Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 07:27   #39
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Otworzyła oczy. Czuła się... dobrze. Właściwie nadzwyczaj dobrze. Rany z jej ciała zniknęły zupełnie. Nadal byli w jaskini, jednak różnica polegała na tym, że nie było z nimi Wilhelma. Był jednak Martin. Sophie uniosła głowę, by spojrzeć na niego. Drgnął i... wycelował do niej z pistoletu. Na jego twarzy widziała prawdziwy strach. Mężczyzna stał też w pewnym oddaleniu, na półce skalnej.

- Nie ruszaj się! - ostrzegł ją.

Sophie wpatrywała się w niego. Głód zniknął… ból zniknął. Tylko co właściwie się stało? Sądząc po minie Martina musiała zrobić coś przerażającego. Odcięło jej świadomość… jaka była szansa, że przejęła nad nią kontrolę bestia?
Nagle przypomniała sobie tamtą myśl, że rusza na łowy. Tak to na pewno była bestia.

- Też się cieszę, że cię widzę kanarku. - Nawet nie drgnęła.
Chociaż nie oddychał, to wyraźnie odetchnął z ulgą. Opuścił broń.
- Musimy uciekać, teraz jeszcze bardziej będą chcieli nas złapać. Nurkujemy? - zapytał, schodząc niżej. Po chwili spojrzał na Sophie z jakimś takim wahaniem - Ty... wiesz co się stało? Pamiętasz?
Sophie pokręciła przecząco głową.
- Podejrzewam, że przejęła nade mną kontrolę bestia. - Podniosła się i przyjrzała sobie starając się ocenić w jakim stanie jest ona i jej ubranie. O ile spodnie miała całe i tylko zakrwawione, o tyle góra przypominała raczej narzutę z wycięciem na szyję. Była cała porwana - nawet kamizelka kuloodporna wisiała tylko na jednym ramieniu.
- Tak... - powiedział z jakimś dziwnym zmieszaniem Martin - Zeżarłaś go. Wilhelma. Wiesz, wypiłaś go do cna... aż się rozsypał. Potem chciałaś rzucić się na mnie, ale chyba zaczęłaś odzyskiwać wtedy kontrolę, bo tylko skakałaś i warczałaś na mnie. Potem... się obudziłaś.

Sophie zdjęła resztki kurtki i zaczęła pakować do rękawów pistolety. W kaburach. Była zła na siebie… na to że uległa bestii.
- Doskonale… - w jej głosie pojawiła się złość. - Teraz już chyba wszystko co się rusza będzie na nas polować.
Wysunęła pasek ze spodni i spięła pakunek. Przez chwilę obserwowała Martina. Po czym zaczęła zdejmować resztki ubrań.
- Przepraszam, kanarku.
- W obliczu uratowania mi życia, skazania siebie i odmówienia tatusiowi... lodzik i jesteśmy kwita.
- powiedział z uśmiechem, zdejmując z siebie czarną, sportową bluzę, pod którą miał biały t-shirt i podając ją Sophie.
- Załóż to, jeśli mam się skupić, sikorko. - rzekł. Nagle usłyszeli jak winda podrywa się.
- Oho, zaraz będą tu goście, musimy spadać.
Sophie szybko narzuciła bluzę.
- Spadajmy stąd. - Dziewczyna chwyciła pakunek i ruszyła w stronę wody. - “lodzik” będzie musiał poczekać.

Martin podążył za nią bez protestu. Woda była potwornie zimna, ale na wampiry to nie miało wpływu. Jezioro okazało się całkiem głębokie i... mroczne. Tutaj pod wodą nie byli w stanie niczego zobaczyć. Czy powinni więc decydować się na pełne zanurzenie? Sophie chwyciła dłoń Martina. Zerknęła jaki kształt ma jeziorko. Po chwili zanurkowała. Musieli odpłynąć nie zdradzając swojej pozycji.

To nie była łatwa przeprawa. Brnęli do przodu wodnym tunelem, w którym praktycznie nic nie widzieli i raz za razem któreś z nich potykało się o przeszkody lub nawet raniło. Byli jednak nieumarłymi, ich ciała goiły się za każdym razem. I tylko ciche dudnienie w środku głowy przypominało, że im więcej ran, tym szybciej pojawi się głód.

Narzucone przez Sophie tempo okazało się też całkiem uzasadnione. Gdy przebyli dobrych sto metrów, żołnierze wrzucili coś do wody przy brzegu, co wybuchło, tworząc ogromną falę. Ktoś, kto zaplanował ten manewr, nie przewidział jednak ewentualnych konsekwencji. Fala porwała Martina i Sophie i uniosła gwałtownie ze sobą, oddalając ich od siedziby Ankh. Choć nie był to bynajmniej spokojny środek transportu, lecz rwisty i bolesny, dość szybko udało im się trafić do rzeki, z którą połączony był podziemny strumień. Tutaj, w cieniu lasu wypłynęli na powierzchnię.

[MEDIA]https://cdn.shutterstock.com/shutterstock/videos/20720416/thumb/1.jpg[/MEDIA]

Stracili niemal całe wyposażenie - jej pozostał tylko jeden pistolet, jemu karabela, w dodatku teraz oboje mieli na sobie porwane od licznych otarć o skały ubrania i wyglądali w najlepszym razie jak para włóczęgów. Byli jednak... wolni. Choć sami nie wiedzieli jak daleko zaprowadził ich tunel, okolica, w której się znaleźli, tchnęła nocnym spokojem.
Sophie obejrzała się na Martina, zobaczyć w jakim jest stanie. Sama przed chwilą wypiła i to sporo.

- Musimy znaleźć jakieś schronienie.
- Rozejrzała się po brzegu. Była ciekawa jaka jest szansa, że trafią tu na wilkołaki. Jaka była szansa, że ktoś już za nimi leci lub płynie. Odruchowo zerknęła na kierunek, z którego przypłynęli.
- Pewnie to ten las, gdzie nas wywozili na ćwiczenia. Nie zdziwię się jak mają tu monitoring - powiedział Martin - Co powiesz na ostatni szybki bieg? Do pierwszej drogi lub zabudowań? Najlepiej to drugie... robię się głodny. - przytulił ją i pocałował nagle w usta, pieszcząc jej wargi językiem. Sophie objęła go mocno i oddała pocałunek. Cieszyła się, że może znów go mieć. Powoli docierało do niej jak bardzo samolubny to był akt. Jak bardzo chciała mieć go dla siebie.
- Mogę dać ci trochę swojej krwi. - Uśmiechnęła się, ale nie odsunęła się od wampira.
- Chcesz mnie uzależnić, mała szelmo? - pogładził jej policzek, po czym palcem zjechał na jej wargi i delikatnie je rozchylając, dotknął jej kiełka - Jesteś szalona... naprawdę szalona. Wciąż czuję, jakbym śnił. W końcu należałaś do... niego.
- Boisz się ode mnie uzależnić, kanarku?
- Sophie ucałowała palec, którym wampir rozchylał jej usta. - Nadal boję się, że trochę do niego należę. Ale raczej nie będzie chciał mnie z powrotem… Cieszę się, że tu jestem.
- Nie mów tak. Nie rozumiesz... Nie znałaś Andre w pełni. Ten gad pnie się po trupach i... tylko zagarnia, nigdy nie traci. A ty byłaś jego własnością. Porażka jest dla niego nie do zaakceptowania. No i wiesz... męskie ego... Szlag by cię, sikorko, nie rób tak... - jęknął, gdy ucałowała jego palec, po czym wsunął go głębiej. Właściwie zaczął nim wodzić w przód i w tyłu, ocierając się o wargi Sophie.
Ta chwilę possała jego palec, po czym odchyliła się wypuszczając go z ust.

- “Nie rób tak”, a potem sam kontynuujesz. - Pocałowała go znowu w usta czując jak coraz bardziej ma na niego ochotę. Zaczynała odnosić wrażenie, że jej wampirza egzystencja będzie się składała głównie z pragnień. Pragnienia krwi, pragnienia bliskości… - Z tego co pamiętam, tak Andre kochał dominować. Być panem na czubku świata. Wiem jak działał na mnie i co robił z moją głową… Nic się na to nie poradzi.

Martin przyparł ją nagle do drzewa, jedną dłoń trzymając na jego pniu, a drugą na jej biodrze.

- Mogę ci go wybić... z głowy. Mogę ci go wybijać kiedy tylko poczujesz, że możesz być pod jego wpływem.
Pochylił się nad jej uchem.
- To byłoby bardzo nierozsądnie zacząć się tu pieprzyć, prawdaaa? - jego język smagnął niczym pejcz płatek ucha.
- Zdradź mi, w którym miejscu, to co zrobiłam tej nocy, było rozsądne. - Sophie ucałowała jego ramię, przytulając się do niego swym ciałem i poczuła coś dziwnego - głód. Zaciągnęła się jego zapachem, zapachem rzeki. Jej głowa zaczynała się odłączać, świat zawężał się do tego jednego mężczyzny przed nią. To tak bardzo nie było bezpieczne. - Martin… zabierajmy się stąd. Chcę się móc wydrzeć, gdy w końcu będziesz we mnie.
Na to nic nie powiedział, spojrzał jednak na nią tak, że poczuła iż tę deklarację traktuje bardzo serio.
- Chodźmy..
. - powiedział, lecz nie ruszył się ani o krok, wisząc nad nią jak sęp.

Sophie chwyciła jego rękę, spoczywającą na jej biodrze i ruszyła w kierunku przeciwnym do tego, z którego przypłynęli. Czuła jak chłodne powietrze atakuje odsłoniętą skórę, jednak nie było jej zimno. Cały czas uważnie przyglądała się otoczeniu, nasłuchując pościgu i wyglądając kamer. Po chwili użyła akceleracji.

Martin postąpił za jej przykładem. Ich wyczulone zmysły wyłapywały odgłosy samochodów terenowych, nadjeżdżających z dwóch kierunków - jednak nie z tego, gdzie oni sami się kierowali. Dzięki niezwykłej szybkości niedługo zostawili pościg w tyle i po godzinie intensywnego biegu dotarli do dwupasmówki pośrodku lasu. Ruch o tej porze był raczej skromny, niemniej co jakiś czas mijały ich światła reflektorów.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/71742816/superthumb.jpg[/MEDIA]

- Co teraz? - zapytał Martin - Prawo, lewo?

Droga na prawo zakręcała, ale był też na niej znak z informacją, że za 2km znajdą stację z prysznicami i jadłodajnią. Droga w lewo była prosta i ginęła gdzieś za pagórkiem, nie dając żadnych wskazówek dokąd prowadzi.

- Wolałabym unikać ludzi, szczególnie jeśli w wiadomościach, zaraz pewnie wyświetlą nasze twarze… ale musisz się posilić, prawda? - Sophie zerknęła na Martina, dopiero teraz dokładnie była w stanie zobaczyć w jakim stanie są ich ciuchy. - Może znajdziemy też coś do przebrania się.
- Tylko że na stacji benzynowej ich raczej nie znajdziemy.
- mruknął marudnie muskularny blondyn - No nic, sikorko, ty wybierasz. Ja jestem bardzo prosty w obsłudze. Chcę jeść i cię przelecieć.
Sophie ruszyła trzymając się linii drzew.
- A już myślałam, że trafiłam na romantyka, który po prostu chcę się ze mną ożenić i spędzić spokojnie życie. - W jej głosie dało się wyczuć ironię. - Może trafi nam się jakieś auto. Zobaczymy.
- Taa seks na tylnym siedzeniu to też dobry pomysł
- powiedział Martin w ogóle nie zbity z tropu. Nim ruszyła uszczypnął ją też w pośladek.

Przebiegli może pół kilometra w kierunku stacji, gdy za ich plecami pojawiły się dwa światła reflektorów. Nadjeżdżał samochód, prawdopodobnie zwykła osobówka, lecz nie byli w stanie tego ustalić z takiej odległości. Sophie wyszła na jezdnię i pomachała. Cóż… jak dobrze pójdzie to się im poszczęści i to jakiś samotny facet, który weźmie ją za kurwę. Wychodząc ogarnęła lekko włosy i rozpięła mocno suwak bluzy Martina. Na jej twarz wypłynął szczery, acz nieśmiały uśmiech.

- Zaczekaj.

Samochód faktycznie się zatrzymał, a drzwi kierowcy otworzyły się. Wtedy też w środku zapaliło się światło, oświetlając twarze około 40-letniego małżeństwa i śpiących na tylnym siedzeniu dwóch ich pociech. Mężczyzna wychylił się z auta.

- Wszystko w porządku? Miała pani wypadek? - zapytał, patrząc na jej ubranie i ślady krwi na nim.

Sophie powstrzymała się by nie zawiesić wzroku na dzieciakach. Nie… nie mogła. Nawet jeśli sporo w tej chwili ryzykowała.

- Nie, jestem na biegu przełajowym i chyba się pogubiłam. Już nie mówiąc o zaliczeniu kilku gleb. - uśmiechnęła się ciepło - Czy wiedzą państwo gdzie jestem i gdzie jest najbliższy przystanek autobusowy?
- Oh, to chyba daleko. Na pewno był w tej małej wiosce, co ją mijaliśmy jakieś pięć minut temu. Nie pamiętam nazwy... Ale pewnie też niedługo przy stacji coś będzie. Da pani radę? Bo jak trzeba, to my podwieziemy, ale wie pani, dzieci by trzeba budzić...
- westchnął mężczyzna.
- Chociaż tyle spróbuję dać radę, skoro i tak już się pogubiłam. - Uśmiechnęła się i cofnęła. - Dziękuję za pomoc. Stacja brzmi dobrze.

Cofnęła się do brzegu lasu i pomachała nadjeżdżającemu autu. Wsunęła dłonie do kieszeni i wróciła między drzewa. Nie spodziewała się tego po sobie, ale… tak nadal miała słabość do gówniarzy, tak jak przed wojną. Zaczęła się cofać idąc w kierunku wioski. Nawet nie wołała Martina.
Wtem za plecami usłyszała pisk opon i zobaczyła jak samochód skręca gwałtownie, wpadając do rowu. Zerwała się i ruszyła w tamtym kierunku.

- Nie, nie, nie… - Szeptała cicho, cały czas przyspieszając.
Kiedy dobiegła, zobaczyła jak Martin wbił się właśnie w szyję jednego z dzieciaków - chłopca, może 10 letniego. Jego siostra i rodzice byli nieprzytomni. Kobieta obficie krwawiła z łuku brwiowego. Tymczasem wampir na jej widok oderwał się i uśmiechnął.
- Chciałem zostawić dzieciaki, ale ten małolat był przytomny. Częstuj się, sikorko.
- Martin ty debilu…
- Sophie nie ruszyła się z miejsca. Przygryzła wargę i odwróciła się.- najedz się i zabierajmy się stąd.

Czemu to wszystko musiało wychodzić właśnie teraz? Wszystkie te cholerne słabości sprzed czasów wojny. Z czasów gdy była jeszcze normalna.

- Pięć minut temu minęli wioskę, może uda nam się gdzieś tam przespać dzień. - Powiedziała to spokojnym głosem, ale jej mózg szalał od emocji. Zapach krwi pobudzał apetyt, podobnie widok pijącego wampira. A jednak nie mogła. Dzieci, rodzice… jej rodzice, dzieciaki, których nigdy nie będzie miała. W ciszy czekała aż Martin skończy.

Musiała jednak przyznać, że dobrze się wywiązał ze swojej roli. Nie tylko zalizał ranki po ugryzieniach, ale też podał kobiecie nieco swojej krwi, by nie wykrwawiła się. Zadzwonił też z telefonu mężczyzny na telefon alarmowy i położył przed matką, która zaczynała się budzić. Potem używając mocy akceleracji, chwycił Sophie za rękę i pociągnął, zwracając się w kierunku, gdzie miała być wioska. Podążyła za nim nie odzywając się, szybko sama użyła akceleracji. Starała się znów skupić na obserwacji i nasłuchiwaniu, odganiając myśli.

Nawet cieszyła się, że wampir chwycił ją za rękę… chyba tego potrzebowała. Tak jak potrzebowała poukładać sobie to wszystko w głowie, a raczej nie będzie na to czasu.
Nie miała za złe Martinowi tego co zrobił, tylko pretensje do siebie, że nie była w stanie zrobić tego samego... że nie pomyślała.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline