Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2017, 22:18   #61
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Padre sczytał dane udostępniane przez obrożę.
- Brown 0, tu pułkownik Zciwicki, Black 0. Podaj swój status i cel.

Parchy, gadali coś “statusach”. Padł stopień wojskowy, a słysząc go ostatni Parch z grupy Brown poczuł nadzieję. Może to jeszcze nie koniec, może się uda wydostać z tej ciemnej dupy i uchować łeb na karku. Patrzyła na tekst, potem słuchała i ledwo gość skończył gadać, uruchomiła swój komunikator.
- Mogę mówić, jestem cała. Jeszcze. - wydyszała pospiesznie, zerkając na panel hakerski - Resztę zdjęło, zostałam sama. Cel: wsparcie sojuszniczych jednostek. Znalezienie i doprowadzenie do CH2… mapa pokazuje pół kilometra, w dżungli. Jednostki są tu, za zakrętem… trzy sztuki, ale związane walką… chyba. Były cztery przed chwilą, jedną coś zdjęło przed sekundą. Potrzebuje jednego żywego. Jednego. Jesteście nad włazem, widziałam że ktoś od was grzebał w systemie. Wyczyściliśmy wejście do mojej pozycji. Gorzej z przodu… zostało mi półtorej godziny, ciężko z bronią. - skończyła chaotyczny raport.

“Co za siły sojusznicze? Widziałaś ich?”
- Ósemka stukała zawzięcie w klawiaturę Obroży - “Ty grzebałaś przy panelu na górze?”

- Tak, ja grzebałam. Musieliśmy otworzyć wejście
- Brown 0 odpowiedziała niepewnie, patrząc na tekst. Dlaczego tekst, skoro mogli gadać? Ten pułkownik też gadał. Sprawdziła w panelu - tekst wysyłała Black 8 - Nie Ósma, nie widziałam. Dostaliśmy zadanie żeby ich znaleźć. Znaleźliśmy, ale kontaktu eee… wzrokowego nie było. Nie wiem jaki mają status, ani co to za formacja.

- Jakiego typu obcych tam masz? - Zapytał Padre.

- Xenosy, chodzą po sufitach. Duże… większe od człowieka. Te małe też - Brown0 odpowiadała dalej - Tak było do tej pory, nie wiem co z przodu.

- Black 8, przejdź na komunikacje oddziału, nie potrzebne nam komplikacje - odezwał się Padre. - Brown 0, jak dużo tych obcych? Pojawiają się grupami czy samotnie? - odruchowo sprawdził czas jaki im pozostał do zjawienia się w CH1.

- Weszliśmy do większego pomieszczenia i rzuciły się na nas… stadnie. Wybuch mógł je przestraszyć, ale… nie wiem. Nie widzę ich, na czuja średnio idzie… ciężko stwierdzić co tam zostało i co się dzieje. - Brown 0 brzmiała na zakłopotaną.

Za plecami Padre rozległo się ironiczne prychnięcie.
“<konsternacja> Nadaje po ogólnym, przestaw widok albo co tam chcesz” - odpisała i splunąwszy do studzienki kontynuowała - “Br0: Wygląda czysto tam gdzie jesteś?”

- Eeee… to kanały? Śmierdzi tu i syf na ziemi… aaa! Wróg? Nie, nie widzę… nic w zasięgu słuchu i wzroku. Czysto… pod tym względem - uśmiechnęła się pod nosem.

Zcivicki przywołał mapy tego terenu sprawdzając czy są na nich zaznaczone tunele pod nimi.

Ósemka w tym czasie patrzyła niechętnie na właz: mały, śmierdzący… zniechęcający. Zbyt wąski, by dał radę przecisnąć się przez niego pancerz wspomagany. Sytuacja pod ziemią też nie wyglądała ciekawie, choć obsmarowana krwią drabinka prowadziła prosto w dół na prawdopodobnie twardą powierzchnię. Nie tak wysoko, w świetle wpadającym przez sufit dało się dostrzec w miarę prosty teren… wilgotny i z resztkami czegoś organicznego. Gdzieś przy Brown trwała walka, sekundy ulatywały w niebyt, zostawiając po sobie powidok lecących na wyświetlaczu zegarka cyfr.
Jeden krok i Parch stanęła nad krawędzią, spluwając w dół po raz ostatni, nim wykonała drugi krok, spadając w ślad za plwociną.

Zcivicki sprawdzał mapę jaką wyświetlała obroża. Na szczęście jeszcze na orbicie Graeff wykonał dobrą robotę ze wstępnym rozpoznaniem terenu i nie zapomniał o podziemnym systemie na mapach. Teraz na holo obrazie jaki wyświetlała jego Obroża widać było fragment okolicy. Była na niej droga na której właśnie byli choć na niej oczywiście, żadnych rozkładających się trucheł w tym tropikalnym gorącu nie było. Była za to zaznaczona linia kanałów przy drodze. Po mapie widać było też podziemną pozycję Brown 0. Powinna być w jakiejś bocznej odnodze ciągnącej się prostopadle do drogi. Na powierzchni dałoby się tam dojść pewnie prędzej po skosie i na skróty. Tyle, że trzeba by wejść przez kolejne truchła, fale fetoru i brzęczących ścierwojadów oraz wybuchowe urozmaicenie dla gości. No i właz. Nie było w jej pobliżu żadnego włazu by się tam dostać. Najbliższy poza tym przy którym stali był już patrząc z ich strony “za” Brown 0. Trzeba by przejść na powierzchni poza jej pozycję. Z jakieś 150 - 200 m od miejsca gdzie Zcivicki stał obecnie tak patrząc w linii prostej. Do samej Brown 0 w linii prostej było pewnie trochę mniej niż połowa tej odległości.

W tym czasie Nash zeskoczyła na dno studzienki. Zachlupotało coś pod jej butami a echo poniosło odgłos uderzenia w brudny beton. Kanał miał jajowaty przekrój i sięgała głową prawie do najwyższego punktu. Nie było szans by jakikolwiek pancerz wspomagany tu wszedł chociaż zwykły wojskowy pancerz czy egzoszkielet powinien się zmieścić. Ale gigantów pewnie by przygięło. Oświetlenie taktyczne zamontowane na broni okazało się całkiem przydatne. Promień światła był dość wąski ale i tunel do szeroki nie należał widać więc było go całego. Jasne jednak, że trzeba było poruszać się gęsiego a wyminięcie kogoś wiązałoby się z niezłą ekwilibrystyką i w walce było raczej mało realne. Nawet na spokojnie to oznaczałoby wymuszoną współpracę dwóch osób. Dopiero jeśliby zrobiło się gdzieś tam szerzej i wyżej można było myśleć o zmianie szyku i innych fanaberiach.

O kilkadziesiąt kroków od zejścia pod studzienką widziała plamę seledynowego światła. Pewnie jakiś lighstick. Leżał sobie na dnie kanału. Wcześniej jednak widziała oznaki walki. Nie wszystko widać szło tu ładnie i gładko. Dno kanału wyściełały ciała xenos. Poprute pociskami a te dalsze od włazu spalone. Co potwierdzał wyczuwalny z bliska posmak napalmu i spalonego mięsa w nozdrzach. Przestrzeliny, odstrzeliny, szarpnięcia po szponach i rozbryzgi krwi, głównie xenos ale nie tylko na ścianach i suficie kanału też były dość wymowne. Nash rozpoznawała też w świetle latarki charakterystyczne rozbryzgi szrapneli. Ktoś tu musiał użyć odłamkowego. W tak wąskiej i ciasnej rurze musiało mieć to wzmocniony efekt gdzie nie było ani jak uciec ani gdzie się schować. Odbiec samemu zresztą też mogło być nie tak łatwo.

Brown 0 usłyszała głuche tupnięcie jakie przyniosło jej kanałami echo. Ktoś tam chyba zeskoczył do kanału. Po danych z Obroży widziała, że była to Black 8.

- Tu są koordynaty i pozycja celów - po łączu szły kolejne dane, tym razem namiary na “siły sojusznicze” - Powinniście być w stanie je widzieć u siebie, pułkowniku.

“Od góry nie mamy podjazdu.” - Obroże Parchów zaśmieciła kolejna wiadomość od Nash - “Nie bezpośrednio. Za dużo ziemi i betonu, nie przebijemy się bez prawilnej bomby/rakiety/artylerii p.panc. albo przeciwbunkrowej. No ni chuja. Ale są plusy. Od granatu się nie zawali. Już tu napierdalali i tunel ciągle stoi. Gorzej znaleźć osłonę, trzeba uważać, bo łatwo dostać rykoszetem.Trzeba to zrobić tradycyjnie. Meh. Na dole czysto.”

Black 6 pociągnął nosem nad wejściem do kanału po czym wysłał wiadomość na ogólnodostępnym
“Black 8 nie możemy się doczekać aż nam opowiesz jak tam jest ale na razie nie chcemy robić sztucznego tłoku i onieśmielać nowoprzybyłych”

Parę metrów niżej rudy Parch wzniósł oczy ku sufitowi i pokręcił głową, krzywiąc się przy tym prawie bez zbędnej ironii. Zaczynała lubić medyka.
“Jest tak jak lubicie najbardziej. Ciemno. Ciasno. Ciepło. I mokro pod nogami. Aż prosi żeby się załadować” - kucnęła parę kroków od zejścia, opierając plecy o ścianę dzięki czemu przynajmniej plecy zabezpieczyła. Stukała w holoklawiatruę, uśmiechając się pod nosem i co parę znaków błądziła światłem na broni po korytarzu - “Szósty: chyba się nie boicie? Takie duże chłopy…”

- Dobre, to się zaczyna robić absurdalne. - rzucił Owain, przyklękając i uważnie obserwując ścianę dżungli - Najpierw połowa bandy poleciała do lasu po jakiegoś wraka i zamiast zginąć, to jeszcze nas wyprzedzili, a teraz Ósemce odjebało i zaczęła ganiać za każdym zagubionym szczeniakiem, na jakiego się natknęła. Lalka z kanałów, chcesz do nas dobić, zapraszam, ładuj dupsko na górę, ale mamy własnego checkpointa do odhaczenia, a niektórzy chyba zapominają, że mamy ograniczoną datę przydatności.

- Właśnie sprawdzam mapy - powiedział Black 0 - Bez sensu pakować się w tunele, jeśli to nie jest konieczne. Na barykadzie była rakieta, może dałoby radę się przebić.
Sprawdzał wszelkie dane architektoniczne kanałów zestawiając je z parametrami widzianej na barykadzie rakietnicy.
- Chujowe te mapy - powiedział po chwili. - Dobrze, że choć ulice tu zaznaczyli.

- Złożymy skargę na parchatą służbę kartograficzną. A teraz szybka decyzja, lecimy dalej czy ratujemy parcha w opałach. - Owain prychnął.

- Czas mamy - rzucił Padre - spore ryzyko. Tylko dla ochotników. Ja bez solidnej motywacji nie pcham się na dół. Nie chcę utknąć. - powiedział na otwartym kanale, tak by i Brown 0 słyszała.

“My mamy czas, ci w tunelu nie” - przekaz od Nash przyszedł dość szybko. Słuchała z zadartym pyskiem, czego nie dosłyszała uzupełniała Obroża. Kręciła głową, aż w końcu wstała. Nie było co stać jak kołek, ale co kto lubi - “Br0 ma swoje zadanie jakby ktoś nie dosłyszał. Mówiła o problemach z bronią. Polecam laryngologa po powrocie. Powinien być w pakiecie opieki. Rakieta na barykadzie? Widziałam. P.panc. Mamy 1-2m gleby do przebicia. I beton. Ciężko. Do zniszczenia ciężkiego sprzętu: mecha/robota/czołgu wystarczy wybić dziurę jak pięść. Tu będzie tak samo. Mała dziura. Siła wybuchu pójdzie po ścianach kanału. Zrobi się wyrwa. Ale. Za mała na człowieka. Można spróbować. Wybić dziurę. Na granat. Atak z góry. Ale droga jest na dole. Przejebane jak lato z radiem. Mapy chujowe, ale to wszystko co mamy. Dobrze pójdzie będzie plan b. Wyrwa od góry. Dacie na podgląd - powiem jak uzbroić głowicę. Tak to właśnie jest z facetami. Chcecie - gadajcie, ale jak tylko stoicie to wracajcie do kuchni. I zróbcie mi cholerną kanapkę” - zamknęła holoklawiaturę, pewniej łapiąc za broń. Ruszyła do przodu. Gadając czuła, że się starzeje.

Nash ruszyła do przodu. Obroże wszystkich Parchów zarejestrowały ten ruch gdy migający znacznik o kodowej nazwie Black 8 zaczął przesuwać się od trzech znaczników innych z grupy Black w stronę jedynego ocalałego Parcha z grupy Brown. Na powierzchni zostali Black 4 lustrujący ścianę zgniłej zieleni, Black 6 obserwujący puste już w tej chwili dno studzienki i Black 0 bez motywacji by schodzić na dół.

- Trudno, jak się nie da zrobić dziury to działaj według uznania. - Powiedział Padre obserwując otoczenie. Złośliwości Black 1 nie robiły wrażenia, choć skutek odniosły. Nie przypomniał jej o potencjalnej kwarantannie i “zarazie”. Skądś musiała się wziąć. Brak ciał ludzi na wielkim pobojowisku, za to kupa broni i amunicji dawała do myślenia.

- Ale na chuj my tu czekamy? - Owain zirytował się po raz pierwszy od początku misji - Lalka chce sobie połazić po ściekach bawiąc się w bohatera ostatniej akcji, proszę bardzo, wolna wola, ale skoro nas jeszcze nie posrało, to chodźmy do baru, zanim reszta gnojów wychleje wszystko, co zawiera procenty.

- Damy im chwilę - odparł Padre - przynajmniej nic ich od góry nie napadnie. A do gorzały tak się nie śpiesz. Słyszałeś o kwarantannie, niby lipa, ale coś w tym może być. Skażenie biologiczne czy inny chuj. Jak robiona wóda na miejscu to można coś złapać. - odpowiedział Black 0.

Trójka mężczyzn z grupki “czerwonych” rozstawiła się wokół drogi palonej przez gorący tropik. Smród świeżej zgnilizny i natrętni latający padlinożercy byli nieznośni. Padlina błyskawicznie “dojrzewała” w tych warunkach i w bogactwie tropikalnej fauny żywiącej się nią proces rozkładu trucheł postępował błyskawicznie. A jeszcze nie była najgorętsza pora doby mimo, że termometr wskazywał powyżej 40*C. Stali, siedzieli, kucali mieli jak na tą sytuację całkiem sporo czasu na rozmowy i obserwację.

Dość nachalnie wzrok padał na krążącego nad nimi drona “Trójki”. Wciąż latał mimo, że jego operator był już martwy. Powinien mieć jeszcze energii by polatać jeszcze na tyle długo by starczyło na dotarcie do Checkpoint 1. Wciąż powinien mieć w sobie część uzbrojenia no i kamery. Ale bez operatora albo chociaż jego panelu był dla nich bezużyteczny. No chyba, żeby zdobyć taki panel. Ale to by oznaczało dotarcie do ciała Black 3 które leżało kilkadziesiąt metrów od nich wśród gnijących trucheł. Panel pewnie był zabezpieczony hasłem i w ogóle. Ale po cv jakie wyświetlała Obroża ta Brown 0 była informatykiem czy kimś takim.

Obserwowali łuny i dymy w oddali. Pewnie dobre kilkadziesiąt kilometrów od nich już w centrum krateru. Krater obniżał swoje dno lekko ale nieustannie od krawędzi ku centrum i choć stok był wewnątrz jamy kaldery raczej łagodny to jednak dla obserwatora korzystniej było patrzeć z zewnątrz ku centrum niż na odwrót. Z bliska i tak większość zasłaniała im pobliska ściana zgniłej, półmrocznej zieleni ale z oddali widać było unoszące się w niebo dymy pożarów. Widać też było krążące znacznie wyżej latadełka. Pewnie jakieś szturmowce bo dało się zauważyć jak błyskały czymś co zostawiało smugę dymu i kierowało się ku ziemi. Efekt już jednak nie był widoczny dla grupki “czerwonych” przy otwartym włazie. Po chwili zorientowali się, że jedna z figurek kieruję się jakby w stronę zachodniego ujścia krateru czyli mniej więcej w ich stronę. Czy by leciał do nich, za nich, czy zmienił kierunek wcześniej tego jednak nie szło odgadnąć.

Rozmyślania przerwał im głośny trzask przypominający wybuch. Znacznie bliżej. Gdy spojrzeli w tamtą stronę wyglądało jakby coś tam pękło czy rozerwało się unosząc w górę niewielką chmurę pomarańczowego dymu albo pyło. Z odległości kilkudziesięciu metrów nie mieli zbytnio okazji przyjrzeć się co to przed chwilą było.

No i mieli okazję obserwować przemieszczanie się poszczególnych Parchów na holomapie. Black 8 i Brown 0 na chwilę zatrzymały się gdzieś tam o kilka metrów pod ziemią i dobre sto metrów od nich. Potem zaczęły się przemieszczać znacznie szybciej niż idący człowiek czy maszerująca do tej pory Nash. W końcu stanęły jeszcze dalej tam gdzie mapa wyświetlała bezpośrednią okolicę jakiejś większej niż zwykły kanał podziemnej lokacji. Już całkiem blisko tych jarzących się trzech celów grupy Brown 0. Za to “niebiescy” zatrzymali się na dobre w okolicach klubu “Haven”.

W komunikatorze Padre zabrzmiał nagle radosny okrzyk Black 2.
- Wuuujaszku chooodź! Znalazłam zejście do kurwiej jamy! Może jest tam jeszcze coś żywego co da się wyruchać! Albo zjarać… ale będzie wesoło! Rusz się! - młoda Latynoska na słuch wydawała się tryskać szczęściem i entuzjazmem.

Padre popatrzył w kierunku zbliżającej się maszyny.
- Tu pułkownik Zcivicki z Black, Latający obiekt namierzający trzech żołnierzy, zidentyfikuj się - przesłał komunikat na kilku najprawdopodobniejszych kanałach.
- Nie podoba mi się ten ptaszek - powiedział już na kanale czerwonych. - Cofnijmy się pod osłonę drzew.
Ruszył pierwszy włączając maskowanie. Wybrał północną część lasu.

- Ta, jest w tym to, żeby nikt stąd nie spierdolił i nie zaczął nadawać na całą galaktykę, że xenosy urządziły tu sobie masarnię. Byłby chujowy pijar dla korpów. - parsknął Owain.
Monotonię oczekiwania na efekty zbożnej pracy Black 8 przerwały im dwa następujące po sobie wydarzenia: oderwanie się od grupy obiektów latających, unoszących się nad środkiem krateru, jednego z nich i zmianę trasy mniej więcej w ich kierunku oraz wybuch i nieduży pomarańczowy obłok unoszący się nad dżunglą.
- No i tak warowaliśmy tu długo za długo. - zgodził się, ruszając szybko za Padre, a po chwili wyprzedzając o kilka kroków, po czym ostrożnie wkroczył między drzewa.

- Skądś się musiały wziąć, nie? - odparł Black 0 - Dasz głowę, że to nie zbiegłe z laboratorium zabawki korporacji? Dasz głowę, że nie roznoszą jakiegoś gówna? Albo, że jakieś miejscowe gówno, rzecz jasna wszystkie wskaźniki w granicach tolerancji i norm galaktycznych, sprawiło, że to co tu przywieźli zmutowało? Żeby zabić ocaleńców nie trzeba ogłaszać kwarantanny, wystarczy zebrać ich na wahadłowiec i zdehermetyzować w próżni. Ogłoszenie kwarantanny daje spore możliwości kontroli, ale i przyciąga uwagę. Jeśli to coś nie jest zaraźliwe to za duże ryzyko, że ktoś coś zwącha.

- Wszystko się może zdarzyć, jak powiedział poeta, ale póki co, ja tego nie kupuję. Kto wie, może się nawet dowiemy, jak jest naprawdę, jeśli tak nas poprowadzą nasze smycze. - Owain wzruszył ramionami.

- Jak tylko się dowiemy, pójdziemy do piachu, pozostaje nam pokładać ufność w Panu - powiedział Padre - Przejdźmy ze 20 m w bok. Może liście osłonią nas przed skanerami ptaszka. Jak będzie walił na ślepo to przeżyjemy. Owain - chyba po raz pierwszy padre zwrócił się do niego po imieniu. - Pojednałeś się już z Bogiem. Jeśli potrzebujesz spowiedzi… Z czystym sumieniem lżej umierać.

- Heh, nie mamy tyle czasu, żebym zdążył się wyspowiadać. No i czy czasem warunkiem nie jest żal za grzechy? Jeśli tak, to raczej nie zadziała. Ale, ale, chyba nie spisujesz nas już na straty, co?

- Bóg zawsze daje szansę grzesznikom. Ale nie zawsze ci grzesznicy z niej korzystają. - Odparł Padre lustrując okolicę. - Ja nikogo nie skreślam. Każdy ma swoje miejsce w Boskim planie. Nawet takie gnidy jak my. Ale nigdy nie jest za późno by powrócić na Jego łono. Pamiętaj o tym. On czeka.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 11-03-2017, 03:50   #62
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Dziękuję Zombi i MG za kolejkę :)


Brown 0 słuchała i obserwowała dyskusję wewnątrz grupy Black. Czwórka z nich była dość daleko. Choć nie tak daleko od jej Checkpoint 2. Czwórka zaś była o wiele bliżej i w końcu przynajmniej jedna z nich ruszyła śladem grupy Brown. Dokładniej zbliżała się do niej Black 8. Widziała najpierw jej znacznik na Obroży jak się do niej zbliża, potem jakąś poświatę jej latarki na zakręcie korytarza aż wreszcie Nash doszła do tego zakrętu i zaczęła ślepić światłem latarki podpiętej pod broń by wreszcie stać się wyraźnie słyszalna i widzialna już bez pośrednictwa Obroży. Szła niezbyt szybkim tempem, choć porównywalnym do tego ostrożnego, jakim poruszali się na powierzchni po polu biomin. Tym razem min nie widziała i one jej też chyba nie, ale między jej głową a stropem pozostawała przestrzeń dość wąska. Z bieganiem już mógłby być spory problem o skokach można było zapomnieć.

Ósemka przechodziła przez pobojowisko, tego była pewna. Martwe ciała xenos, w większości spalone zaścielały dno kanału. Na jej oko spalony kawałek był za długi na jedno dmuchnięcie miotacza więc pewnie ktoś walnął kilka razy. Gdzieś mniej więcej w połowie drogi minęła ten rzucony lightstick. Nadal świecił się na żółto zielono dając plamę takiegoż mdłego światła. Nie umywało się ono do jaskrawego i mocnego światła latarki taktycznej, ale jakoś pomagało zorientować się w oświetlonej okolicy i dodawało otuchy.
Skręciła za korytarz pod kątem prostym i tam już zauważyła nieco ruchome światło. Też ostre i mocne jak od latarki taktycznej. Zupełnie jakby ktoś tam stał i czekał. Co pokrywało się z pozycją Brown 0 widoczną na mapie serwowanej przez Obrożę.
Pokonała ostatnie kroki stając przy ostatniej ocalałej z poprzedniej grupy. Tu było nieco wyżej i Brown czekała na wózku kolejki magnetycznej używanej do szybkiego przemieszczania się między kanałami. Gdzieś w tym momencie zapikał jej znaleziony smartfon wiadomością od Svena. Była krótka i był w niej podany Klucz Karla. Dłuższa była od Sary. Właściwie dwie. Pierwsza też do wylewnych nie należała bo składała się z “Dziekuję cibardzo!” i nadliczbowej ilości uśmiechniętych buziek i serduszek. Druga była dłuższa i późniejsza.
“O zarazie słyszałam z tv i w sklepie ale nie wiem nic. O Geovoid poszukam. Superbowl:” tu były podane skompresowane linki które Nash mogła odpalić i obejrzeć. Sądząc z opisu pewnie Sara zgrała jakieś wiadomości sportowe albo podobne urywki spotkań.
“Pistolet był Karla ale Sven go też lubił więc się zmienili. Wtedy zrobili zdjęcie które pewnie ci przesłał.” Sara chyba naprawdę nie znała się kompletnie na broni skoro ciężki rewolwer myliła z pistoletem.
“Ze mną okey. Walki słychać cały czas ale niezbyt blisko. Życzę ci szczęścia i powodzenia mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku” - zakończyła drugą wiadomość uśmiechniętą buźką i kciukiem uniesionym ku górze. Nash poczuła jak coś ucieka grzechocząc spod jej buta. Gdy spojrzała w tą stronę ujrzała reklamówkę jak z normalnego sklepu. A w niej dwie butelki o jakiejś promilowej zawartości.

Jeszcze nigdy widok drugiego człowieka tak May nie ucieszył. Kryminalisty co prawda, bo Parchami nie zostawały zakonnice, ale jednak. Ktoś przyszedł, ruszył się i zlazł w ciemny, zatęchły korytarz, śmierdzący spalenizną i krwią. I gównem - nie wolno było zapominać o gównie.
- Dzięki, już myślałam że mnie zostawicie - przyznała szczerze, wyciągając rękę do obcej kobiety - Maya Vinogradova, miło cię poznać.

“Spoko. Ale i tak możemy tu zdechnąć, nie ciesz się za wcześnie” - zamiast się odezwać Ósemka odpaliła holo i wystukała wiadomość adresując ją tylko do jednego Parcha, tego przed sobą. Zamrugała, prychnęła i wzruszyła ramionami, łypiąc na nią podejrzliwie. Nie spodziewała się powitania bez epitetów. Odbiegało ono od parchowej normy. Podeszła jednak i uścisnęła dłoń, drugą wystukując krótkie - “Asbiel. Dobra, co z twoją bronią? Zgubiłaś po drodze, czy zużyłaś ammo?”

- Nie za bardzo… nie idzie mi posługiwanie się nią tak dobrze, jakbym chciała - Brown0 uciekła wzrokiem na podłogę - Przeszłam szkolenie, ale z biurwy żołnierza ciężko zrobić. Byłam informatykiem, dopiero niedawno dali mi broń do ręki… ale jesteśmy teraz tutaj, nie? Mam parę granatów, jeżeli to coś zmienia. Rzucić w daną stronę jeszcze umiem. W grach wojennych wychodziło całkiem nieźle… są tam z przodu, ale nie za bardzo jest jak się z nimi skontaktować. Przynajmniej nie trzeba brodzić w gównie - klepnęła wózek żeby pokazać jakikolwiek pozytyw.

Trafił się im Parch idealny do rozrób w podziemiach, bez dwóch zdań. Nash chcąc ukryć zdziwienie pochyliła się, podnosząc z brei dwie butle. Obróciła je w świetle latarki i mruknęła coś pod nosem. Wino, zamknięte.
“Szkoda że nie ma w zespole żadnego zwiadowcy z pancerzem maskującym” - stuknęła po ogólnym i wróciła do kanału prywatnego z Brown.
“Jak się wyślizgamy będzie co opijać” - wystukała i wysiliła fizjonomię celem posłania jej czegoś uśmiechopodobnego. Podała jedna flaszkę, drugą zatrzymała - “Znasz się na Sieciach. Umiałabyś kogoś znaleźć po Kluczu? Ale. To potem. Nie każdy musi być trepem. Damy reszcie czas na modlitwy i przemyślenia, a potem jedziemy z koksem. Te skurwysyny zdychają od granatów. Z hukiem będzie lipa: wąski/zamknięty teren. Niski. Pójdzie niezłe echo. Zanim zaczniemy trzeba krzyknąć do tych twoich sojuszników. Żeby padli na glebę. Ja tego nie zrobię. Ty możesz. Palisz?” - na koniec wystawiła paczkę wybitnie częstującym gestem. Sama też wetknęła między wargi papierosa i odpaliła go. Pożegnalny papieros skazańca.

- Po Kluczu? Tak, tylko muszę się mieć gdzie podpiąć - Maya przyjęła fajka, skorzystała też z ognia. Butelkę skitrała pod nogami, żeby mieć wolne ręce. Paliła w ciszy, może miała właśnie ostatnią szansę podtruć się nikotyną. Wypadało skorzystać.

Black 8 i Brown 0 skorzystały z okazji do spalenia papierosa. Wyglądało na to, że nikt więcej do nich nie dołączy. Nash przeszła w tunelu dobry kawałek i spaliły fajki i dalej nikt z grupki “czerwonych” nie kwapił się pójść w jej ślady. Vinogradova przejęła rolę operatora wózka szynowego. Nash wcieliła się więc w rolę operatora ciężkiego uzbrojenia. Wózek właściwie prowadził się sam właśnie jak po szynach. Sterowanie nim ograniczało się do paru ruchów każących mu się zatrzymać lub ruszać w którąś stronę szyn. Tunel też był nieco wyższy więc mimo, że obie stały na ruchomej platformie to trochę zapasu do sufitu pozostawało. No i co najważniejsze patrząc na to co pływało pod szyną wózka było znacznie szybciej i mniej paskudniej.
Oznaczało to jednak, że znacznie szybciej i mniej paskudnie zbliżały się do miejsca potyczki z jakiej żywa wyszła tylko Brown 0. Widziały jak zbliża się coś jakby wylot tunelu co z mroku wyłaniały ich latarki. Zbliżył się, wózek zatrzymał się u wejścia i powitała ich cisza i bezruch.
Promienie latarek omiatały pomieszczenie. Było nadal dość wąskie i miało wymiary przeciętnej sypialni. Wyglądało jak jakiś punkt przesiadkowy tej mikrokolejki albo i nie. W każdym razie było gdzie wysiąść indziej niż do syfu pod szyną. Pierwsze pomieszczenie było zasłane ciałami. Poza jednym pod ścianą pomieszczenia pozostałe kilka należało do martwych xenos. Nash bez większego trudu odgadła scenariusz tego spotkania a Vinogradowa po prostu pamiętała co zostawiała gdy wsiadała na wózek. Gdyby mieli jakieś wątpliwości co do identyfikacji ludzkiego ciała, Obroża usłużnie wyświetlała podpis “Brown 7 - KIA”. Ściany, ciała xenos i samej “siódemki” były poszatkowane tysiącami wyrw po szrapnelach, spalone przez rozbryźnięty napalm który tutaj przyduszał nawet smród kanałów więc łatwo było sobie odtworzyć eksplozję pewnie wszystkich granatów jakie miała przy sobie “siódemka”. Do celu z trzema znacznikami zostało im ostatnie 40 - 50 m. Gdyby było po prostej już można by bawić się w rzucanie granatów. Ale nie było.

Trzymająca broń Black 8 odkryła dość zauważalne utrudnienie w komunikacji niewerbalnej: gdy trzymała broń nie mogła klikać literek. A broń wydawała się nieodzownym elementem w tej scenerii. Brown 0 miała dylemat innego rodzaju. Mogła użyć swojego detektora który wydawał się być idealny na takie okazje. Ale wówczas jedyną swobodnie używaną przez nią bronią był pistolet albo nóż. No raz jeszcze mogła rzucić przygotowanym wcześniej granatem. Albo nastawić się na rzucanie ale bez detektora.
Z pierwszego przystanku biegły dwa wejścia. Brown na migi pokazała jedno z nich. Te przez które na chwilę udało im się sforsować we trójkę. Tam za nim był nieco dłuższy korytarz też przypominający kilkumetrową przestrzeń do pokonania. Gdy się znalazły przed jego wejściem latarki oświetliły coś przy jego drugim końcu. Dało się zidentyfikować po chwili oglądania. Rozpoznały po bucie. Noga. Czyjaś noga. Tak chyba coś trochę kawałek nad kolanem i w dół. Znacznik oznaczający Brown 2 był gdzieś tam o parę kroków za widocznym po drugiej stronie wejściem. Też z sygnaturą “KIA”. Vinogradova wiedziała, że tam właśnie dotarli najdalej. Tam xenosy dopadły dwójkę i próbowali z siódemką si wycofać. Jej się udało, siódemce nie. Spojrzały na wyświetlacz celów. brakowało im 35 - 45 m. Za tamtym drugim wejściem jeszcze trochę w prawo były te znaczniki. Poza rozświetlonymi rejonami tuneli panowała nieprzenikniona ciemność. Wzrok był bezużyteczny i coś mogło się w nim kryć i o krok od człowieka i by tego nie dostrzegł. Słuch był tu dużo bardziej użyteczny. Na razie jednak panowała grobowa cisza. Słyszały tylko swoje przyspieszone oddechy i odgłosy które i dotąd słyszały w tych kanałach. Szelesty, szmery,skrzypienia i kapanie.

Brown 0 pamiętała za dobrze co się stało i nie chciała tu wracać. Nie miała jednak wyjścia. Pieprzone kropeczki sił sojuszniczych przypominały jakie zadanie postawiono przed jej grupą, z której tylko ona przeżyła przedzieranie przez tunele. Po reszcie pozostały porozrywane ciała. Brown 2 i Brown 7. Derek i Cindy, całkiem sympatyczni. Byli. Co z nich pozostało pływało razem z gównem pod jej nogami. Do tego ciemność, smród i nerwy napięte do granic wytrzymałości. Nie dadzą rady, były tylko dwie. Poprzednio w trójkę nie dali rady, a teraz do walki nadawała się chyba tylko jedna osoba, bo siebie nie liczyła. Zmieniła broń, za wąsko na granaty jak się nie umie ich używać. Za mały margines błędu. Detektor i pistolet trzęsły się w jej rękach, ale powolne “bip…. bip” wskazywało, że najbliższe metry są puste. Wolne od wroga. Na widok nogi o mały włos się nie zrzygała, ale udało się zachować resztkę godności.
- Jesteś tego pewna? - spytała szeptem Black 8 - Dalej nie doszliśmy, zjadły nas i… - przerwała bo treść żołądka podjechała jej do gardła. Musiała przełknąć, ale ponownego odezwania się już nie ryzykowała.

W tym czasie Ósemka nie bawiła się w uprzejmości i pospiesznie przeszukiwała najbliższe ciało. Światło… przydałoby się im więcej światła, chociaż odrobinę. Królestwo za jeden głupi lightstick. Niestety oprócz podstawowego wyposażenia ex-Parch nie miał przy sobie nic ciekawego. Prócz standardowej latarki. Zawiedziona splunęła w smródkę i przełożyła karabin na plecy, odpalając komunikator. Wyciszyła całą resztę Parchów, prócz dziewczyny obok. Młodszej, przerażonej. Trafiła wybitnie do jednego z najgorszych koszmarów. Ponoć nie każdy Parch był psycholem, a nie każdemu psu dawano imię Rex.
“Pewna jest tylko śmierć i podatki” - odpisała podchodząc bliżej. Chwilę ze sobą walczyła, by położyć dłoń na jej ramieniu i uścisnąć pokrzepiająco. Nie nadawała się do pocieszania, ale trudno. Niewiele opcji im zostało - “Skoro tu jesteś znaczy nie ma szans na doczekanie końca wyroku. Zdechniesz w celi. Albo zdechniesz tutaj. Jesteś trupem, nie masz nic do stracenia. Pogódź się z tym. Tak łatwiej. Nie ma się czego bać, jest robota. Jeżeli nie obalimy tych flaszek tutaj, zrobimy to po drugiej stronie. Jak ją wykonamy, może coś się zmieni. Zaczniesz spierdalać - sama cię zabiję. Ale nie spierdolisz. Masz jaja. Bez nich zostajesz w celi. A teraz się skup. Niech te twoje cele się ozwą jak tam wejdziemy i zacznie się zadyma. Będę wiedziała gdzie nie celować.Weź detektor i to” - wcisnęła jej latarkę Siódemki, trochę obdrapaną, ale ciągle zdatną do użytku. Klepnęła ramię Parka i uśmiechnęła się - “Chodź, mamy coś do rozwalenia. Zobaczysz że coś rzucam. Fire in the hole. Powinni zrozumieć” - parsknęła, zamykając komunikator i łapiąc broń. Pchały paluchy i nosy prosto między drzwi… cóż. Bycie Parchem nie należało do najzdrowszych zajęć.

Obydwie kobiety ruszyły przed siebie wzdłuż niezbyt szerokiego korytarza. Black 8 szła z wycelowanym w rozświetlony obszar karabinem. Brown 0 szła obok z detektorem w jednej i pistoletem w drugiej dłoni. Kroki. Wydawało się, że stąpające buty rozgniatają wszystko z nieznośnym chrzęstem. Kamyki, żwir, piach, wystrzelone łuski i nawet buty odlepiały się od klejącej brei zaścielającej podłogę z nieznośnie irytująco głośnym mlaśnięciem. Kolejne metry. Korytarz kończył się. Doszły do przejścia i stanęły po obu stronach drzwi. Cisza. Nadal słyszały tylko siebie. Z bliska widziały, że korytarz w lewą stronę jest ślepy. Można było tylko iść w prawo lub się wrócić.

Przeszły do następnego pomieszczenia. Przejście było wąskie na tyle, e tylko jedna osoba mogła przez nie przechodzić na raz. Musiały wejść jena za drugą. I przestąpić tą urwaną czy odciętą nogę. Kolejne pomieszczenie. Znów kilkumetrowa prosta. I kolejne ciało. Gdzieś pod koniec korytarza przy następnym przejściu. Ostre światło latarek taktycznych bezlitośnie wyjawiała kolejne detale. Smuga krwi. Ciemnoczerwonej, i rozchlapanej już ściemniałej sunąca się od oderwanej nogi do ciała przy końcu korytarza. Brown 2. Derek. Też o statusie KIA. I zielonożółte kleksy i strugi krwi xenos. Dwa z nich leżące martwe na środku korytarza. 30 - 40 m do celu.
Za przejściem po drugiej stronie korytarza zaraz było kolejne. O może dwa metry dalej. Jakby było jakieś przejście naprzeciwko. Ale pewnie i jakiś boczny korytarz w tej przerwie. Detektor dalej cicho pykał świecąc bladą poświatą nie wykazując żadnego ruchu.

Czysto, przynajmniej przez najbliższe metry. Dalej już niekoniecznie. Nash zatrzymała się, stopując też Brown 0. Karabin wylądował znów na jej ramieniu, lecz nie odpaliła tym razem Obroży. Mogły wparować do sali z celami i tam zacząć rozpierduchę, albo przenieść walkę na obszar pośrodku. Wolny korytarz wydawał się odpowiedni. Dobrze pójdzie zielone punkciki zajarzą o co chodzi i wezmą wroga w dwa ognie. Jak pójdzie źle wysadzą siebie i jeszcze podpalą. Kobieta westchnęła, sięgając po granat.

Widząc co się święci Vinogradova zdążyła się tylko szybko przeżegnać i krzyknęła za metalową kulką:
- Fire in the hole!

Maya obserwowała jak Zoe odwiesiła karabin i z przywieszki sięgnęła po obły pojemniczek. Krzyknęła ostrzeżenie a Nash poturlała obły kształt po podłodze korytarza. Sunął z cichym grzechotem na co od razu zareagował detektor Brown 0. Black 8 obserwowała z niepokojem jak metalowa paskuda stacza się coraz bardziej. Sunęła prawie kursem kolizyjnym z progiem naprzeciwko. Jakby zboczył po zderzeniu z kursu albo zatrzymał się eksplodujący napalmem pojemnik objąłby płomieniami także i je obie. Przez jeden, nerwowy oddech wyglądało, że granat zderzy się i zatrzyma. Stuknął rantem o framugę przejścia i zaczął sunąć bączki po podłodze coraz bardziej znikając obydwu kobietom z oczu. Praktycznie już z ciemności dochodziło jego brzęczenie. I nagle stała się światłość. Eksplozja szarpnęła podziemiem oślepiając światłem piekielnym. Ciemność dotąd przecinana jedynie wąskimi jaskrawymi promieniami taktycznego oświetlenia i wpiętych w pancerze latarek zniknęła w kuli, złocistego ognia. Kula rosła błyskawicznie i równie błyskawicznie zbliżając się także do Parchów. Nie było szans uciec albo granat poleciał dostatecznie daleko od nich albo nie. Fala światła sunęła pochłaniając kolejne przejścia i korytarze. Wreszcie ściemniała i omiotła obydwie kobiety gorącym podmuchem, zasypała odłamkami, wyrwanym kurzem, nawet obryzgała pojedynczymi kroplami napalmu świadcząc jak bardzo blisko epicentrum się znajdowały ale nie sięgnęła je bezpośrednio. W zamian o kilka kroków przed nimi rozgorzało morze płomieni pochłaniając korytarz, ciało Brown 2, obydwa przejścia i to co było za nimi. Ogień powinien wypalić się za pół minuty. Na razie raził swoim gorącem i światłem pochłaniając powietrze i oddając gryzący dym w zamian. W morzu ognia ożył też detektor. Pokazywał ruch. Kilka celów. Dwa, może trzy. Odległe o 20 - 30 metrów. W tym bocznym korytarzu pomiędzy przejściami objętym w tej chwili płomieniami. Słyszały też skrzek czy syk tak bardzo znany już Vinogradovej i tak bardzo szarpiący nerwy. Trzy znaczniki nadal nie zmieniały swojej pozycji i świeciły się jak i poprzednio. Ale nie zauważyły, żadnej reakcji z tej strony na to co się obecnie działo. System jednak nadal miał ich oznaczonych jako żywych skoro się świeciły ich znaczniki.

Wybuchy pod ziemią miały ten minus, że przy ograniczonym dopływie tlenu niesiony przez nie ogień znikał szybko… tak samo jak zbawczy dla żywych istot tlen. Coś jednak zdziałały, wróg się pokazał. Trzy sztuki, skryte w pobliżu być może rannych. Nie odzywali się, nie ruszali… może przyczaili dupska, próbując przeczekać zawieruchę. Ósemka poprawiła chwyt na karabinie. Ramieniem pchnęła Brown do przodu i zagwizdała przeciągle, pokraki nie były jednak głupie. Charknęła pod nosem coś, co nie brzmiało przyjemnie i nabrawszy powietrza w płuca, ruszyła prosto w ogień. Żywa pochodnia przyciągała uwagę, dawała też światło, a w razie bezpośredniego zwarcia - pech zgapi i kogoś podpali.

- Zabijesz nas - Brown 0 wyglądała na zdenerwowaną i taka dokładnie była. Ruszyła jednak z miejsca, filując na detektor i świecąc zamocowaną na pistolecie latarką.

Obydwie kobiety wbiegły w płonącą żar o temperaturze tysiąca stopni powyżej zera. Żar był oszałamiający czuły na swoich twarzach, dłoniach nawet odczuwały przez pancerze. Metry wydawały się ciągnąć wiecznie. Krok i drugi pierwsze przejście, Nash minęła szeroki na dwa kroki i dobiegła do kolejnego przejścia. Zajęła pozycję blokując je i Vinogradova musiała zająć drugie przejście. Ale Black 8 idealnie wyliczyła moment i gdy przebiegły tą krytyczną odległość napalm się właśnie wypalał. Ostatnie płomienie pełzały jeszcze po podłodze, ścianach, suficie, spływały płonąca, lepką galaretką po pancerzach, miejsce jeszcze dymiło i biło żarem ale realne zagrożenie już minęło. W świetle oświetlenia taktycznego widziały już dwa cele odległe o kilkadziesiąt metrów. Stwory szczerzyły do nich swoje kły dokładnie tak samo jak to zapamiętała Vinogradova z poprzedniej wizyty w tym miejscu. Obydwa Parchy otworzyły ogień. Karabin i pistolet błysnęły ogniem zalewając dość wąski korytarz ołowiem i rozbłyskami wystrzałów i cichym ale zauważalnym brzęczeniem łusek spadających o podłogę. Obie chyba trafiły. Poczwary zaryczały boleśnie. Zwłaszcza tego który oberwał z karabinu Black 8 wyraźnie coś mu się odchlapało od korpusu i siła trafienia przygięła go. Ten trafiony strzałami z pistoletu wyglądał na ledwo ruszonego jednak. Obydwa stwory rzuciły się jednak w stronę dwójki ludzi. Bipnięcia detektora stały się szaleńczo szybkie i nerwowe, widać było, że stwory poruszają się o wiele szybciej od najszybszego człowieka. Jak jakieś piekielne harty. Musiały dopaść do celów w ciągu kilkunastu sekund!
Stwory błyskawicznie pokonywały odległość. Obydwa Parchy zawzięcie strzelały wiedząc, że jest ostatnia szansa by zabić potwory. Black 8 trafiła a jej broń okazała się wystarczająco skuteczna aby zabić potwora. Kolejne pociski karabinu trafiały, rozrywając bestię aż upadła przeturlała się i bezwładnie posunęła kawałek po podłodze zostawiając za sobą żółtozielonkawy ślad. Brown 0 miała mniej szczęścia. Albo nie trafiła wystarczająco wiele razy albo jej broń była za słaba by obezwładnić lub chociaż spowolnić potwora. Ten dopadł do niej chlastając ją tak mocno, że pancerz dał się na nic. Poczuła jak szpony bestii orają jej ciało. Jeszcze żyła! Ale czuła, że nie wytrzyma zbyt długo takiemu przeciwnikowi, może jeszcze z kilka takich ciosów i koniec po grupie Brown.

Z gardła Ósemki wydostał się ostry skrzek. Próbowała zakląć, ale struny głosowe nie zadziałały. Szarpnęła wściekle karabinem, przenosząc wylot lufy na skurwysyna szarpiącego Vinogradową. Stała tuż obok, cel był sporych rozmiarów. Kulek zostało na jedną szybką serię, potem mechanizm zamka zaklekocze, oznajmiając koniec amunicji. Przymierzyła i pociągnęła za spust, w głowie posyłając wiąchy pod adresem swoim, wroga, cholernych punktów do wydostania i parchatego ogółu.

Potężne uderzenie pocisków przeorało tors potwora odrzucając go na moment od Vinogradovej. Zdążył ją jednak znów sieknąć szponami zabierając z nimi szkarłatny łuk. Potwora rzuciło na ścianę korytarza i chwiał się rycząc boleśnie. Nash miała go na celowniki i mogła dobić gdy wówczas właśnie zamek zastukał suchym zgrzytem. Oszołomione monstrum wyraźnie straciło koordynację co było widać nawet przy skaczących po nim chaotycznych plamach świateł latarek. Ale zebrało się jednak od ściany i zaatakowało Mayę ponownie. Była już u kresu swoich możliwości gdy z trudem udało jej się zbić szpony potwora uderzając go trzymanym pistoletem. Wytrzymała na tyle długo by Black 8 mogła zmienić magazynek. Wycelowała ponownie i strzeliła w chwiejącego się potwora który ostatni raz zamachnął się na Mayę. Jednak trafił. Dziewczyna też słaniając się opadła plecami o ścianę korytarza tak samo jak rzucony siłą wojskowych pocisków potwór. Przez chwilę człowiek i potwór trwali tak nieruchomo każde po swojej stronie wciąż tlącego sie przejścia. W końcu po niebywale długiej zdawałoby się chwili potwór osunął się na posadzce zostawiając na ścianie żółtozielone zacieki. A człowiek stał nadal.
Ledwo stojąca na nogach oparta o ścianę Brown 0 wyłapała zakłócenia w brzmieniu detektora. Cel! Zbliżał się! Był tuż za Nash! Black 8 też teraz usłyszała i alarmujące pulsowanie detektora przed sobą i drażniący już syk tuż za i nad sobą. Sufit! Tuż za nią! Trzeci musiał podejść podczas walki gdy nie było nic słychać i były zajęte walką z tymi dwoma!

Ciało nakazywało odskoczyć. Oddalić na bezpieczna odległość, zejść z linii strzału drugiego Parcha… ale wtedy stwór miałby do wyboru je dwie, nie jedną, a Brown0 wystarczająco oberwała. Nash zacisnęła szczęki i strzeliła. Ponad siebie, obracając się nerwowo na pięcie. Lufa rzygnęła ogniem, po korytarzu rozszedł się huk, błysk ostrego światła na moment rozjaśnił ciemność. Wiedziała od razu. Potwór który już był o dwa kroki od niej zatrząsł się od tych trafień i spadł na podłogę. Brocząc żółtozieloną krwią zaczął się od razu podnosić i pewnie by znów skoczył i rozszarpał kolejną ofiarę ale ten jeden moment wystarczył Nash by dopełnić dzieła zniszczenia. O ostatni krok od butów Parcha z o czarnej nazwie kodowej i numerem 8 na napierśniku pociski karabinowe rozłupały mu czaszkę rozbryzgując fragmenty jej i jej zwartości różnokolorowym kleksem po podłodze. Zaraz potem karabin znów szczeknął pustym magazynkiem. Cisza. Słychać było tykanie detektora. Znów miarowe i powolne. Syk zażywanych medykamentów przez Brown 0. Sytuacja była krytyczna bo Vinogradova ledwo stała na nogach. Ale nowoczesne cudeńka sztuki medycznej graniczyły z cudem w stawianiu na nogi zdawałoby się beznadziejnych przypadków. Maya zdecydowała się użyć jedynej apteczki jaką miała i jeszcze medpaka ale opłacało się. Poczuła, że przestaje kręcić jej się w głowie, znów stoi pewnie na nogach i choć nadal nie czuła się w pełni sił to jednak kryzys minął. Znów była mniej więcej z grubsza sprawna i zdolna do akcji. Widziała głównie plecy drugiej kobiety, jak strzelała jak już widać bylo zakrzywione ostrza szponów stwora który ją sięgał. Ale gdy rzuciła pusty medpak na spaloną i dymiącą posadzkę widziała jak jakieś organiczne resztki rozbryzgują się kilka kroków od niej i częściowo rozchlapując na butach i nogawkach Black 8. Koniec. Detektor nic więcej nie pokazywał. Do trzech wskaźników było 25 - 30 m.

“Teren zabezpieczony” - Nash wystukała krótką wiadomość za plecy, zwlekając parę sekund z odwróceniem. Musiała uspokoić oddech, zetrzeć krople potu z czoła. Cholerne bydlaki miały cholernie wielkie paszcze. Widok takiej z bliska nie należał do przyjemnych. W końcu westchnęła, splunęła i krzywiąc się, obróciła się do Brown 0. Przeładowała broń, walnęła stimpakiem po udzie, po czym dopisała, wyciągając rękę - “Chodź, sprawdzimy tych twoich zdechalków”.

- Jednak nas nie zabiłaś - Maya zdobyła się na żart i zaśmiała się krótko, korzystając z pomocy przy wstawaniu. Przeczytała końcówkę wiadomości i pokiwała głową - Tak, zobaczmy czemu tak milczą. Potrzebuję jednego… i dzięki. Bez ciebie nie dałabym rady.

W odpowiedzi Ósemka prychnęła śmiechem, spluwając tym razem z przyzwyczajenia.
“Detektor. Druga Spluwa. Workteam. Jeszcze nie skończyłyśmy. Ostrożnie. Lepiej nie wpaść w pułapkę. Spoko. Znajdziesz kogoś. Będziemy kwita.”

Brown 0 pokiwała energicznie głową, zgadzając się na wszystko. Przysługa za przysługę. Pewnie chodziło o tego człowieka od Klucza.
- Potrzebuje panelu… tylko ich zabierzmy, ok? - pokazała na zielone punkty na mapie i potem w czerń tunelu.

Brown 0 ruszyła przez początkowo spaloną podłogę, przeszła nad pogruchotanym pociskami truchłem właśnie zabitego przez Nash potwora i wodziła po pomieszczeniu detektorem i lufą pistoletu. Black 8 przeszła przez truchło i sunęła obok niej. 20 - 25 m. Blisko. Znów były w krótkim prostokątnym pomieszczeniu. Te miało przejście w ścianie po prawej. Zbliżyły sie do niego. 15 - 20 m. Zrobiło się tam goręcej. Jakby tu też coś się paliło czy ogrzewało. Bił też w nozdrza gnilny i zwierzęcy odór. Snopy światła z latarek oświetliły jakieś jakieś rury. Nadal było dość nisko. Weszły do środka i detektor nadal pykał uspokajającą pustką w namiarze monitora. 15 m. Jakiś załom czy złom który musiały ominąć. Coś ślisko i mokro zaczynało się robić. Przy podłodze unosił się jakby dym czy mgła. Ale dość nisko nie sięgając wyżej ich kolan. Tam Nash kopnęła coś po podłodze co pogrzechotało metalicznie po podłodze uderzając w ścianę. Gdy oświetliła to latarką dostrzegła mimo mgły znajomy ze zdjęcia rewolwer. 12 m. Już prawie ominęły ten złom. Światła latarek przecięły coś i zatrzymały się na tym czymś. Coś co było zamontowane na ścianie a może nawet było ścianą. Coś odbijającego światło latarek jak polakierowane. Coś co wydawało się giętkie i lepkie. I w tym czymś dostrzec dało się nieruchome, humanoidalne kształty. Z pół tuzina. Skaner nie był aż tak dokładny by przypisać dokładny namiar do konkretnych kształtów. 10 m.

- To… to oni. Muszą żyć, ktoś tam musi żyć. Przecież są zaznaczeni, system się nie pomylił. Co to kurwa jest?! - Brown0 nadawała z paniką, próbując oświetlać każdy cel jednocześnie co nie było możliwe. Szarpnęła najbliższy, chcąc się przebić przez dziwną błonę.

“Morda w kubeł” - od Ósemki poleciał krótki przekaz. No to pięknie… przekurwabiście wręcz. Zgarnęła rewolwer, nie wiedziała po co. Był spoko, ale nie nam jej zależało. - “Obczajaj detektor” - stuknęła szybko, gnat wylądował za paskiem. Brown0 miała rację - ktoś z nich żył, musiał, kurwa jego mać żyć. Nie chciała tego przyznać, ale zaczęła się denerwować. Jedna cholerna twarz, gęba ze zdjęcia. Oddychająca, wciąż ciepła. Z szansą na wybudzenie. Dobrze byłoby do tego doprowadzić. Jeden jedyny raz… zrobić dobry uczynek od początku do końca.
Zamknęła oczy, odetchnęła i gdy uchyliła powieki, z miejsca zabrała się do rozrywania kokonów. W ruch poszedł nóż.

Maya szarpnęła za błonę. Coś się poluzowało wewnątrz. Ciało! Ludzkie ciało! I to to co trzeba! Skaner pokazywał wręcz odległość zerową więc to było to! Do uratowania siebie i jego wystarczył jej jeden z nich! Tylko musiała go jeszcze przetransportować te pół kilometra dalej. Na powierzchnię. I wydobyć z tej błony. Ale nie udało się jej. Albo błona była za mocna albo ona za słaba. Zoe z pomocą noża poszło dużo lepiej. Mocny polimer ciął mięso, gardła i błony z równą ostrością. Błona zaczęła się odsuwać, wyłaniać kolejne fragmenty ale w pewnym momencie wypadła na nią dłoń. Ludzka dłoń połączona z ramieniem obklejona tą śliską mazią. Bezwładna dłoń trupa. Gdzieś otchłani ciemności dominującej wokół nich doszło ich echo skrzeku, pisku i wycia. Jeszcze dość daleko. Ale te stwory były takie szybkie!

Pudło. trup. Trzeba szukać dalej! Warknęła na Brown, machając nożem. Ostrze, nie paluchy, nie było czasu na pierdolenie! Jeszcze pięć kokonów… kurwa! Brakowało czasu, ja pierdolę! Ósemka zemściła w myślach, dopadając kolejnego więzienia. Gdyby ktoś tu kurwa jeszcze był, ktokolwiek… ale po co? Pizdy ich bolały, niewygodnie. Szóstego ogarniała - ostatni żywy medyk, bez niego zrobi się bardziej niż źle. Ale reszta twardzieli? Jebane jaśnie lamerstwo, o chuja ich potłuc!

Nóż. Maya miała przecież nóż! Racja, nie używała go często, nie do walki…
- Przepraszam - wyszeptała do Black 8 i podjęła pracę. Nożem.

Vinogradova z nożem poradziła sobie dużo lepiej. Czuła jak błona pęka rozdarta ostrzem i wypada bezwładnie na nią i na ziemię. Śliskie, oblepione tą dziwną mazią ciało. Ale to było to! Skaner potwierdził identyfikację! Black 8 też miała tym razem więcej farta. Jej nóż rozciął dziwną masę i znów opadło na nią ramię. Ale jednak wyczuła na niej jakieś oznaki życia. Ostatnia z grupy Brown widziała, że to już drugi z tych od których zależało jej najbliższe półtorej godziny życia. Został jeszcze jeden i uratowałaby wszystkich! I trzy kokony do sprawdzenia. Syczenie i ryki zbliżały się. Słychać było już znacznie wyraźniej choć wciaż bardziej przez echo niż bezpośrednio.

Ciemne włosy, zarost, Latynoska uroda. Kurwa! Skrzek ponaglenia Parcha, pchnięcie w ramię drugiej ratowniczki i dopadnięcie kolejnego kokonu. Jeszcze jednen… jedna szansa. Może to ten skurwiel, którego obiecała wydostać. Pogoń się zbliżała, nie mieli czasu. Pieprzyć obcego trepa, nie jego szukała! Wybrała kokon ostatni od lewej, atakując wściekle błonę. Nie oni… wydostały nie tych co trzeba.

Wydostały ich, aż dwóch! Ale widocznie Black8 miała inny plan. Ostatni żywy, trzy kokony. Maya z bólem spojrzała w mokrą twarz mężczyzny, nawet miły. Chętnie poszłaby z nim na piwo… gdyby nie Obroża, wyrok i masa potworów w ogonku. Poczuła uderzenie w ramię, potem usłyszała warczenie. Dwa kokony pozostawały pełne. Podniosła się i z nożem w ręku zajęła się tym po prawo, zostawiając środkowy i modląc się, aby trafiły dobrze.

Vinogradova cięła kolejny kokon. Ledwo dotknęła nożem i zaczęła ciąć gdy coś tam pyknęło, rozdarło się i ciało wypadło jej pod nogi. Chwila niepewności. Bezwład martwego ciała. Mężczyzna. W mundurze wojskowego. Też ze znacznikiem ale tym wyłączonym. On musiał być czwartym znacznikiem. Skraj nóg dotąd nieruchomych które właśnie wywaliła Black 8 na zamglona posadzkę poruszyły się niepewnie. Zupełnie jakby się ktoś budził i odzyskiwał świadomość. Sama Nash miała szczęście w nieszczęściu. Nóż zaciął kokon i to tak, że od razu ukazała się twarz. I to ta której szukała! Ale siedział tak głęboko! Najgłębiej chyba z tych co dotąd wydobywała. Ale żył! Brown 0 zaś widziała, że to jest trzeci ostatni znacznik jakiego szukała! Skrzeki zbliżały się jednak nieubłaganie. W kanale albo chociaż na wózku gdzie było wąsko karabin, pistolet i granaty stanowiły przyzwoitą siłę ognia. Ale tu, w większej przestrzeni… To zależy ile stworów by się pojawiło.

- Czekaj, pomogę ci! Będzie szybciej! - Brown 0 podbiegła do ostatniego uwięzionego, powtarzając w kółko w głowie “zginiemy tu, umrzemy zaraz...no zginiemy”. Pierwszy wydostany żołnierz powoli wracał do świata żywych, na jego udzie dostrzegła kaburę. Może gdy oprzytomnieje da radę wspomóc ich ogniem. Ona niewiele mogła w tej kwestii, a im szybciej wydostaną trzeciego, tym szybciej się zabiorą na powierzchnię. Tylko… trzeba była tam dotrzeć.

Znaleźć a wydostać… różnica jak między zdechnąć, a przeżyć. Diametralna… hałas za plecami nie pomagał się skupić, broń cięła wściekle, Ósemka syczała nie gorzej od potworów. Połowa roboty, już połowa roboty. Teraz ta gorsza część. Ilu jeszcze wrogów czaiło się w ciemnościach? Wystarczyło paru i koniec. Pokręciła rudą głową, odganiając ponure rozmyślania. Duże pomieszczenie, ciężkie do obrony. Na dokładkę niewiadomą pozostawała liczba tuneli i przejść do niego prowadzących. Wróg chodził po ścianach i suficie, przemieszczał się błyskawicznie. Za ile trepy nadadzą się do stawiania czynnego oporu? Kolejna niewiadoma. Nash zgrzytnęła zębami. Mogła zostawić pułapkę w korytarzu, ale nie pomyślała. Głupota i beztroska teraz się mściły, skrewiła po całości, jebać. Byle skurwiela wydostać. Wpierw z kokonu, potem na górę… a potem się pomyśli. Teraz nie czas i miejsce. Pieprzony Hollyard, że też Nash zawsze musiała się wciągnąć w dziwne układy, zobowiązania. Przesunęła się, robiąc miejsce Brown 0. Hollyard… On i jeszcze dwóch. Trójka ocalałych. Czy wydostaną komplet? Odgłosy nadciągającej pogoni wróżyły odpowiedź negatywną.

Karla udało się dwójce kobiet udało się wydostać na zewnątrz kokonu. Dwa noże, cztery ramiona zdecydowanie przyspieszyły sprawę i po chwili policjant był już uwolniony na zewnątrz. W tym czasie jeden z żołnierzy zdołał chwiejnie powstać na nogi. Rozglądał się rozkojarzonym wzrokiem ale gdy wąskie strumienie światła Parchów były skumulowane na właśnie wydobywanym gliniarzu reszta otoczenia była pochłonięta w kompletnym mroku. Ale z tego mroku słychać było charakterystyczne odgłosy potworów.
- O kurwa! - facet niezbyt zgrabnie ale zareagował od razu gdy uzmysłowił sobie co nadciąga. Dobył z kabury pistolet i zapalił latarkę. Trzeci słup światła przeciął przestrzeń z której nadeszły obydwie kobiety. Żołnierz zaczął pomagać temu kolejnemu który właśnie dochodził do siebie.
- Elenio! Elenio wstawaj, kurwy idą! - wrzasnął popędzając drugiego mundurowego. W tym czasie Karla trzeba było nieść albo chociaż podtrzymać choć była nadzieja, że jeśli będzie wracał do siebie jak ci dwaj to raczej szybciej niż dłużej. Choć ci dwaj nadal sprawiali wrażenie oszołomionych i zdezorientowanych. W nerwowe nasłuchiwanie wdzierało się nerwowe pykanie detektora choć zajęta uwalnianiem Karla, Maya nie miała okazji dotąd go sprawdzić.

- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! - Brown 0 powtarzała w rytm coraz szybszego piszczenia. Podniosła detektor, patrząc na niego coraz większymi oczami - Peleton. Jeden z przodu, z tyłu chmara… 40-50 metrów w linii prostej, ale trochę kluczą! Pół minuty i będą! - podniosła się, chwytając za broń, która niewiele robiła stworom, ale innej nie miała. Wyglądało nie najlepiej. Paskudnie. Tragicznie! - Spierdalamy! Bierzcie trzeciego! Już! Szybko! Zaraz tu będą! - krzyczała, sięgając po jeszcze bezwładne trzecie ciało. - Przed nami jest kolejka! Nie patrzcie za siebie! Biegiem!

W takim stanie pieprzone mundury raczej nie nadawały się do biegania… kurwa jego mać. Pędząc na łeb na szyję dałyby obie radę, ale z nimi? Zoe zgrzytnęła zębami. Sama dałaby radę, to nie był jej problem, ani cel. Skrzeknęła ponaglająco, machając bronią w kierunku kolejki. Jeżeli dorwą ich w przejściu to pozamiatane. Jakieś pocieszenie niósł fakt, że po śmierci obroża wysadzi przynajmniej tego, który Nash zabije. Karabin zamieniła na granat, ogień już raz się sprawdził. Ruszyła biegiem na złamanie karku przed siebie, tam skąd przyszły, zostawiając pozostałych za plecami. Byle dopaść do przejścia i zdążyć puścić skurwielom prezent za róg, a potem się schować. Jednego jeszcze dadzą radę zdjąć, gorzej ze stadem. Jeśli wypali, płomienie dadzą im trochę czasu. Czasu którego nie mieli. Wybiegła z pomieszczenia zasnutego mgłą przy podłodze. Vinogradova widziała jak znika za załomem jaki niedawno mijały a potem słychać było jej kroki. Sama musiała dźwigać bezwładnego prawie gliniarza który dość symbolicznie powłóczył nogami. Dwóch żołnierzy jednak poruszało się nadal dość niezgrabnie ale już sami. Pierwszy z pistoletem omiatał przód torując drogę. Drugi miał tylko nóż i granat więc osłaniał tyły.

Nash zdołała dobiec do truchła monstrum z rozstrzelanym łbem leżącej na wypalonej napalmem podłodze. Sięgnęła po kolejny granat i właściwie w ciemno rzuciła w te ciemno kłębiące się na korytarzu. Ciemno uległo światłości gdy przez wąski korytarz zaczęła sunąć fala płonącego światła. Nash jednak dobrze rzuciła i granat eksplodował daleko z przodu. Podmuch doszedł do jej znacznie osłabiony. W tym czasie minęła ją pozostała trójka. Karl już dreptał sam tak jak i inni więc Maya nie musiała już go dźwigać. Nadal jednak poruszał się dość ospale tak jak i pozostali dwaj wybudzeni. Korytarz oddzielający obydwa pomieszczenia płonął. Ogień chyba nie sięgnął żadnego xenos ale słychać było ich wściekłe prychania i skrzeki zza jego bariery.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 11-03-2017 o 03:59.
Czarna jest offline  
Stary 11-03-2017, 03:51   #63
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Udało się, przebiegli! Mogli lecieć do kolejki, ogień odciął drogę pogoni. Brown 0 miała swoje cele, całą trójkę! Obróciła się przez ramię i wtedy cała radość wyparowała.
- Asbiel tam została! - szarpnęła najbliższym żołnierzem, pokazując na płomienie. W głowie brzęczały jej przeczytane przed pierwszym wybuchem słowa. Jedno zwłaszcza. Workteam.
- Dacie radę strzelać? - spytała szybko, wyjmując pistolecik i granat - To nie jej misja, tylko moja! Nie musiała tu przychodzić! Proszę, ruszcie się! Mam pistolet, mogę komuś dać. Kto bez broni niech wieje!

Zachciało się Ósemce akcji ratunkowych, to miała za swoje. Chciało się jej rechotać, ale powstrzymała się. Paczka trafiła na drugą stronę tęczy, został syf. jednak jeszcze oddychała. Nie tracąc czasu odpięła drugi granat, tym razem odłamkowy. Mierzyła tam gdzie poprzednio, żałując że nie może się wydrzeć do reszty aby spierdalała. Dostali szansę, ona była Parchem. Jeden dobry uczynek na sam koniec…

Szarpnięty żołnierz z pistoletem zatrzymał się.
- Kurwa! - krzyknął i zaczął biec z powrotem przyświecając sobie trzęsącym się światłem trzymanego pistoletu. - Dawaj, dawaj, dawaj! - krzyknął gdy dobiegał do wyjścia na korytarz przy którym po drugiej stronie Nash właśnie sięgała po kolejny granat. Vinogradova zatrzymała się by podać swój pistolet Karlowi który go chętnie przyjął. Sama Brown 0 zaczęła odczepiać z przywieszki granat zapalający. Ostatni z żołnierzy musiał się zatrzymać jeśli nie chciał kuśtykać po ciemku. Wciąż trzymał swój granat jak jakiś talizman. W tym czasie Black 8 posłała swój pojemniczek w głąb korytarza którym szarpnęła eksplozja wzmocniona echem wąskich, ciasnych przestrzeni. Ogień napalmu zafalował od tej eksplozji ale ta nie zdołała go ugasić. Niemniej wkrótce napalm powinien się wypalić samoistnie. Tym razem usłyszała znowu jakieś rozzłoszczone skrzeki i syki dobiegające zza ściany ognia ale efektu nie dało się ponadto oszacować.

Wracali… wracali?! Kurwa mać… Zoe przymknęła oczy, tłumiąc złość. Raz w całym życiu, no nie dadzą jej zrobić czegoś porządnie. Po cholerę zawracali? Mieli drogę wolną, bezpieczną. Przecież nie chodziło o nią, nie mogło chodzić!
Splunęła pod nogi i zaciskając zęby wybrała ostatnią puszkę napalmu. Rzucić, potem sprintem na drugą stronę. Raz się udało, co szkodziło powtórzyć manewr? Nie pozwoli nikomu się przekręcić, nie w swojej obronie. Bohaterzy się kurwa znaleźli.

Nash cisnęła kolejny granat. Ostatni zapalający poleciał w głąb korytarza. Podziemną budowla znów wstrząsnęła eksplozja.
- No dawaj! Na co czekasz?! - krzyknął ponaglająco ten żołnierz z pistoletem celując w głąb płonącego korytarza. W tym czasie Vinogradova zdołała zwolnić dłoń by chwycić w nią detektor. Grupka celów była w głębi korytarza najwyraźniej zablokowana przez granaty i ogień. Trzymali się z dala od niebezpiecznej strefy raczej poza zasięgiem zwykłego rzutu. Ale widziała dwa zbliżające się cele od strony z której właśnie uciekł. Prawie powtarzając schemat z poprzedniego razu. Ale tym razem Black 8 nie miała broni w rękach a cele były dwa. Karl i drugi z żołnierzy flankowali Brown 0. Karl celował pistoletem w korytarz z kolejką. Żołnierz z granatem trzymał się trochę za nim i za Mayą gotów pewnie rzucić granat w którymkolwiek z tych dwóch kierunków.

- Biegnij! - Brown 0 ponagliła drugiego Parcha, patrząc to na detektor, to na ogień - są za tobą!

Ogień płonął, moment jego wygaśnięcia odwlekł się odrobinę. Płomienie pożerały tlen, robiło się duszno. Razem z kobiecym krzykiem Ósemka wystartowała, gnając na złamanie karku do przodu. Czemu jej nie zostawili?!

Nash przebiegła obok żołnierza z pistoletem.
- O kurwa! - krzyknął żołnierz i prawie jednocześnie wystrzelił kilkukrotnie ze swojej broni po czym odwrócił się i pobiegł zaraz za plecami rudowłosego Parcha. Oboje minęli pozostałą trójkę. Karl odzyskał już chyba pełnię sił na ile to było możliwe w tych warunkach bo też zaczął strzelać z pistoletu do nadbiegających poczwar. Ostatni z żołnierzy widząc co się dzieję cisnął swój granat w biegnące po ścianie i suficie stwory. Widać, że krwawiły już z jakichś ran ale nie były one w stanie ich zatrzymać. Dopiero ciśnięty granat który na moment je pochłonął poszarpał obydwoma ciałami xenos. Ale choć chwiały się i jeden wyglądał jakby z trudem utrzymywał się na łapach to uparcie nie chciały jeszcze zdechnąć i dalej zmierzały by dorwać swoje ofiary.

Huk wystrzałów, wstrząs kolejnego wybuchu i dzwonienie w uszach. Ile jeszcze tunel wytrzyma zanim najzwyczajniej w świecie nie zawali się im na łeb? W ciągu ostatnich minut przetrzymał parę eksplozji… jednak wciąż trzymał się dzielnie. Tak samo jak przeciwnik. Nie chciały zdechnąć, dwie cholerne poczwary. Przebiegłszy linię wyznaczoną przez trepów i Vinogradovą, Nash obróciła się, łapiąc za karabin. Pełen magazynek dawał nadzieję. Znikomą, lecz lepsze to niż nic.

Widząc co się święci, Maya zrobiła pierwszą rzecz jaka jej przyszła na myśl. Padła płasko na ziemię, usuwając się z linii strzału. Jej broń trzymał jeden z kokoniarzy, granatu wolała nie używać. Widziała co potrafił w tak ciasnej przestrzeni. Przy jej pechu trafiłaby prędzej ludzi, niż bestie.
- Trzymaj! Ale nie zabij nas! - wyciągnęła puszkę do kolesia który przed chwilą pozbył się własnej bombki.

Żołnierz spojrzał przez ułamek sekundy na wyciągnięty w kobiecej dłoni granat. Jeśli wahał się to tylko przez uderzenie serca. Chwycił za metaliczny pojemnik i odbezpieczył. Karl strzelał rozpaczliwie mając nadzieję na to, że zdąży powalić choć jedną bestię nim ich dopadnie. Nash widziała całą trójkę odległą zaledwie o kilka kroków. Wciąż jednak nie widziała żadnego z potworów gdy unosiła karabin do ramienia. Żołnierz który był obok Black 8 też nerwowo wodził lufą po korytarzu ale nie strzelał mając przed sobą tylko trójkę ludzi i żadnego obcego na widoku. Sekundy i ułamki sekund zdawały się rozciągać w nieskończoność. Brown 0 widziała jak bestie chwiejąc się i słaniając zbliżają się, zamachują i już są tuż przy nich sycząc śliną, chlapiąc żółtozieloną krwią i biorąc już zamach na dwójkę z trójki ludzi. Jeden z xenosów obrał za cel żołnierza który wziął od niej granat a drugi właśnie ją! Wtedy jednak też obydwa stwory stały się wreszcie widoczne dla dwójki strzelców zaczajonych w głębi kilkumetrowego korytarza. Broń huknęła i pociski pomknęły prawie od razu trafiając w cel. Pistoleciarz odbryzgnął jakąś część z bestii która atakowała grenadiera. Karabin Nash rozłupał rury i ścianę tuż nad atakującymi bestiami. Pistolet Karla też błyskał wystrzałami trafiając w monstrum atakujące Brown 0. Pistolet jednak nie miał takiej siły obalającej by powalić takie monstrum po kilku trafieniach.

Vinogradova widziała kątem oka jak któryś z postrzałów wreszcie powala bestię jaką zamierzała się już na grenadiera. Został ostatni potwór! Ale ten ostatni właśnie uwziął się na nią! Karl skierował lufę jej pistoletu na ostatniego potwora ale wtedy nawet w walce dało się słychać suchy trzask. amunicja się skończyła!

- Kurwy lecą! Fire in the hole! - krzyknął na całe gardło grenadier i cisnął granat w głąb tunelu skąd właśnie przybiegli i oni i bestie. Maya słyszała jak z trzewi tunelu dobiega triumfalny ryk ścigającego ich stada. Zaraz tu będą! Nie jeden czy dwa, całe stado! Ale miała inne zmartwienia. Szpony! Ostatni z potworów sieknął ją w tym samym momencie gdy pistolet i karabin dwójki strzelców z paru kroków trafiły w monstrum. Pistolet odbryzgał coś z korpusu potwora ale seria z karabinu przeszyła go na wylot powalając na ścianę od której odbił się i opadł jak kawałek szmaty na ziemię.

- Spierdalamy! - wrzasnął Karl albo ten żołnierz biorąc za ramiona Brown 0 bez ceregieli szarpiąc ja na nogi. I wreszcie w tunelach ogień napalmu rozbłysnął ponownie. Ale tym razem za blisko! Fala ognia runęła błyskawicznie obejmując trójkę ludzi. Tylko Black 8 i żołnierz z pistoletem zdołali odbiec na tyle by fala ognia nie sięgnęła ich. Wiedzieli jak ze ściany ognia wybiegają wrzeszcząc trzy humanoidalne pochodnie. Wszystkie trzy przebiegły ostatnie kroki nim wpadły z “peronu” do toczącej się poniżej brei.

Szambo okazało się zbawienne, gasząc ludzkie pochodnie. Chwila na złapanie oddechu i dalej przed siebie. Dobrze, że ten przeklęty wagonik stał blisko. Ósemka nie marnując cennych sekund dopadła najbliższego topielca, pomagając mu stanąć na nogi. To samo zrobiła z kolejnym, gwiżdżąc i machając na dalszą część korytarza - tę wąską, gdzie i tak musieli iść gęsiego.

Cuchnąca breja w ustach, ból poparzonej skóry, chwilowo kojony przez zimno i wilgoć brudnej wody. Ktoś złapał Mayę za kark i postawił do pionu, potem pchał do przodu, a ona zataczała się, czując jak pali ją skóra, a krew wypływa z szarpanej rany na brzuchu. Przycisnęła do niej ramię i pochylona truchtała ciemnym tunelem. Co kilkanaście kroków przystawała, ale wtedy pchnięcie w plecy i krakanie za nią popędzało do przodu. Biegli, toczyli się, powłóczyli nogami. Widziała przed sobą zamazany kontur czyichś pleców, razem z kroplami brudnej wody zostawiała za sobą czerwony ślad. Ledwo żyła, nie widziała czy gęstniejący mrok przed oczami jest realny, czy problem leżał w niej. Potknęła się, ktoś znowu szarpnął ją za kark i pomógł wstać. Pięć metrów i poczuła się rzucona na coś twardego. Wózek! Ten od kolejki! Już raz złamała zabezpieczenia, nie wylogowała się! Została posadzona, potem przesunięta. Czyjeś nogi wylądowały na jej nogach. Było mało miejsca. Poprzednio ledwo się w Cindy i Denisem zmieścili we trójkę... samych kokoniarzy tylu było.

- Dawaj! - wrzask tuż przy uchu. Przy drugim kobiece warczenie. Szarpnięcie i pęd powietrza majtający włosami. Ruszyli. Jechali. Ukłucie w udo. Drugie. Trzecie. Ciemność się cofnęła, oddech wyrównał, a ból zelżał. Zawroty głowy pozostały. Szarpnięcie, nudności. Zatrzymali się! Jeszcze kawałek i... skrzek gdzieś z tyłu, za nimi! Bluzgi z trzech gardeł. Bieg, szorowanie ramionami i dłońmi po ścianach. Charczący oddech, pot na skroniach i smród. Potknięcie, ale nim upadła złapały ją dwie pary rąk - z przodu i z tyłu. Ustała, znowu biegła. Do światła! Plamy jasności w suficie!
Szczeble drabiny, pokryte zaschniętą krwią i lepkimi resztkami. Ktoś Brown 0 podsadził, ktoś inny przechwycił od góry. Mrok zmienił się w blask, odbierając na parę sekund wzrok. Oczy zapiekły, w zębach chrzęścił piach. Zgrzyt zamykanego włazu za plecami, twarda ziemia pod policzkiem. Sucha, ciepła. Upał... brzęczenie much i dyszenie dookoła, wydobywające z piersi czterech osób. Pięciu, łącznie z Mayą.

- Hollyard Karl - Między oddechy i muszą symfonię wdarł się beznamiętny, suchy głos syntezatora mowy. Vinogradova zamrugała, przetarła oczy i obróciła głowę. Zobaczyła jak rudy, pokrwawiony Parch kuca przed tym ostatnim wyciągniętym z kokonów żołnierzem, który siedział teraz pochylony też łapiąc z trudem oddech. Między nimi leżały medpak i ciężki rewolwer. Kobieta stukała jedną ręką w holoklawiaturę, a system Obroży przekładał literki na dźwięki. Drugą kończyła aplikować gościowi stimpaka. Pusta strzykawka poleciała gdzieś w trawę - Wyglądasz jak gówno. Ogarnij się. Umyj twarz. Mam wodę w manierce. Potem zadzwoń do Sary - na otwartej dłoni Nash błysnął srebrny prostokąt smartfona, złote oczy lekko się zmrużyły, bridna gębę przeciął cień uśmiechu - Martwi się.

Ostatnia z grupy Brown usiadła na piachu, przecierając twarz rękawem co niewiele pomogło, jako że obie powierzchnie były tak samo brudne.
- Tam na dole nie było jak... miło was poznać - zwróciła się do otaczających ją ludzi i wskazała na siebie, potem na drugą kobietę - Jestem Maya. Brown 0, a to Asbiel. Black 8. Moja grupa dostała zadanie żeby odnaleźć formację sojuszniczą i doprowadzić ją do Checkpointu. Niedaleko, niecałe pół kilometra stąd. Byłabym szybciej... ale nie daliśmy rady się przedrzeć. Przepraszam - posmutniała, wbijając wzrok w piach - Ósma jest z innej grupy, dostali inne zadanie... ale tylko ona się nie bała zejść i pomóc... dzięki - uśmiechnęła się do blado "czarnego" Parcha i popatrzyła po żołnierzach - Pozostali "brązowi" są KIA, ale sprzęt zamawialiśmy dla grupy. Leki też tam będą. Tutaj wszędzie te pokraki, bez wyposażenia daleko nikt z nas nie zajdzie. Przyda się wam porządna broń, na razie weźcie mój pistolet, podzielę się lekami. Wystarczy że śmierdzimy, nie musimy jeszcze krwawić niepotrzebnie - zażartowała, strząsając resztki szamba z rękawicy na piach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 11-03-2017, 21:28   #64
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Jedynka wreszcie weszła do salonu, jak rasowy kowboj. Rozejrzała się po wnętrzu i ostatecznie zwróciła wzrok tam, gdzie wskazywała Diaz. Nie wiedziała co powiedzieć. Chyba była na takie żarty już za stara.
Potrafi robić coś innego, oprócz drinków? — zapytała po chwili milczenia. — Zresztą, zabralibyście dupy w troki i pomogli przy szukaniu fantów, przelewaniu paliwa... Na drogę weźcie sobie po butelce, tylko nie schlejcie się.
Niestety poczuwała się w obowiązku być tą, która psuje imprezy. Parchatą kontrolą rodzicielską.

Por amor de Dios... luzuj pancerz, Margarita — Latynoska rozsiadła się wygodnie na barze, łapiąc za najbliższą flaszkę. Wyglądała w porządku, etykietka zawierała słowo Tequilla i tyle Diaz do szczęścia potrzebowała. Golnęła solidnie, potem drugi raz i dopiero wtedy podjęła paplaninę — Tamte zjeby bawią się w szambonurków, mamy czas. A on? — pokazała holo kciukiem i beknęła dla zdrowotności — Pewnie wkurwia, ale to w standardzie. Nic nie podpalałam, to nie trzeba się zwijać na biegu. Dawaj, rápidamente! Jebniem lufę i lecim z koksem, a robota nie kutas - dwa tygodnie postoi. Poza tym jak to tak, na trzeźwo robić? — rzuciła filozoficzne pytanie, przystawiając ponownie szklaną szyjkę do ust.

Z chuja spadłaś? Widziałaś, ile tego kurestwa kręci się po dżungli? Tylko czekać, jak przybiegną tutaj, goniąc za busem. Weźcie się do roboty.
Zawróciła ku wyjściu, ale szybko zatrzymała się i wróciła do barku. Wzięła jedną flaszkę i wyszła na zewnątrz uzupełnić - jej zdaniem - najważniejszy zasób, jaki było paliwo. Bus chyba palił dużo, więc zapasu trzeba było mieć proporcjonalnie... dużo.

Nie sraj ogniem bo ci gaci do checkpointa zabraknie — Black 2 nie wydawała się przejęta w najmniejszym stopniu. Dalej siedziała pieszcząc flaszkę i przelewając jej zawartość w bebech — Jesteśmy za płotem, będzie źle położymy po glebie zaporę i chuj. Nie musimy się szczypać. Poza tym mam swoje zasady. Na trzeźwo nie robię, to uwłacza mojej godności — prychnęła i przyłożyła rękę do urażonej piersi, kryjącej jeszcze bardziej urażone serce. Że też ktoś posądzał Diaz o takie herezje! Przekręciła głowę na Black 5 i mruknęła — Ciotka, weź tam flaszkę i zanieś Wujaszkowi. Tamten whiskacz wygląda legitnie. — szyjka butelki pokazała inną butelkę za barem.

“Margarita” jak ją ochrzciła Diaz wyszła z powrotem na zewnątrz lokalu. Nadal nic się nie zmieniło niż jak przed chwilą tędy przeszli wchodząc do środka. Pancerze wspomagane nie były projektowane z myślą o precyzyjnych operacjach jak choćby prowadzenie pojazdów. Ale za to kostki energetyczne zasilające pojazdy były na tyle duże i toporne, że Bradley nie miała trudności z wyrwaniem pokrywających silnik osłon i wydobyciem energetycznych zasobów pojazdów. Co prawda na raz pojazd zużywał jedno ogniwo ale właśnie zużywał i można było mieć kilka na zapas. Zdołała wydobyć cztery kostki z czterech pojazdów reszta wydawała się zbyt zniszczona by było sens je wyjmować.

W przewróconej policyjnej “pandzie” znalazła trupa. Widać jakiś aresztant bo wciąż miał ręce skute z tyłu jak policyjne protokoły nakazywały. Zalatywało od niego zgnilizną i kilkunastogodzinnym trupem oraz jakimś zwierzęcym odorem. Płeć trupa była nierozpoznawalna z powodu uszkodzeń ciała. Właściwie wyglądał jakby coś zeżarło go żywcem. Raczej sporo małych stworzeń niż jeden czy kilka większych drapieżników. Głowa przypominała bardziej obciągniętą krwawymi ochłapami czaszkę z resztkami włosów niż twarz. Zamarła w ostatnim agonalnym krzyku przez co szczęka była nienaturalnie szeroko rozwarta.

Pod sufitem była wieszak na strzelbę. Ją samą znalazła na obecnym dnie pojazdu czyli na drzwiach od kierowcy na jakich leżała maszyna. Wewnątrz było sporo krwawych rozbryzgów ale chyba głównie od trupa z tyłu i tego co go rozwlokło po całym tylnym siedzeniu przy okazji zachlapując wnętrze reszty pojazdu. Zauważyła, że radio pojazdu wciąż mryga światełkami więc musiał być sprawny. Kto wie, może dałoby się z kimś nawiązać kontakt po drugiej stronie. W bagażniku który nie miał szans oprzeć się pancernym łapom pancerza wspomaganego znalazła jakieś torby. W nich coś co wyglądało jak ulotki namawiające do otwarcia oczu i walki z systemem. Rozpoznawała standard używany przez “Dzieci Gai” i inne podobne ugrupowania terrorystów i sekciarzy.

Trójka wewnątrz baru rozgościła się na dobre. Black 7 wygodnie rozparł się na siedzeniu przed barem i zamówił piwo. Ale zimne. Gdy system spełnił jego zamówienie wydawał się być wniebowzięty. W końcu czekał na te zimne piwo od spotkania w sali narad na orbicie. Prawdziwe, zimne, piwo idealne na ten tropikalny skwar na zewnątrz. Chłodzące przyjemnie gardło i czoło gdy się je przystawiło do niego. Co prawda operator pancerza wspomaganego mógł sobie pozwolić na znacznie większy komfort w gestii klimatyzacji ale i tak co zimne piwo w prawdziwym klubie to jednak zimne piwo w prawdziwym klubie. I to za darmola! Chociaż z powodu blokady Kluczy Parchy i tak by nie mogły niczym, zapłacić ze swojego Klucza.

W tym czasie Diaz co nieco już przycisnął pęcherz. A była taka okazja! Opróżnić go w komfortowych warunkach prawdziwej, oświetlonej i klimatyzowanej cywilizacji a nie gdzieś w dżungli pod drzewkiem w krzaczkach. Znalezienie toalety nie było trudne. Była gdzieś w bocznej odnodze głównej sali na parterze. Black 2 przyciśnięta nadciśnieniem na pęcherz niezbyt miała ochotę zwiedzać i zwłóczyć w drodze do chwili samotności ale w drodze z powrotem już była nieco bardziej spostrzegawcza. Wychodząc z toalety spojrzało jej się na przeciwną stronę korytarza. Napis nad chyba wejściem był całkiem wymowny.


Gdy podeszła obadać sprawę nieco bliżej okazało się, że nie jest to wejście tylko zejście. Po schodach w dół. Długie schody wiodące na poziom niżej wyłożone ładnym, czerwonym dywanem. Schody były na tyle długie, więc i niskie, że pewnie poniższe pomieszczenie musiało być podobnie wysokie jak i parter. No może trochę niższe. Jednak dywan był też przyozdobiony czerwonymi i żółtawymi rozbryzgami oznaczającymi krwawe zmagania ludzi i xenosów. Podobnie w tej czerwieni wyraźnie złociły się wystrzelone łuski. Co parę schodków jakaś chyba była czy dwie. Nawet same zdechłe xenos ze dwa leżały na schodach i jeszcze trzeci na samym dole. Brzęczące przy nich muchy i smrodek zgnilizny wokół poprutych pociskami wnętrzności świadczył, że były już teraz zdecydowanie martwe.

Dziwki, wóda i lasery! Ostatnie dwa już mieli, brakowało pierwszego, lecz oto przed Diaz pojawiło się zejście prosto do podziemnego kręgu uciechy cielesnej… a tak przynajmniej głosił napis nad wejściem. Uradowała się niezmiernie, gdyż ostatnie miesiące nie obfitowały w podobne doznania. Ciężko się z kimś rypać, jak się siedzi samemu w celi.
Wuuuujaszku! — wydarła ryja przez korytarz, obracając go tam gdzie bar i Ortega. Poprawiła miotacz w łapach. Przypadkowo ustawiła odbiór Obroży na grupę niebieskich... i Padre — Wuuujaszku chooodź! Znalazłam zejście do kurwiej jamy! Może jest tam jeszcze coś żywego, co da się wyruchać! Albo zjarać… ale będzie wesoło! Rusz się!

Black05 już miała powiedzieć, co Black02 może sobie sama zrobić, odnośnie wspomnianej flaszki, jednak 07 już obsłużył się sam, poszła więc za jego przykładem, i napiła się zimniutkiego piwka. Odpaliła szluga, przez chwilę odprężyła się całkowicie, przymykając nawet oczy. Poczuła się jak dawniej, jak na wolności....
Meh — Skrzywiła się nagle, po czym przeskoczyła przez bar. Stojąc już za ladą, zaczęła przeszukiwać jej półki poniżej, szukając jakiś interesujących fantów. Lekko przy tym podrygiwała w takt brzmiącej muzyki, kręcąc przede wszystkim tyłkiem. Chyba miała imprezowy nastrój.
Jakby was zaczęło co ruchać, dajcie znać! — Odkrzyknęła, dając tym samym do zrozumienia, że nie wybiera się chwilowo do piwnic.
 
kinkubus jest offline  
Stary 12-03-2017, 05:14   #65
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 - Goście.

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; kanały przy zachodniej dolinie; 500 m do Checkpoint 2
Czas: dzień 1; g 31:40; 35 min + 60 min do Checkpoint 2 (Brown)


Miejsce: zach obrzeża krateru Max; sawanna przy zachodniej dolinie; 2500 m do Checkpoint 1
Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1 (Black)




Brown 0 i Black 8



Nerwy, strach, przyśpieszone oddechy, chlupot śmierdzącej brei pod butami, skrzeki i syki pogoni za plecami, promień światła z przebijający się przez otwarty właz, ostatnie nerwowe ruchy stłoczonych nagle ludzi przy zabłoconych i zakrwawionych szczeblach drabinki studzienki co raz bliższe chrobotanie i oddechy pogoni potworów, cienie przemykające się przez żółtozieloną plamę lighsticka, ostatnie buty śmignięta nad włazem i metaliczny trzask zamykanego włazu. Uderzeni czegoś ciężkiego od spodu. A potem chrobot i bliskie wściekłe syczenie wytłumione przez pokrywę studzienki. Brzmiało jak drapanie szponami po włazie od spodu. Ile mieli czasu? Przebiją się te poczwary przez ten właz? Może tak. A może nie. Ile im to zajmie jeśli tak? Znajdą jakieś inną drogę? A może przegoniły intruzów i nie będą ich ścigać? Tego ludzie wciąż ciężko łapiący oddech po ostatnich szaleńczym wyścigu o życie nie wiedzieli. Ale wiedzieli, że ten etap wygrali. Byli żywi i wolni! Wszyscy! Byli na powierzchni!


Pierwsze wrażeniem była powszechna ulga. Udało się! Wbrew wszystkiemu udało się! Wszyscy to odczuwali i okazywali choć każde na swój sposób. Latynoski żołnierz który pomógł Karlowi na sam koniec zatrzasnąć właz odskoczył od niego, że opadł na tyłek i odpełzła tak o jakieś dwa standardowe kroki patrząc w napięciu czy właz wytrzyma i dobywając swoją ostatnią broń jaką miał. Nóż. Wycelował nim we właz jakby bał się, że ten od razu nie wytrzyma naporu bestii. Ale wytrzymał. Chociaż na początku. Zmęczonym ruchem opadł więc do końca na plecy kładąc się na wygrzanym asfalcie i na chwilę zasłaniając twarz ramieniem jakby chronił ją od nadmiaru światła słonecznego.


Ten drugi żołnierz z pistoletem przykląkł i wycelował swój pistolet we właz podobnie jak kolega nóż. Gdy właz wciąż trzymał opadł dłońmi na czworaka nadal ciężko oddychając. Splunął na asfalt i podniósł się bardziej do pionu siadając na podwiniętych pod siebie nogach. Kręcił głową wciąż nie spuszczając wzroku z drapanego od wewnątrz włazu.


Karl wycelował pistolet choć chyba z nerwów bo magazynek skończył mu sie jeszcze przed eksplozją ostatniego granatu zapalającego tam w tunelach. Westchnął ciężko i z wyraźną ulgą wznosząc twarz ku niebu z dominującą kulą Yellow zasłaniającą sporą część nieboskłonu o wiele bardziej niż rodzima gwiazda systemu Relict. Przymknął oczy ciesząc się chwilą odzyskanej wolności i promieniami ciepła na twarzy.


Black 8 najbardziej zdawała sobie sprawę z faktu spokoju i ciszy jaki wokoło panował. Nie licząc skrobania pazurów po włazie. Byli sami. Reszta pewnie tego nie rejestrowała tak bardzo jak ona ale wiedziała, że gdy wieki temu z 10 minut temu schodziła w drugą stronę studzienki gdzieś tutaj gdzie teraz leżeli, siedzieli, klęczeli i stali ocaleńcy z tej wyprawy do kanałów stała jeszcze trójka Parchów w kolorze kodowej czerni. A teraz widziała ich jedynie na holomapie Obroży. Byli gdzieś w dżungli prawie już dotarli do tego klubu co byli umówieni z grupą “niebieskich”.


Sztuczny głos lektora z obroży przerwał milczenie. Chyba wszyscy spojżeli na złotookiego Parcha i jego gadającą Obrożę. - Jesteś Parchem. Obie jesteście. - odezwał się ten siedzący żołnierz jakby dopiero teraz, w świetle dnia i spokoju zauważył charakterystyczne Obroże na szyjach obydwu kobiet. Wydawał się być całkiem zdzwiony tym odkryciem. Jego zdziwienie jednak nie umywało się do reakcji Karla na słowa Black 8 i widok swoich rzeczy.


- Znasz Sarę? To mój holo. I Nova. - wydawał się być bardzo zdzwiwiony biorąc do ręki swój smartfon i rewolwer. Oglądał je przez chwilę jakby to były niesamowite rzadkie artefakty z innego świata. - O matko Sara! - w końcu nagle jakby przełamał się ze stuporu jakby dotarło do niego co oznacza jego holo we własnej dłoni. Zresztą akurat w tym momencie sprzęt ożył wibracjami dając znać, że przesłał jakąś wiadomość. Karl stracił panowanie nad sobą i błyskawicznie wcisnął przycisk i mały aparacik nagle wyświetlił komunikującą się osobę. Półprzezroczysty obraz blondynki ukazywał jakby złapano ją w kompletnym zaskoczeniu w połowie ruchu. Jak zwierzę w nocy złapane reflektorami pojazdu. Przez jakieś pół drgnienia przyśpieszonego rytmu serca dwoje ludzi patrzyło na siebie w osłupieniu i skrajnym niedowierzaniu. Zareagowali prawie jednocześnie.


- Karl! - krzyknęło holo blondynki z drugiej strony wykonując mało skoordynowany ruch jakby nie mogła się zdecydować czy bez sensu próbować złapać obraz holo jak żywego rozmówcę a sięgnięciem przyłożeniem dłoni do serca.


- Sara! - policjant był równie impulsywny i mało sensowny gdy wolną dłonią wciąż trzymającą rewolwer właściwie włożył w wyświetlany obraz jakby chciał dotknąć twarzy kobiety z drugiej strony. Obraz zareagował jak zwykle zakłóceniami w odbiorze więc cofnął dłoń by chociaż widzieć kobietę po drugiej stronie.


- Oh Karl ty żyjesz! Tak się bałam! Wróć Karl! Tylko o to cię proszę, wróć do mnie! - blondynce której chyba poza pierwszym momentem pierwszego totalnego zaskoczenia zbierało się na erupcję trzymanych dotąd na wodzy emocji i w końcu znalazła ujście. Rozryczała się i ciałem jej zaczęły targać spazmy płaczu.


- Nie bój się wrócę. Wrócę do ciebie! Nic mi nie jest! Naprawdę! - policjant zaczął mówić spokojniej niż kobieta i nie rozpłakał się. Ale głosem i twarzą też szarpały skrajne emocje i w oczach coś mu się szkliło. Dłonią z rewolwerem wykonywał ruchy jakby chciał uspokoić albo pogłaskać czy chociaż dotknąć kobietę po drugiej stronie ale przez holo nie było to możliwe. Zaczął iść po asfalcie rozmawiając chwilę z blondynką po drugiej stronie więc nie słychać już było tak wyraźnie o czym rozmawiali ale kłębiącą się od emocji mimikę twarzy i mowę ciała, barwę głosu było widać i u niego gdy widzieli go całego z bliska i u niej mimo, że widać było niewiele więcej niż popiersie i gestykulujące gwałtownie dłonie.


- No cześć dziewczyny. Jestem Johan. Dzięki za pomoc. Przykro mi z powodu waszych kolegów. Ja pierdolę… - siedzący na asfalcie żołnierz z pistoletem odezwał się gdy Karl i jego rozmowa przestała przykuwać jego uwagę. Na koniec pokręcił głową przenosząc twarz z jednej, na drugą z kobiet i w końcu na właz który nagle zrobił się jakiś cichy.


- A ja jestem Elenio. Z Armii. A on jest marynarz. - latynoski żołnierz podniósł się opierając się dłońmi o gorący asfalt ale nadal siedział na nim tyłkiem. Wskazał leniwym ruchem głowy na siedzącego żołnierza. Teraz w świetle dnia pod warstwą brudu ich mundury i pancerze wydawały się bardzo podobne i oznaczenia były z trudem czytelne. Jednak gdy to powiedział i wiedziało się już czego szukać to faktycznie nosił na sobie umundurowanie Armii a Johan marines Floty. - Zabiłbym za prysznic teraz. - powiedział smętnie patrząc na swój żałosny wygląd.


- Widzę, że chłopaki przyłożyli się do roboty. - powiedział marine rozglądając się po pobojowisku. - Ja pierdolę. Już myślałem, że nas friendly fire rozwali jak zaczęli. - pokręcił głową widząc krajobraz księżycowego zniszczenia. Zaczął podnosić się do pionu. Zadarł głowę do góry obserwując ruch na nieboskłonie. Black 8 zorientowała się, że oprócz krążącego na niebie drona “trójki” znalazł się jakiś inny.


http://www.unmannedsystemstechnology...1617069630.jpg



- Ja myślałem, że po nas jak nas na dole gnidy dorwały. - westchnął Elenio też wstając na własne nogi. Spojrzał na gliniarza który zaczynał wracać o nich przez co znów stawał się zrozumiały.


- Słuchaj Saro muszę już kończyć. Muszę jeszcze zadzwonić do Svena. A widzę, że bateria zdycha. Więc jeśli bym nie odpowiadał to bateria pewnie mi zdechła. Rozumiesz Saro? Nic mi nie będzie. Po prostu bateria się rozładowała bo nie miałem kiedy podładować od wczoraj. - usłyszeli wyraźniej o czym rozmawiają gdy Karl zrobił nawrót i znów zaczął się do nich zbliżać. Teraz brzmiał już poważniej i bardziej panował nad swoją twarzą i głosem. Wyglądało jakby zawczasu chciał przygotować i uspokoić Sarę na milczenie ze swojej strony i uspokoić jej niepokój na ile to możliwe.


- Dobrze Karl, rozumiem. Poczekam tu na ciebie. Poczekam na was wszystkich. Przygotuję wszystko. Tylko wróć Karl. Kocham cię Karl. - dziewczyna o blond włosach znów wydawała się być bliska płaczu ale tym razem wydawała się też bardziej panować nad sobą niż przed chwilą.


- Wiem Saro. Wiem i czuję to. Czuję to cały czas jak tu jestem. Nie bój się będzie dobrze. I też cię kocham Saro. Muszę kończyć. Bateria zaraz padnie. - policjant też wydawał się być bardziej opanowany, zdecydowany i silniejszy niż przed chwilą w chwili słabości. Rozłączył się w końcu z połączenia i szybko wybrał następny numer. W ruchach widać było zniecierpliwienie i pośpiech.


- O kurwa Karl?! Żyjesz! Ja pierdolę człowieku myśleliśmy, że wszystkich was dorwały! Ale wiedziałem, że jakby się komuś miało udać to tobie! Jesteś cały? Komuś jeszcze się udało? - połączenie nagle zabłysło twarzą znajomego już Black 8 Svena. Twarz była zmęczona, brudna i spocona o mokrych krótkich włosach ale na widok rozmówcy po pierwszym szoku niedowierzania wystrzelił z siebie serię błyskawicznych pytań.


- Jest ze mną Mahler i Patino. I dwie dziewczyny z Parchów. Słuchaj bo mi zaraz bateria zdechnie. Możecie nas ewakuować? Jesteśmy przy Z445. Słabo z bronią i ammo. Mamy dwie poważniejsze lufy i trochę granatów na piątkę. - Karl mówił szybko zerkając na wskaźnik naładowania baterii i na twarz kumpla po drugiej stronie. Słowa gliniarza szybko wytłumiły radość drugiego gliniarza bo twarz mu spoważniała.


- No będzie ciężko Karl. Nie mamy nikogo w tamtym rejonie. Wy byliście w osłonie jak was zdjęło kurwy rozsypały się po okolicy. Są już w mieście. Wycofujemy się ze wschodnich rejonów. - Karl słysząc wieści przymknął na chwilę oczy i otarł brudne czoło z potu i śmierdzącej, ciemnej mazi szybko zasychającej w tych tropikach. Sven też nie miał radosnej miny informując kumpla o sytuacji. - Poczekaj, skoczę do sztabu! Nie rozłączaj się! Wszyscy z zachodniej blokady jesteście MIA! - krzyknął nagle Sven i obraz zaczął migotać jakby drugi gliniarz zerwał się do biegu. Głos też mu drgał jak zawsze gdy ktoś próbował rozmawiać podczas biegu.


- Sven, zabierz Sarę! Zabierz ją do siebie! Słyszysz?! Ona jest u nas w domu zabierz ją stamtąd! Zrobisz to dla mnie Sven!? - Karl też zaczął krzyczeć gdy chciał być usłyszany przez biegnącego człowieka po drugiej stronie.


- Spróbuję! Ale tu też jest chujnia z grzybnią! - krzyknął w odpowiedzi biegnący gliniarz. - Mam człowieka! Mam kontakt! Mam kontakt z zachodniej blokady! Mam żywego! - darł się po drugiej stronie drugi gliniarz najwyraźniej do kogoś kogo już widział. - Właśnie z nim rozmawiam! Potrzebują ewakuacji! Musimy… - i w tym momencie kontakt się urwał gdy trzymane holo zamarło pozbawione energii. Zarówno policjant jak i pozostali żołnierze wpatrywali się jeszcze chwilę w martwe już urządzenie w zabrudzonej dłoni mężczyzny jakby właśnie zgasła w nich jakaś cząstka nadziei na wykaraskanie się z sytuacji.


Wszyscy już stali zgrupowani w jednej grupce. Słabo stali z bronią. Black 8 reprezentowała najpoważniejszą siłę ognia, ze swoim karabinem ale słabo stała z amunicją. Podziemna walka osuszyła jej zapasy. Został jej mag wpięty w broń i jeden w zapasie. Nóż, pistolet i trochę różnych granatów. Brown 0 po użyczeniu Karlowi swojego pistoletu który też został bez naboi po walce w kanałach miała w rezerwie już tylko jeden mag by go ponownie uzupełnić. Oraz swój automat kilka magów do niego i dwa granaty zapalające. Trójka mężczyzn miała łącznie jeden lekki pistolet Vinogradovej i ciężki rewolwer Karla i w tej chwili obydwa były puste. Były też dwa drony nad ich głowami. Brown 0 wiedziała, że powinna dać radę podpiąć się pod nie ale musiałaby mieć panel sterowniczy operatora lub podobny bo samym patrzeniem nic zdziałać nie mogła.


Niewesoła była też sprawa z medykamentami jakich właściwie wszyscy potrzebowali. Mundurowi użyli resztki swoich zapasów jakie jeszcze mieli przy sobie. Ogólnie najlepiej pod względem zachowania siły wyszła chyba Nash która wydawała się tylko draśnięta. Nieźle też wyszli z potyczki Karl i Johan. Najgorzej prezentowali się Maya i Elenio. Czas uciekał. Brown 0 zostało z pół godziny czasu by dotrzeć do Checkpoint 2 z chociaż jednym ze stojących obok niej mężczyzn. Co więcej Checkpoint wydawał się w tej chwili najpewniejszym adresem do zdobycia ekwipunku. Był na odległość bliżej niż widoczna nadal blokada choć położony był w dżungli więc nie był widoczny bezpośrednio. Tak samo jak to co się w niej kryje. No jeszcze była godzina rezerwy dla spóźnialskich gdzie już liczono czas do następnego Checkpoint ale jeszcze była rezerwa by dotrzeć spóźnionym do wskazanego punktu. Parchy na swoich obrożach widziały pozycję pozostałych Parchów. Grupka czerwonych była oddalona od nich o jakieś 300 - 400 m w dżungli i prawie już podchodziła pod okolicę klubu. Pozostali z grupki niebieskich świecili znacznikami w samym klubie o jakieś pół kilometra od nich. Do Checkpoint 2 Brown miała jakieś pół kilometra choć bardziej na północny wschód niż wschód jak do lokalu zajętym przez resztę grupki Black. Można było iść po drodze co powinno być szybsze niż na przełaj przez dżunglę choć trasa była nieco dłuższa.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Haven; 2250 m do Checkpoint 1
Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1




Black 1, 2, 5, 7 (niebiescy)




Black 7 wydawał się jednak bardziej zaciekawiony “czymś do wyruchania ewentualnie spalenia” niż zimnym piwem. Wydawał się też zaciekawiony kręcącym się ponętnie tyłeczkiem w pancerzu z różowiutkim elementami też chyba właśnie tak pod podobnym kątem ale ostatecznie wybrał bramkę z penetracją kurwich dziur w zaproszeniu. Zabrał jednak ze sobą zimne szkło dopijając je po drodze. Bradley widziała przez okna jak sylwetka drugiego operatora ciężkiego pancerza wspomaganego unosi się z siedzenia i rusza w podobnym kierunku co przed chwilą Diaz. Po chwili zniknął jej z oczu unosząc do ust coraz bardziej pustą szklankę ale widziała jeszcze i jego i dwójkę na holomapie.


Bradley słyszała nadchodzący pancerz wspomagany zanim go zauważyła wyłaniającego się zza rogu korytarza. Dyskrecja i skrytość bowiem nie leżała do mocnych stron pancerzy wspomaganych. Zwalista sylwetka biomechanicznych, opancerzonych mięśni kroczyła nieśpiesznie przez korytarz popijając piwo ze szklanki. - Ooo… Z nią bym chętnie zagrał. Albo o nią. - uśmiechnął się z zadowoleniem Ortega widząc efektowną i jakże zachęcającą reklamę. Cisnął pustą szklankę i ta rozbryzgnęła się efektownie o ścianę zostawiając mokry ślad. Black 7 popatrzył w dół schodów. - Tam może być ciasno. Mam nadzieję. - powiedział po chwili zastanowienia zezując nieco wyżej na wizerunek kobiety prezentującej swoje wdzięki w tak zachęcający sposób i znów patrząc w dół schodów. Schował karabin maszynowy do przywieszki a sam zdjął z niej tarczę i miecz.


Ruszył człapiąc pancerbutami po schodach wypełniając swoją zwalistą sylwetką większość przejścia. Zeszli we dwójkę na sam dół przy czym Black 7 nie omieszkał pewnie celowo stąpnąć na łeb pomniejszego xenosa rozgniatając go. Na dole okazało się wcale nie tak ciasno. Plamy światła i ciemności przetykały się nawzajem. Tam gdzie było światło było najczęściej o ciepłych stonowanych barwach z chyba firmową czerwienią z licznymi wstawkami czerni jako dominującą barwą co jasno kontrastowało z błękitem i bielą o poziom wyżej. Tam gdzie jednak światło nie dochodziło dominował mrok i tu już użyteczne było oświetlenie taktyczne zamontowane na broni albo noktowizory.


Stali przez chwilę przy zejściu ze schodów wodząc wzrokiem, mieczem i lufami po otoczeniu. Ale panował bezruch. A ktoś czy coś o ile nie był głuchy powinien usłyszeć jak nie odgłos rozbijanej przed chwilą szklanki to schodzący po schodach pancerz wspomagany. Chociaż może i nie? Tu też nadal grała muzyka choć inna niż piętro wyżej. To co widzieli przed sobą przypominało kasyno pełne automatów, stołów do gry zasnutych zielonym suknem i pokratkowanymi numerami, ruletki i chyba większość najpopularniejszych gier jakie można było znaleźć w szanującym się lokalu tego typu.


Ruszyli we dwójkę przez ten czerwony poziom. Znów nigdzie nie widać było ciał ludzi ani żywych ani umarłych. Ale ślady walki były zauważalne. Przewrócone stoły, połamane krzesła, marynarka zawieszona wciąż na oparciu krzesła, torebka postawiona obok rozłożonych sztonów na stole, butelki, popielniczki, szklanki chrzęszczące pod butami Parchów tak samo jak łuski. Nawet jakąś broń znaleźli leżącą w czerwonej już zaschniętej kałuży a potem kolejną. Krew ta czerwona i ta żółtawa, truchła xenos, porzucone szklanki ze stojącą lub wylaną zawartością, zwabiły już trochę much i podobnych padlinożerców ale nadal było ich skromnie w porównaniu do ukropu na zewnątrz.


Usłyszeli jednak coś. Nie byli pewni co. Dźwięk jakiś. Gdzieś tam z głębi pomieszczenia. Jakby coś trzasnęło, pękło albo upadło. Zlokalizowali drzwi z oznaczeniem loży dla VIPów.


- Nic nie słychać przez ten łomot. - mruknął Black 7 na kanale niebieskich wpatrzony w podejrzane drzwi. Muzyka waliła z głośników które ocalały więc brzmiała rejonami skupionymi wokół nich. Co prawda ciszej niż na górnym i głównym pokładzie do tanecznych zabaw ale jednak nadal w zauważalnym stopniu maskowała ciche dźwięki. Minęli drzwi i za nimi ukazał się korytarz. Nawet dość długi gdzieś na pół tuzina drzwi z każdej strony. W samym korytarzu mało które światło działało a jak działało to o barwie wytłumionych pomarańczy więc z założenia pewnie miała tu panować przydymiona i erotyczna atmosfera. Drzwi prezentowały różny poziom otwarcia od całkowicie zamkniętych, poprzez różnej proporcji przymkniętych aż po rozwalone na oścież. Jedne były nawet wyrwane i leżały na korytarzu. Dywan był zasnuty porzuconymi ubraniami, zgubionymi pantoflami, nawet była porzucona taca z przewróconymi już pustymi szklankami i wysypanymi orzeszkami.


Plamy światła dawały jednak pokoje w których paliło się światło więc gdy drzwi były otwarte rozświetlały korytarz chociaż kawałek. Gdy je mijali widać było wszelakie kanapy gdzie goście siedzieli na nich a dziewczyny tańczyły dla nich kusząc ich oczy swoimi wdziękami a przy zgodzie chęci, interesów i zasobności Klucza pewnie nie tylko oczy i wyobraźnia klientów były zaspokajane. Minęli chyba pospiesznie opuszczone jacuzzi z wciąż zapraszająco bąblującą wodą, pokoje z charakterystycznymi łóżkami do masażu.


https://revenantpublications.files.w...0/dsc00125.jpg



W nozdrza Diaz uderzał zapach rozlanych kosmetyków, olejków eterycznych krwi i strachu. Te dwa ostatnie były wyczuwalne gdzieś na pograniczu świadomości wspomagane głównie zmysłem wzroku rejestrującym ślady zniszczeń. Przestrzeliny, zakrwawione ubrania i takie oznaczają poważny krwotok i takie powierzchowne. Ślady ludzkich dłoni na drzwiach i ścianach odciśnięte w jakimś brudzie, krwi ale i szponiaste chlasięca nieludzkich łap. Znów trzask. Koniec korytarza i kolejne drzwi. Muzyka została za drzwiami teraz już zdawała się być znacznie przytłumiona. Otwarli kolejne drzwi. Poczekalnia z wygodnymi kanapami. Wyjścia do różnych pokoi. Znów większość otwarta. Dyskretne ciemno czerwone światło. Wystrój pokoi tutaj już jawnie był przeznaczony do penetrowania przelotnych znajomości w różnorakich wariantach długotwałości, liczebności, fantazji i gadżeciarstwa. Tu też dominował chaos pospiesznej ewakuacji i pobojowiska. W jednym z pokoi rzucały się w oczy zakrwawione dyby. Z ich strony wciąż wystawały z nich kurczowo zaciśnięte pięści. Ale ramiona zwisały zakrwawionymi kikutami z drugiej strony wciąż leniwie ściekając na olbrzymią plamę krwi i ludzkich resztek na podłodze.


Znów usłyszeli ten dźwięk. Teraz brzmiało jak popiskiwanie, chroboty, trzaski i stukania. I oddech. Jakieś zduszone sapanie. Diaz i Ortega ostrożnie wychylili się zza kolejnych drzwi. Większe pomieszczenie. Skryte prawie całkowicie w mroku. I jakieś dźwięki. Ruch! Na końcu! Przy samej ziemi. Schody na dół. I napis nad nimi: DO SCHRONU, ze strzałką w dół. Tam już nie było widać co jest ale brzmiało jakby coś tam na tych schodach było. Brakowało im z dwudziestu czy trzydziestu kroków do tych schodów. Na tym pustym pomieszczeniu znaleźli też ciała. Kilka xenos. Martwych. Ale też i ludzkich. Ludzkie kończyny. Ciała które były tak rozbebeszone jakby stanowiły czyjś masakratyczny posiłek. Zaledwie o kilka kroków od ich butów leżała głowa jakiejś dziewczyny. Włosy, kręgosłup, żyły i smugi krwi ciągnęły się z jej szyi poszarpanymi ochłapami. Tutaj dominującą wonią była woń krwi, śmierci i rozkładu.


Coś tam chrobotało na tych schodach do Schronu. Ale też wyłapali jakiś inny dźwięk. Siorbanie? Chlipanie? Brzmiał zdumiewająco ludzko. Diaz i Ortega spojrzeli na siebie znacząco ale widocznie oboje to usłyszeli. Rozejrzeli się po mrocznym pomieszczeniu. I wtedy ją zobaczyli. Wśród tych wszystkich ciał, martwoty i ciszy, w chaosie śmierci, rzezi i zniszczenia spojrzały na nich pełne przerażenia ale żywe ludzkie oczy. Żywa! Oczy miała mokre i zeszpecone rozmazanym makijażem spływającym po policzkach. Knebel w ustach uniemożliwiał jej artykułowaną mowę. Do tego była chyba jakoś przykuta do w małym basenie i trzęsła się z zimna cała. Dotąd chyba udawało jej się jakoś pozostać nie wykrytą ale gdy spostrzegła, że nawiązała kontakt wzrokowy z innymi ludźmi nie wytrzymała. Zawyła rozpaczliwie na ile pozwalał jej knebel. Szarpnęła swoimi więzami rozchlapując wodę ale nie dała rady uwolnić się z niewoli. Jej reakcja wywołała prawie od razu kolejną. Chrobot pazurów po podłodze. Coś trzasnęło rozbijając jakby drzwi i zbliżając się błyskawicznie. Naga, spętana ofiara wierzgnęła rozpaczliwie ciałem i głową gdzieś w bok w stronę skąd dochodziły dźwięki czegoś co wreszcie ją namierzyło. Ze schodów nadal dochodziły te trzaski i pocharkiwania jakby nic sie nie zmieniło w otoczeniu. Diaz widziała, że na jej firmowy miotacz to lala nie ma szans nie oberwać. Za mało tam miejsca było by mieć pewność, że nie oberwie.


Black 5 została sama w barze odkąd siódemka poszedł z dwójką na zwiedzanie klubu o poziom niżej. Słyszała jak operator pancerza wspomaganego marudzi na głośną muzykę na dole. Właściwie to miała do dyspozycji pilota. Dla kogoś kto umiał operować panelami i pilotami o wiele bardziej skomplikowanych maszyn latających opanowanie systemu nie było specjalnie trudne. Jakby jej się chciało pewnie mogłaby pobawić się światłem, muzyką czy hologramami. Właściwie to ciekawe skąd tu nadal było światło przy takich zniszczeniach dookoła.


Bradley przeszperała co się dało w okolicy lokalu. Widziała, że coś dwójka i siódemka nadal przemieszczają się na dole zwiedzając pomieszczenia o poziom niżej. Za to na wyświetlaczu widziała też, że zbliża się większość grupy czerwonych. Szli dżunglą więc mimo, że dzieliło ich trochę ponad sto metrów od siebie jeszcze nie było ich widać. Ale pewnie niedługo tu dojdą. Właściwie ten night club był całkiem spory. Na tyle, że były szanse, że posiada ambulatorium lub podobny punkt doraźnej a dyskretnej pomocy klientom którzy przekroczyli swój limit a ambulanse przed lokalem źle się ludziom kojarzyły i psuły renomę klubu. Choć trzeba by znaleźć. Chyba, że chciała być pierwszą witającą Graeffa, Mathiasa i Zcivickiego.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; 2250 m do Checkpoint 1
Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1




Black 4, 6, 0 (czerwoni)



Trójka czerwonych nie czekała aż podejrzane latadełko się do nich zbliży na odległość dokładniejszego rozpoznania czy strzału. Przebiegli prędko otwartą przestrzeń kryjąc się w dżungli. Tam mogli odsapnąć i poczuć się w miarę bezpiecznie. Przed wykryciem z góry. Choć teraz znaleźli się w terenie którego od początku Black 0 radził unikać. Teren był gęsty i sprzyjał ukrywaniu się a nie wykrywaniu. Odległość ograniczała się do kilkunastu, czasem kilkudziesięciu metrów ale to najczęściej w pionie i na wyższych partiach lasu. Im niżej tym było gęściej i momentami widoczność sięgała kilku kroków albo była taka gęstwa, że było widać tyle ile sięgnęło ramię odgarnąć ten gąszcz. Szli w napięciu oczekując zasadzki na każdym kroku. Strach było myśleć jak by znaleźć w tej gęstwie taka biominę jakie niedawno mijali na zdemolowanej sawannie.


https://images2.alphacoders.com/252/252842.jpg


Pod baldachimiem wiecznie zielonej dżungli panował półmrok z rzadka przecinany promieniami słońca i najczęściej takie plamy światła nie docierały na półzgniłą ściółkę najniższej partii lasu jakim maszerowali. Pokonywali jednak kolejne metry, dziesiątki i setki metrów. Oddalali się stopniowo od wejścia do kanału do jakiego weszła Black 8. I coraz bardziej zbliżali się do lokalu gdzie nadal przebywali niebiescy. Zostało im jakieś półtorej setki metrów do night club z czego ostatnie pół setki powinna być już łatwizna po otwartym terenie. Tak wynikało z holomapy. Wiedzieli, że znacznik oznaczającą Black 8, Brown 0 i trzy znaczniki celów wydostały się w końcu z kanałów. Wskaźniki Brown 0 szalały świadcząc, że balansuje na granicy życia i śmierci. Black 8 też oberwała ale widocznie była w lepszym stanie. Po chwili wykresy zaczęły się uspokajać gdy pewnie sytuacja się tam uspokoiła i lecznicza biochemia poszła w ruch. Trójka czerwonych była już prawie o 300 - 350 przed nimi. Nie widzieli ich bezpośrednio tak samo jak budynku lokalu zajętego przez niebieskich ani nawet skraju dżungli. A ten powinien być wedle mapy już jakieś 100 m przed nimi. Na razie jednak nic go nie zwiastowało.


Za to zwiastowało co innego. Ruch. Szmery. Idący na czele Black 4 dał znak pozostałej dwójce. Po chwili zorientowali się co jest grane. Człowiek. Żywy. Jakiś starszawy grubcio o tatuśkowatym wyglądzie jakiegoś księgowego. W optyce wzmacniającej wzrok częstej jednak u naukowców. W brudnym od otaczającej zieleni i podartym garniturze. Rozglądał sie trwożliwie. I co prawda często rozglądał się dookoła ale jeszcze częściej chyba szukał czegoś w gęstwinie. Odgarniał trawy, zaglądał w krzaki, między korzenie i w ogóle wyglądało jakby coś zgubił. Żadnej widocznej broni nie posiadał. Sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego i zdezorientowanego. No i szukającego czegoś mimo to. Starszy mężczyzna miał swoje zajęcie i jeszcze pewnie nie zauważył trójki obserwatorów ukrytych w zaroślach mimo, że dzieliło ich z kilkanaście metrów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-03-2017, 11:47   #66
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Słońce wydawało się Brown 0 wyjątkowo jaskrawe i ciepłe. Przyjemnie grzało, zalewając ziemię jasnym blaskiem tak innym od lepkiego mroku kanałów. Właz wytrzymał, dobijanie od dołu się urwało. Zapanował względny spokój i wreszcie dało się w pełni zrozumieć co właśnie zaszło. Przeżyła, mało tego. Na powierzchnię wydostał się nie jeden, a cały komplet znaczników z radaru. I dwa Parchy. Maya przyglądała się scenie przekazania telefonu i tej późniejszej. Chyba Asbiel znalazła tego kogo szukała, nie trzeba było otwierać ponownie studzienki żeby dobrać się do panelu… przynajmniej taką informatyczka żywiła nadzieję.
- Tak, jesteśmy Parchami. Co się tak dziwisz? - uśmiechnęła się lekko do żołnierza, który zadał pytanie nim wśród nich pojawiła się blondynka o imieniu Sara, choć tylko jako hologram. W tym czasie Black 8 bez słowa wstała i odeszła od nich, przystając na poboczu i wypisując coś na klawiaturze Obroży.

- Noo… Nie wiem… Nie spodziewałem się po prostu. Chyba nikogo już. - żołnierz zawahał się patrząc gdzieś na rozgrzany asfalt między nimi jakby odpowiedź Parcha zaskoczyła go tak samo jak to, że dwójka kobiet jest właśnie Parchami.

- To jest nas dwoje - mruknęła jakoś melancholijnie, na chwilę przenosząc spojrzenie na plecy Ósmej. Drgnęła i rozpogodziła się - Przejdziecie się ze mną? Bez tego… wybuchnie mi głowa, a lubię ją… trochę się przywiązałam przez te wszystkie lata - wysiliła się na coś co miało być dowcipem i sięgnęła po manierkę - Chcecie wody? Co to były za kokony? Nigdy… pierwszy raz widziałam te stwory z bliska, nie znam się.

- Jasne. Szkoda by było wysadzać taką ładną główkę. - uśmiechnął się marine patrząc na czarnowłosą kobietę. Choć obecnie kolor włosów widać było gdzieniegdzie a całoś była pozlepianą cuchnącym błotem strąkami. Zresztą pozostała czwórka wyglądała podobnie.

- Nie wiem co to kurwa było. Pamiętam jak nas dorwały. Jak mnie ciągnęły. Bo uciekaliśmy. Były wszędzie. Nasi położyli ogień na nasze pozycję. A tam odkryty teren nie było jak się schować ani gdzie. Więc wskoczyliśmy do kanału. Ale nie mogliśmy zamknąć bo zdmuchnęło gdzieś właz. I wlazły za nami. Potem nas dorwały. Pamiętam jak mnie oblepiały czy topiły czymś czy gdzieś. Nie wiem co i jak bo ciemno było. Dusiłem się bez końca. Myślałem, że to koniec. Pewnie straciłem przytomność. No a potem obudziłem się przy was na podłodze. - Elenio odpowiedział raczej smętnym i ponurym głosem a Johan kiwał zgodnie głową na znak, że ma pewnie zbliżony obraz wspomnień. Obaj na chwilę zamilkli po czym Latynos westchnął.
- Zabiłbym za prysznic. - dodał weselszym nieco tonem jakby chciał zmienić temat rozmowy.

- Prysznic… albo wannę z hydromasażem i nowe ciuchy. Skoro jest tu bar w okoli to chociaż zimne piwo i coś do jedzenia się powinno dać znaleźć. Od pół roku nie marzę o niczym innym… tylko o cheesburgerze z frytkami i dużą colą - Maya chętnie podjęła podrzucony wątek byle już nie wracać pamięcią do podziemi. - Takim prawdziwym, z mięsa. Nie te liofilizowane paćki z tubek. Pewnie nie powinnam mówić, że zabiłabym za cheesburggera, bo to dziwnie odbierzecie - parsknęła i rozłożyła przepraszająco ręce. Z Obrożą na szyi podobne żarty mogły zostać odebrane dosłownie - Więc tak… bardzo chętnie zjem coś innego niż papka z tubki. Bo na pójście do kina nie ma co liczyć… albo na koncert… albo... - teraz ona spochmurniała, wbijając wzrok w swoje buty. - Przynajmniej widać słońce i można porozmawiać - westchnęła.

- Haven jest niedaleko. Jak obrobimy się to tam można by podejść. Na pewno mają jakieś żarcie i prysznic i pianę i jacuzzi i wódzię i jeszcze dziwki do tego. - uśmiechnął się rozmarzony marine patrząc gdzieś na drogę w stronę centralnych rejonów krateru.

- Mam nadzieję, że Haven jeszcze stoi. Sam widzisz jak tu wszystko wygląda. - żołnierz z Armii powiódł dokoła spojrzeniem po przemielonym przez ciężką artylerię lejowisku usłanym gnijącymi truchłami obcych. Marine skrzywił się nieprzyjemnie jakby ta myśl była mu niezwykle niemiła ale jednak też się z nią liczył.

- Może nawet jak Haven szlag by trafił to chociaż Hell zostało. - Johan chyba nie chciał się pogodzić z myślą o całkowitym fiasku swojego pomysłu więc próbował znaleźć jakąkolwiek alternatywę.

- Haven? Hell? To tam są dwa bary? - Brown 0 uniosła pytająco brwi, zerkając na mapie. Jak wół stał tam jeden budynek i nic poza nim.

Gdzieś z boku doleciało charczące krakanie, gdy Ósemka nawijała coś pod nosem, lecz ludzkiej mowy to nie przypominało. Rozkaszlała się w końcu i zrobiła te parę kroków do pozostałych.
- Pod barem mają busa. Piątka powinna podjechać. Będzie szybciej. I bezpieczniej niż na nogach - syntezator nadawał swoje, a ona klepała w holoklawiaturę, zezując na mapę przed twarzą - Odpocznijcie. Nie rozłaźcie się. Obok jest pole minowe. Tam zdechł Trójka. Jego dron - pokazała paluchem na maszynkę wiszącą na niebie - Ogarnę panel o ile nie trafił go szlag. Jak ktoś potrzebuje niech da w żyłę. - chciała chyba napisać coś jeszcze, ale kawał metalu wokół jej szyi brzęknął, wyświetlając jakieś informacje. Nash zagryzła wargę i zastukała zawzięcie, choć tym razem panowała cisza. Odczekała chwilę, przeczytała następną wiadomość, by w końcu odetchnąć z wyczuwalną ulgą.
- Jedynka też podleci. Mają leki - dopowiedziała syntezatorem i znów się oddaliła, wracając do niemej pisaniny.

- A broń? Mają jakąś? Ale zajebiście jakby ktoś tu podjechał. - zapytał i dodał latynoski żołnierz o pokrytej brudem i błotem twarzy. Jego zęby i oczy wydawały się nadawać dziwny kontrast swoją bielą w porównaniu z tym ciemnym owalem twarzy.

- Haven i Hell to jeden lokal właściwie. Na górze jest Haven a pod nim Hell. - wyjaśnił Brown 0 Johan próbując wytrzeć choć trochę dłonie o rozgrzany asfalt. Dłonie zostawiały brunatne, błotniste smugi na ciemnym asfalcie. - W Haven możesz popląsać, napić się, pogadać. W Hell możesz zagrać jak w kasynie i zabawić się z fajnymi kociakami. Na przykład w jacuzzi. - dodał marine patrząc na swoje trochę przeczyszczone asfaltem dłonie. Efekt wydawał się dość symboliczny i raczej mizerny.

- W tym stanie żaden fajny kociak nie będzie chciał wskoczyć z tobą do wanny… chyba że taki oślizgły i z zębatą paszczą - Maya zaśmiała się i rzuciła żołnierzowi manierkę - Spróbuj tym. Efektu szokującego nie da, ale to zawsze lepsze niż nic. Byliście tam kiedyś, w tym Haven? Teraz pewnie lokal wieje pustką… czyli bierzemy co chcemy. Tylko z obsługą gorzej. Mieszkacie tu, na Yellow?

- Jedynka ma pancerz wspomagany. Dojdą dwa karabiny i zapas granatów. Już jest lepiej - lektor Nash zgrał się z jej cichym parsknięciem - Zapasowa broń. Nie wiem. Napisałam. Mamy swoją. Z zapasowymi wiecie jak jest. Nie marudź. To i tak lepsze niż czarna dupa sprzed paru minut - wzruszyła ramionami, podchodząc pod rozoraną granicę pola minowego. Patrzyła z jawną nienawiścią na rozerwane zwłoki, wraz z ich najbliższą okolicą.

- Nie znasz się. Pójdź ze mną to każdy kociak na ciebie poleci. - uśmiechnął się Johan chwytając manierkę i korzystając z niej by chociaż przemyć mniej - więcej twarz. - I nie no coś ty tylko Karl jest stąd. A nas tu przysłali na misję stabilizacyjną. - powiedział szorując dłonią po twarzy i tylko ta “misja stabilizacyjna” to zabrzmiała jakby wypluł te słowo ze złością i pogardą.

- Się obrobiłbym po prysznicem to każda cizia by była chętna na takich bohaterów jak my. - Elenio wskazał na siebie kciukiem i na otaczającego go sylwetki machnięciem dłoni. - Ja tam byłem bo mieliśmy tam postój przed zmianą na blokadzie. - wskazał dłonią w kierunku widocznej zdemolowanej obecnie barykady. - Ale na chwile więc nie miałem czasu na zwiedzanie. Ale słyszałem jak chłopaki co byli tu dłużej i tam byli o tym opowiadali. Podobno lokal pierwsza klasa. Miałem tam zamiar iść na przepustkę. Ale kurwa wszystkie odwołali jak się zaczęło jebać na całego. - Latynos rozłożył ramiona w geście rezygnacji by widać było jakiego ma pecha i niesprawiedliwość losu go spotkała.

- Taaa. Bohatersko to kimaliście w pęcherzach ze szczynami - z gardła Nash wydobyło się coś, co prawdopodobnie było śmiechem. Rzuciła parce trepów ironiczne spojrzenie znad ramienia. Skupiła uwagę na tym armijnym - I co, jak Młoda pójdzie z tobą, przejmiesz rolę tej gorszej połowy? Mając do wyboru ją i ciebie, heh. Nie dziwię się że miałaby branie - prychnęła, mrużąc oczy z wcale nie złośliwej uciechy.

- Ale już nie kimają - Brown 0 uniosła dłonie w pojednawczym geście, siląc się na lekki ton - Taki sympatyczny facet jak Johan poradziłby sobie i bez kąpieli.

Teatralnie wywrócenie oczami i splunięcie w piach miało wpierw stanowić cały komentarz ze strony Zoe, lecz nie podarowała i dorzuciła lektorem:
- Wybieram bramkę z minami - pokręciła rudym łbem, wracając do obserwacji wybuchowego pola. Do trzech razy sztuka, może tym razem nie nadzieje się na niespodzianki, choć w aż taki fart nie wierzyła.

- O! Maya się zna! - Johan wyszczerzył się radośnie pokazując klawiaturę uzębienia gdy usłyszał jak czarnowłosy Parch wstawia się za nim przed czerwonowłosym Parchem.

- E tam będziemy się rozdrabniać. - machnął ręką Elenio gestem tak samo niedbałym jak głosem. - Wszyscy tam pójdziemy! - wyszczerzył się radośnie dla odmiany jakby już widział ten obrazek ich piątki we wspomnianym lokalu.

Brown 0 zachichotała, ale śmiech szybko zamarł jej w gardle tak samo jak oddech. Nie tylko u niej, cała pozostała czwórka zamilkła, atmosfera zrobiła się ciężka, gdy Black 8 zrobiła pierwszy krok, a potem następny, wchodząc z ostrożnie na pole minowe.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 18-03-2017, 06:49   #67
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację

Hell miało niezły klimat. Te flaki i jucha dodawały mu dodatkowego uroku. Na miejscu właściciela pierdolnika Diaz niczego by nie zmieniała. Było zajebiście! Normalnie jak w domu! Uśmiech nie schodził Latynosce z twarzy, oczęta błyszczały radością i czystym, niepohamowanym szczęściem. Z Wujaszkiem u boku penetrowali kurwią dziurę, korytarz po korytarzu, aż zatrzymali zgłębianie podziemnych czeluści na odgłos chlipania. Takiego ludzkiego. Laska! W Jacuzzi!
- Por tu puta madre - Black 2 szepnęła z uznaniem, wyszczerz nabrał drapieżnych nut. Ktoś cizię przykuł, pewnie lubił się bawić ostro. Za takie zabawy na pewno liczyła sobie ekstra, ale tym razem się przeliczyła. Ale cycki miała fajne, pyszczek też nie najgorszy, a taki brudny tym bardziej się Chelsey podobał.
Wyglądała jakby właśnie wróciła z wieczornego spotkania z alfonsem, na którym tatuś dał jej butami i pięściami do zrozumienia jak bardzo jest niezadowolony z niskiego zarobku. No ale ten pyszczek właśnie musiała rozkleić, ściągając uwagę tego, co przerżnęło klientów nie dość że za darmola to jeszcze dosłownie.
- Wujaszku, kitraj się za kolumnę - szepnęła do Ortegi, przechodząc na kaktusi dialekt. Przecież sami swoi. Ten moment wybrała sobie też Stokrotka, na zatrucie im dupy. Diaz odpisała jej szybko, nie przerywając gadaniny. Odgłosy się zbliżały, paluchy świerzbiły żeby komuś przypierdolić - Ja go smażę, ty jebiesz ołowiem z boku - posłała mu oczko i wróciła do badziewnego języka powszechnego, gapiąc się na blondzię w wodzie i celując ponad wanną dyszą miotacza - Te, lalunia łap oddech. Jak powiem “chuj” to nurkujesz i siedzisz tam ile dasz radę, łapiesz? Chyba że chcesz się przypiec. E, pendejo! - podniosła głos, odbezpieczając broń i czekając niecierpliwie na początek zabawy.

- Dobra, zróbmy po twojemu.
- odparł zgodnie Ortega i z powrotem przemienił miejscami zestaw zwarciowy na ciężką broń zasięgową. Ruszył w stronę jednego z filarów nacelowując gdzieś na róg pomieszczenia z którego dochodziły odgłosy zbliżającego się błyskawicznie czegoś. Black 2 przeszła nieco bliżej jednej ze ścian by mieć pod lufą i karabinku i podwieszanego miotacza podejrzany róg. Para latarek taktycznych rozświetlała jasnymi plamami podejrzane miejsca, snop światła z broni Diaz przy okazji łapał wynurzoną głowę zmokłej i trzęsącej się z zimna i strachu blondyny. Patrzyła w panice wodząc tą głową to na dwójkę ludzi w pancerzach i z bronią to na coraz bliższe odgłosy tego czegoś. Te coś też wkrótce wkroczyło na scenę.
Cel był szybki i trudny. I duży. Bez zawahania śmignął przez promienie taktycznych latarek. Black 2 uruchomiła swój miotacz a Black 7 otworzył ogień z broni maszynowej. Struga ognia z modułowej broni podpiętej pod karabinek Diaz trysnęła rozświetlający podziemie łuną. Struga przeleciała przez kilkanaście metrów nim gęsta, płonąca galareta zaczęła osiadać na podłodze, ścianach, jacuzzi, wodzie w jacuzzi, podłodze za jacuzzi i smagnęła nawet skaczące monstrum. Samej blondyny w jacuzzi chyba nie a przynajmniej jej głowa nie wystawała chyba z wody a potem i tak wszystko przesłonił płonący ogień. Do podziemnego piekła w Hell dołączył też opętańczy łomot karabinu maszynowego Ortego. Potężne pociski rozłupywały ściany, podłogi, filary rozbryzgując je siłą uderzenia. Obramowały też potwora, zasypując jego, jego płomienie ale chyba jeśli go trafiły to niezbyt poważnie. Samo monstrum zaryczało wściekle i skoczyło tak, że znalazło się bardzo blisko Black 7. *

Trafiła się im kurwa w rozmiarze XXL i to cała dla nich! Bydle było ogromne, zwrotne i wkurwiające jak fochy Strokrotki. Diaz macnęła się po klacie, odpinając granat. Ona i blondyna znajdowały się po jednej stronie, po drugiej Latynos i pokrak.
- Dawaj do mnie, za kolumnę! Lecą ziemniaczki! Lambadziarzowi brakuje rozrywek! - wydarła się ku Wujaszkowi. Z urwaną nogą przeciwnik trochę zwolni obroty… no i sam się prosił.

Diaz puściła karabinek który szarpnął lekko dy zatrzymało go oporządzenie Parcha. Sięgnęła po granat, odbezpieczyła go i cisnęła w głąb oświetlonego płomieniami pomieszczenia. Pojemnik zniknął jej z oczu na chwilę w chaosie dźwięków mechanizmów pancerza wspomaganego i ryków bestii. Ogromna, czterołapa bestia z którą ciężki pancerz wspomagany mógł się równać pewnie pod względem masy i gabarytów. Monstrum płonęło przez co nie było łatwo dostrzec detale poza samymi rozmiarami i sylwetką ale sprawiało groźne wrażenie.
Pojemnik przypomniał o sobie gdy półmrok pożaru i lamp awaryjnych pomieszczenia eksplodował kolejną kulą ognia która na moment pochłonęła i Black 7 i ich przeciwnika. Diaz nie odczuwała w swoim hermetycznym pancerzu jeszcze skutków gorąca ale i mimo tego odczuła efekt ognistego podmuchu. Ten rozbił się o jej pancerz wprawiając Black 2 w turbulencję równowagi ale ściana ognia zatrzymała się o kilka kroków przed nią. Na nią spadły jedynie pojedyncze rozbryzgi płonącej galarety. Została przez chwilę sama, w rogu pomieszczenia pochłoniętego przez ogień.
Z płomieni jednak wyłowiła mechaniczny zgrzyt i stąpanie czegoś ciężkiego zwiastujące nadejście Black 7. Kilka kroków później zobaczyła jego sylwetkę i wreszcie i on sam, wciąż płonąc, wyłonił się z morza płomieni.
- Odskoczył gdzieś. Jarał się ale odskoczył. - powiedział Ortega odwracając się twarzą do płomieni. Wyglądał jak żywa pochodnia celująca z ciężkiej broni w płomienie przed sobą.

- Uwaga! Wykryto pożar w sektorze magazynowym! Proszę zachować spokój i udać się do punktu ewakuacyjnego! - rozległ się uprzejmy, kobiecy głos płynący gdzieś z głośników w ścianach, razem z dźwiękami alarmu przeciwpożarowego i zraszaczami. Obydwa Parchy i ich właśnie wywołany pożar zostały zalane tryskającą z góry wodą. Diaz wiedziała, że sama mieszanka gasząca nie wpłynie na sam miotacz i sprzęt ale jednak płomienie będą gasnąć szybciej. Samego monstrum nie było chwilowo widać ani słychać.

- Pożar? Jaki kurwa pożar? Toż to tylko tam trochę się jara - Diaz burknęła z pretensją, zezując oczami za promieniem światła podczepionej pod karabinek latarki. Obróciła się dupą do Black 7, biorąc do obserwacji swoje pół pierdolnika. Jacuzzi jarało się aż miło było patrzeć. Może laska w wodzie jeszcze żyła. Trochę szkoda jakby się zjarała, no ale napalm był lżejszy od wody, więc jeśli potrafiła chapnąć bez oddechu te kilkadziesiąt sekund to miała szansę. - Wujaszek! Plecy w plecy i wiskamy teren. I sufit! Taki wielki chuj nie mógł kurwa wyparować, jebaniec!

Para Parchów stanęła do siebie plecami. Każde filowało swoją strefę. Ogień prędko się wypalił zalewany kolejnymi potokami ze zraszaczy antypożarowych. Głośniki co jakiś czas powtarzały uprzejmie, monotonnym komputerowym głosem wezwania do ewakuacji i zachowania spokoju. Same zraszacze zdawały się być najgłośniejszym obecnie odgłosem. Jeśli nie liczyć migających świateł i drażniącego pulsowania sygnału alarmu przeciwpożarowego. Woda w tej chwili zdominowała płomienie i te już zanikły zostawiając za sobą dymiące zgliszcza ciał, ścian i podłogi. Poszło kilka lamp więc zrobiło się wyraźnie ciemniej tam gdzie buszowały przed chwilą płomienie. Niemniej bestia była duża i nie powinno się jej udać ot, tak zniknąć. A jednak nie mogli jej namierzyć w pomieszczeniu. Filary były raczej za cienkie by takie monstrum mogło się za nimi skryć. W ten chaos świateł, szumu zraszaczy, dźwięków alarmu wdarł się nowy dźwięk. Chlupot wody i ruch w pojemniku z wodą. Ciemna obecnie od wody głowa wynurzyła się i wzięła pierwsze głośne i gwałtowne oddechy. Zaraz potem mrugając oczami zaczęła się rozglądać gorączkowo po otoczeniu. Zatrzymała twarz na dwóch, uzbrojonych sylwetkach i by chaotycznie wodzić spojrzeniem po pomieszczeniu to znów do nich wrócić.

Wyparował, pierdolony! Wziął i teleportował się latającym zestawem poza pokój. Latynoska szczerzyła się jak opętana, rwąc się żeby biec w pościg i podjąć zabawę w chowanego. Krew krążyła szybko w jej ciele, oddychała chrapliwie i wyczuwała bardzo wyraźnie rytm bicia serca. Czuła że żyje, rozdymając chrapki żeby raz po raz zaciągać się zapachem napalmu.
- Myślisz o tym samym o czym ja myślę? - spytała po hiszpańsku olbrzymiego Parcha, wskazując brodą na laskę w wannie - Puszczamy ją przodem i patrzymy po ilu krokach nasz nowy kumpel ją wpierdoli? Pilnuj mi dupy, mam na niej zakaz wjazdu dla czterorękich frajerów bez kredytów - skupiła promień latarki na blondynie i przeszła na zrozumiałą mowę - No siema lala, nie zimno ci tam? Dawaj, rozkujemy cię i wyciągniemy z tego bajora. Oprócz tego jednego kurwia coś się tu jeszcze kręci? Pokiwaj dwa razy na tak, trzy na nie.

- Mhm. - Ortega zgodził się uniwersalnym mruknięciem. Podeszli obydwoje pod basenik z wodą w której była przykuta dziewczyna. Z bliska Latynoska widziała, że jest zakuta w jakąś uprząż dybopodbną przez co dłonie miała w pobliżu swojej głowy. Sama zaś uprząż była przymocowana łańcuchem na tyle krótkim, że nie było mowy by blondyna mogła samodzielnie opuścić pojemnik z wodą. Gdy Black 2 zagadnęła blondynę Black 7 stanął o krok od pojemnika widząc bezwstydnie po wyeksponowanych blond kształtach. W końcu jednak stanął do nich plecami by mieć oko na resztę pomieszczenia.
Blondyna w uprzęży może i na co dzień była ładną dziewczyną ale obecnie targana dreszczami z zimna i strachy, zalana łzami pospołu z wodą rozmywający makijaż po policzkach, ze strąkami mokrych włosów opadającymi chaotycznie na twarz, dyby i wodę, chlipiąca i zapłakana, z niezdrowo bladą i pomarszczoną od wody skórą, nie prezentowała się zbyt kusząco. Oddychała szybko i spazmatycznie przyduszona przez knebel i podtopiona przez wodę. Zaczęła chaotycznie machać głową i coś mruczeć niezrozumiale, że ciężko było dostrzec ile razy i jak machnęła. Coś chyba jednak była strasznie przejęta by im powiedzieć, pokazać i uprosić. Wskazywała coś trzęsącym się palcem jednej z dłoni gdzieś w kierunku rogu pomieszczenia gdzie były schody do schronu. Wodziła też obydwoma po sali przed sobą na jakiej przed chwilą płonął napalm obecnie przyduszony przez zraszacze.

- I co? Mówi coś sensownego? - zapytał średnio zaciekawiony Ortega. Zanim Black 2 zdążyła odpowiedzieć rozległ się jakiś trzask. Ortega wrzasnął i coś nagle zmiotło go pod sam sufit tak, że uderzył z impetem o niego. Szarpał się jednak i słychać było zmagania człowieka w pancerzu wspomaganym z silną bestią. Człowiek przynajmniej chwilowo zwyciężył gdyż pancerz wspomagany z czarnym 7 na napierśniku odpadł z hukiem od sufitu zderzając się ponownie z podłogą. Blondyna pisnęła przerażona na tyle na ile pozwalał jej knebel.

Był, znalazł się! Wrócił do nich i chciał znowu się bawić! Ledwo Wujaszek hycnął o podłogę, Diaz otworzyła ogień pod sufit, tam gdzie czaił się czteroręki bandyta.
- Berek kutasie! - wrzasnęła radośnie, maltretując spust karabinu.

Diaz wymierzyła karabinek w sufit. Jakaś szczelina czy wyrwana dziura tam była. Taktyczne oświetlenie zamontowane w standardzie do broni rozświetliło nieregularny otwór w poszyciu sufitu a w głębi za nim jakiś ruch. Pewnie to monstrum. Strzał był jednak trudny w tych warunkach. Black 2 pociągnęła jednak za spust i pociski wyrwały kolejne fragmenty poszycia sufitu. Te odbryzgły się wzbijając kłęby mgły, drzazg i wiórów która spadając wymieszała się z prysznicem jaki serwowały zraszacze. Potem coś jęknęło metalicznie, zazgrzytało i czy to potwór coś zwalił czy przeważyły pociski z broni Diaz cos tam w końcu pyknęło o jeden raz za dużo i na gramolącego się na nogi operatora pancerza wspomaganego nagle oderwał sie i spadł cały fragment sufitu przywalając go ponownie do podłogi. Latynos zaklął po latynosku więc pewnie nic mu nie było ale dodatkowy ciężar spowolnił pewnie jego powrót do walki. Potwór też opowiedział atakiem. Coś spod sufitu wystrzeliło, oplotło ciężkim chwytem ciało Diaz i poczuła szarpnięcie jak przy upadku na bungee. Tylko, że do góry. Poszybowała pod sufit w to samo miejsce gdzie przed chwilą szarpał się Ortega. Ale nie miała tyle siły co on więc stwór miał ją już przy sobie miażdżąc w uchwycie.


Śmiech z lotu zmienił się w stęknięcie. Zatrzeszczały żebra, coś chrupnęło.
- Lubisz na ostro? - Black 2 warknęła zaczepnie, gapiąc sie z bliska na paskudną mordę monstrum. No nie… na takiego to nie starczy jej wódy żeby zaczął przypominać coś szwendającego się w granicach przyjętych norm. Szarpanie nie miało sensu, zamiast tego Parch macnął spust miotacza, otaczając ogniem siebie i nowego kolegę. Ten zaskrzeczał, rozluźnił chwyt, wypuszczając zdobycz która zleciała w dół prosto w rozłożone ramiona Wujaszka.
- Taki wielki, a się kitra po kanałach wentylacyjnych - burknęła, odpinając medpaka i przystawiając go do kłującego boku - Bierzemy cizię. Filuj na sufit… i postaw mnie, nie jestem dzieckiem!

Ortega udowadniał, że też ma poczucie humoru.
- Dobra. - zgodził się i rozłożył swoje pancernie wspomagane ramiona i koleżanka z grupy Black bardziej spadła niż opadła ostatni kawałek w pionie. Pozbierała się jednak szybko a Orega zamiast niej znów wziął w łapy swój ckm. Odgłosy z czeluści sufitowych dobiegały cichsze aż w końcu znikły w chaosie alarmu przeciwpożarowego i wciąż szumiących zraszaczach. Black 2 zbliżyła sie ponownie do pojemnika z wodą i uwięzioną w niej blondynką. Ta wytrzeszczała się w nią w półprzytomna ze strachu i dreszczy. Sama uprząż jednak nie była taka łatwa do sforsowania. Black 7 mógłby pewnie po prostu ją rozerwać ramionami pancerza. Ale Diaz mogła skorzystać ze swojego multi-narzędzia by pozbyć się więzów jakie krępowały blondynkę. W ogóle pewnie zamykało się na jakiś w miarę zwykły klucz ale za cholerę żadnego nie było widać w okolicy. Pewnie ten kto przykuł tu tę zmarzniętą blondi poniósł go ze sobą. Oczy blondyny rozszerzyły się gdy spojrzała gdzieś w prawą stronę stojącej przed nią Latynoski, gdzieś chyba w stronę schodów i prawie jednocześnie rozległ się łomot ciężkiej broni Black 7.
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą. - mruknął bardziej w Obrożę bo takiego mruknięcia nawet z paru kroków przez ten jazgot broni i alarmów nie byłoby słychać.

Najpierw Diaz sięgnęła po karabin, ale niewielka odległość i to miotające się w delirce ciało nie sprzyjało rozwalaniu zamków pociskami. Jeszcze jakiś się omsknie po blasze, trafi między cycki, a Obroża uzna to za atak na cywila i rozsadzi właścicielce łeb… bo się kurwa przecież system nie znał na żartach i pomyłkach.
- Otwieraj dzioba - szarpnęła za knebel, wolna ręką grzebiąc za multitoolem. - Zmieniamy lokal. Wujaszku, rżniesz go tam grzecznie, zostanie coś dla mnie?! Nie bądź kutas, podziel się! - posłała przez Obrożę.

- Taki mały? To na przekąskę, czym tu się dzielić. O. Jeszcze jeden. - Black 7 leniwym prawie tonem komentował pytania Black 2 i siał pociskami. Diaz zorientowała się w przelocie, że wyłazi ze schodów jakieś powiększone robactwo. Coś jakby skorpiony czy pająki ale o wielkości piłki futbolowej. Wyłaziło po sztyce czy dwa i chyba niezbyt grzeszyło inteligencją więc ciężka broń rozbryzgiwała je po trafieniu w kolorowe kleksy które upadały po spływających po ścianach kaskady wody albo po uderzały w kałuże wody które zdołały się już uzbierać na podłodze.

Blondyna w tej przerośniętej wannie próbowała współpracować z Diaz na ile mogła. Choć drgawki jakie szarpały jej ciałem znacznie jej tą współpracę utrudniały. Wystawiła jednak twarz mniej więcej w kierunku dłoni Latynoski by ułatwić jej wyjęcie knebla. To poszło dość łatwo bez żadnych narzędzi dziewczyna mając skrępowane ręce po prostu nie mogła się go pozbyć sama. Gdy knebel odpadł zachłysnęła się wreszcie swobodnym oddechem i prawie od razu od tego rozkaszlała. Zręczne dłonie Black 2 wspomagane przez multinarzędzie bez większych trudności poradziły sobie z dybopodobną uprzężą jaka dotąd więziła blondynkę i ta ze wstrętem odrzuciła z siebie resztki niedawnego więzienia. Próbowała chyba wstać ale długie przebywanie w wodzie i niewygodnej pozycji zrobiło swoje i ledwo zaczęła się unosić wyrżnęła się z powrotem w wodę. Wyglądało na to, że chyba przynajmniej chwilowo jest raczej mało mobilna. Złapała kurczowo dłoń Diaz ale gdy upadła puściła ją ponownie.

- Co za hijo de puta, sam się bawi. Całą radochę kurwa zgarnia, jebaniutki. Nic nie zostawi, to nie fair. Też chce coś zajebać… należy mi się! Dawaj, wykurwiamy w podskokach - Chelsey mamrotała wyjątkowo niezadowolonym głosem, chwytając laskę za kark i wyciągając z wanny na stały ląd. Przyciągnęła ją do siebie, a wzrok naturalnie przyciągnęły dwie sterczące na korpusie laski półkule. Parch mlasnęła, podziwiając je z bliska.
- Mmmmme gusta - zarechotała jak stary zwyrol i wyjojczyła przez obrożę - Te putana, cizia sama nie da rady przebierać nóżkami. Trzeba ją prowadzić. Jak już kurwa samolubie sam się grzebiesz w piaskownicy, to się grzeb w stronę pięterka. Brudnym chujem tu wieje, odstawiamy ją i wracamy!

Dziewczynę wyjętą z całkiem głębokiej wanny stać było na tyle by objąć kark i ramię Black 2 swoim mokrym i nagim ramieniem. Bladość jej wyziębionej skóry pokrytej gęsią skórką kontrastowała z ciemnymi barwami ciężkiego pancerza wojskowego jaki okrywał Diaz. Usta drżały jej targane dreszczami tak samo jak krtań, kończyny i reszta ciała ale wyglądało jakby próbowała coś powiedzieć i uśmiechnąć się jednocześnie do swojej wybawczyni w efekcie nie wyszło jej ani jedno ani drugie tylko gardłem i ustami rozbryzgał jej się jakiś spazm od nadmiaru wody i poszybował kleksem na dół mieszając się z kałużami i potokami tryskającymi z sufitu. Dziewczyna raczej w tej chwili nie dawała się do samodzielnego poruszania się bo ledwo poruszał zmarzniętymi nogami gdy to właściwie Diaz utrzymywała ją w pionie.

- Już chcesz iść? A nie zerknęłabyś tu na chwilę? Chyba by tu coś było dla ciebie. - Black 7 wiąż wypruwał ze swojej broni krótkie serie. Wystarczyło ledwo którąś musnąć te nasterydowane inesktopodobne xenos by załatwić je i rozchlapać na ścianie czy podłogę. Ale jednak co chwila wyłaził jakiś kolejny. Ortega też skracał dystans tak, że już był o kilka kroków od podnóża schodów i pewnie już mógł widzieć co tam się dzieje w głębi.

- Jestem Chelsey, a ten tam siur to Wujaszek… straszny kutafon, ale kochany… jak mi akurat celów spod lufy nie podpierdala
- klepnęła się w pierś, potem wskazała paluchem Ortegę - Black 2 i Black 7 po parchatkowemu. Są jeszcze ciotki Loca i Stokrotka, Tatusiek, Latarenka i paru złamasów. No i jakaś nowa dupcia, ale jeszcze jej nie obczaiłam. Przyjechaliśmy zrobić rozpierdol i poprzestawiać meble - nawijała do lasencji, zezując na całkiem śliczny pyszczek i jeszcze śliczniejsze cycuszki. Ubrana w sam knebel… no dziesięć na dziesięć. Uwiesiła ją na sobie i razem przeparadowały do Latynosa - Co jest Wujaszku, srajka ci się skończyła i nie masz czym dupy podetrzeć? Ja tu bajeruję najprawilnieszą świnię na osiedlu, więc niech to będzie coś ważnego.

- A… A… Am-m… - blondynka z trudem przebierająca nogami, uwiesiła się równie kurczowo na Black 2 i chyba bardzo się starała nie być taką zawalidrogą i balastem jaką w tej chwili właściwie była. Próbowała coś powiedzieć czy odpowiedzieć na gadanie Chelsey i sądząc po spojrzeniu bardzo jej na tym zależało. Ale albo jeszcze była w tak ciężkim stanie z tymi dreszczami albo te parę kroków jakie dzieliło je od Ortegi było zwyczajnie za krótko by dziewczyna zdołała coś powiedzieć jak choćby jeden, pełny wyraz. Przerwała próby gdy górujący nad nimi pancerz wspomagany rzygnął ogniem z lufy ciężkiej broni zagłuszając zwykłą rozmowę choć drugi Parch słyszała go świetnie w uchu z komunikatorem.

- A weź zrób grilla. Bo mi trochę ammo szkoda. - zwarty hełm ciężkiego pancerza wspomaganego przy którym obie kobiety sięgały gdzieś głowami do jego piersi wskazał na widok w dole schodów. Teraz już obydwie też mogły zobaczyć to co i on. Blondyna sapnęła albo jakiś mocniejszy spazm ją złapał i korzystając z tego, że stoją w miejscu objęła Diaz obydwoma ramionami. Ta zaś widziała jak na dole schody kończą się tak trochę sięgając swoim sufitem podłogi obecnego poziomu na którym stali. Więc specjalnie głęboko nie było. Schody były też zabryzgane poprutymi przez ciężkie pociski ciałami właśnie dogorywających xenos od rzezi jaką bez trudności uczynił im Ortega. Ale nadal widać było tam całkiem spore stadko tej xenosowej hałastry. Korytarz w porównaniu do pomieszczenia gdzie stali był dość ograniczoną przestrzenią. Zaś trochę dalej było widać przy podłodze jakąś pajęczynę czy coś podobnego która zdawała się koncentrować czy wypluwać kolejne egzemplarze małych paskud. Potężne pociski broni maszynowej bez trudu pruły nawet po kilkanaście szkarad na raz ale najczęściej po sztuce czy dwie i drilowanie stada z broni Black 7 było dość mało efektywne.

- Smażymy?! Dobra, to bierz tyły, ja tu już się wszystkim zajmę - Diaz z miejsca się rozpogodziła, zaczynając rozsiewać miłość i dobroć i przyjaźń po okolicy. Szczerzyła się jakby właśnie nastała Gwiazdka, a ona miała całą piwnicę prezentów do rozpakowania. Przeniosła wzrok na blondynę i nie przestając się szczerzyć, przyciągnęła ją do siebie, obejmując ramieniem w pasie. Miękkie ciało przylgnęło do tego opancerzonego. W drugą łapę chwyciła miotacz, ustawiając wylot na zakurwiony korytarz.
- Możesz pomacać, nie ugryzie - zarechotała, bujając żelastwem. Puściła jej oczko i posłała strugę napalmy prosto przed siebie, drąc japę - Vamos la fiesta!

Blondynka uśmiechnęła się trochę nerwowo i trochę niepewnie zerkając na górującego nad nimi kolosa. W tym swoim pancerzu wyglądał ludzko i przyjaźnie jak jakiś mini mech. Zwłaszcza jak się nie widziało twarzy i nie słyszało ludzkiego głosu. Blondyna więc chyba zdecydowanie bardziej wolała obejmować swoją wybawczynię niż Black 7.
Przez chwilę syk miotacza i łomot karabinu maszynowego nakładały się zagłuszając wycie alarmu i szmer zraszaczy. Po chwili ciężka broń Black 7 umilkła i mokry beton przestały z sykiem zasnuwać rozgrzane, złote łuski. Za to tam, w dole, na dość ograniczonej przestrzeni rozgorzało napalmowe piekło. Struga gęstej galarety osiadała na podłodze, ścianach, tej pajęczynie i samych stworach. Były na tyle małe, że napalm przeżerając się przez wszystko co się dało nicował je pewnie jak nie na wylot to dość dogłębnie. Płonął i płonął a coś tam z tego piekła syczało, pękało z trzaskiem, czasem nawet jakiś płonący poczwar wypełzł próbując się ratować skacząc jak pchła na rozgrzanej patelni na schody ale tu w większość dokańczał swój żywot. Jeden zdołała doczłapać się chyba na oślep do szczytu schodów ale Black 7 pozwolił sobie na niego stąpnąć rozgniatając go bez problemu. Gdy zrobił ten pierwszy krok, zaczął nieśpiesznie schodzi przeładowując broń i wyrzucając pusty magazynek na schody. Ten sturlał się ze stukotem po mokrych mini wodospadach schodów poprzedzając nadejście pancerza wspomaganego. Gdy znalazł się na dole schodów zatrzymał się i ogień już zaczynał dogasać.

- Tu naprawdę jest jakiś bunkier. Zamknięty.
- obwieścił Black 7 wpatrując się pewnie w coś w zasięgu wzroku. Blondyną szarpały nadal dreszcze ale pokiwał głową na znak potwierdzenia słów drugiego Parcha.

- Macie tu jakieś kody albo klucze żeby się dobrać do tej puszki?
- Black 2 spytała swojej blondi, ciągnąc ją pod ścianę korytarza - Jak się to gówno otwiera? Z kompa czy wystarczy coś wystukać? Ogarniasz temat? Jest tam ktoś żywy, zdążyli się zatrzasnąć.

Słowa obojga Parchów wywołały dość żywiołową reakcję nagiej blondyny. Zaczęła łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody i gestykulować dłońmi próbując coś usilnie powiedzieć. Wskazywała dość wymownym ruchem dłoni na gest wstukiwania przycisków, na wannę z jakiej dopiero co wyciągnęła ją Diaz, na głębie korytarza gdzie było widać znikające plecy Black 7 który poszedł w głąb korytarza ale słychać było jak spalone, suche truchła chrzęszczą pod jego butami i mechanizmy pancerza wspomagające ciało buczą. Blondyna chciała coś powiedzieć ale wychodziły z tego pojedyncze dźwięki nie układające się w coś sensownego. Za to mimo dreszczy i zimna na wciąż zalewanej przez zraszacze twarzy gniew i złość wydawał się całkiem czytelny.

- T… t… a… k… z… z… wi… li… m-m-m-ni-e-e i c-c-cie-k-k-li…. - wydukała w końcu oparta o mokrą ścianę zmoknięta kobieta patrząc pod koniec głównie na twarz Diaz i korytarz poniżej.

- Wujaszek! Odstawiamy panią na górę! Potem wrócimy, te cwele nigdzie nie spierdolą! Idź przodem, ubezpieczaj i rób dobre wrażenie! - krzyknęła przez Obrożę i dodatkowo na głos. Potem obróciła się do kociaka.
- Zostawili cię żeby te kurwy cię zeżarły… no nieładnie z ich strony. W pizdę nieładnie - na twarzy dwójki pojawił się zły grymas. Oczy zrobiły się małe jak szparki, zęby wyszczerzyły się jak u psa. Warczała i unosiła górną wargę jakby chciała kogoś ugryźć - Bez broni i jeszcze kurwa przykutą żebyś nie mogła spierdolić. No kurwa, spieszyli się i zapomnieli rozkuć takiej prawilnej dupy? No już lala, już jest dobrze. Dawaj, zwijamy manele i nakurwiamy wężykiem na pięterko - zawinęła kobietę wokół siebie, zmieniając ton na ciepły i czuły. Odgarnęła troskliwie jasny mokry lok przyklejony do zapłakanej buźki, po czym założyła go za trupio zimne ucho - Tam się bliżej poznamy, polubimy. Ogarniemy ci ciuchy, ogrzejemy.Postawię ci drina, ty mi opowiesz co tu się odpierdoliło. Po kolei, ze szczegółami. Ci z dołu raczej nie wyjdą szybko, będą czekać na ratunek… te jebane Obroże nie pozwalają nam rozpierdalać cywilbandy. Jakieś tam durne wymogi i zabezpieczenia… no po chuj one komu, powiedz ślicznotko. Pojebało ich, nie? - puknęła obrożę, nadając cały czas i ciągnąc kumpelę do Wujaszka - Boją się że zaczniemy mordować jak popadnie i kto się nawinie pod lufę… no nie ufają nam. A my tacy dobrzy ludzie… tylko nierozumiani, uciskani przez okrutny system. My tu jesteśmy ofiarami - westchnęła dając upust temu jak bardzo podobne traktowanie ją boli i w ogóle krzywdzi - Więc wiesz mała, chciałabym rozjebać tych na dole za to co ci odpierdolili, no ale nie da rady - wzruszyła ramionami i zrobiła dramatyczną pauzę, żeby dokończyć już pogodniej - Ale jak zapodzieję gdzieś granat, albo ustawię chujków pod ścianą a ty im strzelisz w łeb… strasznie roztrzepana jestem. Czasem mi się zdarza gdzieś zostawić odbezpieczonego gnata.

- Tu jest jakiś panel. - opowiedział gdzieś z głębi korytarza Black 7 ale dzięki Obroży Diaz słyszała go jakby szedł obok. - Ale mocne. Bez kodu to nie wiem jak tam wejść. - dodał ale słychać już było kroki powrotne gdy operator pancerza wspomaganego wracał z powrotem przez wypalone pobojowisko. - Wy idźcie pierwsze. Ja tu pozamykam troszkę. - Ortega powiedział gdy wyłonił się ponownie z trzewi schodów przy obydwu kobietach.

W międzyczasie blondyna zdawała się chłonąć z entuzjazmem to co mówiła do niej opancerzona Latynoska bo kiwała przemoczoną główką coraz gwałtowniej zgadzając się z wnioskami i pomysłami Chelsey. Wtuliła się w nią i rozpłakała ponownie. Choć tym razem jakoś całkiem inaczej to brzmiało niż jak wcześniej gdy łzy były reakcją na skrajnie stresową sytuację.
- Dz… dz… dzię… k-k-kuję… - wydukała z najwyższym trudem wciąż wtulona w Black 2. Gdy zaczęły iść po zalewanym ulewą ze zraszaczy betonie nadal Diaz czuła jak musi ją utrzymywać w pionie. - A-a-am-a-n-d-d-a je-s-stem. - wydukała przemoknięta blondyna gdy wkroczyli ponownie do korytarza wychodząc na suchy teren. Ortega zaś udowodnił co miał na myśli mówiąc o zamykaniu drzwi. Po prostu przywalił je jakąś szafką. Amanda drgnęła gdy kilka kroków za nimi rozległ się ten huk ale wydawała się już znacznie bardziej oswojona z tą dwójką. - A-al-le mó-mó-w-w-wią m-mi Amy. - wydukała ponownie przezwyciężając fale dreszczy.

- Amy. Pasi. - Black 2 nawijała wesoło, holując kobietę przez zalany wodą korytarz. Za nimi kroczył Wujaszek, wodząc wzrokiem i żelastwem po suficie - Dobre imię dla dobrej dupy. Przebieraj nóżkami, zaraz damy w szyję. Na zewnątrz jest tak w chuj gorąco, że moment i przestaniesz dygotać. No już, nie rozklejaj mi się tu. Dobrzy Chrześcijanie sobie pomagają, nie? - paplała i paplała, zgarniając po drodze jakiś szlafrok i ręcznik. Ciuch wylądował na wychłodzonym grzbiecie, ręcznik robił za namiastkę koca. Szybko, na ile pozwalała sztywna z zimna przesyłka, wracali na górę. Doszli nie niepokojeni do schodów, lądując na powrót w Haven.
- Weź zaklucz klapę, tak na wszelki. Coby nam żaden chujek nie spierdolił zanim z nim nie skończymy - rzuciła wyszczerzem w Ortegę, machając brodą na drzwi. Laskę podprowadziła pod bar i dla wygody zdjęła butami drzwi z zawiasów, aby ciepło dnia nie miało żadnych przeszkód w dostaniu się do lokalu. Zaraz też zakręciła się za kawą i drinem, zwijając zza baru butlę whisky i szklankę. Przelała bursztynowy płyn w rżnięte szkło, żeby z pełną kulturą podać je potrzebującej. Sama pociągnęła zdrowo z gwinta, bo co się będzie pierdolić w tańcu.
- Walnij sobie, odsapnij. Zadzwonię do cioci i już się tobą zajmuję - wymruczała, siadając na ladzie i odpalając Obrożę. Miała parę rzeczy do przekazania, wypadało się podzielić informacjami zamiast je kisić po frajersku dla siebie. Na mapie widziała jak Pussy Wagon przemieszcza się całkiem blisko ich meliny. No ale się nie zatrzymuje.
Rozmowa z busem zabrała parę minut i była dość głośna. Diaz nawijała i gestykulowała żywo, czasem coś kopnęła albo rozwaliła butelkę o ścianę. W końcu zamknęła komunikator, zawinęła dopitą do połowy flaszkę i rozsiadła się na kanapie obok blondyny.
- No dobra ślicznotko… Amy - wyszczerzyła się wesoło, ściszając głos - Trukniesz co i jak się tu odjebało? Jesteśmy kumpelami w końcu, no nie? Co za tępy fiut cię tak załatwił?

Dziewczyna o blond włosach wydawała się pięknieć z każdą chwilą. A przynajmniej z każdym krokiem postępów prac w doprowadzaniu się do porządku. Skorzystała ze znalezionego przez Diaz ręcznika by się wytrzeć, potem narzuciła na siebie puchaty szlafrok a gdy doszli do Haven i na chwilę Ortega został z tyłu by zamknąć i zabarykadować na ile się da przejście do Hell skorzystała z okazji i ubrała się w jakieś zielonkawe dżinsy pozostawione przez kogoś na wieszaku. Do kompletu doszła jeszcze biała kelnerkopodobna koszula całkiem nawet możliwe, że jakiejś kelnerki i w takim stroju zaczęła wyglądać jak człowiek. Chociaż dość ubogi bo bez butów. Twarz też jej udało się przemyć, włosy zaczęły schnąć więc błyszczeć puchatym złotem i gdy Amanda lub jak wolała Amy siedziała tak na wysokim stołku obok siedzącej Chelsey wydawała się kompletnie inną osoba niż te zaflukane, zmarznięte, zaślinione nieszczęście znalezione o piętro niżej.
Czas i gorąca kawa w połączeniu z ciepłem wdzierającym się przez rozwalone przed Black 2 drzwi sprawiały, że dziewczyna wydawała się wracać do normy. Uśmiechnęła się też całkiem sympatycznie gdy usłyszała, że wedle Chelsey jest “prawilną blondi”. Miała też małe co nieco do opowiedzenia.
- No tak, tak, pewnie, że jesteśmy kumpelami, bardzo by chciała. - blondyna pokiwała głową zerkając ostrożnie czy brunetka siedząca obok się z niej nie nabija. - A tu… - powiedziała robiąc palcem ruch dookoła. - Znaczy tam. - zmitygowała się i ten sam palec przekierowała na podłogę. - No więc… - podrapała się trochę nerwowo po głowie i upiła łyk kawy jakby zastanawiając się od czego zacząć. - No więc już od jakiegoś czasu było gorąco. A my tu przy samej granicy krateru jesteśmy a stąd szło tych gnid bardzo dużo. Ale wszyscy myśleli, że jeszcze trochę wytrzyma. Ale ja chciałam stąd uciec. A w kosmoporcie mówili o jakiejś zarazie. Ci co stamtąd wrócili. Ale był tutaj taki jeden. Z Red Balls. Mówił, że ma miejsce. Że może mnie stąd zabrać. Ale to kosztuje. Dużo. Nie miałam tyle. A nie chciałam tu zostać jak sie wszystko sypnie. Więc… - Amy zawahała się na chwilę przygryzając wargi i główkując jak przejść do dalszej części. - No pracowałam. Dużo. Ostro. Za duże pule. Jak ten ostatni. Mówił, że lubi ostro. Ale płaci też ostro. Zgodziłam się. Bo już tak niewiele mi brakowało. I jak tam poszliśmy on zaczął robić swoje to nagle usłyszeliśmy krzyki. Straszne krzyki. I bieganinę. I strzały. Byliśmy w Hell tam takich zwykłych strzałów nie słychać. Chyba, że w środku się ktoś strzela. Potem ludzie zaczęli biec do bunkra by się schować. Ten mój chyba też. I… I zostawił mnie! Uciekł! A ja przez ten knebel nawet krzyczeć nie mogłam! Zresztą i tak by się pewnie nie zatrzymał bo wszyscy biegli do schronu. Nie wszyscy zdążyli. Potem te potwory, ten duży, zżerały ich i ćwiartowały… - łzy znowu stanęły w oczach blondyny gdy tamte sceny znów stanęły jej pewnie przed oczami. - To było straszne! Tak się bałam! Bałam, że mnie znajdą! Przecież nie mogłam stamtąd uciec! Jak były bliżej to się chowałam pod wodę. Ale bałam się, tak się bałam! Nie wiem co by było gdybyś mnie nie wyciągnęła! - Amy znów się rozszlochała i przylgnęła do ramienia Chelsey usiłując zwalczyć słabość.

Cywilbanda jednak była słaba. Zamiast stawiać opór dawali się rżnąć i zżerać żywcem. Nie nosili broni, nie umieli walczyć. Banda owiec prowadzonych na rzeź. Diaz skleiła mordę i nie wcinała się komentarzami, pozwalając lasencji się wyżalić, a gdy się do niej przykleiła, objęła trzęsące się ciało drugim ramieniem. Przycisnęła do siebie, kołysząc jak dziecko i oparła brodę o czubek blondgłówki.
- Ten fiut od dyb nie uciekł, tylko się zakitrał na dole. No już… już… teraz jesteś moją kumpelą, więc nie masz co się martwić, claro? Powiesz kogo trzeba rozpierdolić, to się go rozpierdoli. Pójdziesz ze mną, Wujaszkiem i resztą rodzinki. Znajdziemy ci bezpieczny punkt przerzutowy i wykurwisz gdzieś ze znajdami z kanałów, gdzie nie ma tego kurestwa, pasi? I wiesz, z taką buźką nie ma co płakać. Wykurwiściej wyglądasz uśmiechnięta. - mruczała uspokajająco - Familia znalazła kogoś, kto umie otwierać takie puszki jak w piwnicy. Wyciągniemy prąciarza. Pokażesz który… już ja mu wytłumaczę, że się nie zostawia takich aniołków samopas… no ale gdyby nie to, to bym nie miała okazji ci postawić drina. Jakieś plusy muszą być, no nie? Chcesz to ci skołujemy gnata. Umiesz strzelać? - wyszczerzyła się.

- Naprawdę?! - brwi blondi podskoczyły do góry a jeszcze wciąż załzawione oczęta zrobiły się ze zdumienia szerokie jak spodki. Przez jedną chwilę tak znieruchomiała a potem radośnie rzuciła się Chelsey na szyję obejmując ją mocno - Och, dziękuję! Dziękuję ci bardzo! Jesteś najukochańsza na świecie! - mówiła rozgorączkowanym głosem wciąż ściskając w uścisku Latynoskę. W końcu odkleiła się od niej co nieco choć nadal obejmowała ramionami szyję Diaz. - Nie umiem strzelać. - wyznała zerkając szybko na kobietę w objęciach i spuszczając wstydliwie powieki. - Ale chciałabym mieć gnata. Tak na wszelki wypadek. - dodała szybko dla wyjaśnienia.
- Tu chyba nigdzie nie jest bezpiecznie. Dopiero na orbicie. Dlatego tak chciałam załatwić interes z tym z Red Ball. - Amy z wahaniem odważyła się wyrazić swoje zdanie na ten temat. - A ten schron na dole… - palec Amy znów powędrował w dół ale, że tym razem jej dłonie obejmowały szyję i ramiona Diaz to właściwie popukał ją w bark. - Tam jest kod. Ale ja go nie znam. Ale powinien być panel. Przez niego można pogadać z tymi w środku. Tak słyszałam. Zamknęli się bo potwory może zobaczą ludzi po drugiej stronie to otworzą? Bo tam uciekli chyba wszyscy co dali radę. Szefowie, managerowie, dziewczyny, ludzie z zaplecza, ochroniarze, klienci no i zapasów tam podobno mnóstwo jest. Podobno tam są te wszystkie rzeczy jakie szef chciał ukryć przed nalotami policji. Można długo żyć bez wychodzenia na powierzchnię. Ale teraz trochę z tym lipa bo tam uciekli chyba wszyscy po trochu, gliniarze czy żołnierze na przepustkach też. - Amy się już nieco opanowała bo mówiła ładniej i składniej. Puściła na moment jednym ramieniem szyję Chelsey i zawinęła sobie blond kosmyk za ucho.

Z tej bliskiej odległości blondyna była taka urocza. I tak uroczo gadała. O prochach, wódzie, dziwkach i laserach, zamkniętych za drzwiami skarbca.
- Margarita wspominała, że zgarnęli jakieś trzy dupy spoza bandy - Black 2 poprawiła jasny kosmyk z drugiej strony buźki. Zostawiła rękę przy policzku, gładząc delikatną skórę. Miękka, ciepła… fajna. Nie tylko z wyglądu - Poczekamy aż wrócą i pójdziemy pogadać. Pokażemy przez panel zakła… znajdy, może się znają i nam otworzą. Utniemy przyjacielską pogadankę, poprosimy grzecznie żeby nie odpierdalali maniany i rozkluczyli klapę. Jak nie rozkluczą po dobroci… no wtedy inaczej pogadamy. Lepiej żeby otworzyli. Dla nich lepiej - wzruszyła beztrosko ramionami, przechodząc z macankami do drobnej brody. Odpięła od uprzęży krótką klamkę i wcisnęła ją w łapki cywila z miną jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. taka tam, codzienna rzecz. Stuknęła paluchem dzyndzel bezpieczeństwa, przestawiając z trybu zablokowanego na bojowy - Magazynek jest pełny, tu sie odbezpiecza. Tu masz spust. Celujesz, robisz wydech i strzelasz, żadna filozofia. Chcesz to wyjdziemy przed bar i ci zrobię szybki kurs. Na opancerzone kurwy lepiej mieć cięży sprzęt, ale na lambadziarzy… no na przykład takich jak na dole, się nada. Ooo, wiem! Granaty też są w pytę! Rzucasz i frajera rozrywa. Wróci Latarenka to się do niej podbije po jakiś. Jebaniutka ma ich cały stragan, do wyboru do koloru. No tylko z nimi to trzeba uważać, żeby samemu się nie wyjebać w powietrze, ale to też ci pokaże co i jak… gdzie teraz jest ten typ z Red Ball? Też tu się przyszurał przed atakiem? Gdzieś się ustawiliście?

Dziewczyna wydawała się być wręcz zafascynowana otrzymaną bronią tak samo jak dotykiem Latynoski który chyba dodawał jej otuchy i pewności siebie. Oglądała ją, ważyła w dłoniach, przesunęła w jedną stronę i z powrotem bezpiecznik broni i pocelowała gdzieś w ścianę dość odległą od dwójki przy barze.
- Nie wiem gdzie on jest teraz. Chyba uciekł do schronu to wtedy by był w schronie. - odezwała się w końcu blondynka oparta plecami o rant baru. Wydawała się pochłonięta mieszaniną obawy przed użyciem prawdziwej broni a zafascynowaniem tą bronią. - Chelsey? A mocno trzeba nacisnąć by strzelić? - zapytała niepewnie blondynka z pistoletem wymierzonym gdzieś w ścianę o dobre dwa tuziny metrów od nich. Z bliska Diaz widziała jak paznokieć i palec wskazujący mocują się pewnie z cynglem jeszcze obawiając się przełamać ten opór który nieodwracalnie uruchamiał mechanizmy broni kończące się wystrzałem.

Pierwsze kroki były najtrudniejsze. Przełamanie. Potem już leciało i człowiek nawet nie spostrzegał, jak kończył magazynek, potem następny. Zużyty ołów szedł w kilogramy, ofiary w tuziny i setki… a świat się kręcił.
- Jakbyś otwierała browara - Diaz odparowała wesoło, pomagając blondynie podjąć decyzję. Obróciła ją w ramionach, ustawiając tyłem do siebie i przywierając pancerzem do jej pleców. Wyciągnęła ręce, chwytając ręce z bronią i zmusiła aby podniosły się na wysokość wzroku. Po chuja miały wychodzić, skoro dało się poćwiczyć w kurwibarze? - Zgrywasz muszkę ze szczerbinkę - wymruczała nisko prosto do ucha Amandy - A potem napierdalasz… w ten neon - pokazała palcem migające światło na przeciwległej ścianie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 18-03-2017, 06:50   #68
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Blondynka dała się bez fochów i zgrzytów zwyobracać do pozycji do jakiej nakierowała ją Latynoska. Wydawała się być pospołu lekko przestraszona możliwością używania prawdziwej broni i jednocześnie zafascynowana. Choć czy samą nauką obsługi tej broni czy ciemnowłosą instruktorką to już trochę ciężko było odgadnąć. W końcu jednak ciekawość jak się używa tej broni zwyciężyła wszystkie inne bo Amy mrużyła oczka coraz bardziej, zagryzała wargi coraz mocniej i w końcu przeważyła spust na tyle, że wewnątrz uruchomiło się co trzeba owocując strzałem. Strzał w tej ciszy wydawał się być całkiem głośny, złota smuga łuski wyleciała przez wyrzutnik łusek na podłogę ale efekt strzału był całkiem spektakularny. W migoczących światłach lokalu nie dało się zbyt dokładnie określić, gdzie trafił pocisk ale za to całkowity efekt był jak najbardziej zauważalny. Neon zabłysnął raz iskrami a potem właściwie wybuchł. Odłamał się od ściany na jakiej wisiał i wciąż sypiąc iskrami przewalił się na kanapę pod ścianą. Tam zatrzymał się na chwilę w pionie póki grawitacja go nie przeważyła. A potem obalił się na stół bilardowy obok przy okazji zahaczając i prując lampę nad stołem. Ze stołu zsunął się razem z kijami i bilami na podłogę gdzie rozszalał się całkiem sporym urzygiem iskier z których niektóre poleciały po podłodze aż do bosych i obutych stóp obydwu kobiet.
- O rany! Ja nie chciałam! To zawsze tak wybucha? - Amanda patrzyła dobrą chwilę na swoje dzieło zniszczenia aż w końcu z przestraszonym wzrokiem obróciła głowę by spojrzeć na Chelsey czekając jak ona na to zareaguje.

Parch widząc rozpierdol rechotała w najlepsze, mrużąc przy tym kaprawe ślepia z jawnej uciechy. Wystawiła przedramię, osłaniając laskę przed ewentualnymi odłamkami. Szkoda było szpecić takiej twarzy.
- Jest zajebiście, nie nerwuj się Amy. Czasem wybuchnie, czasem się podpali. Zobaczysz z granatem! To będzie dopiero rozpierdol. No i ludzie nie wybuchają. Czasem im coś odpadnie, albo pęknie im łeb. No chyba że ich podjarasz, wtedy się hajcują do kości, ale klamką robisz dziury. Dużo czerwonych dziur. - nawijała wesoło, obracając kobietę żeby stanęła twarzą do niej. Przypatrywała się rozszerzonym źrenicom, podziwiając w nich własne odbicie. - No ale ja tu widzę coś jeszcze bardziej zajebistego - mruknęła drapieżnie i nim kobieta zareagowała, przyciągnęła ją do siebie. Kliknęła coś przy hełmie, zasyczał rozszczelniony pancerz i szybka maski podjechała do góry. Złapała ją za tył głowy i zaatakowała, wpijając się ustami w rozchylone usta.

Amy niepewnie patrzyła i słuchała na gadającą, roześmianą Latynoskę zezując tak na przemian to na leżący i skrzący iskrami neon, na pustą obecnie ścianę po nim, na wesołą Chelsey i wreszcie na trzymany przez siebie pistolet. Słowa o granatach i odpadaniu czy urywaniu czegoś przyjęła spokojnie choć jakby z wahaniem ile z tego jest tak na serio co mówi Diaz. Brwi jej trochę podskoczyły w górę ze zdziwienia chyba gdy Parch uniosła swoją maskę w hełmie ukazując swoja twarz. Ale kobieta w Obroży nie dała jej się zbytnio okazji dziwić czy pytać gdy zaatakowała ustami jej usta.
Blondyna w pierwszej chwili wydawała się być całkowicie zaskoczona i bierna. Dawała się obejmować i całować przez pierwsze kilka momentów. W końcu jednak chyba zaskoczyła rozmowa na znajome dla siebie tory bo przystąpiła do swoich kontrakcji. Pistolet przeszkadzał jej w chwytaniu i dotykaniu więc położyła go na blat baru. Sama też zaczęła chciwie i agresywnie wpijać się i wszczepiać w Diaz aż ta poczuła za sobą burtę baru.
- Bo ci jeszcze nie zdążyłam podziękować… Bo nie wiem co by się stało… Ale jesteś taka kochana… Nie wiedziałam czy lubisz z dziewczynami… Ale jak lubisz to wiesz… - Amy mówiła szybko urwanym i zduszonym głosem pomiędzy pocałunkami. Jej dłonie wędrowały chciwie po ciele Black 0 ale najczęściej natykały się na pancerz i oporządzenie więc dość często wracały z powrotem do twarzy. - Powiesz co i jak to tak zrobimy. - szepnęła roznamiętnionym głosem gdy znów znalazła się nad twarzą Latynoski.

- Czy lubię? - Diaz złapała ją pod pachami i po szybkim półobrocie tułowia, posadziła na barze. Krytycznym wzrokiem przejechała od bosych stóp po czubek jasnej głowy i aż zagwizdała, siadając tuż obok.
- Mała, dla takiej jak ty mogłabym nawet legalnie popracować - odpowiedziała śmiertelnie poważnie, nim pchnęła ją przewracając na ladę. Na podłogę poleciał miotacz, potem hełm i za nimi poszczególne części pancerza.
Że też to kurewstwo ściągało się tak kurewsko wolno!
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 18-03-2017, 21:11   #69
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
współwinni zbrodni: Kinku, Buka i jakiś MG

Isabell pogrzebała w panelu sterowniczym barmanów, najpierw wyłączając muzykę w piwnicach, nieco przyciszając tą na parterze, a następnie włączyła wszelkie możliwe oświetlenia, jakie tylko się dało. Klik, klik, klik, klik... i tak przez dłuższą chwilę, by wnętrze knajpy rozjaśniało jak w dniu wypłaty. Uśmiechała się przy tym pod nosem, nadal popijając zimne piwko, a te wszystkie czynności były nie tyle wywołane jej humorkiem, co i koniecznością zapewnienia wystarczającego oświetlenia we wszystkich pomieszczeniach, w końcu choćby ona sama nie miała ochoty, żeby ją co ugryzło w dupę w trakcie małego imprezowania…

- Ej Bradley - Odezwała się Isabell do Black01 przez komunikator - 2 i 7 poszli do piwnic pobuszować, tam są ponoć dalsze pomieszczenia, na dole jest burdel? - Na końcu wypowiedzi bardziej sama spytała, niż oznajmiła. I wciąż szukała czegoś ciekawego pod ladą baru, na początek znajdując dwie paczki papierosów. Wyszczerzyła ząbki wielce zadowolona z takiej drobnostki, po czym schowała czym prędzej owe szlugi… w biustonosz. A co, tam nie przeszkadzały, tam były bezpieczne, po jednej paczce na każdą miseczkę.

“Piątka jesteś zajęta?” - Obroża kierowcy zaświergotała, wypluwając na holo ciąg literek od Ósemki - “W czarnym, czarnym lesie stoi czarna, czarna chata. W czarnej, czarnej chacie jest czarny, czarny pokój. W czarnym, czarnym pokoju jest czarny, czarny kibel. Na czarnym, czarnym kiblu siedzi czarna, czarna dupa. W czarnej, czarnej dupie… jesteśmy my. Meh” - przekaz urwał się na chwilę, by po pięciu sekundach się wznowić - “Jest czysto, nie widać wroga. Trójka zdechł, ale wykopałam kogoś kto powinien ogarnąć drona. Brak amunicji, brak broni, brak leków. Brak perspektyw. Panel drona na polu minowym. Mamy rannych. Przydałaby się nam pomocna dłoń i podwózka. Trzeba ich zabrać, pójdę po ten cholerny panel. Nie wiem w jakim stanie wrócę. Będę Twoją dłużniczką. Pierwsze prochy i fanty jakie wywęszę są dla Ciebie.”

Isabell przeczytała wiadomość, po czym podrapała się po nosie. Pociągnęła z kufla, pociągnęła fajka, po czym… nawiązała bezpośrednią łączność audio z 08.
- Pisać za bardzo nie mogę, bo właśnie imprezuję - Zaśmiała się w komunikator, i chyba dało się nawet słyszeć przytłumioną muzykę - Jest zimny browar, są szmery i bajery, jesteśmy w trakcie sprawdzania piwnicy, może i będą dziwki - Parsknęła - Sami przyleźć nie możecie? Mogłabym odpalić “Pussy Wagon” ale reszta się wkurwi, najpierw muszę obgadać sprawę z szefową, znaczy się, 01. Odbiór.

“Znalazł się Parch z poprzedniej grupy, ma mało czasu żeby dowlec się do CH. Przy barze. Autobusem chwila moment. Możesz jechać z browarem, bo co - zabiorą Ci prawko? To niedaleko. Nie zdążysz wypić do końca jak wrócimy. Są ranni, kiepsko z ammo. Całkiem niezłe dupy się przyszurały, tylko trzeba je umyć. Wolę nie leźć na piechotę: dłużej, mało bezpiecznie. Zostało mało granatów, jeden karabin i parę klamek. Jeżeli pójdziemy na piechotę nie ogarnę drona, a zwiad z góry się nam przyda wszystkim. Chyba że wolisz się pakować w ciemno w każdy zapluty zaułek. I tak sprawdzacie piwnice, czas jest” - wiadomość przyszła po dziesięciu sekundach.

- Oj nie fochaj mi tu, bo jeszcze się wzruszę - Black05 cicho beknęła do komunikatora - Dobra, zobaczę co da się zrobić, idę spytać mamę - Zaśmiała się - Jakie dupy? Lepiej uważać na 07, ponoć niewyżyty, a z tego jak wygląda, to i pewnie ma armatę na 102, przywieziemy owieczki do wilka? Już podwijam kiecę i leeeeecę - Ostatnią wypowiedź niemal wyśpiewała.

“Raz w dupę to nie pedał, a o północy się ponoć zeruje” - tym razem wiadomość od Black8 zakończyła wykrzywiona emotikona, składająca się z liter “x” i wielkiego “d”. Po paru sekundach komunikator znów ożył - “Żołnierzyk, glina i marines. Chuj wie co tam robią w koszarach, może przyzwyczajeni. Chcą żyć - nie mają pola do marudzenia. Spytaj matuli, albo dawaj od razu. Będziemy… masz nas na mapie.”

Black05 wyszła więc z baru, szukając przed nim 01.
- Hej mamcia… znaczy się, Helen, jest sprawa - Odezwała się do kobiety kręcącej na dworze, po czym streściła jej o co biega.

Bradley zamieniła się w słucha i aż poprawił się jej z tego wszystkiego humor.
- Muzyka dla moich uszu... - zamruczała prawie. - Padre zjebał i ma problemy... Kurwa, wspaniale.
Wydryndała do Padre i zaczęła mówić zadowolona.
- Zciwicki, słyszałam, że macie problem. Zabieram wasze ptaszki z jezdni, bo się chuja znacie na ornitologii. Nie dziękuj. Nawet nasz martwy parch umierał dłużej, niż wasz. Bez odbioru.
Rozłączyła się i przeszła na kanał dla ósemki i nowej, brązowej koleżanki.
- Pomoc w drodze. Nie ruszajcie się z miejsca. Skontaktujemy się, jak dojedziemy na miejsce.

Następnie skontaktowała się z centralą.
- Znaleźliśmy jakąś samotną Brown. Chyba została sama z oddziału. Wnoszę o przydzielenie jej do grupy Black. Swojej misji już chyba nie wykona, a nam przyda się dodatkowy człowiek. Znaleźliśmy też cywili, więc gdybyście mogli nie wysadzać nas jak nie dotrzemy na czas do punktu, to byłabym wdzięczna.

Wysłała również krótką wiadomość do piwnicowych kretów.
“Wracajcie na górę. Druga grupa ma problem. Jedziemy po nich.”

Po pół minuty przyszła wiadomość od Black 8, pisana widać w pośpiechu.
“Dzieki. Dacie rade zgarnąć ammo i pare stimpaków?U nas kiepsko z tym. Na razie czysto. Br0 może ogarnąć drona Trójki.Ale panel na polu minowym. Ch2 ma przy barze. Zadanie:wydostać ludzi. Wydostani. Transport...ratujesz nam dupe.”

Jedynka odpisała:
“Mamy całą aptekę.”

“Wykombinujesz coś mocniejszego od klamki? Dwie sztuki. I ammo. Mamy 3 trepów. Bez broni długiej. Na wszelki wypadek. Poczekamy przy drodze. Pójde po panel dla Br0. Możesz gadać. Jest już spokój. Mnie kwas przeżarł struny głosowe, dlatego pisze. Meh” - tym razem wiadomość przyszła praktycznie od razu.*

Zaraz do Stokrotki nadeszła też druga wiadomość, tym razem od Diaz.
“xo xo Ruchamy Margarita, nie przeszkadzaj : )))))))) Dobrej zabawy : *****”
Na tym przekaz się kończył.

***


Black 8 ruszyła powoli pokonując krok za krokiem przez pobojowisko. Ciało Black 3 o statucie KIA było nadal tam gdzie upadło o kilkadziesiąt kroków od zamkniętego włazu do kanału. Mijała kolejne gnijące truchła xenos i chmary, brzęczących much. Pokonała z połowę odległości i następną połowę pozostałej połowy. Stratowana trawa przemielona ciężką artylerią i stadem obcych, bieganiną ludzi i pojazdów, uwalona była wszelkimi możliwymi resztkami i odpadkami. Wypatrzenie wśród nich tych które mogły eksplodować wcale nie było takie proste. A jednak udało jej dojść się w pełnej napięcia ciszy gdy ona szła a pozostała czwórka ją obserwowała.
Z bliska ciało Black 3 wyglądało jak każde świeże, martwe ciało rozszarpane przez eksplozję miny, ze zniszczonym pancerzem i poszatkowane odłamkami. I charakterystycznymi dla Parchów obrażeniami wokół szyi gdzie implodująca Obroża prawie odrywała martwym Parchom głowę od reszty ciała. Diodki i światełka na poszatkowanym odłamkami panelu martwego Parcha którego już zdążyły obsiąść insekty nadal się świeciły. Nash zaczęła zdejmować z ramienia panel kontrolujący drona gdy usłyszała zbliżający się od strony drogi ryk silnika.
Miała panel! Teraz jeszcze tylko wrócić. Odwróciła się i ruszyła starając się iść jak wcześniej. Ale w takich warunkach nawet “tuż po” było bardziej zgadywaniem i ćwiczeniem pamięci niż oczu. Podłoże było tak skotłowane, że ślady zlewały się z mrowiem innych. Pokonała znów z połowę odległości gdy zauważyła wyłaniający się zza zakrętu żółty, szkolny autobus. Miała znacznie bliżej do grupki przy kanale ale też i była o wiele wolniejsza niż rozpędzony przez Krunt pojazd.
Dotarli więc do włazu kanału mniej więcej w podobnym czasie. Black 8 wyszła na w miarę bezpieczny asfaltowy teren wznosząc swoje elektroniczne panelowe trofeum mniej więcej gdy Black 5 wyhamowywała rozpędzoną maszynę.

Po drodze Black 1 nadała komunikat do systemu rezydującego na orbicie. Ale reakcja była taka jak zazwyczaj gdy system przyjmował jakieś dane od swoich elementów na powierzchni. Dostała potwierdzenie odbioru komunikatu i na tym się właściwie skończyło. Sama widziała razem z Krunt jak po wyłonieniu się z za zakrętu drogi stoją na niej cztery sylwetki odległe o ostatnią setkę metrów. Piąta właśnie do nich podchodziła idąc ostrożnym i uważnym krokiem. Dwie z pięciu sylwetek były Parchami co oprócz mapy widać było po charakterystycznych deformacjach na szyjach. Pozostałe trzy miały nadal oznaczenia podanych przez Brown 0 znaczników jej celów na ten Checkpoint. Z bliska gdy się zatrzymały okazało się, że to jakichś trzech mundurowych. Cała piątka wyglądała mizernie i żałośnie zarówno przez zauważalny niedobór broni i amunicji jak i przede wszystkim przez brudnawą maź jaka pokrywała większość ich sylwetek.

O dziwo tym razem Nash nie wyleciała w powietrze, co powitała z ulgą i cieniem uśmiechu, gdy w końcu wytoczyła się z niebezpiecznej strefy, trzymając w garści elektroniczne ustrojstwo. Grymas na brudnej gębie poszerzył się razem z pojawieniem się autobusu z dwoma znajomymi sylwetkami. Co prawda detale ze względu na odległość miała znikome, lecz burza blond włosów u kierowcy i druga wystająca znad pancerza wspomaganego jasno obrazowała kto przyjechał na to cholerne zadupie.
- Zbieramy się - syntezator odezwał się sztucznym głosem, czytając szybko wyklepaną przez kobietę wiadomość. Wcisnęła w międzyczasie Brown 0 pamiątkę po Vaughu, unosząc pytająco brew i stukając w holoklawiaturę. Obroża piknęła, przetwarzając znaki na głos - Dron. Spróbuj go przejąć. Dzięki - przy ostatnim słowie uniosła rękę i machnęła nią na powitanie obsadzie busa.

- Baza, nie odpierdalajcie. Przekolorujcie brązową i po sprawie. Chyba nie każecie jej biegać samej?
Helen złościła się przez komunikator, chociaż nie było do końca pewne, do kogo mówiła. Wreszcie wyjrzała z parchobusu i machnęła do ósemki. Wyszła na powitanie.
- Ilu was jest? Każdy powinien sprzedać kopa Padre za to, że was zostawił. Dlaczego jesteście oddaleni od reszty?

- Została piątka. Ja, Br0: Maya Vinogradova. Trójka z kordonu. Gliniarz: Hollyard Karl, marines: Patino Elenio i armijny: Mahler Johan - Ósemka wskazała po kolei na zebranych i parsknęła, pisząc jedną ręką, a drugą odpalając fajka - Zabrakło odwagi żeby stoczyć dupy na dół. Chujowo to wyglądało. Spierdolili, po co się męczyć, nie? I lepiej, nie plątali się pod nogami - splunęła wesoło i dalej pokrótce zdała Jedynce raport z całej akcji, uwzględniając zużyty sprzęt i poczynione szkody.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 18-03-2017, 21:51   #70
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Pisane wspólnie z Buką, Kinkubus, MG, Zombianną i Zuzu

Otrzymany panel należał do operatora, kogoś specjalizującego się w obsłudze i użytkowaniu dronów. Brown 0 przyjęła go, obejrzała i odpaliła interfejs.
- Co prawda to nie moja działka, nie znam się na latadełkach… hmmm, zabezpieczone. Znał się na robocie, dobry był - zmarszczyła czoło, brnąc w linijki kodu i kręcąc głową, aż do chwili gdy uśmiechnęła się szeroko, a maszyna nad ich głowami zrobiła łagodny łuk i zawróciła, zawisając nad autobusem - Ale nie dość dobry. Funkcje bojowe są ciężkie do ogarnięcia bez szkolenia, ale same kamery i spokojny lot nie będzie stanowił większego problemu. - Pokiwała zadowolona głową, ustawiając system na autofollow za panelem. Wtedy mniej więcej usłyszała swoje nazwisko. Podniosła wzrok i podeszła do nowoprzybyłej dwójki, czekając aż Ósma skończy składać zeznania.
- Brown 0… Maya. - powtórzyła i wskazała na siebie żeby nie zostawiać wątpliwości, potem kiwnęła głową Black 1 - Pani tu dowodzi? Bardzo mi miło. Był jakiś pułkownik i inni, ale postali i poszli. Na ten Checkpoint dostaliśmy… grupa Brown dostała za zadanie wspomóc jednostki sojusznicze… Karla, Jonaha i Elenio... i doprowadzić ich do...eee… mety. Niedaleko tego baru z którego przyjechaliście. Trzech straciliśmy gdy przebijaliśmy się do włazu, pozostałych pod ziemią. Jestem sama. Zostało mi około pół godziny plus czas zapasowy… ale jak dżungla wygląda jak tam na dole - puknęła piętą w ziemię i wzruszyła ramionami, zacierając nerwowo ręce - Bardzo się cieszę, że panie po nas przyjechały. Obawiałam się… no że będzie jak z tym pułkownikiem. Nie jestem z waszej grupy, nie… nie wasz problem. Tym bardziej doceniam. Proszę mówić co mam robić, jestem do pani dyspozycji… ale strzelanie nie idzie mi najlepiej - skrzywiła się przepraszająco.

- A gdzie właściwie masz ten Checkpoint? - zapytał Karl patrząc na ubrudzoną twarz Vinogradovej. Sam wyglądał podobnie jak chyba każdy z tych co przeszli przez kanałowe piekło przed chwilą.

- A tak, racja! - Maya podskoczyła jak oparzona i szybko przesłała najbliższym Parchom dokładne koordynaty na swój punkt meldowania. Przeszła dwa kroki i wyświetliła mapę, pokazując ją policjantowi - O tutaj, w dżungli - pokazała palcem na migocząca kropeczkę.

- Pół godziny? To tym busem można by podjechać pod skraj dżungli. Dalej powinno się zdążyć dojść na miejsce. To niedaleko Haven. - odpowiedział policjant gdy obejrzał oznaczenia na wyświetlanej holomapie. Popatrzył na Black 1 w pobliżu i Black 5 za kierownicą jakby sprawdzał czy zgodzą się ich podrzucić.

- To jest nonsens. Nie mogli wam tego punktu dać w knajpie, tylko obok? I co potem? Na przełaj przez dżunglę do nie-wiadomo-kąd?
Helen nie podobały się współrzędne operacji, dla niej to było chaotyczne. Zamiast wyznaczyć im ogólny cel i dać wolną rękę w działaniu, słali ich po jakichś punktach, a Brown to w ogóle wysłali w krzaki.
- Wiecie, co tam jest w dżungli takiego ciekawego? Bo chciałabym zauważyć, że została sama Brown zero i ma niby osłaniać trzech ludzi? Niedorzeczne.

- Dlatego pisałam o broni i zapasach - syntezator Ósemki wciął się w dyskusję. Sama Parch stała kawałek dalej, opierając się plecami o burtę parchobusa i fajkiem wskazując trójkę mężczyzn - Są wyszkoleni. Dać im wyposażenie, to zwiększyć siłę ognia. Chuj wie co dalej centrala wymyśli Młodej - kiwnęła brodą na Brown 0 - Na razie trzeba ich tam dostarczyć. Potem może centrala ją scali z nami. Oby. Zgłaszam się na ochotnika do eskorty. Tylko daj mi się napić i ogarnąć parę kul. Jadę prawie na pusto - prychnęła, klepiąc karabin.

Jedynka darowała sobie dalszy komentarz, chociaż cisnęło ją, żeby powrzucać na centralę. Słuchali każde słówko, ale pewnie mieli w dupie, czy ktoś na nich zwał.
- Wskakujcie do busa. Skołujemy wam leki. Zanim dojedziemy pod punkt, opatrzycie się. Potem odprowadzę was do punktu. Zanim znaleźliśmy bus, trafiliśmy na dużo kurewstwa w dżungli, małego i dużego, więc wolałabym się nie rozdzielać. Mogliby odpuścić z tym zadaniem, ale niech im będzie...

- Jest jeszcze godzina zapasu dla spóźnialskich… ale to potem odejmują od puli minut na kolejny Checkpoint - Brown 0 zamknęła mapę. Przez chwilę poczuła się częścią grupy, aż do momentu, gdy boleśnie uświadomiła sobie, że to tylko czasowe. Drużyna Black miała własny cel, jej pomagali… bez celu. Szybko wpakowała się do busa, odwracając się prosto do Black 1 - Wiem… macie swój plan. Wyrobicie się? Nie chcę… żebyście potem mieli przeze mnie problemy… i jeszcze raz dziękuję.

- Pula minut... Brzmi jak teleturniej - podsumowała Bradley. - Mamy jeszcze trójkę głąbów szwendającą się po dżungli. Tą, która zostawiła Zoe w tyle - spojrzała na mapkę. - Zanim dojdą do baru, zdążymy uwinąć się z punktem? Pomęczę jeszcze centralę...
Black 1 połączyła się z bazą.
- Przechwyciliśmy Brown. Ponawiam wniosek o przydzielenie jej do czarnych. Droga do jej punktu jest niebezpieczna dla cywilów i jednocześnie stratą czasu. Mamy środek transportu, żeby ich przewozić, ale nie powinniśmy niepotrzebnie zapuszczać się do dżungli. Odbiór, tępa pało.

- Może… może potrzebują czasu żeby wdrożyć procedury zmiany - Brown 0 próbowała znaleźć jakieś optymistyczne przyczyny milczenia - Przekonwertowanie systemu zawsze trwa, trzeba uzyskać zgody i podłączyć konto Brown pod waszą grupę. Może… uznali, że skoro cel jest blisko, da się go zrealizować… przy waszym wsparciu. W Checkpoincie jest sprzęt jaki zamawialiśmy… dla całej grupy. Coś… chyba da radę z tego wybrać i się dozbroić. Będziecie mieli dwie dostawy zamiast jednej na ten etap - uśmiechnęła się dość blado, siadając na jednym z foteli.

- Pierdolę takie teleturnieje - Obroża Nash mówiła bez emocji, ale te skutecznie nadrabiała niezwykle skwaszona mina jej nosiciela. Splunęła w piach, pstryknęła petem i zapakowawszy się do wozu, zasiadła z jękiem ulgi na krześle za kierowcą. Wystukała coś i zaraz lektor przeczytał - Ja jebie. A podobno wszystko tam mają pod linijkę. Burdel kurwa, nie pod linijkę. Dajmy im czas, ogarnijmy co się da ogarnąć. Postaw się na nogi - złote oczy spojrzały wprost na Vinogradovą, po czym skupiły się na żołnierzach - Wy też. Ten kurwidołek na kółkach ma ładowarkę do telefonów? Na twoim smartfonie są linki do ostatniej kolejki Super Bowl. - wyszczerzyła się na koniec do Hollyarda.

- Nie kojarzę by tam było coś specjalnego. - Karl wzruszył ramionami machając w stronę gdzie siedziała Brown 0 i jej niedawno wyświetlana mapa. Usiadł z ulgą na jakimś postrzelanym i sypiącym gąbką siedzeniu.

- Może celowali w bar? Zrzuty z orbity to tak różnie mają z tą precyzją wstrzelania się w LZ. - dopowiedział swoje spostrzeżenia marine. W międzyczasie wszyscy już zajęli miejsca w busie i Black 5 mogła szykować się do drogi powrotnej. System ponownie z komputerowo - robocią uprzejmością i niezłomnością przyjął komunikat od Black 1 i na tym się skończyło. Kody, wytyczne i cele do osiągnięcia pozostały czas i wyświetlane Checkpointy jakoś u żadnego Parcha nie uległy zmianie. Vinogradowa miała chwilę czasu by na drugim ramieniu zamocować sobie panel do sterowania dronem należącym niedawno do Black 3 który od jakiegoś czasu miał status KIA przy ikonce. Obraz działał poprawnie choć obudowa była pocięta, osmolona i porysowana szrapnelami przypominającymi jak zakończył żywot poprzednik. Widziała na nim dach i maskę busa w jakim siedzieli oraz ten drugi dron jaki latał nad okolicą odkąd wyszli z kanałów.

- Spójrzcie - Vinogradova przełączyła pogląd z panelu na holo Obroży i wyświetliła obraz z parchatego drona. Kliknęła parę razy i przybliżyła obraz, pokazując obce latadełko - Oznaczenia Armii, nie widzę uzbrojenia. Chyba zwiadowczy… robią rozpoznanie, czy szukają żywych? Albo xenos - skrzywiła się.

- To znaczy się… co? - Black05 dłubała właśnie w zębach, wyciągając spomiędzy nich paznokciem resztki orzeszków, których garść wzięła sobie na drogę. Chyba za bardzo reszty nie słuchała, co pewien czas kopiąc w nadal nie działające radio Parchobusu - To gdzie jedziemy, do baru, tak? - Spytała, i nagle coś się jej przypomniało, i aż pacnęła się w czoło - Ej dzieciaki, mam coś dla was.

Isabell sięgnęła po zwędzoną z baru damską torebkę sporych rozmiarów, w której znajdowały się…flaszki zimnego piwa. Podała całą tą torbę za siebie.
- Wypas co? - Powiedziała, wrzucając bieg i gazując maszynę - Podzielcie się, na miejscu jest więcej…

- Nie - odpowiedziała Helen. - Jedziemy pod CH2. Odprowadzimy Brown i trzymamy kciuki, że nie wyślą jej gdzieś głębiej w dżunglę, tylko do naszego punktu. Fajnie byłoby podjechać jak najbliżej, bo tam może czekać dużo sprzętu, dla całego oddziału brązowych. Z własnej autopsji się orientuję, że przed drugim punktem mało co się zamawia na zapas.

- Dobra, to teraz nie chlać, bo zęby pogubicie! - Krzyknęła Black05, przekrzykując wycie silnika busa, i tak dała po gazie, że gdyby nie brak asfaltu, to z całą pewnością ruszyliby z pichami, a tak skończyło się “jedynie” na wystrzeleniu w przód całego pojazdu.

Szarpnęło, machina ruszyła rzucając sylwetkami wewnątrz. Nash zamiast na trasie, skupiała uwagę na dzierżonej w dłoni butelce - zimnej i przyjemnie pełnej. Browar. Nie pamiętała kiedy ostatni raz dane jej było napić się piwa. Lata temu… dawno w każdym razie. Odbiła kapsel od metalowego podłokietnika i z prawdziwą przyjemnością golnęła aż zabulgotało w przełyku. Trzymała szyjkę między zębami, niwelując ryzyko ich wybicia na wertepach, a pojedyncze krople spływały po brodzie, szyi i Obroży, aż na pancerz.
- Elenio, Maya. Podreperujcie się - syntezator gadał, a Parch nie przestawał pić - Spróbuj posłać drona na zwiad. Niech zobaczy z góry co nas czeka.

Black 5 zawróciła żółty pojazd z wymalowanym niebieskim sprayem napisem i pognali z powrotem. Pasażerowie busu znacznie wydawali się być mniej spięci gdy bezpośrednie zagrożenie minęło a dzięki uprzejmości blondyny za kierownicą pojawiła się torebka z zimnymi, promilowymi napojami. Po nurkowaniu w kanałach i całej tej tropikalnej spiekocie, osuszeniu własnych manierek zimny napój został przywitany wręcz owacyjnie.
- Hej, no to kolejka za zdrowie naszego szczodrego kierowcy! - krzyknął wesoło Johan wnosząc w górę pewnie z połowę puszki. Mundurowych tak suszyło po ostatnich przeszkodach, że spienione podczas jazdy piwo otworzyli bez wahania i spili pewnie z połowę pojemniczka jednym, chciwym haustem oblewając przy okazji zimną pianą i usta, i twarze i dłonie.

- I naszych miłych i ładnych dziewczyn co mają niezłe cojones. - wyszczerzył się zgodnie Latynos upijając równie zgodnie kolejny toast.

Po drodze Brown 0 skorzystała z okazji by użyć większość posiadanych środków medycznych by postawić się z powrotem do stanu używalności a nawet na nogi. Pomogło. Ale zapas środków medycznych stał się niepokojąco mały. Zostały jej po dwa ostatnie medpaki i stimpaki. Reszta przywieszek i kieszeni ekwipunku jakie zazwyczaj zajmowały ziała pustką. Niewiele lepiej wyglądał stan posiadania Black 8 która użyczyła po medpaku i stimpaku dla Elenio wyglądającemu z nich wszystkich podobnie kiepsko jak przed chwilą Vinogradova. Teraz przynajmniej można było mówić, że wrócił do normy. Sama Asbiel jednak też miała medykamenty na wyczerpaniu. Zostało jej po trzy stimpaki i medpaki choć miała jeszcze apteczkę w rezerwie.

- No to nasz. - powiedział nieco spokojniej Elenio patrząc na holo wyświetlane przez Vinogradovą przedstawiające drugiego drona. - No bez uzbrojenia więc misja rozpoznawcza. Ale ostatnio tak się wymieszało wszystko, że nie wiadomo kto tym steruje. Może nawet dali go chłopakom z Armii albo Policji. Ale pewnie przysłali go z centrali. Słuchaj ja jestem operatorem dronów może mi dasz tą zabaweczkę? - Latynos oparł się o siedzenie przed siedzącą Brown 0 i patrzył na wyświetlany obraz. Na końcu spytał ją wskazując na nowy dla niej panel sterujący dronem. W międzyczasie Krunt dojechała do klubu i niezbyt zwalniając bus zapiszczał rzucając wszystkimi na jedną z burt gdy na pewno z nie przepisowo dużą prędkością żółty pojazd zjechał z głównej drogi i kierował się między klubem a ścianą dżungli.

Vinogradovą manewr maszyny zrzucił z fotela. Zleciała w przerwę między siedzeniami, obijając się o podłogę i ścianę. Przez chwilę obserwowała ubłocone stopy na tle dachu, coś przetoczyło się po podłodze, uderzając ją boleśnie w udo. Klnąc cicho pod nosem przekręciła się pokracznie, ładując z powrotem na miejsce. Dobrze, że zdążyła wypić toast przed zawirowaniem, inaczej naprawdę straciłaby zęby.
- Znasz się na latadełkach? - zamrugała, powtarzając rewelacje Latynosa. Szybko odpięła poobijany panel, przekazując go w odpowiednie ręce - Jasne, trzymaj. Zrobisz z niego lepszy użytek. To nie moja bajka.

- No pewnie! Jestem spec od rozpoznania i penetracji dziewiczych terenów. - Latynos w mundurze pokrytym śmierdzącym szlamem wskazał dłonią na chyba jakieś naszywki czy oznaczenia na pancerzu ale w tym całym syfie jaki oblepiał ich wszystkich taki detal był prawie niedostrzegalny. Za to z zauważalną wprawą przypiął sobie panel na swoje ramię w międzyczasie trzymając puszkę bezcennego piwa między udami. - Złamałaś hasło. Zarypiaście. Ok zostały my dwie rakiety p.panc i jakieś dwie, trzy godziny lotu. Potem zabraknie mu energii i trzeba będzie lądować. - Elenio powiedział mimochodem ogarniając z zauważalną wprawą panel na swoim ramieniu który mimo, że ubrudzony ziemią, posiekany odłamkami, porysowany kamieniami i tak wydawał się najczystszym elementem armijnego żołnierza.

- Konkwistador się kurwa znalazł - Black 8 rozwaliła się wygodnie na krześle, zezując na Latynosa i dając Obroży gadać. Prychnęła do kompletu jawnie wskazując niewiarę w zapewnienia o doświadczeniu w rozdziewiczaniu dziewiczych terenów. Wywaliła pustą butelkę po browarze przez wybite okno i westchnęła z ulgą. Dobrze było zmyć z ust posmak koktajlu z szamba oraz napalmu, doprawionego papierosowym dymem.
- Domówimy baterie do następnego CH, obejdzie się bez awaryjnych lądowań. Rakiety też weźmiemy. Mów czego ci potrzeba - Obróciła pysk do Hollyarda i wystukała dalszy przekaz, a syntetyczny głos mieszał się z rykiem silnika - Gorzej z pestkami do Novy. Ale. Znajdziemy ci inną broń na zamianę. Punkt ewakuacji - gdzie? Najbliższy. Port odcięty. Zaraza. Zamieszki. Chujowo to wyglądało przez holo. - skrzywiła się na koniec.

- Ty jak zamówisz to przyjdzie do waszego Checkpoint. Maya by musiała. I to też by przyszło w pierwszym możliwym. Ale prześlę co co by się przydało. - Elenio mówił mimochodem grzebiąc coś przy swoim panelu tak samo jak Nash przy swojej holoklawiaturze. Właściwie jego słowa przypomniały Parchom, że grupie Black zostało z jakieś 20 minut na domówienia. Potem Checkpoint 2 już zdeorbituję na powierzchnię by czekać na niej gdyby komuś z ich grupy udało się dotrzeć do Checkpoint Black 1. Podobnie Brown 0 miała już wyznaczony adres następnego Checkpointa jaki powinna osiągnąć grupa Brown.

- Nie wiem co zorganizują! Jak powietrzem to aby coś płaskiego jak lądem… - Karl odkrzyknął by przekrzyczeć efekty dźwiękowe jazdy ale urwał na chwilę gdy doszedł do punktu ewakuacji drogą lądową. - Nie no kurwa jak nie zgarnął nas jakimś lataczem to nie wiem jak jeśli cofają się ze wschodnich sektorów. - przyznał w końcu po chwili wahania. - Z zarazą w porcie to ściema! Gadałem rano ze Svenem! Mówił, że nic nie ma! Ale ktoś plotę puścił i ludzie dostali pierdolca! - tutaj zaprzeczył ruchem głowy i wydawał się być dość pewny tego co mówi. - No ale nie wiem jak tam jest teraz! - przyznał po chwili zauważalnego wahania.

Helen słuchała, nie pijąc piwa. Obrobiła wcześniej z pół butelki likieru i robiło się jej niedobrze od tych wszystkich wybojów na drodze. Skupiła się na swoim komputerku i składała zamówienie.
2x bateria do drona, z 30x stimpack, 30x apteczka, po 8 magazynków do głównej broni dla każdej z dziewczyn i Ortegi, pełne orakietowanie dla drona, po 4 paczki granatów zwykłych i zapalających... Mieli bus, mogli się obładować.
- Nowi, czym lubicie walczyć? Nie wiem co z wami będzie, jak dojedziemy do punktu Brown, ale jeśli pojedziecie z nami, to zamówię wam broń. Przed nami daleka droga, ale muszę teraz.
Po uzyskaniu odpowiedzi, zamówiła im po broni z dwoma zestawami magazynków. Wzięła też po średnim pancerzu dla każdego, kto nie miał żadnego opancerzenia.

Obroże wytrząsanych w autobusie Parchów rozbrzmiały radosnym głosem Black 2, która darła ryja przez komunikator.
- Hola chicos y chicas! Tu Radio Licha, widzę na mapie, że przesyłka zgarnięta, si? Coś ogarniam że się nam sprzęt grający w Pussy Wagonie zjebał... ale nie dygajcie! Zaraz to naprawimy! - dziewczyna tryskała optymizmem. Odkaszlnęła i nagle zaczęła śpiewać po swojemu, wybijając rytm... prawdopodobnie butem o jakieś drewno.
- Soy un hombre muy honrado, que me gusta lo mejor! Las mujeres no me faltan, ni el dinero ni el amor! - wyśpiewała z zapałem całą zwrotkę, a przy refrenie walenie w dechy nabrało mocy - Ay ay ay ay ay, ay mi amor! Ay mi morena de mi corazóóóón! - Ostatnie dźwięki zlały się z jękliwym brzękiem tłuczonego szkła.
- Luz lalunia, nic się nie dzieje. Pij, pij... chcesz repetę? - Diaz przysłoniła dłonią szczekaczkę, gadając do kogoś po swojej stronie. Zaśmiała się krótko i już nawijała do Stokrotki - Zwiedziliśmy z Wujaszkiem kurwią dziurę, poruchaliśmy trochę. Mają tu zjebany system przeciwpożarowy. Mówię ci Margarita, ledwo się jarało, a ten drze mordę że pożar i zraszacze włącza. Que maricón! - poskarżyła się na ten przejaw jawnej głupoty, prychnęła i podjęła nawijkę - Znaleźliśmy akwarium z rybkami, ale fiuty się zamknęły od środka i nie chcą wyjść... jebani zostawili taką prawilną blondzię żeby ją kurwy opierdoliły... przykutą w basenie na waleta, czaisz? - tym razem warknęła lodowato, w tle brzęknęła o podłogę kolejna flaszka - No ale dupeczka jest już w dobry rękach. Jest moja, ja ją pierwsza zobaczyłam! - wydarła się zaczepnie nie wiadomo czy do Ortegi, czy do Parchów w Parchobusie.
- Da się do nich dostać, o ile znajdziemy wędkę albo wędkarza który otworzy właz. Jest panel na ścianie... albo wyjebiemy w niej dziurę - zamyśliła się. - Mogą mieć tam coś przydatnego. Coś wam tu mordeczki ogarnąć na szybko zanim wrócicie? Gdzie wy w ogóle bez nas popierdalacie?

Gdyby nie była zajęta wklepywaniem zamówienia, Bradley już dawno przerwałaby wrzaskliwej parchównie.
- Czekajcie na nasz powrót. Nigdzie nie idźcie we dwójkę, brońcie cywila. Zamknijcie przejścia do kurwidołku, żeby nic na was nie wylazło. Jedziemy do punktu kontrolnego brązowej, zgarniamy ich zamówienie i jedziemy do was. Oprócz brown, mamy trójkę nie-parchów. Bez odbioru - sztywno zakończyła.

Wyglądało na to, że przynajmniej jedno z oddziału dobrze się bawiło. Brwi Nash podjechały do góry, gdy eter wypełniła śpiewana z zapałem piosenka. Pokręciła głową, splunęła przez okno i poczekała aż Jedynka skończy.
“Jak wiskasz teren rozejrzyj się za ładowarką do smartfona, najlepiej uniwersalną. Prześlę ci model na wszelki wypadek. Powerbanki też się przydadzą. Dasz radę przerobić wejście żeby je podłączyć pod busa?” - wystukała wiadomość, westchnęła i po chwili wysłała ją do Dwójki.

Odpowiedź przyszła szybko i zaczęła się od uprzejmego pytania.
- Po chuja ci ładowarka? - prawie dało się wyobrazić, jak Diaz przewraca oczętami, ale chyba szybko się zmitygowała - Dobrze słyszałam, że wieziecie więcej dup? Wujaszek się ucieszy! Taki spięty i wyposzczony chodzi. Marudzi i nieznośny jak ja pierdolę się zrobił… i jeszcze mi kurwy sprzed lufy podpierdolił… pendejo. A teraz Margarita mówi że mam siedzieć na piździe i nic nie rozpierdalać… i jak tu żyć? No nie da się... - zamarudziła, dzieląc się z otoczeniem straszną traumą. - Dobra poszukam. I weź Latarenka mnie nie obrażaj, dobre?! Jak trzeba to nawet Tatuśkowi pod rowa podłącze i będzie działać! A no właśnie! Gdzieś w kabarynie się szwendają siłowniki, mogę z nich zmontować uprząż. Będziecie dźwigać więcej gratów. Ktoś reflektuje? Laterenka? Świeżynka…. SIEMA ŚWIEŻYNKA! - krzyknęła nagle na całe gardło i znowu gadała jak na nią w miarę nie raniącym uszy tonem - Musisz się ze mną napić! Z Wujaszkiem też! I z Amy… ale pamiętaj że ona jest moja! Pytałam się o szeleczki, ale tu nikt nie chciał. Za powerbankami też się rozejrzę. Dupeczki coś chcą?

- Eee... cześć Black 2. Miło cię poznać, jestem Maya. Za szelki dziękuję - Vinogradova wyglądała na speszoną. Odpowiedziała rozentuzjazmowanemu Parchowi po drugiej stronie linii, wodząc niepewnym wzrokiem po postaciach widocznych w busie. Tych z Obrożami na szyjach - Jeżeli chłopaki będą coś chcieli, damy ci znak, okey? Hydraulika w klubie działa? Przydałoby się umyć. Nie pachniemy i nie wyglądamy za specjalnie po wycieczce w kanały. Bardzo chętnie rzucę okiem na ten panel... od akwarium... jak wrócimy. Nie ma kodów, których nie da się złamać albo obejść. - uśmiechnęła się blado, spoglądając za okno.

“A ja chętnie przytulę te szeleczki” - Ósemka uśmiechnęła się pod nosem, przebierając palcami po holoklawiaturze. Dodatkowe miejsce na dodatkowe magi i granaty… czego chcieć więcej od życia? Domówiła do następnego punktu zrzutu po dwa pełne zestawy posiadanych granatów i dla jaj dopisała granatnik razem z pakietem C4 oraz zapalnikiem czasowym.

- Nowi? Jesteśmy tu dłużej od was, mamuśko. - Johan prychnął trochę rozbawionym a trochę kpiącym tonem słysząc jak Black 1 nazwała ich trójkę.

- Daj spokój Johan. - machnął ręką Karl wtrącając się w wymianę zdań. - Ja jestem strzelcem wyborowym. Ale poradzę sobie z każdą bronią długą. Chłopaki też. - policjant wskazał najpierw na siebie a potem na dwóch żołnierzy z Floty i Armii.

Za długo nie mieli okazji do rozmów bo żółty bus kierowany wprawną ręką i nogą Krunt zarzucił heblami przed ścianą dżungli. Dzięki podwózce zaoszczędzili sporo czasu i wygody. Do Checkpoint Brown 2 brakowało w prostej linii jakieś 200 - 300 m. Ale to już było na przełaj przez dżunglę. Z oryginalnego czasu zostało grupie Brown, w tej chwili reprezentowanej przez ostatnią osobę, jakieś 20 - 25 min.

Mogło się udać, nawet bez rozpoczynania puli dodatkowych minut dla “spóźnialskich”. Nash wolała być dobrej myśli, z uśmiechem na gębie łatwiej pakowało się w kłopoty.
- Spostrzeżenie. Zostawiliśmy w baroburdelu parę meksów-recydywistów, wyposażonych w ciężką broń, miotacz ognia. I skazanych na co najmniej dożywocie. Co może pójść nie tak? - Obroża zaszczekała, Ósemka sprawdziła w międzyczasie karabin i wstała z fotela, kręcąc z krzywym uśmiechem głową. Splunęła, stukając w holoklawisze z poważną miną - Maya sprawdzaj detektor, nie chcemy żadnych niespodzianek. Ruszcie się, zegar na nas nie poczeka - machnęła na trepów i chwyciwszy pewnie karabin, wyskoczyła z busa.

- Nie szarżuj, laska. Ustawić się w formacji, trzeba ubezpieczać cywilów.
Po chwili Helen zdała sobie sprawę, że nikt oprócz może dwóch osób wiedziała tutaj, co może oznaczać formacja. I ta dwójka była wspomnianymi cywilami.
- Pięć, osiem, zamykacie pochód. Brown za mną, jak masz detektor, to monitoruj. Cywile w środku. Ja prowadzę. Zrzućcie trochę sprzętu w busie, będziemy zaraz dźwigali zasoby.
Jedynka zostawiła cztery magazynki do CMKu i trzy granaty odłamkowe.

- Oczywiście - Vinogradova wyciągnęła niewielkie urządzenie, na nim skupiając uwagę. Przedtem oddała zapasowe magazynki do pistoletu Karlowi, Elenio i Asbiel dostali dwa ostatnie granaty zapalające. Pistolet maszynowy i naboje próbowała wcisnąć Johanowi. Im się bardziej przydadzą.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 18-03-2017 o 21:54.
Czarna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172