Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 09:54   #204
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Jednym susem dopadł do dzieci, gorączkowymi działaniami odsuwając myślenie na dalszy plan. Sadi nie żyła. Wiedział to od razu, wystarczył jeden rzut oka na trzy krwawe wykwity na jej piersi i nie zmieniały tego płytkie, charczące oddechy. Tak bardzo chciał jej pomóc. Myśli kołatały się po głowie próbując znaleźć wyjście z sytuacji, w której nie było dobrego rozwiązania. Nie miał aparatury, nie miał krwi, do cholery, nie miał nawet czasu. Chwilowa przerwa w ostrzale pozwoliła usłyszeć mu jęk. Pośpiesznie, choć wciąż delikatnie, odsunął ciało dziewczynki, żeby dostać się do jej brata. Chłopiec wyraźnie oszołomiony, drżał jak osika. Mark szybko ocenił, że krew na ubraniu nie skrywa żadnych rozdarć materiału. Należała wyłącznie do Sadi.
- Musimy już iść, musimy. - Szeptał bardziej do siebie niż do Johnny’ego. Chwycił chłopaka za rękę i pociągnął. Maluch wrzasnął i szarpnął się w próbie ucieczki, a Mark poczuł chrupnięcie w nadgarstku drobnej rączki. Coś z nią było nie tak. Nie było już jednak czasu na nic więcej. Nie mógł zająć się ręką chłopca, nie miał jak ratować Sadi. Z decyzji jakie mógł podjąć pozostała mu jedna. Chwycił dzieciaka pod pachami i niemal na czworaka wypadł z ostrzeliwanej szopy.
- Wszystko będzie dobrze. - Dyszał pędząc do ghurki i oczekując uderzenia kuli przy każdym kroku. Jakimś cudem, żadna go nie trafiła. Gdy zamknęły się za nim pancerne drzwi samochodu nie mógł uwierzyć, że mu się udało. Pociski bębniące o grube blachy pojazdu teraz były równie bezradne, co on. Posadził młodego na jednym ze zbyt wielu wolnych miejsc i próbując przyciągnąć uwagę pustych oczu zaczął powtarzać:
- Udało się nam. Żyjemy. Najważniejsze, że wciąż żyjemy - łzy, jakie zaczęły płynąć po jego policzkach, zadawały jednak kłam jego słowom.
Uniósł głowę i rozejrzał się po pojeździe zdając sobie sprawę, że coś się nie zgadza.
- Gdzie jest Sylwia? Musimy zawrócić! Oni jeszcze tam żyją! - jego żałosny głos, błagalne wołanie, pozostało bez odpowiedzi. Ghurka dalej przebijała się przez noc szukając spokojnego miejsca.
 
cyjanek jest offline