Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2017, 23:45   #56
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
29 Eleint 1273 roku, Ranek
Wężowy Las


Ogromne bestie zaszarżowały z miejsca na towarzyszy, którzy w pierwszej chwili byli bardziej przejęci tym, co zaczęły robić psy i Sasha. Aldona szybko spacyfikowała swojego Pieseła płaszczem, zaś Dragomir starał się przemówić Aferowi do rozsądku odwołując się do jego tresury. Sasha zaś rzuciła się na Kobuza: szczęście dla kowala, że szponami, a nie kłami.
Sowoniedźwiedzie zdecydowanie nie były świadome popłochu, jakie wywołał ich pisk. Największy z nich rzucił się na zdezorientowaną wilkołaczycę i zablokował swoim ogromnym cielskiem jedyne szerokie przejście do obozu, przez co dwa pozostałe przeciskały się między drzewami w kierunku drużyny.

- Uważajcie! Ten krzyk wprowadza zamieszanie! - Powiedział Bozaf wyładowując swoją różdżkę w nieprzygotowanego sowoniedźwiedzia.
- Do jaskini! - Krzyknął Kobuz, rzucając na siebie zaklęcie rozmywające jego ciało.
- No chciałbyś! - Fuknęła mu Furia, przywołując wrodzoną magię swoich przodków. Nastała magiczna ciemność, która swe źródło miała w pancerzu rogatej i przemieszczała się wraz z nią.
- Dijan, ile trwa to cholerstwo? - Warknął zdenerwowany Dragomir, którego właśnie ugryzł jego własny (ponoć zdezorientowany) pies. Otrzymał po chwili odpowiedź, że “mniej niż minutę”.

Sasha zaskamlała jak oparzona po kolejnym ciosie od sowoniedźwiedzia i uciekła na północny-zachód, jednak nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Mieli większe zmartwienie: inny z przeciwników dosłownie rzucił się na Furię rozdzierając jej ramię jednym szponem i wbijając drugi głęboko w bok rogatej. Dodatkowo uwiesił się na niej zamierzając się na nią wszystkim co miał. Drużyna rzuciła się na pomoc towarzyszce: Kendrick zaatakował stwora umysłowo, sama Furia cudem zdołała użyć różdżki unieszkodliwiającej, zaś Erdor celnym strzałem z kuszy dokończył dzieła i powalił monstrum.

Dragomir postanowił zmienić taktykę: rzucił obu psom spore kawały międza myśląc, że jeśli już psy mają się na coś rzucać, to niech to będzie jedzenie, a nie oni. O dziwo zadziałało: Pieseł zdołał się już wyswobodzić z płaszcza Aldony i rozszarpał krwisty kawał na strzępy. Jego właścicielka nie mogła jednak tego “podziwiać”, gdyż właśnie szarżowała na ogromnego sowoniedźwiedzia Alfę. Zraniła go, jednak zapłaciła za to wysoką cenę: rozszarpany bark, ranione ramię i niemalże oderwany żywcem kawałek nogi sprawiły, że strażniczka zachwiała się na nogach.
Na krótką chwilę jednak wszyscy o tym zdołali zapomnieć, bo oto Kendrick skoncentrował się z taką mocą, że wszystkim aż w uszach zadzwoniło: jednemu z sowoniedźwiedzi w szczególności, bowiem padł martwy tak jak stał zaraz po tym, jak spróbował zaatakować Furię.
- Erdor zsuń się, potrzebuję mieć tu dostęp! - Krzyknęła rogata, kiedy tylko odzyskała rezon.
- Oszalałaś, chcesz tam iść?! - Powiedział z niedowierzaniem bard, jednak posłusznie się odsunął. Było mu to na rękę, bo i tak musiał się przybliżyć do Aldony, którą następnie obdarował zaklęciem niewidzialności.
- Schowaj się gdzieś, bo rozszarpie cię na strzępy! - Przykazał strażniczce.

Alfa nie wiedział wtedy jeszcze, że to był dla niego koniec. Mroźny ładunek z różdżki Bozafa i strzała Dragomira powinny być dla niego sygnałem, że wszyscy skupili na nim swoją uwagę. To była jednak tylko niezbyt rozumna bestia, która postanowiła walczyć do końca: a był on dość spektakularny, gdyż potężnym szponem wielkości taczki rozerwał Kobuzowi szyję i aż dziw było, że kowal nie stracił głowy na miejscu. Mężczyzna zachwiał się niebezpiecznie i chwycił jedną ręką za szyję, jednak ustał w miejscu.
To była jednak ta chwila, którą Kendrick potrzebował by popełnić jeszcze jeden - na szczęście już ostatni - wysiłek psychiczny i wykończyć przerośnięte monstrum.
Zwaliste cielsko runęło na ziemię wzniecając dookoła siebie tumany kurzu, dzięki czemu wszyscy mogli odetchnąć z ulgą.

Nie oznaczało to jednak, że mogli się zrelaksować: Furia natychmiast rzuciła się na Kobuza z różdżką leczącą, a następnie pomogła Aldonie i sobie. Szybko okazało się, że wraz ze śmiercią Alfy zwierzęta odzyskały zmysły i wróciły do swoich właścicieli ze skulonymi ogonami. Po jakimś czasie wróciła też widocznie zmęczona Sasha - jej też Furia pomogła z obrażeniami odniesionymi w walce.
- To było okropne. - Dziewczyna usiadła przy ognisku, nie mogła przestać się trząść. - To był ten dźwięk, tylko spotęgowany! I obrazy! I czułam krew w pysku! I jakby ktoś mnie wziął i wykręcił jak mokrą szmatę! T… to… - Sasha nie wytrzymała i rozpłakała się rzucając się Furii na szyję, która akurat była najbliżej, bo zajmowała się ranami wilkołaczycy.

Bozaf w tym czasie postanowił nie marnować czasu i zająć się tym co właśnie się do nich przypałętało. Wilk żył: był nieprzytomny i konający, ale żył i wyglądało na to, że nie wybiera się na tamten świat w najbliższym czasie. Za to narośl na Alfie była znacznie ciekawsza.
Czarne, pulsujące żyły wychodziły z ogromnego cielska martwego stwora i nie umały wraz z nim. Formowały obrzydliwego, nieregularnego guza, który śmierdział niemożebnie przy bliższym kontakcie.
W środku zaś był kamień. Czarny, jak wszystko inne dookoła niego, jednak wyraźnie wyróżniał się na tle mięsistego i wodnistego guza.
Mężczyzna rozważał użycie swojej różdżki Dłoni Maga, jednak tutaj potrzeba było większej siły niż to zaklęcie zdołałoby wytworzyć. Nie widząc innej opcji, mężczyzna wziął nóż, zasłonił twarz i postanowił sam wykroić drogę do tajemniczego kamienia.

Narośl zareagowała bardzo gwałtownie na ostre narzędzie, zaciskając się bardzo szybko na ręce Dijana. Mężczyzna mimowolnie krzyknął, próbując wydostać dłoń wraz z nożem: ciął przy tym ostrym narzędziem na prawo i lewo w akcie desperacji. Po kilku chwilach udało mu się wyrwać rękę, która zaczęła dość szybko piec i swędzieć.
Jego wysiłek nie poszedł jednak na marnę: guz skurczył się drastycznie, zaś wyglądający na cenny klejnot wypadł z niego i padł prosto pod nogi mężczyzny. Zakręciło mu się w głowie, zaś piekące uczucie rozprzestrzeniało się na resztę ciała: no tak, narośl była toksyczna.
 
Gettor jest offline