Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2017, 22:42   #3
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Sooo... I’m dead. Kia Ora Danny




Mieszkanie Mazz w Bronx, wczesne popołudnie
Z koszmaru o Chell i zapachach Nody, wybudził go szmer rozmowy dobiegającej z salonu. Ali spał na boku zakopany w pościel z nogą przerzuconą przez jego udo i posapywał cicho przez głęboki, spokojny sen. Kontrast z przeżyciami niedawnych dni był wciąż rażący. W głębi mieszkania szczęknęły drzwi lodówki i kroki skierowały się z powrotem do salonu. Ruch powietrza przyniósł lekki zapach fajek.
Wszystko co wydarzyło sie od czasu wizyty na 22 post NYPD było jak sen, rozespany wszedł w sieć by sprawdzić maile.
To znaczy próbował… ware dalej nie działał, co dało zaspanemu mózgowi jasną konkluzję a propos tego co było snem, a co nie. Skrzywił się i przeciągnął, z salonu wciąż dobiegała cicha i przytłumiona rozmowa. Uważając aby nie zbudzić chłopca, Lucifer wstał z łóżka i powoli zbliżył się do wyjścia z sypialni.
Cicho otworzył drzwi i zaraz uśmiechnął się promiennie.
- Nawet nie wiesz jak dobrze Cię widzieć - powiedział do brata Mazz, gdy dostrzegł Halo rozpartego na kanapie. - Dzięki stary… naprawdę masz u mnie spory dług. - Wszedł do salonu kierując się ku rodzeństwu.
- Nie pierdol... - Runner wyciągnął dłoń uśmiechając się przy tym szeroko w zadowoleniu. - To był czysty fuks. Odbębnij jakąś pielgrzymkę albo pogadaj z Amandą na temat darowizny na kościół czy coś.
- Jaki fuks? -
Lucifer usiadł obok Mazz obejmując ją. - Nie zakładałem, że to będzie jak pierdnięcie - sięgnął po papierosa by też zapalić - ale aż tak?
- No kto teraz używa CB i fal radiowych do komunikacji długodystansowej? -
Halo spytał kąśliwie. - Normalni ludzie komunikują się cyfrowo, czyli przez takie paskudztwa latające w kosmosie, Luc.
- Nie znam się na tym. Myślałem o nCat i tym podobnych jak szukaliśmy kogokolwiek co by odpowiedział. Założyłem, że skoro nikt praktycznie nie używa tego starego ustrojstwa, to policja podsłuchuje tylko kanałach cyfrowych. Wtedy takie radio to niegłupie by nie być podsłuchanym. Ale moja wiedza o tym, to czyste zero... -
Heen westchnął i pokręcił głową. - Z pielgrzymkami jednak może dam sobie spokój, a znając Amandę, to i tak coś rzuciła w kościele. Zresztą mi to średnio po drodze.
- No masz nowego dobrodzieja zatem w tym Hydenie. -
Halo zaciągnął się fajką. - Może mu coś sprezentuj. A z resztą - machnął na odczepnego - masz tutaj swoje papiery - podał Heenowi zestaw dokumentów - a tutaj dla tej zołzy. Nie spytam skądeś ją wytrzasnął. - Skrzywił się wyraźnie. - Lot do Rio ma za dwie i pół godziny. Pasuje?
- Nad prezentem pomyślę. Pasuje, chce się jej pozbyć jak najszybciej… -
Zawiesił głos jakby się nad czymś zastanawiał. - Ta AV co nas zabrała, sprzęt co najmniej o klasę lepszy niż to co masz - z przyzwyczajenia o firmowej aerodynie mówił jak o własności runnera. - Skąd to?
- Emmm... -
Halo zająknął się i rzucił krótkie spojrzenie na Mazz. - D. pomogła. Troszkę.
- D. Niezłe ma zasoby jak na prostą nastolatkę. -
Lucifer zaciągnął się fajkiem. - Już przez CB dziwnie brzmiałeś. Siedzimy w jakimś gównie?
- Nie. Chyba. Nie no, nie. D. jest w porzo. I lubi Aliego. -
Halo rozłożył ręce. - Nigdy nie potwierdziła, ale nie jesteśmy debilami.
- Stawiamy, że jest związana albo pracuje dla Matrixa -
dodała Mazz.
- Jak ta runnerowa Koteczka, co Callmee mi ją nagrał i z którą kontaktowałem się przez VR? Pamiętasz ta co prawie Ci usmaży… - Luc zająknął się. - D. to Kicia? - Twarz miał zbaraniałą.
Rodzeństwo jednocześnie pokiwało łepetynami.
- Tak nam wychodzi.
- Dlatego nie mówimy Edkowi, tak?
- Tak. Wychodzi na to, że mam do niej mocny dług. Obiecała zniwelować cyngli co mnie wzięli na kontrakt po zajebaniu O’Connela, za przysługę w przyszłości. Teraz to…
- No kontrakt zdjęty. Ciężko ubija się nieboszczyka… -
Halo mruknął pod nosem - … ale wydaje mi się, że powinieneś z nią zagadać. Tym bardziej, że uczy Aliego.
- Tak, to jasne że powi… -
znów urwał. Popatrzył to na jedno, to na drugie. - Zaraz. Jakiego nieboszczyka. O co chodzi?
- W szczątkach auta znaleziono trupa. Wiesz podniszczone mocno w “wypadku”. -
Halo zrobił cudzysłów w powietrzu. - Analiza nie dała jednoznacznych wyników, ale ktoś się namęczył by sfingować śmierć i uznać Cię za zmarłego w wypadku samochodowym.
- To ja oficjalnie nie żyję? To co to za dokume… -
Machnął ID, lecz zaraz coś innego przyszło mu do głowy. Potoczył niezrozumiałym wzrokiem. - Kontrakt był w sieci na nReportera, więc jak mógł zejść po śmierci van den Heena?
- Dokumenty masz lewe. Konto lewe. Do czasu aż zdecydujesz co chcesz robić dalej -
tłumaczył runner. - Co do kontraktu, Kicia aka D. zdjęła. Dwie niepowiązane sprawy. Przynajmniej oficjalnie.
- Ja pierdole... -
Solos ukrył twarz w dłoniach. - Muszę się ujawnić, zanegować własną śmierć. Dostęp do kont i inne pierdoły to jeszcze pieprzyć. Ale Ali. Jak ja nie żyję, a matka w wariatkowie, to go zgarną do socjala. Jest zarejestrowany na leczeniu w Sunny, dziecko bez prawnego opiekuna.
- Dlatego Kyle został -
mruknęła Mazz. - Rodzina… przejął opiekę nad małym oficjalnie.
- Rozumiem. -
Heen patrzył tępo w stolik. - W każdym razie tyle z pozbycia się mieszkania i mojego wyjazdu do Highway.
Ruda zakręciła się siedząc na kanapie.
- Hmm… jest inna opcja… - zaczęła niepewnie.
- Mieszkanie można upłynnić. Kyle może to zrobić w twoim imieniu - dorzucił jej brat.
- Imieniu trupa? Z moją śmiercią, mieszkanie i wszelkie zasoby są własnością Kiry i Aliego.
- Kira jak sam wspomniałeś jest w wariatkowie i niepoczytalna. A Ali jest pod opieką Kyle’a - on może zarządzać dobrami.
- Częścią Aliego. Nie Kiry, nie ma opieki nad nią. Cholera…


Przez chwilę trwała cisza.

- Chcesz posłuchać tej innej opcji?
- Tak, każda jest zapewne dobra, w obecnej sytuacji.
- Może by jednak zagadać z Matrixem? -
spytała Ruda odwracając się do Luca.
- To oczywiste, ale jak miałoby pomóc to w tej sytuacji?
- Zejdziesz… my do podziemia. Można się z nimi dogadać w zamian za dobranie się do dupska policji… Możesz być świadkiem koronnym… -
Mazz dumała na głos.
- Nie mogę. Nie żyję.
- No teraz nie żyjesz. -
Mazz zirytowała się. - W odpowiednim momencie możesz ożyć. Jeśli teraz się ujawnisz to faktycznie cię udupią na amen, a nie tylko wrzucą do Chell.
- To że żyję i wydostałem się z Chell, to dla nich kwestia kilku dni. Nie dojdzie do skutku kolejny transport dragów ze strefy i wyjdzie na jaw, że był tam przewrót. Całe Chell teraz pieje z zachwytu, żesmy uciekli tą AV. W dzisiejszych czasach ukryć się przed skanerami twarzy i tak dalej… -
machnął ręką. - Tak czy owak muszę się ukryć, ale mogę im przy tym dosrać. I to grubo. Jak odzyskam tożsamość, jako Lucifer van den Heen. Chwycę za jaja w sprawie Rzeźnika i Kiry, oraz fingowania mojej śmierci i zesłania do Chell. Plus sprawa dzieci w strefach pseudowięziennych. Do tego potrzebuję mojej tożsamości. W podziemiu czy też nie.
- No. Ale o tym mówię. Zamiast grać solo, wejdź w porozumienie z kimś kto ma zasoby i opcje dosrywania. Do tej pory jakoś skanery twarzy im na drodze nie stawały -
Ruda się zaperzała. - Masz amunicję ale strzelasz z procy. Weź kogoś kto ma strzelbę na słonia - uśmiechnęła się wrednie - i niech wtedy płacą za wszystko to co zjebali i nie tylko Tobie.
- Yup, zgadzamy się w tym. Ja tylko mówię, że nie powinienem czekać ze zgłoszeniem, że żyję i odzyskaniem tożsamości. Reszta: jak najbardziej.
- Jak się zgłosisz teraz, tracisz element zaskoczenia albo trzymania ich w szachu i na czubkach palców. Ale zrobisz jak uważasz.
- Kurrrwa… -
Lucifer zgniótł puszkę. - Tak źle i tak niedobrze. Nie mogę nawet pojechać do Highway by mi zdjęli blok cyberware… Halo, Ty jesteś blisko z D. Potrzebuję konkretów. Bez podchodów i obwąchiwania się jakiś czas. Kontaktu z Matrix by usiąść i ustalić strategię. Mam kurewsko mocny kaliber na gnoi jako ja, Lucifer. Mogę go wykorzystać dopiero gdy będę miał zaplecze dla siebie, Aliego, Kyle’a, Was… Myślisz, że skontaktuje mnie ‘z marszu’?
- Mogę zapytać. Myślę, że są spore szanse. Wie co się działo i wie co działo się z Alim.
- Wiem gdzie mieszka. Wypchnę Nixx by załatwiła sprawę Dany’ego i pojadę do niej. Uprzedź o wizycie. Ali weźmie kawę.
- Ok. -
Halo uśmiechnął się, ale jakoś tak krzywo.
- Może obudź go, bo będzie marudził rozespany, a jak się ocknie gdy Cię nie będzie, bez info, to wolę nie myśleć co za histeria eksploduje tu znowu.
- Biorę go ze sobą. Za pięć minut będziemy gotowi by podjechać do Concourse. -
Luc wstał i skierował się z powrotem do sypialni.

Pięć minut później, jechali już ulicami nNY.




Apartament Lucifera w Concourse, popołudnie
Runner pwrócił do siebie, był zajętym człowiekiem i jakby doba miała nawet i czterdzieści godzin, to marudziłby, że to za mało. Kowboje konsol żyli w trochę innych ramach niż zwykli ludzie. Czy w real, czy w sieci VR czas był ten sam, ale płynął nieco inaczej. “Mam małą robotkę” było stanem permanentnym dla Halo do tego stopnia, że Luc, Mazz i Edi żartowali czasem, że powinno się wyryć to na jego nagrobku.
Do apartamentowca podjechali jednak w czwórkę, bo Alisteir zabrał Crowa. Atmosfera była już o wiele lepsza, podczas drogi chłopiec nawet zaczął się przekomarzać z Mazz. Luc choć się w to ochoczo włączył nie potrafił jednak odciąć się w pełni się od myśli “co dalej”.

Gdy weszli do środka Kyle tylko uniósł głowę znad pudełka z tajskim żarciem, w tle leciały wiadomości kanału informacyjnego z włączonego holo wyświetlacza. Nixx chłonęła je zachłannie dopiero po chwili orientując się, że ktoś przyszedł. Właściwie to uświadomił ją w tym głos Lucifera skierowany właśnie do niej:
- Tu masz dokumenty, Kyle wypłaci ci 50 tysięcy kredytów. - Spojrzał na brata, kątem oka łowiąc rozszerzone oczy i zszokowane spojrzenie blondyny. - Wypłacisz z funduszu Alisteira. - Pogłaskał synka po głowie, który stał wczepiony w jego nogę. - Masz dostęp, ustawiłem, że prawny opiekun, ale nie Kira. Skoro załatwiłeś nad nim opiekę to system powinien to wykryć i przyjąć twoje prawo dostępu z czytnika papilarnego.
Kyle skierował się do wyjścia, kredytomaty były przy windach, na każdym piętrze. Lucifer zaś patrzył wciąż na blondynke.
- Masz swoją skrzynkę kontaktową w sieci?
Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Od dawna nie.
- Login “HiDanWell99KirAli” hasło “letitbelugofree”. -
Solos pogłaskał syna po głowie i poprowadził go do konsoli. - Załóż taką skrzynkę, co? Pokaż jaki jesteś spryciarz. - Uśmiechnął się zachęcająco. Dopiero po chwili zorientował się, że mimowolnie kreuje wkład dzieciaka w zemstę na jego oprawcy.

Mały nie oponował. i nie minęło kilka minut, a skrzynka była gotowa. Zrobił to całkowicie naturalnie i bez wysiłku. W międzyczasie wrócił Kyle z gotówką, chipami załadowanymi kredytami.
- Już - oznajmił chłopiec tonem jakby udzielał audiencji samej królowej.
- Jesteś super mały. - Solos dodał do spisu adresów namiar na jedną ze swoich bocznych skrzynek i odwrócił się do Nixx. - Zapamiętasz?
- Mhm... -
Pokiwała głową, przejmując kilka niewielkich bloczków chipów załadowanych po 10 tys kredytów. Przyjęła kasę niemal z pietyzmem. Mimo całej pozy, wydarzenia i obrót spraw wpływały na nią choć starała się tego nie okazywać. - Kiedy mam lecieć?
- Lot masz za jakieś niecałe dwie godziny. Akurat się wyrobisz. Zakupy zrobisz sobie tam na miejscu. Cel i wszystko co o nim wiemy dostaniesz na skrzynkę. Masz z nim zrobić to co ze mną -
nie patrzył ani na Mazz, ani na brata, ale urwał, bo samo wspomnienie zacisnęło mu zęby jakby w skurczu - ale niejednokrotnie. Masz to nagrać i masz go uwarunkować. Niech to wszystko co z nim zrobisz kojarzy mu się ze słowami “Kia Ora”. Zrozumiałaś?
- Kia Ora? -
powtórzyła smakując słowa. - Co to znaczy?
- To przywitanie, pozdrowienie, czasem używane też jako podziękowanie. -
Luc wzruszył ramionami. - Zapamiętaj: żadnych tekstów o mnie. I jedna sprawa, nie ufam Ci. Dwa razy dziennie na skrzynce mają być Twoje zdjęcia z charakterystycznymi miejscami w Brasil. Nie radzę celować w fotomontaże będę miał ludzi co to sprawdzą. Pierwsze zdjęcie z lotniska po odprawie. Zrozumiałaś?
- Mhm... -
kiwnęła głową miętosząc chipy w dłoni - a po załatwieniu sprawy co? Przed ostatnim nagraniem chcę by Lugo był na zewnątrz.
- Nie. Lugo zostanie uwolniony po Twoim powrocie.
- Nie mam żadnej gwarancji, że nie wbijesz mnie tam z powrotem.
- Jesteście zbyt niebezpieczni. Gdybym cię tam wbił, mogłabyś go uwolnić sama, zajechać Nodę i przejąć znów władzę w Chell. Zależy mi na tym by Lugo nie było w Chell, on sam jest cholernie niebezpieczny. Albo umrze, albo wyjdzie. To zależy od ciebie. Po robocie dostanie też kasę na protezy. Na to co mu odstrzeliłem.

Nixx nie odpowiedziała. Potoczła wzrokiem po Mazz i Kyle’u.
- Które lotnisko?
- JFK. Jeżeli czekasz na ewentualne zapewnienia, że będę tęsknił… Myślisz, że jest szansa? -
Popatrzył na drzwi wyjściowe.
- Jak się mam dostać na lotnisko? - spytała podnosząc się z wolna. - Jakiś transport?
- Owszem, taksówka. Wątpię by przez ostatni tydzień przestały kursować po ulicach nNY. Po drodze pamiętaj o aparacie.

Nixx wychodząc wyglądała na zagubioną, starała się robić dobrą minę do złej gry.

Lucifer wyglądał jakby rozmowa z nią kosztowała go wiele. Lekko oklapł gdy wyszła, a
Mazz również odetchnęła z ulgą gdy za utykającą kobietą zamknęły się drzwi.
- To teraz co? Sunny Hill ogarnięte. Eve oddelegowała dwójkę ludzi do pomocy przy dzieciach. Mówiła też, że prawnicy opracują program pomocy tak, aby mogła pod egidą SH działać i zebrać zaplecze. To potrwa kilka dni. Dzieciaki są w kiepskiej kondycji. Niedożywienie, anemia, choroby skóry. Sasha i dwie najstarsze dziewczynki nawet wenerki - relacjonowała, a Lucifer skoncentrował się by panować nad twarzą gdy usłyszał to ostatnie. - Sol ma obniżoną odporność i hemofilię. W życiu nie słyszałam, żeby te choroby jeszcze były nieogarnięte.
- Mnie to specjalnie nie dziwi, tam jest pierdolone piekło Mazzie. Dwójka z Sunny. Boję się, że jutro złożą wymówienia. -
Uśmiechnął się mimowolnie. - Jedźmy do D.

Kyle sięgnął po kurtkę, a Mazz wzięła Aliego za rękę.
- Wenerki… noż kur… - Lucifer jęknął bezgłośnie wychodząc za nimi i wspominając leczenie Sashy.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline