Venora dokonała bez wątpienia trudnego wyboru. Rycerka zdecydowała, że najpierw zajmie się dobiciem zamroczonego gnolla, a dopiero potem spróbuje pokonać ogra. Ciężko było stwierdzić, czy jej wybór był słuszny, lecz teraz nie było już odwrotu. Przez sekundę powiodła wzrokiem za toczącym się łbem gnolla i już miała szykować się do natarcia na ogra, ale gdy spojrzała w jego stronę było już za późno by podjąć jakiekolwiek działanie. Druzgocący cios masywnego korbacza był tak silny, że Venora pierwszy raz w życiu wypuściła z ręki miecz, a sekundę później brakło jej sił by utrzymać tarczę. Mętnym wzrokiem powiodła po polu bitwy widząc jak jej kompani wciąż zmagają się z wymagającymi przeciwnikami, jakimi okazały się gnolle.
Paladynka spojrzała na ogra, który uśmiechał się do niej triumfalnie. Wielkolud zawył głośno i groźnie po czym uderzył kobietę potężnym sierpem w twarz. Venora osunęła się na bezgłowe truchło herszta gnolli i zanim odpłynęła usłyszała raz jeszcze bojowy okrzyk ogra...
-
Lady Venoro...- męski głos wyrwał rycerkę z pięknego snu. Odzyskała świadomość, otworzyła oczy i nagle poczuła zastrzyk ogromnego bólu. Venora z trudem łapała oddech, bolał ją bark, żebra oraz ramiona, a o spuchniętej i zakrwawionej twarzy już nawet nie chciała myśleć.
-
Lady Venoro...- znów usłyszała swoje imię i skoncentrowała się z całym sił na twarzy młodego paladyna, którego imienia nie mogła sobie zwyczajnie przypomnieć.
-
Zwyciężyliśmy- rzekł trzymając się za krwawiącą nogę. Mężczyzna był mocno pokiereszowany, lecz najwyraźniej uznał, że swoją objawioną moc leczącą wykorzysta by choćby ocucić swoją dowódczynię.
Venora z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i ogarnęła wzrokiem usłany ciałami grobowiec. Na powalonym cielsku ogra siedział blady i obolały Ur-Shak. Obok niego leżeli Wlad i Bars, zaś Ernest krążył trzymając się za pokiereszowane ramię oglądając czy żaden gnoll przypadkiem jeszcze nie dycha.
-
Zwyciężyliśmy, ale oni nie dadzą rady dalej pójść. Są w ciężkim stanie a ja użyłem swoją leczącą magię by zbudzić ciebie pani- syknął przez zaciśnięte zęby Manas, najmłodszy z paladynów towarzyszących rycerce.
Najlepiej z nich wszystkich wyglądał Ernest, lecz to nie oznaczało, ze wygląda dobrze. Wojownik dostrzegł, że Venora jest już przytomna i podszedł do niej klękając na jedno kolano obok Manasa.
-
Żyjesz? Dzielna z ciebie dziewucha. Wstawaj. Trza wracać do zjawy...- rzekł spokojnym tonem.
W tym momencie Ur-Shak podniósł się na równe nogi i podszedł chwiejnym krokiem trzymając w ręku szklaną flaszkę z błękitną miksturą.
-
Mam tylko jedną. Sama zdecyduj komu ją podamy...- rzekł chłodno -
Ernest sprawdź czy te parszywce nie mają przy sobie czegoś co mogłoby się nadać- zwrócił się do kompana, po czym wyciągnął rękę do Venory -
Wstawaj...-