Malutkie "owoce morza" kręciły się dokoła, wprost napraszając się, by je wszystkie złapać i na patelnię... której, niestety, rozbitkowie nie posiadali. Podobnie jak i nie mieli kociołka, w którym można by całe to małe tałatajstwo ugotować. W morskiej wodzie, więc od razu byłoby doprawione solą.
Oczywiście z braku odpowiedniego sprzętu można by było upiec malutkie skorpionokraby w popiele, ale sprawa nie warta była zachodu. Zdecydowanie prościej było piec duże kraboskorpiony, niż pluć skorupkami.
Przez moment Garidan przyglądał się Sanderowi, który niczym linoskoczek ruszył w stronę wraku, a potem ponownie chwycił kij, by sprawdzić, czy jednak w legowisku kraboskorpionów nie znajduje się jakiś skarb, czyli coś, co w mniejszym lub większym stopniu przydałoby się rozbitkom. |