Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2017, 03:50   #62
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Dziękuję Zombi i MG za kolejkę :)


Brown 0 słuchała i obserwowała dyskusję wewnątrz grupy Black. Czwórka z nich była dość daleko. Choć nie tak daleko od jej Checkpoint 2. Czwórka zaś była o wiele bliżej i w końcu przynajmniej jedna z nich ruszyła śladem grupy Brown. Dokładniej zbliżała się do niej Black 8. Widziała najpierw jej znacznik na Obroży jak się do niej zbliża, potem jakąś poświatę jej latarki na zakręcie korytarza aż wreszcie Nash doszła do tego zakrętu i zaczęła ślepić światłem latarki podpiętej pod broń by wreszcie stać się wyraźnie słyszalna i widzialna już bez pośrednictwa Obroży. Szła niezbyt szybkim tempem, choć porównywalnym do tego ostrożnego, jakim poruszali się na powierzchni po polu biomin. Tym razem min nie widziała i one jej też chyba nie, ale między jej głową a stropem pozostawała przestrzeń dość wąska. Z bieganiem już mógłby być spory problem o skokach można było zapomnieć.

Ósemka przechodziła przez pobojowisko, tego była pewna. Martwe ciała xenos, w większości spalone zaścielały dno kanału. Na jej oko spalony kawałek był za długi na jedno dmuchnięcie miotacza więc pewnie ktoś walnął kilka razy. Gdzieś mniej więcej w połowie drogi minęła ten rzucony lightstick. Nadal świecił się na żółto zielono dając plamę takiegoż mdłego światła. Nie umywało się ono do jaskrawego i mocnego światła latarki taktycznej, ale jakoś pomagało zorientować się w oświetlonej okolicy i dodawało otuchy.
Skręciła za korytarz pod kątem prostym i tam już zauważyła nieco ruchome światło. Też ostre i mocne jak od latarki taktycznej. Zupełnie jakby ktoś tam stał i czekał. Co pokrywało się z pozycją Brown 0 widoczną na mapie serwowanej przez Obrożę.
Pokonała ostatnie kroki stając przy ostatniej ocalałej z poprzedniej grupy. Tu było nieco wyżej i Brown czekała na wózku kolejki magnetycznej używanej do szybkiego przemieszczania się między kanałami. Gdzieś w tym momencie zapikał jej znaleziony smartfon wiadomością od Svena. Była krótka i był w niej podany Klucz Karla. Dłuższa była od Sary. Właściwie dwie. Pierwsza też do wylewnych nie należała bo składała się z “Dziekuję cibardzo!” i nadliczbowej ilości uśmiechniętych buziek i serduszek. Druga była dłuższa i późniejsza.
“O zarazie słyszałam z tv i w sklepie ale nie wiem nic. O Geovoid poszukam. Superbowl:” tu były podane skompresowane linki które Nash mogła odpalić i obejrzeć. Sądząc z opisu pewnie Sara zgrała jakieś wiadomości sportowe albo podobne urywki spotkań.
“Pistolet był Karla ale Sven go też lubił więc się zmienili. Wtedy zrobili zdjęcie które pewnie ci przesłał.” Sara chyba naprawdę nie znała się kompletnie na broni skoro ciężki rewolwer myliła z pistoletem.
“Ze mną okey. Walki słychać cały czas ale niezbyt blisko. Życzę ci szczęścia i powodzenia mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku” - zakończyła drugą wiadomość uśmiechniętą buźką i kciukiem uniesionym ku górze. Nash poczuła jak coś ucieka grzechocząc spod jej buta. Gdy spojrzała w tą stronę ujrzała reklamówkę jak z normalnego sklepu. A w niej dwie butelki o jakiejś promilowej zawartości.

Jeszcze nigdy widok drugiego człowieka tak May nie ucieszył. Kryminalisty co prawda, bo Parchami nie zostawały zakonnice, ale jednak. Ktoś przyszedł, ruszył się i zlazł w ciemny, zatęchły korytarz, śmierdzący spalenizną i krwią. I gównem - nie wolno było zapominać o gównie.
- Dzięki, już myślałam że mnie zostawicie - przyznała szczerze, wyciągając rękę do obcej kobiety - Maya Vinogradova, miło cię poznać.

“Spoko. Ale i tak możemy tu zdechnąć, nie ciesz się za wcześnie” - zamiast się odezwać Ósemka odpaliła holo i wystukała wiadomość adresując ją tylko do jednego Parcha, tego przed sobą. Zamrugała, prychnęła i wzruszyła ramionami, łypiąc na nią podejrzliwie. Nie spodziewała się powitania bez epitetów. Odbiegało ono od parchowej normy. Podeszła jednak i uścisnęła dłoń, drugą wystukując krótkie - “Asbiel. Dobra, co z twoją bronią? Zgubiłaś po drodze, czy zużyłaś ammo?”

- Nie za bardzo… nie idzie mi posługiwanie się nią tak dobrze, jakbym chciała - Brown0 uciekła wzrokiem na podłogę - Przeszłam szkolenie, ale z biurwy żołnierza ciężko zrobić. Byłam informatykiem, dopiero niedawno dali mi broń do ręki… ale jesteśmy teraz tutaj, nie? Mam parę granatów, jeżeli to coś zmienia. Rzucić w daną stronę jeszcze umiem. W grach wojennych wychodziło całkiem nieźle… są tam z przodu, ale nie za bardzo jest jak się z nimi skontaktować. Przynajmniej nie trzeba brodzić w gównie - klepnęła wózek żeby pokazać jakikolwiek pozytyw.

Trafił się im Parch idealny do rozrób w podziemiach, bez dwóch zdań. Nash chcąc ukryć zdziwienie pochyliła się, podnosząc z brei dwie butle. Obróciła je w świetle latarki i mruknęła coś pod nosem. Wino, zamknięte.
“Szkoda że nie ma w zespole żadnego zwiadowcy z pancerzem maskującym” - stuknęła po ogólnym i wróciła do kanału prywatnego z Brown.
“Jak się wyślizgamy będzie co opijać” - wystukała i wysiliła fizjonomię celem posłania jej czegoś uśmiechopodobnego. Podała jedna flaszkę, drugą zatrzymała - “Znasz się na Sieciach. Umiałabyś kogoś znaleźć po Kluczu? Ale. To potem. Nie każdy musi być trepem. Damy reszcie czas na modlitwy i przemyślenia, a potem jedziemy z koksem. Te skurwysyny zdychają od granatów. Z hukiem będzie lipa: wąski/zamknięty teren. Niski. Pójdzie niezłe echo. Zanim zaczniemy trzeba krzyknąć do tych twoich sojuszników. Żeby padli na glebę. Ja tego nie zrobię. Ty możesz. Palisz?” - na koniec wystawiła paczkę wybitnie częstującym gestem. Sama też wetknęła między wargi papierosa i odpaliła go. Pożegnalny papieros skazańca.

- Po Kluczu? Tak, tylko muszę się mieć gdzie podpiąć - Maya przyjęła fajka, skorzystała też z ognia. Butelkę skitrała pod nogami, żeby mieć wolne ręce. Paliła w ciszy, może miała właśnie ostatnią szansę podtruć się nikotyną. Wypadało skorzystać.

Black 8 i Brown 0 skorzystały z okazji do spalenia papierosa. Wyglądało na to, że nikt więcej do nich nie dołączy. Nash przeszła w tunelu dobry kawałek i spaliły fajki i dalej nikt z grupki “czerwonych” nie kwapił się pójść w jej ślady. Vinogradova przejęła rolę operatora wózka szynowego. Nash wcieliła się więc w rolę operatora ciężkiego uzbrojenia. Wózek właściwie prowadził się sam właśnie jak po szynach. Sterowanie nim ograniczało się do paru ruchów każących mu się zatrzymać lub ruszać w którąś stronę szyn. Tunel też był nieco wyższy więc mimo, że obie stały na ruchomej platformie to trochę zapasu do sufitu pozostawało. No i co najważniejsze patrząc na to co pływało pod szyną wózka było znacznie szybciej i mniej paskudniej.
Oznaczało to jednak, że znacznie szybciej i mniej paskudnie zbliżały się do miejsca potyczki z jakiej żywa wyszła tylko Brown 0. Widziały jak zbliża się coś jakby wylot tunelu co z mroku wyłaniały ich latarki. Zbliżył się, wózek zatrzymał się u wejścia i powitała ich cisza i bezruch.
Promienie latarek omiatały pomieszczenie. Było nadal dość wąskie i miało wymiary przeciętnej sypialni. Wyglądało jak jakiś punkt przesiadkowy tej mikrokolejki albo i nie. W każdym razie było gdzie wysiąść indziej niż do syfu pod szyną. Pierwsze pomieszczenie było zasłane ciałami. Poza jednym pod ścianą pomieszczenia pozostałe kilka należało do martwych xenos. Nash bez większego trudu odgadła scenariusz tego spotkania a Vinogradowa po prostu pamiętała co zostawiała gdy wsiadała na wózek. Gdyby mieli jakieś wątpliwości co do identyfikacji ludzkiego ciała, Obroża usłużnie wyświetlała podpis “Brown 7 - KIA”. Ściany, ciała xenos i samej “siódemki” były poszatkowane tysiącami wyrw po szrapnelach, spalone przez rozbryźnięty napalm który tutaj przyduszał nawet smród kanałów więc łatwo było sobie odtworzyć eksplozję pewnie wszystkich granatów jakie miała przy sobie “siódemka”. Do celu z trzema znacznikami zostało im ostatnie 40 - 50 m. Gdyby było po prostej już można by bawić się w rzucanie granatów. Ale nie było.

Trzymająca broń Black 8 odkryła dość zauważalne utrudnienie w komunikacji niewerbalnej: gdy trzymała broń nie mogła klikać literek. A broń wydawała się nieodzownym elementem w tej scenerii. Brown 0 miała dylemat innego rodzaju. Mogła użyć swojego detektora który wydawał się być idealny na takie okazje. Ale wówczas jedyną swobodnie używaną przez nią bronią był pistolet albo nóż. No raz jeszcze mogła rzucić przygotowanym wcześniej granatem. Albo nastawić się na rzucanie ale bez detektora.
Z pierwszego przystanku biegły dwa wejścia. Brown na migi pokazała jedno z nich. Te przez które na chwilę udało im się sforsować we trójkę. Tam za nim był nieco dłuższy korytarz też przypominający kilkumetrową przestrzeń do pokonania. Gdy się znalazły przed jego wejściem latarki oświetliły coś przy jego drugim końcu. Dało się zidentyfikować po chwili oglądania. Rozpoznały po bucie. Noga. Czyjaś noga. Tak chyba coś trochę kawałek nad kolanem i w dół. Znacznik oznaczający Brown 2 był gdzieś tam o parę kroków za widocznym po drugiej stronie wejściem. Też z sygnaturą “KIA”. Vinogradova wiedziała, że tam właśnie dotarli najdalej. Tam xenosy dopadły dwójkę i próbowali z siódemką si wycofać. Jej się udało, siódemce nie. Spojrzały na wyświetlacz celów. brakowało im 35 - 45 m. Za tamtym drugim wejściem jeszcze trochę w prawo były te znaczniki. Poza rozświetlonymi rejonami tuneli panowała nieprzenikniona ciemność. Wzrok był bezużyteczny i coś mogło się w nim kryć i o krok od człowieka i by tego nie dostrzegł. Słuch był tu dużo bardziej użyteczny. Na razie jednak panowała grobowa cisza. Słyszały tylko swoje przyspieszone oddechy i odgłosy które i dotąd słyszały w tych kanałach. Szelesty, szmery,skrzypienia i kapanie.

Brown 0 pamiętała za dobrze co się stało i nie chciała tu wracać. Nie miała jednak wyjścia. Pieprzone kropeczki sił sojuszniczych przypominały jakie zadanie postawiono przed jej grupą, z której tylko ona przeżyła przedzieranie przez tunele. Po reszcie pozostały porozrywane ciała. Brown 2 i Brown 7. Derek i Cindy, całkiem sympatyczni. Byli. Co z nich pozostało pływało razem z gównem pod jej nogami. Do tego ciemność, smród i nerwy napięte do granic wytrzymałości. Nie dadzą rady, były tylko dwie. Poprzednio w trójkę nie dali rady, a teraz do walki nadawała się chyba tylko jedna osoba, bo siebie nie liczyła. Zmieniła broń, za wąsko na granaty jak się nie umie ich używać. Za mały margines błędu. Detektor i pistolet trzęsły się w jej rękach, ale powolne “bip…. bip” wskazywało, że najbliższe metry są puste. Wolne od wroga. Na widok nogi o mały włos się nie zrzygała, ale udało się zachować resztkę godności.
- Jesteś tego pewna? - spytała szeptem Black 8 - Dalej nie doszliśmy, zjadły nas i… - przerwała bo treść żołądka podjechała jej do gardła. Musiała przełknąć, ale ponownego odezwania się już nie ryzykowała.

W tym czasie Ósemka nie bawiła się w uprzejmości i pospiesznie przeszukiwała najbliższe ciało. Światło… przydałoby się im więcej światła, chociaż odrobinę. Królestwo za jeden głupi lightstick. Niestety oprócz podstawowego wyposażenia ex-Parch nie miał przy sobie nic ciekawego. Prócz standardowej latarki. Zawiedziona splunęła w smródkę i przełożyła karabin na plecy, odpalając komunikator. Wyciszyła całą resztę Parchów, prócz dziewczyny obok. Młodszej, przerażonej. Trafiła wybitnie do jednego z najgorszych koszmarów. Ponoć nie każdy Parch był psycholem, a nie każdemu psu dawano imię Rex.
“Pewna jest tylko śmierć i podatki” - odpisała podchodząc bliżej. Chwilę ze sobą walczyła, by położyć dłoń na jej ramieniu i uścisnąć pokrzepiająco. Nie nadawała się do pocieszania, ale trudno. Niewiele opcji im zostało - “Skoro tu jesteś znaczy nie ma szans na doczekanie końca wyroku. Zdechniesz w celi. Albo zdechniesz tutaj. Jesteś trupem, nie masz nic do stracenia. Pogódź się z tym. Tak łatwiej. Nie ma się czego bać, jest robota. Jeżeli nie obalimy tych flaszek tutaj, zrobimy to po drugiej stronie. Jak ją wykonamy, może coś się zmieni. Zaczniesz spierdalać - sama cię zabiję. Ale nie spierdolisz. Masz jaja. Bez nich zostajesz w celi. A teraz się skup. Niech te twoje cele się ozwą jak tam wejdziemy i zacznie się zadyma. Będę wiedziała gdzie nie celować.Weź detektor i to” - wcisnęła jej latarkę Siódemki, trochę obdrapaną, ale ciągle zdatną do użytku. Klepnęła ramię Parka i uśmiechnęła się - “Chodź, mamy coś do rozwalenia. Zobaczysz że coś rzucam. Fire in the hole. Powinni zrozumieć” - parsknęła, zamykając komunikator i łapiąc broń. Pchały paluchy i nosy prosto między drzwi… cóż. Bycie Parchem nie należało do najzdrowszych zajęć.

Obydwie kobiety ruszyły przed siebie wzdłuż niezbyt szerokiego korytarza. Black 8 szła z wycelowanym w rozświetlony obszar karabinem. Brown 0 szła obok z detektorem w jednej i pistoletem w drugiej dłoni. Kroki. Wydawało się, że stąpające buty rozgniatają wszystko z nieznośnym chrzęstem. Kamyki, żwir, piach, wystrzelone łuski i nawet buty odlepiały się od klejącej brei zaścielającej podłogę z nieznośnie irytująco głośnym mlaśnięciem. Kolejne metry. Korytarz kończył się. Doszły do przejścia i stanęły po obu stronach drzwi. Cisza. Nadal słyszały tylko siebie. Z bliska widziały, że korytarz w lewą stronę jest ślepy. Można było tylko iść w prawo lub się wrócić.

Przeszły do następnego pomieszczenia. Przejście było wąskie na tyle, e tylko jedna osoba mogła przez nie przechodzić na raz. Musiały wejść jena za drugą. I przestąpić tą urwaną czy odciętą nogę. Kolejne pomieszczenie. Znów kilkumetrowa prosta. I kolejne ciało. Gdzieś pod koniec korytarza przy następnym przejściu. Ostre światło latarek taktycznych bezlitośnie wyjawiała kolejne detale. Smuga krwi. Ciemnoczerwonej, i rozchlapanej już ściemniałej sunąca się od oderwanej nogi do ciała przy końcu korytarza. Brown 2. Derek. Też o statusie KIA. I zielonożółte kleksy i strugi krwi xenos. Dwa z nich leżące martwe na środku korytarza. 30 - 40 m do celu.
Za przejściem po drugiej stronie korytarza zaraz było kolejne. O może dwa metry dalej. Jakby było jakieś przejście naprzeciwko. Ale pewnie i jakiś boczny korytarz w tej przerwie. Detektor dalej cicho pykał świecąc bladą poświatą nie wykazując żadnego ruchu.

Czysto, przynajmniej przez najbliższe metry. Dalej już niekoniecznie. Nash zatrzymała się, stopując też Brown 0. Karabin wylądował znów na jej ramieniu, lecz nie odpaliła tym razem Obroży. Mogły wparować do sali z celami i tam zacząć rozpierduchę, albo przenieść walkę na obszar pośrodku. Wolny korytarz wydawał się odpowiedni. Dobrze pójdzie zielone punkciki zajarzą o co chodzi i wezmą wroga w dwa ognie. Jak pójdzie źle wysadzą siebie i jeszcze podpalą. Kobieta westchnęła, sięgając po granat.

Widząc co się święci Vinogradova zdążyła się tylko szybko przeżegnać i krzyknęła za metalową kulką:
- Fire in the hole!

Maya obserwowała jak Zoe odwiesiła karabin i z przywieszki sięgnęła po obły pojemniczek. Krzyknęła ostrzeżenie a Nash poturlała obły kształt po podłodze korytarza. Sunął z cichym grzechotem na co od razu zareagował detektor Brown 0. Black 8 obserwowała z niepokojem jak metalowa paskuda stacza się coraz bardziej. Sunęła prawie kursem kolizyjnym z progiem naprzeciwko. Jakby zboczył po zderzeniu z kursu albo zatrzymał się eksplodujący napalmem pojemnik objąłby płomieniami także i je obie. Przez jeden, nerwowy oddech wyglądało, że granat zderzy się i zatrzyma. Stuknął rantem o framugę przejścia i zaczął sunąć bączki po podłodze coraz bardziej znikając obydwu kobietom z oczu. Praktycznie już z ciemności dochodziło jego brzęczenie. I nagle stała się światłość. Eksplozja szarpnęła podziemiem oślepiając światłem piekielnym. Ciemność dotąd przecinana jedynie wąskimi jaskrawymi promieniami taktycznego oświetlenia i wpiętych w pancerze latarek zniknęła w kuli, złocistego ognia. Kula rosła błyskawicznie i równie błyskawicznie zbliżając się także do Parchów. Nie było szans uciec albo granat poleciał dostatecznie daleko od nich albo nie. Fala światła sunęła pochłaniając kolejne przejścia i korytarze. Wreszcie ściemniała i omiotła obydwie kobiety gorącym podmuchem, zasypała odłamkami, wyrwanym kurzem, nawet obryzgała pojedynczymi kroplami napalmu świadcząc jak bardzo blisko epicentrum się znajdowały ale nie sięgnęła je bezpośrednio. W zamian o kilka kroków przed nimi rozgorzało morze płomieni pochłaniając korytarz, ciało Brown 2, obydwa przejścia i to co było za nimi. Ogień powinien wypalić się za pół minuty. Na razie raził swoim gorącem i światłem pochłaniając powietrze i oddając gryzący dym w zamian. W morzu ognia ożył też detektor. Pokazywał ruch. Kilka celów. Dwa, może trzy. Odległe o 20 - 30 metrów. W tym bocznym korytarzu pomiędzy przejściami objętym w tej chwili płomieniami. Słyszały też skrzek czy syk tak bardzo znany już Vinogradovej i tak bardzo szarpiący nerwy. Trzy znaczniki nadal nie zmieniały swojej pozycji i świeciły się jak i poprzednio. Ale nie zauważyły, żadnej reakcji z tej strony na to co się obecnie działo. System jednak nadal miał ich oznaczonych jako żywych skoro się świeciły ich znaczniki.

Wybuchy pod ziemią miały ten minus, że przy ograniczonym dopływie tlenu niesiony przez nie ogień znikał szybko… tak samo jak zbawczy dla żywych istot tlen. Coś jednak zdziałały, wróg się pokazał. Trzy sztuki, skryte w pobliżu być może rannych. Nie odzywali się, nie ruszali… może przyczaili dupska, próbując przeczekać zawieruchę. Ósemka poprawiła chwyt na karabinie. Ramieniem pchnęła Brown do przodu i zagwizdała przeciągle, pokraki nie były jednak głupie. Charknęła pod nosem coś, co nie brzmiało przyjemnie i nabrawszy powietrza w płuca, ruszyła prosto w ogień. Żywa pochodnia przyciągała uwagę, dawała też światło, a w razie bezpośredniego zwarcia - pech zgapi i kogoś podpali.

- Zabijesz nas - Brown 0 wyglądała na zdenerwowaną i taka dokładnie była. Ruszyła jednak z miejsca, filując na detektor i świecąc zamocowaną na pistolecie latarką.

Obydwie kobiety wbiegły w płonącą żar o temperaturze tysiąca stopni powyżej zera. Żar był oszałamiający czuły na swoich twarzach, dłoniach nawet odczuwały przez pancerze. Metry wydawały się ciągnąć wiecznie. Krok i drugi pierwsze przejście, Nash minęła szeroki na dwa kroki i dobiegła do kolejnego przejścia. Zajęła pozycję blokując je i Vinogradova musiała zająć drugie przejście. Ale Black 8 idealnie wyliczyła moment i gdy przebiegły tą krytyczną odległość napalm się właśnie wypalał. Ostatnie płomienie pełzały jeszcze po podłodze, ścianach, suficie, spływały płonąca, lepką galaretką po pancerzach, miejsce jeszcze dymiło i biło żarem ale realne zagrożenie już minęło. W świetle oświetlenia taktycznego widziały już dwa cele odległe o kilkadziesiąt metrów. Stwory szczerzyły do nich swoje kły dokładnie tak samo jak to zapamiętała Vinogradova z poprzedniej wizyty w tym miejscu. Obydwa Parchy otworzyły ogień. Karabin i pistolet błysnęły ogniem zalewając dość wąski korytarz ołowiem i rozbłyskami wystrzałów i cichym ale zauważalnym brzęczeniem łusek spadających o podłogę. Obie chyba trafiły. Poczwary zaryczały boleśnie. Zwłaszcza tego który oberwał z karabinu Black 8 wyraźnie coś mu się odchlapało od korpusu i siła trafienia przygięła go. Ten trafiony strzałami z pistoletu wyglądał na ledwo ruszonego jednak. Obydwa stwory rzuciły się jednak w stronę dwójki ludzi. Bipnięcia detektora stały się szaleńczo szybkie i nerwowe, widać było, że stwory poruszają się o wiele szybciej od najszybszego człowieka. Jak jakieś piekielne harty. Musiały dopaść do celów w ciągu kilkunastu sekund!
Stwory błyskawicznie pokonywały odległość. Obydwa Parchy zawzięcie strzelały wiedząc, że jest ostatnia szansa by zabić potwory. Black 8 trafiła a jej broń okazała się wystarczająco skuteczna aby zabić potwora. Kolejne pociski karabinu trafiały, rozrywając bestię aż upadła przeturlała się i bezwładnie posunęła kawałek po podłodze zostawiając za sobą żółtozielonkawy ślad. Brown 0 miała mniej szczęścia. Albo nie trafiła wystarczająco wiele razy albo jej broń była za słaba by obezwładnić lub chociaż spowolnić potwora. Ten dopadł do niej chlastając ją tak mocno, że pancerz dał się na nic. Poczuła jak szpony bestii orają jej ciało. Jeszcze żyła! Ale czuła, że nie wytrzyma zbyt długo takiemu przeciwnikowi, może jeszcze z kilka takich ciosów i koniec po grupie Brown.

Z gardła Ósemki wydostał się ostry skrzek. Próbowała zakląć, ale struny głosowe nie zadziałały. Szarpnęła wściekle karabinem, przenosząc wylot lufy na skurwysyna szarpiącego Vinogradową. Stała tuż obok, cel był sporych rozmiarów. Kulek zostało na jedną szybką serię, potem mechanizm zamka zaklekocze, oznajmiając koniec amunicji. Przymierzyła i pociągnęła za spust, w głowie posyłając wiąchy pod adresem swoim, wroga, cholernych punktów do wydostania i parchatego ogółu.

Potężne uderzenie pocisków przeorało tors potwora odrzucając go na moment od Vinogradovej. Zdążył ją jednak znów sieknąć szponami zabierając z nimi szkarłatny łuk. Potwora rzuciło na ścianę korytarza i chwiał się rycząc boleśnie. Nash miała go na celowniki i mogła dobić gdy wówczas właśnie zamek zastukał suchym zgrzytem. Oszołomione monstrum wyraźnie straciło koordynację co było widać nawet przy skaczących po nim chaotycznych plamach świateł latarek. Ale zebrało się jednak od ściany i zaatakowało Mayę ponownie. Była już u kresu swoich możliwości gdy z trudem udało jej się zbić szpony potwora uderzając go trzymanym pistoletem. Wytrzymała na tyle długo by Black 8 mogła zmienić magazynek. Wycelowała ponownie i strzeliła w chwiejącego się potwora który ostatni raz zamachnął się na Mayę. Jednak trafił. Dziewczyna też słaniając się opadła plecami o ścianę korytarza tak samo jak rzucony siłą wojskowych pocisków potwór. Przez chwilę człowiek i potwór trwali tak nieruchomo każde po swojej stronie wciąż tlącego sie przejścia. W końcu po niebywale długiej zdawałoby się chwili potwór osunął się na posadzce zostawiając na ścianie żółtozielone zacieki. A człowiek stał nadal.
Ledwo stojąca na nogach oparta o ścianę Brown 0 wyłapała zakłócenia w brzmieniu detektora. Cel! Zbliżał się! Był tuż za Nash! Black 8 też teraz usłyszała i alarmujące pulsowanie detektora przed sobą i drażniący już syk tuż za i nad sobą. Sufit! Tuż za nią! Trzeci musiał podejść podczas walki gdy nie było nic słychać i były zajęte walką z tymi dwoma!

Ciało nakazywało odskoczyć. Oddalić na bezpieczna odległość, zejść z linii strzału drugiego Parcha… ale wtedy stwór miałby do wyboru je dwie, nie jedną, a Brown0 wystarczająco oberwała. Nash zacisnęła szczęki i strzeliła. Ponad siebie, obracając się nerwowo na pięcie. Lufa rzygnęła ogniem, po korytarzu rozszedł się huk, błysk ostrego światła na moment rozjaśnił ciemność. Wiedziała od razu. Potwór który już był o dwa kroki od niej zatrząsł się od tych trafień i spadł na podłogę. Brocząc żółtozieloną krwią zaczął się od razu podnosić i pewnie by znów skoczył i rozszarpał kolejną ofiarę ale ten jeden moment wystarczył Nash by dopełnić dzieła zniszczenia. O ostatni krok od butów Parcha z o czarnej nazwie kodowej i numerem 8 na napierśniku pociski karabinowe rozłupały mu czaszkę rozbryzgując fragmenty jej i jej zwartości różnokolorowym kleksem po podłodze. Zaraz potem karabin znów szczeknął pustym magazynkiem. Cisza. Słychać było tykanie detektora. Znów miarowe i powolne. Syk zażywanych medykamentów przez Brown 0. Sytuacja była krytyczna bo Vinogradova ledwo stała na nogach. Ale nowoczesne cudeńka sztuki medycznej graniczyły z cudem w stawianiu na nogi zdawałoby się beznadziejnych przypadków. Maya zdecydowała się użyć jedynej apteczki jaką miała i jeszcze medpaka ale opłacało się. Poczuła, że przestaje kręcić jej się w głowie, znów stoi pewnie na nogach i choć nadal nie czuła się w pełni sił to jednak kryzys minął. Znów była mniej więcej z grubsza sprawna i zdolna do akcji. Widziała głównie plecy drugiej kobiety, jak strzelała jak już widać bylo zakrzywione ostrza szponów stwora który ją sięgał. Ale gdy rzuciła pusty medpak na spaloną i dymiącą posadzkę widziała jak jakieś organiczne resztki rozbryzgują się kilka kroków od niej i częściowo rozchlapując na butach i nogawkach Black 8. Koniec. Detektor nic więcej nie pokazywał. Do trzech wskaźników było 25 - 30 m.

“Teren zabezpieczony” - Nash wystukała krótką wiadomość za plecy, zwlekając parę sekund z odwróceniem. Musiała uspokoić oddech, zetrzeć krople potu z czoła. Cholerne bydlaki miały cholernie wielkie paszcze. Widok takiej z bliska nie należał do przyjemnych. W końcu westchnęła, splunęła i krzywiąc się, obróciła się do Brown 0. Przeładowała broń, walnęła stimpakiem po udzie, po czym dopisała, wyciągając rękę - “Chodź, sprawdzimy tych twoich zdechalków”.

- Jednak nas nie zabiłaś - Maya zdobyła się na żart i zaśmiała się krótko, korzystając z pomocy przy wstawaniu. Przeczytała końcówkę wiadomości i pokiwała głową - Tak, zobaczmy czemu tak milczą. Potrzebuję jednego… i dzięki. Bez ciebie nie dałabym rady.

W odpowiedzi Ósemka prychnęła śmiechem, spluwając tym razem z przyzwyczajenia.
“Detektor. Druga Spluwa. Workteam. Jeszcze nie skończyłyśmy. Ostrożnie. Lepiej nie wpaść w pułapkę. Spoko. Znajdziesz kogoś. Będziemy kwita.”

Brown 0 pokiwała energicznie głową, zgadzając się na wszystko. Przysługa za przysługę. Pewnie chodziło o tego człowieka od Klucza.
- Potrzebuje panelu… tylko ich zabierzmy, ok? - pokazała na zielone punkty na mapie i potem w czerń tunelu.

Brown 0 ruszyła przez początkowo spaloną podłogę, przeszła nad pogruchotanym pociskami truchłem właśnie zabitego przez Nash potwora i wodziła po pomieszczeniu detektorem i lufą pistoletu. Black 8 przeszła przez truchło i sunęła obok niej. 20 - 25 m. Blisko. Znów były w krótkim prostokątnym pomieszczeniu. Te miało przejście w ścianie po prawej. Zbliżyły sie do niego. 15 - 20 m. Zrobiło się tam goręcej. Jakby tu też coś się paliło czy ogrzewało. Bił też w nozdrza gnilny i zwierzęcy odór. Snopy światła z latarek oświetliły jakieś jakieś rury. Nadal było dość nisko. Weszły do środka i detektor nadal pykał uspokajającą pustką w namiarze monitora. 15 m. Jakiś załom czy złom który musiały ominąć. Coś ślisko i mokro zaczynało się robić. Przy podłodze unosił się jakby dym czy mgła. Ale dość nisko nie sięgając wyżej ich kolan. Tam Nash kopnęła coś po podłodze co pogrzechotało metalicznie po podłodze uderzając w ścianę. Gdy oświetliła to latarką dostrzegła mimo mgły znajomy ze zdjęcia rewolwer. 12 m. Już prawie ominęły ten złom. Światła latarek przecięły coś i zatrzymały się na tym czymś. Coś co było zamontowane na ścianie a może nawet było ścianą. Coś odbijającego światło latarek jak polakierowane. Coś co wydawało się giętkie i lepkie. I w tym czymś dostrzec dało się nieruchome, humanoidalne kształty. Z pół tuzina. Skaner nie był aż tak dokładny by przypisać dokładny namiar do konkretnych kształtów. 10 m.

- To… to oni. Muszą żyć, ktoś tam musi żyć. Przecież są zaznaczeni, system się nie pomylił. Co to kurwa jest?! - Brown0 nadawała z paniką, próbując oświetlać każdy cel jednocześnie co nie było możliwe. Szarpnęła najbliższy, chcąc się przebić przez dziwną błonę.

“Morda w kubeł” - od Ósemki poleciał krótki przekaz. No to pięknie… przekurwabiście wręcz. Zgarnęła rewolwer, nie wiedziała po co. Był spoko, ale nie nam jej zależało. - “Obczajaj detektor” - stuknęła szybko, gnat wylądował za paskiem. Brown0 miała rację - ktoś z nich żył, musiał, kurwa jego mać żyć. Nie chciała tego przyznać, ale zaczęła się denerwować. Jedna cholerna twarz, gęba ze zdjęcia. Oddychająca, wciąż ciepła. Z szansą na wybudzenie. Dobrze byłoby do tego doprowadzić. Jeden jedyny raz… zrobić dobry uczynek od początku do końca.
Zamknęła oczy, odetchnęła i gdy uchyliła powieki, z miejsca zabrała się do rozrywania kokonów. W ruch poszedł nóż.

Maya szarpnęła za błonę. Coś się poluzowało wewnątrz. Ciało! Ludzkie ciało! I to to co trzeba! Skaner pokazywał wręcz odległość zerową więc to było to! Do uratowania siebie i jego wystarczył jej jeden z nich! Tylko musiała go jeszcze przetransportować te pół kilometra dalej. Na powierzchnię. I wydobyć z tej błony. Ale nie udało się jej. Albo błona była za mocna albo ona za słaba. Zoe z pomocą noża poszło dużo lepiej. Mocny polimer ciął mięso, gardła i błony z równą ostrością. Błona zaczęła się odsuwać, wyłaniać kolejne fragmenty ale w pewnym momencie wypadła na nią dłoń. Ludzka dłoń połączona z ramieniem obklejona tą śliską mazią. Bezwładna dłoń trupa. Gdzieś otchłani ciemności dominującej wokół nich doszło ich echo skrzeku, pisku i wycia. Jeszcze dość daleko. Ale te stwory były takie szybkie!

Pudło. trup. Trzeba szukać dalej! Warknęła na Brown, machając nożem. Ostrze, nie paluchy, nie było czasu na pierdolenie! Jeszcze pięć kokonów… kurwa! Brakowało czasu, ja pierdolę! Ósemka zemściła w myślach, dopadając kolejnego więzienia. Gdyby ktoś tu kurwa jeszcze był, ktokolwiek… ale po co? Pizdy ich bolały, niewygodnie. Szóstego ogarniała - ostatni żywy medyk, bez niego zrobi się bardziej niż źle. Ale reszta twardzieli? Jebane jaśnie lamerstwo, o chuja ich potłuc!

Nóż. Maya miała przecież nóż! Racja, nie używała go często, nie do walki…
- Przepraszam - wyszeptała do Black 8 i podjęła pracę. Nożem.

Vinogradova z nożem poradziła sobie dużo lepiej. Czuła jak błona pęka rozdarta ostrzem i wypada bezwładnie na nią i na ziemię. Śliskie, oblepione tą dziwną mazią ciało. Ale to było to! Skaner potwierdził identyfikację! Black 8 też miała tym razem więcej farta. Jej nóż rozciął dziwną masę i znów opadło na nią ramię. Ale jednak wyczuła na niej jakieś oznaki życia. Ostatnia z grupy Brown widziała, że to już drugi z tych od których zależało jej najbliższe półtorej godziny życia. Został jeszcze jeden i uratowałaby wszystkich! I trzy kokony do sprawdzenia. Syczenie i ryki zbliżały się. Słychać było już znacznie wyraźniej choć wciaż bardziej przez echo niż bezpośrednio.

Ciemne włosy, zarost, Latynoska uroda. Kurwa! Skrzek ponaglenia Parcha, pchnięcie w ramię drugiej ratowniczki i dopadnięcie kolejnego kokonu. Jeszcze jednen… jedna szansa. Może to ten skurwiel, którego obiecała wydostać. Pogoń się zbliżała, nie mieli czasu. Pieprzyć obcego trepa, nie jego szukała! Wybrała kokon ostatni od lewej, atakując wściekle błonę. Nie oni… wydostały nie tych co trzeba.

Wydostały ich, aż dwóch! Ale widocznie Black8 miała inny plan. Ostatni żywy, trzy kokony. Maya z bólem spojrzała w mokrą twarz mężczyzny, nawet miły. Chętnie poszłaby z nim na piwo… gdyby nie Obroża, wyrok i masa potworów w ogonku. Poczuła uderzenie w ramię, potem usłyszała warczenie. Dwa kokony pozostawały pełne. Podniosła się i z nożem w ręku zajęła się tym po prawo, zostawiając środkowy i modląc się, aby trafiły dobrze.

Vinogradova cięła kolejny kokon. Ledwo dotknęła nożem i zaczęła ciąć gdy coś tam pyknęło, rozdarło się i ciało wypadło jej pod nogi. Chwila niepewności. Bezwład martwego ciała. Mężczyzna. W mundurze wojskowego. Też ze znacznikiem ale tym wyłączonym. On musiał być czwartym znacznikiem. Skraj nóg dotąd nieruchomych które właśnie wywaliła Black 8 na zamglona posadzkę poruszyły się niepewnie. Zupełnie jakby się ktoś budził i odzyskiwał świadomość. Sama Nash miała szczęście w nieszczęściu. Nóż zaciął kokon i to tak, że od razu ukazała się twarz. I to ta której szukała! Ale siedział tak głęboko! Najgłębiej chyba z tych co dotąd wydobywała. Ale żył! Brown 0 zaś widziała, że to jest trzeci ostatni znacznik jakiego szukała! Skrzeki zbliżały się jednak nieubłaganie. W kanale albo chociaż na wózku gdzie było wąsko karabin, pistolet i granaty stanowiły przyzwoitą siłę ognia. Ale tu, w większej przestrzeni… To zależy ile stworów by się pojawiło.

- Czekaj, pomogę ci! Będzie szybciej! - Brown 0 podbiegła do ostatniego uwięzionego, powtarzając w kółko w głowie “zginiemy tu, umrzemy zaraz...no zginiemy”. Pierwszy wydostany żołnierz powoli wracał do świata żywych, na jego udzie dostrzegła kaburę. Może gdy oprzytomnieje da radę wspomóc ich ogniem. Ona niewiele mogła w tej kwestii, a im szybciej wydostaną trzeciego, tym szybciej się zabiorą na powierzchnię. Tylko… trzeba była tam dotrzeć.

Znaleźć a wydostać… różnica jak między zdechnąć, a przeżyć. Diametralna… hałas za plecami nie pomagał się skupić, broń cięła wściekle, Ósemka syczała nie gorzej od potworów. Połowa roboty, już połowa roboty. Teraz ta gorsza część. Ilu jeszcze wrogów czaiło się w ciemnościach? Wystarczyło paru i koniec. Pokręciła rudą głową, odganiając ponure rozmyślania. Duże pomieszczenie, ciężkie do obrony. Na dokładkę niewiadomą pozostawała liczba tuneli i przejść do niego prowadzących. Wróg chodził po ścianach i suficie, przemieszczał się błyskawicznie. Za ile trepy nadadzą się do stawiania czynnego oporu? Kolejna niewiadoma. Nash zgrzytnęła zębami. Mogła zostawić pułapkę w korytarzu, ale nie pomyślała. Głupota i beztroska teraz się mściły, skrewiła po całości, jebać. Byle skurwiela wydostać. Wpierw z kokonu, potem na górę… a potem się pomyśli. Teraz nie czas i miejsce. Pieprzony Hollyard, że też Nash zawsze musiała się wciągnąć w dziwne układy, zobowiązania. Przesunęła się, robiąc miejsce Brown 0. Hollyard… On i jeszcze dwóch. Trójka ocalałych. Czy wydostaną komplet? Odgłosy nadciągającej pogoni wróżyły odpowiedź negatywną.

Karla udało się dwójce kobiet udało się wydostać na zewnątrz kokonu. Dwa noże, cztery ramiona zdecydowanie przyspieszyły sprawę i po chwili policjant był już uwolniony na zewnątrz. W tym czasie jeden z żołnierzy zdołał chwiejnie powstać na nogi. Rozglądał się rozkojarzonym wzrokiem ale gdy wąskie strumienie światła Parchów były skumulowane na właśnie wydobywanym gliniarzu reszta otoczenia była pochłonięta w kompletnym mroku. Ale z tego mroku słychać było charakterystyczne odgłosy potworów.
- O kurwa! - facet niezbyt zgrabnie ale zareagował od razu gdy uzmysłowił sobie co nadciąga. Dobył z kabury pistolet i zapalił latarkę. Trzeci słup światła przeciął przestrzeń z której nadeszły obydwie kobiety. Żołnierz zaczął pomagać temu kolejnemu który właśnie dochodził do siebie.
- Elenio! Elenio wstawaj, kurwy idą! - wrzasnął popędzając drugiego mundurowego. W tym czasie Karla trzeba było nieść albo chociaż podtrzymać choć była nadzieja, że jeśli będzie wracał do siebie jak ci dwaj to raczej szybciej niż dłużej. Choć ci dwaj nadal sprawiali wrażenie oszołomionych i zdezorientowanych. W nerwowe nasłuchiwanie wdzierało się nerwowe pykanie detektora choć zajęta uwalnianiem Karla, Maya nie miała okazji dotąd go sprawdzić.

- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! - Brown 0 powtarzała w rytm coraz szybszego piszczenia. Podniosła detektor, patrząc na niego coraz większymi oczami - Peleton. Jeden z przodu, z tyłu chmara… 40-50 metrów w linii prostej, ale trochę kluczą! Pół minuty i będą! - podniosła się, chwytając za broń, która niewiele robiła stworom, ale innej nie miała. Wyglądało nie najlepiej. Paskudnie. Tragicznie! - Spierdalamy! Bierzcie trzeciego! Już! Szybko! Zaraz tu będą! - krzyczała, sięgając po jeszcze bezwładne trzecie ciało. - Przed nami jest kolejka! Nie patrzcie za siebie! Biegiem!

W takim stanie pieprzone mundury raczej nie nadawały się do biegania… kurwa jego mać. Pędząc na łeb na szyję dałyby obie radę, ale z nimi? Zoe zgrzytnęła zębami. Sama dałaby radę, to nie był jej problem, ani cel. Skrzeknęła ponaglająco, machając bronią w kierunku kolejki. Jeżeli dorwą ich w przejściu to pozamiatane. Jakieś pocieszenie niósł fakt, że po śmierci obroża wysadzi przynajmniej tego, który Nash zabije. Karabin zamieniła na granat, ogień już raz się sprawdził. Ruszyła biegiem na złamanie karku przed siebie, tam skąd przyszły, zostawiając pozostałych za plecami. Byle dopaść do przejścia i zdążyć puścić skurwielom prezent za róg, a potem się schować. Jednego jeszcze dadzą radę zdjąć, gorzej ze stadem. Jeśli wypali, płomienie dadzą im trochę czasu. Czasu którego nie mieli. Wybiegła z pomieszczenia zasnutego mgłą przy podłodze. Vinogradova widziała jak znika za załomem jaki niedawno mijały a potem słychać było jej kroki. Sama musiała dźwigać bezwładnego prawie gliniarza który dość symbolicznie powłóczył nogami. Dwóch żołnierzy jednak poruszało się nadal dość niezgrabnie ale już sami. Pierwszy z pistoletem omiatał przód torując drogę. Drugi miał tylko nóż i granat więc osłaniał tyły.

Nash zdołała dobiec do truchła monstrum z rozstrzelanym łbem leżącej na wypalonej napalmem podłodze. Sięgnęła po kolejny granat i właściwie w ciemno rzuciła w te ciemno kłębiące się na korytarzu. Ciemno uległo światłości gdy przez wąski korytarz zaczęła sunąć fala płonącego światła. Nash jednak dobrze rzuciła i granat eksplodował daleko z przodu. Podmuch doszedł do jej znacznie osłabiony. W tym czasie minęła ją pozostała trójka. Karl już dreptał sam tak jak i inni więc Maya nie musiała już go dźwigać. Nadal jednak poruszał się dość ospale tak jak i pozostali dwaj wybudzeni. Korytarz oddzielający obydwa pomieszczenia płonął. Ogień chyba nie sięgnął żadnego xenos ale słychać było ich wściekłe prychania i skrzeki zza jego bariery.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 11-03-2017 o 03:59.
Czarna jest offline