieco odstąpić, dla odmiany wodząc języczkiem po samym czubku. A druga z jej dłoni znalazła się na klejnotach, tym razem delikatnie je masując paluszkami.
- Noooo… nie da… się… narzekać.- wydukał z trudem Doc zaciskając dłonie na pościeli i całkowicie poddając się pieszczocie języka i dłoni. Niewiele teraz mógł poczynić, poza pęcznieniem z dumy. A Steele zachichotała, po czym cofnęła usta i… napluła na jego maczugę, ruszając do ataku dłonią. Dosyć szybko i zdecydowanie, trzepała na całego, jednocześnie nieco cofając się całym ciałem i jeszcze bardziej pochylając przy kroczu mężczyzny. Po chwili poczuł, jak ssie jego klejnoty, a ciepło jej ust na nich odczuwalne, było po prostu cudowną sprawą. Nic więc dziwnego, że długo nie mógl wytrzymać tego traktowania i z głośnym jękiem rozkoszy i ulgi wystrzelił na wiwat, brudząc i ją i siebie.

- Już?? - Spytała zdziwiona, przez chwilkę jeszcze poruszając ubrudzoną dłonią. Kobieta miała wyraźnie zawiedzioną minę, choć starała się to zamaskować uśmiechem, co jednak nie bardzo jej wychodziło.
-Koniec rundy pierwszej…- wystawił jej język Doc i spojrzał z uśmiechem na Steele.-Jak długo można wytrzymać tak entuzjastyczny dotyk, co?
Wyszczerzył wesoło zęby.- Co nie znaczy, że cała zabawa jest skończona.
- Aha - Odparła tak jakoś bez przekonania, chyba mu nie wierząc, po czym poruszyła pobrudzoną dłonią w jego kierunku - Idę na chwilę do łazienki... - Wstała z łóżka, i zostawiła go po chwili w sypialni samego.

A Doc tymczasem wstał i stąpając na palcach ruszył chyłkiem za nią do łazienki, Steele zamknęła jednak za sobą drzwi zaraz po wejściu do środka, znalazł się więc przed nimi. Dało się po momencie słyszeć wodę, potem jakąś krzątaninę, znów ciszę, a w końcu… spłukiwanie wody w toalecie, i znów wodę w umywalce.
Bullit więc pognał najpierw do jadalni, z której to zwinął butelkę z niedokończonym trunkiem, a potem pognał ku łóżku. Leżąc tam, tym razem jednak na innej poduszce, wyczuł nagle coś pod nią. I oczywiście pomyślał od razu, że tam może być schowany nóż, którym miała zamiar zarżnąć go w finałowym momencie figli… prawda była jednak inna, na co aż się uśmiechnął, oglądając znalezisko.



Po chwili zaś usłyszał wracającą z toalety Steele, toteż czym prędzej schował znalezisko tam, gdzie leżało. Kobieta wróciła w białym, kusym szlafroku, z kilkoma nawilżonymi chusteczkami.
- Zostało coś dla mnie? - Spytała na widok flaszki, którą Bullit trzymał w ręce - To dla Ciebie - Podała mężczyźnie chusteczki, by się doprowadził do porządku. Ona zaś, trzymała w dłoni flaszkę, i przyglądała się Dave’wowi.
- Wiesz co, zapaliłabym, chodźmy do kuchni - Powiedziała po chwili.
-Ooook…- rzekł z uśmiechem.- To idź pierwsza… a ja wyciągnę z ubrań papierosy.
Pejczyk… był jeszcze tolerowanym przez doca środkiem do zabawy. Nieważnie w czyich rękach. Steele w towarzystwie flaszki udała się więc do kuchni…
Doc oczyścił siebie, po czym przeszukał kieszenie i wyjął z nich dwa papierosy, po czym podążył nagi za Steele do kuchni.

Zapalili więc ponownie, a kobieta przyniosła nowe lampki, napili się więc i znowu procentów, a sama Steele, zdecydowanie była już nieźle wstawiona. Kiwało nią na boki, co chwilę przymykała oczy, i sprawiała wrażenie, jakby miała za chwilę zasnąć.
- To… co? - Spytała dosyć dziwnie.
-To zależy… jak wspomniałem…- dłoń Bullita dopalając papierosa.-... od ciebie. I tego na co ty masz ochotę.
Papieroska zawierającego wyciągi z rodzimych dla Axionu roślinek wzmacniających to i owo.
- Serio? - Spojrzała na niego, uśmiechając się - Więc wieczór nie jest stracony?
- U mnie na Axionie to… początek.- stwierdził z delikatnym uśmiechem Doc.-Mamy trochę podkręcony poziom hormonów, co przekłada się na jurność, no i… nie palę tylko dla smaku.-
Dodał na koniec.
- Aha - Mruknęła Steele, po czym rozwiązała szlafrok, ukazując swe nagie ciało. Uśmiechnęła się przy tym drapieżnie - To ja jeszcze na chwilkę pójdę do łazienki, przemyję twarz, spotkamy się w łóżeczku? - Zgasiła papierosa, po czym przejechała dłońmi zalotnie po swoim brzuchu.
-Zgoda…- rzekł Bullit i wymknął się do sypialni w pamięci licząc ile mu jeszcze papierosków zostało i ile ziołowych mieszanek winien przygotować później. Położył się na łóżku oczekując jej powrotu.
Kolejne minuty upłynęły im na gorących, acz klasycznych figlach. Steele była rzeczywiście wyposzczona, a Dave… cóż… Dave był sobą. Jurnym samcem alfa z Axionu. Wiele się tego wieczoru wycierpiało łożko kobiety, bo oboje nie mieli hamulców w tych zabawach. A potem padli bez czucia. To był dobry… dzień.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-03-2017 o 22:26.
abishai jest offline  
Stary 19-03-2017, 22:17   #138
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MSuHACeorAs[/MEDIA]










Występują:


Becka Ryder

Nightfall

Dave “Doc” Bullit

Vis Less

"Młot" Bix

Fenn'Suzh vyr Keetar

kapitan Leena Hezal







Odcinek 3

“Wróg”


Leena nie czuła się najlepiej po zakończeniu narady u Crazass’a. Rzuciła w eter(przez Unicomy) iż bolała ją głowa, i idzie się zrelaksowć do spa, którą w międzyczasie dziewczyny z Fenixa już opuściły… ze swoimi załogantami chciała porozmawiać później, owe “później” jednak jakoś nie nastąpiło aż do wieczora, w końcu zaś z panią kapitan urwał się i kontakt. Najwyraźniej po relaksie albo coś łyknęła na poprawę samopoczucia, lub nawet wrzuciła, i poszła spać. A może i zażyła jedno i drugie?





Becky

Becky czuła się wybornie. Relaks poprzedniego dnia w spa był zbawienny zarówno dla ciała jak i duszy, zasnęła więc w wybornym humorze, i z takim również się obudziła. Na chwilę zapomniała o braku swej ręki, o tym “nieistotnym” fakcie, drobnostce, jaką mogłaby doprowadzić niejedną kobietę do rozpaczy.

Jednak nie ją.

Ryder była twarda, czuła się wśród współzałogantów dobrze, czuła się niczym w rodzinie, do tego zaś dochodziły nawet świeże relacje z Isabell, co tylko potęgowało dobry nastrój. Ubrała się wyjątkowo… wyzywająco, zarzucając na ramiona płaszcz, pasujący do całości, oraz nieco maskujący brak jej kończyny.


No bo… dlaczego nie? Wszak była piękna i pożądana. A co tam, niech się na nią gapią i zazdroszczą!.

Najpierw śniadanko, następnie zwiedzanie powierzchni księżyca pojazdem kołowym. Powinna sobie poradzić nawet tylko z jedną ręką, już nie takie numery odstawiała, kierując czy też i sterując tylko jedną, z czystego lenistwa czy i małego szpanu… towarzyszyć jej miał zarówno Night, jak i Isabell. Ten pierwszy jedynie przelotem, za to Macolitka miała ochotę pojeździć po powierzchni razem z Becky.

Zanim jednak do czegokolwiek doszło, trafiła na… znajomego.

- Hej Becky! Kopę lat! - Usłyszała znajomy głos. Braxton Delavega, samozwańczy playboy/łowca nagród/najemnik. Nie bardzo go lubiła, a teraz nie był jeszcze sam. Kurde, że też musiał tu zawitać, i oglądać ją bez ręki.
- Hej Becky!
- Hej laska!
- Cześć słonko.
- Hej!



Pilotka została otoczona przez… pięciu Braxtonów. No szlag by go trafił, sklonował się oszołom, zupełnie jakby jeden debil dla tego wszechświata nie wystarczył.





Bix

“Młotek” obudził się z bolącą czachą. Nic nowego, nic nadzwyczajnego… poprzedniego wieczora znów zaszalał, chlejąc na potęgę i robiąc długi(?) w miejscowym barze. No i kto miał za to wszystko zapłacić, Leena? Albo Night, jego obecny, najlepszy funfel? W sumie cholera wie, bo tym sobie Bix nie zaprzątał głowy ani na moment.

Po przebudzeniu gdzieś tuż przed południem w… jednym z kibli w bazie ślimaka, mięśniak doszedł do wielce inteligentnego faktu, iż dawno nikomu nie dał w mordę, a tu było wyjątkowo wiele osób, które mogły się do tego nadawać. Idąc więc tokiem myślenia typowego troglodyty, postanowił zademonstrować swoją dominację, i miał zamiar stać się samcem Alfa tego pieprzonego miejsca.

No a co, pani kapitan może będzie pod wrażeniem, i da mu znowu pociupciać?

Kandydatów było kilku, w tym i dwie kobiety, co Bixa wielce zdziwiło, ale idąc pokrętnym tokiem myślenia tego osobnika, skoro babki były takie twarde, na jakie pozowały, to może i je należało sprawdzić? W każdym bądź razie, zataczał już szersze kręgi wokół pierwszego kandydata w bocznym hangarze, zerkając w jego stronę, posyłając wredne spojrzenia, i ogólnie szykując się do gadki-szmatki, po której mogło dojść do rozróby…






Bullit

Doc po odwiedzinach u Steele, spędził resztę nocy na Fenixie. Uważał, iż tak będzie bezpieczniej… sama kobieta z kolei nie miała jak protestować, spała bowiem pijackim snem. Co najwyżej, będzie się nią martwił następnego dnia.

….

Położył spać Vis. Darakanka oczywiście miała zamiar pracować do upadłego, skutecznie ją jednak od tego powstrzymał, i to późno w nocy. Nie protestowała zbytnio, gdy zgarnął ją do łóżka.

~

Poranek nie przyniósł dobrych nowin. Klonowana dla Becky ręka uległa rozpadowi molekularnemu, i cząsteczki aminokwasów nie utrzymały swej struktury… lub mówiąc prościej - po prostu nie wyszło, przemieniając się w galaretkę. Bullit spróbował, i się nie udało, zagrał, i przegrał, no cóż, tak czasem w życiu bywało. Nie był pieprzonym jajogłowym ze sterylnego laboratorium. Przynajmniej się starał. Chwilowo jeszcze o tym nie poinformował pilotki.

Skontaktował się za to ze swoją informatorką. Bezpieczne połączenie, kodowanie, brak możliwości wyśledzenia… i to co usłyszał, nie było dobrymi nowinami.





Fenn

Po spędzeniu nocy w objęciach Kelly5-5-PSB mężczyzna zaspokoił swoje podstawowe potrzeby… choć to nie było to samo. Owszem, było fajnie, jednak biodroidka nie wiadomo jak zaprogramowana, nie potrafiła dorównać prawdziwej kobiecie, no cóż…

Nastał nowy dzień, przyszła kolej na codzienną rutynę, następny dzionek spędzony na praktycznie tych samych czynnościach, coś jednak wisiało w powietrzu, choć sam Fenn nie wiedział, co też mogło tak na niego dziwnie wpływać.

Cały dzień doglądał maszynowni i prac, jakie tam wykonywali Sofia i Kian, dając Fennowi proste naprawy do wykonania, jakie były wykrywane podczas diagnostyki maszynerii. Nic nadzwyczajnego, dzień jak co dzień...





Nightfall

Strzelec obudził swoją ukochaną wyjątkowo wcześnie, po czym z tajemniczą miną zabrał ją gdzie trzeba… by w skafandrach próżniowych obejrzeć wschód tutejszej gwiazdy z powierzchni księżyca. Widok był zaś iście zapierający dech.

Nie mniej niż Isabell, przemykająca nieco skrycie korytarzami bazy, zanim ubrała się w skafander.. czy ona nie miała za grosz wstydu??


Nie byli tam jednak sami, Isabell strasznie się upierała, by zabrać ze sobą Becky… później z kolei okazało się, że dziewczyna ma ochotę pojeździć po powierzchni pojazdem, właśnie w towarzystwie siedzącej za sterami Fenixa.

Nightfall zostawił swoją ukochaną w dobrych rękach(ręce?), po czym udał się na szybkie śniadanie, a następnie na uzgodnienie zakupów z Eddym, odnośnie masy sprzętu, na jaki miał ochotę zarówno pod względem bojowym, jak i pomocniczym. Szykował się niczym do wojny, która w jego mniemaniu nadchodziła w ich kierunku wielkimi krokami.

Pojawił się również dylemat moralny: mógł mieć prawie wszystko co chciał, jednak musiał w tym celu ruszyć zasoby, które zgromadziła Isabell, wiejąc z domu. Czy było to moralne, czy tak należało, czy… wybaczyłaby mu to, gdyby właśnie nadszedł owy dzień X i potrzeba na to, co on w pocie czoła, i burzy mózgów, wykombinował? Choliba wie...





Vis

Darakanka zabrała się za naprawę TRX. Wbrew pozorom, i temu co jej doradzali inni- znający nieco dłużej niż ona “Arhona” - nie miała sensu jego naprawa. Maszyna z własną SI, wolała w krytycznym momencie pozostać kupą złomu, niż funkcjonować jedynie połowicznie, jednak co tam Vis tłumaczyć, ona i tak wiedziała swoje…

Uszkodzenia były bardzo poważne. Jeśli dziewczyna byłaby w stanie naprawić TRX, istniała szansa, iż jego oprogramowanie nie będzie w stanie funkcjonować jak wcześniej, a co za tym szło, “Arhon” już chyba nigdy nie byłby jak wcześniej. Mimo jednak tych faktów, Vis i tak dawała z siebie wszystko, byle ową maszynę doprowadzić do stanu używalności. A czy miało to sens z punktu… moralnego(??) to już było dla niej naprawdę mało znaczące.

W końcu musiała się i ruszyć ze znajomych, przyjemnych kątów Fenixa i jego warsztatu do magazynów stacji, by uzyskać niezbędne do naprawy części. Byleby jej nikt nie zaczepiał, nie miała ochoty na pieprzenie o duperelach, własne, postawione przed sobą terminy goniły...





Wszyscy

Dokładnie w południe na Erebus zawitał nowy statek. Znacznie większy niż Fenix, i z braku możliwości dokowania w hangarze, osiadł tuż nad nim, na powierzchni samego księżyca, w poprzek wlotu do wnętrza bazy(tym samym blokując możliwość odlotu znanej nam już wszystkim fregaty).

Jednostka ta należała do kapitana Nosaah Rhieff, brutalnego typa, należącego do rasy Blorelin. Posiadał on naprawdę liczną załogę, coś około 50 ludzi, sławiących się wyjątkowo kontrowersyjnymi czynami i renomą. Skoro tu jednak przyleciał, znał tą lokalizację, to był w końcu już wcześniej w kontaktach ze ślimakiem, i nie był to jego pierwszy raz na Erebus?


Nosaah, w towarzystwie dwóch swoich zaufanych ludzi, udał się na rozmowę z Crazas’sem, dotyczącą ponoć wielce ważnej sprawy... personelowi bazy wydano zaś rozkaz “uważania na nowych, i nie-prowokowania konfliktów” z kolei każdy, kto miał z nimi wcześniej do czynienia, wiedział, iż należy mieć na nich oko, oraz trzymać z dala kobiety i dzieci...

~

Pięciu ludzi Nosaah, rozsiadło się we wspólnym pomieszczeniu, z buciorami na stołach, nic sobie nie robiąc z ogólnej, panującej nie tylko w tym miejscu etykiety. Szczerzyli zęby do miejscowych, chlejąc alkohol prosto z flaszek, i odstraszając wyglądem i zachowaniem kobiety i dzieci. Mieli na sobie pancerze, mieli i broń przyboczną, choć bez karabinów… był zaś z nimi nawet jakiś pechowiec na zautomatyzowanym wózku gąsienicowym, co to dla weteranów służył jako mobilny transport… no cóż, pewnie pod rozkazami lichego kapitana, miał pecha stracić czucie w nogach.

Kolejne pół tuzina przyjemniaczków wyładowywało sporych rozmiarów skrzynie, transportując je z ich fregaty do głównego magazynu. Towar był chyba “gorący”, jednak mający zatwierdzenie ślimaka, pilnowano również, by nikt nie zaglądał w pakunki.

Dwóch miejscowych zbrojnych tu, dwóch tam... stanowczo jednak za mało na sytuację, które rozegrały się w następnych minutach.


Najpierw sam Nosaah, w towarzystwie dwóch swych dryblasów zastrzelił Crazass’a i jego ochronę, w biurze samego szefa tego miejsca. I to był chyba znak do działania dla pozostałych.

Przebywający w “Sali” Blorelin dobyli broni długiej, ukrytej w wózku jednego ze swych towarzyszy, który wcale nie miał problemów z nogami... zastrzelili kilku uzbrojonych miejscowych, następnie zaś wzięli sporo zakładników z personelu bazy.

Podobne wydarzenia miały miejsce w pozostałych częściach kompleksu. Ze skrzyń składowanych w głównym magazynie, wyskoczyli kolejni zbrojni napastnicy, strzelający do każdego, kto wyglądał na zagrożenie. W samym hangarze również wywiązała się spora strzelanina… do tego miał miejsce najprawdziwszy desant prosto z wrogiej fregaty do hangaru, i dwie grupy kolejnych ludzi Nosaah rzuciły się korytarzami w głąb bazy, by zająć strategiczne jej miejsca, po drodze nie oszczędzając zbyt wielu miejscowych.

W bazie rozpętało się najprawdziwsze piekło. Ryczały alarmy, krzyczeli ludzie i nie-ludzie, Unicomy szalały od chaosu jaki w nich zapanował, w wielu miejscach było słychać strzały, a nawet jedną czy dwie eksplozje.





Bix

Młotek okładał się właśnie w najlepsze z typkiem, którego imienia nawet nie znał, gdy rozpętał się burdel. Obaj wytrzaskali już sobie porządnie po mordach, jednak niestety, ale musieli dokończenie tej sympatycznej rozrywki odłożyć na później. Wszak nie wypadało teraz nokautować przeciwnika na odchodne, zalegnie tu bowiem na podłodze, a przyjdzie jakieś wrogie ścierwo i najzwyczajniej w świecie odstrzeli leżącego…

Kilka dopingujących osób pobiegło już w korytarze, reszta szukała po hangarze jakiś spluw.

Gdzie Leena, gdzie reszta załogi, co się działo??





Doc

Przebywający na pokładzie Fenixa mężczyzna nie miał pojęcia, co też się działo w bazie przez naprawdę długi czas. Dopiero gdy w końcu miał zamiar opuścił pokład statku, i znalazł się w ładowni, gdzie była opuszczona rampa wyładunkowa, usłyszał całą tą cholerną kanonadę.

Od razu wiedział, iż coś się stanowczo mocno spierdoliło, a w środku tego wszystkiego była chyba i Vis, która miała zamiar iść po jakieś części, i znajdowała się poza Fenixem!

Gdzie Leena, gdzie reszta załogi, co się działo??





Night

- O żesz kurwa! - Krzyknął Eddy, a jego brat-bliźniak powtórzył. Obaj przez naprawdę krótką chwilę wpatrywali się w Nightfalla, po czym rzucili się do roboty…

Nieco podrasowany karabin strzelca trafił ponownie w jego ręce. Do tego bracia dorzucili zapasowe magazynki, różnorodne granaty, a nawet jetpack!
- Idź zobacz co się dzieje! - Eddy sam wciskał swe cielsko w lekki pancerz, podobnie jak jego brat, ciągle powtarzający “ja pierdolę”, jak jakąś mantrę.
- My się tu zabunkrujemy i łatwo nas nie wezmą! - Dodał grubas.

Gdzie Isabell, Leena, gdzie reszta załogi, co się działo??





Fenn

Valarian spojrzał na towarzyszące jemu, pobladłe osoby. Kobieta wyglądała, jakby miała zamiar za chwilę zemdleć, a typek chyba był bliski żygnięcia z przerażenia… no cóż, nie było co im się dziwić, w końcu narobił się naprawdę spory syf, i z tego co wyłapała cała trójka w Unicomach, napastnicy nie patyczkowali się z miejscowymi.

Sam Fenn był również w beznadziejnej sytuacji, bez pancerza i uzbrojenia był równie co reszta cywili wystawiony na zwyczajowe zarżnięcie przez atakującą ich bandę. Chociaż… do jego kajuty wcale nie było tak daleko, może byłby w stanie tam dotrzeć na czas i się wyekwipować, nim nadejdą?

No a co z Sofią i Kian’em, ma ich tak zostawić?





Becky

Obie dziewczyny jeździły w najlepsze po powierzchni księżyca, co pewien czas zmieniając się za kierownicą. Z początku eskapady odbywały się w dosyć zwyczajowym tempie, by poznać zarówno teren, jak i maszynę, z biegiem czasu jednak wyczyny stawały się coraz śmielsze, przy odpowiednio wzrastającej prędkości.


Becky i Isabell obserwowały również przylot jakiegoś nowego statku, który osiadł na powierzchni samego księżyca, nad Fenixem znajdującym się w hangarze. No cóż, skoro owy statek - nieco większy od ich własnego - nie wyglądał na Unijny, nic sobie z tego faktu nie robiły...








***
Wszelkie komentarze, wyjaśnienia, mapki i tym podobne jutro...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 24-03-2017, 22:29   #139
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
No i się spieprzyło. Musiałem wczoraj wygadać.” Fenn’a od rana coś swędziało i w końcu dowiedział się co. Po 5 latach spokoju. Po 5 latach “urlopu”….
Spojrzał się na dwójkę cywili. Marne wsparcie bojowe, przydatność na poziomie żywej tarczy. Przygryzł dolną wargę. Nie ma czasu na siedzenie, zaraz mogą do nich przyjść i w najlepszym wypadku odstrzelą im łby na dzień dobry.
- Dobra. - zaczął szeptem - Zamknąć pyski, nie wychylać się i za mną, albo schowajcie się gdzieś tu. Ja muszę się ubrać.
Zaczął iść do swojego pokoju, a raczej skradać się, chociaż nie do tego był szkolony, sprawdzał każdy zakręt i rozwidlenie zanim na nie wszedł. Nie sprawdzał za to czy tamta dwójka idzie za nim, niech robią co chcą, ich wybór. On im zaproponował wyjście.
Dosłownie parę metrów dzieliło go od swojego celu. Na szczęście udało mu się do niego dotrzeć bez nieproszonej zaczepki z niczyjej strony. Otworzył drzwi do pokoju przesuwając ręką przy panelu sterującym i wszedł do środka. Dopiero teraz zwrócił uwagę że zarówno Sofia jak i Kian poszli za nim. Kiedy weszli do środka zamknął dostęp do pokoju.
- Pilnujcie drzwi. - rzucił do nich.

Zbliżając się do szafy wbudowanej w ścianę zaczął się po drodzę rozbierać, rzucił na łóżko kamizelkę a spodnie zostawił na podłodzę. Gdy stanął przed szafą został tylko w samym jednoczęściowym kombinezonie bez rękawów. Po otwarciu drzwi w środku okazało się że stoi wielka skrzynia, prawie 2 metrowa.


Fenn zbliżył się do niej i przyłożył rękę do zamka biometrycznego, skrzynia z sykiem otworzyłem skrzydła wieka. W środku stał Space Combat Suit. Suzh wszedł do szafy i do skrzyni by otworzyć pancerz a następnie i do niego wejść. Zbroja z cichym sykiem zamknęła się, kiedy wszystkie płyty naskoczyły na swoje miejsce dopiero wtedy przyłbica zakryła mu twarz. Na przyłbicy, przed oczami Fenn’a, zaczęły wyskakiwać informacje o stanie zbroi, a także HUD, jednak bez informacji skoro broń nie została dobyta.
- Witaj panie Fenn’Suzh. Sprawność zbroi wynosi 100%. Czy włączyć dla pana muzykę? - usłyszał wewnątrz pancerza męski głos komputera.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedział krótko.


Gdy wszystko z pancerzem było gotowe, nadeszła pora by się uzbroić. Czarna opancerzona rękawica wychynęła z szafy chwytając się framugi. Chwilę później uginając się na kolanach zeskoczył ze środka Fenn zakuty w pancerne płyty. Powoli wyprostował się, wrażenie robił imponujące na dwójce cywili w jego pokoju. Odwrócił się ponownie do skrzyni, i sięgnął do środka, wyjął z niej karabin plazmowy który zaczepił z tyłu w talii, oraz wibromiecz który przyczepił sobie do pleców. Następnie zamknął zarówno skrzynię jak i szafę i zbliżył się do nocnej szafki w której trzymał zamkniętą szkatułkę a w niej pistolet plazmowy. Po wyjęciu i jego i przyczepieniu do uda, był wreszcie gotowy.

Zastanowił się co dalej. Szanse na odbicie stacji nie są zbyt wielkie. Od mesy było słychać strzały, tamta droga wydawała się odcięta, przydałoby się też dostać do centrum dowodzenia, ale droga z drugiej strony prawdopodobnie też już jest odcięta, w końcu to tam padły pierwsze strzały. Jedyna możliwość wydawało się dostanie do małego hangaru i znalezienie jakiegoś transportu. Ale co z resztą? Chyba że ci co wczoraj przybyli z Crazem. W końcu ponoć mieli spotkanie z Napavans i żyją, do tego przylecieli wojskową corvetą.
- Lexi, jesteś? - starał się wywołać przyjaciółkę na jej prywatnym kanale - Lexi. Odbiór. Tu Fenn.

- Tak, żyję, fajnie, że Ty też - Usłyszał w końcu po chwili jej szept w Unicomie - Jestem w mojej kwaterze, korytarzem przebiegło kilku sukinsynów, zaspawali nam drzwi, nie umiemy wyjść, chyba je wysadzę, a Ty gdzie? Odbiór.

“Zaspawali? Nie zabili ich? To grabież czy przejęcie?” zastanowił się chwilę
- U siebie. Są ze mną Sofia i Kian. Słyszałem strzały w mesie, więc droga do głównego hangaru odcięta. Centrum dowodzenia pewnie też. Myślałem nad dojściem do małego hangaru. Sami nie mamy szans się wybronić. Wiesz coś na temat tych nowych? Ponoć potrafią strzelać, można by było spróbować z nimi.
- A bo ja wiem, czego oni chcą? Zdrada jak nic, to pewne, ale z jakiego powodu, cholera wie… wyczułeś z… wyczułeś odnośnie Crazass’a? - Głos Lexi na chwilę wyraźnie się załamał.
- Ta. - odpowiedział krótko, nie przejął się nim zbytnio, nie był jego wielkim fanem, czy przyjacielem, co najwyżej dobra znajomość, a żywi mają to do siebie że mogą zginąć. - To co z tymi nowymi? Myślisz żeby nam pomogli? Czy darować ich sobie i szukać szczęścia w hangarze?
- Ja ich nie znam, nie wiem, może też są w zmowie z tymi sukinkotami co nas atakują? Do hangaru? Znaczy się… chcesz uciekać??
- A widzisz lepsze wyjście? Nie mamy na tyle ludzi żeby mieć duże szanse na obronę. Według mnie ewakuacja to jedyny wybór który daje nam szansę.
- Jeszcze nie wiemy ilu ich jest, co się dokładniej dzieje, a Ty już chcesz wiać. Tego się po Tobie nie spodziewałam, oj oj, może jednak dobrze, że Ci nie dałam... - Prychnęła w komunikator Lexi.
- A może właśnie przez to brak mi motywacji? - uśmiechnął się czego kobieta nie mogła zobaczyć, zresztą dwójka w jego pokoju także, nie wspominając że i całej rozmowy nie mieli jak usłyszeć - No dobra. Mniejsza. Tak czy siak musimy gdzieś zebrać bezbronnych. Jakieś pomysły?
- Absolutnie żadnych. Nie wiem co i jak, nie wiem gdzie pozostali, nie wiem ilu nas atakuje i gdzie są. Ale jak się dowiemy, to wtedy można coś poplanować. Póki co, bez odbioru, wysadzam drzwi! - Odmeldowała się Lexi. No cóż…
- No to trzeba będzie iść na żywioł. - mruknął do siebie.

Spojrzał się na dwójkę w jego pokoju. Co on ma z nimi zrobić? Dalej uważał że najlepszy będzie hangar, w razie jakiejś awarii ma najgrubsze grodzie, a to i podczas obrony może się przydać.
- Odsuńcie się. - powiedział do nich podchodząc do drzwi.
Chwycił za karabin i otworzył je. Wychylił się za próg by rozejrzeć się po korytarzu to w jedną, to w drugą. Jeszcze było czysto.
- Idziemy do małego hangaru. - odwrócił się do dwójki - Tam tak łatwo się nie dostaną. Potem się zobaczy. I wyszedł na korytarz chcąc poprowadzić ich w bezpieczne miejsce.

Skołowani technicy poszli więc za nim z dziwnymi minami… gdzieś w oddali coś eksplodowało, dało się też słyszeć sporą kanonadę w głównym hangarze. Pochwili zaś znów coś eksplodowało, tym razem jakby bliżej, od strony Salki, albo i… kuchni??

- Identyfikacja! - Wrzasnął nagle ktoś z drzwi, które właśnie mijali, a pytanie te było poparte wycelowaną lufą karabinu plazmowego w Fenna. W drzwiach prowadzących do kolejnych pomieszczeń mieszkalnych stał Brayde. Minę miał zaciętą, choć i nieco wątpliwą, na widok towarzyszących osobnikowi Sofii i Kiana.



- Schowaj tą pukawkę bo sobie jajca odstrzelisz. - odpowiedział facetowi. - Złóż hełm. - polecił komputerowi.
Po chwili składania się płyt hełmu wyłoniła się głowa Fenna.
- To ja. Prowadzę tę dwójkę do hangaru. - skinął głową na ludzi za nim.
- Pieprz się Keetar - Odpowiedział wielce uprzejmie Brayde, opuszczając broń ku podłodze - A co jest w mniejszym hangarze? - Dodał, a zza jego postaci wychyliły się zaciekawione głowy paru dzieciaków i kobiety. To chyba była Steele.
- Grodzia grubsze od tych tutaj. - puścił oko do dzieciaków - Można tam zebrać bezbronnych, w razie czego mogliby też spróbować odlecieć mniejszymi jednostkami.
- Aha - Przytaknął jakoś tak... bez przekonania mężczyzna - Dobra, idę pierwszy, reszta za mną, Fenn na końcu, bo zaatakowali nas od głównego hangaru, nie mniejszego, więc większa szansa, że nam w plecy strzelą, niż w gębę, ok? - Spojrzał na Keetara, oczekując reakcji.
- Załóż hełm. - wydał polecenie a po chwili znów miał zakuty łeb - Prowadź. - wskazał dłonią drogę.
Poczekał aż wszyscy ruszą dopiero potem i on, odwrócony plecami do reszty tak by obserwować korytarz za grupą.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 24-03-2017 o 22:33.
Raist2 jest offline  
Stary 25-03-2017, 22:09   #140
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Connection Terminated.
LOG OUT
YES? NO?

Doc nacisnął YES i napił się wprost z butelki. Sytuacja bowiem była parszywa. Unia była na ich tropie. Wiedzieli kto zrobił porządek w burdelu, którzy oni nazywali stacją badawczą. Wygrzebali z tej przeklętej bazy informacje na temat statku, jak i jego załogi. Tylko czekać aż roześlą listy gończe. Parszywe dranie.
Szlag… wyglądało na to, że Unia nie odpuści. Night równie dobrze mógł odpalić te swoje petardy informacyjne. Niewiele one zmienią w ich sytuacji, ale parę szych siedzących na wysokich stołkach obesra swe stołki ze strachu. Zaś samej Unii taki skandalik specjalnie nie zaszkodzi. O siebie Doc się nie martwił. Jego facjatka już zdobiła list gończy wysłany za nim z Axionu.
Szlag… trzeba by…
Cóż, na chwilę obecną Bullit nie miał pomysłu. Niby się wszak ukrywali, bardziej już chyba się nie dało. To że Unia ich ścigała też nowością nie było. Jedynie to, że teraz wiedzieli więcej. Ale skoro siedzieli pod muszlą ślimaka to… może to wystarczy.
Co prawda Doc źle znosił ograniczenia swej wolności, ale to i tak było lepsze niż unijne więzienie.
Niemniej musiał powiadomić Leenę i musieli pomyśleć co zrobić. Tylko gdzie ona była?
Nie wiedział. Nie zamierzał psuć pani kapitan dnia na asteroidzie. Wszak każde z nich zasłużyło na odrobinę relaksu i Leena nie była tu wyjątkiem.
Gdy już zamierzał opuścić statek, rozległy się strzały.
Szlag… był to znak, że znowu się sypnęło. Bullit natychmiast zawrócił do środka statku i pognał do swojej kwatery.


Doc był wkurzony. Bardzo…
Coś się złego działo. Znowu wpadli z deszczu pod rynnę. Drugi, albo trzeci raz z rzędu… jeśli liczyć całą tą akcję z zawirusowaną stacją badawczą. Był wściekły i miał się czym wyżyć.
Załadował rewolwery i włożył do kabur, na plecy włożył swój railgun, a w dłonie chwycił karabin plazmowy.Jego najnowszą zdobycz.


W miarę nowiuśki sprzęt używany przez wojsko w ochranianych placówkach. Mający swego kopa. To był wszak idealny czas na jazdę próbną.
Dave ostrożnie wychodził ze statku poprzez rampę załadunkową rozglądając się tu i tam w poszukiwaniu celów. Nie wiedział dokładnie co się stało, ale zakładał że najeźdźcy będą się raczej odróżniać od reszty miejscowej ekipy.
- Atak na placówkę, powtarzam atak na placówkę. Kto znajduje się blisko sklepu braci Paddock, zalecam przebicie się i dozbrojenie. Przez chwilę osłaniam przejście, zanim ci dwaj odetną się na dobre. Odbiór.- odezwał się znienacka Night.
A Doc przez chwilę milczał nim odpowiedział.- Jak tam dotrę to wesprę, bez odbioru… mogą nas namierzać przez komunikatory.-
Doc mógł się mylić, ale przezorny itd… Na razie i tak nie miał czasu na pogaduszki. Night pewnie też nie.
Doc zresztą wkrótce dostrzegł kilka trupków, którzy wyglądali na tutejszych i gadopodobne typki w średnich pancerzach, na których brakowało tylko tarcz celowniczych.
Tej kwestii Doc planował zaradzić, zachodząc ich od tyłu i najbliższego potraktować wedle savoir vivre’u rodem z Axionu. Strzelić w plecy z jak najbliższej odległości.
Strzał który miał powalić wroga… nie powalił go. Armata jaką była karabin plazmowy plunęła energią i choć przeciwnik padł to przeżył. A jego kumpel zaczął strzelać do Bullita z podobnej do jego broni. Co gorsza… ranny się odgryzł poważnie raniąc rękę Dave. Bullit nie miał jednak czasu na rany. Najpierw należało dobić gnoja, który go postrzelił, a potem załatwić drugiego.
Nieruchawy cel był łatwy do dobicia, więc mimo bolącej jak piekło ręki Doc zdołał zastrzelić typka.Prawdopodobnie, bo nie było czasu by sprawdzić. Jego kumpel strzelił… na szczęście tylko wywołując eksplozję czegoś gdzieś za nim.
Dave nie miał czasu się rozglądać, ani przejmować zdmuchniętym kapeluszem, przyłożył się do kolejnego strzału i… Kolejna wymiana ognia sprawiła, że Docowi udało się rozerwać bark przeciwnika… niestety wraz z pancerzem, który osłabił uderzenie plazmy. Typek strzelający do Bullita okazał się mniej celny, choć kolejna eksplozja jaką wywoła swym odrzuciła nieco Dave ‘a do przodu niczym szmacianą lalkę i rzuciła nim boleśnie o glebę. To jednak nie powstrzymało Bullita, twardego osła z Axionu przed kolejnym strzałem.
Trafił i strzelił zostawiając w ciele wroga dużą i ładną dziurę, akurat wtedy smuga energii która mignęła obok leżącego Doc pozwoliła mu zauważyć, że jest kolejny koleś w hangarze.
- Jeśli nie chcesz skończyć jak ci dwaj… to lepiej rzuć broń!- krzyknął głośno Bullit rozglądając się za osłoną i strzelając w kierunku nowego celu.
Wymiana ognia nic nie dała, należało więc zmienić pozycję. Doc postanowił ruszyć się w kierunku zauważonej osłony, tak by odciąć przeciwnika od możliwości wejścia na pokład Feniksa. Nie da tym typkom odlecieć z jego bimbrem. Po czym strzelił ponownie w kierunku kolesia ze swego karabinu plazmowego.
Co nic nie dało, więc zerkając na przeciwnika Bullit zabrał się za leczenie własnych obrażeń. Na razie mieli pat, więc zamierzał ten fakt wykorzystać. Niestety nie poszło mu za dobrze, opatrywanie ran jedną ręką.
-Wiesz, że zaraz skończy ci się amunicja?- zagadnął głośno Doc do strzelającego niecelnie co pewien czas przeciwnika, rozglądając się za kolejną kryjówką która pozwoliłaby mu skrócić dystans między nimi.-A wtedy cię dopadnę i rozsmaruję po podłodze, jak tych twoich kumpli. No chyba że się poddasz, wtedy przeczekasz tą całą rozróbę bezpiecznie.

- Za chwilę sam zginiesz gnido! - Rozległ się w końcu chropowaty głos, wraz z towarzyszącym temu rechotowi.
-Gdybym dostawał kredyt za każdego frajera, który tak sądził.-mruknął do siebie Bullit sięgając po kolejny zestaw medyczny, by choć trochę bardziej się podkurować. Tamten raczej nie miał ochoty zaryzykować swego życia wychodząc z kryjówki, a w obecnym stanie Dave… także nie.
Po tym leczeniu Bullit rozejrzał się za potencjalną kryjówką, która pozwoliłaby mu skrócić dystans do bojownika i ustrzelić go wreszcie… szybko jednak głównym, nowym zadaniem Bullita stał się akt, by przeżyć, a nie załatwić wroga.

Oto bowiem nagle, prosto z sufitu hangaru (a tak naprawdę z wrogiej regaty), pojawiła się kolejna grupa desantowa. Gdzieś z 10 chłopa, zjeżdżało po najzwyczajniejszych linach, chcąc chyba wesprzeć swojego kumpla, toczącego kiepską potyczkę “okopową” z Bullitem.
-Taaa…- ocenił elokwentnie sytuację Doc i zamknął zdalnie rampę statku. Czas było dać dyla nie patrząc się za siebie i pogonić do najbliższego wyjścia.

Bullit wiał więc ile sił do śluzy, prowadzącej w głąb stacji, z kanonadą skierowaną w jego stronę. Sam również walił, i to seriami, byleby przykryć ogniem swoją ucieczkę… i dwa razy było blisko, jednak nie został trafiony. Wpadł więc w ową śluzę, i po zamknięciu grodzi choć przez chwilkę był bezpieczny…
Nie było powodu by dalej w niej siedzieć dłużej niż powinien, więc szybko otworzył kolejną gródź i rozejrzał się po korytarzu widząc po lewej stronie kilka mały drzwi, zapewne prowadzących do małych mieszkalnych pomieszczeń… z których jedne dymiły, po rozwaleniu chyba jakimś ładunkiem, a wychodziła z nich właśnie jakaś zbrojna kobieta z podobną do Bullitowej pukawką w łapkach.
- A Ty kto?! - Warknęła, celując w Doca.


-Jestem lekarzem. I właśnie zostałem ostrzelany.- wyjaśnił nerwowo Bullit.- Mogę wiedzieć, kto wpadł tutaj w odwiedziny z tak niewychowaną rodzinką?
Dla niego też był to niezbyt udany dzień.
- Jesteś z załogi Fenixa? - Spytała, wciąż mając mężczyznę na muszce.
-Lekarz pokładowy… Czy ja wyglądam na pancernego typka strzelającego gdzie popadnie?- spytał sarkastycznie Dave.
- Jestem Lexi - Przedstawiła się kobieta, po czym opuściła w końcu broń - Masz rozeznanie w sytuacji? - Spytała.
-Typki za mną… liczą teraz nieco ponad dziesiątkę i mają ochotę wystrzelać wszystko co się rusza.- wyjaśnił Doc zerkając za siebie.- Ja jestem Dave… i liczę, że gdzieś w pobliżu masz kumpli uzbrojonych po zęby. Kto tu właściwie dowodzi… znaczy całą ochroną asteroidy?
- W tej chwili? Cholera wie. Było słychać strzały z pomieszczeń Crazassa, i strzały z jadalni, coś tam nawet wybuchło, albo w kuchni… te gnidy są wszędzie - Splunęła gdzieś w bok - Pieprzony Nosaah Rhieff, i jego pieprzona banda!
- Nooo tak… ale nie stójmy tak w korytarzu. Bo nie ma co tu czekać. Jak sądzisz, gdzie jest zazwyczaj najwięcej ochroniarzy? Gdzie mogą stawić najsilniejszy opór? Tam powinniśmy się udać, zbierając po drodze każdego kto jeszcze może walczyć.- zaproponował Bullit nie bardzo wiedząc o kim mówi. I nie bardzo go to obchodziło.

Kobieta wyraźnie przemyślała sprawę przez kilka(cennych) sekund, po czym w końcu obrała chyba kierunek.
- Skoro za chwilę tu wpadną z hangaru jakieś przyjemniaczki, chyba należy wiać! A jak słyszałam kanonadę z Salki... - Wskazała palcem w kierunku pomieszczenia wspólnego, które Bullit znał - ... to też raczej niebezpieczne. Wiem! Chodźmy! - Szarpnęła go za rękaw, ciągnąc gdzieś korytarzem.
- Ano chodźmy…- mruknął Doc podążając za kobietą, cały czas trzymając karabin w ręku i rozglądając się dookoła.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172