Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2017, 19:20   #49
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Dzień pierwszy:

Aubentag (Dzień Poboru), 14 Vorgeheim 2522, południe do wieczora
plac apelowy / strzelnica,
Koszary Armii Wissenlandu,
Nuln



@ "łucznicy"

Sierżant roześmiał się na słowa Niklausa - Ha, zawsze lepiej przesadzić w tę stronę niż odwrotnie. Nie znam słowa "przybandzić" ale się domyślam. Taki spryciarz też się przydaje i może kiedyś poproszę o małą przysługę w rewanżu - ścisza głos przy ostatnim zdaniu, po czym znów mówi głośniej - Przynieś zatem i procę, mały.

- Spanie kiedy się da. Maksimum efektu przy minimum wysiłku podczas szkolenia. Mechaniczne ruchy, konkretna gadka... Ktoś tu ma za sobą takie szkolenie. I doświadczenie w wojsku. Dezerter czy były najemnik? Zresztą, chuj z tym. Ty też przynieś jutro swoją kuszę. - zwrócił się do Karla.

Co prawda sierżant co jakiś czas przerywał ćwiczenia strzeleckie i kazał wam się rozciągać, biegać i rozluźniać mięśnie, jednakże niewiele pomagało to na nasilający się ból ramion, barków, kręgosłupa... Nie mówiąc już o rwących bólem, piekących i okrwawionych opuszkach palców i przedramionach pokrytych czerwonymi liniami tam gdzie uderzała w nie cięciwa.
Przerwa obiadowa okazała się być nie tylko okazją do odpoczynku, ale także do mini-wykładu/prezentacji produktu:

- Spójrzcie na palce niziołka -wskazał na Berta - a teraz na swoje. Ta śmieszna rzecz, która mu je osłoniła nie wchodzi w skład standardowego ekwipunku, z jakiegoś powodu znanego jedynie wyższym szarżom. Podobnie karwasze, czyli ochraniacze na ramię, takie jak ten tutaj - pokazuje na swój -do takiego właśnie karwasza za dziesięć szylingów nasz dobry kwatermistrz dorzuca ochraniacz na palce zupełnie gratis za darmo.



Po obiedzie rytm ćwiczeń nieco zwolnił, a sierżant, korzystając z bardzo małej liczebności grupy starał się korygować postawę każdego potrzebującego tego strzelca i co jakiś czas przerywał ćwiczenia na kolejne porcje wiedzy:
- W bitwach ze słabo opancerzonym a licznym wrogiem łucznicy są niezastąpieni. Nie ma bardziej szybkostrzelnej broni. Dobry łucznik wypuści dziesięć strzał w minutę. Niestety, łuk ma też wady. Jest zupełnie bezużyteczny podczas deszczu. Po namoknięciu cięciwa traci swą elastyczność i pęka przy każdym silniejszym naciągnięciu. Trochę może pomóc wosk, dlatego właśnie Allandor kazał wam ją nim smarować. Ale nie jest to stuprocentowe zabezpieczenie. Wynik wielu bitew został zmieniony przez niespodziewane przejście deszczu, który wyłączał z gry łuczników
Łuku nie można też przewiesić sobie "przez ramię", cięciwa przy takim traktowaniu pękłaby zanim przeszlibyście staję. Choć niby można nieść łuk z naciągniętą cięciwą w ręku, ryzykujecie, że straci swoje właściwości i strzał straci zarówno na sile jak i celności. Właściwie powinno się ją zdejmować po skończeniu użytkowaniu łuku i zakładać tuż przed następnym. Co prowadzi nas do wniosku, że jak wpadniecie w zasadzkę to zanim przygotujecie łuk do strzału będziecie już dawno martwi. Jeśli natraficie na ciężkozbrojnego, a nie jesteście mistrzem, który trafi w szczelinę zbroi czy wizjer hełmu - też jesteście martwi. I tu właśnie przychodzi nam na pomoc kusza. Ale o niej jutro.


@ Cohen, Komtur, dnc

Okazało się, że dotrzymał umowy i już wieczorem mieliście w swoich rękach wasze kusze (i procę), "wyłącznie w celach szkoleniowych". Zorientowaliście się też, gdzie leżą rzeczy odebrane wcześniej rekrutom - czekały posegregowane i oparte o stojaki tuż za wejściem do magazynu, najwyraźniej je też trzeba było wciągnąć do rejestrów. A wciągnięte w oficjalny rejestr mogą szybko stać się nieodzyskiwalne, jak się domyśliliście.

@ Goel

Na sam koniec podszedł do cyrulika:
- Ty też masz wolne chłopcze. Możesz odpocząć, iść spać czy co tam lubisz robić. Albo zostać tu z łukiem i poćwiczyć. - uniósł dłoń by uciąć ewentualną odpowiedź i odszedł.

@ Cedryk

Kiedy w końcu starszy sierżant Max Kutz znalazł dla Ciebie czas i powtórzyłeś mu to co powiedziałeś kwatermistrzowi przemilczając niewygodne dla siebie fakty ten postąpił podobnie jak poprzednia osoba, której o tym powiedziałeś, czyli kazał Ci spadać i nie zajmować go głupotami.

Później jednak zostałeś do niego wezwany ponownie. Tym razem nie był w dobrym nastroju.
- Magazynier to szuja i donosiciel, to jedno. Włazodup liżący dupę kapitana - to drugie. Ale wyobraźcie sobie żołnierzu, że pisać umie i zapisał sobie to co mówiliście. Opisał to inaczej niż wy mi opowiedzieliście. A ja, wyobraźcie sobie, przeczytałem, mimo mojej niskiej szarży.
Arogancja i pycha kiedyś was zgubią. Ale pomogę wam przezwyciężyć te wady. Przeglądałem papiery ostatnich rekrutów... I wiecie co? Sporo z nich umie czytać i pisać. Oficerowie znaczy według was. I tak będziecie się do nich odnosić dopóki nie zarządzę inaczej. Odmaszerować!
- chwilowo bez rozkazów, Allandor mógł dołączyć do dowolnej grupy.


@ "pikinierzy" (a teraz to właściwie "halabardnicy")




Pandemonium. Chaos. Bałagan. Te słowa opisywały w ogólności cały ten zaciąg i szkolenie, ale w szczególności pasowały do widoku, na jaki natrafił starszy sierżant Gruber po powrocie. Chwiejące się piki, ich końce kreślące ósemki nad głowami rekrutów wpadających na siebie, starających się nie przewrócić i upuszczających czasem broń... Nikt nie został ranny ani nie stracił oka niewytłumaczalnym cudem...

Wrócił po niecałej godzinie i widząc, że wszyscy akurat biegają i ćwiczą, także ci, którzy się spóźnili zaczął:
- No, tak lepiej, zafajdańcy. Nie myślcie że wam to na sucho ujdzie, latryny czekają... - gdy jednak zmrużył oczy i lepiej przyjrzał się temu, jak rekruci biegają przerwał i wybuchnął śmiechem.
- Piki? Biegają z pikami? A to dobre!- Gruber, człowiek o prostym żeby nie rzec prostackim poczucie humoru uznał całość za zamierzony żart i postanowił nikogo już za nic nie karać.
Odpuścił nawet tym z kwatermistrzostwa - dwóch osobników odpowiedzialnych za niewydanie Wam skórzanych hełmów przyniosło je biegiem jeszcze zanim wrócił, a później na zmianę biegali przynosząc halabardy z magazynu - pozwolił im resztę przywieźć na wózku.

Trzydziestu nowych, tak jak pięćdziesięciu wcześniejszych rekrutów było zatem w końcu wyposażonych w podobną broń i mogło ćwiczyć pod okiem sierżanta i żołnierzy - Gustawa i Rolanda. Trzeba przyznać, że zarówno bieganie jak i inne czynności wykonywał tak samo jak każdy, od którego ich wymagał.

- Halabarda to potężne ostrze osadzone na długim drzewcu, a jej cięcia mogą przebić ciężką zbroję i twardą skórę stworzeń takich, jak Orki czy Zwierzoludzie. A jak będzie potrzeba to i jeździe dotrzymać pola halabardnicy potrafią - okazało się, że kiedy przekazywał wiedzę potrafił nie przeklinać przez całe zdanie. A nawet dwa - I nimi będziecie, kurwa, ćwiczyli - ale jak okazało się jeszcze szybciej, nie dłużej - Nie nadajecie się na razie do prawdziwego wojska, łajzy, i jeszcze długo nie będziecie się nadawać. A takie patałachy jak wy to pewnie i nigdy. Może dla kilku jest nadzieja. Za jakieś trzy miesiące można by was było wysłać, porozdzielać po jednym po drużynach oddziałów pomocniczych i tam może byście się nauczyli walczyć...
Chyba, że wyższe szarże rzeczywiście uparły się, żeby z was zrobić pikinierów, jak ci idioci co wam piki wydali mówili. Wtedy staniecie z pikami w pięciu rzędach i będziecie osłaniać jebanych w dupę strzelców. Ale moich rozkazów nikt nie zmieniał, więc zrobię z was halabardników. Na szczęście was ten burdel w rozkazach nie obchodzi, wy macie tylko jedno, kurwa, do zrobienia. Robić to, co ja, kurwa, wam każę, najlepiej, jak, kurwa, umiecie.


Po kolejnych czterech godzinach, wypełnionych bieganiem dookoła dziedzińca, ćwiczeniami, bieganiem dookoła dziedzińca, "fechtowaniem się", bieganiem dookoła dziedzińca, pozorowanymi walkami, bieganiem dookoła dziedzińca, tłumaczeniu teorii walki za pomocą pik i halabard i oczywiście bieganiem dookoła dziedzińca, gdy nawet najtępsi rekruci zrozumieli którym końcem piki należy dźgać, a który opierać o ziemię oraz to, że pchnięcie halabardą jest sporo szybsze od cięcia i wszyscy ociekali potem, sierżant jest z was wreszcie zadowolony i każe wam się zebrać w dwuszeregu... no, może "zadowolony" to jednak słowo nieco na wyrost...

- Łamagi zatracone! Trupy chodzące. Co to za pierdzące dźwięki które wydajecie? To ma być wojsko? Halabardy to wy możecie co najwyżej nosić za innymi. Zrobię z was żołnierzy, choćby połowa z was zamiast w szeregi żołnierzy Imperium trafiła na żalnik. Co to za mamrotanie w szeregu? Obiad?! Jaki obiad?! To ja decyduję czy jecie czy nie jecie! Na psie gówno takimi "umiejętnościami" sobie nie zasłużyliście nawet. Ale idźcie jeść, macie wolne. Aż do popołudnia.

Po obiedzie, jak łatwo się domyśliliście, było to samo, tylko więcej i ciężej. Niemniej, ku zdumieniu zarówno Was samych jak i starszego sierżanta, przeżyliście i tylko ten młody chłopiec zwymiotował z wysiłku.

- No, na dziś starczy. Zrobicie jeszcze dziesięć okrążeń i macie wolne. Ty mały już sobie odpuść, a jutro idź postrzelać czy coś - zauważył jak się na niego popatrzyliście i doszedł do wniosku, że jeszcze pomyślicie, że zna słowa litość albo współczucie - Powiedziałem dziesięć? Musiałem się pomylić. Dwadzieścia kółek! Chyba że ktoś z was, posrańcy, zamiast biegać chce sprawdzić czego się nauczył. No co, tchórze śmierdzące? Stanie któryś?

Widzicie jak jeden rosły chłopak, jeden z grupy "zaawansowanych" wychodzi na środek. Posłanie go na ziemię zajmuje sierżantowi mniej czasu niż wam zajęłoby wypowiedzenie "doświadczony starszy sierżant zawsze zna o jedną sztuczkę więcej niż myśli jego przeciwnik". Nawet nie użył ostrza, które, choć stępione (w końcu ćwiczebna broń) mogło zrobić krzywdę. Ujął broń oburącz, skrócił dystans unikając zamaszystego uderzenia przeciwnika i uderzył drzewcem w czoło rekruta, nie spodziewającego się niczego w tym stylu. Kiedy tamten siedział na tyłku solidnie zamroczony, Gruber ponowił pytanie:

- Ktoś jeszcze? No, wszarze, który chętny?


Aubentag (Dzień Poboru), 14 Vorgeheim 2522, wieczór
stołówka/koszary,
Koszary Armii Wissenlandu,
Nuln



W czasie kolacji pojawiła się mała "uroczystość" - z niezwykle zadowoloną miną starszy sierżant Max Kutz, "szef" do spraw rekrutów odczytał "wyrok" na Allandora. Ogłosił, że każdy umiejący czytać i pisać może domagać się wykonywania swoich poleceń od niego.

A po kolacji czekała was jeszcze jedna niespodzianka - Gruber zajrzał do was do sali i nie zaczął od razu wrzeszczeć - Nowy podpułkownik na jutrzejszy wieczór umyślił sobie apel... Was tu ilu? Piętnastu? Tamta sala pełna była, czyli dwudziestu... Razem... Trzydziestu pięciu. Jak to podzielić po równo? Da się na pięć dziesiątek, choćby i niepełnych? Na owłosioną orczą dupę... - przerwał na chwilę - Na razie podzielę was na dwie drużyny. Wybierzcie spośród siebie dowódców. I ich zastępców. Metoda gówno mnie obchodzi. Jak mi się spodoba to może nawet ich zaakceptuję i przedstawię do stopnia kaprala. Żesz kurwa, zapomniałbym. Ty, jak ci tam krasnoludzie... i ty, z blizną... Kondotier? - zostaliście wciągnięci na listę żołnierzy, nie ochotników... wychodząc nadal mamrotał do siebie
Wczorajsi jebani rekruci byli łatwiejsi. Równo pięćdziesięciu, jak obszył, sami ochotnicy, każdy dostał halabardę, komu to kurwa przeszkadzało... Ciekawe ilu jest jeszcze tych co ich dostarczyli po południu... Kurewsko dużo, to pewne
- narzekał wychodząc.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline