Udało się odsunąć od trasy uciekającego stada na tyle, że najwyraźniej nikt ich nie zauważył. A dopóki troll ich nie widział, nie wszystko było stracone. Tylko czy byli dość daleko by troll nie mógł ich zwęszyć jeżeli skryją się w jakimś wertepie? Albo by nie usłyszał zaklęcia w hałasie pościgu?
Niestety nie był to czas na długie rozważania. Gdy Louie rozglądał się za rozwiązaniem, troll dość szybko zoczył smaczną i łatwą złapania przekąskę jaką był muł, bo przecież stary gnom był zbyt łykowaty na taki posiłek. I zmienił nieco kierunek by dopaść ową łatwą do upolowania zdobycz.
I, niestety, szansa na bezpieczną ucieczkę odeszła w dal. Louie wywarczał zaklęcie, kryjąc okolicę w gęstej, zimnej mgle. Ale szczęście nie dopisywało mu od dłuższego czasu, i nie było co liczyć na zmianę w tej kwestii. Szybko odpiął juki z muła, zrzucił je na ziemię i przemówił do zwierzęcia w jego języku nakazując mu ucieczkę. Po czym sam puścił się pędem w jeszcze innym kierunku...
Do uszu gnoma docierały ryki i krzyki. Gdzieś z mgły od której się oddalał na swoich krótkich nóżkach. Pospiesznie. Wiedział bowiem, że jest najwolniejszą z trollowych przekąsek. Louie dopadł jakiejś szczeliny w torfowisku. Za wąskiej dla muła, czy wilka… ale idealnej dla niego. Odruchowo wcisnął się głęboko w nią i czekał aż odgłosy ucichną. Tu troll nawet jeśliby go zwęszył nie byłby w stanie do niego dotrzeć. To Louie był bezpieczny. Więc czekał, aż odgłosy trolla, wilka, saren… aż one wszystkie ucichną. I tak się w końcu stało.
Po czym zaczął szybko się oddalać w losowym sumie kierunku docierając w pobliże jakiegoś zimnego strumyka przecinającego torfowiska. Wokół nie było zagrożenia, więc Louie mógł odetchnąć i napić się zimnej wody. Dookoła nie było widać, żadnych stworzeń, co oczywiście nie oznacza że gnom był sam. Tutejsze stwory umiały się ukrywać.
Niemniej skoro się ukrywały, to pewnie w okolicy nie było nic silniejszego od gnoma.
Co więc pozostało? Tropienie muła było możliwe, ale i czasochłonne. I mogło doprowadzić go do trolla przy okazji. Juki… o ile ocalały łatwiej było znaleźć. Należało jednak zawrócić i stanąć oko w oko z sytuacją na miejscu. Spojrzał w górę, do zachodu słońca było jeszcze kilka godzin. Noc… mogła mu sprzyjać, był niski i widział w ciemnościach lepiej niż człowiek.
Gnom ruszył z powrotem. Bez rzeczy z tobołków mógł się co prawda obejść, ale spanie w dziczy pod kocem jest dużo lepsze niż bez koca. Ale też żaden koc nie jest warty zostania przekąską dla trolla. Koc, wodoszczelny wór, zapałki...było tam parę przydatnych rzeczy.
A kiedy już objuczy się po szyję, ruszy znów na północ, byle dotrzeć do większego skupiska ludzi. Zdawał sobie sprawę, że jedynym znanym mu skupiskiem ludzi w okolicy jest… Nesme właśnie. Mogły co prawda istnieć jakieś osady na brzegu rzeki, ale nie wiadomo czy istniały i gdzie. Takich drobnych wiosek i wioseczek nie nanoszono na mapy. I na wrzosowiskach istniały sezonowo. Od jednego do następnego kataklizmu.
Zresztą same Srebrne Marchie były niezbyt gęsto zamieszkane. To nie było z całą pewnością Wybrzeże Mieczy. A same Wrzosowiska były idealne by zgubić pościg orków. Olbrzymi obszar pełen bezdroży i kryjówek. Dobre miejsce dla drużyny… mniej gdy się podróżowało samotnie. Oppenheimer przekonywał się więc, że porzucenie drużyny ma też i wady. Właśnie dlatego musiał się teraz skradać przez wrzosowiska rozglądając na boki w nadziei, że ów troll poszedł. Na szczęście go nie było… ni żadnych trucheł. Nie było martwych zwierząt, jedynie ziemia zryta ich śladami. I były jego juki, trochę nadwyrężone uderzeniami kopyt, ale zawartość wydawała się nietknięta. Jednakże było jej zbyt wiele dla dość cherlawego gnoma. Z bólem serca Louie musiał część tego wszystkiego porzucić. Nawet sporą część. W jaskini w której schował się przed trollem skrył tarczę - zbyt ciężką by ją nieść i zbyt nieporęczną na przekradanie - i spore
astrolabium. Bez wątpienia cenne, ważyło więcej niż tygodniowe racje. Z sprzętów obozowych zostawił sobie jedynie menażkę i koc - czyli w najbliższych dniach czekało go spanie pod gołym niebem. Kajdany, koce, namiot nad którym miał zamiar popracować - to wszystko także zostało upchnięte w dziurze. Wreszcie - nad czym myślał najdłużej - wcisnął tam też uniform Kompanii. Zły na nie wiadomo kogo ruszył w dalszą drogę, byle dalej stąd.