10-03-2017, 22:18 | #61 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Padre sczytał dane udostępniane przez obrożę. - Brown 0, tu pułkownik Zciwicki, Black 0. Podaj swój status i cel. Parchy, gadali coś “statusach”. Padł stopień wojskowy, a słysząc go ostatni Parch z grupy Brown poczuł nadzieję. Może to jeszcze nie koniec, może się uda wydostać z tej ciemnej dupy i uchować łeb na karku. Patrzyła na tekst, potem słuchała i ledwo gość skończył gadać, uruchomiła swój komunikator. - Mogę mówić, jestem cała. Jeszcze. - wydyszała pospiesznie, zerkając na panel hakerski - Resztę zdjęło, zostałam sama. Cel: wsparcie sojuszniczych jednostek. Znalezienie i doprowadzenie do CH2… mapa pokazuje pół kilometra, w dżungli. Jednostki są tu, za zakrętem… trzy sztuki, ale związane walką… chyba. Były cztery przed chwilą, jedną coś zdjęło przed sekundą. Potrzebuje jednego żywego. Jednego. Jesteście nad włazem, widziałam że ktoś od was grzebał w systemie. Wyczyściliśmy wejście do mojej pozycji. Gorzej z przodu… zostało mi półtorej godziny, ciężko z bronią. - skończyła chaotyczny raport. “Co za siły sojusznicze? Widziałaś ich?” - Ósemka stukała zawzięcie w klawiaturę Obroży - “Ty grzebałaś przy panelu na górze?” - Tak, ja grzebałam. Musieliśmy otworzyć wejście - Brown 0 odpowiedziała niepewnie, patrząc na tekst. Dlaczego tekst, skoro mogli gadać? Ten pułkownik też gadał. Sprawdziła w panelu - tekst wysyłała Black 8 - Nie Ósma, nie widziałam. Dostaliśmy zadanie żeby ich znaleźć. Znaleźliśmy, ale kontaktu eee… wzrokowego nie było. Nie wiem jaki mają status, ani co to za formacja. - Jakiego typu obcych tam masz? - Zapytał Padre. - Xenosy, chodzą po sufitach. Duże… większe od człowieka. Te małe też - Brown0 odpowiadała dalej - Tak było do tej pory, nie wiem co z przodu. - Black 8, przejdź na komunikacje oddziału, nie potrzebne nam komplikacje - odezwał się Padre. - Brown 0, jak dużo tych obcych? Pojawiają się grupami czy samotnie? - odruchowo sprawdził czas jaki im pozostał do zjawienia się w CH1. - Weszliśmy do większego pomieszczenia i rzuciły się na nas… stadnie. Wybuch mógł je przestraszyć, ale… nie wiem. Nie widzę ich, na czuja średnio idzie… ciężko stwierdzić co tam zostało i co się dzieje. - Brown 0 brzmiała na zakłopotaną. Za plecami Padre rozległo się ironiczne prychnięcie. “<konsternacja> Nadaje po ogólnym, przestaw widok albo co tam chcesz” - odpisała i splunąwszy do studzienki kontynuowała - “Br0: Wygląda czysto tam gdzie jesteś?” - Eeee… to kanały? Śmierdzi tu i syf na ziemi… aaa! Wróg? Nie, nie widzę… nic w zasięgu słuchu i wzroku. Czysto… pod tym względem - uśmiechnęła się pod nosem. Zcivicki przywołał mapy tego terenu sprawdzając czy są na nich zaznaczone tunele pod nimi. Ósemka w tym czasie patrzyła niechętnie na właz: mały, śmierdzący… zniechęcający. Zbyt wąski, by dał radę przecisnąć się przez niego pancerz wspomagany. Sytuacja pod ziemią też nie wyglądała ciekawie, choć obsmarowana krwią drabinka prowadziła prosto w dół na prawdopodobnie twardą powierzchnię. Nie tak wysoko, w świetle wpadającym przez sufit dało się dostrzec w miarę prosty teren… wilgotny i z resztkami czegoś organicznego. Gdzieś przy Brown trwała walka, sekundy ulatywały w niebyt, zostawiając po sobie powidok lecących na wyświetlaczu zegarka cyfr. Jeden krok i Parch stanęła nad krawędzią, spluwając w dół po raz ostatni, nim wykonała drugi krok, spadając w ślad za plwociną. Zcivicki sprawdzał mapę jaką wyświetlała obroża. Na szczęście jeszcze na orbicie Graeff wykonał dobrą robotę ze wstępnym rozpoznaniem terenu i nie zapomniał o podziemnym systemie na mapach. Teraz na holo obrazie jaki wyświetlała jego Obroża widać było fragment okolicy. Była na niej droga na której właśnie byli choć na niej oczywiście, żadnych rozkładających się trucheł w tym tropikalnym gorącu nie było. Była za to zaznaczona linia kanałów przy drodze. Po mapie widać było też podziemną pozycję Brown 0. Powinna być w jakiejś bocznej odnodze ciągnącej się prostopadle do drogi. Na powierzchni dałoby się tam dojść pewnie prędzej po skosie i na skróty. Tyle, że trzeba by wejść przez kolejne truchła, fale fetoru i brzęczących ścierwojadów oraz wybuchowe urozmaicenie dla gości. No i właz. Nie było w jej pobliżu żadnego włazu by się tam dostać. Najbliższy poza tym przy którym stali był już patrząc z ich strony “za” Brown 0. Trzeba by przejść na powierzchni poza jej pozycję. Z jakieś 150 - 200 m od miejsca gdzie Zcivicki stał obecnie tak patrząc w linii prostej. Do samej Brown 0 w linii prostej było pewnie trochę mniej niż połowa tej odległości. W tym czasie Nash zeskoczyła na dno studzienki. Zachlupotało coś pod jej butami a echo poniosło odgłos uderzenia w brudny beton. Kanał miał jajowaty przekrój i sięgała głową prawie do najwyższego punktu. Nie było szans by jakikolwiek pancerz wspomagany tu wszedł chociaż zwykły wojskowy pancerz czy egzoszkielet powinien się zmieścić. Ale gigantów pewnie by przygięło. Oświetlenie taktyczne zamontowane na broni okazało się całkiem przydatne. Promień światła był dość wąski ale i tunel do szeroki nie należał widać więc było go całego. Jasne jednak, że trzeba było poruszać się gęsiego a wyminięcie kogoś wiązałoby się z niezłą ekwilibrystyką i w walce było raczej mało realne. Nawet na spokojnie to oznaczałoby wymuszoną współpracę dwóch osób. Dopiero jeśliby zrobiło się gdzieś tam szerzej i wyżej można było myśleć o zmianie szyku i innych fanaberiach. O kilkadziesiąt kroków od zejścia pod studzienką widziała plamę seledynowego światła. Pewnie jakiś lighstick. Leżał sobie na dnie kanału. Wcześniej jednak widziała oznaki walki. Nie wszystko widać szło tu ładnie i gładko. Dno kanału wyściełały ciała xenos. Poprute pociskami a te dalsze od włazu spalone. Co potwierdzał wyczuwalny z bliska posmak napalmu i spalonego mięsa w nozdrzach. Przestrzeliny, odstrzeliny, szarpnięcia po szponach i rozbryzgi krwi, głównie xenos ale nie tylko na ścianach i suficie kanału też były dość wymowne. Nash rozpoznawała też w świetle latarki charakterystyczne rozbryzgi szrapneli. Ktoś tu musiał użyć odłamkowego. W tak wąskiej i ciasnej rurze musiało mieć to wzmocniony efekt gdzie nie było ani jak uciec ani gdzie się schować. Odbiec samemu zresztą też mogło być nie tak łatwo. Brown 0 usłyszała głuche tupnięcie jakie przyniosło jej kanałami echo. Ktoś tam chyba zeskoczył do kanału. Po danych z Obroży widziała, że była to Black 8. - Tu są koordynaty i pozycja celów - po łączu szły kolejne dane, tym razem namiary na “siły sojusznicze” - Powinniście być w stanie je widzieć u siebie, pułkowniku. “Od góry nie mamy podjazdu.” - Obroże Parchów zaśmieciła kolejna wiadomość od Nash - “Nie bezpośrednio. Za dużo ziemi i betonu, nie przebijemy się bez prawilnej bomby/rakiety/artylerii p.panc. albo przeciwbunkrowej. No ni chuja. Ale są plusy. Od granatu się nie zawali. Już tu napierdalali i tunel ciągle stoi. Gorzej znaleźć osłonę, trzeba uważać, bo łatwo dostać rykoszetem.Trzeba to zrobić tradycyjnie. Meh. Na dole czysto.” Black 6 pociągnął nosem nad wejściem do kanału po czym wysłał wiadomość na ogólnodostępnym “Black 8 nie możemy się doczekać aż nam opowiesz jak tam jest ale na razie nie chcemy robić sztucznego tłoku i onieśmielać nowoprzybyłych” Parę metrów niżej rudy Parch wzniósł oczy ku sufitowi i pokręcił głową, krzywiąc się przy tym prawie bez zbędnej ironii. Zaczynała lubić medyka. “Jest tak jak lubicie najbardziej. Ciemno. Ciasno. Ciepło. I mokro pod nogami. Aż prosi żeby się załadować” - kucnęła parę kroków od zejścia, opierając plecy o ścianę dzięki czemu przynajmniej plecy zabezpieczyła. Stukała w holoklawiatruę, uśmiechając się pod nosem i co parę znaków błądziła światłem na broni po korytarzu - “Szósty: chyba się nie boicie? Takie duże chłopy…” - Dobre, to się zaczyna robić absurdalne. - rzucił Owain, przyklękając i uważnie obserwując ścianę dżungli - Najpierw połowa bandy poleciała do lasu po jakiegoś wraka i zamiast zginąć, to jeszcze nas wyprzedzili, a teraz Ósemce odjebało i zaczęła ganiać za każdym zagubionym szczeniakiem, na jakiego się natknęła. Lalka z kanałów, chcesz do nas dobić, zapraszam, ładuj dupsko na górę, ale mamy własnego checkpointa do odhaczenia, a niektórzy chyba zapominają, że mamy ograniczoną datę przydatności. - Właśnie sprawdzam mapy - powiedział Black 0 - Bez sensu pakować się w tunele, jeśli to nie jest konieczne. Na barykadzie była rakieta, może dałoby radę się przebić. Sprawdzał wszelkie dane architektoniczne kanałów zestawiając je z parametrami widzianej na barykadzie rakietnicy. - Chujowe te mapy - powiedział po chwili. - Dobrze, że choć ulice tu zaznaczyli. - Złożymy skargę na parchatą służbę kartograficzną. A teraz szybka decyzja, lecimy dalej czy ratujemy parcha w opałach. - Owain prychnął. - Czas mamy - rzucił Padre - spore ryzyko. Tylko dla ochotników. Ja bez solidnej motywacji nie pcham się na dół. Nie chcę utknąć. - powiedział na otwartym kanale, tak by i Brown 0 słyszała. “My mamy czas, ci w tunelu nie” - przekaz od Nash przyszedł dość szybko. Słuchała z zadartym pyskiem, czego nie dosłyszała uzupełniała Obroża. Kręciła głową, aż w końcu wstała. Nie było co stać jak kołek, ale co kto lubi - “Br0 ma swoje zadanie jakby ktoś nie dosłyszał. Mówiła o problemach z bronią. Polecam laryngologa po powrocie. Powinien być w pakiecie opieki. Rakieta na barykadzie? Widziałam. P.panc. Mamy 1-2m gleby do przebicia. I beton. Ciężko. Do zniszczenia ciężkiego sprzętu: mecha/robota/czołgu wystarczy wybić dziurę jak pięść. Tu będzie tak samo. Mała dziura. Siła wybuchu pójdzie po ścianach kanału. Zrobi się wyrwa. Ale. Za mała na człowieka. Można spróbować. Wybić dziurę. Na granat. Atak z góry. Ale droga jest na dole. Przejebane jak lato z radiem. Mapy chujowe, ale to wszystko co mamy. Dobrze pójdzie będzie plan b. Wyrwa od góry. Dacie na podgląd - powiem jak uzbroić głowicę. Tak to właśnie jest z facetami. Chcecie - gadajcie, ale jak tylko stoicie to wracajcie do kuchni. I zróbcie mi cholerną kanapkę” - zamknęła holoklawiaturę, pewniej łapiąc za broń. Ruszyła do przodu. Gadając czuła, że się starzeje. Nash ruszyła do przodu. Obroże wszystkich Parchów zarejestrowały ten ruch gdy migający znacznik o kodowej nazwie Black 8 zaczął przesuwać się od trzech znaczników innych z grupy Black w stronę jedynego ocalałego Parcha z grupy Brown. Na powierzchni zostali Black 4 lustrujący ścianę zgniłej zieleni, Black 6 obserwujący puste już w tej chwili dno studzienki i Black 0 bez motywacji by schodzić na dół. - Trudno, jak się nie da zrobić dziury to działaj według uznania. - Powiedział Padre obserwując otoczenie. Złośliwości Black 1 nie robiły wrażenia, choć skutek odniosły. Nie przypomniał jej o potencjalnej kwarantannie i “zarazie”. Skądś musiała się wziąć. Brak ciał ludzi na wielkim pobojowisku, za to kupa broni i amunicji dawała do myślenia. - Ale na chuj my tu czekamy? - Owain zirytował się po raz pierwszy od początku misji - Lalka chce sobie połazić po ściekach bawiąc się w bohatera ostatniej akcji, proszę bardzo, wolna wola, ale skoro nas jeszcze nie posrało, to chodźmy do baru, zanim reszta gnojów wychleje wszystko, co zawiera procenty. - Damy im chwilę - odparł Padre - przynajmniej nic ich od góry nie napadnie. A do gorzały tak się nie śpiesz. Słyszałeś o kwarantannie, niby lipa, ale coś w tym może być. Skażenie biologiczne czy inny chuj. Jak robiona wóda na miejscu to można coś złapać. - odpowiedział Black 0. Trójka mężczyzn z grupki “czerwonych” rozstawiła się wokół drogi palonej przez gorący tropik. Smród świeżej zgnilizny i natrętni latający padlinożercy byli nieznośni. Padlina błyskawicznie “dojrzewała” w tych warunkach i w bogactwie tropikalnej fauny żywiącej się nią proces rozkładu trucheł postępował błyskawicznie. A jeszcze nie była najgorętsza pora doby mimo, że termometr wskazywał powyżej 40*C. Stali, siedzieli, kucali mieli jak na tą sytuację całkiem sporo czasu na rozmowy i obserwację. Dość nachalnie wzrok padał na krążącego nad nimi drona “Trójki”. Wciąż latał mimo, że jego operator był już martwy. Powinien mieć jeszcze energii by polatać jeszcze na tyle długo by starczyło na dotarcie do Checkpoint 1. Wciąż powinien mieć w sobie część uzbrojenia no i kamery. Ale bez operatora albo chociaż jego panelu był dla nich bezużyteczny. No chyba, żeby zdobyć taki panel. Ale to by oznaczało dotarcie do ciała Black 3 które leżało kilkadziesiąt metrów od nich wśród gnijących trucheł. Panel pewnie był zabezpieczony hasłem i w ogóle. Ale po cv jakie wyświetlała Obroża ta Brown 0 była informatykiem czy kimś takim. Obserwowali łuny i dymy w oddali. Pewnie dobre kilkadziesiąt kilometrów od nich już w centrum krateru. Krater obniżał swoje dno lekko ale nieustannie od krawędzi ku centrum i choć stok był wewnątrz jamy kaldery raczej łagodny to jednak dla obserwatora korzystniej było patrzeć z zewnątrz ku centrum niż na odwrót. Z bliska i tak większość zasłaniała im pobliska ściana zgniłej, półmrocznej zieleni ale z oddali widać było unoszące się w niebo dymy pożarów. Widać też było krążące znacznie wyżej latadełka. Pewnie jakieś szturmowce bo dało się zauważyć jak błyskały czymś co zostawiało smugę dymu i kierowało się ku ziemi. Efekt już jednak nie był widoczny dla grupki “czerwonych” przy otwartym włazie. Po chwili zorientowali się, że jedna z figurek kieruję się jakby w stronę zachodniego ujścia krateru czyli mniej więcej w ich stronę. Czy by leciał do nich, za nich, czy zmienił kierunek wcześniej tego jednak nie szło odgadnąć. Rozmyślania przerwał im głośny trzask przypominający wybuch. Znacznie bliżej. Gdy spojrzeli w tamtą stronę wyglądało jakby coś tam pękło czy rozerwało się unosząc w górę niewielką chmurę pomarańczowego dymu albo pyło. Z odległości kilkudziesięciu metrów nie mieli zbytnio okazji przyjrzeć się co to przed chwilą było. No i mieli okazję obserwować przemieszczanie się poszczególnych Parchów na holomapie. Black 8 i Brown 0 na chwilę zatrzymały się gdzieś tam o kilka metrów pod ziemią i dobre sto metrów od nich. Potem zaczęły się przemieszczać znacznie szybciej niż idący człowiek czy maszerująca do tej pory Nash. W końcu stanęły jeszcze dalej tam gdzie mapa wyświetlała bezpośrednią okolicę jakiejś większej niż zwykły kanał podziemnej lokacji. Już całkiem blisko tych jarzących się trzech celów grupy Brown 0. Za to “niebiescy” zatrzymali się na dobre w okolicach klubu “Haven”. W komunikatorze Padre zabrzmiał nagle radosny okrzyk Black 2. - Wuuujaszku chooodź! Znalazłam zejście do kurwiej jamy! Może jest tam jeszcze coś żywego co da się wyruchać! Albo zjarać… ale będzie wesoło! Rusz się! - młoda Latynoska na słuch wydawała się tryskać szczęściem i entuzjazmem. Padre popatrzył w kierunku zbliżającej się maszyny. - Tu pułkownik Zcivicki z Black, Latający obiekt namierzający trzech żołnierzy, zidentyfikuj się - przesłał komunikat na kilku najprawdopodobniejszych kanałach. - Nie podoba mi się ten ptaszek - powiedział już na kanale czerwonych. - Cofnijmy się pod osłonę drzew. Ruszył pierwszy włączając maskowanie. Wybrał północną część lasu. - Ta, jest w tym to, żeby nikt stąd nie spierdolił i nie zaczął nadawać na całą galaktykę, że xenosy urządziły tu sobie masarnię. Byłby chujowy pijar dla korpów. - parsknął Owain. Monotonię oczekiwania na efekty zbożnej pracy Black 8 przerwały im dwa następujące po sobie wydarzenia: oderwanie się od grupy obiektów latających, unoszących się nad środkiem krateru, jednego z nich i zmianę trasy mniej więcej w ich kierunku oraz wybuch i nieduży pomarańczowy obłok unoszący się nad dżunglą. - No i tak warowaliśmy tu długo za długo. - zgodził się, ruszając szybko za Padre, a po chwili wyprzedzając o kilka kroków, po czym ostrożnie wkroczył między drzewa. - Skądś się musiały wziąć, nie? - odparł Black 0 - Dasz głowę, że to nie zbiegłe z laboratorium zabawki korporacji? Dasz głowę, że nie roznoszą jakiegoś gówna? Albo, że jakieś miejscowe gówno, rzecz jasna wszystkie wskaźniki w granicach tolerancji i norm galaktycznych, sprawiło, że to co tu przywieźli zmutowało? Żeby zabić ocaleńców nie trzeba ogłaszać kwarantanny, wystarczy zebrać ich na wahadłowiec i zdehermetyzować w próżni. Ogłoszenie kwarantanny daje spore możliwości kontroli, ale i przyciąga uwagę. Jeśli to coś nie jest zaraźliwe to za duże ryzyko, że ktoś coś zwącha. - Wszystko się może zdarzyć, jak powiedział poeta, ale póki co, ja tego nie kupuję. Kto wie, może się nawet dowiemy, jak jest naprawdę, jeśli tak nas poprowadzą nasze smycze. - Owain wzruszył ramionami. - Jak tylko się dowiemy, pójdziemy do piachu, pozostaje nam pokładać ufność w Panu - powiedział Padre - Przejdźmy ze 20 m w bok. Może liście osłonią nas przed skanerami ptaszka. Jak będzie walił na ślepo to przeżyjemy. Owain - chyba po raz pierwszy padre zwrócił się do niego po imieniu. - Pojednałeś się już z Bogiem. Jeśli potrzebujesz spowiedzi… Z czystym sumieniem lżej umierać. - Heh, nie mamy tyle czasu, żebym zdążył się wyspowiadać. No i czy czasem warunkiem nie jest żal za grzechy? Jeśli tak, to raczej nie zadziała. Ale, ale, chyba nie spisujesz nas już na straty, co? - Bóg zawsze daje szansę grzesznikom. Ale nie zawsze ci grzesznicy z niej korzystają. - Odparł Padre lustrując okolicę. - Ja nikogo nie skreślam. Każdy ma swoje miejsce w Boskim planie. Nawet takie gnidy jak my. Ale nigdy nie jest za późno by powrócić na Jego łono. Pamiętaj o tym. On czeka.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
11-03-2017, 03:50 | #62 |
Reputacja: 1 | Dziękuję Zombi i MG za kolejkę :) Brown 0 słuchała i obserwowała dyskusję wewnątrz grupy Black. Czwórka z nich była dość daleko. Choć nie tak daleko od jej Checkpoint 2. Czwórka zaś była o wiele bliżej i w końcu przynajmniej jedna z nich ruszyła śladem grupy Brown. Dokładniej zbliżała się do niej Black 8. Widziała najpierw jej znacznik na Obroży jak się do niej zbliża, potem jakąś poświatę jej latarki na zakręcie korytarza aż wreszcie Nash doszła do tego zakrętu i zaczęła ślepić światłem latarki podpiętej pod broń by wreszcie stać się wyraźnie słyszalna i widzialna już bez pośrednictwa Obroży. Szła niezbyt szybkim tempem, choć porównywalnym do tego ostrożnego, jakim poruszali się na powierzchni po polu biomin. Tym razem min nie widziała i one jej też chyba nie, ale między jej głową a stropem pozostawała przestrzeń dość wąska. Z bieganiem już mógłby być spory problem o skokach można było zapomnieć. Ósemka przechodziła przez pobojowisko, tego była pewna. Martwe ciała xenos, w większości spalone zaścielały dno kanału. Na jej oko spalony kawałek był za długi na jedno dmuchnięcie miotacza więc pewnie ktoś walnął kilka razy. Gdzieś mniej więcej w połowie drogi minęła ten rzucony lightstick. Nadal świecił się na żółto zielono dając plamę takiegoż mdłego światła. Nie umywało się ono do jaskrawego i mocnego światła latarki taktycznej, ale jakoś pomagało zorientować się w oświetlonej okolicy i dodawało otuchy. Skręciła za korytarz pod kątem prostym i tam już zauważyła nieco ruchome światło. Też ostre i mocne jak od latarki taktycznej. Zupełnie jakby ktoś tam stał i czekał. Co pokrywało się z pozycją Brown 0 widoczną na mapie serwowanej przez Obrożę. Pokonała ostatnie kroki stając przy ostatniej ocalałej z poprzedniej grupy. Tu było nieco wyżej i Brown czekała na wózku kolejki magnetycznej używanej do szybkiego przemieszczania się między kanałami. Gdzieś w tym momencie zapikał jej znaleziony smartfon wiadomością od Svena. Była krótka i był w niej podany Klucz Karla. Dłuższa była od Sary. Właściwie dwie. Pierwsza też do wylewnych nie należała bo składała się z “Dziekuję cibardzo!” i nadliczbowej ilości uśmiechniętych buziek i serduszek. Druga była dłuższa i późniejsza. “O zarazie słyszałam z tv i w sklepie ale nie wiem nic. O Geovoid poszukam. Superbowl:” tu były podane skompresowane linki które Nash mogła odpalić i obejrzeć. Sądząc z opisu pewnie Sara zgrała jakieś wiadomości sportowe albo podobne urywki spotkań. “Pistolet był Karla ale Sven go też lubił więc się zmienili. Wtedy zrobili zdjęcie które pewnie ci przesłał.” Sara chyba naprawdę nie znała się kompletnie na broni skoro ciężki rewolwer myliła z pistoletem. “Ze mną okey. Walki słychać cały czas ale niezbyt blisko. Życzę ci szczęścia i powodzenia mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku” - zakończyła drugą wiadomość uśmiechniętą buźką i kciukiem uniesionym ku górze. Nash poczuła jak coś ucieka grzechocząc spod jej buta. Gdy spojrzała w tą stronę ujrzała reklamówkę jak z normalnego sklepu. A w niej dwie butelki o jakiejś promilowej zawartości. Jeszcze nigdy widok drugiego człowieka tak May nie ucieszył. Kryminalisty co prawda, bo Parchami nie zostawały zakonnice, ale jednak. Ktoś przyszedł, ruszył się i zlazł w ciemny, zatęchły korytarz, śmierdzący spalenizną i krwią. I gównem - nie wolno było zapominać o gównie. - Dzięki, już myślałam że mnie zostawicie - przyznała szczerze, wyciągając rękę do obcej kobiety - Maya Vinogradova, miło cię poznać. “Spoko. Ale i tak możemy tu zdechnąć, nie ciesz się za wcześnie” - zamiast się odezwać Ósemka odpaliła holo i wystukała wiadomość adresując ją tylko do jednego Parcha, tego przed sobą. Zamrugała, prychnęła i wzruszyła ramionami, łypiąc na nią podejrzliwie. Nie spodziewała się powitania bez epitetów. Odbiegało ono od parchowej normy. Podeszła jednak i uścisnęła dłoń, drugą wystukując krótkie - “Asbiel. Dobra, co z twoją bronią? Zgubiłaś po drodze, czy zużyłaś ammo?” - Nie za bardzo… nie idzie mi posługiwanie się nią tak dobrze, jakbym chciała - Brown0 uciekła wzrokiem na podłogę - Przeszłam szkolenie, ale z biurwy żołnierza ciężko zrobić. Byłam informatykiem, dopiero niedawno dali mi broń do ręki… ale jesteśmy teraz tutaj, nie? Mam parę granatów, jeżeli to coś zmienia. Rzucić w daną stronę jeszcze umiem. W grach wojennych wychodziło całkiem nieźle… są tam z przodu, ale nie za bardzo jest jak się z nimi skontaktować. Przynajmniej nie trzeba brodzić w gównie - klepnęła wózek żeby pokazać jakikolwiek pozytyw. Trafił się im Parch idealny do rozrób w podziemiach, bez dwóch zdań. Nash chcąc ukryć zdziwienie pochyliła się, podnosząc z brei dwie butle. Obróciła je w świetle latarki i mruknęła coś pod nosem. Wino, zamknięte. “Szkoda że nie ma w zespole żadnego zwiadowcy z pancerzem maskującym” - stuknęła po ogólnym i wróciła do kanału prywatnego z Brown. “Jak się wyślizgamy będzie co opijać” - wystukała i wysiliła fizjonomię celem posłania jej czegoś uśmiechopodobnego. Podała jedna flaszkę, drugą zatrzymała - “Znasz się na Sieciach. Umiałabyś kogoś znaleźć po Kluczu? Ale. To potem. Nie każdy musi być trepem. Damy reszcie czas na modlitwy i przemyślenia, a potem jedziemy z koksem. Te skurwysyny zdychają od granatów. Z hukiem będzie lipa: wąski/zamknięty teren. Niski. Pójdzie niezłe echo. Zanim zaczniemy trzeba krzyknąć do tych twoich sojuszników. Żeby padli na glebę. Ja tego nie zrobię. Ty możesz. Palisz?” - na koniec wystawiła paczkę wybitnie częstującym gestem. Sama też wetknęła między wargi papierosa i odpaliła go. Pożegnalny papieros skazańca. - Po Kluczu? Tak, tylko muszę się mieć gdzie podpiąć - Maya przyjęła fajka, skorzystała też z ognia. Butelkę skitrała pod nogami, żeby mieć wolne ręce. Paliła w ciszy, może miała właśnie ostatnią szansę podtruć się nikotyną. Wypadało skorzystać. Black 8 i Brown 0 skorzystały z okazji do spalenia papierosa. Wyglądało na to, że nikt więcej do nich nie dołączy. Nash przeszła w tunelu dobry kawałek i spaliły fajki i dalej nikt z grupki “czerwonych” nie kwapił się pójść w jej ślady. Vinogradova przejęła rolę operatora wózka szynowego. Nash wcieliła się więc w rolę operatora ciężkiego uzbrojenia. Wózek właściwie prowadził się sam właśnie jak po szynach. Sterowanie nim ograniczało się do paru ruchów każących mu się zatrzymać lub ruszać w którąś stronę szyn. Tunel też był nieco wyższy więc mimo, że obie stały na ruchomej platformie to trochę zapasu do sufitu pozostawało. No i co najważniejsze patrząc na to co pływało pod szyną wózka było znacznie szybciej i mniej paskudniej. Oznaczało to jednak, że znacznie szybciej i mniej paskudnie zbliżały się do miejsca potyczki z jakiej żywa wyszła tylko Brown 0. Widziały jak zbliża się coś jakby wylot tunelu co z mroku wyłaniały ich latarki. Zbliżył się, wózek zatrzymał się u wejścia i powitała ich cisza i bezruch. Promienie latarek omiatały pomieszczenie. Było nadal dość wąskie i miało wymiary przeciętnej sypialni. Wyglądało jak jakiś punkt przesiadkowy tej mikrokolejki albo i nie. W każdym razie było gdzie wysiąść indziej niż do syfu pod szyną. Pierwsze pomieszczenie było zasłane ciałami. Poza jednym pod ścianą pomieszczenia pozostałe kilka należało do martwych xenos. Nash bez większego trudu odgadła scenariusz tego spotkania a Vinogradowa po prostu pamiętała co zostawiała gdy wsiadała na wózek. Gdyby mieli jakieś wątpliwości co do identyfikacji ludzkiego ciała, Obroża usłużnie wyświetlała podpis “Brown 7 - KIA”. Ściany, ciała xenos i samej “siódemki” były poszatkowane tysiącami wyrw po szrapnelach, spalone przez rozbryźnięty napalm który tutaj przyduszał nawet smród kanałów więc łatwo było sobie odtworzyć eksplozję pewnie wszystkich granatów jakie miała przy sobie “siódemka”. Do celu z trzema znacznikami zostało im ostatnie 40 - 50 m. Gdyby było po prostej już można by bawić się w rzucanie granatów. Ale nie było. Trzymająca broń Black 8 odkryła dość zauważalne utrudnienie w komunikacji niewerbalnej: gdy trzymała broń nie mogła klikać literek. A broń wydawała się nieodzownym elementem w tej scenerii. Brown 0 miała dylemat innego rodzaju. Mogła użyć swojego detektora który wydawał się być idealny na takie okazje. Ale wówczas jedyną swobodnie używaną przez nią bronią był pistolet albo nóż. No raz jeszcze mogła rzucić przygotowanym wcześniej granatem. Albo nastawić się na rzucanie ale bez detektora. Z pierwszego przystanku biegły dwa wejścia. Brown na migi pokazała jedno z nich. Te przez które na chwilę udało im się sforsować we trójkę. Tam za nim był nieco dłuższy korytarz też przypominający kilkumetrową przestrzeń do pokonania. Gdy się znalazły przed jego wejściem latarki oświetliły coś przy jego drugim końcu. Dało się zidentyfikować po chwili oglądania. Rozpoznały po bucie. Noga. Czyjaś noga. Tak chyba coś trochę kawałek nad kolanem i w dół. Znacznik oznaczający Brown 2 był gdzieś tam o parę kroków za widocznym po drugiej stronie wejściem. Też z sygnaturą “KIA”. Vinogradova wiedziała, że tam właśnie dotarli najdalej. Tam xenosy dopadły dwójkę i próbowali z siódemką si wycofać. Jej się udało, siódemce nie. Spojrzały na wyświetlacz celów. brakowało im 35 - 45 m. Za tamtym drugim wejściem jeszcze trochę w prawo były te znaczniki. Poza rozświetlonymi rejonami tuneli panowała nieprzenikniona ciemność. Wzrok był bezużyteczny i coś mogło się w nim kryć i o krok od człowieka i by tego nie dostrzegł. Słuch był tu dużo bardziej użyteczny. Na razie jednak panowała grobowa cisza. Słyszały tylko swoje przyspieszone oddechy i odgłosy które i dotąd słyszały w tych kanałach. Szelesty, szmery,skrzypienia i kapanie. Brown 0 pamiętała za dobrze co się stało i nie chciała tu wracać. Nie miała jednak wyjścia. Pieprzone kropeczki sił sojuszniczych przypominały jakie zadanie postawiono przed jej grupą, z której tylko ona przeżyła przedzieranie przez tunele. Po reszcie pozostały porozrywane ciała. Brown 2 i Brown 7. Derek i Cindy, całkiem sympatyczni. Byli. Co z nich pozostało pływało razem z gównem pod jej nogami. Do tego ciemność, smród i nerwy napięte do granic wytrzymałości. Nie dadzą rady, były tylko dwie. Poprzednio w trójkę nie dali rady, a teraz do walki nadawała się chyba tylko jedna osoba, bo siebie nie liczyła. Zmieniła broń, za wąsko na granaty jak się nie umie ich używać. Za mały margines błędu. Detektor i pistolet trzęsły się w jej rękach, ale powolne “bip…. bip” wskazywało, że najbliższe metry są puste. Wolne od wroga. Na widok nogi o mały włos się nie zrzygała, ale udało się zachować resztkę godności. - Jesteś tego pewna? - spytała szeptem Black 8 - Dalej nie doszliśmy, zjadły nas i… - przerwała bo treść żołądka podjechała jej do gardła. Musiała przełknąć, ale ponownego odezwania się już nie ryzykowała. “Pewna jest tylko śmierć i podatki” - odpisała podchodząc bliżej. Chwilę ze sobą walczyła, by położyć dłoń na jej ramieniu i uścisnąć pokrzepiająco. Nie nadawała się do pocieszania, ale trudno. Niewiele opcji im zostało - “Skoro tu jesteś znaczy nie ma szans na doczekanie końca wyroku. Zdechniesz w celi. Albo zdechniesz tutaj. Jesteś trupem, nie masz nic do stracenia. Pogódź się z tym. Tak łatwiej. Nie ma się czego bać, jest robota. Jeżeli nie obalimy tych flaszek tutaj, zrobimy to po drugiej stronie. Jak ją wykonamy, może coś się zmieni. Zaczniesz spierdalać - sama cię zabiję. Ale nie spierdolisz. Masz jaja. Bez nich zostajesz w celi. A teraz się skup. Niech te twoje cele się ozwą jak tam wejdziemy i zacznie się zadyma. Będę wiedziała gdzie nie celować.Weź detektor i to” - wcisnęła jej latarkę Siódemki, trochę obdrapaną, ale ciągle zdatną do użytku. Klepnęła ramię Parka i uśmiechnęła się - “Chodź, mamy coś do rozwalenia. Zobaczysz że coś rzucam. Fire in the hole. Powinni zrozumieć” - parsknęła, zamykając komunikator i łapiąc broń. Pchały paluchy i nosy prosto między drzwi… cóż. Bycie Parchem nie należało do najzdrowszych zajęć. Obydwie kobiety ruszyły przed siebie wzdłuż niezbyt szerokiego korytarza. Black 8 szła z wycelowanym w rozświetlony obszar karabinem. Brown 0 szła obok z detektorem w jednej i pistoletem w drugiej dłoni. Kroki. Wydawało się, że stąpające buty rozgniatają wszystko z nieznośnym chrzęstem. Kamyki, żwir, piach, wystrzelone łuski i nawet buty odlepiały się od klejącej brei zaścielającej podłogę z nieznośnie irytująco głośnym mlaśnięciem. Kolejne metry. Korytarz kończył się. Doszły do przejścia i stanęły po obu stronach drzwi. Cisza. Nadal słyszały tylko siebie. Z bliska widziały, że korytarz w lewą stronę jest ślepy. Można było tylko iść w prawo lub się wrócić. Przeszły do następnego pomieszczenia. Przejście było wąskie na tyle, e tylko jedna osoba mogła przez nie przechodzić na raz. Musiały wejść jena za drugą. I przestąpić tą urwaną czy odciętą nogę. Kolejne pomieszczenie. Znów kilkumetrowa prosta. I kolejne ciało. Gdzieś pod koniec korytarza przy następnym przejściu. Ostre światło latarek taktycznych bezlitośnie wyjawiała kolejne detale. Smuga krwi. Ciemnoczerwonej, i rozchlapanej już ściemniałej sunąca się od oderwanej nogi do ciała przy końcu korytarza. Brown 2. Derek. Też o statusie KIA. I zielonożółte kleksy i strugi krwi xenos. Dwa z nich leżące martwe na środku korytarza. 30 - 40 m do celu. Za przejściem po drugiej stronie korytarza zaraz było kolejne. O może dwa metry dalej. Jakby było jakieś przejście naprzeciwko. Ale pewnie i jakiś boczny korytarz w tej przerwie. Detektor dalej cicho pykał świecąc bladą poświatą nie wykazując żadnego ruchu. Czysto, przynajmniej przez najbliższe metry. Dalej już niekoniecznie. Nash zatrzymała się, stopując też Brown 0. Karabin wylądował znów na jej ramieniu, lecz nie odpaliła tym razem Obroży. Mogły wparować do sali z celami i tam zacząć rozpierduchę, albo przenieść walkę na obszar pośrodku. Wolny korytarz wydawał się odpowiedni. Dobrze pójdzie zielone punkciki zajarzą o co chodzi i wezmą wroga w dwa ognie. Jak pójdzie źle wysadzą siebie i jeszcze podpalą. Kobieta westchnęła, sięgając po granat. Widząc co się święci Vinogradova zdążyła się tylko szybko przeżegnać i krzyknęła za metalową kulką: - Fire in the hole! Maya obserwowała jak Zoe odwiesiła karabin i z przywieszki sięgnęła po obły pojemniczek. Krzyknęła ostrzeżenie a Nash poturlała obły kształt po podłodze korytarza. Sunął z cichym grzechotem na co od razu zareagował detektor Brown 0. Black 8 obserwowała z niepokojem jak metalowa paskuda stacza się coraz bardziej. Sunęła prawie kursem kolizyjnym z progiem naprzeciwko. Jakby zboczył po zderzeniu z kursu albo zatrzymał się eksplodujący napalmem pojemnik objąłby płomieniami także i je obie. Przez jeden, nerwowy oddech wyglądało, że granat zderzy się i zatrzyma. Stuknął rantem o framugę przejścia i zaczął sunąć bączki po podłodze coraz bardziej znikając obydwu kobietom z oczu. Praktycznie już z ciemności dochodziło jego brzęczenie. I nagle stała się światłość. Eksplozja szarpnęła podziemiem oślepiając światłem piekielnym. Ciemność dotąd przecinana jedynie wąskimi jaskrawymi promieniami taktycznego oświetlenia i wpiętych w pancerze latarek zniknęła w kuli, złocistego ognia. Kula rosła błyskawicznie i równie błyskawicznie zbliżając się także do Parchów. Nie było szans uciec albo granat poleciał dostatecznie daleko od nich albo nie. Fala światła sunęła pochłaniając kolejne przejścia i korytarze. Wreszcie ściemniała i omiotła obydwie kobiety gorącym podmuchem, zasypała odłamkami, wyrwanym kurzem, nawet obryzgała pojedynczymi kroplami napalmu świadcząc jak bardzo blisko epicentrum się znajdowały ale nie sięgnęła je bezpośrednio. W zamian o kilka kroków przed nimi rozgorzało morze płomieni pochłaniając korytarz, ciało Brown 2, obydwa przejścia i to co było za nimi. Ogień powinien wypalić się za pół minuty. Na razie raził swoim gorącem i światłem pochłaniając powietrze i oddając gryzący dym w zamian. W morzu ognia ożył też detektor. Pokazywał ruch. Kilka celów. Dwa, może trzy. Odległe o 20 - 30 metrów. W tym bocznym korytarzu pomiędzy przejściami objętym w tej chwili płomieniami. Słyszały też skrzek czy syk tak bardzo znany już Vinogradovej i tak bardzo szarpiący nerwy. Trzy znaczniki nadal nie zmieniały swojej pozycji i świeciły się jak i poprzednio. Ale nie zauważyły, żadnej reakcji z tej strony na to co się obecnie działo. System jednak nadal miał ich oznaczonych jako żywych skoro się świeciły ich znaczniki. Wybuchy pod ziemią miały ten minus, że przy ograniczonym dopływie tlenu niesiony przez nie ogień znikał szybko… tak samo jak zbawczy dla żywych istot tlen. Coś jednak zdziałały, wróg się pokazał. Trzy sztuki, skryte w pobliżu być może rannych. Nie odzywali się, nie ruszali… może przyczaili dupska, próbując przeczekać zawieruchę. Ósemka poprawiła chwyt na karabinie. Ramieniem pchnęła Brown do przodu i zagwizdała przeciągle, pokraki nie były jednak głupie. Charknęła pod nosem coś, co nie brzmiało przyjemnie i nabrawszy powietrza w płuca, ruszyła prosto w ogień. Żywa pochodnia przyciągała uwagę, dawała też światło, a w razie bezpośredniego zwarcia - pech zgapi i kogoś podpali. - Zabijesz nas - Brown 0 wyglądała na zdenerwowaną i taka dokładnie była. Ruszyła jednak z miejsca, filując na detektor i świecąc zamocowaną na pistolecie latarką. Obydwie kobiety wbiegły w płonącą żar o temperaturze tysiąca stopni powyżej zera. Żar był oszałamiający czuły na swoich twarzach, dłoniach nawet odczuwały przez pancerze. Metry wydawały się ciągnąć wiecznie. Krok i drugi pierwsze przejście, Nash minęła szeroki na dwa kroki i dobiegła do kolejnego przejścia. Zajęła pozycję blokując je i Vinogradova musiała zająć drugie przejście. Ale Black 8 idealnie wyliczyła moment i gdy przebiegły tą krytyczną odległość napalm się właśnie wypalał. Ostatnie płomienie pełzały jeszcze po podłodze, ścianach, suficie, spływały płonąca, lepką galaretką po pancerzach, miejsce jeszcze dymiło i biło żarem ale realne zagrożenie już minęło. W świetle oświetlenia taktycznego widziały już dwa cele odległe o kilkadziesiąt metrów. Stwory szczerzyły do nich swoje kły dokładnie tak samo jak to zapamiętała Vinogradova z poprzedniej wizyty w tym miejscu. Obydwa Parchy otworzyły ogień. Karabin i pistolet błysnęły ogniem zalewając dość wąski korytarz ołowiem i rozbłyskami wystrzałów i cichym ale zauważalnym brzęczeniem łusek spadających o podłogę. Obie chyba trafiły. Poczwary zaryczały boleśnie. Zwłaszcza tego który oberwał z karabinu Black 8 wyraźnie coś mu się odchlapało od korpusu i siła trafienia przygięła go. Ten trafiony strzałami z pistoletu wyglądał na ledwo ruszonego jednak. Obydwa stwory rzuciły się jednak w stronę dwójki ludzi. Bipnięcia detektora stały się szaleńczo szybkie i nerwowe, widać było, że stwory poruszają się o wiele szybciej od najszybszego człowieka. Jak jakieś piekielne harty. Musiały dopaść do celów w ciągu kilkunastu sekund! Stwory błyskawicznie pokonywały odległość. Obydwa Parchy zawzięcie strzelały wiedząc, że jest ostatnia szansa by zabić potwory. Black 8 trafiła a jej broń okazała się wystarczająco skuteczna aby zabić potwora. Kolejne pociski karabinu trafiały, rozrywając bestię aż upadła przeturlała się i bezwładnie posunęła kawałek po podłodze zostawiając za sobą żółtozielonkawy ślad. Brown 0 miała mniej szczęścia. Albo nie trafiła wystarczająco wiele razy albo jej broń była za słaba by obezwładnić lub chociaż spowolnić potwora. Ten dopadł do niej chlastając ją tak mocno, że pancerz dał się na nic. Poczuła jak szpony bestii orają jej ciało. Jeszcze żyła! Ale czuła, że nie wytrzyma zbyt długo takiemu przeciwnikowi, może jeszcze z kilka takich ciosów i koniec po grupie Brown. Z gardła Ósemki wydostał się ostry skrzek. Próbowała zakląć, ale struny głosowe nie zadziałały. Szarpnęła wściekle karabinem, przenosząc wylot lufy na skurwysyna szarpiącego Vinogradową. Stała tuż obok, cel był sporych rozmiarów. Kulek zostało na jedną szybką serię, potem mechanizm zamka zaklekocze, oznajmiając koniec amunicji. Przymierzyła i pociągnęła za spust, w głowie posyłając wiąchy pod adresem swoim, wroga, cholernych punktów do wydostania i parchatego ogółu. Potężne uderzenie pocisków przeorało tors potwora odrzucając go na moment od Vinogradovej. Zdążył ją jednak znów sieknąć szponami zabierając z nimi szkarłatny łuk. Potwora rzuciło na ścianę korytarza i chwiał się rycząc boleśnie. Nash miała go na celowniki i mogła dobić gdy wówczas właśnie zamek zastukał suchym zgrzytem. Oszołomione monstrum wyraźnie straciło koordynację co było widać nawet przy skaczących po nim chaotycznych plamach świateł latarek. Ale zebrało się jednak od ściany i zaatakowało Mayę ponownie. Była już u kresu swoich możliwości gdy z trudem udało jej się zbić szpony potwora uderzając go trzymanym pistoletem. Wytrzymała na tyle długo by Black 8 mogła zmienić magazynek. Wycelowała ponownie i strzeliła w chwiejącego się potwora który ostatni raz zamachnął się na Mayę. Jednak trafił. Dziewczyna też słaniając się opadła plecami o ścianę korytarza tak samo jak rzucony siłą wojskowych pocisków potwór. Przez chwilę człowiek i potwór trwali tak nieruchomo każde po swojej stronie wciąż tlącego sie przejścia. W końcu po niebywale długiej zdawałoby się chwili potwór osunął się na posadzce zostawiając na ścianie żółtozielone zacieki. A człowiek stał nadal. Ledwo stojąca na nogach oparta o ścianę Brown 0 wyłapała zakłócenia w brzmieniu detektora. Cel! Zbliżał się! Był tuż za Nash! Black 8 też teraz usłyszała i alarmujące pulsowanie detektora przed sobą i drażniący już syk tuż za i nad sobą. Sufit! Tuż za nią! Trzeci musiał podejść podczas walki gdy nie było nic słychać i były zajęte walką z tymi dwoma! Ciało nakazywało odskoczyć. Oddalić na bezpieczna odległość, zejść z linii strzału drugiego Parcha… ale wtedy stwór miałby do wyboru je dwie, nie jedną, a Brown0 wystarczająco oberwała. Nash zacisnęła szczęki i strzeliła. Ponad siebie, obracając się nerwowo na pięcie. Lufa rzygnęła ogniem, po korytarzu rozszedł się huk, błysk ostrego światła na moment rozjaśnił ciemność. Wiedziała od razu. Potwór który już był o dwa kroki od niej zatrząsł się od tych trafień i spadł na podłogę. Brocząc żółtozieloną krwią zaczął się od razu podnosić i pewnie by znów skoczył i rozszarpał kolejną ofiarę ale ten jeden moment wystarczył Nash by dopełnić dzieła zniszczenia. O ostatni krok od butów Parcha z o czarnej nazwie kodowej i numerem 8 na napierśniku pociski karabinowe rozłupały mu czaszkę rozbryzgując fragmenty jej i jej zwartości różnokolorowym kleksem po podłodze. Zaraz potem karabin znów szczeknął pustym magazynkiem. Cisza. Słychać było tykanie detektora. Znów miarowe i powolne. Syk zażywanych medykamentów przez Brown 0. Sytuacja była krytyczna bo Vinogradova ledwo stała na nogach. Ale nowoczesne cudeńka sztuki medycznej graniczyły z cudem w stawianiu na nogi zdawałoby się beznadziejnych przypadków. Maya zdecydowała się użyć jedynej apteczki jaką miała i jeszcze medpaka ale opłacało się. Poczuła, że przestaje kręcić jej się w głowie, znów stoi pewnie na nogach i choć nadal nie czuła się w pełni sił to jednak kryzys minął. Znów była mniej więcej z grubsza sprawna i zdolna do akcji. Widziała głównie plecy drugiej kobiety, jak strzelała jak już widać bylo zakrzywione ostrza szponów stwora który ją sięgał. Ale gdy rzuciła pusty medpak na spaloną i dymiącą posadzkę widziała jak jakieś organiczne resztki rozbryzgują się kilka kroków od niej i częściowo rozchlapując na butach i nogawkach Black 8. Koniec. Detektor nic więcej nie pokazywał. Do trzech wskaźników było 25 - 30 m. “Teren zabezpieczony” - Nash wystukała krótką wiadomość za plecy, zwlekając parę sekund z odwróceniem. Musiała uspokoić oddech, zetrzeć krople potu z czoła. Cholerne bydlaki miały cholernie wielkie paszcze. Widok takiej z bliska nie należał do przyjemnych. W końcu westchnęła, splunęła i krzywiąc się, obróciła się do Brown 0. Przeładowała broń, walnęła stimpakiem po udzie, po czym dopisała, wyciągając rękę - “Chodź, sprawdzimy tych twoich zdechalków”. - Jednak nas nie zabiłaś - Maya zdobyła się na żart i zaśmiała się krótko, korzystając z pomocy przy wstawaniu. Przeczytała końcówkę wiadomości i pokiwała głową - Tak, zobaczmy czemu tak milczą. Potrzebuję jednego… i dzięki. Bez ciebie nie dałabym rady. W odpowiedzi Ósemka prychnęła śmiechem, spluwając tym razem z przyzwyczajenia. “Detektor. Druga Spluwa. Workteam. Jeszcze nie skończyłyśmy. Ostrożnie. Lepiej nie wpaść w pułapkę. Spoko. Znajdziesz kogoś. Będziemy kwita.” Brown 0 pokiwała energicznie głową, zgadzając się na wszystko. Przysługa za przysługę. Pewnie chodziło o tego człowieka od Klucza. - Potrzebuje panelu… tylko ich zabierzmy, ok? - pokazała na zielone punkty na mapie i potem w czerń tunelu. Brown 0 ruszyła przez początkowo spaloną podłogę, przeszła nad pogruchotanym pociskami truchłem właśnie zabitego przez Nash potwora i wodziła po pomieszczeniu detektorem i lufą pistoletu. Black 8 przeszła przez truchło i sunęła obok niej. 20 - 25 m. Blisko. Znów były w krótkim prostokątnym pomieszczeniu. Te miało przejście w ścianie po prawej. Zbliżyły sie do niego. 15 - 20 m. Zrobiło się tam goręcej. Jakby tu też coś się paliło czy ogrzewało. Bił też w nozdrza gnilny i zwierzęcy odór. Snopy światła z latarek oświetliły jakieś jakieś rury. Nadal było dość nisko. Weszły do środka i detektor nadal pykał uspokajającą pustką w namiarze monitora. 15 m. Jakiś załom czy złom który musiały ominąć. Coś ślisko i mokro zaczynało się robić. Przy podłodze unosił się jakby dym czy mgła. Ale dość nisko nie sięgając wyżej ich kolan. Tam Nash kopnęła coś po podłodze co pogrzechotało metalicznie po podłodze uderzając w ścianę. Gdy oświetliła to latarką dostrzegła mimo mgły znajomy ze zdjęcia rewolwer. 12 m. Już prawie ominęły ten złom. Światła latarek przecięły coś i zatrzymały się na tym czymś. Coś co było zamontowane na ścianie a może nawet było ścianą. Coś odbijającego światło latarek jak polakierowane. Coś co wydawało się giętkie i lepkie. I w tym czymś dostrzec dało się nieruchome, humanoidalne kształty. Z pół tuzina. Skaner nie był aż tak dokładny by przypisać dokładny namiar do konkretnych kształtów. 10 m. - To… to oni. Muszą żyć, ktoś tam musi żyć. Przecież są zaznaczeni, system się nie pomylił. Co to kurwa jest?! - Brown0 nadawała z paniką, próbując oświetlać każdy cel jednocześnie co nie było możliwe. Szarpnęła najbliższy, chcąc się przebić przez dziwną błonę. “Morda w kubeł” - od Ósemki poleciał krótki przekaz. No to pięknie… przekurwabiście wręcz. Zgarnęła rewolwer, nie wiedziała po co. Był spoko, ale nie nam jej zależało. - “Obczajaj detektor” - stuknęła szybko, gnat wylądował za paskiem. Brown0 miała rację - ktoś z nich żył, musiał, kurwa jego mać żyć. Nie chciała tego przyznać, ale zaczęła się denerwować. Jedna cholerna twarz, gęba ze zdjęcia. Oddychająca, wciąż ciepła. Z szansą na wybudzenie. Dobrze byłoby do tego doprowadzić. Jeden jedyny raz… zrobić dobry uczynek od początku do końca. Zamknęła oczy, odetchnęła i gdy uchyliła powieki, z miejsca zabrała się do rozrywania kokonów. W ruch poszedł nóż. Maya szarpnęła za błonę. Coś się poluzowało wewnątrz. Ciało! Ludzkie ciało! I to to co trzeba! Skaner pokazywał wręcz odległość zerową więc to było to! Do uratowania siebie i jego wystarczył jej jeden z nich! Tylko musiała go jeszcze przetransportować te pół kilometra dalej. Na powierzchnię. I wydobyć z tej błony. Ale nie udało się jej. Albo błona była za mocna albo ona za słaba. Zoe z pomocą noża poszło dużo lepiej. Mocny polimer ciął mięso, gardła i błony z równą ostrością. Błona zaczęła się odsuwać, wyłaniać kolejne fragmenty ale w pewnym momencie wypadła na nią dłoń. Ludzka dłoń połączona z ramieniem obklejona tą śliską mazią. Bezwładna dłoń trupa. Gdzieś otchłani ciemności dominującej wokół nich doszło ich echo skrzeku, pisku i wycia. Jeszcze dość daleko. Ale te stwory były takie szybkie! Pudło. trup. Trzeba szukać dalej! Warknęła na Brown, machając nożem. Ostrze, nie paluchy, nie było czasu na pierdolenie! Jeszcze pięć kokonów… kurwa! Brakowało czasu, ja pierdolę! Ósemka zemściła w myślach, dopadając kolejnego więzienia. Gdyby ktoś tu kurwa jeszcze był, ktokolwiek… ale po co? Pizdy ich bolały, niewygodnie. Szóstego ogarniała - ostatni żywy medyk, bez niego zrobi się bardziej niż źle. Ale reszta twardzieli? Jebane jaśnie lamerstwo, o chuja ich potłuc! Nóż. Maya miała przecież nóż! Racja, nie używała go często, nie do walki… - Przepraszam - wyszeptała do Black 8 i podjęła pracę. Nożem. Vinogradova z nożem poradziła sobie dużo lepiej. Czuła jak błona pęka rozdarta ostrzem i wypada bezwładnie na nią i na ziemię. Śliskie, oblepione tą dziwną mazią ciało. Ale to było to! Skaner potwierdził identyfikację! Black 8 też miała tym razem więcej farta. Jej nóż rozciął dziwną masę i znów opadło na nią ramię. Ale jednak wyczuła na niej jakieś oznaki życia. Ostatnia z grupy Brown widziała, że to już drugi z tych od których zależało jej najbliższe półtorej godziny życia. Został jeszcze jeden i uratowałaby wszystkich! I trzy kokony do sprawdzenia. Syczenie i ryki zbliżały się. Słychać było już znacznie wyraźniej choć wciaż bardziej przez echo niż bezpośrednio. Ciemne włosy, zarost, Latynoska uroda. Kurwa! Skrzek ponaglenia Parcha, pchnięcie w ramię drugiej ratowniczki i dopadnięcie kolejnego kokonu. Jeszcze jednen… jedna szansa. Może to ten skurwiel, którego obiecała wydostać. Pogoń się zbliżała, nie mieli czasu. Pieprzyć obcego trepa, nie jego szukała! Wybrała kokon ostatni od lewej, atakując wściekle błonę. Nie oni… wydostały nie tych co trzeba. Wydostały ich, aż dwóch! Ale widocznie Black8 miała inny plan. Ostatni żywy, trzy kokony. Maya z bólem spojrzała w mokrą twarz mężczyzny, nawet miły. Chętnie poszłaby z nim na piwo… gdyby nie Obroża, wyrok i masa potworów w ogonku. Poczuła uderzenie w ramię, potem usłyszała warczenie. Dwa kokony pozostawały pełne. Podniosła się i z nożem w ręku zajęła się tym po prawo, zostawiając środkowy i modląc się, aby trafiły dobrze. Vinogradova cięła kolejny kokon. Ledwo dotknęła nożem i zaczęła ciąć gdy coś tam pyknęło, rozdarło się i ciało wypadło jej pod nogi. Chwila niepewności. Bezwład martwego ciała. Mężczyzna. W mundurze wojskowego. Też ze znacznikiem ale tym wyłączonym. On musiał być czwartym znacznikiem. Skraj nóg dotąd nieruchomych które właśnie wywaliła Black 8 na zamglona posadzkę poruszyły się niepewnie. Zupełnie jakby się ktoś budził i odzyskiwał świadomość. Sama Nash miała szczęście w nieszczęściu. Nóż zaciął kokon i to tak, że od razu ukazała się twarz. I to ta której szukała! Ale siedział tak głęboko! Najgłębiej chyba z tych co dotąd wydobywała. Ale żył! Brown 0 zaś widziała, że to jest trzeci ostatni znacznik jakiego szukała! Skrzeki zbliżały się jednak nieubłaganie. W kanale albo chociaż na wózku gdzie było wąsko karabin, pistolet i granaty stanowiły przyzwoitą siłę ognia. Ale tu, w większej przestrzeni… To zależy ile stworów by się pojawiło. - Czekaj, pomogę ci! Będzie szybciej! - Brown 0 podbiegła do ostatniego uwięzionego, powtarzając w kółko w głowie “zginiemy tu, umrzemy zaraz...no zginiemy”. Pierwszy wydostany żołnierz powoli wracał do świata żywych, na jego udzie dostrzegła kaburę. Może gdy oprzytomnieje da radę wspomóc ich ogniem. Ona niewiele mogła w tej kwestii, a im szybciej wydostaną trzeciego, tym szybciej się zabiorą na powierzchnię. Tylko… trzeba była tam dotrzeć. Znaleźć a wydostać… różnica jak między zdechnąć, a przeżyć. Diametralna… hałas za plecami nie pomagał się skupić, broń cięła wściekle, Ósemka syczała nie gorzej od potworów. Połowa roboty, już połowa roboty. Teraz ta gorsza część. Ilu jeszcze wrogów czaiło się w ciemnościach? Wystarczyło paru i koniec. Pokręciła rudą głową, odganiając ponure rozmyślania. Duże pomieszczenie, ciężkie do obrony. Na dokładkę niewiadomą pozostawała liczba tuneli i przejść do niego prowadzących. Wróg chodził po ścianach i suficie, przemieszczał się błyskawicznie. Za ile trepy nadadzą się do stawiania czynnego oporu? Kolejna niewiadoma. Nash zgrzytnęła zębami. Mogła zostawić pułapkę w korytarzu, ale nie pomyślała. Głupota i beztroska teraz się mściły, skrewiła po całości, jebać. Byle skurwiela wydostać. Wpierw z kokonu, potem na górę… a potem się pomyśli. Teraz nie czas i miejsce. Pieprzony Hollyard, że też Nash zawsze musiała się wciągnąć w dziwne układy, zobowiązania. Przesunęła się, robiąc miejsce Brown 0. Hollyard… On i jeszcze dwóch. Trójka ocalałych. Czy wydostaną komplet? Odgłosy nadciągającej pogoni wróżyły odpowiedź negatywną. Karla udało się dwójce kobiet udało się wydostać na zewnątrz kokonu. Dwa noże, cztery ramiona zdecydowanie przyspieszyły sprawę i po chwili policjant był już uwolniony na zewnątrz. W tym czasie jeden z żołnierzy zdołał chwiejnie powstać na nogi. Rozglądał się rozkojarzonym wzrokiem ale gdy wąskie strumienie światła Parchów były skumulowane na właśnie wydobywanym gliniarzu reszta otoczenia była pochłonięta w kompletnym mroku. Ale z tego mroku słychać było charakterystyczne odgłosy potworów. - O kurwa! - facet niezbyt zgrabnie ale zareagował od razu gdy uzmysłowił sobie co nadciąga. Dobył z kabury pistolet i zapalił latarkę. Trzeci słup światła przeciął przestrzeń z której nadeszły obydwie kobiety. Żołnierz zaczął pomagać temu kolejnemu który właśnie dochodził do siebie. - Elenio! Elenio wstawaj, kurwy idą! - wrzasnął popędzając drugiego mundurowego. W tym czasie Karla trzeba było nieść albo chociaż podtrzymać choć była nadzieja, że jeśli będzie wracał do siebie jak ci dwaj to raczej szybciej niż dłużej. Choć ci dwaj nadal sprawiali wrażenie oszołomionych i zdezorientowanych. W nerwowe nasłuchiwanie wdzierało się nerwowe pykanie detektora choć zajęta uwalnianiem Karla, Maya nie miała okazji dotąd go sprawdzić. - Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! - Brown 0 powtarzała w rytm coraz szybszego piszczenia. Podniosła detektor, patrząc na niego coraz większymi oczami - Peleton. Jeden z przodu, z tyłu chmara… 40-50 metrów w linii prostej, ale trochę kluczą! Pół minuty i będą! - podniosła się, chwytając za broń, która niewiele robiła stworom, ale innej nie miała. Wyglądało nie najlepiej. Paskudnie. Tragicznie! - Spierdalamy! Bierzcie trzeciego! Już! Szybko! Zaraz tu będą! - krzyczała, sięgając po jeszcze bezwładne trzecie ciało. - Przed nami jest kolejka! Nie patrzcie za siebie! Biegiem! W takim stanie pieprzone mundury raczej nie nadawały się do biegania… kurwa jego mać. Pędząc na łeb na szyję dałyby obie radę, ale z nimi? Zoe zgrzytnęła zębami. Sama dałaby radę, to nie był jej problem, ani cel. Skrzeknęła ponaglająco, machając bronią w kierunku kolejki. Jeżeli dorwą ich w przejściu to pozamiatane. Jakieś pocieszenie niósł fakt, że po śmierci obroża wysadzi przynajmniej tego, który Nash zabije. Karabin zamieniła na granat, ogień już raz się sprawdził. Ruszyła biegiem na złamanie karku przed siebie, tam skąd przyszły, zostawiając pozostałych za plecami. Byle dopaść do przejścia i zdążyć puścić skurwielom prezent za róg, a potem się schować. Jednego jeszcze dadzą radę zdjąć, gorzej ze stadem. Jeśli wypali, płomienie dadzą im trochę czasu. Czasu którego nie mieli. Wybiegła z pomieszczenia zasnutego mgłą przy podłodze. Vinogradova widziała jak znika za załomem jaki niedawno mijały a potem słychać było jej kroki. Sama musiała dźwigać bezwładnego prawie gliniarza który dość symbolicznie powłóczył nogami. Dwóch żołnierzy jednak poruszało się nadal dość niezgrabnie ale już sami. Pierwszy z pistoletem omiatał przód torując drogę. Drugi miał tylko nóż i granat więc osłaniał tyły. Nash zdołała dobiec do truchła monstrum z rozstrzelanym łbem leżącej na wypalonej napalmem podłodze. Sięgnęła po kolejny granat i właściwie w ciemno rzuciła w te ciemno kłębiące się na korytarzu. Ciemno uległo światłości gdy przez wąski korytarz zaczęła sunąć fala płonącego światła. Nash jednak dobrze rzuciła i granat eksplodował daleko z przodu. Podmuch doszedł do jej znacznie osłabiony. W tym czasie minęła ją pozostała trójka. Karl już dreptał sam tak jak i inni więc Maya nie musiała już go dźwigać. Nadal jednak poruszał się dość ospale tak jak i pozostali dwaj wybudzeni. Korytarz oddzielający obydwa pomieszczenia płonął. Ogień chyba nie sięgnął żadnego xenos ale słychać było ich wściekłe prychania i skrzeki zza jego bariery.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 11-03-2017 o 03:59. |
11-03-2017, 03:51 | #63 |
Reputacja: 1 | Udało się, przebiegli! Mogli lecieć do kolejki, ogień odciął drogę pogoni. Brown 0 miała swoje cele, całą trójkę! Obróciła się przez ramię i wtedy cała radość wyparowała. - Asbiel tam została! - szarpnęła najbliższym żołnierzem, pokazując na płomienie. W głowie brzęczały jej przeczytane przed pierwszym wybuchem słowa. Jedno zwłaszcza. Workteam. - Dacie radę strzelać? - spytała szybko, wyjmując pistolecik i granat - To nie jej misja, tylko moja! Nie musiała tu przychodzić! Proszę, ruszcie się! Mam pistolet, mogę komuś dać. Kto bez broni niech wieje! Zachciało się Ósemce akcji ratunkowych, to miała za swoje. Chciało się jej rechotać, ale powstrzymała się. Paczka trafiła na drugą stronę tęczy, został syf. jednak jeszcze oddychała. Nie tracąc czasu odpięła drugi granat, tym razem odłamkowy. Mierzyła tam gdzie poprzednio, żałując że nie może się wydrzeć do reszty aby spierdalała. Dostali szansę, ona była Parchem. Jeden dobry uczynek na sam koniec… Szarpnięty żołnierz z pistoletem zatrzymał się. - Kurwa! - krzyknął i zaczął biec z powrotem przyświecając sobie trzęsącym się światłem trzymanego pistoletu. - Dawaj, dawaj, dawaj! - krzyknął gdy dobiegał do wyjścia na korytarz przy którym po drugiej stronie Nash właśnie sięgała po kolejny granat. Vinogradova zatrzymała się by podać swój pistolet Karlowi który go chętnie przyjął. Sama Brown 0 zaczęła odczepiać z przywieszki granat zapalający. Ostatni z żołnierzy musiał się zatrzymać jeśli nie chciał kuśtykać po ciemku. Wciąż trzymał swój granat jak jakiś talizman. W tym czasie Black 8 posłała swój pojemniczek w głąb korytarza którym szarpnęła eksplozja wzmocniona echem wąskich, ciasnych przestrzeni. Ogień napalmu zafalował od tej eksplozji ale ta nie zdołała go ugasić. Niemniej wkrótce napalm powinien się wypalić samoistnie. Tym razem usłyszała znowu jakieś rozzłoszczone skrzeki i syki dobiegające zza ściany ognia ale efektu nie dało się ponadto oszacować. Wracali… wracali?! Kurwa mać… Zoe przymknęła oczy, tłumiąc złość. Raz w całym życiu, no nie dadzą jej zrobić czegoś porządnie. Po cholerę zawracali? Mieli drogę wolną, bezpieczną. Przecież nie chodziło o nią, nie mogło chodzić! Splunęła pod nogi i zaciskając zęby wybrała ostatnią puszkę napalmu. Rzucić, potem sprintem na drugą stronę. Raz się udało, co szkodziło powtórzyć manewr? Nie pozwoli nikomu się przekręcić, nie w swojej obronie. Bohaterzy się kurwa znaleźli. Nash cisnęła kolejny granat. Ostatni zapalający poleciał w głąb korytarza. Podziemną budowla znów wstrząsnęła eksplozja. - No dawaj! Na co czekasz?! - krzyknął ponaglająco ten żołnierz z pistoletem celując w głąb płonącego korytarza. W tym czasie Vinogradova zdołała zwolnić dłoń by chwycić w nią detektor. Grupka celów była w głębi korytarza najwyraźniej zablokowana przez granaty i ogień. Trzymali się z dala od niebezpiecznej strefy raczej poza zasięgiem zwykłego rzutu. Ale widziała dwa zbliżające się cele od strony z której właśnie uciekł. Prawie powtarzając schemat z poprzedniego razu. Ale tym razem Black 8 nie miała broni w rękach a cele były dwa. Karl i drugi z żołnierzy flankowali Brown 0. Karl celował pistoletem w korytarz z kolejką. Żołnierz z granatem trzymał się trochę za nim i za Mayą gotów pewnie rzucić granat w którymkolwiek z tych dwóch kierunków. - Biegnij! - Brown 0 ponagliła drugiego Parcha, patrząc to na detektor, to na ogień - są za tobą! Ogień płonął, moment jego wygaśnięcia odwlekł się odrobinę. Płomienie pożerały tlen, robiło się duszno. Razem z kobiecym krzykiem Ósemka wystartowała, gnając na złamanie karku do przodu. Czemu jej nie zostawili?! Nash przebiegła obok żołnierza z pistoletem. - O kurwa! - krzyknął żołnierz i prawie jednocześnie wystrzelił kilkukrotnie ze swojej broni po czym odwrócił się i pobiegł zaraz za plecami rudowłosego Parcha. Oboje minęli pozostałą trójkę. Karl odzyskał już chyba pełnię sił na ile to było możliwe w tych warunkach bo też zaczął strzelać z pistoletu do nadbiegających poczwar. Ostatni z żołnierzy widząc co się dzieję cisnął swój granat w biegnące po ścianie i suficie stwory. Widać, że krwawiły już z jakichś ran ale nie były one w stanie ich zatrzymać. Dopiero ciśnięty granat który na moment je pochłonął poszarpał obydwoma ciałami xenos. Ale choć chwiały się i jeden wyglądał jakby z trudem utrzymywał się na łapach to uparcie nie chciały jeszcze zdechnąć i dalej zmierzały by dorwać swoje ofiary. Huk wystrzałów, wstrząs kolejnego wybuchu i dzwonienie w uszach. Ile jeszcze tunel wytrzyma zanim najzwyczajniej w świecie nie zawali się im na łeb? W ciągu ostatnich minut przetrzymał parę eksplozji… jednak wciąż trzymał się dzielnie. Tak samo jak przeciwnik. Nie chciały zdechnąć, dwie cholerne poczwary. Przebiegłszy linię wyznaczoną przez trepów i Vinogradovą, Nash obróciła się, łapiąc za karabin. Pełen magazynek dawał nadzieję. Znikomą, lecz lepsze to niż nic. Widząc co się święci, Maya zrobiła pierwszą rzecz jaka jej przyszła na myśl. Padła płasko na ziemię, usuwając się z linii strzału. Jej broń trzymał jeden z kokoniarzy, granatu wolała nie używać. Widziała co potrafił w tak ciasnej przestrzeni. Przy jej pechu trafiłaby prędzej ludzi, niż bestie. - Trzymaj! Ale nie zabij nas! - wyciągnęła puszkę do kolesia który przed chwilą pozbył się własnej bombki. Żołnierz spojrzał przez ułamek sekundy na wyciągnięty w kobiecej dłoni granat. Jeśli wahał się to tylko przez uderzenie serca. Chwycił za metaliczny pojemnik i odbezpieczył. Karl strzelał rozpaczliwie mając nadzieję na to, że zdąży powalić choć jedną bestię nim ich dopadnie. Nash widziała całą trójkę odległą zaledwie o kilka kroków. Wciąż jednak nie widziała żadnego z potworów gdy unosiła karabin do ramienia. Żołnierz który był obok Black 8 też nerwowo wodził lufą po korytarzu ale nie strzelał mając przed sobą tylko trójkę ludzi i żadnego obcego na widoku. Sekundy i ułamki sekund zdawały się rozciągać w nieskończoność. Brown 0 widziała jak bestie chwiejąc się i słaniając zbliżają się, zamachują i już są tuż przy nich sycząc śliną, chlapiąc żółtozieloną krwią i biorąc już zamach na dwójkę z trójki ludzi. Jeden z xenosów obrał za cel żołnierza który wziął od niej granat a drugi właśnie ją! Wtedy jednak też obydwa stwory stały się wreszcie widoczne dla dwójki strzelców zaczajonych w głębi kilkumetrowego korytarza. Broń huknęła i pociski pomknęły prawie od razu trafiając w cel. Pistoleciarz odbryzgnął jakąś część z bestii która atakowała grenadiera. Karabin Nash rozłupał rury i ścianę tuż nad atakującymi bestiami. Pistolet Karla też błyskał wystrzałami trafiając w monstrum atakujące Brown 0. Pistolet jednak nie miał takiej siły obalającej by powalić takie monstrum po kilku trafieniach. Vinogradova widziała kątem oka jak któryś z postrzałów wreszcie powala bestię jaką zamierzała się już na grenadiera. Został ostatni potwór! Ale ten ostatni właśnie uwziął się na nią! Karl skierował lufę jej pistoletu na ostatniego potwora ale wtedy nawet w walce dało się słychać suchy trzask. amunicja się skończyła! - Kurwy lecą! Fire in the hole! - krzyknął na całe gardło grenadier i cisnął granat w głąb tunelu skąd właśnie przybiegli i oni i bestie. Maya słyszała jak z trzewi tunelu dobiega triumfalny ryk ścigającego ich stada. Zaraz tu będą! Nie jeden czy dwa, całe stado! Ale miała inne zmartwienia. Szpony! Ostatni z potworów sieknął ją w tym samym momencie gdy pistolet i karabin dwójki strzelców z paru kroków trafiły w monstrum. Pistolet odbryzgał coś z korpusu potwora ale seria z karabinu przeszyła go na wylot powalając na ścianę od której odbił się i opadł jak kawałek szmaty na ziemię. - Spierdalamy! - wrzasnął Karl albo ten żołnierz biorąc za ramiona Brown 0 bez ceregieli szarpiąc ja na nogi. I wreszcie w tunelach ogień napalmu rozbłysnął ponownie. Ale tym razem za blisko! Fala ognia runęła błyskawicznie obejmując trójkę ludzi. Tylko Black 8 i żołnierz z pistoletem zdołali odbiec na tyle by fala ognia nie sięgnęła ich. Wiedzieli jak ze ściany ognia wybiegają wrzeszcząc trzy humanoidalne pochodnie. Wszystkie trzy przebiegły ostatnie kroki nim wpadły z “peronu” do toczącej się poniżej brei. Szambo okazało się zbawienne, gasząc ludzkie pochodnie. Chwila na złapanie oddechu i dalej przed siebie. Dobrze, że ten przeklęty wagonik stał blisko. Ósemka nie marnując cennych sekund dopadła najbliższego topielca, pomagając mu stanąć na nogi. To samo zrobiła z kolejnym, gwiżdżąc i machając na dalszą część korytarza - tę wąską, gdzie i tak musieli iść gęsiego. Cuchnąca breja w ustach, ból poparzonej skóry, chwilowo kojony przez zimno i wilgoć brudnej wody. Ktoś złapał Mayę za kark i postawił do pionu, potem pchał do przodu, a ona zataczała się, czując jak pali ją skóra, a krew wypływa z szarpanej rany na brzuchu. Przycisnęła do niej ramię i pochylona truchtała ciemnym tunelem. Co kilkanaście kroków przystawała, ale wtedy pchnięcie w plecy i krakanie za nią popędzało do przodu. Biegli, toczyli się, powłóczyli nogami. Widziała przed sobą zamazany kontur czyichś pleców, razem z kroplami brudnej wody zostawiała za sobą czerwony ślad. Ledwo żyła, nie widziała czy gęstniejący mrok przed oczami jest realny, czy problem leżał w niej. Potknęła się, ktoś znowu szarpnął ją za kark i pomógł wstać. Pięć metrów i poczuła się rzucona na coś twardego. Wózek! Ten od kolejki! Już raz złamała zabezpieczenia, nie wylogowała się! Została posadzona, potem przesunięta. Czyjeś nogi wylądowały na jej nogach. Było mało miejsca. Poprzednio ledwo się w Cindy i Denisem zmieścili we trójkę... samych kokoniarzy tylu było. - Dawaj! - wrzask tuż przy uchu. Przy drugim kobiece warczenie. Szarpnięcie i pęd powietrza majtający włosami. Ruszyli. Jechali. Ukłucie w udo. Drugie. Trzecie. Ciemność się cofnęła, oddech wyrównał, a ból zelżał. Zawroty głowy pozostały. Szarpnięcie, nudności. Zatrzymali się! Jeszcze kawałek i... skrzek gdzieś z tyłu, za nimi! Bluzgi z trzech gardeł. Bieg, szorowanie ramionami i dłońmi po ścianach. Charczący oddech, pot na skroniach i smród. Potknięcie, ale nim upadła złapały ją dwie pary rąk - z przodu i z tyłu. Ustała, znowu biegła. Do światła! Plamy jasności w suficie! Szczeble drabiny, pokryte zaschniętą krwią i lepkimi resztkami. Ktoś Brown 0 podsadził, ktoś inny przechwycił od góry. Mrok zmienił się w blask, odbierając na parę sekund wzrok. Oczy zapiekły, w zębach chrzęścił piach. Zgrzyt zamykanego włazu za plecami, twarda ziemia pod policzkiem. Sucha, ciepła. Upał... brzęczenie much i dyszenie dookoła, wydobywające z piersi czterech osób. Pięciu, łącznie z Mayą. - Hollyard Karl - Między oddechy i muszą symfonię wdarł się beznamiętny, suchy głos syntezatora mowy. Vinogradova zamrugała, przetarła oczy i obróciła głowę. Zobaczyła jak rudy, pokrwawiony Parch kuca przed tym ostatnim wyciągniętym z kokonów żołnierzem, który siedział teraz pochylony też łapiąc z trudem oddech. Między nimi leżały medpak i ciężki rewolwer. Kobieta stukała jedną ręką w holoklawiaturę, a system Obroży przekładał literki na dźwięki. Drugą kończyła aplikować gościowi stimpaka. Pusta strzykawka poleciała gdzieś w trawę - Wyglądasz jak gówno. Ogarnij się. Umyj twarz. Mam wodę w manierce. Potem zadzwoń do Sary - na otwartej dłoni Nash błysnął srebrny prostokąt smartfona, złote oczy lekko się zmrużyły, bridna gębę przeciął cień uśmiechu - Martwi się. Ostatnia z grupy Brown usiadła na piachu, przecierając twarz rękawem co niewiele pomogło, jako że obie powierzchnie były tak samo brudne. - Tam na dole nie było jak... miło was poznać - zwróciła się do otaczających ją ludzi i wskazała na siebie, potem na drugą kobietę - Jestem Maya. Brown 0, a to Asbiel. Black 8. Moja grupa dostała zadanie żeby odnaleźć formację sojuszniczą i doprowadzić ją do Checkpointu. Niedaleko, niecałe pół kilometra stąd. Byłabym szybciej... ale nie daliśmy rady się przedrzeć. Przepraszam - posmutniała, wbijając wzrok w piach - Ósma jest z innej grupy, dostali inne zadanie... ale tylko ona się nie bała zejść i pomóc... dzięki - uśmiechnęła się do blado "czarnego" Parcha i popatrzyła po żołnierzach - Pozostali "brązowi" są KIA, ale sprzęt zamawialiśmy dla grupy. Leki też tam będą. Tutaj wszędzie te pokraki, bez wyposażenia daleko nikt z nas nie zajdzie. Przyda się wam porządna broń, na razie weźcie mój pistolet, podzielę się lekami. Wystarczy że śmierdzimy, nie musimy jeszcze krwawić niepotrzebnie - zażartowała, strząsając resztki szamba z rękawicy na piach.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
11-03-2017, 21:28 | #64 |
Reputacja: 1 | Jedynka wreszcie weszła do salonu, jak rasowy kowboj. Rozejrzała się po wnętrzu i ostatecznie zwróciła wzrok tam, gdzie wskazywała Diaz. Nie wiedziała co powiedzieć. Chyba była na takie żarty już za stara. |
12-03-2017, 05:14 | #65 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 9 - Goście. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; kanały przy zachodniej dolinie; 500 m do Checkpoint 2 Czas: dzień 1; g 31:40; 35 min + 60 min do Checkpoint 2 (Brown) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; sawanna przy zachodniej dolinie; 2500 m do Checkpoint 1 Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1 (Black) Brown 0 i Black 8 Nerwy, strach, przyśpieszone oddechy, chlupot śmierdzącej brei pod butami, skrzeki i syki pogoni za plecami, promień światła z przebijający się przez otwarty właz, ostatnie nerwowe ruchy stłoczonych nagle ludzi przy zabłoconych i zakrwawionych szczeblach drabinki studzienki co raz bliższe chrobotanie i oddechy pogoni potworów, cienie przemykające się przez żółtozieloną plamę lighsticka, ostatnie buty śmignięta nad włazem i metaliczny trzask zamykanego włazu. Uderzeni czegoś ciężkiego od spodu. A potem chrobot i bliskie wściekłe syczenie wytłumione przez pokrywę studzienki. Brzmiało jak drapanie szponami po włazie od spodu. Ile mieli czasu? Przebiją się te poczwary przez ten właz? Może tak. A może nie. Ile im to zajmie jeśli tak? Znajdą jakieś inną drogę? A może przegoniły intruzów i nie będą ich ścigać? Tego ludzie wciąż ciężko łapiący oddech po ostatnich szaleńczym wyścigu o życie nie wiedzieli. Ale wiedzieli, że ten etap wygrali. Byli żywi i wolni! Wszyscy! Byli na powierzchni! Pierwsze wrażeniem była powszechna ulga. Udało się! Wbrew wszystkiemu udało się! Wszyscy to odczuwali i okazywali choć każde na swój sposób. Latynoski żołnierz który pomógł Karlowi na sam koniec zatrzasnąć właz odskoczył od niego, że opadł na tyłek i odpełzła tak o jakieś dwa standardowe kroki patrząc w napięciu czy właz wytrzyma i dobywając swoją ostatnią broń jaką miał. Nóż. Wycelował nim we właz jakby bał się, że ten od razu nie wytrzyma naporu bestii. Ale wytrzymał. Chociaż na początku. Zmęczonym ruchem opadł więc do końca na plecy kładąc się na wygrzanym asfalcie i na chwilę zasłaniając twarz ramieniem jakby chronił ją od nadmiaru światła słonecznego. Ten drugi żołnierz z pistoletem przykląkł i wycelował swój pistolet we właz podobnie jak kolega nóż. Gdy właz wciąż trzymał opadł dłońmi na czworaka nadal ciężko oddychając. Splunął na asfalt i podniósł się bardziej do pionu siadając na podwiniętych pod siebie nogach. Kręcił głową wciąż nie spuszczając wzroku z drapanego od wewnątrz włazu. Karl wycelował pistolet choć chyba z nerwów bo magazynek skończył mu sie jeszcze przed eksplozją ostatniego granatu zapalającego tam w tunelach. Westchnął ciężko i z wyraźną ulgą wznosząc twarz ku niebu z dominującą kulą Yellow zasłaniającą sporą część nieboskłonu o wiele bardziej niż rodzima gwiazda systemu Relict. Przymknął oczy ciesząc się chwilą odzyskanej wolności i promieniami ciepła na twarzy. Black 8 najbardziej zdawała sobie sprawę z faktu spokoju i ciszy jaki wokoło panował. Nie licząc skrobania pazurów po włazie. Byli sami. Reszta pewnie tego nie rejestrowała tak bardzo jak ona ale wiedziała, że gdy wieki temu z 10 minut temu schodziła w drugą stronę studzienki gdzieś tutaj gdzie teraz leżeli, siedzieli, klęczeli i stali ocaleńcy z tej wyprawy do kanałów stała jeszcze trójka Parchów w kolorze kodowej czerni. A teraz widziała ich jedynie na holomapie Obroży. Byli gdzieś w dżungli prawie już dotarli do tego klubu co byli umówieni z grupą “niebieskich”. Sztuczny głos lektora z obroży przerwał milczenie. Chyba wszyscy spojżeli na złotookiego Parcha i jego gadającą Obrożę. - Jesteś Parchem. Obie jesteście. - odezwał się ten siedzący żołnierz jakby dopiero teraz, w świetle dnia i spokoju zauważył charakterystyczne Obroże na szyjach obydwu kobiet. Wydawał się być całkiem zdzwiony tym odkryciem. Jego zdziwienie jednak nie umywało się do reakcji Karla na słowa Black 8 i widok swoich rzeczy. - Znasz Sarę? To mój holo. I Nova. - wydawał się być bardzo zdzwiwiony biorąc do ręki swój smartfon i rewolwer. Oglądał je przez chwilę jakby to były niesamowite rzadkie artefakty z innego świata. - O matko Sara! - w końcu nagle jakby przełamał się ze stuporu jakby dotarło do niego co oznacza jego holo we własnej dłoni. Zresztą akurat w tym momencie sprzęt ożył wibracjami dając znać, że przesłał jakąś wiadomość. Karl stracił panowanie nad sobą i błyskawicznie wcisnął przycisk i mały aparacik nagle wyświetlił komunikującą się osobę. Półprzezroczysty obraz blondynki ukazywał jakby złapano ją w kompletnym zaskoczeniu w połowie ruchu. Jak zwierzę w nocy złapane reflektorami pojazdu. Przez jakieś pół drgnienia przyśpieszonego rytmu serca dwoje ludzi patrzyło na siebie w osłupieniu i skrajnym niedowierzaniu. Zareagowali prawie jednocześnie. - Karl! - krzyknęło holo blondynki z drugiej strony wykonując mało skoordynowany ruch jakby nie mogła się zdecydować czy bez sensu próbować złapać obraz holo jak żywego rozmówcę a sięgnięciem przyłożeniem dłoni do serca. - Sara! - policjant był równie impulsywny i mało sensowny gdy wolną dłonią wciąż trzymającą rewolwer właściwie włożył w wyświetlany obraz jakby chciał dotknąć twarzy kobiety z drugiej strony. Obraz zareagował jak zwykle zakłóceniami w odbiorze więc cofnął dłoń by chociaż widzieć kobietę po drugiej stronie. - Oh Karl ty żyjesz! Tak się bałam! Wróć Karl! Tylko o to cię proszę, wróć do mnie! - blondynce której chyba poza pierwszym momentem pierwszego totalnego zaskoczenia zbierało się na erupcję trzymanych dotąd na wodzy emocji i w końcu znalazła ujście. Rozryczała się i ciałem jej zaczęły targać spazmy płaczu. - Nie bój się wrócę. Wrócę do ciebie! Nic mi nie jest! Naprawdę! - policjant zaczął mówić spokojniej niż kobieta i nie rozpłakał się. Ale głosem i twarzą też szarpały skrajne emocje i w oczach coś mu się szkliło. Dłonią z rewolwerem wykonywał ruchy jakby chciał uspokoić albo pogłaskać czy chociaż dotknąć kobietę po drugiej stronie ale przez holo nie było to możliwe. Zaczął iść po asfalcie rozmawiając chwilę z blondynką po drugiej stronie więc nie słychać już było tak wyraźnie o czym rozmawiali ale kłębiącą się od emocji mimikę twarzy i mowę ciała, barwę głosu było widać i u niego gdy widzieli go całego z bliska i u niej mimo, że widać było niewiele więcej niż popiersie i gestykulujące gwałtownie dłonie. - No cześć dziewczyny. Jestem Johan. Dzięki za pomoc. Przykro mi z powodu waszych kolegów. Ja pierdolę… - siedzący na asfalcie żołnierz z pistoletem odezwał się gdy Karl i jego rozmowa przestała przykuwać jego uwagę. Na koniec pokręcił głową przenosząc twarz z jednej, na drugą z kobiet i w końcu na właz który nagle zrobił się jakiś cichy. - A ja jestem Elenio. Z Armii. A on jest marynarz. - latynoski żołnierz podniósł się opierając się dłońmi o gorący asfalt ale nadal siedział na nim tyłkiem. Wskazał leniwym ruchem głowy na siedzącego żołnierza. Teraz w świetle dnia pod warstwą brudu ich mundury i pancerze wydawały się bardzo podobne i oznaczenia były z trudem czytelne. Jednak gdy to powiedział i wiedziało się już czego szukać to faktycznie nosił na sobie umundurowanie Armii a Johan marines Floty. - Zabiłbym za prysznic teraz. - powiedział smętnie patrząc na swój żałosny wygląd. - Widzę, że chłopaki przyłożyli się do roboty. - powiedział marine rozglądając się po pobojowisku. - Ja pierdolę. Już myślałem, że nas friendly fire rozwali jak zaczęli. - pokręcił głową widząc krajobraz księżycowego zniszczenia. Zaczął podnosić się do pionu. Zadarł głowę do góry obserwując ruch na nieboskłonie. Black 8 zorientowała się, że oprócz krążącego na niebie drona “trójki” znalazł się jakiś inny. http://www.unmannedsystemstechnology...1617069630.jpg - Ja myślałem, że po nas jak nas na dole gnidy dorwały. - westchnął Elenio też wstając na własne nogi. Spojrzał na gliniarza który zaczynał wracać o nich przez co znów stawał się zrozumiały. - Słuchaj Saro muszę już kończyć. Muszę jeszcze zadzwonić do Svena. A widzę, że bateria zdycha. Więc jeśli bym nie odpowiadał to bateria pewnie mi zdechła. Rozumiesz Saro? Nic mi nie będzie. Po prostu bateria się rozładowała bo nie miałem kiedy podładować od wczoraj. - usłyszeli wyraźniej o czym rozmawiają gdy Karl zrobił nawrót i znów zaczął się do nich zbliżać. Teraz brzmiał już poważniej i bardziej panował nad swoją twarzą i głosem. Wyglądało jakby zawczasu chciał przygotować i uspokoić Sarę na milczenie ze swojej strony i uspokoić jej niepokój na ile to możliwe. - Dobrze Karl, rozumiem. Poczekam tu na ciebie. Poczekam na was wszystkich. Przygotuję wszystko. Tylko wróć Karl. Kocham cię Karl. - dziewczyna o blond włosach znów wydawała się być bliska płaczu ale tym razem wydawała się też bardziej panować nad sobą niż przed chwilą. - Wiem Saro. Wiem i czuję to. Czuję to cały czas jak tu jestem. Nie bój się będzie dobrze. I też cię kocham Saro. Muszę kończyć. Bateria zaraz padnie. - policjant też wydawał się być bardziej opanowany, zdecydowany i silniejszy niż przed chwilą w chwili słabości. Rozłączył się w końcu z połączenia i szybko wybrał następny numer. W ruchach widać było zniecierpliwienie i pośpiech. - O kurwa Karl?! Żyjesz! Ja pierdolę człowieku myśleliśmy, że wszystkich was dorwały! Ale wiedziałem, że jakby się komuś miało udać to tobie! Jesteś cały? Komuś jeszcze się udało? - połączenie nagle zabłysło twarzą znajomego już Black 8 Svena. Twarz była zmęczona, brudna i spocona o mokrych krótkich włosach ale na widok rozmówcy po pierwszym szoku niedowierzania wystrzelił z siebie serię błyskawicznych pytań. - Jest ze mną Mahler i Patino. I dwie dziewczyny z Parchów. Słuchaj bo mi zaraz bateria zdechnie. Możecie nas ewakuować? Jesteśmy przy Z445. Słabo z bronią i ammo. Mamy dwie poważniejsze lufy i trochę granatów na piątkę. - Karl mówił szybko zerkając na wskaźnik naładowania baterii i na twarz kumpla po drugiej stronie. Słowa gliniarza szybko wytłumiły radość drugiego gliniarza bo twarz mu spoważniała. - No będzie ciężko Karl. Nie mamy nikogo w tamtym rejonie. Wy byliście w osłonie jak was zdjęło kurwy rozsypały się po okolicy. Są już w mieście. Wycofujemy się ze wschodnich rejonów. - Karl słysząc wieści przymknął na chwilę oczy i otarł brudne czoło z potu i śmierdzącej, ciemnej mazi szybko zasychającej w tych tropikach. Sven też nie miał radosnej miny informując kumpla o sytuacji. - Poczekaj, skoczę do sztabu! Nie rozłączaj się! Wszyscy z zachodniej blokady jesteście MIA! - krzyknął nagle Sven i obraz zaczął migotać jakby drugi gliniarz zerwał się do biegu. Głos też mu drgał jak zawsze gdy ktoś próbował rozmawiać podczas biegu. - Sven, zabierz Sarę! Zabierz ją do siebie! Słyszysz?! Ona jest u nas w domu zabierz ją stamtąd! Zrobisz to dla mnie Sven!? - Karl też zaczął krzyczeć gdy chciał być usłyszany przez biegnącego człowieka po drugiej stronie. - Spróbuję! Ale tu też jest chujnia z grzybnią! - krzyknął w odpowiedzi biegnący gliniarz. - Mam człowieka! Mam kontakt! Mam kontakt z zachodniej blokady! Mam żywego! - darł się po drugiej stronie drugi gliniarz najwyraźniej do kogoś kogo już widział. - Właśnie z nim rozmawiam! Potrzebują ewakuacji! Musimy… - i w tym momencie kontakt się urwał gdy trzymane holo zamarło pozbawione energii. Zarówno policjant jak i pozostali żołnierze wpatrywali się jeszcze chwilę w martwe już urządzenie w zabrudzonej dłoni mężczyzny jakby właśnie zgasła w nich jakaś cząstka nadziei na wykaraskanie się z sytuacji. Wszyscy już stali zgrupowani w jednej grupce. Słabo stali z bronią. Black 8 reprezentowała najpoważniejszą siłę ognia, ze swoim karabinem ale słabo stała z amunicją. Podziemna walka osuszyła jej zapasy. Został jej mag wpięty w broń i jeden w zapasie. Nóż, pistolet i trochę różnych granatów. Brown 0 po użyczeniu Karlowi swojego pistoletu który też został bez naboi po walce w kanałach miała w rezerwie już tylko jeden mag by go ponownie uzupełnić. Oraz swój automat kilka magów do niego i dwa granaty zapalające. Trójka mężczyzn miała łącznie jeden lekki pistolet Vinogradovej i ciężki rewolwer Karla i w tej chwili obydwa były puste. Były też dwa drony nad ich głowami. Brown 0 wiedziała, że powinna dać radę podpiąć się pod nie ale musiałaby mieć panel sterowniczy operatora lub podobny bo samym patrzeniem nic zdziałać nie mogła. Niewesoła była też sprawa z medykamentami jakich właściwie wszyscy potrzebowali. Mundurowi użyli resztki swoich zapasów jakie jeszcze mieli przy sobie. Ogólnie najlepiej pod względem zachowania siły wyszła chyba Nash która wydawała się tylko draśnięta. Nieźle też wyszli z potyczki Karl i Johan. Najgorzej prezentowali się Maya i Elenio. Czas uciekał. Brown 0 zostało z pół godziny czasu by dotrzeć do Checkpoint 2 z chociaż jednym ze stojących obok niej mężczyzn. Co więcej Checkpoint wydawał się w tej chwili najpewniejszym adresem do zdobycia ekwipunku. Był na odległość bliżej niż widoczna nadal blokada choć położony był w dżungli więc nie był widoczny bezpośrednio. Tak samo jak to co się w niej kryje. No jeszcze była godzina rezerwy dla spóźnialskich gdzie już liczono czas do następnego Checkpoint ale jeszcze była rezerwa by dotrzeć spóźnionym do wskazanego punktu. Parchy na swoich obrożach widziały pozycję pozostałych Parchów. Grupka czerwonych była oddalona od nich o jakieś 300 - 400 m w dżungli i prawie już podchodziła pod okolicę klubu. Pozostali z grupki niebieskich świecili znacznikami w samym klubie o jakieś pół kilometra od nich. Do Checkpoint 2 Brown miała jakieś pół kilometra choć bardziej na północny wschód niż wschód jak do lokalu zajętym przez resztę grupki Black. Można było iść po drodze co powinno być szybsze niż na przełaj przez dżunglę choć trasa była nieco dłuższa. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Haven; 2250 m do Checkpoint 1 Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1 Black 1, 2, 5, 7 (niebiescy) Black 7 wydawał się jednak bardziej zaciekawiony “czymś do wyruchania ewentualnie spalenia” niż zimnym piwem. Wydawał się też zaciekawiony kręcącym się ponętnie tyłeczkiem w pancerzu z różowiutkim elementami też chyba właśnie tak pod podobnym kątem ale ostatecznie wybrał bramkę z penetracją kurwich dziur w zaproszeniu. Zabrał jednak ze sobą zimne szkło dopijając je po drodze. Bradley widziała przez okna jak sylwetka drugiego operatora ciężkiego pancerza wspomaganego unosi się z siedzenia i rusza w podobnym kierunku co przed chwilą Diaz. Po chwili zniknął jej z oczu unosząc do ust coraz bardziej pustą szklankę ale widziała jeszcze i jego i dwójkę na holomapie. Bradley słyszała nadchodzący pancerz wspomagany zanim go zauważyła wyłaniającego się zza rogu korytarza. Dyskrecja i skrytość bowiem nie leżała do mocnych stron pancerzy wspomaganych. Zwalista sylwetka biomechanicznych, opancerzonych mięśni kroczyła nieśpiesznie przez korytarz popijając piwo ze szklanki. - Ooo… Z nią bym chętnie zagrał. Albo o nią. - uśmiechnął się z zadowoleniem Ortega widząc efektowną i jakże zachęcającą reklamę. Cisnął pustą szklankę i ta rozbryzgnęła się efektownie o ścianę zostawiając mokry ślad. Black 7 popatrzył w dół schodów. - Tam może być ciasno. Mam nadzieję. - powiedział po chwili zastanowienia zezując nieco wyżej na wizerunek kobiety prezentującej swoje wdzięki w tak zachęcający sposób i znów patrząc w dół schodów. Schował karabin maszynowy do przywieszki a sam zdjął z niej tarczę i miecz. Ruszył człapiąc pancerbutami po schodach wypełniając swoją zwalistą sylwetką większość przejścia. Zeszli we dwójkę na sam dół przy czym Black 7 nie omieszkał pewnie celowo stąpnąć na łeb pomniejszego xenosa rozgniatając go. Na dole okazało się wcale nie tak ciasno. Plamy światła i ciemności przetykały się nawzajem. Tam gdzie było światło było najczęściej o ciepłych stonowanych barwach z chyba firmową czerwienią z licznymi wstawkami czerni jako dominującą barwą co jasno kontrastowało z błękitem i bielą o poziom wyżej. Tam gdzie jednak światło nie dochodziło dominował mrok i tu już użyteczne było oświetlenie taktyczne zamontowane na broni albo noktowizory. Stali przez chwilę przy zejściu ze schodów wodząc wzrokiem, mieczem i lufami po otoczeniu. Ale panował bezruch. A ktoś czy coś o ile nie był głuchy powinien usłyszeć jak nie odgłos rozbijanej przed chwilą szklanki to schodzący po schodach pancerz wspomagany. Chociaż może i nie? Tu też nadal grała muzyka choć inna niż piętro wyżej. To co widzieli przed sobą przypominało kasyno pełne automatów, stołów do gry zasnutych zielonym suknem i pokratkowanymi numerami, ruletki i chyba większość najpopularniejszych gier jakie można było znaleźć w szanującym się lokalu tego typu. Ruszyli we dwójkę przez ten czerwony poziom. Znów nigdzie nie widać było ciał ludzi ani żywych ani umarłych. Ale ślady walki były zauważalne. Przewrócone stoły, połamane krzesła, marynarka zawieszona wciąż na oparciu krzesła, torebka postawiona obok rozłożonych sztonów na stole, butelki, popielniczki, szklanki chrzęszczące pod butami Parchów tak samo jak łuski. Nawet jakąś broń znaleźli leżącą w czerwonej już zaschniętej kałuży a potem kolejną. Krew ta czerwona i ta żółtawa, truchła xenos, porzucone szklanki ze stojącą lub wylaną zawartością, zwabiły już trochę much i podobnych padlinożerców ale nadal było ich skromnie w porównaniu do ukropu na zewnątrz. Usłyszeli jednak coś. Nie byli pewni co. Dźwięk jakiś. Gdzieś tam z głębi pomieszczenia. Jakby coś trzasnęło, pękło albo upadło. Zlokalizowali drzwi z oznaczeniem loży dla VIPów. - Nic nie słychać przez ten łomot. - mruknął Black 7 na kanale niebieskich wpatrzony w podejrzane drzwi. Muzyka waliła z głośników które ocalały więc brzmiała rejonami skupionymi wokół nich. Co prawda ciszej niż na górnym i głównym pokładzie do tanecznych zabaw ale jednak nadal w zauważalnym stopniu maskowała ciche dźwięki. Minęli drzwi i za nimi ukazał się korytarz. Nawet dość długi gdzieś na pół tuzina drzwi z każdej strony. W samym korytarzu mało które światło działało a jak działało to o barwie wytłumionych pomarańczy więc z założenia pewnie miała tu panować przydymiona i erotyczna atmosfera. Drzwi prezentowały różny poziom otwarcia od całkowicie zamkniętych, poprzez różnej proporcji przymkniętych aż po rozwalone na oścież. Jedne były nawet wyrwane i leżały na korytarzu. Dywan był zasnuty porzuconymi ubraniami, zgubionymi pantoflami, nawet była porzucona taca z przewróconymi już pustymi szklankami i wysypanymi orzeszkami. Plamy światła dawały jednak pokoje w których paliło się światło więc gdy drzwi były otwarte rozświetlały korytarz chociaż kawałek. Gdy je mijali widać było wszelakie kanapy gdzie goście siedzieli na nich a dziewczyny tańczyły dla nich kusząc ich oczy swoimi wdziękami a przy zgodzie chęci, interesów i zasobności Klucza pewnie nie tylko oczy i wyobraźnia klientów były zaspokajane. Minęli chyba pospiesznie opuszczone jacuzzi z wciąż zapraszająco bąblującą wodą, pokoje z charakterystycznymi łóżkami do masażu. https://revenantpublications.files.w...0/dsc00125.jpg W nozdrza Diaz uderzał zapach rozlanych kosmetyków, olejków eterycznych krwi i strachu. Te dwa ostatnie były wyczuwalne gdzieś na pograniczu świadomości wspomagane głównie zmysłem wzroku rejestrującym ślady zniszczeń. Przestrzeliny, zakrwawione ubrania i takie oznaczają poważny krwotok i takie powierzchowne. Ślady ludzkich dłoni na drzwiach i ścianach odciśnięte w jakimś brudzie, krwi ale i szponiaste chlasięca nieludzkich łap. Znów trzask. Koniec korytarza i kolejne drzwi. Muzyka została za drzwiami teraz już zdawała się być znacznie przytłumiona. Otwarli kolejne drzwi. Poczekalnia z wygodnymi kanapami. Wyjścia do różnych pokoi. Znów większość otwarta. Dyskretne ciemno czerwone światło. Wystrój pokoi tutaj już jawnie był przeznaczony do penetrowania przelotnych znajomości w różnorakich wariantach długotwałości, liczebności, fantazji i gadżeciarstwa. Tu też dominował chaos pospiesznej ewakuacji i pobojowiska. W jednym z pokoi rzucały się w oczy zakrwawione dyby. Z ich strony wciąż wystawały z nich kurczowo zaciśnięte pięści. Ale ramiona zwisały zakrwawionymi kikutami z drugiej strony wciąż leniwie ściekając na olbrzymią plamę krwi i ludzkich resztek na podłodze. Znów usłyszeli ten dźwięk. Teraz brzmiało jak popiskiwanie, chroboty, trzaski i stukania. I oddech. Jakieś zduszone sapanie. Diaz i Ortega ostrożnie wychylili się zza kolejnych drzwi. Większe pomieszczenie. Skryte prawie całkowicie w mroku. I jakieś dźwięki. Ruch! Na końcu! Przy samej ziemi. Schody na dół. I napis nad nimi: DO SCHRONU, ze strzałką w dół. Tam już nie było widać co jest ale brzmiało jakby coś tam na tych schodach było. Brakowało im z dwudziestu czy trzydziestu kroków do tych schodów. Na tym pustym pomieszczeniu znaleźli też ciała. Kilka xenos. Martwych. Ale też i ludzkich. Ludzkie kończyny. Ciała które były tak rozbebeszone jakby stanowiły czyjś masakratyczny posiłek. Zaledwie o kilka kroków od ich butów leżała głowa jakiejś dziewczyny. Włosy, kręgosłup, żyły i smugi krwi ciągnęły się z jej szyi poszarpanymi ochłapami. Tutaj dominującą wonią była woń krwi, śmierci i rozkładu. Coś tam chrobotało na tych schodach do Schronu. Ale też wyłapali jakiś inny dźwięk. Siorbanie? Chlipanie? Brzmiał zdumiewająco ludzko. Diaz i Ortega spojrzeli na siebie znacząco ale widocznie oboje to usłyszeli. Rozejrzeli się po mrocznym pomieszczeniu. I wtedy ją zobaczyli. Wśród tych wszystkich ciał, martwoty i ciszy, w chaosie śmierci, rzezi i zniszczenia spojrzały na nich pełne przerażenia ale żywe ludzkie oczy. Żywa! Oczy miała mokre i zeszpecone rozmazanym makijażem spływającym po policzkach. Knebel w ustach uniemożliwiał jej artykułowaną mowę. Do tego była chyba jakoś przykuta do w małym basenie i trzęsła się z zimna cała. Dotąd chyba udawało jej się jakoś pozostać nie wykrytą ale gdy spostrzegła, że nawiązała kontakt wzrokowy z innymi ludźmi nie wytrzymała. Zawyła rozpaczliwie na ile pozwalał jej knebel. Szarpnęła swoimi więzami rozchlapując wodę ale nie dała rady uwolnić się z niewoli. Jej reakcja wywołała prawie od razu kolejną. Chrobot pazurów po podłodze. Coś trzasnęło rozbijając jakby drzwi i zbliżając się błyskawicznie. Naga, spętana ofiara wierzgnęła rozpaczliwie ciałem i głową gdzieś w bok w stronę skąd dochodziły dźwięki czegoś co wreszcie ją namierzyło. Ze schodów nadal dochodziły te trzaski i pocharkiwania jakby nic sie nie zmieniło w otoczeniu. Diaz widziała, że na jej firmowy miotacz to lala nie ma szans nie oberwać. Za mało tam miejsca było by mieć pewność, że nie oberwie. Black 5 została sama w barze odkąd siódemka poszedł z dwójką na zwiedzanie klubu o poziom niżej. Słyszała jak operator pancerza wspomaganego marudzi na głośną muzykę na dole. Właściwie to miała do dyspozycji pilota. Dla kogoś kto umiał operować panelami i pilotami o wiele bardziej skomplikowanych maszyn latających opanowanie systemu nie było specjalnie trudne. Jakby jej się chciało pewnie mogłaby pobawić się światłem, muzyką czy hologramami. Właściwie to ciekawe skąd tu nadal było światło przy takich zniszczeniach dookoła. Bradley przeszperała co się dało w okolicy lokalu. Widziała, że coś dwójka i siódemka nadal przemieszczają się na dole zwiedzając pomieszczenia o poziom niżej. Za to na wyświetlaczu widziała też, że zbliża się większość grupy czerwonych. Szli dżunglą więc mimo, że dzieliło ich trochę ponad sto metrów od siebie jeszcze nie było ich widać. Ale pewnie niedługo tu dojdą. Właściwie ten night club był całkiem spory. Na tyle, że były szanse, że posiada ambulatorium lub podobny punkt doraźnej a dyskretnej pomocy klientom którzy przekroczyli swój limit a ambulanse przed lokalem źle się ludziom kojarzyły i psuły renomę klubu. Choć trzeba by znaleźć. Chyba, że chciała być pierwszą witającą Graeffa, Mathiasa i Zcivickiego. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; 2250 m do Checkpoint 1 Czas: dzień 1; g 31:40; 80 + 60 min do Checkpoint 1 Black 4, 6, 0 (czerwoni) Trójka czerwonych nie czekała aż podejrzane latadełko się do nich zbliży na odległość dokładniejszego rozpoznania czy strzału. Przebiegli prędko otwartą przestrzeń kryjąc się w dżungli. Tam mogli odsapnąć i poczuć się w miarę bezpiecznie. Przed wykryciem z góry. Choć teraz znaleźli się w terenie którego od początku Black 0 radził unikać. Teren był gęsty i sprzyjał ukrywaniu się a nie wykrywaniu. Odległość ograniczała się do kilkunastu, czasem kilkudziesięciu metrów ale to najczęściej w pionie i na wyższych partiach lasu. Im niżej tym było gęściej i momentami widoczność sięgała kilku kroków albo była taka gęstwa, że było widać tyle ile sięgnęło ramię odgarnąć ten gąszcz. Szli w napięciu oczekując zasadzki na każdym kroku. Strach było myśleć jak by znaleźć w tej gęstwie taka biominę jakie niedawno mijali na zdemolowanej sawannie. https://images2.alphacoders.com/252/252842.jpg Pod baldachimiem wiecznie zielonej dżungli panował półmrok z rzadka przecinany promieniami słońca i najczęściej takie plamy światła nie docierały na półzgniłą ściółkę najniższej partii lasu jakim maszerowali. Pokonywali jednak kolejne metry, dziesiątki i setki metrów. Oddalali się stopniowo od wejścia do kanału do jakiego weszła Black 8. I coraz bardziej zbliżali się do lokalu gdzie nadal przebywali niebiescy. Zostało im jakieś półtorej setki metrów do night club z czego ostatnie pół setki powinna być już łatwizna po otwartym terenie. Tak wynikało z holomapy. Wiedzieli, że znacznik oznaczającą Black 8, Brown 0 i trzy znaczniki celów wydostały się w końcu z kanałów. Wskaźniki Brown 0 szalały świadcząc, że balansuje na granicy życia i śmierci. Black 8 też oberwała ale widocznie była w lepszym stanie. Po chwili wykresy zaczęły się uspokajać gdy pewnie sytuacja się tam uspokoiła i lecznicza biochemia poszła w ruch. Trójka czerwonych była już prawie o 300 - 350 przed nimi. Nie widzieli ich bezpośrednio tak samo jak budynku lokalu zajętego przez niebieskich ani nawet skraju dżungli. A ten powinien być wedle mapy już jakieś 100 m przed nimi. Na razie jednak nic go nie zwiastowało. Za to zwiastowało co innego. Ruch. Szmery. Idący na czele Black 4 dał znak pozostałej dwójce. Po chwili zorientowali się co jest grane. Człowiek. Żywy. Jakiś starszawy grubcio o tatuśkowatym wyglądzie jakiegoś księgowego. W optyce wzmacniającej wzrok częstej jednak u naukowców. W brudnym od otaczającej zieleni i podartym garniturze. Rozglądał sie trwożliwie. I co prawda często rozglądał się dookoła ale jeszcze częściej chyba szukał czegoś w gęstwinie. Odgarniał trawy, zaglądał w krzaki, między korzenie i w ogóle wyglądało jakby coś zgubił. Żadnej widocznej broni nie posiadał. Sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego i zdezorientowanego. No i szukającego czegoś mimo to. Starszy mężczyzna miał swoje zajęcie i jeszcze pewnie nie zauważył trójki obserwatorów ukrytych w zaroślach mimo, że dzieliło ich z kilkanaście metrów.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
13-03-2017, 11:47 | #66 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
18-03-2017, 06:49 | #67 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
18-03-2017, 06:50 | #68 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
18-03-2017, 21:11 | #69 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | współwinni zbrodni: Kinku, Buka i jakiś MG
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
18-03-2017, 21:51 | #70 |
Reputacja: 1 | Pisane wspólnie z Buką, Kinkubus, MG, Zombianną i Zuzu
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 18-03-2017 o 21:54. |