Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2017, 13:59   #33
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zagajnik przy rzece tworzył właściwie las. W tym lesie kręciło się kilka par marynarzy. Nie byli wysocy, właściwie wszyscy półrozebrani w jasnych spodniach oraz z szerokimi pasami. W ręku trzymali pałki z ciemnego gatunku drzewa, zaś ich wygląd kojarzył się z krainami południa. Rysy mieli smagłe, źrenice i włosy ciemne, język gardłowy. Dalsza część jednak lasu już nie była patrolowana i właśnie tamtędy poszli Agnese i Alessio, zaś Gilla i Borso powoli zakradali się, żeby wyeliminować tych bliżej statku.

Agnese wraz z Alessio do mulistych brzegów Tybru dotarli bez problemu. Agnese pewnie nie przeszkadzało, że Alessio idzie zawsze drugi wgapiając się w jej tyłek. Szczególnie wtedy, kiedy musiała pochylić się pod jakąś gałęzią. Sama z przyjemnością poruszała mocniej biodrami by mu uatrakcyjnić ten widok. Później powoli weszli do wody i ruszyli. Śmierdziało, jak zwykle, kiedy wiatr nanosił rozmaite kawałki roślin. Zresztą można tutaj było znaleźć wszystkie odpadki cywilizacji, włącznie z ludźmi wszelakiego gatunku zamieszkującego italską ziemię.

Statek kołysał się miarowo na pobudzanych silną bryzą falach Tybru. Był przykładem karawelli, czyli około 100ustopowego nowego typu statku, który mógł żeglować również pod wiatr ostrym halsem, choć oczywiście kosztem niewielkiej szybkości. Wydawał się nieuzbrojony, co było naprawdę dziwaczne, choć z drugiej strony … wystarczy wyobrazić sobie piracką galerę, która atakuje wampira … piraci mieliby marne szanse. Jednak z drugiej strony, przecież wampir musi za dnia gdzieś przesypiać. Możliwe więc, że ten statek nie przypłynął sam, tylko miał eskortę, która pozostawiła go na morzu tuż za linia widnokręgu. Wpłynął więc już do bezpiecznego portu, ale jak Francuzi przepuścili go przez Ostię, trudno było powiedzieć. Albo miał dobrych znajomych, albo wiele pieniędzy, albo, najprawdopodobniej, obydwa wspomniane elementy.


Karawella była trójmasztowcem, gdzie dwa przednie maszty miały klasyczne ożaglowanie rejowe, zaś na tylnym był trójkątny żagiel łaciński, Posiadała również dwie nadbudówki. Standardowo w przedniej mieściły się pomieszczenia gospodarcze, typu kuchnia, w tylnej były kwatery oficerów, marynarze zaś spali pod pokładem w wąskich hamakach. Tutaj jednak trudno było powiedzieć. Wydawało się, że przednia nadbudówka nie ma w ogóle okien, zaś tylna owszem, ma, lecz starannie zamknięte. Zwyczajowa załoga karaweli liczyła od kilkunastu do ponad pięćdziesiątki marynarzy. Tutaj zaś nic nie było powiedziane.

Wampirzyca nie lubiła pływać. Może podczas igraszek w wielkiej łaźni by sprawiło jej to odrobinę radości, ale teraz...Dopłynęli do statku i Agnese chwyciła się siatki schodzącej prawie do linii wody i zaczęła powoli się po niej wspominać. I pomyśleć, że mogła teraz korzystać z ciepła markiza. Ostrożnie zajrzała na pokład wyostrzając zmysły. Szybko zauważyła, dwójkę kręcących się po pokładzie ghuli. Wyglądali dosyć dziwnie. Mieli na sobie jasne kaptury, krótkie spódniczki, zaś barami dorównywali gladiatorom. Bez względu jednak na to nie stanowili wymagającego przeciwnika dla potężnego wampira.


Odetchnęła ciężko. Cicho wyszeptała kilka słów i poczuła jak jej głos zwalnia. Wskoczyła na pokład wyciągając nóż. Pozwoliła krwi pójść w obieg wzmacniając swoją siłę Nim jeden z ghuli zdążył zareagować Wbiła mu nóż w okolice serca. Usłyszała jak w powolnym tempie wydobywa miecz, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, wgryzła się w jego szyję. Krew przyjemnie rozgrzała jej schłodzone wiatrem i wodą Tybru ciało. Piła, słysząc jak czas powoli wraca do swojego normalnego tempa. Lubiła krew ghuli, była inna, troszkę bardziej wytrawna. Puściła martwego mężczyznę. W tym czasie dołączył do niej Alessio. Jej towarzysz także załatwił się ze swoim przeciwnikiem, aż znacznie bardziej prozaicznie. Wrogi ghul po prostu pośliznął się na skórce od banana, której tak naprawdę nie było. Jednak właśnie tak prezentowała magia dziwnych istot istniejących na pograniczu rzeczywistości oraz Śnienia. To co było nierealne, mogło stać się na chwilę prawdziwe i tak też właśnie w tym przypadku pod nogą pędzącego ghula pojawiła się skórka, która rozwiała się w powietrzu zaraz później. Jej istnienie jednak było na tyle długie, żeby pędzący mężczyzna z mieczem wrzasnął jeszcze, albo raczej chciał wrzasnąć:
- Aghhramagfa … - co zapewne stanowiło jakieś przekleństwo, a potem pokład uśmiechnął się bliskim kontaktem do niego, kiedy pośliznąwszy się wywinął orła plaskając o twarde dechy. Co ciekawe i okrzyk i uderzenie o pokład były względnie ciche, cichsze niż powinno być to całkiem naturalne. Chwilę ghul wydawał się oszołomiony. Alessio nie miał kłopotu z zadaniem jednego, skutecznego ciosu. Dlatego właśnie, kiedy wampirzyca uporała się ze swoim, on mógł także zaprezentować się, jako zwycięzca.

Uśmiechnęła się tylko oblizując się i ruszyła w stronę przedniej nadbudówki. Jej drzwi wydawały się po prostu przymknięte, ale nie zamknięte na klucz. To pomieszczenie nie było wielkie i stanowiło kuchnię. Pod jedną ścianą było zrobione palenisko metalowe. Taki specjalny trójnóg, w którym palono ogień, nad nim zaś na sznurach bujał się duży garnek z zupą, gulaszem, czy zamiast garnka, kawał pieczeni. Ze ścian wysuwało się kilka haków, na których znajdowały się jakieś niewielkie worki z zawartością, zaś pod nimi stało kilka baryłek. Biorąc pod uwagę rozpływający się w powietrzu zapach, była to doskonała oliwa. Na środku pomieszczenia stał stół i właśnie częściowo przy tym stole, częściowo na nim, harcowało w najlepsze dwóch mężczyzn. Nadwrażliwość również pokazywała, że to ghule i wyglądali niemal tak samo jak ci na pokładzie zewnętrznym. Przytulali się liżąc wzajemnie swoje twarze, zaś jeden z nich popchnięty przez drugiego już się odwracał, by przytulić się do stołu oraz wypiąć odpowiednio. Ten kolejny, co stał, rozwiązywał poły spódniczki, spod której wyskoczyła ciemnobrązowa męskość, wielka niczym pała wilkołaka. Co najmniej 25 centymetów potężnej, grube, poznaczonej sinymi wypukłościami żył męskości, którą właśnie szykował do użycia. Co ciekawe był wygolony, ten drugi zresztą także. Obydwaj poza włosami, brwiami oraz rzęsami mieli starannie ogolone wszelkie włosy na ciele.
- Agh … - coś tam mruknął ten półleżący. Agnese nie rozumiała słów, lecz chyba była w jego głosie niecierpliwość.
- Gesy … - odmruknął coś drugi sięgając na bok, zanurzajac rękę w słoiku z oliwą, potem zaś zaczynając dokładnie natłuszczać swojego fiuta.
- Agh … - pogonił go jeszcze bardziej niecierpliwie ten leżący.

Agnese oraz Alessio doskonale widzieli to wszystko przez okienko w nadbudówce. Mogli wejść bez problemu drzwiami, ponieważ dwójka ghuli wydawała się bardzo zaangażowana. Wampirzycę, aż kusiło by sobie pooglądać tą scenkę, ale jak słusznie Leoncio zauważył, noc nie trwała wiecznie. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Podeszła od tyłu do stojącego mężczyzny. czuła bijące od niego ciepło i podniecenie. Niemal słyszała szalejącą w jego ciele krew. Nim zdążył się zorientować chwyciła go za szyję i zaczęła pić. Krew podnieconej istoty ma smak wyjątkowy. Stojący mężczyzna kończył właśnie oliwić swoją pałę, gdy kły Agnese wbiły się w jego ciało.
- Aghuf … - jęknął tylko. Chciał wcześniej włożyć swojego olbrzyma w tyłek kumpla, ale teraz chyba o tym zapomniał. Zęby wampirzycy niosły orgastyczne podniecenie. Czuła, jak wraz z płynącą krwią ghul się pręży, jak zaciska dłoń na swojej męskości i zamiast wyć z bólu, bowiem pewnie tak silnie to zrobił, jęczy, jęczy coraz głośniej, aż osunął się u stóp nagiej Agnes. Jej zęby były czerwone, oczy lśniące, zaś ciało cudownie alabastrowe, Tylko właśnie z ust wymknęło się kilka kropelek krwi, które pomknęły w dół po jej niesamowitej skórze tworząc delikatne, rubinowe pasy. Tym razem to Alessio był prozaikiem. Po prostu załatwił rzecz sztyletem. Już po chwili dwójka statkowych kucharzy leżała bez ruchu na podłodze, w tym jeden z błogością na twarzy oraz dłonią na własnej męskości, ciągle wyprostowanej niczym wałek do robienia ciasta.

W tej nadbudówce nic więcej nie było ciekawego. Ot, kwatery marynarzy, zapewne tych, którzy wcześniej wyszli na ląd i którymi, wedle polecenia, mieli zająć się Gilla i Borso. Pozostała więc do wyboru tylna nadbudówka oraz zejście do środka pod pokład.
Agnese oblizała się ze smakiem. Lubiła taką krew. Nie odzywając się opuściła pomieszczenie i ruszyła w stronę drugiej nadbudówki. Idąc dostrzegła, ze ciała ghuli zniknęły.
- To moja robota - wyjaśnił Alessio, któremu chyba podobało się takie polowanie na golasa w towarzystwie równie gołej wampirzycy. - Wyrzuciłem za burtę, żeby przypadkiem ktoś nie znalazł.

Druga nadbudówka nie wyglądała wcale tak przyjemnie, jak pierwsza. Cała jej płaszczyzna tworzyła jedno pomieszczenie. Przynajmniej najprawdopodobniej, były bowiem po prostu jedne drzwi. Także wydawały się po prostu zamknięte na zwykłą zasuwkę. Agnese swoim bystrym uchem wyłapała ze środka jakieś dźwięki. Szuranie, może jęczenie …
Wampirzyca uśmiechnęła się.
~A to zabawowa łódka.~
Agnese przesunęła zasuwkę i weszła do środka wyostrzając zmysły. Rzeczywiście, tam też była zabawa, aczkolwiek inny jej rodzaj. Objawiło się przed nimi pomieszczenie, które zajmowało całą nadbudówkę. Było niemal puste z paroma drobiazgami. Pierwszym z owych drobiazgów po lewej stronie był przywiązany do ściany mężczyzna. Właściwie słowo “przywiązany” stanowiło niedomówienie.


Stanowczo to nie wyglądało dobrze. Bystre spojrzenie Nadwrażliwością zdradzało, iż był wampirem na skraju amoku, który starał się resztą swoich sił nie podlec szaleństwu. Był potwornie raniony. Signora doskonale wiedziała, jak straszliwym uczuciem jest teraz targany. Gdyby dać mu pod zęby kogokolwiek, wbiłby kły oraz pił bezrozumnie.

Po przeciwnej stronie scena wyglądała może nie tak drastycznie, ale równie paskudnie. Kolejny mężczyzna stał przed leżącą na czymś w rodzaju ołtarzu półnagą kobietą. Miał zielonkawą barwę skóry i wznosił swą dłoń. Nie, to nie była dłoń, raczej szpon i wydzielało się z niej coś dziwnego, jakiś emanujący chłodem blask, który dotykał jej drżącego ciała. On także był wampirem, ona człowiekiem.


Sam wygląd, szpony, kojarzyło się Agnese z dyscypliną Transformacji wykorzystywaną szczególnie przez Gangreli. Ponadto przy nim stała jeszcze para ghuli, bardzo podobnych do tych wcześniejszych z pokładu statku.

Otwierając i wchodząc wampirzyca usłyszała jeszcze, jak zielony mówi.
- To nie było miłe, synu, porywać mi narzeczoną. Bardzo niemiłe … jeszcze jakieś durnoty na temat miłości … zdechniesz za sprzeciwienie mi się, wcześniej jednak popatrzysz, jak zniszczę ją, niczym nic niewartą szmatę.

Zaskoczenie było chyba obustronne, ale krótkie. Będące wewnątrz istoty chyba nie przypuszczały, że ktokolwiek pokrzyżuje im wesołą zabawę. Dwójka ghuli rzuciła się na przybyłych niczym psy, zaś stojący za nimi gangrel zaczął zmieniać w bestię.


Przypominającą psa, kucyka oraz lamparta. Wszystko pomieszane dopełnione czymś niewyobrażalnie właściwie wstrętnym, od czego chciało się wymiotować. Albo raczej chciałoby, gdyby Agnese była człowiekiem. Jednak nawet twarda wampirzyca odczuwała pełne zdegustowanie oraz jakąś wewnętrzną odrazę. Można jednak było przypuszczać, że owa przemiana chwilę mu jakąś zajmie. Wampirzyca gdy tylko zobaczyła, że ghule ruszają na nią spowolniła czas. Zwracajac się do jednego wydała rozkaz.
- Stój. - Głos powoli poruszał się w jego stronę, gdy chwyciła drugiego ghula podkręcając siłę swoich mięśni. Ruszyła z nim w stronę upiętego do ściany wampira. Ghul smagany był silnym wiatrem, wynikającym z tempa Agnese. NIm przywiązane wampirzątko zdążyło się zorientować przycisnęła do jego ust szyję ghula.

Wszystko zadziałało, jak trzeba. zresztą przy potędze Agnese nie miało prawa nie zadziałać. Dwa haki rozciągały jego wargi, ale kiedy poczuł krew pod zębami, nie zatrzymał się, zerwał je. Ostre haki rozcięły jego usta poszerzając je na centymetr w każdą stronę, ale to nie miało dla pijącego zdarzenia. Każda kropla dawała mu życie, każda ratowała od szaleństwa. Jego kły wbijały się w szyję wojowniczego ghula i ciągnęły krew niczym pompa. Nie zmieniał się na zewnątrz, miał potężne skaleczenia, lecz Agnese wiedziała, że krew najpierw naprawiała to co najważniejsze oraz tłumiła pożar szaleństwa, w które go wpędzano.

Tymczasem drugi ghul natknął się na Allessio, który poruszał się niczym błyskawica. Skoczył do przodu, zablokował sztyletem uderzenie przeciwnika, potem kopnął go w kostkę zwalając z nóg. Widać było, że ghul próbuje uniknąć kopnięcia, ale nie zdążył. Padł z łoskotem, zaś kolejny cios posłał go tam, gdzie trafiają łajdacy.
- Ożesz … - zdążył krzyknąć jeszcze faerie, kiedy nagle potworne uderzenie łapska posłało go na ścianę i to tak, że deski nadbudówki pod nim pękły i Alessio bezładnie po prostu wypadł przez dziurę do wody. Gangrel zdążył się przemienić oraz zaatakował pierwszego spośród przybyszy. Drugiego zostawił na deser.

Przed Agnese stanęła bestia, która wyraźnie szykowała się do skoku na nią. Chwilkę jednak zatrzymała się spoglądając na nagą wampirzycę. Jej penis widocznie drgnął, ale płynąca z pyska piana chyba oznaczała, że wściekłość wygrała nad pożądaniem. Agnese cmoknęła widząc przelatującego faerie i puściła związanego ugryzieniem ghula obracając się w stronę bestii. Wampirzyca pokazała bestii język przechylając zalotnie biodro. Czekała na jej atak z nożem w ręku. Oczywiście doczekała się bez problemów. Stwór machając ogonem niczym batem skoczył do przodu niczym zwierzę, usiłując swoją siła oraz masą przewrócić Agnese. Wampirzyca zrobiła krok w bok, tak by bestia wyminęła ją i trafiła w przypiętego do ściany wampira. Wbiła w nią sztylet wskakując na kłąb potwora. Widziała jak z jego cielska trysnęła ciemna posoka, gdy zaczęła pod nią wierzgać. Nie chciała tego robić…. bardzo nie chciała tego robić. Wgryzła się w szyję dziwnego wampira i upiła pierwszy łyk. To coś to nie było vitae, to było obrzydliwe rozcieńczone gówno.
 
Kelly jest offline