Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 11:22   #36
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spanie w lesie stanowiłoby pewną oszczędność, tudzież okazję do przetestowania tak ekwipunku, jak i pewnych umiejętności poszczególnych członków (i członkiń) wspaniałej drużyny. Nie da się jednak ukryć - nocleg w mieście również miał swoje plusy.
Zostawiwszy w stajni wierzchowca i załatwiwszy sobie w miarę porządny nocleg elf postanowił dowiedzieć się paru rzeczy o statkach i ich kapitanach. Co prawda karczmarz miał pełne ręce roboty, ale znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania płacącego srebrem gościa.


Skończywszy pospieszny wywiad i przekąsiwszy co nieco wybrał się do portu. Świadomość tego, że tak jakość pasażerów, jak i cel podróży, może w znacznym stopniu utrudnić znalezienie odpowiedniego środka transportu, skłaniała go do podjęcia jak najszybszych działań. Równie dobrze mogło się okazać, że trzeba będzie wybrać się do stolicy, co utrudni realizację szczytnego planu - uratowania mieszkańców wioski.
Statków co prawda było parę, ale trudno było powiedzieć, na który pokład zawitać, by odnieść sukces.
Pierwszy (i oczywisty - dla Maelara przynajmniej) wybór padł na elficki statek, z barw i nazwy sądząc należący do śnieżnych elfów. Czarne owce zdarzały się wszędzie, lecz - procentowo - wśród elfów trafiało się ich najmniej. A jeśli kapitan 'Białej Gołębicy' odmówi, to może chociaż powie kilka słów o innych kandydatach.
Ale najpierw trzeba było się dostać na pokład i porozmawiać.
Przy elfickim statku ruch był znaczny, chociaż zdecydowanie lepiej zorganizowany niż przy pozostałych. No ale to akurat dziwić nie powinno, wszak owe długowieczne istoty zawsze słynęły z porządku i zorganizowania. Oraz z aktywnego przeciwstawiania się złu.
Pierwszy zapytany elf wskazał mu mężczyznę stojącego przy trapie.


Był to postawny elf, na pierwszy rzut oka należący do leśnych przez co jego obecność na statku należącym do śnieżnego królestwa, mogła nieco dziwić. Tym bardziej że wedle słów zapytanego marynarza, był on kapitanem “Białej gołębicy”, który zwał się Illisir.
- Kapitan Illisir? - upewnił się Maelar. - Maelar Ziivynn - przedstawił się. - Czy znajdzie pan chwilę, byśmy mogli zamienić kilka słów?
Elf skinął mu głową, wyrażając owym ruchem szacunek, chociaż nie większy niż brat powinien okazywać bratu, lub też, w tym przypadku, kuzynowi.
- Illisir Niyales - przedstawił się. - I zgodne z prawdą są twe słowa, statek ten znajduje się bowiem pod moją komendą. W jakiej to jednak sprawie pragniesz ze mną rozmawiać Maelarze, że uczynić tego nie możesz w tym miejscu?
- Sprawa dotyczy ewentualnej podróży, o której celu nie musi wiedzieć całe miasto - odparł Maelar. - Dlatego wolałbym rozmawiać w miejscu, gdzie może mnie usłyszeć jak najmniej osób.
- Cel ów musi zatem być wyjątkowy - odparł kapitan, przyglądając się stojącemu przed nim elfowi z uwagą. - Dobrze, zatem pozwól do mej kajuty - dodał po chwili namysłu, wpierw wskazując drogę, a następnie ruszając w stronę nadbudówki.
Bez chwili wahania Maelar ruszył we wskazanym kierunku, po drodze rozglądajac się dokoła i podziwiajac panujący na Gołębicy porządek. I przypominając sobie słyszaną niegdyś opowieść o wyprawie 'Morskiej Wiedźmy'. Czy kiedyś i oni trafią do jakiejś ballady?
Kapitan poprowadził go w głąb nadbudówki, aż na jej koniec, gdzie powitały ich zdobne drzwi, które Illisir otworzył przepuszczając gościa przodem. Sam zaraz też go wyminął by skierować swe kroki w stronę masywnego biurka, stojącego pod ozdobionym kolorowym witrażem, oknie. Witraż przedstawiał młodą syrenę siedzącą na wystającej z morza skale, otoczoną przez białe gołębie. W tle czyjaś zręczna dłoń, odzwierciedliła plażę i las, który zaczynał się zaraz za nią. Za dnia obraz ów, stworzony z małych, kolorowych szkiełek, musiał robić imponujące wrażenie. Może dane będzie go ujrzeć?
- Tu nikt prócz mnie nie usłyszy twych słów, kuzynie. Mów więc dokąd to droga twa prowadzi i jak mogę być ci w niej pomocnym - rzekł kapitan, siadając w fotelu, który wyglądał tak samo wygodnie jak, na wpół zasłonięte zwiewną zasłoną łoże, które także w kajucie się znajdowało.
- Nie będę się rozwodzić... - powiedział Maelar, który nie miał duszy barda i zwykle uważał, że lepiej użyć mniejszej ilości słów, niż zalewać rozmówcę całym ich potokiem, czy owijać w jedwabie fakty, by stały się przyjemniejsze dla oczu lub bardziej strawne. - Na mieszkańców Ravilli spadła klątwa - przeszedł do konkretów. - Dusze mieszkańców zostały uwięzione w połowie drogi między ziemią a Ogrodami Tahary. Aby odczynić tę klątwę musimy, bo jest nas kilka osób, które uniknęły tego nieszczęścia, a mają w wiosce krewnych lub przyjaciół, dotrzeć do Vole Kes. A najlepiej do Vole Don, bo stamtąd wiedzie najkrótsza droga do twierdzy Nester, kapłanki Darkara, odpowiedzialnej za wszystko.
Gdyby rozmawiał z kimś z innej rasy, nie byłby taki szczery, ale uznał, że w tym przypadku nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania.
Twarz kapitana nie wyrażała zaskoczenia słowami Maelara. Zaskoczenie to zdradzały jednak oczy. Zaskoczenie i gniew.
- Czy jest to jedyny sposób na zdjęcie tej klątwy? - zapytał, a w jego głosie czuć było sople lodu, które zdolne były ranić. Zdecydowanie nie sprawiał wrażenia osoby chętnej by prośbę kuzyna spełnić, a wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że chce o tym zapomnieć i w miarę szybko pozbyć się kłopotliwego gościa z kajuty. Była w nim jednak i ciekawość, która tliła się gdzieś w głębi jego oczu, a którą zdradzał pełen zamyślenia ruch palców, które gładziły jeden z długich warkoczy.
- Z tego, co wiemy - tak - odpowiedział Mealar. - Takie informacje przekazała nam demonica, którą przysłano do wioski w charakterze posłańca. Poza tym była nad wyraz małomówna. "Twierdza Nester", powiedziała. I jeszcze "Macie dwa tygodnie". Jeden dzień już prawie minął - dodał, tytułem wyjaśnienia. - Gdyby nie taki krótki termin, poszukalibyśmy innego rozwiązania.
- Vole Don to jeden z najgorszych portów w całym Vole. Przyczółek i siedlisko wszelkich kłopotów na morzu Olerskim. Niemal każdy marynarz, który obecnie służy na tym statku, miał z nimi do czynienia lub zna kogoś kto miał i kto stracił życie, rodzinę, dobytek, lub wszystko naraz. Ty zaś pragniesz się tam udać, kuzynie i to dobrowolnie. Do tego pragniesz udać się tam mym statkiem. - Illisir przerwał by waga prośby spłynęła na Maelara, lub po prostu by pomyśleć chwilę. Nie sprawiał wrażenia szczęśliwego, ale i gniew z jego spojrzenia uleciał.
- Czy klątwa ta ma coś wspólnego z mgłą i.. duchami? - zapytał.
- Niekoniecznie musi to być Vole Don - odparł Maelar. - Prawdę mówiąc wolałbym wysiąść na dzikiej plaży i stamtąd ruszyć do twierdzy. A co do mgły i duchów.. Ponoć z morza przyszła czarna mgła. Tak przynajmniej nazwała to Silli, kapłanka Mendary. W wiosce wygląda tak, jakby wszyscy umarli... i jakby wszystkie obowiązki mieszkańców przejęły niewidzialne istoty. Może duchy...
Elf pokiwał głową w zadumie.
- Słyszałem o czymś takim - powiedział. - Miało to miejsce niedawno i z tego co wieści głosiły, o winę posądzono młodego wilkołaka, którego później napiętnowano. Działo się to na małej wysepce, między Dużą Riv, a Vole. Nie słyszałem jednak, by tamtejsza ludność kiedykolwiek do życia powróciła - dodał, spoglądając na Maelara z wyraźnym sceptyzmem. - Nie wiem czy demonica, która dała ci tą misję, kuzynie, mówiła prawdę czy tylko chciała zwieść ciebie i twoich towarzyszy. Gdyby jednak ktoś postawił mnie przed szansą uratowania mych bliskich, zapewne nie wahałbym się i ruszył. Obawiam się tylko, że wyprawa ta będzie nadaremna, a ty i twoi przyjaciele skończycie martwi, o ile będziecie mieć szczęście.
Ponownie umilkł i spojrzał na wiszącą na ścianie mapę zachodniego Zaris, obok której wisiała druga, przedstawiająca wschodni. Obi były kunsztownie zdobione i zapewne prezentowały sobą majątek, gdyby ktoś zapragnął je sprzedać.
- Pomogę wam - usłyszał w końcu Maelar, akurat w chwili, w której był już pewny odmowy. - Odpływamy przed południem i dobrze by było gdybyście do tego czasu znaleźli się na pokładzie - zaznaczył, wstając.
- Prócz mnie będzie troje ludzi, zmiennokształtna kapłanka Pani Ziemi, zmiennokształtna kapłanka Władczyni Świata Dusz, demon, wróżka i jej wilk oraz trzy wierzchowce - Maelar wymienił potencjalnych członków wyprawy. - Również nie jestem pewien, czy to nie idziemy prosto w objęcia śmierci - dodał. - Ale nie widzę innego wyjścia.
- Gołębica przyjmie wszystkich - zapewnił kapitan, kierując się w stronę drzwi. - Dopilnuję by przygotowano dla was i dla waszych wierzchowców, miejsce - dodał. Audiencja najwyraźniej była skończona.
- Dziękuję. Rankiem zjawimy się na brzegu - zapewnił Maelar.
Teraz pozostawało tylko powiadomić pozostałych i rankiem stawić się na pokładzie.
- Kiedyś postaram się odwdzięczyć. - Na pożegnanie złożył optymistyczną obietnicę.
 
Kerm jest offline