Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2017, 10:48   #2
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hard comeback




Fundacja Sunny Hill, wczesny ranek
- Armageddon - Heen odezwał się zwracając na siebie uwagę. Przy okazji uścisnął mocno dłoń Mazz. Ruda nie potrzebowała zwykle takich gestów ostentacji… ale widział w jakim była stanie, oraz jak reagowała na Maire Whiters. Uściskiem dawał jej wsparcie i dosyć dyskretnie pokazywał coś, co rozumiały obie kobiety.
- Dziękuję Ci Eve. Halo mówił jak Ty… - urwał. - Pogadamy gdzieś na uboczu? Bez dzieci?
- Dobrze Cię widzieć całego, Luc. -
Blondynka pokiwała głową, nie dając po sobie poznać czy zauważyła gest solosa czy nie. Lecz zanim zaprosiła część dorosłych do gabinetu, wydała prośbę nakarmienia i napojenia dzieci oraz przygotowania mleka niemowlakom. Poprosiła o przyzwanie lekarza pediatry na dyżurze i pielęgniarek by zajęły się oględzinamy dzieciarni.
po tym wszystkim poprowadziła całą szóstkę do swojego biura.

Biura, które pomieściłoby sporą część fabryki Nixx.
Biura, wyposażonego w wygodne ekomeble, dwie duże sofy i dającą widok z wysokości na okolicę.
- Rozgośćcie się - rzuciła nie zwracając uwagi na wygody i wrażenie, jakie wnętrze mogło robić na części przybyłych. Sasha pierwsze co zrobiła to ściągnęła buty i przycisnęła rozlatujące się obuwie do chudej piersi. Sol nieco ogłupiały zrobił to samo. Oboje zrobili zaledwie kilka kroków do środka zanurzając brudne stopy w miękkim dywanie i rozglądając się wokół jak Ali w dziale żelków.
- Napijecie się czegoś? - Eve rozkładając swoje na biurku rzeczy nie zwróciła uwagi na zachowania gości. Próbowała za to zachęcić i przełamać pierwsze lody. Najłatwiej było jej zrobić to przy pomocy picia czy jedzenia.
- To Soll, jak twierdzi ma 25 lat, choć myślę, że zdecydowanie mniej - rozpoczął prezentację Lucifer. - To Sasha, podobno ma 15, ale myślę, że ciut więcej. A to Nixx, jej wiek nie ważny. Edka i Mazz pewnie poznałaś… Sasha, Sol i wszystkie dzieciaki z dołu po raz pierwszy widzą cywilizację. Znasz bajkę o Mowglim? Księga Dżungli, ten motyw. Nie dziw się, że zachowują się może trochę dziwnie.
- Nie dziwię. -
Lekarka uśmiechnęła się i wskazała nastolatkom fotele. - Spróbujcie usiąść tutaj. Są super wygodne.
Sasha poczekała na Sola, który nie chcąc stracić twarzy umościł się ostrożnie w fotelu. Zakręcił w nim nieco pewniej aż w końcu rozparł wygodnie z szerokim uśmiechem.
Sasha poszła w jego ślady ale ledwo przycupneła na koniuszku wciąż tuląc do siebie buty.
- Iiii? - Eve nadal uśmiechnięta odwróciła się do Luca. - Co kombinujesz?
- Wrzucili mnie do Chell, półoficjalnej strefy penitencjarnej bez nadzoru wewnętrznego. Praktykują to od kilkunastu, może dwudziestu lat, biorąc pod uwagę, że Sasha i Sol się tam urodzili… Bo oni wrzucają tam tych co są niewygodni, a prawnie nie ma ich jak dziabnąć prawnie. Nieoficjalnie, bez procesów, wyroków, a zatem operacji czasowej sterylizacji penitencjarnej, obliczonej na więzienia o wolnym ruchu osadzonych. Tam tych dzieciaków jest wiele więcej Eve…

Blondynka zastukała palcami w oparcie fotela na jaki sama się osunęła.
- Dużo dzieci tam jest? - spytała z namysłem i wyrazem twarzy jaki wydawał się Lucowi obcy i niepasujący do niej.
- Ja widziałem kilkadziesiąt… Sasha, Sol? - zwrócił się do lepiej zorientowanych.
- Nononono wszyszyszystkich tttto jakieś czteczteczterdzieści dwoje. Mimiminus te coco zabrane - wydukał Sol z uśmiechem spoglądając na Eve.
- Mhm. To można załatwić na dwa sposoby tak mi się wydaje. Ale musiałabym skontaktować się z naszymi prawnikami i omówić najlepszą opcję, Luc. Znalezienie domów zastępczych, leczenie i tak dalej to sprawy wtórne. Trzeba… - zamilkła na chwilę - … jak planowałeś je wyciągać?
- Przeznaczę na nie swoje oszczędności, zasoby i odszkodowanie jakie policja winna jest mojej żonie za posłużenie się nią w sprawie O’Conella i Della. Mam dla nich lokum, tymczasowy. Powinny te dzieci być ze sobą, przynajmniej na razie. Mieć w sobie oparcie. Wiesz… myślę, że można tu zrobić win-win scenario. Sunny dostało wizerunkowo po tyłku przez Fergiego, odbuduj to. Załóż program przywracania do cywilizacji dzieci ze stref pseudopenitencjarnych. Może być ich więcej niż Chell. Znajdą się sponsorzy. A jak ich wyciągnąć? Oficjalnie. Wojna do cholery. Trzeba to nagłośnić by sami wypuścili te dzieci z takich stref.

Evangeline pokiwała głową i jednocześnie nogą założoną na drugą.
- Pomówię z prawnikami jak najlepiej to ugryźć. Lokum jakie? - spytała. - Na nielegalu możesz używać własnego mieszkania ale żeby usakncjonować prawnie ich status, trzeba będzie pomyśleć o czymś większym docelowo. Ile teraz jest z wami?
Nixx przyglądała się Evangeline z lekkim uśmieszkiem bładzącym na ustach. Edek sięgnął po fajka i poczęstował Sola. Sasha przy okazji również załapała się na fajka.
- Dziewięcioro plus trzy niemowlaki. Znajoma zostawiła mi mieszkanie na opiekę. Miało być dla Aliego i Kiry jak wyjdzie ze szpitala. Ali się do mnie przyzwyczaił, Kira w wariatkowie. Stoi puste…
- Ok na chwilę obecną może być. Ktoś się nimi zajmie? Oprócz Sola i Sashy? -
Eve sondowała spokojnie.
- Dlatego tu jestem. Te dzieci nie wiedza nawet do końca co to elektryczność. Sprzęt AGD to dla nich jak dla mnie loty kosmiczne. Myślałem o opiece 24h z równoległą terapią. Sasha i Sol i ta kolejna dwójka nastolatków nie ogarną tej dzieciarni, sami nie rozumieją co to mikrofala. Dlatego pomyślałem o Tobie. Nawet nie o Sunny samym w sobie, a o Tobie. Pomożesz?
- Luc, nie jestem w stanie zajmować się dziećmi 24 na dobę. -
Eve pokręciła głową. - Znajdę jednak kogoś, kto będzie przy nich i pomoże w nauce i aklimatyzacji. I ogarnę temat wydobycia pozostałych dzieciaków. - Eve brzmiała na nieco zmęczoną i przytłoczoną byciem CEO. - Tyle...
- Eve, cholera, pomyślałem o Tobie, bo masz w sobie pasje do tego by tak pomagać. Nie byś siedziała sama z nimi. Sunny to korpo, zależy kto jest na CEO. Gdyby był ktoś inny, to bym nie proponował. Chodzi mi własnie o przydzielenie opieki z SH w ramach projektu.
- Dobrze, przecież to powiedziałam. Ale jako CEO korpo muszę zroganizować temat zgodnie z literą prawa. Dam znać wieczorem. W między czasie zbadamy dzieci i ocenimy ich stan zdrowia. Jeśli trzeba będzie udzielimy pomocy. I zorganizuję kogoś by pomógł im na początku z wdrożeniem do nowej codzienności. Leczeniem zajmiemy się jak tylko dział prawny prześle wskazówki. Tyle mogę na chwilę obecną. -
Spojrzała do na Heena to krótko na Mazz i znowu na Luca, który skinął głową.
- Ja uderzę w media...
- A możesz zaczekać? -
wpadła mu w słowo. - Dobrze by było zorganizować działanie. Nie chcę musieć reagować na twoje posunięcia. Chciałabym działać wspólnie. Dobrze?
- Dobrze. Bo teraz idę do szpitala. Minie trochę nim poskładają mnie do kupy. Na razie chce do Aliego. Hm... Eve, on bardzo się pali do techniki, konsol… - Luc też był zmęczony, do tego plątał się, nie wiedział jak to powiedzieć. - Te dzieci będa musiały ogarnąć technologie. Myślisz że… on? Też malec, to mogłoby... Wiesz, pewność siebie, lider grupy. Co myślisz? Nie znam się na tym tak jak ty.
- Ali w tej chwili potrzebuje Ciebie i pewności, że nie zostawiłeś go specjalnie. Musi być pewien Ciebie. To zajmie trochę. Jeśli będziesz z nim w pobliżu dzieci, pamiętaj żeby pokazywać mu, że on ma pierwszeństwo. Że jest najważniejszy. Towarzystwo innych dzieci może być pomocne, ale musisz odbudować najpierw wasze relacje. I dać mu czas na uspokojenie się.

Kiwnął głową.
- O której je odebrać?
- Dwie godziny wystarczą Ci? -
Eve uśmiechnęła się.
- Chyba tak. Pojadę do Aliego, potem wrócę, odbiorę maluchy i pójdę umrzeć w Highway.
- Myślę, że wszyscy mamy chwilowo dość umierania, szczególnie Twojego. -
Blondynka skrzywiła się, podobnie jak Mazz. - Więc nie umieraj. Odpocznij i wyśpij się. Zalecenie lekarza. - Mrugnęła wesoło i podniosła w fotelu.
- Tak jest Pani doktor - Lucyfer wstał. - Będę za dwie, może trzy godziny.




Gdy wyszli od Eve Lucifer polecił Sashce i Solowi zostać. Sami mogli załapać się na badania dotyczące dzieci, oraz choć trochę pomóc tym biednym pracownikom, jacy mieli być przydzieleni do ogarnięcia chellowskiej dzieciarni.
- Pojechałbym wpierw do Concourse… choć na kwadrans by się ogarnąć. Nie chcę tak pokazywać się małemu… - zwrócił się do Mazz i Edka
- To ja się zmyję, skoro burdel ogarnięty - mruknął punczur. - Dobrze cię znowu widzieć, Heen - wyszczerzył się zapalając papierosa. - Jak dożyjesz piątku, musimy wyskoczyć na imprezkę. Brakowało mi tego. - Walnął Luca w łopatkę, tak że aż nim tąpnęło.
- Dzięki wielkoludzie.
- Co robimy z tą dupencją? -
Mazz wskazała na Nixx.
- Nie mam zamiaru jej niańczyć, ani nikogo co by to robił jak będę w Highway. - Heen przeniósł spojrzenie na blondynkę. - Jeszcze dziś lecisz do Rio.
- Miałeś opowiedzieć więcej na temat zlecenia - mruknęła Nixx. - Rio? A co z dokumentami, kasą, bronią?
- Kasę dostaniesz, wytyczne też. Broń? Po co ci broń?
- Na wszelki wypadek. Dokumenty? Jak się tam mam niby dostać? -
wzruszyła ramionami
- To inna kwestia. Nie mówię, że masz jechać wprost stąd na lotnisko. - Luc przeniósł spojrzenie na Mazz. - Na razie do mnie, potem ogarnę wypchnięcie suki do Brasil.
- Mhm… -
Ruda nie wyglądała na przekonaną - jesteś pewien?
- I tak muszę sprzedać apartament. Potrzeba kasy, a policja je z pewnością monitoruje. -
Wzruszył ramionami. - Nie mam gdzie jej trzymać. Klita w Jersey spalona, do Naomi za dwie godziny trzeba odwieźć dzieci.
- Jeśli je monitorują, nie powinieneś się tam pokazywać. Może… może do Mo?
- Nie o to chodzi. “Monitorują” w sensie mają je w rejestrach jako moje. Aktualnie myślą, że jestem w Chell, a do tego Kyle tam przecież pomieszkuje. Zaczną ewentualną obserwację, gdy wyjdzie na jaw, że mnie w Chell nie ma.

Pokiwała głową, choć chyba nie do końca przekonana.

Po wyjściu z SH zobaczyli Edka, co machnąwszy im jeszcze raz właśnie odjeżdżał spod kliniki jednym z samochodów. Kilka minut później mknęli drugim w kierunku Concourse.




Apartament Lucifera w Concourse, ranek
Do wieżowca wjechali garażami, skąd windą dostali się na piętro Lucifera. Nie posiadając ze sobą karty dostępowej, solos otworzył kodem i wkroczył powoli do środka. Apartament był pusty, w miarę uprzątnięty choć widać było, że zamieszkany. Tu kurtka Kyle’a, tam jego koszula, pełna popielniczka, w kuchni nieco kartonów z take away. Mimo to był to dom. Różnica między norą Nody walnęła Luca z pełną wyrazistością.
- No to jesteśmy - mruknęła Ruda, a Nixx kuśtykajac rozglądała się ciekawie po lokum.
- Myślisz, że Kyle da radę przyjechać, czy zaczepił się gdzieś w jakiejś robocie?
- Kyle siedzi z Alim -
odpowiedziała spokojnie nie spuszczając spojrzenia z Nixx. - Ktoś musiał z nim zostać. - Spojrzała znowu na Luca.
- Racja… -
przetarł twarz dłonią. - Daj mi kilka minut.

Skierował się do łazienki, gdzie zdjął z siebie brudne ciuchy i wrzucił do pojemnika na jednorazówki. Włączył strumień wody i wszedł pod nią odczuwając nieziemską rozkosz. Stał tak dłuższą chwilę napawając się nią. Cywilizacja w miejsce wegetacji na śmietnisku. Życie. Pieprzona bieżąca ciepła woda jako objaw luksusu i normalności w jednym. Ten tydzień wstrząsnął nim. Do tej pory myślał, że slumsy, nNYCatseray, to prawdziwe dno i równia pochyła dla człowieczeństwa… Chell pokazało mu iż zawsze dno może być czyimś sufitem. Mimo wszystko nie żałował. Upiorne wakacje wiązały się z możliwością wyciągnięcia stamtąd dzieciaków, kolejne haki na policję. Nixx odwalająca zemstę na Danym. Tylko ten strach… co czeka go w mieszkaniu Mazz. Jak zareaguje Alisteir. Przymknął oczy i nie poruszał się obmywany ciepłymi strugami w bezruchu.
Nie było jednak czasu.
Rozpoczął żmudną pracę związaną ze zmywaniem z siebie warstw brudu i smrodu jaki osadził się na nim podczas ponad tygodniowej obecności w Chell.
Trwało to dłużej niż kilka minut.

W końcu wyszedł i wytarł się ręcznikiem, po czym owinął się nim z braku zapasowego ubrania w łazience.
Zerknął w lustro.
Zarośnięty i lekko wymizerowany Heen spoglądał na niego ciężkim wzrokiem. Na ramionach i piersi miał pełno blizn, będących ledwo zaleczonymi pamiątkami po zabawach Nixx. Zaczął się golić i dopiero gdy skończył skierował się ku drzwiom. Przez ułamek sekundy przeszła mu przez głowę myśl, że ostatnio gdy wychodził z łazienki za drzwiami czekała go krwawa samba, tym razem jednak były jedynie dwie kobiety oraz atmosfera, którą można było kroić nożem.
- Ja też wzięłabym prysznic - stwierdziła bardziej niż zapytała Nixx. - Skoro mam podróżować i być reprezentatywna, potrzebuję też niezłe ciuchy i coś do makijażu.
- Masz pięć minut. Ubranie jakieś jest, reszta później -
warknął odsuwając się od drzwi.
Ruszyła kuśtykając ale nadal rozglądając się szacująco. W końcu zniknęła za drzwiami łazienki, z której zaraz dał się słyszeć szum wody.

Ruda bez słowa podeszła i wtuliła się mocno, obejmując Heena w pasie, który przytulił ją i zanurzył twarz w jej włosach.
- Zabiję cię, jeśli wywiniesz mi jeszcze raz taki numer.
- Nie wywinę… zaskoczyli mnie taką reakcją. Przepraszam Mazz.
- Mhm... -
mruknęła. - Powinieneś iść do lekarza. Wyglądasz okropnie. Schudłeś. - Oceniała “straty” muskając jego ciało dłońmi. Uniosła twarz z zatroskanym spojrzeniem.
- Pójdę. Może jeszcze dziś. Ali… Zakwaterować dzieciaki, wypchnąć do Brazylii tę gnidę i obiecuję, że odpocznę. - Pocałował ją, na co ochoczo przywarła do niego ustami. Nie odpuszczała pocałunku, który więcej miał w sobie potrzeby bliskości niż dzikiej żądzy.
Kilka chwil upłynęło na czerpaniu siły z siebie nawzajem, co przerwane zostało kliknięcięm otwieranych drzwi do łazienki.
- Gdzie te ciuchy? - zagderała Nixx.
Heen nie odpowiedział.
Puścił Rudą i poszedł do sypialni.

W szafie było trochę ubrań Kiry, a solos miał głęboko w dupie czy będą pasowały na córkę Lugo czy nie. Wziął jeden jednorazowy komplet ze swoich ubrań i odsunął ukryty panel kryjący prostą konsolę. Standardowa apartamentowa skrytka na kod otworzyła się uchylając tylną ściankę szafy. Lucifer korzystał rzadko z tego mieszkania większość rzeczy trzymając w Jersey. PMy, pistolety i ekwipunek do nReport zostały u Mazz, a tu nie było zbytnio co zabierać poza niewielką liczbą kredytów ‘na czarną godzinę’ i strzelby jakiej wolał nie trzymać przy Chester ave., bo była grubo nielegalna. A tam nie miał nawet takiego pseudosejfu jak tu.
Z ciuchami i bronią wrócił do salonu.
- W szafie masz trochę rzeczy, wybierz coś, tylko streszczaj się. - Sam rzucił broń oraz pudełko amunicji na kanapę i zaczął się ubierać.
Blondyna podreptała ledwo owinięta ręcznikiem. Nie przejmowała się obecnoscią Rudej, bawiła się raczej irytowaniem Luca.

Wróciła po kilku chwilach wciśnięta w mieszankę ubrań żony Lucifera. Były miejscami za luźne, miejscami przycisane. Kira miała zupełnie inną figurę niż Nixx.
- To raczej nie zwróci uwagi nikogo. Chyba, że ma to być reakcja śmiechem - stwierdziła opierając dłonie na biodrach.
- Załatwisz sobie coś innego. Dostaniesz kasę na misję. - Solos zwrócił się zaraz do Mazzy: - Rzeczy dla dzieciarni o jakie prosiłem Halo są tutaj?
- Tak wszystko jest zrzucone w kuchni. -
Kiwnęła potwierdzająco. - Chyba, że Kyle wywalił do innego pokoju. Idziemy?
Lucifer również kiwnął głową i zajrzał za kontuar oddzielający otwarta kuchnię od przestrzeni salonu. Były tam trzy spore torby wyładowane zapewne ubraniami i innymi środkami dla maluchów. Rozpiął jedną i położył na ciuchach shotguna, po czym z powrotem ją zasunął i podniósł za uchwyty.
- Dobra, zabieramy to i lecim, Ty też Nixx. - Wskazał głową na jeden z pakunków.
- Nie dam rady dźwigać z tą nogą. Ledwo sama chodzę. - Blondynka nie wyglądała jakby miała skakać z radości i służyć za tragarza.
- Dasz, silna z ciebie dziewczynka. Nie wkurwiaj mnie, to do windy i samochodu tylko.
- Nie wkurwiać Cię? Ocipiałeś? Ledwo mogę stanąć na stopie którą mi rozjebałeś. Mam jechać załatwiać Ci sprawkę w Rio, to muszę móc chodzić a nie kustykać. Ona może zabrać dwie torby. -
Wskazała gestem głowy na Mazz, która zgrzytnęła zębami.
- Możesz to ciągnąć po ziemi, serio cholera nie mam czasu. Łap się za to.
Nixx jednak nie zamierzała rzucać się do wykonania nakazu. Założyła rękę na rękę i ani myślała dźwigać czegokolwiek. Mazz mruknęła coś pod nosem i chwyciła uszy kolejnego toboła ignorując ironiczny uśmieszek blondyny.
Heen nie odezwał się spojrzał tylko zimno na córkę Lugo i wskazał jej drzwi.




Mieszkanie Mazz w Bronx, późny ranek
- Mazzie, pójdziesz na górę przygotować jakoś małego? - Heen spytał cicho gdy zatrzymali się w podziemnym parkingu apartamentowca Rudej. Podobnie jak w przypadku apartamentowca w Concourse nie chcieli pchać się w zasięg przemysłowych kamer w hallu budynku, nawet gdy zarówno on jak i Nixx już wyglądali jak ludzie. - Poczekam tu na Kyle’a, niech jej przypilnuje przez ten czas jak będziemy na górze.
Ruda kiwnęła potakująco choć minę miała nietęgą. Wkrótce zniknęła w windzie prowadzącej na poziomy mieszkalne.

Kyle pojawił się tak szybko, że Luc zastanawiał się, czy w ogóle miał czas zamienić słowo z rudzielcem. Wychodząc z windy rozglądał się w poszukiwaniu wozu i Heena, a zobaczywszy go ruszył niemal biegiem w kierunku młodszego brata, który wysiadł z samochodu i też ruszył w jego stronę. Bez słowa objął Kyle’a, który ucapił Luca za kark spracowaną dłonią i potrząsnął jak szczeniakiem, twardo nie ukazując wzruszenia. Solos dopiero po jakimś czasie oderwał się od niego.
- Kontrakt ci przepadł głupku… - powiedział cicho nie patrząc mu w oczy.
- Głupek mi przepadł głupku… - odmruknał Kyle i walnął Luca w plecy otwartą dłonią wciąż trzymając go w braterskim uścisku. - Leć. Mały wariuje. Później pogadamy. - Puścił w końcu i wciągnął głęboko powietrze. - Dam znać ojcu i Amandzie, że jesteś cały.
- Przypilnuj jej. -
Solos nie bardzo był w nastroju i nie miał czasu wnikać, że rodzina się dowiedziała. Musieli przejść swoje w Well. - Uważaj, suka jest niebezpieczna.
Sam ruszył ku windom, choć wobec tego co go czekało nogi odmawiały mu posłuszeństwa.




Nie bawił się w anonsowanie powiadomieniem z panelu, tylko po prostuotworzył drzwi i powoli je uchylił. Wszedł do środka powoli, blady i niepewny tego co zastanie.
Alisteir był w Salonie.
Stał również pobladły na przeciwko wejścia w swojej ukochanej bluzie dinozaura i spodenkami zwisającymi z chudego tyłeczka.
Gdy zobaczył Luca, postąpił kroczek i drugi wpatrując się uważnie w twarz ojca, a potem rzucił się biegiem w jego kierunku z krzykiem i rozpaczliwym płaczem. Wtulił się rozedrgany w nogę Heena i chlipiąc zaciskał chudziutkie ramionka wokół uda.
Mazz odwróciła się ocierając oczy, Lucifer też miał w nich mokrawo. Pochylił się i wziął chłopca na ręce, po czym ściskając szeptał mu do ucha jakieś podbudowujące bzdury i zapewnienia, że już teraz wszystko będzie dobrze. Przepraszał przy tym i pieprzył z przekonaniem, że Ali był z pewnością bardzo dzielny. Właściwie sam nie wiedział co mówić, ani jak się zachować. Reagował więc czysto intuicyjnie przytulając małego i ocierając mu oczy.
Ali chyba nie słuchał nic z tego mówił do niego ojciec bo zatychając się i chlipiąc histerycznie próbował łapać powietrze.
- Ja nie ciałem byś szeł. Ja bendem - chlipnięcie aż ciałkiem małego szarpnęło - mówić. Bendem gszeczny. Nie zostawis mnie jus? Nie, prawda? - zasmarkany, zaryczany malec o podkrążonych oczkach spojrzał ojcu w twarz błagalnie. Widać było, że w desperacji obieca wszystko. - Ja bendem najlepsym synkiem. Nie zostawis? - zatchnął się.

Lucifer nie wiedział co bardziej go uderzyło. Czy to, że po raz pierwszy od czasów Wellington Ali się do niego odezwał, czy to że nieobecność ojca uznał za swoją winę. Obie rzeczy trafiły solosa jak młot w głowę. Zachwiał się i sam rozpłakał opadając na kolana.
- Ali… - próbował mówić. - To nie tak… Ja… ja bym Cię nie zostawił przecież… - Przez łzy szukał wzrokiem Mazz jakby szukając wzrokiem czegoś co utwierdziłoby go w tym iż to tylko takie żarty. Okrutne jak cholera, ale dałby wiele aby zmówili się i nie było to tym co malec sobie pomyślał. Ruda jednak nie wyglądała na ubawioną ani zadowoloną z siebie jak zwykle w takich sytuacjach. Łzy ciekły jej rządkiem po twarzy gdy obserwowała cierpienie obudwu Heenów. Powoli zbliżyła się do nich i uklękła u ich boku obejmując ramionami.
- Nigdy bym cię nie zostawił. - Znów otarł mu oczy. - Zamknęli mnie, daleko, a ja chciałem wrócić do ciebie. Ali, no nie płacz już - prosił, choć sam ledwo widział przez załzawione oczy.
Chłopiec nieco zaskoczony reakcją ojca zaczął podobną taktykę jak Luc kilka chwil wcześniej.
Zaczął obiecywać, że będzie sprzątać, i myć zęby, i nigdy nie rozrzuci zabawek i że Luc nigdy nie pożałuje, że Ali jest obok. I że wszystko będzie dobrze, bo Luc się nie będzie musiał martwić o nic.

- A może usiądziemy sobie na sofie, co? Wszyscy zmęczeni jesteśmy, a tam wygodniej. Ali, co Ty na to? - w końcu cicho odezwała się Mazzy.
Malec kiwnął głową nie odklejając się od Heena. Ruda otarła łezki chłopca i przesunęła dłonią po twarzy Luca, pomagając obydwu podnieść się.
Solos nie bardzo pamiętał drogę do sofy, ocknął się dopiero jak już siedział z Alisteirem wczepionym w niego. Chłopiec ciepłą łapką trzymał się szyi Heena, a ten uspokajał się po emocjach nim targających. Przez długą chwile panowała cisza.
- Crow pomagał ci w opiekowaniu się Mazz? - zaczął w końcu pytaniem, aby lekko rozładować atmosferę.
- Mhm - chłopiec lekko czknął po przeżytym katarsis. Drżenie powoli ustępowało.
Ruda przyniosła dwa piwa i kubeczek soku.
- Macie, napijcie się. - Sama też solidnie łyknęła z puszki.
- Dzięki. - Luc wziął piwo, a chłopcu podał puszkę soku. Swój napój opróżnił w połowie jednym łykiem. - Nic mi nie jest Big Al, ale i tak będę musiał zobaczyć się z doktorem. Będziesz chciał być przy mnie przez ten czas jak wtedy co byłeś z mamą?
- Mhm -
potwierdził Ali ocierając górną wargę rękawem.
- Zapewnią nocleg i opiekę w klinice? - Mazz zapytała cicho, wyrównanym tonem by nie alarmować malca.
- Raz już to zrobili, problemów nie było. A jak nie to tam nie zostanę i wrócę po jedynie bazowych badaniach.
- Kiedy chcesz jechać?
- Sunny i transport “Załogi Chell” do Woodbridge, chciałbym zobaczyć się z Halo. Wyprawic Nixx do Rio. Pewnie dopiero wieczorem.
- Sunny mogę załatwić, Halo może wpaść tutaj. Blondaskę można wsadzić do samolotu ale coś mówiła o braku dokumentów? Może byście się przespali co? Obaj wyglądacie jakbyście nie kimali od stu lat -
rzuciła żartobliwie w stronę Aliego, ale mały nie podchwycił dowcipu.
Lucifer spał bite trzy dni z ostatnich czterech, ale ostatnie 24 godziny były totalnym wariactwem, czuł się wypruty zarówno fizycznie jak i psychicznie.
- Kyle musiałby siedzieć z Nixx, nie ufam jej. Jest niebezpieczna - mruknął, ale widać było, że bardzo pasuje mu plan Mazz.
- Kyle sobie poradzi. Idźcie spać. Ja spróbuję pogadać z Halo na temat papierów dla jędzy.
- Sam muszę wyrobić swoje… póki nie mam ID, nie mam nawet dostępu do konta. -
Pokręcił głową. - Powiedz Solowi i Sashce, by ogarnęły dzieciarnię, Eve da jakieś wsparcie z pracowników, ale myślę, że wobec tej bandy pluton borgów to było by mało. - Solos wstał z Alisteirem na rękach.
- Powiem. Nie martw się. - Porowadziła Luca ku sypialni. Zasunęła żaluzje i pokój zalała ciemność. Pachniało tu nią. Było cicho, ciepło i bezpiecznie, a wielkie rozkopane łóżko rudzielca nęciło i zapraszało. Ali wciąż na rękach u ojca skopał buciki, a gdy Luc władował się do łóżka, malec w majteczkach i koszulce wcisnął się obok, wtulając w jego bok.
Mazz przymknęła drzwi i zaczęła telefoniczną rozmowę z Halo, nim skończyła, oba Heeny już spały.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline