Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2017, 13:56   #41
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


- Sikorko... sikorko... wstajemy...

Jak przez mgłę przebijał się do niej głos Martina. Początkowo nie rozumiała co i do kogo mówi, po chwili jednak uświadomiła sobie, że to ona jest jego “sikorką”. Otworzyła oczy, a on uśmiechnął się do niej wśród mroku. Wciąż leżała na jego ciele, wciąż... był w niej.

- Wygląda na to, że udało nam się przetrwać. - powiedział i prowokacyjnie zafalował biodrami, unosząc ją na sobie i wbijając się w nią głębiej.

Sophie zamknęła oczy z powrotem i wtuliła się w niego. Przetrwali, tylko co teraz?

- Yhym. - Chwilę pozwalała mu się poruszać, pozwalając by te ruchy ją obudziły, po czym uniosła się na rękach i zaczęła się z niego zsuwać. - To teraz tylko trzeba jakoś od nich uciec.

Zamruczał niezadowolony, ale chyba sam rozumiał, że powinni się oddalić jak najszybciej od siedziby Ankh.

- Masz jakiś pomysł? - zapytał, również się podnosząc i podważając płytę nad ich głowami, by mogli wyjść.

Sophie wyjrzała ostrożnie, upewniając się, że rzeczywiście ich nie znaleziono. Powoli wstała przeciągając się i obejrzała swój strój. Teraz jeszcze z rozdarciem na kroczu i cały ubrudzony piachem.

- Prysznic, ciuchy, jakieś auto i na razie odjechać jak najdalej. - Wyszła z ich legowiska i zaczęła się otrzepywać. - Dotrzeć o ile się da do dużej miejscowości by móc chociaż spróbować zgubić trop. - Zapięła zamek od bluzy. - A potem zwiać gdzieś gdzie nie sięgają macki Camarilli.
- Mmmm wiesz, ślicznie teraz wyglądasz w tych podartych ciuchach, z zaciętą miną i ubłoconym ciałkiem... jak bohaterka jakiegoś serialu o przetrwaniu w czasie zombie apokalipsy
. - zachichotał Martin.

On również wstał i spróbował się ogarnąć, lecz w jego przypadku górna część odzieży zupełnie nie nadawała się już do użytku.

- Pytanie brzmi co potem, sikorko. Musimy mieć też jakiś długofalowy plan. Chcesz cały czas skakać z miejsca na miejsce? Bez papierów, bez kasy, z naszymi buźkami, które teraz prawdopodobnie wiszą na każdym komisariacie w okolicy i na każdym lotnisku w ogóle…
- Wybacz do wczorajszej nocy byłam człowiekiem z niezłą ilością forsy na koncie, sztuczną tożsamością, pracą i paroma innymi udogodnieniami.
- Sophie sprawdziła w jakim stanie jest jej broń i ile ma naboi. - Jakoś nie planowałam tego, że będę musiałą zwiewać przed połową świata.

Schowała pistolet i spojrzała na Martina. Najbardziej fascynowało ją to, że to zrobiła i to dla durnego kanarka który myśli tylko o pieprzeniu jej. Zirytowana przeczesała włosy, z których posypało się trochę ziemi. Najgorsze było to, że wcale nie żałowała. Że jakoś dobrze jej było z tym blondynkiem.

- Jedyne co mi przychodzi do głowy to dostać się do Stanów i spróbować w jakimś opanowanym przez anarchię mieście. Co do dokumentów, obawiam się że Andre wie o wszystkich moich kontaktach w Paryżu i znajomych ze Stanów, więc moje drogi zdobycia jakichkolwiek fałszywych papierów są odcięte. Już nie mówiąc o mieszkaniu i miejscach gdzie mogłabym co nieco dorobić.

Mężczyzna wygrzebał się z ziemi i zaczął wytrząsać błoto z włosów, które nawet teraz połyskiwały złocistym odcieniem. Następnie rozprostował się i napiął umięśnione plecy. W ramach rozgrzewki wykonał kilka pompek, po czym znów wrócił do pionu i wyszczerzył się radośnie.

- Jest jeszcze jedna opcja. Jak dziecko nic nie może wskórać u mamusi, ucieka do... tatusia. Musimy się skontaktować z Sabatem.
- Też o tym myślałam, ale…
- Sophie podeszła do Martina i wyczyściła leko jego twarz. - … zwiewanie od bandy książąt, tylko po to by władować się pod jurysdykcję kapłanów jakoś mnie nie kręci. Znów wiązanie krwią, interesy, kolejne zachłanne typki. Do tego wkupowanie się w ich łaski i pewnie trzeba by znów zaangażować się w tą wojnę…już nie mówiąc o tym że trzeba by znaleźć jakiegoś sabatnika. - odsunęła się od wampira. - Otwórz tę kłódkę, wydostaniemy się z tej wsi, a ja dam swojej pustej główce to przetrawić.
- Jedyne więc co mi przychodzi, to ucieczka na kraniec świata.
- odparł wampir. Kiedy ją mijał, klepnął jej pośladek, po czym zaczął otwierać kłódkę swoim złodziejskim sposobem. Pół minuty później mogli swobodnie wyjść z garażu.

Sophie wyjrzała przez uchylone drzwi upewniając się czy nikogo nie ma w magazynie.

- Będę się tym martwić jak przestanie mi wiać po tyłku. Włammy się do któregoś domu, spijmy właścicieli i zgarnijmy rzeczy, których potrzebujemy.

Opuścili magazyn i przemykając w cieniach ruszyli w kierunku jednego z domów. Sophie podeszła tak, by móc sprawdzić czy terenówka Ankh nadal stoi na swoim miejscu. Tym razem jednak samochodu nie było na podjeździe. Na swój “atak” wybrali nieduży dom z zarośniętym ogródkiem. Wszystko w nim wskazywało na to, że gospodarzy nie ma zbyt wielu do pracy. I też tak się okazało. W sypialni na piętrze wampiry znalazły parę staruszków. Małżonkowie pochrapywali w najlepsze i nawet skrzypienie drzwi wejściowych czy uginających się pod każdym krokiem, zbutwiałych desek nie był w stanie wyrwać ich z letargu. Sophie spiła staruszkę, pozwalając Martinowi upić co nieco ze starszego pana. Wypiła tylko tyle by raczej się nie obudzili. Na spokojnie rozejrzała się po domu. Szukała czegoś co mogłaby na siebie narzucić, a nóż może czasem odwiedza ich rodzina i zostawili jakieś ciuchy. Poprosiła Martina by też rozejrzał się za jakąś gotówką. Przy swoich poszukiwaniach znalazła torebkę, szybko wyciągnęła portfel i wyjęła z niego samą gotówkę i tak nikt by nie uwierzył że jest 73-letnią Anną Hamilton. Poszukiwania przerwali po 2-3 minutach i znajdując w pokoju jakieś chłopięce i męskie - na Martina idealne, na Sophie... no cóż, chłopięce mogą pasować. Sophie to za bardzo nie przeszkadzało, najwyżej zostanie skejtówą. Nie wyobrażała sobie założyć czyjejś bielizny więc bez zbędnego zastanawiania się nałożyła wszystko na gołe ciało.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/4f/6a/03/4f6a038a8fb102b5ed2bb5146f4140d7.jpg[/MEDIA]

Zgarnęła jakąś torbę z kuchni i wrzuciła do niej swoje stare ciuchy. Przysiadając na stole zerknęła na dzisiejszą gazetę, która leżała na jadalnym stole. Przez ostatnie tygodnie, treningi, potem Ankh, oderwała się od rzeczywistości. Szybko przelatywała po nagłówkach, spodziewając się, że na każdej stronie zaraz może zobaczyć swoją twarz, ale jednocześnie zerknęła na pogodą, ba na datę bo już jakiś czas temu straciła rachubę. Nawet nie wiedziała czy zakołkowana była dzień czy dłużej. Na szczęście nie zauważyła na żadnej ze stron ich podobizn. Jeszcze. Na górze pierwszej strony pojawiła się data 16 czerwca 2016 roku - czwartek. Dzień jak każdy inny, choć prognozy pogody nawet jak na Anglię były optymistyczne. Podobno nawet miało nie padać!

Sophie czekała na Martina, aż ten sam się ogarnie. Niestety małżeństwo nie okazało się być dumnymi posiadaczami auta, co oznaczało, ze będą musieli zdobyć je gdzieś indziej.

- Tylko co dalej.. - Zirytowana wrzuciła gazetę do kosza.

Tymczasem Martin, który parę minut temu skończył brać prysznic wyszedł z łazienki. Miał na sobie biała koszulę i spodnie od garnitury należące pewnie do starszego syna małżeństwa - adwokata, jak wynikało ze zdjęć.

[MEDIA]http://33.media.tumblr.com/46e4f00267ef2b6c7f9e938f7e1cc93a/tumblr_inline_mixwzjtc9W1qz4rgp.gif[/MEDIA]

- Cześć ziomalko! - przywitał ją z łobuzerskim uśmiechem - Jesteś z pokolenia yolo czy to już nie modne? A może zamiast “cześć” powinienem powiedzieć “jou jou jooou”?
- “Sa mère la pute, on sort du shtar, on fait la diff'”
- Sophie z rozbawieniem wypowiedziała werset trochę jakby rapowała. - Wszystko co z siebie wydukałeś jest passe, bureaucrate.

Zeskoczyła ze stołu i podeszła do wampira.
- Zdobądźmy jeszcze jakieś auto i zabierajmy się z tej wiochy.
- Pani preferencje?
- przyciągnął dziewczynę do siebie, wykorzystując jej przydługą kurtkę. Spoglądając z góry na nią, przygryzł wargę. Znała ten wzrok…

Dziewczyna przysunęła się bliżej, stanęła na palcach i odezwała się prawie dotykając swoimi wargami jego ust.

- Seksualne, czy pytasz o auto? - Sophie odsunęła się lekko i uśmiechnęła się do wampira. - Marzy mi się terenówka. Nie mogłam, żadnej poprowadzić od czasów wojska.

Śledził ją rozognionym wzrokiem, przyginając kark, jakby szykował się do skoku. Prawdziwy drapieżnik. Nie poruszył się jednak. Oblizał wargi.

- Nie wiem czy znajdę terenówkę w tej dziurze, ale jeśli ci ją załatwię... wisisz mi jedną fantazję, sikorko. Seksualną. - dodał z uśmiechem.
- Nie wiem czy mogę na ślepo zgadzać się na twoje fantazje, kanarku. - Sophie nachyliła się i ucałowała jego szyję. Była ciekawa, bardzo ciekawa co też wymyślił ten napalony wampirek. - Ale skoro załatwisz nam pojazd…
Mrugnął do niej.
- Zobaczysz, załatwię ci taką furę, sikoreczko... poczujesz się jak prawdziwa blachara. - wykonał nieprzyzwoity ale jakże wymowny gest w okolicy krocza - Zaczekaj na mnie.
I wyszedł kuchennymi drzwiami. Sophie została sama w domu z parą śpiących staruszków.

Dziewczyna poczuła lekki niepokój. Nie lubiła gdy Martin wychodził sam. Użyła niewidzialności i ruszyła za nim.

Wampir zachowywał się jak rasowy złodziej, a nie historyk-pisarz. Chowając się w cieniach domostw przemykał się pomiędzy ogrodami. Zmieniał jednak obrane ścieżki, gdy tylko usłyszał ludzkie głosy lub szczekanie psa. Był niezły. Może nie posiadał nadnaturalnego talentu jak Sophie, ale widać było, że ma doświadczenie. Wampir oglądał auta w sąsiedztwie, gdy nagle ryk silnika przykuł jego uwagę. Ostrożnie wyjrzał przez ogrodzenie. To samo uczyniła niewidoczna Sophie. Znów tu byli! Czterech żołnierzy Ankh zatrzymało się na tym samym podjeździe, co ostatnio po czym wszyscy wyszli z auta. Parami ruszyli na zwiad - jedni w lewo, drudzy w prawo. Standardowa procedura, więc chyba nie spodziewali się faktycznie spotkać uciekinierów.

Sophie obserwowała wampira. Była ciekawa czy zaryzykuje kradzież terenówki Ankh. Niewidzialna podeszła do auta, jednak cały czas zerkała na Martina. Zdecydowanie wampir nie stracił na swojej bezczelności. Kiedy żołnierze zniknęli, on ruszył w kierunku wozu. Miał szczęście. Nawet drzwi były otwarte. I na tym jego szczęście się kończyło, niestety. Wampir bowiem wyraźnie nie umiał sobie poradzić z odpaleniem auta. Wydawało się, że “kabelki” do tego zostały schowane inaczej. Sophie stanęła przy aucie obserwując czy nie nadchodzi ktoś kto mógłby przyłapać jej małego złodziejaszka.

Wreszcie mu się udało, choć musiał brutalnie rozgnieść jakąś skrzynkę. Przez chwilę przyglądał się ciekawsko kablom.

- A was skąd tu aż tyle... - mruknął do siebie.

Sophie powstrzymała prychnięcie, bo by zdradziło jej lokalizację. Była ciekawa czy wampirek odpali alarm.
Stało się jednak coś gorszego.

- O kur... - nim Martin dokończył zapłon wybuchnął wraz z całym samochodem tworząc istny pokaz fajerwerków.

Siła eksplozji odrzuciła Sophie o kilkanaście metrów i może poniosłaby ją dalej, gdyby nie żelazne ogrodzenie, na którym się zatrzymała. Ostre zakończenia płotu wbiły się w jej ciało, wchodząc w mięśnie i przyszpilając jej plecy oraz przedramiona. To jednak nie był najgorszy ból. Najgorsze było uczucie, że oto płonie żywcem. Była w pełni świadoma tego, jak skóra na jej twarzy i piersiach skwierczy, czuła swąd własnego mięsa. Nagle też cały świat skrył się w mroku. Ogień wypalił nie tylko jej skórę, ale także uszkodził lub całkiem pozbawił oczu. Wampirzyca uniosła się na nogach wyrywając siebie z płotu, z całej siły woli starając się nie dopuścić do głosu bestii… Martin… Czy ten debil żyje. Przetoczyła się po ziemi gasząc płomienie i puściła w obieg odrobinę krwi starając się zasklepić główne rany. Chciała krzyknąć ale ogień strawił też jej usta. Choć udało jej się zasklepić te rany, które wyrządziło jej ogrodzenie, nie była w stanie błyskawicznie zregenerować ciała. Cały czas była ślepa. W uszach huczało, choć przez kakofonię echa wybuchu przebijały się głosy zaalarmowanych ludzi, którzy biegli na miejsce wypadku. Odsunęła się starając się przemieszczać w stronę płotu, do którego przywarła używając niewidzialności. Czuła się cholernie bezradna, do tego martwiła się o tego idiotę. Czy przeżył tak bliski wybuch? Czy nie oszalał? Czekała aż jej słuch trochę wróci do normy i będzie mogła choćby usłyszeć co się dzieje. Skuliła się w kłębek mając nadzieję, że nikt w nią nie wdepnie. Liczyła, że wciąż jest niewidoczna, lecz jak mogła to teraz sprawdzić?

W myślach tylko powtarzała sobie. Oby nim rzuciło daleko, oby się ugasił, oby nie wpadł w szał. Czuła jak narasta w niej głód. Że też znowu nie zrobiła nic by go powstrzymać.

Nagle jeden głos przebił się przez inne, ponieważ dochodził z dość bliskiej odległości.
- No i jest nasza skwareczka - rozpoznała głos jednego z żołnierzy Ankh. Nie pamiętała jednak jego imienia.

- W porządku. Zdrapcie ją z chodnika i wezwijcie Andre. Niech uładzi miejscowych. Pewnie też sam będzie chciał się nią zająć.

Nie Andre… nie mogą ich… jego… jej zabrać... Ból doprowadzał ją do szału. Gdzie był Martin? Zaczęła czołgać się w stronę głosu. Wojskowe buty, które najwyraźniej do niej też szły, zatrzymały się przed wampirzycą. Chyba była ich jedna para, ale skąd miała wiedzieć? Była ślepa! Sophie chwyciła nogę, na którą wpadła, poddźwignęła się i wgryzła na wysokości spodni przebijając materiał. Pociągnęła ledwo dwa łyki, gdy osikowy kołek przebił z wprawą jej serce. Odpłynęła.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-03-2017 o 08:01.
Mira jest offline  
Stary 12-03-2017, 13:00   #42
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Obudziła się tak, jak po ostatnim zakołkowaniu. W swoim łóżku, w swoim pokoju w posiadłości rodu Bankes, a Andre trzymał ją za rękę. Wampir miał na twarz lekki, nieco smutny uśmiech. Zupełnie jak ostatnio.
- Witaj Sophie. - powiedział tym samym, spokojnym tonem.
- Witaj Andre. - uśmiechnęła się do wampira i zamknęła z powrotem oczy. Gdzie jest ten kanarek… toż nie przyśniła tego wszystkiego. Ucieczki z zamku, zabicia Wilhelma, nocy w magazynie, wybuchu. Czy Martin jest w więzieniu, czy też zabili go nim ją wybudzili? - Co ja tu robię?
- Dochodzisz do siebie. Zostałaś mocno ranna. Oparzenia trochę się goją, ale... chyba już widzisz, prawda? - zamachał jej dłonią przed oczami. Choć kształt był nieco rozmyty, jakby Sophie miała wadę wzroku, bezapelacyjnie znów widziała.
- Ta… jeśli zamiast ręki dorobiłeś się chmurki. - Spojrzała na rozmazaną twarz Andre. - Nie było łatwiej mnie się pozbyć gdy byłam nieprzytomna, poparzona, i jakby nie patrzeć, bezradna?
- Zraniłaś mnie Sophie, ale nie jestem mściwy. Nie wiem czemu zaczęłaś tak źle o mnie myśleć... W każdym razie ja chciałbym cię ocalić. - powiedział, wstając i podchodząc do okna.


Sophie powoli podniosła się na łóżku.
- Czemu uważasz, że zaczęłam o tobie myśleć w jakikolwiek inny sposób niż wcześniej? - Dziewczyna wpatrywała się w rozmazane plecy Andre, starając się skupić wzrok. - Po prostu sądzę, że jest kilkoro ludzi i wampirów, którzy woleliby mnie widzieć martwą.
- Po tym co zrobiłaś... w windzie. W ogóle. Nie wiem kim dla ciebie jestem, Sophie. - powiedział nie patrząc na nią. - Starałem się ciebie chronić, a nagle stałem się obcym... jeśli nie wrogiem.
- Tak to odebrałeś… - W głosie Sophie pojawiło się zaskoczenie. Nie rozumiała takiej interpretacji, ale to nie tak, że kiedykolwiek rozumiała co siedzi w głowach ludzi i wampirów. Sama, aż nadto dobrze wiedziała, że Andre nie jest jej obcy, by nie powiedzieć, że jest jej bardzo bliski. Problem był w tym, że był jeszcze ktoś. Odwróciła wzrok od Andre i skupiła go na ścianie. Nie powinna go pytać o Martina… - Dziękuję, że starałeś się mnie chronić. To dla mnie ważne.

Przesunęła dłonią po twarzy, starając się ocenić w jakim jest stanie. Zabolało. Faktura jej skóry przypominała chyba ser szwajcarski.
- Ostrożnie. Ciągle się goi. Powinnaś jak najwięcej odpoczywać. Już ci nie będę przeszkadzać. Póki nie zapadnie decyzja w twojej sprawie, nie powinnaś opuszczać pokoju. Pod drzwiami jest strażnik. - powiedział Andre i skierował się do wyjścia.
- Jeden strażnik. - Tak nisko ją oceniali, czy też było z nią gorzej niż się jej wydawało? Zacisnęła i poluzowała pięść. Już zastanawiała się, czy znajdzie Martina, czy znów udałoby się jej znowu wydostać. - Andre, zaczynam odnosić wrażenie, że chcesz bym uciekła.

Tak bardzo chciała zobaczyć dokładnie twarz wampira, chociaż spróbować odgadnąć co myśli.

- Jeśli spróbujesz uciec, zabiją cię na pewno. - odpowiedział Kainita, stając przy drzwiach - Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, nie będę ci tego bronił. Jestem już zmęczony twoją lekkomyślnością, Sophie. Buntujesz się dla samego buntu. Nie wiem dlaczego nagle życie według zasad zaczęło ci przeszkadzać. Dlaczego sama zabiłaś kilku naprawdę dobrych żołnierzy... Dla tego blondyna? Z tego co wiem, nie traktował cię dobrze. Zresztą... On nie żyje. Ostatecznie. Jeśli liczyłaś na kolejną romantyczną ucieczkę, muszę cię rozczarować. - powiedział wyjątkowo ostro i wyszedł, zamykając za sobą drzwi nieco mocniej niż byłoby to “normalne”.

Sophie nie odprowadziła Andre wzrokiem do drzwi. Po co skoro i tak nie mogła go dokładnie zobaczyć. Gdy za wampirem zamknęły się drzwi, spróbowała się podnieść. Bolało… bolało jak cholera. Każde najmniejsze oparzenie, każda blizna pękała. Mimo to udało się jej jakoś dotrzeć do okna i przysiąść na parapecie. Tak jak się spodziewał za oknem widziała tylko czerń, ciemną rozmazaną plamę.

- Kanarek nie żyje? - Jakoś w to nie wierzyła. Może jednak po prostu nie chciała uwierzyć. Oparła się o szybę tyłem głowy, chyba nie sięgnęły tam płomienie, bo nie czuła większego bólu niż do tej pory. - A Andre jest zmęczony… więc po chuj mnie ratuje. - W ostatniej chwili powstrzymała się by nie uderzyć oparzoną pięścią o ścianę.

Tej nocy nie pozostawało jej nic innego jak rozmyślanie. Toż nawet nie mogła machnąć ręką, a co dopiero walczyć z jakimś żołnierzem. Najważniejsze to wrócić jak najszybciej do formy. W tym i tak stanie nic nie zrobi.
Powoli wróciła do łóżka i upadła na nie. Martin zginął przez nią, przez jej cholerny błąd. Poczuła jak z oczu płyną krwawe łzy i pieką, potwornie pieką, gdy dotykają oparzeń.


Pogrążona w bólu, pełna rozterek i smutków czekała, by znów ułożyć się do snu. Myślała, że nic ją nie czeka już tej nocy, lecz nim nastał ranek około godziny 3 rozległo się pukanie do drzwi.

- Zapraszam. - Podniosła się na łóżku, przez chwilę myślała o tym by przetrzeć policzki, ale uznała, że lepiej jak oszczędzi sobie chociaż zdzierania skóry. Nie patrzyła też w stronę drzwi i tak nie zobaczy twarzy.
- Podjęto decyzję. - obwieścił krótko Andre, wchodząc do pokoju. Podszedł do Sophie, lecz zatrzymał się kilka metrów dalej - Co ci się stało? Płakałaś? - zapytał chłodno, ale wyczuła w jego głosie ukrytą troskę.
- Nawet mi się to zdarza. - Uśmiechnęła się i spróbowała sobie wyobrazić jak paskudny to musiał być widok. Przysiadła na krawędzi łóżka, starając się skupić wzrok na wampirze. - Jaka jest decyzja?

Widziała jak mężczyzna kieruje się do łazienki i po chwili wraca z kilkoma nasączonymi wodą wacikami. Zaczął przemywać jej twarz.

- Za to co zrobiłaś, powinnaś bezapelacyjnie zostać skazana. Jednak z uwagi na warunki twojej przemiany i... wpływ jaki miał na ciebie Martin, rada wciąż jest w stanie uznać twoje prawo do życia jako mój potomek pod warunkiem, że zostaniesz związana ze mną więzami krwi. - powiedział, ocierając jej policzki. Jego głos wydawał się pozbawiony emocji, jakby mówił o pogodzie.

Sophie powstrzymała grymas, gdy skóra zapiekła, głównie dlatego, że wtedy bolałoby bardziej.
- Chcesz tego? - Jej głos był obojętny. - Nudzi cię moja lekkomyślność. Irytuje cię mój bunt. Gdy pójdę z tobą mogę zaszkodzić twojej renomie. - Patrzyła na twarz wampira, nie widząc jej. - Po co ci to Andre?
- Bo ty zrobiłabyś dla mnie to samo. - powiedział cicho, kończąc oczyszczanie jej twarzy.

Trafiony, zatopiony. Sophie poczuła jakby ktoś przywalił jej z plaskacza w twarz. Nawet jeśli kłamał, jeśli tylko chciał ją wykorzystać… trafił w sedno.
- Andre… - Zabrakło jej słów. Poczuła jak kolejna łza powoli spływa po policzku. Czemu oni jej to robią? John, Eliott, Andre, Martin... - Niepotrzebnie to zmywałeś. Chyba mam nastrój na ryczenie.
- Więc znów cię wytrę. I znów będzie szczypać. Aż się nie nauczysz. - powiedział cicho, lecz wyczuła, że się uśmiecha.
- Nigdy się nie nauczę… - Chciała go dotknąć, sięgnąć do niego. - … więc lepiej mnie zwiąż. Zwiąż i trzymaj krótko na smyczy.

Podał jej swoją dłoń.
- Nie martw się. Teraz już nie będę się tobą bawił. Jedyne czego będę chciał to twojej lojalności i twojego szczęścia.

Sophie przyjęła podaną dłoń, tak jak się spodziewała, zapiekło.
- Ilekroć staram się zrobić coś by być szczęśliwa, coś musi się spie… - Ugryzła się w język. No tak, teraz znów wchodzi do świata “etykiety”. - ...popsuć. Więc darujmy sobie ten punkt.
- Zobaczymy jak to będzie, a teraz napij się ze mnie. - pogładził jej dłoń swoją - Szybciej wyzdrowiejesz.

Sophie chwyciła jego nadgarstek i przysunęła do swoich ust. Co jeśli Andre kłamie, jeśli Martin żyje i co to naprawde zmieni? Ucałowała nadgarstek i odsunęła jego dłoń od ust. Nie ma wyboru, nie znajdzie go, nie wyjmie stąd po raz drugi.

- Lepiej jak podasz mi krew w jakimś naczyniu. - Niechętnie puściła rękę wampira. - Jestem głodna, wolałabym się na ciebie nie rzucić.

Uśmiechnął się lekko. Burth podszedł do komody i tam widziała, jak unosi dłoń do ust.
- Mogłem ci podać krew bez twojej wiedzy, ale chciałem, byś miała wybór. - powiedział.

Poczuła cudowny zapach vitae w powietrzu, a zaraz potem w jej dłoniach znalazł się kieliszek do połowy napełniony krwią wampira. Sophie zakręciła naczyniem tak jak uczyli ją na zajęciach etykiety.

-Nie rozumiem cię Andre. - Powoli wypiła zawartość kieliszka. Vitae wampira było cudowne i tak bardzo znajome.
Odstawiła puste naczynie i oblizała wargi.
-Wyjeżdżamy tej nocy?

- Zatem wciąż coś nas łączy, Sophie. Brak zrozumienia. - powiedział z pozbawionym wesołości uśmiechem. Chciał chyba pogładzić ją po policzku, ale cofnął rękę. - Na razie musimy wyjaśnić twój status. Niemniej z uwagi na pewne fakty... tak, wyjedziemy jak najszybciej. Na razie będziesz mieszkać na uboczu, dopóki twoja aura... się nie poprawi. - zawahał się, po czym dodał - Maria nie wie. Chciałbym, żeby tak zostało.
- Dowie się. Nie ode mnie, ale za tydzień, miesiąc lub rok się dowie. - Sophie zerknęła na pusty kieliszek. - Obawiam się, że będzie chciała cię zabić, Andre.

Zaśmiał się.
- A skąd ty to wiesz, Sophie? Tak dobrze ją znasz? Wybacz malutka, ale na tym właśnie polega twój problem. Wydaje ci się, że coś wiesz o tym świecie, a nie wiesz nic jeszcze. I niewiele różnisz się od innych wampirzych dzieci tym przekonaniem. Ale nie martw się. Dowiesz się. Tylko zacznij więcej słuchać zamiast mówić. Obserwuj zamiast działać. Wtedy zrozumiesz jakim skarbem jest informacja. - wstał ze swojego miejsca - Teraz wypoczywaj. To twoje zadanie na tę chwilę. I nie rozpaczaj po kimś, kto nie był tego wart.

Nie znała… ale ona by zabiła wszystkich, na której jej zależy gdyby tylko odważyła się tknąć kogoś jej bliskiego. Tego wampira to nie obchodziło, a i ona nie czuła potrzeby by go przekonywać.
- Jak sobie życzysz Andre. - Uśmiechnęła się do wampira. - Czy mogłabym dostać jakąś książkę? Raczej nie będę mogła się stąd ruszać.
- Masz całą biblioteczkę książek... tylko pewnie jeszcze dziś nie poczytasz. - odparł, kierując się do drzwi.
- Yhym… - Sophie opadła na łóżko i obróciła się plecami do wychodzącego wampira. To tyle jeśli chodzi o jego chęci, by była “szczęśliwa”. Czas wrócić do bycia grzeczną dziewczynką. - Dziękuję Andre.
- Czas ci pomoże, Sophie. Po prostu mu pozwól. - powiedział Burth, zostawiając ją samą.

Gdy za wampirem zamknęły się drzwi, Sophie nakryła się kołdrą. Nie musiała bo nie było jej zimno, w sumie to nawet piekło. Jednak tak było lepiej. Najchętniej zmyłaby z siebie wszystko, ale taką masochistką jeszcze nie jest.

Pozostawało pytanie, co jeśli nie chce by czas jej pomógł. Jeśli odpowiada jej stan, w którym się znalazła… Nie chciała tego czasu, nie chciała być wampirem. Co jeśli nie chce nic wiedzieć o świecie, w który ją siłą wepchnięto, o świecie Andre i całej tej ferajny, której częścią się nagle stała.

Pozwoliła sobie na ciche przekleństwo i skupiła się na ścianie naprzeciw, czując jak jej wzrok poprawia się dzięki wampirzej krwi. Zasypiała starając się oczyścić głowę. Czeka ją sporo pracy jeśli ma wyjść ponad to wszystko.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 12-03-2017 o 21:11.
Aiko jest offline  
Stary 17-03-2017, 15:35   #43
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sophie nie przypuszczała nawet, że gdy Andre powie o potrzebie oczyszczenia jej aury z diabolizmu, będzie to aż taka zmiana w jej życiu. Kiedy wampir związał ją więzami krwi, a ona pokochała go na nowo miłością szczerą i bezwarunkową, Burth oświadczył, że nie może mu towarzyszyć póki co w Wiedniu. Musiała wyjechać i to sama, by oczyścić aurę i pozwolić czasowi zaleczyć rany. To oczywiście nie było w jej stylu, ale czy mogła odmówić.
Tak trafiła do Tybetu, a konkretnie do świątyni buddyjskiej Samje.

[MEDIA]http://www.horyzonty.pl/uploaded/cache/offer_image/uploaded/HoryzontyBundleWebBundleEntityOffer/backgroundPath/277/wyprawa-tybet-lhasa-potala.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/06/klasztor-samje-tybet-27.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2011/07/tybet-klasztor-samje-utse.jpg[/MEDIA]

Pół roku później...

W swojej celi Sophie medytowała. Obudziła się dobre 3 godziny temu, lecz wiedziała, że nie powinna opuszczać swojego schronienia dopóki ostatni turyści i bracia nie ułożą się do snu. Dopiero wtedy nastawał czas jej własnej posługi. Trisong Hamala - najstarszego z mnichów klasztoru (niektórzy wręcz mówili, że był on założycielem Samje) i zarazem wampir, który twierdził, że nie musi już pić posoki, bo osiągnął nirvanę, przychodził po nią, by mogła zapracować na poranny “dar krwi” - jak nazywał kielich krwi któregoś z wtajemniczonych mnichów.

Co ważne, za każdym razem dzień w dzień Sophie musiała prosić o swoją porcję vitaę i mówić jak to danej nocy przysłużyła się zakonowi - czasem odnajdywała zagubioną trzodę, czasem coś naprawiała, czasem szorowała podłogi i ołtarze, a czasem nosiła “zakupy” z miejscowości położonej u stóp góry, na której szczycie wznosiła się Samje. Jeśli wampirzyca tego nie zrobiła lub choćby tonem dała odczuć mnichom, że jest niezadowolona, odmawiali jej i tak skąpego karmienia. I na nic zdawały się groźby, gdy obok stał Trisong - prawdopodobnie najstarszy i najpotężniejszy Kainita, jakiego spotkała. Cholerny pacyfista, który jednak potrafił skutecznie ją utemperować. Hamala osobiście pilnował, by nie spożywała niczego poza krwią z darów i by jedynym sposobem karmienia było picie nie prosto z rany, lecz z naczynia, nazywanego przezeń “kielichem wstydu”.

Jak zwykle na początku nocy przysiadła na podłodze i czekała. O ile pierwsze miesiące doprowadzały ją do szału. Brak Martina, co gorsze brak Andre, brak jego dotyku, jego głosu, jego vitae, sprawiały, że miała ochotę rozwalić ten klasztor w drobny mak.

Teraz już było lepiej. Pierwsze godziny poświęcała na przypominanie sobie tego czego uczyła się poprzedniego tak, ale też na pracę nad sobą, zrozumienie tego czym właściwie się stała. Nadal ją to frustrowało, nadal nie chciała być tym czymś. Trupem, pijącym krew by… by co? By dalej pić krew. Odetchnęła. To nic nie dawało, nie można nagle znów stać się człowiekiem.

Uczyła się i to sporo, obserwując mnichów, obserwując siebie i przede wszystkim gryząc się w język. Na czubku tego wszystkiego był Hamala. Wredny, wiecznie uśmiechnięty pacyfista, który choć nie chciała, wzbudzał w niej szacunek. Słuchała go i starała się zrozumieć. Przede wszystkim starała się zrozumieć. Tego wampira, mnichów… to jak ludzie myślą. Jak nigdy nie miała czasu i chęci by poświęcać temu uwagę, teraz nie miała absolutnie nic innego do roboty.

Przeciągnęła się, nie podnosząc się jednak z siadu. Może dadzą się jej dzisiaj przejść, trochę ruchu dobrze by jej zrobiło.

Tęskniła też za widokiem Andre. W trakcie długich tygodni, wampir odwiedził ją tylko raz i to raptem na niecałe dwie godziny. Miała wrażenie, że głównym celem jego wizyty było sprawdzenie jej i podanie jej swojej krwi, ale zaraz potem przychodziła refleksja, że Andre taki przecież nie był. Zresztą gdy zostali na chwilę sami kainita przytulił ją i pogładził po policzku, wyznając, że za nią tęskni. Ten gest potem wiele razy nawiedział jej sny... także na jawie.

Wtem rozpoznała daleko w głębi korytarza znajome kroki. Choć ludzkie ucho nie byłoby w stanie wyłowić żadnego dźwięku przez grube mury świątyni, ona nie tylko słyszała, ale też rozpoznawała charakterystyczne utykanie Hamala. Po chwili do drzwi jej celi rozległo się pukanie. Sophie podniosła się i podeszła do drzwi. Otworzyła je i jak zwykle ukłoniła się staremu wampirowi na powitanie. Sto osiemdziesiąty trzeci pokłon na powitanie. Kolejne powitanie, kolejna noc. Widząc lekko uśmiechniętą twarz Homali, zaczynała czuć, że już zawsze będzie tak.

- Jak spałaś, dziecko? - zapytał jak zwykle ze spokojem i pogodą ducha.
Sophie wyprostowała się i uśmiechnęła się do wampira.
- Dobrze. A ty mistrzu? - Zwracała się do niego jak reszta mnichów. Z zaciekawieniem przyglądała się wampirowi, była ciekawa co tym razem dla niej zaplanował.
- Medytowałem bez snów. Dziś mam dla ciebie inne zadanie. Dziś ty sama będziesz swoim mistrzem. Nie dostaniesz pracy, jak zazwyczaj, sama ją sobie wybierzesz. Tak, by godzinę nim wzejdzie słońce wejść do głównej sali i bez wątpliwości w swoje zasługi poprosić oświeconych o dar krwi.

Sophie spoglądała na mnicha spokojnie. Cóż, było to dziwne, ale z drugiej strony bardzo w stylu Hamali. Skłoniła mu się nisko, przyjmując w ten sposób zadanie. Wyprostował się z uśmiechem.

- Z wielką przyjemnością, mistrzu.
- Mój wzrok będzie z tobą. Moje serce będzie jednak spokojne. Ufam, że postąpisz słuszne.
- również się jej ukłonił, odsuwając od drzwi, by zrobić jej przejście.

Sophie wyszła ze swojej celi nasuwając na głowę chustę. Jedyna rzecz, która jako taka odbiegała od tybetańskiego tradycyjnego stroju, który nosiła od jakiegoś czasu. Chupy, bo tak nazywała się zbieranina tkanin, które zakładała na siebie co noc. Chusta, sprawiała, że jej blond włosy nie wyróżniały się aż tak w tłumie.

[MEDIA]https://s4.postimg.org/jamby0o19/chupa.jpg[/MEDIA]

Wymijając Hamalę skłoniła mu się lekko i ruszyła korytarzem. Tym samym co każdej nocy. Przez te pół roku nauczyła się, że praca jest zawsze i tylko czeka aż ktoś ją wykona. Wystarczyło się tylko dobrze rozejrzeć. Więc rozglądała się, ciesząc się, że może rozprostować kości. W tym wszystkim, w całym tym klasztorze, w tych wszystkich mnichach było dziwne piękno i powolutku uczyła się je doceniać. Może gdyby nie ta męcząca tęsknota byłoby jej tu nawet dobrze.

Skoro Hamala pozostawił jej pole do popisu ruszyła w stronę pralni. Zarządzała ją Nyima, jedna z dwóch, poza nią, kobiet w zakonie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/ac/05/d9/ac05d9414bdc3bc695a7ebcbbccca8d0.jpg[/MEDIA]

Stara tybetanka, była jedną z tych osób, które mogłyby konkurować z Andre jeśli chodzi o “zarządzanie zasobami ludzkimi” lub jak to wolała mówić wyzyskiwanie. Nieważne ile osób przydzielono Nyimie do pomocy, zawsze znalazło się coś jeszcze. Wampirzyca skłoniła się starszej kobiecie, a ta nawet się nie odzywając wskazała jej kilka koszy dwubarwnym praniem. Zgarnęła pierwszy i ruszyła w stronę osłoniętej suszarni kłaniając się po drodze kilku mnichom. Chciała iść na spacer, ale było kilka punktów, które odhaczała już co noc, chyba że Hamala miał dla niej jakieś pilne polecenia.

Najpierw rozwiesić pranie dla Nyimie. Sophie bez pośpiechu rozwieszała obszerne tkaniny. Zazwyczaj staruszka miała dla niej dwa lub trzy kosze. W sumie poza spacerami w dół góry, to było jej ulubione zajęcie. Zazwyczaj była przy tym sama i mimo, że mnisi raczej pozwalali jej myśleć gdy tylko miała ochotę, wolała się oddawać tak zwanej medytacji gdy obok nie było nikogo.

[MEDIA]http://l7.alamy.com/zooms/026eca039b3248acb2f89ab1878229de/dry-on-laundry-string-buddhist-monks-robe-in-wat-si-rong-mueang-lampang-c2mp32.jpg[/MEDIA]

Musiała przyznać, że jej głowę wypełniał głównie Andre. Jego twarz, wspomnienie jego dotyku. Dystans sprawiał, że widmo więzów krwi i tego na ile te wszystkie uczucia były ich efektem, było coraz wyraźniejsze. Jednak… Zgarnęła ostatni kosz i odniosła go dla Nymie. Jak zwykle skłoniła się kobiecie, dziękując i ruszyła na dalszy obchód.

Zgarnęła przygotowany dla niej, przez Peme kosz z warzywami zebranymi, tuż przed zmrokiem. Lekko narzuciła go na głowę i ruszyła w stronę kuchni. Mnich zazwyczaj zostawiał jej coś, jeśli nie udało mu się zabrać samemu. Widziała go może z dziesięć razy, podczas jej pobytu tutaj, ale tradycja jakoś wypracowała się sama.

Szerokie przejścia pomiędzy budynkami jak zwykle tonęły w absolutnych ciemnościach. Czasem zdarzało się, że mijała jednego czy dwóch mnichów idących z latarkami, ale sama raczej nie korzystała z takich udogodnień. Światło gwiazd było przyjemne. Jedyne dźwięki to były dochodzące, z którejś ze świątyń modlitwy i echo jej kroków od obutych w sandały stóp. Zaczynała przyzwyczajać się do tęsknoty. Do tego, że kocha, choć coraz bardziej rozumiała, że bez wzajemności. Uciszyła swoje kroki, stąpając delikatniej, zupełnie jakby znikła.

Lubiła ten moment, gdy czas zamierał. Nie słyszała bicia swego serca bo nie biło. Nie słyszała swoich kroków. Tylko te echo modłów. Może mogłaby tu zostać tak jak Hamala? To było jego miejsce, jego domena, ale może gdyby była przydatna?

Z mroku wyciągnęło ją światło wydobywające się z czynnej cały czas kuchni. Jak zwykle w progu czekała na nią Pema. Jedna z nielicznych osób, z którą Sophie czasem rozmawiała. Wampirzyca skłoniła się jej i weszła do kuchni z koszem, po czym ustawiła go w tym co zwykle miejscu.

http://www.tibettravel.org/blog/wp-c...013/08/079.jpg

Gdyby nie światło żarówki i wciśnięta w róg kuchenka i lodówka, można by powiedzieć, że kuchnia utknęła w czasach gdy budowano klasztor. Wampirzyca rozejrzała się jak zwykle zaciągając się zapachem suszących się przepraw i niedawno wykonanych dań. Jedyne co jej pozostało po wielu latach spożywania posiłków. Po dłuższej chwili dołączyła do siedzącej w progu Pemy i przyjęła podanego skręta.

[MEDIA]https://pbs.twimg.com/media/BZR-i01CEAAUAQs.jpg[/MEDIA]

Nie wiedziała co paliła kucharka, ale nie działało na nią tak jak wszystko inne, za to lubiła ten zapach. Chwile w ciszy patrzyły w ciemność. Pema była ciekawostką w klasztorze, regularnie w słuchawkach, z tym swoim skrętem w ustach. Jednak była tu, gotowała dla mnichów, pielgrzymów, turystów i twierdziła, że nic innego nie mogłaby robić. Sophie powoli zaczynała to rozumieć.

- Czy nie potrzeba czegoś ze wsi?
- Wampirzyca wygasiła skręta w ceramicznej miseczce, jednej z tych za które turyści płacili jakieś 50-60 yuanów.
- Nie, mam wszystko na jutro. - powiedziała dziewczyna, po czym przyjrzała się chwilę Sophie - Ja zaraz idę spać, jak mnie młody Young zastąpi, ale ciebie chyba nosi, co? Słyszałam, że jakiś turysta nie wrócił na noc. Co prawda nie zapowiadał, że planuje powrót, ale jego rzeczy zostały, więc to trochę dziwne. Jak chcesz się przejść, to może się za nim rozejrzysz po okolicy. Jeśli Aghil ciągle jest na straży przy bramie, to jego zapytaj, gdzie ten białas polazł... - urwała, patrząc na kosmyk włosów, który wymknął się spod materiału na głowie Sophie - Wybacz. To zresztą tylko taka sugestia, jak chcesz się wyrwać. Nie niańczymy turystów.
Wampirzyca podniosła się.
- Przejdę się i spytam. - Poprawiła chustę, ukrywając swoje włosy. - Dobrych snów, Pemo.

Sophie ruszyła spokojnym krokiem w stronę bramy. Oduczyła się tutaj spieszyć. Na miejscu okazało się jednak, że Aghil skończył wartę i udał się na spoczynek. Jego zmiennik - Paollo był jednym z tych, którzy nie lubili jakichkolwiek kobiet w klasztorze, toteż nie udzielił Sophie żadnych dodatkowych informacji i tylko spojrzał na nią z pogardą.

Sophie nie przejęła się specjalnie zachowaniem Paollo. To nie to, że widzieli się po raz pierwszy. Opuściła klasztor i rozejrzała się gdzie też mógł udać się zaginiony. Po chwili zdecydowała się na jedną z popularniejszych tras turystycznych i ruszyła nią wyglądając śladów. Teren był górzysty i łatwo było w nim zarówno zbłądzić, jak i po prostu mieć pecha i się osunąć. Narzuciła dobre marszowe tempo, by sprawdzić jak największy odcinek trasy.

Mniej więcej po godzinie usłyszała wycie wilka i to stosunkowo blisko, dochodzące z dolinki obok. Było to o tyle dziwne, że o tej porze roku wilki raczej nie zapuszczały się w te okolice.

Sophie poczuła gęsią skórkę. Jak nie wilk to wilkołak… Przygryzła wargę. Miała myśleć, a nie działać. Jednak mogło to być zwierzę które chce posilić się na turyście. Wampirzyca westchnęła ciężko. Dobra… zawsze była głupia. Przeszła w niewidzialność i ruszyła w kierunku z jakiego dochodziło wycie. Od razu poczuła głód. Porcje z “darów krwi” były naprawdę małe i starczały jedynie na to, by funkcjonować jako człowiek w społeczności mnichów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-03-2017, 19:21   #44
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Szła szybko, lecz i tak droga przed nią była dość długa. Nawet czuły, wampirzy słuch nie był w stanie dokładnie określić skąd pochodziło wycie. Wydawało się, że to gdzieś wśród skał “Strażników” jak nazywano naturalną formację z bloków skalnych o podłużnych kształtach.


Wampirzyca skierowała się w tamtą stronę wyostrzając zmysły. Zerknie i się wróci. Nie będzie tym razem ładowała się w kłopoty… powstrzymała westchnienie. Toż właśnie to robi. Ostrożnie szła po skalistej ścieżce. Nie przewidziała jednak pewnej rzeczy. Jeśli to faktycznie był wilkołak, to posiadał zmysły jeszcze bardziej wyostrzone niż ona oraz doświadczenie i instynkt łowcy. A to był wilkołak. Przekonała się o tym boleśnie, gdy bestia zupełnie nagle wynurzyła się zza zarośli obok i runęła na Sophie swoim ponad dwumetrowym cielskiej. Szczęka lupina zacisnęła się boleśnie na ramieniu dziewczyny, przewracając ją na ziemię. Sophie spróbowała przejąć impet, który rzucił nią o ziemię i wykonując przewrót w tył zrzucić go z siebie. Udało jej się, lecz bestia od razu skoczyła na cztery łapy i była gotowa do ponownego ataku. Wampirzyca puściła w obieg więcej krwi czując jak głód staje się lekko nieznośny. Z użyciem akceleracji zaczęła uciekać. Mimo to wilkołak deptał jej po piętach. Jeden fałszywy krok i jego potężna paszcza mogła znów zacisnąć się na jej ciele. Sophie, na tyle na ile pozwalało jej szaleńcze tempo, cały czas uważnie patrząc na drogę i nasłuchując goniącej jej bestii, ruszyłą biegiem w stronę miasteczka. Pozostawało jej mieć nadzieję, że bestia jednak się powstrzyma w pobliżu ludzi. Nie chciała wskazać klasztoru jako swego legowiska. Gdy już widziała przed sobą ludzką zabudowę, wilkołak nagle poderwał się i siłą rozpędu rzucił na wampirzycę. Na szczęście dzięki wyczulonym zmysłom, udało jej się uniknąć spotkania z wielkimi zębiskami przeciwnika. Ty samym też zyskała przewagę, jeśli chodzi o dystans między nimi, bo Lupin dopiero musiał się rozpędzić znowu. Tym samym Sophie udało się wpaść pomiędzy uśpione domostwa miejscowości, której nazwy nawet nie znała. Obejrzała się i... tak, jak się spodziewała, potwora nie było za jej plecami. Został w zaroślach - zapewne przyczajony i żądny pomsty.

Sophie przycupnęła przy jednym z domostw, pozwalając by jej rany się lekko zagoiły i zasłaniając je zsuniętą z głowy chustą. Będzie musiała jakoś wrócić do klasztoru… tylko jak? Odczekała chwilę dając się swemu ciału spokoić i ruszyła na poszukiwanie czegoś do jedzenia. Nie chciała działać wbrew nakazom Hamali, ale było coś czego chciała uniknąć za wszelką cenę… szału. Idąc w cieniach weszła głębiej między chaty. Dość długo tak chodziła, by jej zmysły wreszcie zareagowały. Pod stertą szmat, które zdawały się być rzucone bez ładu i składu pod jednym z magazynów targowych spał chudy mężczyzna, właściwie jeszcze chłopak, któremu dopiero wąs zaczął rosnąć a ręce i nogi wydawały się wręcz nieproporcjonalnie długie względem jeszcze dziecięcego tułowia. Sophie podkradła się do niego, starając się upewnić, że nikt jej nie widzi. Sama też ukryła się pod szmatami. Wgryzła się w szyję mężczyzny, ale upiła tylko odrobinę. Tylko tyle by uśmierzyć głód i być na siłach wrócić, do klasztoru. Zalizała rany i oddaliła się od mężczyzny. Czując się już trochę lepiej ruszyła przez miasto w stronę innego dojścia. Wybrała jakieś losowe i przedostając się między chatami, tak by nie było jej widać od strony lasu, przycupnęła chowając się za jedną z chałup. Uważnie przyjrzała się krawędzi lasu, szukając jakiegokolwiek ruchu.

Nikogo nie widziała, jednak... czuła, że na nią patrzy? Złe ślepie śledziły jej każdy ruch od kiedy wyszła z miasteczka. A może to tylko jej wyobraźnia? Wycofała się. Uznała, że może się rozejrzeć po okolicy szukając ewentualnego schronienia na noc. Nie znała jednak tego miasta, nie znała obyczajów tutejszych ludzi, toteż pozostając tutaj w jakiejś niesprawdzonej kryjówce, ryzykowała. Ryzykowała też, wychodząc poza osadę ludzką. Zostały dwie godziny do świtu, a ona wciąż czuła, że wilkołak gdzieś tam jest pośród zarośli i czeka na nią. Wiedział dokąd zmierzała, toteż jakąkolwiek drogę by nie obrała, on będzie mógł dopaść ją wyżej, gdy wszystkie nitki ścieżek zbiegną się w jakże znany trakt pod górę, prowadzący do świątyni. Ryzyko było wszędzie. Sophie miała tylko wybrać jego postać. Wampirzyca uznała że woli wrócić do bezpiecznego schronienia. Wybrała jedną ze ścieżek i używając akceleracji ruszyła biegiem w stronę klasztory, wyostrzając zmysły i mając nadzieję, że uda się jej zareagować w porę na atak.

Była szybka. Naprawdę szybka. Krew zregenerowała jej siły. Pozwalała odnaleźć zapomniane pokłady mocy. To było tak przyjemne uczucie, że przez moment Sophie mogła poczuć wdzięczność za pojawienie się wilkołaka... do czasu aż przypomniała sobie jak nierówne były ich siły, gdy ona nie posiadała żadnej broni. Na szczęście bestia albo zrezygnowała, albo nie zauważyła pędzącej wampirzycy. Tym razem Sophie miała szczęście. Dobiegła do bramy klasztoru półtora godziny przed świtem. Pytanie czy miała odwagę stawić się przed mnichami tej nocy. Przez chwilę wędrowała spokojnym krokiem po terenie klasztoru, zastanawiając się co zrobić, w końcu skierowała się w stronę głównej sali. Najwyżej jej odmówią, albo ją stąd wywalą, ale powinna uprzedzić Hamalę, że w okolicy jest wilkołak.

- Spóźniłaś się. - powitał ją mistrz, choć w jego głosie nie było wyrzutu. Raczej stwierdził on fakt. Na podeście przy ołtarzu modliło się pięciu mnichów. To ich zwykle Sophie prosiła o dar krwi.
- Wybacz… - Sophie skłoniła się nisko. - Nie byłam pewna czy zasługuję na to by się tu dziś stawić.
- Widzę, że jesteś wzburzona. Opowiedz nam o tym.
Wampirzyca wyprostowała się.
- Szukałam sobie zadania, które mogłabym wykonać. Byłam u Nyimy i pomogłam rozwiesić jej pranie, potem udałam się do Pemy, zapytać czy jej nie trzeba pomóc, zgarniając po drodze przygotowany dla niej kosz. - Sophie mówiła spokojnie. - Dowiedziałam się, że zaginął jakiś turysta, więc udałam się go poszukać. Usłyszałam wycie wilka, nietypowe o tej porze dlatego obszaru. Uznałam że to albo wilkołak, albo turysta gdzieś wpadł i poluje na niego zbłądzone zwierzę, więc na wszelki wypadek poszłam sprawdzić - Przeczesałą dłonią zmierzwione włosy. Mówiła spokojnie, ale uważnie obserwowała Hamalę czekając na jego reakcję. - Niestety okazało się, że pierwszy strzał był właściwy. Musiałam użyć mocy by uciec. Nie chciałam go przyprowadzić do klasztoru więc schroniłam się w miasteczku. Niestety byłam głodna i bałam się, że wpadnę w szał, więc napiłam się z jednego z mieszkańców osady. Znów używając mocy, wróciłam tutaj, już nie spotykając wilkołaka. Niestety cały czas czułam jego obecność. - Skłoniła się mnichowi, kończąc meldunek. - Pojawiłam się tu by cię uprzedzić. To wszystko.

Wampir słuchał jej w skupieniu, po czym orzekł.
- Dziś nie otrzymasz daru krwi. Idź do swojej celi, dziecko.
- Jak sobie życzysz. - Wampirzyca poczuła jak zasycha jej w gardle.
Sophie skłoniła się i ruszyła w stronę wyjścia. Dobrze, że się jednak co nieco napiła, bo jutro mogliby mieć w klasztorze szalejącego wampirka. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę celi. Miała jeszcze chwilkę, może poćwiczy… była lekko zła. Miała ochotę napić się krwi. Miała ochotę być w końcu najedzona. Chciała zobaczyć Andre, dotknąć go, poczuć jego dotyk.

Czuła, że narasta w niej frustracja, więc zatrzymała się. Wzięła trzy głębsze oddechy, mimo że nie musiała oddychać i ruszyła dalej. W celi zrzuciła z siebie większość stroju i zaczęła ćwiczyć. Brzuszki, pompki, przysiady… wszystko co tylko mogła robić w tym niewielkim pomieszczeniu. Dopiero czując, że zaczyna toczyć ciężką batalię ze snem, położyła się na łóżku i okryła kocem, aż po czubek głowy.
 
Aiko jest offline  
Stary 28-03-2017, 15:39   #45
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kolejny wieczór zaczął się tak jak zwykle od ostatnich 186 dni. A jednak w sercu Sophie zaszła zmiana. Wilkołak był niby kropla z dawnego życia. Potwór zakłócił monotonię jej egzystencji w klasztorze, przypomniał... co straciła. Choć nigdy wcześniej się te nie zdarzyło, tego dnia śniła o Martinie, o jego pieszczotach, o żądzy, jaką jej okazywał. Choć musiała przyznać przed sobą, że żaden kochanek nie równał się z Andre, który wydawał się mistrzem ars amandi, to jednak ten bezczelny blondyn pod pewnym wzgledem przebijał Burtha - jego pasja była szczera, jego pożądanie dzikie, jego miłość… Wampirzyca zerwała się. Czuła, że jest jej mokro, że po jej twarzy spłynęła krwawa kropla potu. Podniosła się i usiadła na łóżku zakrywając twarz dłońmi.

- Martin nie żyje…
- Szepnęła do siebie cicho, starając się samą siebie przekonać. Starała się zarzucić swoją głowę obrazami Andre. Po dłuższej chwili gdy czuła, że lekko ochłonęła zsunęła się na podłogę i przyjęła pozycję do medytacji.

Czemu Martin powrócił teraz… po “potyczce” z tamtym wilkołakiem. Musiała się skupić. To miał być kolejny dzień w klasztorze, nie powinna teraz zaczynać wariować. Hamala to wyczuje. Na szczęście wampir nie spieszył się. Odwiedził ją dopiero 4 godziny po zapadnięciu zmroku.

- Witaj Sophie. - przywitał się jak zwykle uprzejmie - Jak spałaś?
- Nerwowo, ale to pewnie efekt wydarzeń wczorajszej nocy.
- Uśmiechnęła się do wampira, prostując z ukłonu. - A ty mistrzu?
- Rozmyślałem.
- odparł, po czym zrobił coś, czego nie robił nigdy wcześniej. Mnich wszedł do celi i usiadł na twardym łóżku. Rozejrzał się niespiesznie.
- Sophie, czy zdradzisz mi swoje myśli w związku z wczorajszym incydentem?
Sophie zamknęła za nim drzwi i oparła się o nie. Skrzyżowała ręce na piersi i uważnie obserwowała mnicha. Gdyby nie tradycyjny strój wyglądałaby jak za starych dobrych czasów.
- Popełniłam błąd idąc tam. Mogłam wrócić tu i opowiedzieć ci o całym zajściu. - Uśmiechnęła się do Hamali. - Obawiam się, że nadal zdarza mi się robić coś zanim pomyślę.
- I jak twoim zdaniem ja powinienem się względem tego zachować?
- By móc ci odpowiedzieć na to pytanie mistrzu musiałabym wiedzieć, dlaczego w ogóle mnie tu przyjąłeś.
- Spoważniała. Podeszła do wampira i usiadła w przyklęku przed nim, tak, że mimo iż siedział na łóżku patrzył na nią z góry. - Toż wiesz jak niewielu informacji mi udzielono, jak mało wiem o egzystencji, którą mnie obarczono.
- A jednak nie tylko działasz, ale i myślisz.
- na twarzy wampira pojawił się delikatny uśmiech - Mógłbym ci powiedzieć, że wojownik może stać się mędrcem, rolnikiem lub nawet poetą, lecz prawda jest taka że zawsze będzie lepszym wojownikiem niż tamci, bo ma do tego serce i naturalny dar. Ty jesteś wojownikiem, Sophie. Im więcej nauczysz się o poezji, rolnictwie i księgach, tym bardziej zabójcza będziesz jako wojownik. A ja nie zamierzam odciągać cię od twego źródła chi. Zostałem poproszony przez przyjaciela, by pomóc ci się oczyścić. To uczyniłem. Teraz jednak został ostatni etap - ty sama musisz uwierzyć w swoją czystość. Tobie więc pozostawiam decyzję, co uczynić z mężczyzną spod znaku wilka. Nie daj sobie wmówić, że jest twoim wrogiem. To ty wybierasz wrogów. Ten człowiek z jakiegoś powodu również przybył do naszego klasztoru. Może nawet tak samo albo i bardziej zagubiony jak ty, potrzebujący wypoczynku. Dziś rano pojawił się w naszej świątyni. Nakarmiliśmy go, umyliśmy i ubraliśmy. Nie zabił wszak nikogo, nie naraził ludzi. Po prostu jest jaki jest. Tak jak i ty. I to ty zadecydujesz czy chcesz z nim walczyć jak każe ci instynkt, czy... obierzesz własną ścieżkę.

Sophie nawet ciężko było powiedzieć, czy uważa wilkołaka za wroga. Po prostu gdy ktoś ją atakuje odpowiada na ten atak, gdy kogoś każą jej zabić to to robi… Tylko Martina wyswobodziła mimo że nikt jej nie kazał. Zrobiła tak bo czuła, że powinna, że tak chce.

- Chciałabym się z nim spotkać mistrzu. Czy mogłabym? - Wpatrywała się w Hamalę, czekając na jego decyzję.
- Nim nastała noc, mężczyzna opuścił nasz przybytek. Możesz go poszukać. - powiedział wampir, wstając z posłania. - Choć może być ci ciężej. Pada od południa.
Sophie zmartwiła się. Nie dość, że pada to jeszcze ona nadal nie jest najedzona.
- Mówił chociaż gdzie się udaje? Chciałabym chociaż spróbować… choć mam obawę że ponownie mnie zaatakuje. - Sama też wstała.
- Nie mówił. Z uwagi na jego nastawienie, szczególnie po spotkaniu z tobą, nie chciałem mu się pokazywać. - mnich stanął w drzwiach i nim odszedł, dodał - Jesteś pewna, że nie sprowokowałaś go do tego ataku?

Najwyraźniej mistrz nie oczekiwał odpowiedzi, bowiem ruszył przed siebie skąpanym w mroku korytarzem.
Nie była pewna, ale wiedziała gdzie zacznie swoje poszukiwania. Widząc, że Hamala i tej nocy nie wyda jej dyspozycji. Narzuciła na głowę chustę i ruszyła w stronę pralni. Jak zwykle zagarnęła dwa kosze i rozwiesiła ich zawartość w suszarni.

Dopiero potem już szybszym krokiem ruszyła w stronę ostańców zwanych strażnikami. Zaintrygowało ją to co powiedział Hamala. Tak… mogła go sprowokować. W Ankh wspominali coś o “świętych miejscach” wilkołaków. Strażnicy z kamienia czysto teoretycznie mogli być jednym z nich.

Tym razem droga nie była taka łatwa. Lało jak z cebra, przez co wszystkie ścieżki i dróżki zamieniły się w błoto. Jeśli Sophie przyjdzie uciekać w takich warunkach - na pewno nie rozwinie takiej prędkości, jak ostatnio.

Gdy dotarła do skał, znów poczuła się obserwowana, jednak nigdzie nie dostrzegła ani wilkołaka, ani żywej duszy.

Sophie ukryła się pod jednym z drzew, mając nadzieję, że choć odrobinę osłonie je od deszczu. Nie zbliżała się już bardziej do miejsca, w którym były głazy. Miała też nadzieję, że jakiś piorun nie postanowi rąbnąć w to drzewo, bo o ile przeziębienia się raczej nie obawiała, to spalenia żywcem nawet, nawet.

- Chciałabym pogadać. - Powiedziała dosyć głośno, na tyle, by jej słów nie zagłuszył deszcz. Nie widziała powodu dla jakiego wilkołak miałby ją atakować ale na wszelki wypadek i tak wyostrzyła zmysły. Choć wciąż go nie widziała, wyczuwała czyjąś obecność przy jednej ze skał. Nikt się jednak nie odezwał do Sophie poza odgłosem spadających kropli, które wystukiwały na liściach i krzewach swoje własne opowieści.

Chciała tam podejść. Zaspokoić ciekawość. Może wilkołak jednak chciałby z nią porozmawiać. Tylko… jeśli to rzeczywiście jest dla niego ważne miejsce, to znów ją zaatakuje. Westchnęła ciężko. Spróbuje jutro. Jeszcze raz zerknęła w kierunku skał.

-Będę tu jutro!
- jej głos został zagłuszony przez szum deszczu. Ruszyła z powrotem w kierunku klasztoru. Była w połowie drogi, gdy nagle za plecami usłyszała skowyt wilka. Jakby zwierzę zostało zranione. Może nawet śmiertelnie?

Przeklęła cicho i zawróciła. Biegła, nie używając akceleracji i na tyle szybko na ile pozwalała jej pogoda. Czuła, że ma mało krwi i powinna ją oszczędzać. Teraz już bez oporów ruszyła w kierunku skał, przy których wyczuła obecność, wyostrzając jedynie zmysły.

Głód uderzył w nią jak obuchem. Naprawdę musiała uważać. Udało jej się jednak zwęszyć krew, co w tak intensywnym deszczu wcale nie było łatwe. Nęcona tym zapachem odnalazła mężczyznę. Był biały, jak ona i... śmierdział sierścią. Jego gardło podcięto jakimś makabrycznym, niezwykle ostrym ostrzem. Cięcie było śmiertelne, a człowiek był już nieprzytomny. Za chwilę będzie martwy, a Sophie... była bardzo głodna. Czy powinna jednak wypić krew Lupina, skoro miała “oczyszczać aurę”?

Podbiegła do niego. Nie chciała go pić… bardzo nie chciała. Oblizała wargi, które nagle wydały się jej spierzchnięte. Gdzie było to coś co go zaatakowało. Wampirzyca rozglądała się nerwowo, wilkołaka nic już nie było w stanie uratować. Jednak najbardziej niepokoiło ją to, że w okolicy nikogo nie było, nawet najmniejszego śladu. Toż krew musiała do cholery choćby na niego kapnąć przy takiej ranie… niepewnie zerknęła na wilkołaka. Powoli zaczęła się wycofywać, cały czas uważnie obserwując okolicę. Musiała dać znać Hamali. Cokolwiek zabiło wilkołaka, mogło też polować na nich.

Deszcz wzmagał uczucie zagrożenie, jednak do powrotu do klasztoru nic nie niepokoiło Sophie. Kobieta została jednak powiadomiona przy bramie wejściowej, że mistrz już na nią czeka i ma się jak najszybciej zjawić w bibliotece. Była to dość dziwna lokalizacja, zważywszy na to, że jeśli Hamala przywoływał Sophie, zwykle czekał na nią w głównej świątyni, sali modłów lub sali medytacji. Wampirzyca udała się tam szybkim krokiem. Najgorsze było to, że widok krwi i jej zapach, potwornie pobudziły jej apetyt. Jak najszybciej omijała wszystkich ludzi, starając się nawet na nich nie zerkać.
Gdy dotarła do biblioteki i otworzyła jej ciężkie drzwi, stanęła w nich jak wryta. Tego nie mogła się spodziewać. Na fotelu bibliotekarza - jedynym w miarę wygodnym siedzeniu usadowiony był Andre. Wampir uśmiechnął się lekko tym swoim smutnym uśmiechem na widok Sophie, po czym wstał.

- Dobry wieczór Sophie. - powiedział rozkładając lekko ramiona.
Wampirzyca podbiegła do niego i przytuliła go mocno. To było takie cudowne, że był tutaj. Nagle tamten martwy wilkołak, ostrzeżenie Hamali i wszystko inne stało się nieistotne.
- Dobry wieczór, Andre. - Spojrzała na niego z uśmiechem i wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że jest toż przemoczona do suchej nitki. Wampir jednak zdawał się tym nie przejmować. Zresztą jego buty też nie wyglądały na suche, a koszula i marynarka zdawały się zmienione w lekkim pośpiechu - coś niebywałego u Torreadora.
- Dostałem wiadomość od Hamali. Jeśli jesteś gotowa, zabieram cię stąd już tej nocy.
- Jeśli tego sobie życzysz. Tylko chciałam dać znać mistrzowi, że ktoś zabił wilkołaka, o którym z nim rozmawiałam
. - Uśmiechnęła się do wampira. Była ciekawa czy Andre nie był tym zaginionym mordercą. - Czy będziesz miał coś przeciwko temu?
- Widzę, że bardzo się zaangażowałaś w tutejsze życie.
- powiedział wampir, głaszcząc jej policzek - Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem... - i pocałował ją ostrożnie, z czułością, nie spiesząc się przy tym i smakując jej wargi. To był prawdziwie dojrzały pocałunek - kunsztowny, zmysłowy, bez miejsca na przypadek.

Sophie oddała jego pocałunek, obejmując go mocno. Też się stęskniła… umierała z tęsknoty. Pragnęła go bardziej niż krwi… nagle poczuła jak głód wraca. Oderwała swoje usta.

- Jestem głodna… - Szepnęła cichutko i powoli podniosła na niego wzrok. - Mogę powiedzieć Hamali?
- On sobie poradzi. Zresztą może już wie, bo ktoś go zawołał. Pakuj się kochana, tatuś cię nakarmi w samolocie, żeby nie kalać mnisich łebków wizją naszego pożywiania się.
- palcem zakreślił kształt jej podbródka.
- Nie mam nic do spakowania, Andre. - Chwyciła jego dłoń i ucałowała jej wnętrze. Czuła jak jej pragnienie rośnie. Że chciałaby wycałować jego każdy kawałek. Jednak… niepokoiła się o Hamalę. Ale z drugiej strony był tu Andre. Jej głowa toczyła dziwną walkę. - Mogę w każdej chwili wyruszyć. - Uśmiechnęła się do wampira.

Tak pożegnała się z Tybetem, a właściwie nie pożegnała, bo ani nie uścisnęła Pemy, ani nie pomachała Nyimie, ani nawet nie podziękowała Trisongowi Hamali za czas, który jej poświęcił. Ten rozdział jej życia został zamknięty tak samo nagle, jak się otworzył. Ale jakie to miało znaczenie, skoro... był przy niej Andre?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-03-2017, 22:04   #46
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Siedziała na parapecie ogromnej posiadłości, którą zajmował teraz Andre Burt - główny sekretarz Najwyższej Rady Camarilli.



Było tu aż 20 sypialni, z czego ponad połowa spełniała wszelkie standardy bezpieczeństwa, jeśli chodzi o wampirzy sen. Cała rezydencja wraz z nadejściem poranka stawała się pancerną fortecą, gdzie każde z okien chroniła nie tylko metalowa krata, ale także zdalnie spuszczana, kuloodporna roleta. Do ochrony zatrudniano w sumie 26 osób, z czego 6 to byli żołnierze Ankh. Sophe nie miała z nimi jednak zbyt wiele do czynienia, bo łazili za Andre, a ten... towarzyszył jej wyjątkowo rzadko od czasu jej przylotu - 3 dni temu. Owszem, co rusz nasyłał na nią osoby, które pomagały jej skompletować garderobę, uzbrojenie, elektronikę, nawet wybrać meble do pokoju, ale sam zaglądał tylko przelotem - raz lub dwa razy w ciągu nocy. Większośc czasu Sophie spędzała więc sama, poznając nowy dom, który jakoś wcale dla niej domem nie był. To samo dotyczyło zresztą przyjęcia, które miało rozpocząć się lada chwila. Sophie obserwowała wystrojonych ludzi i kainitów, którzy coraz częściej napływali do rezydencji. Andre zaprosił ponad setkę gości, by uświetnić jej powrót, lecz po prawdzie praktycznie nikogo nie znała.
W sumie… czuła się tu trochę jak w celi w Tybecie. Tylko tutaj nie miała co robić. Były momenty kiedy najchętniej wzięłaby miotłę i po prostu pozamiatała. A tak… Zerknęła na kolejny tom Franza Kafki. Jak tak dalej pójdzie z jej natury “wojownika” zostanie natura bibliofila. Westchnęła ciężko i poprawiła suknię.


Ostatnio nawet przestała się przejmować pokazywaniem blizn. Będzie musiała je oglądać wiecznie, przez tego cholernego kanarka. Niechętnie zerkała w stronę nadciągających tłumów. Najchętniej by tam nie schodziła i może jak dobrze pójdzie nie będzie musiała. Miała wrażenie, że wampiry odtrąciły ją tak jak kiedyś ludzie… oczywiście nie Andre. ALe był to tylko jeden kainita w morzu nieśmiertelnych.

Sięgnęła spowrotem po książkę. Może powinna znaleźć jakieś własne schronienie. Stworzyć sobie swój mały “tybet.” Uśmiechnęła się. Kto wie może zapomną o niej tej nocy. Z dołu już zaczęła rozbrzmiewać muzyka, słychać było też gwar głosów przed posiadłością, jak i od strony jeziora. Nie minęło też pół godziny, gdy kto zapukał do drzwi.

- Zapraszam. - Sophie odezwała się nie odrywając wzroku od książki. Drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia wślizgnął się mężczyzna około 40-stki w nienagannie skrojonym garniturze i przyciętym zaroście. Elliot - niegdyś jej bezpośredni przełożony, obecnie osobisty ochroniarz.
- Dobry wieczór, Sophie - ukłonił się lekko.
Wampirzyca odłożyła książkę i obróciła się w stronę mężczyzny.
- Dobry wieczór. Jak minął dzień? - Uśmiechnęła się do niego, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie chciała mieć ochroniarza. Miała jednak podejrzenie, że Elliott miał bronić nie tyle ją, co innych przed nią. Poza tym jak zwykle nie miała nic do gadania. - No i błagam przestań mi się kłaniać.
- Może przestanę, jak nie każesz mi siebie błagać, byś zeszła na dół. - rozłożył ręce w geście bezradności - A dzień spokojnie. Tu się tyle dzieje, że jak raz dziennie zjawia się listonosz, to zbieramy się z chłopakami na monitoringu żeby go sobie pooglądać... w ramach urozmaicenia. - uśmiechnął się krzywo.
- “Może” nie jest wystarczające bym zeszła tam bez oporów. - Sophie pomachała nogami, nie ruszając się z parapetu. Uśmiechała się, ale Elliott chyba znał ją już wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie cierpi takich spędowisk.- Straszne tłumy na dole?

- Nie, proszę pani. Ciężko w ogóle na kogoś się natknąć. - Elliot uśmiechnął się dyskretnie. Wiedział jak na nią działało nazywanie jej “panią”.
- Daj spokój. - Sophie prawie warknęła. Sięgnęła po książkę i wróciła do lektury. - Powiedz, że się pochorowałam.
- Wiesz, że jeśli mi się nie uda ciebie wyciągnąć, przyjdzie tutaj Andre? A wtedy i tak się zgodzisz.
- Cieszy mnie, że przypomniałeś mi o tym, że nie mam wyboru. - Odłożyła książkę i wstała. Poprawiła sukienkę i podeszła na bosaka do stojących przy łóżku butów. - Niech Pan prowadzi na to przyjęcie.
- Ej, nie zabijaj posłańca, co? - Elliot podsunął jej ramię.

Sophie wsunęła stopy w buty na bardzo wysokim obcasie i odetchnęła. Po chwili znów spojrzała na ochroniarza z uśmiechem.
- To frustracja. - Podeszła i przyjęła podane ramię. Nawet przez marynarkę i koszulę, wydawało się jej, że wyczuwa pulsowanie krwi mężczyzny. - Mam dość tej dziwnej sytuacji. - Chwilę wpatrywała się w drzwi od pokoju. - Miejmy to już z głowy.

Elliot z pełną galanterią wyprowadził Sophie na balkonik z którego odchodziły dwa skrzydła schodów. Na dole znajdowało się kilkadziesiąt osób, z czego część tańczyła, część rozmawiała i śmiała się... Wszystko do czasu aż Sophie została zauważona. Nawet orkiestra przestała grać na jej widok. Zapadła cisza. Wypadało chyba coś powiedzieć... na szczęście za plecami wampirzycy pojawił się Andre, który odprawił gestem Elliota, po czym sam ujął dłoń Sophie i przyłożył do ust.

- Moi mili, tak jak obiecałem, oto moja piękna i mądra córa Sophie Lancaster. - mówił do zebranych, lecz to jej patrzył w oczy - Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszę, że tu dzisiaj jest. Dlatego proszę byście zapomnieli o podziałach, o plotkach i knowaniach i dzielili zwyczajnie tę radość ze mną. Bo Sophie to osoba prawdziwie wyjątkowa. I mam nadzieję, że nie tylko dziś, ale i w przyszłości będziecie mogli się o tym przekonać. Bawmy się więc i świętujmy powrót Sophie! - znów ucałował jej dłoń, dodając cicho - Mojej Sophie…

Wampirzyca poczuła przyjemne ciepło gdy Andre jej dotknął. Skłoniła się zebranym i uśmiechnęła.
- Cieszę się mogąc widzieć Was wszystkich tutaj. - Zerknęła na wampira cały czas się uśmiechając. Po co zorganizował tą szopkę… by udowodnić co? Bo była niemal pewna, że gdzieś tam krył się jakiś ukryty plan. Uważnie przyjrzała się zebranym. Szukała jakichkolwiek znajomych twarzy. Nie znała zbyt dobrze koterii w wiedniu, jednak zauważyła kilka twarzy, które już wcześniej pojawiły się w teatrze. Tymczasem Andre objął ja w pasie i pokierował delikatnie ku schodom.

- Nie myśl o tym jak patrzą na ciebie. Myśl jak ty ich widzisz. Bądź choć raz córeczką wpływowego tatusia, dobrze? Niech oni się starają o twoją sympatię.
- Byłam raczej ciekawa kogo zaprosiłeś tato. - Schodząc po schodach dalej przyglądała się twarzom. Ciekawe czy był tu jeszcze ktoś związany z Radą. Cieszyła się bliskością Andre, a z drugiej strony chciała go więcej.
- Na bogów nie mów tak do mnie. Zaprosiłem tych, którzy się liczą... lub znają takich. Musimy uciszyć paskudne plotki na twój temat i zwalić wszystko na wpływ tego idioty Martina, dlatego proszę, nie rób niczego głupiego.
- Nie wiem czemu przeszkadza ci to określenie. - Uśmiechnęła się już do niego szeroko i szczerze. - Plotki zawsze kiedyś umierają. A co do robienia głupich rzeczy… bezpieczniej było dać mi siedzieć w pokoju. - Jeszcze raz przesunęła wzrokiem po tłumie. A więc były to wpływowe osobniki, a ona miała odgrywać teatrzyk. Cudownie. Musiała przyznać, że była nawet ciekawa ile “plotek” było prawdą.

- Po prostu bądź mądra, Sophie. Za zaufaniem idzie też zajęcie. Takie jak lubisz. Jeśli nie chcesz dłużej siedzieć w oknie i wypatrywać Romea, to zrób coś dla siebie i błyszcz. - przytulił ją do siebie, gdy skończyły się schody - Błyszcz tej nocy moją gwiazdko. - to mówiąc puścił się z nią w kipiel komplementów, gładkich słówek i fałszywych uśmiechów.

Nie skomentowała. Miała poważne obawy czy jej “mądrość” jest tym o czym myśli Andre. Z jednym się jednak zgadzała - musi znaleźć pracę zanim zwariuje. Nie bawiła się dobrze. Nienawidziła takich spędowisk. Mimo to rozmawiała starając się nie mówić nic. Uśmiechała się wobec tego do kolejnych gości, zapamiętując twarze i imiona, starając się rozpoznać z jakich są klanów. Przede wszystkim jednak słuchała, by w końcu dowiedzieć się w jaki świat ją wrzucono.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 31-03-2017 o 22:20.
Aiko jest offline  
Stary 04-04-2017, 12:06   #47
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Następnego wieczora Andre wezwał Sophie do swojego gabinetu. Tutaj znów spotkała Mię, która tym razem nie tyle stała w drzwiach jako ochroniarz, co wychodziła z pokoju szefa, poprawiając ubranie. Na jej szyi Sophie dostrzegła kilka malinek. Kiedyś sama takie miała w skutek swoich kontaktów z panem Burthem... gdy była jeszcze żywa.

- Dobry wieczór - przywitała się wesoło czarnowłosa dziewczyna, rozpinając włosy i burząc ostatecznie rozwichrzony kok, w który były upięte.
- Dobry wieczór. - Sophie odpowiedziała uśmiechem mimo, że prawie się w niej gotowało. Nienawidziła tego. To była kolejna rzecz jaką straciła stając się wampirem. Straciła wolność, przydatność dla istoty, którą kochała. Miała ochotę uciec od tego wszystkiego. I tak nie wiedziała czym właściwie jest dla Butha.

Otworzyła drzwi i weszła do środka.

- Dobry wieczór. - Zmusiła się by jej głos brzmiał spokojnie, prawie radośnie.
- Sophie... - Andre wymówił miękko jej imię, uśmiechając się przy tym delikatnie. Miał na sobie spodnie i koszulę. Marynarka i krawat wisiały na oparciu krzesła koło lustra. Więc tam musieli to robić...
- Dziękuję za wczoraj. - powiedział wampir - Wiem, że nie przepadasz za takimi pokazówkami, ale to naprawdę się przydało. I mnie, i tobie. Jeśli chcemy działać, musimy działać w sieci pajęczych powiązań. Inaczej każde z nas może się nagle obudzić w roli muchy.

Kanarek przynajmniej mówił jej, że nie potrzebuje żadnej innej. Kochała Andre, ale coraz bardziej zdawała sobie sprawę ze swojej zachłanności. Chwilę wpatrywała się w jego marynarkę by w końcu przenieść wzrok na wampira. Czemu jej to robił? Po co ją ranił. Odezwała się, wciąż się uśmiechając.

-Jestem twoją dłużniczką. Kilka uśmiechów i pustych rozmów to nie problem. - Zmusiła się by jej głos nadal był lekko radosny. Co za beznadziejny początek nocy. - Czemu mnie wezwałeś?
- Cóż, zostałem poproszony o pomoc. Jak wiadomo, w przypadku podejrzeń o łamanie Maskarady nasi spokrewnieni zwracają się do Rady, by ta udzieliła im wsparcia wysyłając archontów lub egzekutorów. Jest jednak masę problemów nie kwalifikujących się lub odrzuconych przez radę, a całkiem bolących dla lokalnych książąt. Jeden z nich - Mark Ouversonn poprosił mnie o pomoc w rozwiązaniu serii morderstw, jaka ma miejsce na Wyspach Owczych, gdzie urzęduje. Teoretycznie są to tylko 3 zabójstwa, ale ich natura jest bardzo... makabryczna. Chciałem więc spytać, czy nie masz ochoty rozprostować kości i przyjrzeć się temu. Mark może nie jest księciem metropolii, ale ma pod sobą całą wyspę... choć na uboczu. Jego wdzięczność nie jest więc bez znaczenia dla nas.
- Jasne, wyjazd dobrze mi zrobi.
- Sophie w ruszyła ramionami. Nie chciała opuszczać Andre ale i tak nie mogła go mieć tak jak tego pragnęła. Chyba wolała za nim tęsknić niż patrzeć na kolejne radosne laski. Była zła, zazdrosna… było jej cholernie smutno. A uśmiechała się i udawała, że wszystko jest ok. Idiotyzm.
- Bardzo się cieszę. Powiadomię więc księcia Marka i myślę, że jutro zaraz po obudzeniu zorganizujemy ci prywatny przelot. Zatem ten wieczór i tą noc masz jeszcze dla siebie. - Andre otworzył laptopa i zaczął coś klikać na klawiaturze. Najwyraźniej audiencja dobiegła końca.
- Andre, chciałbyś mi tylko wyjaśnić po co mnie ratowałeś. Wiem, mówiłeś że dlatego że zrobiłabym to samo, ale wybacz ja raczej nie sprawiałabym ci bólu na każdym kroku. - Sophie wpatrywała się w niego, troszkę ciesząc się na zapas jego widokiem.

Nie zareagował. Pisał dalej. I gdy już wydawało się, że ją zignorował, odezwał się, nie odrywając oczu od ekranu.

- A jesteś pewna, że to ja cię ranię, a nie ty sama siebie? Nie możesz mnie winić za to, że świat nie spełnia twoich oczekiwań, Sophie. Nie jesteś dzieckiem. Możesz go jednak zmieniać, by był bardziej przyjazny dla ciebie. - wreszcie na nią spojrzał - Zamiast skupiać się na swoich smutkach, zastanów się czego chcesz i wyciągnij po to rękę. Pamiętaj, że nie musisz się śpieszyć. Masz całą wieczność. Możesz wykorzystać ją, by zdobyć to, czego pragniesz lub roztrwonić w smutkach i żalach do innych.
- Jaki ojciec taki syn.
- Sophie spoważniała. - Tak. Jestem pewna, że to ty mnie ranisz. Związałeś mnie jako ghula, związałeś jako wampira. Jedyne czego obecnie pragnę to ty i to jedyne czego nie mogę dostać. - obróciła się i podeszła do drzwi. - Jutro tak? To idę na spacer. Udanej pracy.
- Baw się dobrze. I pamiętaj... Mamy całą wieczność, Sophie. Ja ci nigdzie nie ucieknę.
- to rzekłszy Burth znów całą uwagę poświęcił przenośnemu komputerowi.

Sophie opuściła gabinet wampira. Wcale by ją nie zdziwiło, gdyby wampir spokrewnił sobie kogoś innego.

Wyspy Owcze… czemu nie. Musi się w końcu uwolnić. Ja najszybciej. Uwolnić od swoich własnych, cholernych uczuć. Wpadła do pokoju i chwyciła skórzaną kurtkę. Po namyśle chwyciła też paczkę papierosów i zapalniczkę. Jedyne co jej zostało po Tybecie to nałóg.

Wychodząc z rezydencji odpaliła papierosa.

[MEDIA]http://40.media.tumblr.com/b21fc2102c44cdfbb70fbf8140ecbb35/tumblr_n8z23sMaoS1tumptho2_1280.jpg[/MEDIA]

Pogrążona w myślach Sophie obeszła całe jezioro. I choć zajęło jej to prawie dwie godziny, okolica tchnęła spokojem nocy, w jej sercu nie było spokoju. Ten wyjazd to była dla niej szansa. Wiedziała, że kocha Andre, to uczucie dotarło do niej gdy była na odwyku od jego krwi. Wierzyła w nie tak jak wierzyła w to, że kochał ją Martin. Chciała zdobyć swego dziadzia ale … nie zrobi tego po prostu mu to mówiąc. Wygasiła kolejny papieros o drzewo i tak jak dwa pozostałe wrzuciła do kieszeni. Jakoś… rozejrzała się po okolicy. Nie mogła tego rzucać ot tak pod siebie.
Była spragniona dotyku. Jednak nie chciała by był ktoś inny niż Andre. Tylko ile będzie mogła czekać? Musi się przede wszystkim oderwać od tego wszystkiego. Znaleźć coś dla siebie. Tak jak mówiła kanarkowi - doskonalić się.

Kiedy wróciła w okolice posiadłości, zauważyła, że w oknie Elliota wciąż pali się światło. Mężczyzna, mimo że dziś miał wolną nockę, jeszcze nie udał się na spoczynek. Wchodząc przeszła przez kuchnię i wyrzuciła papierosy. Chciała pogadać… jednak jakoś ciężko było się jej do tego przyznać. Eliott kiedyś proponował jej wsparcie, tyle że już nie byli partnerami. Zastukała nerwowo w blat kuchenny i ruszyła w stronę pokoju ochroniarza.
Lekko zestresowana stanęła przed drzwiami pokoju. Oparła dłoń o drzwi i wyostrzyła zmysły. Niech będzie sam… Patrzyła na swoje zabłocone buty i nogawki. Niechlujną koszulkę i lekko zniszczoną kurtkę. Wolała sobie nie wyobrażać w jakim stanie są jej włosy.

- Najwyżej pójdę do siebie
… - szepnęła i zapukała, wyczuwając, że w pokoju ochroniarza nie ma nikogo poza nim.

Nikt nie odpowiedział, a wyostrzone zmysły podsunęły jej odgłos spadających kropli. Elliot prawdopodobnie brał prysznic, więc faktycznie mógł nie zauważyć, że ktoś puka do jego pokoju. Nacisnęła na klamkę. Może jej wybaczy. Weszła do środka. Pokój Elliota był urządzony minimalistycznie. Były tu tylko potrzebne sprzęty: łóżko, szafa, stolik, dwa proste krzesła. Żadnych ozdób, żadnych zbytków - typowy żołnierski styl. Drzwi do łazienki były zamknięte. Sophie zamknęła za sobą drzwi. Z uśmiechem rozejrzała się po pokoju. Przysiadła na jednym z krzeseł, czekając aż ochroniarz skończy się myć. Była bezczelna ale nie aż tak. Po kilku minutach szum wody umilkł, za to Sophie słyszała jak mężczyzna raz po raz podnosi jakieś przedmioty. Przy okazji Elliot zaczął nucić Marsyliankę i trzeba mu było przyznać, że ma całkiem niezły głos i świetne wyczucie rytmu. Uśmiechnęła się. Przypomniał się jej kanarek, ryczący w łazience. Już się pogodziła z tym, że go nie ma. Jednak to były nieliczne chwile gdy była szczęśliwa. Wpatrywała się w drzwi łazienki. Po chwili wreszcie uchyliły się i stanął w nich Elliot ubrany w podkoszulek i luźne bokserki, które najwyraźniej służyły mu za piżamę.

- Sophie... coś się stało?
- zdziwienie jej obecnością szybko zostało zastąpione przez zawodową czujność.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 04-04-2017, 16:20   #48
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Tak i nie. Wyjeżdżam jutro. - Sophie uśmiechnęła się do ochroniarza. Nie wiedziała jak mu to powiedzieć, jak powiedzieć, że potrzebuje towarzystwa. Przeczesała włosy. - Ładnie śpiewasz.
- To był prywatny koncert - odrzekł zachowawczo, lecz po chwili dodał - Cieszę się, że ci się podobało.
Pochyliła głowę. Była zmieszana.
- Wybacz, ja… pomyślałam. Kiedyś mówiłeś, że mogę przyjść i… - zerknęła na niego - wiem, że nie jestem już twoim partnerem. Ja… - nie mogła tak. Jednak potrzebowała tego. Cholernego towarzystwa, kogoś kto też był ghulem. - ja… ech.

Nie dokończyła bo jego wargi zamknęły jej usta. Był taki ciepły. Krew w żyłach mężczyzny pulsowała ochoczo, wszystko w nim zdawało się takie świeże, takie... żywe. No i jakże pociągająca była jego muskularna sylwetka - ciało wytrenowane do perfekcji, doskonałe w każdym calu... To wszystko oraz dojmująca samotność sprawiły, że Sophie musiała nieco inaczej spojrzeć na Elliota tej nocy. Wampirzyca przyciągnęła go do siebie, pogłębiając pocałunek. Gdy jej język spotykał się z jego wargami, czuła to pulsowanie. Pragnęła go, chciała być dzisiaj jego. Wsunęła dłoń w jego bokserki, układając ją na jego pośladku. Przerwała pocałunek by spojrzeć na Eliotta.

- Jestem strasznie zachłanna i chcę ciebie. - Uśmiechnęła się, a jej chłodna dłoń zacisnęła się na jego pośladku.

Mężczyzna nie potrzebował innej zachęty. Lekko popchnął ją na łóżku, zdejmując z niej ubranie i pieszcząc jej ciało jednocześnie. Przy tym praktycznie nie odrywał warg od jej, drążąc językiem ścieżki, od których nawet martwe ciało Sophie przebiegały przyjemne dreszcze. Wampirzyca w tym czasie zdejmowała z ochroniarza jego nieliczne ubrania. Był taki cudownie ciepły, gorący. Przyglądała się jego nagiemu ciału. Tyle czasu a ona ogląda go po raz pierwszy. Nie dał jej jednak na to czasu. Był prawdziwie wygłodniały. Całował jej ciało chaotycznie, a gdy odsłonił nagie piersi wampirzycy, przyssał się do jednej z nich pożądliwie, drugą pieszcząc dłonią.

- To sen... prawda? - wyszeptał, wielbiąc ciało Sophie.
- Chciałbyś by był to tylko sen? - Wampirzyca zanurzyła dłoń w jego wciąż lekko wilgotnych włosach.

Spojrzał na nią z dołu jakby lekko przestraszony.
- Podstępna... - mruknął, z jeszcze większą lubieżnością całując jej skórę i schodząć po brzuszku coraz niżej i niżej…
- To cudowne Elliott. - Sophie poddała się jego pieszczotom. Były takie delikatne, gorące. Czuła jak jego ciało pulsuje i chciała to pulsowanie poczuć w sobie. Powoli przesunęła udem po jego boku. Jej chłodna skóra, dotknęła rozpalonego ciała. Sophie zamruczała z przyjemności. Mężczyzna zaś hołubił jej ciało, gładząc drżącymi dłońmi i z trudem opanowując własny temperament. Widać było, jak toczy wewnętrzną walkę i wygrywa ją, dając jak najwięcej przyjemności swojej kochance. Mężczyzna usiadł pod łóżkiem i pewnym acz delikatnym ruchem przyciągnął Sophie do siebie tak, by siedziała na skraju pościeli. Uniósł jej nogę i niespiesznie zaczął wędrować ustami od kostki, przez łydkę... kolano... udo... aż dotarł do niewielkiego klejnociku rozkoszy. Wampirzyca poczuła jak czuły język kochanka smaga jej łechtaczkę. Sophie jęknęła i rozchyliła nogi. Elliot był taki czuły. To było, aż odrobinę dziwne. Nie było w nim śladu zachłanności Andre lub Martina. Jego gorący język rozpalał jej martwe wnętrze. Chciała go i czuła że jej ciało chce naprzeć na jego język.

- Eliott… więcej. - Szepnęła, zaciskając dłoń na jego włosach. A on zaczął ją ssać tak rozkosznie i lubieżnie zarazem. Jego silne ramiona były teraz jej podnóżkiem, a męskie dłonie raz za razem pieściły zgrabne nogi wampirzycy, nie bacząc nawet na jej blizny. Elliot posłusznie spełniał wolę swej kochanki, wodząc językiem wzdłuż kwiatu jej kobiecości. Delikatnie wnikając weń, by po chwili znów zająć się maleńką perełką. Był doskonały w tym i jakże inny od drapieżnego Martina. A jednak, gdy Sophie dochodziła, oczami wyobraźni zobaczyła właśnie charakterystyczną blond czuprynę, pochylającą się nad jej łonem. Poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Czy już zawsze będzie tak? Czy zawsze będzie myśleć o tym cholernym kanarku. Jęknęła z rozkoszy. Eliott był tak dobry, czuły. Czemu nie mógł zawładnąć jej głową?
- Wejdź we mnie. - Wyszeptała cicho. - Proszę.

Nie wahał się, spełnił jej prośbę, zanurzając się w niej kilkoma mocnymi pchnięciami. Patrzył teraz na nią zamglonym wzrokiem z góry, z trudem łapiąc oddech.
- Jeśli chcesz... napij się ze mnie... dłużej nie wytrzymam... jesteś zbyt kusząca... - wysapał nabierając coraz szybszego i mocnego tempa.
Gdy w nią wszedł, Sophie prawie krzyknęła. To było takie inne. Elliott rozpalał jej wnętrze. Czuła jak jego nabrzmiały członek pulsuje w jej wnętrzu. Był taki pełen krwi… czuła jak powoli narasta w niej głód.
Patrzyła w jego zamglone oczy. Nie powinna z niego pić… należał do Andre. Przyciągnęła go do siebie i powoli ze smakiem przesunęła językiem po jego szyi. Czuła jego podniecenie. Zapach jego krwi. Ucałowała rozpaloną skórę mężczyzny, czując jak jej własne kły wysuwają się. Tylko trochę… docisnęła go do siebie nogami, jednocześnie zanurzając w nim kły.
Czuła jak jej ciało przeżywa cudowny impuls. Jak jego krew zaczyna krążyć w jej ciele. Upiła mały łyk i zalizała rany, całując czule miejsce gdzie się wgryzła. Ten mały łyk wystarczył, by Elliot krzyknął i odpłynął wraz z prądem uniesienia. Czuła jak jego gorące soki rozkoszy wypełniają jej ciało podobnie, jak zrobiła to jego krew. Po chwili mężczyzna opadł na niej ciało i przytulił do siebie, gładząc jej włosy.

- Przepraszam... - szepnął cicho do jej ucha, całując je leciutko.
- Za co? - Sophie wtuliła się w niego. - To było bardzo przyjemne.
- Skończyłem tak szybko jakbym miał 10 lat mniej. - zaśmiał się nieco zażenowany, tuląc ją do siebie.
- Było wspaniale. - Ucałowała go i przytuliła policzek do jego piersi. - Noc jeszcze młoda, możemy zaraz to powtórzyć.
- A jak poczuję presję i zamknę się w sobie? - zapytał Elliot, wąchając jej włosy.

Słyszała jego bicie serca. Całowała go delikatnie, ciesząc usta jego rozgrzanym ciałem.
- Zabrałabym cię z sobą. - wyszeptała bardzo cicho, między pocałunkami.
- Hm? Dokądś się wybierasz? - mężczyzna wydawał się zaniepokojony. Spojrzał na nią teraz uważnie - To dlatego... przyszłaś?

Sophie uśmiechnęła się.
- Mogłeś nie zwrócić uwagi, ale wspomniałam na początku. Wyjeżdżam jutro. - Spoważniała ale nie przestała przesuwać dłoni po jego ciele. Czuła, że znów jest odsuwana i bolało ją to. Chciałaby być tak obojętna jak przed służą u Andre. - Tym razem Wyspy Owcze i nie, nie dlatego przyszłam. - Wtuliła się w pierś Eliotta. Mężczyzna odgarnął jej włosy i pocałował namiętnie. Najwyraźniej jednak nie czuł takiej presji, by nie mieć ochoty na powtórkę.
- Szybko wrócisz. Nie martw się. - pocieszył ją. - Powiedz na co masz ochotę. Ta noc jest twoja.

Jeśli w ogóle wróci… zabójca, który niepokoi wampiry. Szykowały się dla niej bardzo trudne, ale i interesujące łowy.
- Byś mnie wypieścił na tyle, bym nie miała ochoty na seks przez cały mój “krótki” wyjazd. - Jej dłoń zsunęła się i zacisnęła na jego penisie. - Co ty na to?
- Lubię jak jesteś taka bezpośrednia... - zamruczał, przewracając się na nią. Kiedy ich wargi ponownie złączyły się w pocałunku, a języki odnalazły siebie, Sophie poczuła jak Elliot ponownie w nią wchodzi. Tym razem bez gry wstępnej, wykorzystując ślady rozkoszy, które pozostawili poprzednim razem. Jęknęła wprost w jego usta, starając się nie przerywać pocałunku. Oplotła go nogami, jednocześnie opierając ręce na jego ramionach. Jej ciało, które nawet nie zdążyło ostygnąć po ostatnim seksie, powitało go z przyjemnością. Jej mięśnie zacisnęły się na nim, sprawiając że jeszcze dokładniej czuła każda jego nierówność.
- Sikorko... - usłyszała słodki szept kochanka w uchu, gdy brał ją coraz bardziej pożądliwie.

Otworzyła szeroko oczy i chwyciła twarz Eliotta, odsuwając ją od siebie.
- Nie… nie mów tak do mnie. - W jej głosie pojawiło się lekkie drżenie. - Proszę.
- Ale jak? - mężczyzna szczerze się zdziwił - Nie mogę mówić “Sophie”?
- Użyłeś słowa “Sikorka”... - Sophie oparła głowę o jego ramię. To nie był Martin… to nie mógł być Martin. - Wybacz… musiałam się przesłyszeć.
Czuł, że wampirzyca zacisnęła na nim dłonie, jej nogi docisnęły gom zagłębiając jego penisa w jej wnętrzu. Mógłby przysiądz, że Sophie zadrżała.
- Weź mnie mocno, błagam. - Jej głos drżał. Chciała już zapomnieć. O Martinie, o Andre… o tych cholernie zachłannych mężczyznach.

Elliot jednak wyszedł z niej i usiadł na brzegu łóżka.
- On tak do ciebie mówił, prawda? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź - To nie jest dobry sposób Sophie. Nie chcę być... zastępstwem.
- Nie jesteś zastępstwem. - Sophie ułożyła głowę na jego nodze. Jej ciało było rozpalone, chciało spełnienia. Jednak nie mogła… nie chciała naciskać na Elliota. - Już myślałam, że zapomniałam, naprawę. Nie wiem czemu to tak nagle wraca.

Mężczyzna jednak nie wydawał się przekonany. Podtrzymał jej głowę delikatnie i wstał. Podszedł do okna. Stał tam chwilę, odwrócony do niej umięśnionymi, połyskującymi jeszcze od potu plecami.
- Myślę, że powinnaś już iść, Sophie. - powiedział cicho.
- Eh… nawet ty musisz mi to robić. - Sophie przyglądała się jego plecom. - Jeśli mi powiesz, że nie chcesz mnie tu widzieć, to wyjdę. Jednak przyszłam tu bo chciałam pogadać z tobą i poczuć twój dotyk, a nie by ktoś dotykał mnie zamiast Martina. - To imię ciężko przeszło jej przez gardło. Usiadła na łóżku, cały czas wpatrując się w plecy ochroniarza. Eliott był jej bliski, mimo wszystko nadal czuła, że jest jej partnerem.

Obrócił się i spojrzał na nią. Westchnął ciężko.
- Sophie, nie jestem jak Andre, nie mam dla ciebie żadnej błyskotliwej odpowiedzi, przypowieści czy nawet mądrego cytatu. Jestem prostym żołnierzem. Po prostu czuję, że to co robisz jest nie w porządku. Wobec mnie... i wobec siebie.
- Nie chcę byś był jak Andre i nie chcę byś dawał mi mądre cytaty. - Wampirzyca usiadła po turecku na jego łóżku i spojrzała mu prosto w oczy. - Powiedziałeś mi kiedyś, że jesteś moim partnerem i że jak będę potrzebowała rozmowy, wsparcia to mi jej udzielisz. - Powstrzymała się by nie odwrócić wzroku. - Ja wiem, że tego potrzebuję, jeśli jednak jest to nie w porządku wobec ciebie to mi wyjaśnij czemu. Wybacz ale też jestem tylko prostym żołnierzem.
- Wtedy, gdy to mówiłem, byłaś człowiekiem, Sophie. - odpowiedział krótko, patrząc na nią z udręką a jednocześnie jakimś uporem.

Wampirzyca wstała i zaczęła się ubierać.
- Szkoda że już nie jestem tak nieczuła jak gdy byłam człowiekiem. - Sophie stanęła w samych spodniach. - Czemu jest to nie w porządku?

Przyglądał się jej, ale nie powstrzymywał. Sam pozostawał nagi, oparty o parapet okna.
- Kiedy umiera ktoś bliski, to ludzie popadają w żałobę. I to jest normalne. Skoro wydaje ci się, że mówię do ciebie tak, jak on mówił, to znaczy, że twoja żałoba trwa. I to też normalne. Nie powinnaś z tym walczyć. Pogadać możemy zawsze. Nie musieliśmy jednak iść do łóżka. W sumie to teraz żałuję. Wiesz... marzyłem o tobie. I kiedy to marzenie się spełniło... wiem, że wciąż nie byłaś w 100% moja.
- Wiesz… gdy byłam ghulem Andre też nie mogłam być w 100% twoja. - Sophie założyła stanik i koszulkę. Przysiadła na łóżku by założyć buty. - Już nie pamiętam jak to jest, gdy wampirza krew nie steruje takimi emocjami. Dałam ci tyle ile ze mnie pozostało.
- Wybacz. Po prostu... chciałbym czegoś więcej. A wiem, że tego nie dostanę. - ostatnie zdanie Elliot powiedział prawie szeptem, lecz wampirzy zmysł słuchu i tak bez trudu wyłowił słowa.

Sophie przyglądała mu się dłuższą chwilę. Zagarnęła swoją kurtkę i podeszła do niego.
- Bardzo bym chciała choćby móc zadecydować ile mogę dać. Ale jakoś nikt mi nie chce na to pozwolić. - Uśmiechnęła się. - Całusa na pożegnanie dostanę? - Nastawiła policzek.
Mężczyzna spojrzał jej ze smutkiem w oczy. Delikatnie pogładził nadstawiony policzek.
- Wracaj szybko. - powiedział, po czym ostrożnie ucałował jej usta.
Oddała pocałunek po czym odsunęła się i narzuciła kurtkę.
- Postaram się wrócić dopiero gdy będę z siebie zadowolona. Może to chwilkę zająć. Dbaj o siebie, dobrze?
- Ty również. Będę czekał.

Sophie tylko uśmiechnęła się i opuściła pokój ochroniarza. Wróciła do siebie i zabrała się za pakowanie ciuchów. Rozmowa i seks pomogły. Oderwała się od tego wszystkiego. Co by Elliott nie myślał, ona starała się skupiać tylko na nim.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-04-2017, 16:00   #49
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Vágar - jedyny międzynarodowy port lotniczy na Wyspach Owczych nie był ani przesadnie wielki, ani nowoczesny.

[MEDIA]https://i.ytimg.com/vi/eq2BTIkjaVM/maxresdefault.jpg[/MEDIA]

Nic jednak dziwnego, Wyspy Owcze przyciągały najwyżej zapalonych rybaków. Turystycznie był to niemal martwy obszar a ciągle wietrzna i deszczowa pogoda również nie zachęcały bywalców kurortów nadmorskich.
Sophie nie przybyła tu jednak w celach rekreacyjnych. Miała zbadać serię dziwnych i makabrycznych zabójstw, do których doszło na terenie wysp.
Kiedy wysiadła z prywatnego samolotu Andre, powitały ją burzowe chmury, zacinający deszcz i pioruny. Prawie jakby była złym charakterem z bajki. Co gorsza, nie wiedziała ani dokąd ma się udać, ani czy ktoś na lotnisku w ogóle będzie na nią czekał. Póki co miała przed sobą rozpostartą płytę lotniska z 2 samolotami pasażerskimi, prywatnym samolotem Andre i jakimś szybowcem. Kręciło się tu kilku ludzi, wszyscy jednak wydawali się zajęci swoimi pracami. Raczej nikt tutaj nie przybył po Sophie. Wampirzyca poprawiła na ramieniu torbę i ruszyła w stronę zabudowań. Wampir prędzej czy później się znajdzie, a ona musiała choćby rozejrzeć się za noclegiem.
Przelot nie był długi ale była wykończona, głównie psychicznie. Walka pomiędzy tym że nie chce oglądać Andre i tym, że nie chce od niego się oddalać była nie do zniesienia. Myśli nie dawały jej spokoju przez całą trasę, a teraz mimo to musiała się skupić, na zadaniu, które przyjęła.
Kiedy weszła do głównej poczekalni lotniska, była tak zajęta swoimi myślami, że prawie by przeoczyła niewysoką postać z ekstrawagancką fryzurą, odzianą w skórzaną, wytartą kurtkę i postrzępione jeansy.

[MEDIA]https://s3.amazonaws.com/bit-photos/large/4809723.jpeg[/MEDIA]

- Sophie? - zapytał cicho osobnik, którego płci nie była w stanie od razu ustalić. Prawdopodobnie żaden człowiek nie zwróciłby uwagi na tak cicho zadane pytanie. Co innego jednak wampir.
- Tak. - wampirzyca uśmiechnęła się mimo, że odruchowo spięła mięśnie. - Z kim mam przyjemność?
- Jorge.
- odparł wampir, podając imię raczej męskie, na ile orientowała się Sophie - Miło cię widzieć w domenie księcia Marka. Mam być twoim kierowcą i przewodnikiem. Mogę cię również przenocować. Chyba że wolisz zwykły hotel. To już twoja decyzja. Ja zapraszam w każdym razie. - dodał nonszalancko przeczesując włosy - Pomóc ci z torbą czy coś?
- Dziękuję. Poradzę sobie. Nie chciałabym ci wchodzić na głowę.
- Sophie rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie za bardzo miała teraz ochotę na jakiekolwiek towarzystwo. - Jeśli polecasz jakiś hotel chętnie skorzystam. Książę chciał bym mu się odmeldowała czy mam się zabrać do roboty?
Jorge ruszył przodem, prowadząc Sophie ku jednemu z trzech wyjść z lotniska.
- To zależy od ciebie, choć z pewnością przyda się z nim pogadać. Tutaj wszyscy są raczej konkretni. No może z wyjątkiem Toreadorki.
- nagle wampir uzmysłowił sobie wtopę, którą popełnił - Ooops, sorry. Oczywiście, są wyjątki. To ta nasza Martha jest dość... odleciana.
Sophie wzruszyła ramionami. Jakoś ani Andre, ani Martin nie wytworzyli w niej przywiązania do własnego klanu.
- Chętnie się z nim spotkam. Bardzo mi to pomoże z rozpoczęciem pracy. - Z zaciekawieniem rozglądała się po okolicy, w którą ją wrzucono. Sprawdzała czy są na lotnisku jakieś sklepy, które są czynne o tej godzinie, gdyby czegoś potrzebowała, ile jest osób, kręcących się o tej porze, gdyby musiała się posilić. - Dużo jest nas, na wyspach?

Zauważyła dwa bary, jakąś kawiarnię i sklep z czasopismami i pamiątkami. Na lotnisku nie było wielu ludzi, ale też nie mogła mówić o tym, że jest to miejsce wyludnione. W drodze na parking minęła kilkanaście osób - nie licząc obsługi lotniska.
- Z gośćmi takimi jak ty czternaście chyba, ale musiałabyś spytać księcia. Pakuj się do auta - Jurge wskazał dziewczynie starego jeepa w kolorze zgniłej zieleni. - Ja tylko puszczę eska księciusiowi, że do niego jedziemy.

Eska… Sophie uśmiechnęła się. Zapowiada się jej bardzo ciekawy pobyt. Wrzuciła swoją torbę do środka i po chwili namysłu wsiadając, zdjęła kurtkę by nie przemoczyć foteli. Czy powinna dać znać Andre, że doleciała? Pewnie już i tak wiedział, jak o wszystkim.
W ciszy czekała na Jorge obserwując okolicę. Podobało się jej, było trochę jak w Tybecie… pusto. Ciekawe ile zajmie jej to “śledztwo”.

Po chwili Jurge dołączył do niej i ruszyli w drogę do Thorshavn - stolicy Wysp Owczych i zarazem siedziby księcia Kainitów. Wampir za kierownicą nie należał do gadatliwych typów, choć oczywiście uprzejmie odpowiadał na pytania dziewczyny. Niemniej większość drogi minęła im w milczeniu. Sophie miała więc sporo czasu, by przyjrzeć się okolicy.Choć pogoda z pewnością nie rozpieszczała wyspiarzy, amatorzy natury z pewnością potrafili dostrzec piękno w trawiastych krajobrazach od czasu do czasu upstrzonych górskimi szczytami lub urozmaiconych niedużymi domkami. Tutaj niemal każda miejscowość wyglądała jak wioska - skupisko zaledwie kilkunastu lub kilkudziesięciu domów i parę sklepików na krzyż. Zapewne wszyscy tutaj znali się w okolicy. Nawet w Thorshavn zabudowana choć bardziej miejska, składała się raczej z zabytkowych kamieniczek niż drapaczy chmur.

[MEDIA]http://m0.i.pbase.com/u4/flydra/large/741930.Torshavnseintumkvold1.jpg[/MEDIA]

Niemniej było coś urzekającego w tej niewysokiej zabudowie, ciągnącej się wzdłuż nabrzeża.

Jurge zatrzymał samochód pod pubem w angielskim stylu.

- To tutaj. - oznajmił - Ja pójdę sobie usiąść przy barze, a ty od razu wal na piętro, jakbyś była nie pierwszy, a któryś raz z kolei. Tuziemcy nie lubią obcych. Szczególnie po ostatnich zabójstwach. - skrzywił się mimochodem.
- Dzięki za ostrzeżenie. - Sophie wysiadła z auta, narzucając kurtkę i ruszyła w stronę pubu. Starała się nie rozglądać. Niechęć mieszkańców nie ułatwi jej zadania. Musiała zebrać informacje, a nigdy nie była duszą towarzystwa.

Wchodząc do lokalu zdała sobie sprawę, że równie dobrze może ładować się w pułapkę. Szybko wypatrzyła schody i ruszyła w ich kierunku. Nie rozglądając się, szacowała ile osób jest w lokalu i w jakim są stanie upojenia. Było to trochę ciężkie do ustalenie, bo pomieszczenie miało kształt zygzaka i dziewczyna widziała tylko to, co działo się przy barze. A tutaj tłumów nie było. Jakieś 2 przygarbione pijaczki, łysy barman, parka całujących się małolatów przy stoliku pod oknem i wielki typ w skórzanej kurtce, grający na fliperze.

Schody zaskrzypiały przeraźliwie pod stopami niewiele przecież ważącej wampirzycy, zwracając uwagę barmana. Nic jednak nie powiedział, a Sophie za radą Jurge’a nawet nie przystawała. Dopiero na półpiętrze stanęła w korytarzu wyłożonym starą już, popielatą tapetą. Zarówno w lewo jak i w prawo odchodziły po 3 pary drzwi - w sumie 6. Za którymi mógł kryć się kainicki książę?

- Kim jesteś? - nagle usłyszała głos niedaleko. Okazało się, że to, co wzięła początkowo za element wystroju - lalkę siedzącą na kanapie, to była... dziewczynka!

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/80/dc/60/80dc60157b604222d60c90075683007a.jpg[/MEDIA]
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-04-2017, 09:28   #50
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Mam na imię Sophie. - Wampirzyca przyjrzała się uważnie dziecku. Było ubrane tak po staroświecku. Wrażenie skojarzyło się jej trochę z tym, jakie miała gdy poznała Andre, ale… wampiry nie spokrewniają dzieci. - Czy też pytasz czym się zajmuję?
- Jestem Esmeralda. Możesz zinterpretować moje pytanie jak chcesz. To też informacja o tobie. I to taka, której niekoniecznie chcesz mi udzielać. - powiedziała dziewczynka, nie ruszając się z miejsca.
- Esmeraldo, nie mam pojęcia czemu uważasz, że nie chcę ci zdradzić tej informacji. - Na twarzy Sophie odmalowało się zdziwienie. - Ja bym się chętnie dowiedziała, czym się zajmujesz.
- Daruj sobie. - odrzekła dziewczynka nonszalancko kręcąc w palcach pukiel włosów.

Wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Jak uważasz. - Sophie nie miała doświadczenia w obchodzeniu się z dziećmi i nie zamierzała teraz tego doświadczenia zdobywać. Dziewczynka wyglądała jak wiktoriańska lalka i wypowiadała się składniej niż większość znanych jej dorosłych. Czyli należało na nią uważać. - Wiesz, może gdzie znajdę Pana Ouversonna?
- Wiem. - odpowiedziała dziewczynka, uśmiechając się samymi kącikami ust.
- A chciałabyś podzielić się ze mną tą informacją? - Sophie nie była ani rozbawiona. Nie planowała też naciskać na dziecko, najwyżej poszuka księcia sama. Zdjęła przemoczoną kurtkę. Ta rozmowa potwornie się przedłużała.

- Nie czuję takiej potrzeby. - odparła Esmeralda - Niemniej wiem, że książę oczekuje gościa. Być może chodziło o ciebie. W związku z tym nie zajmowałabym kurtki
- Jestem tym gościem, a kurtkę w każdej chwili mogę założyć. - W głosie Sophie nie pojawił się nawet ślad zniecierpliwienia. - Czy mam rozumieć, że znajdę go na zewnątrz?
- Nie jestem w stanie weryfikować twojego rozumowania. - odparła dziewczynka, po czym dodała - Przynajmniej taka jest oficjalna wersja.

Sophie westchnęła. Był to odruch, którego nie mogła zwalczyć. Ostatnia próba i idzie sama poszukać.
- Proszę, czy mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajdę Pana Ouversonna?
- Nie mogłabym, gdyż nie posiadam informacji, gdzie jest dokładnie. - odparła dziewczynka, po czym dodała - Mogę jednak powiedzieć, że prawdopodobnie najdogodniejsza droga do niego prowadzi przez balkon. - wskazała na przeszkloną loggię na końcu korytarza.
- Dziękuję i za tę pomoc. - Sophie narzuciła kurtkę. Mogła zacząć od sprawdzenia tego miejsca. - Do zobaczenia.

Ruszyła przez korytarz wyostrzając zmysły. Nie rozumiała czemu książe oczekując od niej pomocy, nie może chociaż wysłać po nią kogoś, kto by ją zaprowadził.

Gdy wyszła na balkon, rzęsisty deszcz uderzył w nią ze zdwojoną siłą, budząc irytację. I nie pomógł nawet całkiem ładny widok na port, szczególnie, że księcia wcale tu nie było.


Nie licząc kratki sięgającej aż po dach, po której zapewne miał się wspinać bluszcz rosnący u podnóża budynku, nie było tu niczego!

Sophie wystawiła twarz na deszcz i odczekała chwilę, aż irytacja z niej spłynie. Po kilku sekundach sięgnęła do kratki i zaczęła się po niej wspinać. Przynajmniej będzie miała ładny widok, chyba że piorun w nią trzepnie. Tymczasem jednak zamiast błyskawicy, uderzył w nią widok siedzącego na skraju dachu młodzieńca.


Chłopak nawet na nią nie spojrzał, zapatrzony w przestrzeń. Zaczął jednak mówić:

- Kogo witam? Kogo goszczę?
Że też księżyc w sercu moszczę
Czy to aby nie przesada
By ta piękność niezbyt rada
Deszczem przezeń ugoszczona
Brała ciężar na ramiona
Co go niby nie trza nosić
Lecz gdy zawżdy poprosić
By się spało błogo w łożu
Sprawdzić trza co szumi w morzu
Czy to pies?
Czy to bies…

- Trochę pies i trochę bies… mam na imię Sophie. - Wampirzyca uważnie przyglądała się młodzieńcowi. Czy to może być książe? Niby wygląd wampira potrafi być złudny, ale… Tak bardzo żałowała, że nie wypytała Andre o księcia. Ale w sumie, nie chciała rozmawiać ze swoim “tatą”. - Czy mogę się dosiąść?
- Czy potrzebujesz pozwolenia
Ot ciszę mąci nasza brać
Niepotrzebne wyrzuty sumienia
Nie musisz siostro dłużej stać.


Sophie przysiadła obok chłopaka. Poczuła, że chyba właśnie przemaka jedyna część garderoby jaką miała jeszcze suchą.
- Kim jesteś? Szukam kogoś, konkretnego.
- Jestem pytaniem i odpowiedzią w mroku
Choć duszy nie mam
A umysł tkwi w amoku
Jestem tutaj całkiem sam
Zapytasz może: Czy siebie znam?
Czy tylko rolę klauna gram
W przedstawieniu grozy?
Nie wiem.
Miałem to, miałem...
Lecz zatraciłem siebie
Pośród nocy gwiazd.

- Jak narazie to ja okazuję się być kłębkiem pytań. - Sophie przyglądała się chłopakowi. Maklavian, czy po prostu wariat? Oderwała wzrok i wpatrzyła się w krajobraz. Cóż, podobno ona też jest szalona. - Ale dobrze… Znasz siebie? Czy wiesz w jakim grasz przedstawieniu? Czy wiesz co dokładnie zatraciłeś? Czy w natłoku tych pytań jesteś w stanie odpowiedzieć na moje czy mam sobie pójść?
- To ty jesteś odpowiedzią i nadzieją serca co nie bije
Jako ten zegar co niby ma puls a przecież nie żyje.

- Postaram się być odpowiedzią, jednak potrzebuję pomocy i to pomocy Ouversonna. - Uśmiechnęła się do chłopaka. Wszyscy tutaj są konkretni, tak? Czekał ją ciężki orzech do zgryzienia.

- Jakiej więc pomocy oczekujesz
Gdy ciemną nocą
To mienie wywołujesz?

- Chciałabym się dowiedzieć co takiego wydarzyło się, że stałam się tu potrzebna?
- Światło w oczach zgasło
Usta co oddychały ucichły na wieki
Niby rzecz naturalna
A jednak nie mogę zmrużyć powieki
Trzy iskry a każda inna
Zgaszona tak makabrycznie
Czy ludzka natura może być temu winna?
A może to istota z mroku
I ciszy zrodzona
Pośród mordu amoku
Nienasycona
Lecz któż to?
Próżno w myślach swych grzebię
Ktoś bliski, ktoś daleki?
Dlatego wezwałem ciebie
Byś z obcości swej natury
Wejrzała w me królestwo
I skruszyła niewiedzy mury
Twój partner już ci jest przedstawiony
Czy więcej mogę coś zrobić?
Ja... przez szaleństwa sen zamroczony?


Sophie uśmiechnęła się.
- Spotkaj się ze mną gdy będziesz miał na to czas i opowiedz mi o swoich ludziach. - Wampirzyca zerknęła na miasto. Wciąż lało, a co za tym idzie wszystkie ślady jakie by one nie były szlag trafił. - Oraz przekaż wszystkie informacje jakie udało się wam zdobyć. A ja pewnie z początkiem jutrzejszej nocy zacznę swoje łowy.

Wampir po raz pierwszy spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno. Ile mógł mieć lat w momencie przemiany? Pewnie nie więcej niż 18. Na jego twarzy wciąż malował się wyraz nieco dziecięcego zawstydzenia. Tylko jego spojrzenie było poważne i smutne.
- Gdy me oczy widzą tak piękną dziewoję
Od razu mi lżej w pustki otchłani
By jej pomóc więc dwoję się i troję
A wszyscy moi drodzy poddani
Mają być na jej usługi wszelakie
Niechaj dzieli ze mną swe myśli
Dobre i niedobre, ot, nieważne jakie.

- Będę się dzielić z tobą wszystkimi przemyśleniami. - Sophie wpatrywała się w jego oczy, jakby mogła z nich wyczytać ile może mieć lat. Był księciem, więc mimo ciała w jakim go uwięziono mógł mieć zarówno 100 jak i 1000 lat. - Teraz muszę dowiedzieć się jak najwięcej, o tym co się wydarzyło. Jeśli pozwolisz, wrócę do mego partnera by mi wszystko przekazał.

W odpowiedzi Mark tylko skinął głową i wrócił do gapienia się w przestrzeń.
Sophie podniosła się. Teraz była już przemoczona do suchej nitki. Dobrze, że tym razem nie groziło jej przeziębienie. Chwilę wpatrywała się w wampira. Może źle to rozegrała, może tak naprawdę źle to wszystko zinterpretowała. To dziwny osobnik, ale może w tej psychozie, znajdzie choć na chwilę miejsce dla siebie.

Skłoniła się lekko i ruszyła w stronę kratki, po której tu weszła. Poważnie zaczęła się obawiać czy jest właściwą osobą do tej roboty, jednak potrzebowała jej. Chwyciła się jednej z poprzeczek i powoli, ostrożnie zaczęła schodzić. Będzie musiała dać z siebie wszystko i mieć nadzieję, że nie spieprzy się jak zwykle.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172