Lirithea D'riais: Zdrów jak ryba.
Liri uśmiechnęła się lekko, bo po tym powiedzeniu przypomniała sobie od razu sytuację z kucharzeniem Jahleeda. Lirithea D'riais: Nie wiem, co cię tak naprawdę łączy z tym voluskim żigolakiem i naprawdę mało mnie to interesuje. Przed budynkiem stoi mój pojazd, a w nim mój krytycznie ranny towarzysz. Jahleed - nasz wspólny przyjaciel - powiedział, że będziesz w stanie pomóc.
Lirithea podeszła do Bahrama i musnęła go dłonią po policzku. Cóż, trochę kokieterii nigdy nie zaszkodzi, a na facetów zawsze działa. Lirithea D'riais: Twierdził, że komuś tak ważnemu w tej placówce na pewno nie odmówią, a mój towarzysz potrzebuje... natychmiastowej pomocy.
Mówiąc to, wpatrywała się swoim przenikliwym spojrzeniem w oczy Bahrama (którą parę - ciężko stwierdzić), a jej dłoń zsunęła się z policzka i zatrzymała na jego klatce piersiowej. Lirithea D'riais: To jak, możemy liczyć na przyspieszoną wizytę?
Uśmiechnęła się przymilnie, co zdarzało jej się bardzo rzadko - właściwie tylko wtedy, kiedy miała do czynienia z mężczyznami, do których należało podejść w bardziej subtelny sposób, niż jaki prezentował ich niekompetentny dowódca Barrus Maurinius. |