Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2017, 20:22   #40
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Widzieli już zabudowę wioski - kilkanaście dachów niewysokich domów i jedna wieżyczka, która mogła być kościołem, szkołą lub innym budynkiem użytku publicznego. Była też na wjeździe jakaś podłużna buda z blachy przeciwsztormowej - wyglądająca na magazyn albo garaż.

Wtem za plecami znów usłyszeli warkot silników. Czułe, wampirze zmysły rozpoznały dwa wozy terenowe, które zapewne zaraz wyłonią się zza zakrętu. Sophie szybko zlustrowała otoczenie szukając dla nich jakiegoś schronienia. Szybko pociągnęła Martina między drzewa by za drugą ich linią przypaść do ziemi między krzakami. Starała się jak najdokładniej upewnić, że w okolicy nie ma kamer.


Samochody przejechały dalej, nawet nie zwalniając koło nich. Musieli jednak zastanowić się nad celem podróży - oba wszak kierowały się do wioski. Do świtu pozostały jakieś dwie godziny, czas więc zaczynał deptać im po piętach.

Sophie ułożyła się plecami na ziemi. Musiała się zastanowić. Jej wzrok skupił się na leżącym obok wampirze.
Czuła, że świt jest blisko. Tak samo jak wiedziała, że utrafienie na kolejną wieś w tym kraju może graniczyć z cudem. Trafienie na wioskę, w której nie będzie Ankh było niewykonalne.
Jej dłoń powędrowała do ramienia wampira i zaczęła bezwolnie się po nim przesuwać. Mogli przenocować w lesie ale nie było gwarancji, że o świcie nie zaczną go przeczesywać. Już nie mówiąc o cholernych sierściuchach.
Dłoń wysunęła się po rękawek koszulki. Pewnie w okolicy mogliby trafić na jakieś ruiny, a tam np na nosferatu. ..
-Sprawdziłabym jak sytuacja w tej wiosce. - Szept Sophie w końcu przerwał ciszę.

Martin przewrócił się na bok i pstryknął ją delikatnie w nos, po czym pocałował to samo miejsce.
- Obawiam się tylko, że z tym wydzieraniem, będziesz musiała się jeszcze trochę powstrzymać.
Sophie uśmiechnęła się.
- Obawiam się, że będę musiała czekać całą wieczność. - Podniosła się. - Sprawdźmy kogo za nami wysłali.

Kiedy dotarli do obrzeży wioski, nie zauważyli tu jednak żadnych żołnierzy.
- Może tylko przejechali, szukając nas i się nie zatrzymywali - podsunął Martin, po czym dodał - Albo się przyczaili.

Obie opcje wydawały się tak samo prawdopodobne. Pozostawała też kwestia noclegu. Żadnego hotelu we wsi oczywiście nie było. Kilkanaście domów i zabudowań gospodarczych, nieduży sklep z artykułami spożywczymi, remiza strażacka (to tutaj była wieżyczka) i bar. Nie było szkoły, poczty, kościoła, nawet cmentarza.
- Zakładam, że się przyczaili, albo nawet przeszukują już okolicę. - Sophie rozglądała się szukając aut, które ich mijały. Patrzyła czy może w okolicy jest jakiś dom, wyglądający na opustoszały. - Najlepiej by było władować się w miejsce, które już przeszukali.

Zapowiadało się słabo, jeśli nawet się zatrzymali, musieli gdzieś ukryć swoje auta. Sophie uważniej przyjrzała się wieżyce strażackiej. Jeśli ktoś miał nadzorować teren to była doskonała pozycja. Musieli zejść do miasta od strony, która byłaby niewidoczna.
- No nic… będzie trzeba tam zejść i się rozejrzeć.

Sophie wycofała się do lasu i powoli zaczęła obchodzić wioskę, szukając miejsca, w którym można by zejść, będąc odsłoniętym od widoku z wieżyczki. Idąc cały czas uważnie obserwowała zabudowania, szukając żołnierzy, osób kryjących się w cieniach. Niestety, gdzie nie stanęli, wieżyczka była zawsze widoczna. Na dodatek stracili pół godziny na to rozpoznanie. Wschód słońca wciąż się przybliżał nieuchronnie. Sophie wybrała jakieś miejsce, w którym było dosyć dużo zarośli, a nie było gęsto od budynków.


- Pójdę pierwsza, ok? - Nie czekając na odpowiedź wampira, pochyliła się nisko i ruszyła w kierunku budynków. Starała zlać się z cieniami, stopić z otoczeniem. Puściła w obieg więcej krwi starając się sobie pomóc i nagle odkryła, że stało się coś dziwnego, a raczej z jej perspektywy nie stało się zupełnie nic. O ile zawsze była w stanie podkręcić swoje umiejętności za pomocą vitae, teraz… powstrzymała się by nie przeklnąć. Wiedziała jednak co potrafił Wilhelm, a skoro ona wypiła go do cna, czy nie powinna przejąć części jego talentów? Skupiła się. Jak najszybciej dopadła pierwszych zabudowań i ukryła się w ich cieniu. Pospiesznie zlustrowała okolicę, w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, ewentualnie schronienia. Okolica była wyjątkowa spokojna, lecz to wszystko. Nie widziała miejsc idealnych na schronienie. Każde wiązało się z jakimś ryzykiem. Sophie wyszła z niewidzialności, stojąc w cieniu budynku i i dała znak Martinowi by do niej dołączył.

Sama rozejrzała się jakie budynki gospodarcze mają w okolicy do wyboru. Żeby chociaż się na tym znała do cholery… Cóż będzie musiało być po prostu coś dużego, im budynek jest większy tym większa szansa na kryjówkę, albo coś zaniedbanego. Żeby chociaż mogła mieć pewność, że w okolicy nie ma żołnierzy Ankh. Gdy wampir do niej dołączył skierowali swoje kroki w stronę magazynu. Jak się okazało, blaszak był podzielony na kilka garaży - prawdopodobnie należących do różnych właścicieli. Jeden był nawet otwarty. W środku poza kilkoma śmieciami nic się nie znajdowało.


Miejsce idealne... pod warunkiem, że uda im się je zabezpieczyć przed ewentualnymi gośćmi za dnia.
Sophie obejrzała się na Martina. Próbowała przypomnieć sobie czy mijali cokolwiek, co pomogłoby im się tu zabunkrować.
- Próbujemy tutaj uwić sobie gniazdko, czy szukamy dalej?
- Ty decydujesz, sikorko.
- Marzy mi się łóżko. - Sophie wyszeptała to cicho. Nie miała zwyczaju marudzić na takie rzeczy, ale ta noc powoli ją wykańczała.

Podeszła do drzwi. Kimkolwiek był właściciel tego garażu musiał odwalać jakieś rzeczy w tym garażu, bo od środka nawiercono otwory. Pewnie kiedyś była tu zasuwa, ale najwyraźniej ktoś uznał, że mu się przyda i ją zakosił. Sophie wyciągnęła z włosów jedną z nielicznych pozostałych wsuwek i podała ją Martinowi.
- Kanarku skołowałbyś nam jakąś kłódkę? - Uważnie przyjrzała się otworom i pokazała palcami jakąś wielkość. - Mniej więcej tej długości. Widziałam niedaleko jakieś gabaryty, zerknę czy coś się nada.
Martin wyszedł z garażu. Po 15 minutach wrócił uśmiechnięty do ucha do ucha z kłódką i saperką.
- Niezbędny zestaw na randkę - powiedział - Tylko kajdanek brak.

Rzucił Sophie kłódkę, po czym sam zaczął kopać po drugiej stronie blaszanego lokum. Sophie zawiesiła kłódkę, na jednym z otworków.
- Pewnie była tam jakaś linka. Zaraz wracam. - Dziewczyna chwilę wpatrywała się w pracującego wampira, po czym użyła niewidzialności i ponownie opuściła blaszak by się rozejrzeć.

Jakoś nie wierzyła w to, że żołnierze tak po prostu opuścili wioskę. Przeszła za róg budynku, gdzie widziała idąc w tą stronę pojemnik na gabaryty. I choć nic tam nie znalazła, zauważyła na jednym z prywatnych podwórek domków jednorodzinnych znajomo wyglądającego terenowca. A jednak, byli gdzieś tutaj! Sophie zbliżyła się do niego. Była ciekawa czy udałoby się jej odciągnąć ich uwagę od Martina. Ostrożnie podeszła do auta, zerkając czy w okolicy nie ma jakichś żołnierzy, zajrzała czy w środku nie ma kluczyków.
Samochód był otwarty, jednak kluczyków nie znalazła. W okolicy nikogo nie było. Może jednak to inny wóz? Ale była niemal pewna…

Nie miała talentów Martina, a nawet nie wiedziała czy on odpaliłby auto na styki. Fakt, faktem jeśli gdzieś tu kręcili się żołnierze lepiej by wróciła do wampirka. W sumie logiczne było, że jakby co zaczną przeczesywać teren w ciągu dnia gdy będą bezbronni. Przyspieszyła kroku, wracała jednak trochę inną drogą, cały czas używając niewidzialności, rozglądając się za żołnierzami.

Wróciła do garażu ledwo pół godziny przed świtem. Na horyzoncie można było już nawet dostrzec łunę od zapowiadającego wschód słońca. W środku było wszystko tak, jak zapamiętała. Tylko wampira nie było. Martin zniknął. Sophie weszła do środka i spojrzała na miejsce w którym wampir kopał, nim wyszła. Szukała jakiegokolwiek śladu walki. Nic jednak nie zauważyła. Śladu kopania też nie było, choć ziemia wydawała się spulchniona. Dziewczyna rozejrzała się za saperką. Miała nadzieję, że wampir się zakopał. Czuła jak powoli ogarnia ją zmęczenie. Narzędzia nigdzie nie było i już miała wyjść z garażu, gdy ziemia poruszyła się...
- Pssssyt dziewczynko, chcesz kupić narkotyki? - zapytał konspiracyjnie Martin, wychylając się spod wielkiej metalowej płyty, którą sprytnie przysypał ziemią. Okazało się, że wampir nieźle ich okopał - stworzył bowiem nie tylko spory dół na jakieś 2,5x1,5x1metra, ale też obłożył go kawałkami blachy, które walały się gdzieniegdzie, dzięki czemu ziemia nie usypywała się do ich prowizorycznego łoża.

Sophie zamknęła drzwi od garażu na kłódkę i już prawie śpiąc doczołgała się do wampira. Dziewczyna położyła się na nim.
- Są tutaj. - Wyszeptała ziewając. - Widziałam ich auto.
- Musisz więc być cichutko - ostrzegł ją, przyciągając do siebie i całując namiętnie.
- Yhym… - Sophie tylko zamruczała przy pocałunku. Mocno objęła wampira. - Czuję, że zaraz usnę.
- Powodzenia - powiedział niezrażony, obłapiając jej pośladki. Chłodne dłonie wampira wsunęły się pod resztki materiału spodni i teraz dość brutalnie ugniatały jej pupę. Sophie pocałowała go namiętnie. Unosząc się lekko nie przerywając pocałunku, rozpięła bluzę, w której zamek był chyba jedynym całym elementem. Ułożyła się ponownie na wampirze, czując jak jej piersi raz po raz trafiają na odsłonięte miejscami ciało Martina. Nachyliła się do jego ucha.

- Jak myślisz kanarku, które z nas pierwsze zaśnie? - Delikatnie ugryzła płatek jego ucha.

Zamruczał.
- Na pewno nie ja, a jeśli zasnę, to już wiem w jakiej pozycji... - mówiąc to chwilę manewrował przy swoich spodniach, po czym nawet nie patrząc w dół, Sophie poczuła przez materiał, że jest gotowy by w nią wejść - Pobawimy się w wujka Vlada Palownika? - zachichotał, całując ją wygłodniale.

- Jeśli masz ochotę na zabawy. - Sophie naparła na niego swoim wciąż zabezpieczonym bielizną i spodniami kroczem. - Tylko przez to się chyba nie przebijesz.
- A ty nie masz? - przyjrzał się jej badawczo, nagle zastygając.

Sophie wpatrywała się w niego. To było takie dziwne raz zachowywał się jak szalone dziecko innym razem, potrafił być jakiś dziwnie poważny. Najgorsze, że nie mogła przestać porównywac go do Andre. Miała wrażenie, że obaj równie chcą mieć nad nią kontrolę. Przysunęła swoją twarz do jego podsuwając się do góry. Ich nosy spotkały się.
- Jestem prosta w obsłudze, chcę byś mnie przeleciał, kanarku. - Wyszeptała i uśmiechnęła się.
- Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem, wyzwolicielko... - szepnął jej czule do uszka, po czym mocnym szarpnięciem rozdarł odzież na jej kroczu - Te ciuszki i tak były do wyrzucenia. - powiedział jakby na usprawiedliwienie, po czym z błyskiem w oku ścisnął w dłoniach jej pośladki i nakierował ją na swój pal. Nabijał ją powoli, ale nieustępliwie, nie pozwalając jej się ani wycofać, ani przyspieszyć. Delektując się wyraźnie torturą i... przyglądając z uwagą jej twarzy.

Sophie przygryzła wargę powstrzymując jęknięcie. Znów zapomniała, znów zapomniała o tych cholernych kłach. Krople krwi zaczęły się sączyć z jej ust jednak nawet na sekundę nie oderwała spojrzenia od Martina. Czuła jak toruje sobie w niej drogę, jak jej piersi przesuwają się po jego porozdzieranej koszulce, raz po raz zahaczając o jakiś otworek.

Widząc krew na jej wargach, jego oczy zalśniły jeszcze bardziej w ciemności. On również przeciął swoje usta, po czym wpił się w jej wargi drapieżnym pocałunkiem. Ich krew mieszała się ze sobą. Sophie poczuła jak pal wampira przeszywa jej wnętrze raz po raz, coraz szybciej i mocniej. Chwyciła mocno jego twarz dociskając jego usta do swoich. Jakoś udawało się jej w ten sposób powstrzymywać jęk rozkoszy, za każdym razem gdy Martin się w nią wbijał. Ze smakiem spijała ich wymieszaną krew, pozwalając by jej kły zahaczyły raz o jej, raz o jego język. Po chwili zdała sobie sprawę, że pomaga mu, że sama ruchami bioder coraz bardziej przyspiesza. On dla odmiany lizał jej i swoje rany, by znów mogła rozrywać kłami skórę warg. Poczuła jak Martin zdecydowanie chwyta jej pośladki i.... Spowalnia swoje ruchy. Delektując się głodem w jej oczach, powolutku opuszcza ją na swój pal... by z pełnym lubości pomrukiem docisnąć lędźwia. Śmiejąc się łobuzersko, kontroluje jej ruchy i znów wyjątkowo opieszale unosi jej biodra do góry tak, że lanca, na którą ją nadział niemal z niej wypada. Niemal.

Martin zatrzymuje się na chwilę w tej pozycji i szepcze:
- Co tam sikorko? Coś byś... chciała?

Sophie nachyliła się do jego ucha. Czuła, że jej ciało drży, że nadal jest w stanie drżeć mimo, że była martwa.
- Tak Martin jest coś czego chcę. Wybij mi go z głowy. - Jej wargi delikatnie przesuwały się po jego uchu. - Ugryź mnie i spraw bym zapomniała o jego ugryzieniach.

Uniosła się lekko by spojrzeć mu w oczy. Nie był w stanie tego zrobić.
I nagle zobaczyła w jego oczach lód. Wampir puścił ją.
- Serio? W takiej chwili o nim myślisz? Kurwa! - wrzasnął, a jego zaciśnięta w pięść dłoń walnęła w blachę. Ziemia posypała się z lewego boku. Nie zasypało ich całkiem ale podsypało z boku. Jeszcze jedno takie uderzenie i faktycznie spoczną tu jak w grobowcu.

Sophie chwyciła jego ręce. I docisnęła je do ziemi.
- Uspokój się. - Jej głos był nadal szeptem. - Masz w ogóle świadomość z czego mnie wyrwałeś kanarku? “Wyzwoliłeś”. Obiecałeś mi, że wybijesz mi go z głowy, gdy cię o to poproszę, więc cię o to proszę. Nie rób mi tu cholernych scen. Nie gdy wiem, że jeśli Andre cię dorwie urwie ci twoje cudowne przyrodzenie. - Jej głos zaczął lekko drżeć. Oparła się o niego nie puszczając jego rąk. Poczuła jak z jej oczu płyną cholerne łzy. Znała Andre, wiedziała do czego może ją zmusić. Pamiętała jak kazał jej zabić Caspra. Bała się o tego idiotę, który leżał pod nią. Powoli puściła jego dłonie. - Martin cholero, toż jestem tu z tobą. Czego ty ode mnie jeszcze chcesz?
- Żebyś o nim nie gadała, durna! - wpił się w jej usta brutalnym pocałunkiem. Po chwili też znów był w niej, lecz w tym już nie było zabawy. Karał ją, a może odreagowywał, rżnąc mocno aż płyta nad ich głowami unosiła się raz po raz.
- Nigdy więcej... - warczał Martin, którego opanował jakiś amok. Pieprzył ją i tulił jednocześnie. Jego język sięgnął krwawych łez na jej twarzy - Odgryzę ci język, jeśli znów o nim powiesz w takiej chwili, rozumiesz? Odgryzę i połknę!

Gdy ponownie w nią wszedł ledwo udało się jej stłumić krzyk. Ugryzła jego ramię obejmując go mocno. Jej kły przebiły jego skórę, ale nie piła. Przytulała się mocno starając się nie dotykać plecami blachy. Nie rozumiała… tak bardzo nie rozumiała o co temu idiocie chodzi.

Brał ją długo, niezmordowanie. Raz był brutalny, by zaraz potem okazać jej czułość i wręcz uwielbienie. Sophie czuła, że świt już nastał i sama była półprzytomna. Zasnęła, mając go w sobie i jego twarz wtuloną w swoją szyję. Tak zasnęli oboje.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 06-03-2017 o 20:58.
Aiko jest offline