Pokłony zdały się psu na budę i pozostała droga przez mękę.
Zabawa w pułapki nigdy nie należała do najulubieńszych zajęć, jakim Shade oddawał się w wolnym czasie. Zdecydowanie wolał, gdy kto inny zajmował się wyszukiwaniem pułapek i ich rozbrajaniem, co nie znaczyło jednak, że miał to robić własnym ciałem i dając się dziurawić przez różne przemyślne urządzenia do zadawania takich czy innych ran.
No ale czasami tak się zdarza - na szczęście tym razem nikt nie zginął, chociaż Shade sądził, że było bardzo blisko, a to by znaczyło, że znowu musiałby taszczyć Tazoka. Johanną z pewnością zająłby się Azmodan...
Mając oczyszczoną drogę (przynajmniej w znacznym stopniu) Shade podszedł do przodu, a potem spróbował strącić symbol monarszej władzy, która tkwiła na łysym czerepie. I może nawet odniósłby sukces, bo trafił, ale zapewne musiałby mieć w dłoniach coś solidniejszego, niż zwykły łuk, bowiem strzała tylko odbiła się od korony, a potem wylądowała na podłodze. Bez efektów dodatkowych, na szczęście.
Shade już miał zaproponować, by zostawić szkielet swemu losowi i iść dalej, gdy nagle Bazylia wpadła na szalony pomysł, by zabawić się w królową... Już zabranie korony było ryzykowne, a zakładanie jej zakrawało na głupotę. Nie mogła jej włożyć, na przykład, na głowę Rognira? |