Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2017, 13:56   #41
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


- Sikorko... sikorko... wstajemy...

Jak przez mgłę przebijał się do niej głos Martina. Początkowo nie rozumiała co i do kogo mówi, po chwili jednak uświadomiła sobie, że to ona jest jego “sikorką”. Otworzyła oczy, a on uśmiechnął się do niej wśród mroku. Wciąż leżała na jego ciele, wciąż... był w niej.

- Wygląda na to, że udało nam się przetrwać. - powiedział i prowokacyjnie zafalował biodrami, unosząc ją na sobie i wbijając się w nią głębiej.

Sophie zamknęła oczy z powrotem i wtuliła się w niego. Przetrwali, tylko co teraz?

- Yhym. - Chwilę pozwalała mu się poruszać, pozwalając by te ruchy ją obudziły, po czym uniosła się na rękach i zaczęła się z niego zsuwać. - To teraz tylko trzeba jakoś od nich uciec.

Zamruczał niezadowolony, ale chyba sam rozumiał, że powinni się oddalić jak najszybciej od siedziby Ankh.

- Masz jakiś pomysł? - zapytał, również się podnosząc i podważając płytę nad ich głowami, by mogli wyjść.

Sophie wyjrzała ostrożnie, upewniając się, że rzeczywiście ich nie znaleziono. Powoli wstała przeciągając się i obejrzała swój strój. Teraz jeszcze z rozdarciem na kroczu i cały ubrudzony piachem.

- Prysznic, ciuchy, jakieś auto i na razie odjechać jak najdalej. - Wyszła z ich legowiska i zaczęła się otrzepywać. - Dotrzeć o ile się da do dużej miejscowości by móc chociaż spróbować zgubić trop. - Zapięła zamek od bluzy. - A potem zwiać gdzieś gdzie nie sięgają macki Camarilli.
- Mmmm wiesz, ślicznie teraz wyglądasz w tych podartych ciuchach, z zaciętą miną i ubłoconym ciałkiem... jak bohaterka jakiegoś serialu o przetrwaniu w czasie zombie apokalipsy
. - zachichotał Martin.

On również wstał i spróbował się ogarnąć, lecz w jego przypadku górna część odzieży zupełnie nie nadawała się już do użytku.

- Pytanie brzmi co potem, sikorko. Musimy mieć też jakiś długofalowy plan. Chcesz cały czas skakać z miejsca na miejsce? Bez papierów, bez kasy, z naszymi buźkami, które teraz prawdopodobnie wiszą na każdym komisariacie w okolicy i na każdym lotnisku w ogóle…
- Wybacz do wczorajszej nocy byłam człowiekiem z niezłą ilością forsy na koncie, sztuczną tożsamością, pracą i paroma innymi udogodnieniami.
- Sophie sprawdziła w jakim stanie jest jej broń i ile ma naboi. - Jakoś nie planowałam tego, że będę musiałą zwiewać przed połową świata.

Schowała pistolet i spojrzała na Martina. Najbardziej fascynowało ją to, że to zrobiła i to dla durnego kanarka który myśli tylko o pieprzeniu jej. Zirytowana przeczesała włosy, z których posypało się trochę ziemi. Najgorsze było to, że wcale nie żałowała. Że jakoś dobrze jej było z tym blondynkiem.

- Jedyne co mi przychodzi do głowy to dostać się do Stanów i spróbować w jakimś opanowanym przez anarchię mieście. Co do dokumentów, obawiam się że Andre wie o wszystkich moich kontaktach w Paryżu i znajomych ze Stanów, więc moje drogi zdobycia jakichkolwiek fałszywych papierów są odcięte. Już nie mówiąc o mieszkaniu i miejscach gdzie mogłabym co nieco dorobić.

Mężczyzna wygrzebał się z ziemi i zaczął wytrząsać błoto z włosów, które nawet teraz połyskiwały złocistym odcieniem. Następnie rozprostował się i napiął umięśnione plecy. W ramach rozgrzewki wykonał kilka pompek, po czym znów wrócił do pionu i wyszczerzył się radośnie.

- Jest jeszcze jedna opcja. Jak dziecko nic nie może wskórać u mamusi, ucieka do... tatusia. Musimy się skontaktować z Sabatem.
- Też o tym myślałam, ale…
- Sophie podeszła do Martina i wyczyściła leko jego twarz. - … zwiewanie od bandy książąt, tylko po to by władować się pod jurysdykcję kapłanów jakoś mnie nie kręci. Znów wiązanie krwią, interesy, kolejne zachłanne typki. Do tego wkupowanie się w ich łaski i pewnie trzeba by znów zaangażować się w tą wojnę…już nie mówiąc o tym że trzeba by znaleźć jakiegoś sabatnika. - odsunęła się od wampira. - Otwórz tę kłódkę, wydostaniemy się z tej wsi, a ja dam swojej pustej główce to przetrawić.
- Jedyne więc co mi przychodzi, to ucieczka na kraniec świata.
- odparł wampir. Kiedy ją mijał, klepnął jej pośladek, po czym zaczął otwierać kłódkę swoim złodziejskim sposobem. Pół minuty później mogli swobodnie wyjść z garażu.

Sophie wyjrzała przez uchylone drzwi upewniając się czy nikogo nie ma w magazynie.

- Będę się tym martwić jak przestanie mi wiać po tyłku. Włammy się do któregoś domu, spijmy właścicieli i zgarnijmy rzeczy, których potrzebujemy.

Opuścili magazyn i przemykając w cieniach ruszyli w kierunku jednego z domów. Sophie podeszła tak, by móc sprawdzić czy terenówka Ankh nadal stoi na swoim miejscu. Tym razem jednak samochodu nie było na podjeździe. Na swój “atak” wybrali nieduży dom z zarośniętym ogródkiem. Wszystko w nim wskazywało na to, że gospodarzy nie ma zbyt wielu do pracy. I też tak się okazało. W sypialni na piętrze wampiry znalazły parę staruszków. Małżonkowie pochrapywali w najlepsze i nawet skrzypienie drzwi wejściowych czy uginających się pod każdym krokiem, zbutwiałych desek nie był w stanie wyrwać ich z letargu. Sophie spiła staruszkę, pozwalając Martinowi upić co nieco ze starszego pana. Wypiła tylko tyle by raczej się nie obudzili. Na spokojnie rozejrzała się po domu. Szukała czegoś co mogłaby na siebie narzucić, a nóż może czasem odwiedza ich rodzina i zostawili jakieś ciuchy. Poprosiła Martina by też rozejrzał się za jakąś gotówką. Przy swoich poszukiwaniach znalazła torebkę, szybko wyciągnęła portfel i wyjęła z niego samą gotówkę i tak nikt by nie uwierzył że jest 73-letnią Anną Hamilton. Poszukiwania przerwali po 2-3 minutach i znajdując w pokoju jakieś chłopięce i męskie - na Martina idealne, na Sophie... no cóż, chłopięce mogą pasować. Sophie to za bardzo nie przeszkadzało, najwyżej zostanie skejtówą. Nie wyobrażała sobie założyć czyjejś bielizny więc bez zbędnego zastanawiania się nałożyła wszystko na gołe ciało.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/4f/6a/03/4f6a038a8fb102b5ed2bb5146f4140d7.jpg[/MEDIA]

Zgarnęła jakąś torbę z kuchni i wrzuciła do niej swoje stare ciuchy. Przysiadając na stole zerknęła na dzisiejszą gazetę, która leżała na jadalnym stole. Przez ostatnie tygodnie, treningi, potem Ankh, oderwała się od rzeczywistości. Szybko przelatywała po nagłówkach, spodziewając się, że na każdej stronie zaraz może zobaczyć swoją twarz, ale jednocześnie zerknęła na pogodą, ba na datę bo już jakiś czas temu straciła rachubę. Nawet nie wiedziała czy zakołkowana była dzień czy dłużej. Na szczęście nie zauważyła na żadnej ze stron ich podobizn. Jeszcze. Na górze pierwszej strony pojawiła się data 16 czerwca 2016 roku - czwartek. Dzień jak każdy inny, choć prognozy pogody nawet jak na Anglię były optymistyczne. Podobno nawet miało nie padać!

Sophie czekała na Martina, aż ten sam się ogarnie. Niestety małżeństwo nie okazało się być dumnymi posiadaczami auta, co oznaczało, ze będą musieli zdobyć je gdzieś indziej.

- Tylko co dalej.. - Zirytowana wrzuciła gazetę do kosza.

Tymczasem Martin, który parę minut temu skończył brać prysznic wyszedł z łazienki. Miał na sobie biała koszulę i spodnie od garnitury należące pewnie do starszego syna małżeństwa - adwokata, jak wynikało ze zdjęć.

[MEDIA]http://33.media.tumblr.com/46e4f00267ef2b6c7f9e938f7e1cc93a/tumblr_inline_mixwzjtc9W1qz4rgp.gif[/MEDIA]

- Cześć ziomalko! - przywitał ją z łobuzerskim uśmiechem - Jesteś z pokolenia yolo czy to już nie modne? A może zamiast “cześć” powinienem powiedzieć “jou jou jooou”?
- “Sa mère la pute, on sort du shtar, on fait la diff'”
- Sophie z rozbawieniem wypowiedziała werset trochę jakby rapowała. - Wszystko co z siebie wydukałeś jest passe, bureaucrate.

Zeskoczyła ze stołu i podeszła do wampira.
- Zdobądźmy jeszcze jakieś auto i zabierajmy się z tej wiochy.
- Pani preferencje?
- przyciągnął dziewczynę do siebie, wykorzystując jej przydługą kurtkę. Spoglądając z góry na nią, przygryzł wargę. Znała ten wzrok…

Dziewczyna przysunęła się bliżej, stanęła na palcach i odezwała się prawie dotykając swoimi wargami jego ust.

- Seksualne, czy pytasz o auto? - Sophie odsunęła się lekko i uśmiechnęła się do wampira. - Marzy mi się terenówka. Nie mogłam, żadnej poprowadzić od czasów wojska.

Śledził ją rozognionym wzrokiem, przyginając kark, jakby szykował się do skoku. Prawdziwy drapieżnik. Nie poruszył się jednak. Oblizał wargi.

- Nie wiem czy znajdę terenówkę w tej dziurze, ale jeśli ci ją załatwię... wisisz mi jedną fantazję, sikorko. Seksualną. - dodał z uśmiechem.
- Nie wiem czy mogę na ślepo zgadzać się na twoje fantazje, kanarku. - Sophie nachyliła się i ucałowała jego szyję. Była ciekawa, bardzo ciekawa co też wymyślił ten napalony wampirek. - Ale skoro załatwisz nam pojazd…
Mrugnął do niej.
- Zobaczysz, załatwię ci taką furę, sikoreczko... poczujesz się jak prawdziwa blachara. - wykonał nieprzyzwoity ale jakże wymowny gest w okolicy krocza - Zaczekaj na mnie.
I wyszedł kuchennymi drzwiami. Sophie została sama w domu z parą śpiących staruszków.

Dziewczyna poczuła lekki niepokój. Nie lubiła gdy Martin wychodził sam. Użyła niewidzialności i ruszyła za nim.

Wampir zachowywał się jak rasowy złodziej, a nie historyk-pisarz. Chowając się w cieniach domostw przemykał się pomiędzy ogrodami. Zmieniał jednak obrane ścieżki, gdy tylko usłyszał ludzkie głosy lub szczekanie psa. Był niezły. Może nie posiadał nadnaturalnego talentu jak Sophie, ale widać było, że ma doświadczenie. Wampir oglądał auta w sąsiedztwie, gdy nagle ryk silnika przykuł jego uwagę. Ostrożnie wyjrzał przez ogrodzenie. To samo uczyniła niewidoczna Sophie. Znów tu byli! Czterech żołnierzy Ankh zatrzymało się na tym samym podjeździe, co ostatnio po czym wszyscy wyszli z auta. Parami ruszyli na zwiad - jedni w lewo, drudzy w prawo. Standardowa procedura, więc chyba nie spodziewali się faktycznie spotkać uciekinierów.

Sophie obserwowała wampira. Była ciekawa czy zaryzykuje kradzież terenówki Ankh. Niewidzialna podeszła do auta, jednak cały czas zerkała na Martina. Zdecydowanie wampir nie stracił na swojej bezczelności. Kiedy żołnierze zniknęli, on ruszył w kierunku wozu. Miał szczęście. Nawet drzwi były otwarte. I na tym jego szczęście się kończyło, niestety. Wampir bowiem wyraźnie nie umiał sobie poradzić z odpaleniem auta. Wydawało się, że “kabelki” do tego zostały schowane inaczej. Sophie stanęła przy aucie obserwując czy nie nadchodzi ktoś kto mógłby przyłapać jej małego złodziejaszka.

Wreszcie mu się udało, choć musiał brutalnie rozgnieść jakąś skrzynkę. Przez chwilę przyglądał się ciekawsko kablom.

- A was skąd tu aż tyle... - mruknął do siebie.

Sophie powstrzymała prychnięcie, bo by zdradziło jej lokalizację. Była ciekawa czy wampirek odpali alarm.
Stało się jednak coś gorszego.

- O kur... - nim Martin dokończył zapłon wybuchnął wraz z całym samochodem tworząc istny pokaz fajerwerków.

Siła eksplozji odrzuciła Sophie o kilkanaście metrów i może poniosłaby ją dalej, gdyby nie żelazne ogrodzenie, na którym się zatrzymała. Ostre zakończenia płotu wbiły się w jej ciało, wchodząc w mięśnie i przyszpilając jej plecy oraz przedramiona. To jednak nie był najgorszy ból. Najgorsze było uczucie, że oto płonie żywcem. Była w pełni świadoma tego, jak skóra na jej twarzy i piersiach skwierczy, czuła swąd własnego mięsa. Nagle też cały świat skrył się w mroku. Ogień wypalił nie tylko jej skórę, ale także uszkodził lub całkiem pozbawił oczu. Wampirzyca uniosła się na nogach wyrywając siebie z płotu, z całej siły woli starając się nie dopuścić do głosu bestii… Martin… Czy ten debil żyje. Przetoczyła się po ziemi gasząc płomienie i puściła w obieg odrobinę krwi starając się zasklepić główne rany. Chciała krzyknąć ale ogień strawił też jej usta. Choć udało jej się zasklepić te rany, które wyrządziło jej ogrodzenie, nie była w stanie błyskawicznie zregenerować ciała. Cały czas była ślepa. W uszach huczało, choć przez kakofonię echa wybuchu przebijały się głosy zaalarmowanych ludzi, którzy biegli na miejsce wypadku. Odsunęła się starając się przemieszczać w stronę płotu, do którego przywarła używając niewidzialności. Czuła się cholernie bezradna, do tego martwiła się o tego idiotę. Czy przeżył tak bliski wybuch? Czy nie oszalał? Czekała aż jej słuch trochę wróci do normy i będzie mogła choćby usłyszeć co się dzieje. Skuliła się w kłębek mając nadzieję, że nikt w nią nie wdepnie. Liczyła, że wciąż jest niewidoczna, lecz jak mogła to teraz sprawdzić?

W myślach tylko powtarzała sobie. Oby nim rzuciło daleko, oby się ugasił, oby nie wpadł w szał. Czuła jak narasta w niej głód. Że też znowu nie zrobiła nic by go powstrzymać.

Nagle jeden głos przebił się przez inne, ponieważ dochodził z dość bliskiej odległości.
- No i jest nasza skwareczka - rozpoznała głos jednego z żołnierzy Ankh. Nie pamiętała jednak jego imienia.

- W porządku. Zdrapcie ją z chodnika i wezwijcie Andre. Niech uładzi miejscowych. Pewnie też sam będzie chciał się nią zająć.

Nie Andre… nie mogą ich… jego… jej zabrać... Ból doprowadzał ją do szału. Gdzie był Martin? Zaczęła czołgać się w stronę głosu. Wojskowe buty, które najwyraźniej do niej też szły, zatrzymały się przed wampirzycą. Chyba była ich jedna para, ale skąd miała wiedzieć? Była ślepa! Sophie chwyciła nogę, na którą wpadła, poddźwignęła się i wgryzła na wysokości spodni przebijając materiał. Pociągnęła ledwo dwa łyki, gdy osikowy kołek przebił z wprawą jej serce. Odpłynęła.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-03-2017 o 08:01.
Mira jest offline