Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2017, 01:15   #91
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Liri cały czas była nachmurzona, odkąd wyjechali z siedziby Archanioła. Niefrasobliwe zachowanie kapitana coraz bardziej działało jej na nerwy i zapewne, gdyby teraz spróbował odezwać się, posłałaby mu kolejną wiązankę, jakiej nie powstydziłby się kroganin. Już chciała odwarknąć Jahleedowi, że nie jest dziewczynką na posyłki, ale powstrzymała się. Volus był tak samo zdenerwowany jak i ona, w niczym nie zawinił. Westchnęła lekko.

Lirithea D’riais: Dobrze, pójdę. Tak, przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną.

WI powtórzyła swoje poprzednie zalecenie, a Liri wyszła z Nomada i skierowała się ku niewielkim drzwiom przeznaczonym dla klientów bez pojazdu. Za nimi czekała ją wyjątkowo bezczelna inspekcja w postaci batarianina, która miała na celu chyba jedynie wymacanie jej w konkretnych miejscach, bo gdy już kontroler to zrobił, skonfiskował jej broń i kazał sobie nie przeszkadzać. Ledwie przekroczyła obręb murów, poczuła na sobie baczne spojrzenia licznych batariańskich oczu. Jasne było, że nie może wpaść tutaj w kłopoty – nie dość, że dookoła strażnicy, to jeszcze leczyli się tu najemnicy, którzy również z bronią potrafili się przecież obejść. Przeszła przez niewielkie, piaszczyste podwórze, którego jedynym wyróżniającym się elementem była droga dla pojazdów i wjazd do, podziemnego najpewniej, garażu. Poustawiane przy samym wejściu ławeczki nie zwracały już tak uwagi, natomiast nowa w murach szpitala zwróciła uwagę tych, którzy na nich siedzieli.

Tygiel wszystkich ras. Pousadzani w naturalnie dobranych grupkach, gdzie widać było jasny podział – na frakcje, grupy i mafie. Osoba bywała w stosunkach na Omedze może dałaby radę rozpoznać większość tych „stowarzyszeń”, ale Liri, mimo swego epizodu na Omedze, nie znała tak dokładnie kryminalnego świata tej planetoidy. Zresztą zmieniał się on na tyle dynamicznie, że poza brokerami mało kto pewnie byłby w stanie się tu rozeznać.

Liri śmiało postąpiła między ławeczkami, gdzie nagle zapadła cisza. Otworzyła stare, metalowe, ręczne (!) drzwi i przeszła do śmierdzącego holu. Śmierdzącego typowo szpitalnym odorem. Jak na ekskluzywną placówkę, budynek był to dość niezachęcający – szarobury, z małą ilością okien i wąskimi korytarzykami. Grunt, że chociaż był czysty. Liri podeszła do czegoś, co przypominało recepcję i po chwili zawahania zapytała stojącego tam vorcha.

Lirithea D’riais: Którędy na rozmowę kwalifikacyjną?
postarała się mówić dość wolno i wyraźnie, by vorch zdążył połączyć odpowiednie synapsy.

Recepcjonista: … Nazwisko i imię niech poda.
gdy mówił, jak to vorch, wydawał się pałać nienawiścią do całego świata.

Lirithea D’riais: Annuva. Maies. Pierwsze to nazwisko, drugie imię.

Recepcjonista: Wiem! Wiem, jak się nazywają niebieskie, wiem! Pan doktor przyjmuje jeszcze przez pół godziny. Pójdzie najpierw do gabinetu 201A, gdzie zrobi sobie badania wyne… wone…. no! Czy jakiegoś syfu nie przenosi. A potem do 302C, do doktora. Niech się pospieszy, doktor nie lubi spóźnialskich.

Lirithea D’riais: Dzięki, słonko.

Skierowała się ku windzie. Nic dziwnego, że szukali nowych recepcjonistów.

***

Oczywiście nie miała zamiaru udawać się do pokoju 201A i od razu ruszyła do gabinetu Gafmewara. Nie będąc pewna, jaki jest znajomy Jahleeda ani jak zareaguje na jego nazwisko, szybko obmyśliła prosty plan awaryjny. Lepiej byłoby jednak, gdyby stary znajomy volusa wspominał go raczej ciepło.

Stanęła pod drzwiami – już nowymi, z elektrycznym zamkiem. W niewielkiej poczekalni nie było nikogo, z gabinetu dochodziły jakieś dziwne odgłosy, ale nie mogła ich zidentyfikować, ściany najwyraźniej były wyciszone. Poczekała pięć minut, by nie przeszkadzać w tym, cokolwiek się tam odbywało. I następne pięć. W obliczu niecichnących, miarowych odgłosów, Liri postanowiła przerwać ten stupor i nacisnęła przycisk otwarcia. W końcu, jeśli chciałby, żeby mu nie przeszkadzać, chyba zamknąłby je, prawda?

Przed jej oczyma pojawił się przestronny gabinet, przypominający raczej pokój lekarzy niż typowy gabinet lekarski. Był prostokątny, po lewej jej stronie znajdowała się niewielka, stara kanapa, po prawej stanowisko komputerowe. Za nim zaś parawan, za którym dwie postacie oddawały się rutynowym badaniom medycznym.

Naraz jedna z nich chyba zorientowała się, że coś jest nie tak.

Bahram Gafmewar: Hm? Kto to? Proszę poczekać na korytarzu, jeszcze przesłuchuję tę kandydatkę.

Liri nie miała ochoty dłużej czekać.

Lirithea D’riais: Jahleed Von śle pozdrowienia.

Postać za parawanem jakby wpadła w zastój.

Bahram Gafmewar: Ubieraj się. Wyniki otrzymasz drogą mailową.

Po chwili zza parawanu wyszła nieco rozgrzana asari, która spłonęła rumieńcem, przechodząc obok Liri i pospiesznie opuściła gabinet. W tej samej chwili zza parawanu, zapinając ostatni guzik fartucha, wyszedł sam Bahram.

Był typowym batarianinem. Liri jakoś nie potrafiła ich odróżniać. Miał bardziej czerwoną skórę, kilka zmarszczek tam, gdzie inne rasy maja czoło, ale wyglądał jak pierwszy lepszy lump z zaułka. Jedynym, co go od nich odróżniało był biały fartuch i okulary z sześcioma szkiełkami, po jednym na każde oko. Gafmewar odchrząknął.

Bahram Gafmewar: Przepraszam za tę krępującą sytuację. Mam nadzieję, że jest zdrów?
jego szelmowski uśmieszek wyrażał coś zupełnie innego niż nadzieja.
 
MrKroffin jest offline