Brzemię, które Huldra niosła nie było nieznośne. Osłabiony elf nie ważył zbyt wiele, choć to, że był bezwładny sprawiało, że było niewygodne. Z każdą przemierzoną stają ochota Huldry na taszczenie bezużytecznego ciała towarzysza malała. Być może idea nie była taka dobra, jak myśleli?
- Taki mój problem z cholernymi czarodziejami - rzekła Huldra. - K
ażdy zgrywa bohatera, a patrzcie no, co się dzieje, jak jeden dostanie trochę po gębie!
Roześmiała się, potrząsając ciałem Cadora jak workiem kartofli.
- Cenię sobie siłę u mężczyzn, choć ten tutaj to jak chłopiec stajenny. Może by wygodził w łożnicy, ponoć tacy znają różne arkana. Może po tym wszystkim zamknę go w klatce. Wytresuje się go odpowiednio. Ha! * * *
Dotarłszy do moczarów, wojowniczka bezceremonialnie rzuciła bezwładne ciało obok siebie. Przycupnąwszy na jedno kolano, z miną pełną wątpliwości zaczęła badać otoczenie.
Oczywiście, jedyna droga, jaka im pozostała, to skręcenie na wschód w stronę góry. Pozostałe opcje - Burgly i banda likantropów - nie wchodziły w grę. To znaczy, nie wchodziły w grę dla nikogo normalnego. Kobieta chciała zakomunikować to towarzyszom, kiedy z odmętów moczaru powstał nieumarły wojownik. Huldra splunęła i złapała w dłoń topór przy pasie.
- Ani chwili nudy, kurwa - rzekła z grymasem.
- Ruszajmy!
Z okrzykiem
zaszarżowała na pierwszego z nieumarłych, uprzednio wyczekawszy, aż wyjdą z moczarów. Kto wie, ilu ich mogło czaić się w grząskim mule?