Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2017, 03:51   #63
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Udało się, przebiegli! Mogli lecieć do kolejki, ogień odciął drogę pogoni. Brown 0 miała swoje cele, całą trójkę! Obróciła się przez ramię i wtedy cała radość wyparowała.
- Asbiel tam została! - szarpnęła najbliższym żołnierzem, pokazując na płomienie. W głowie brzęczały jej przeczytane przed pierwszym wybuchem słowa. Jedno zwłaszcza. Workteam.
- Dacie radę strzelać? - spytała szybko, wyjmując pistolecik i granat - To nie jej misja, tylko moja! Nie musiała tu przychodzić! Proszę, ruszcie się! Mam pistolet, mogę komuś dać. Kto bez broni niech wieje!

Zachciało się Ósemce akcji ratunkowych, to miała za swoje. Chciało się jej rechotać, ale powstrzymała się. Paczka trafiła na drugą stronę tęczy, został syf. jednak jeszcze oddychała. Nie tracąc czasu odpięła drugi granat, tym razem odłamkowy. Mierzyła tam gdzie poprzednio, żałując że nie może się wydrzeć do reszty aby spierdalała. Dostali szansę, ona była Parchem. Jeden dobry uczynek na sam koniec…

Szarpnięty żołnierz z pistoletem zatrzymał się.
- Kurwa! - krzyknął i zaczął biec z powrotem przyświecając sobie trzęsącym się światłem trzymanego pistoletu. - Dawaj, dawaj, dawaj! - krzyknął gdy dobiegał do wyjścia na korytarz przy którym po drugiej stronie Nash właśnie sięgała po kolejny granat. Vinogradova zatrzymała się by podać swój pistolet Karlowi który go chętnie przyjął. Sama Brown 0 zaczęła odczepiać z przywieszki granat zapalający. Ostatni z żołnierzy musiał się zatrzymać jeśli nie chciał kuśtykać po ciemku. Wciąż trzymał swój granat jak jakiś talizman. W tym czasie Black 8 posłała swój pojemniczek w głąb korytarza którym szarpnęła eksplozja wzmocniona echem wąskich, ciasnych przestrzeni. Ogień napalmu zafalował od tej eksplozji ale ta nie zdołała go ugasić. Niemniej wkrótce napalm powinien się wypalić samoistnie. Tym razem usłyszała znowu jakieś rozzłoszczone skrzeki i syki dobiegające zza ściany ognia ale efektu nie dało się ponadto oszacować.

Wracali… wracali?! Kurwa mać… Zoe przymknęła oczy, tłumiąc złość. Raz w całym życiu, no nie dadzą jej zrobić czegoś porządnie. Po cholerę zawracali? Mieli drogę wolną, bezpieczną. Przecież nie chodziło o nią, nie mogło chodzić!
Splunęła pod nogi i zaciskając zęby wybrała ostatnią puszkę napalmu. Rzucić, potem sprintem na drugą stronę. Raz się udało, co szkodziło powtórzyć manewr? Nie pozwoli nikomu się przekręcić, nie w swojej obronie. Bohaterzy się kurwa znaleźli.

Nash cisnęła kolejny granat. Ostatni zapalający poleciał w głąb korytarza. Podziemną budowla znów wstrząsnęła eksplozja.
- No dawaj! Na co czekasz?! - krzyknął ponaglająco ten żołnierz z pistoletem celując w głąb płonącego korytarza. W tym czasie Vinogradova zdołała zwolnić dłoń by chwycić w nią detektor. Grupka celów była w głębi korytarza najwyraźniej zablokowana przez granaty i ogień. Trzymali się z dala od niebezpiecznej strefy raczej poza zasięgiem zwykłego rzutu. Ale widziała dwa zbliżające się cele od strony z której właśnie uciekł. Prawie powtarzając schemat z poprzedniego razu. Ale tym razem Black 8 nie miała broni w rękach a cele były dwa. Karl i drugi z żołnierzy flankowali Brown 0. Karl celował pistoletem w korytarz z kolejką. Żołnierz z granatem trzymał się trochę za nim i za Mayą gotów pewnie rzucić granat w którymkolwiek z tych dwóch kierunków.

- Biegnij! - Brown 0 ponagliła drugiego Parcha, patrząc to na detektor, to na ogień - są za tobą!

Ogień płonął, moment jego wygaśnięcia odwlekł się odrobinę. Płomienie pożerały tlen, robiło się duszno. Razem z kobiecym krzykiem Ósemka wystartowała, gnając na złamanie karku do przodu. Czemu jej nie zostawili?!

Nash przebiegła obok żołnierza z pistoletem.
- O kurwa! - krzyknął żołnierz i prawie jednocześnie wystrzelił kilkukrotnie ze swojej broni po czym odwrócił się i pobiegł zaraz za plecami rudowłosego Parcha. Oboje minęli pozostałą trójkę. Karl odzyskał już chyba pełnię sił na ile to było możliwe w tych warunkach bo też zaczął strzelać z pistoletu do nadbiegających poczwar. Ostatni z żołnierzy widząc co się dzieję cisnął swój granat w biegnące po ścianie i suficie stwory. Widać, że krwawiły już z jakichś ran ale nie były one w stanie ich zatrzymać. Dopiero ciśnięty granat który na moment je pochłonął poszarpał obydwoma ciałami xenos. Ale choć chwiały się i jeden wyglądał jakby z trudem utrzymywał się na łapach to uparcie nie chciały jeszcze zdechnąć i dalej zmierzały by dorwać swoje ofiary.

Huk wystrzałów, wstrząs kolejnego wybuchu i dzwonienie w uszach. Ile jeszcze tunel wytrzyma zanim najzwyczajniej w świecie nie zawali się im na łeb? W ciągu ostatnich minut przetrzymał parę eksplozji… jednak wciąż trzymał się dzielnie. Tak samo jak przeciwnik. Nie chciały zdechnąć, dwie cholerne poczwary. Przebiegłszy linię wyznaczoną przez trepów i Vinogradovą, Nash obróciła się, łapiąc za karabin. Pełen magazynek dawał nadzieję. Znikomą, lecz lepsze to niż nic.

Widząc co się święci, Maya zrobiła pierwszą rzecz jaka jej przyszła na myśl. Padła płasko na ziemię, usuwając się z linii strzału. Jej broń trzymał jeden z kokoniarzy, granatu wolała nie używać. Widziała co potrafił w tak ciasnej przestrzeni. Przy jej pechu trafiłaby prędzej ludzi, niż bestie.
- Trzymaj! Ale nie zabij nas! - wyciągnęła puszkę do kolesia który przed chwilą pozbył się własnej bombki.

Żołnierz spojrzał przez ułamek sekundy na wyciągnięty w kobiecej dłoni granat. Jeśli wahał się to tylko przez uderzenie serca. Chwycił za metaliczny pojemnik i odbezpieczył. Karl strzelał rozpaczliwie mając nadzieję na to, że zdąży powalić choć jedną bestię nim ich dopadnie. Nash widziała całą trójkę odległą zaledwie o kilka kroków. Wciąż jednak nie widziała żadnego z potworów gdy unosiła karabin do ramienia. Żołnierz który był obok Black 8 też nerwowo wodził lufą po korytarzu ale nie strzelał mając przed sobą tylko trójkę ludzi i żadnego obcego na widoku. Sekundy i ułamki sekund zdawały się rozciągać w nieskończoność. Brown 0 widziała jak bestie chwiejąc się i słaniając zbliżają się, zamachują i już są tuż przy nich sycząc śliną, chlapiąc żółtozieloną krwią i biorąc już zamach na dwójkę z trójki ludzi. Jeden z xenosów obrał za cel żołnierza który wziął od niej granat a drugi właśnie ją! Wtedy jednak też obydwa stwory stały się wreszcie widoczne dla dwójki strzelców zaczajonych w głębi kilkumetrowego korytarza. Broń huknęła i pociski pomknęły prawie od razu trafiając w cel. Pistoleciarz odbryzgnął jakąś część z bestii która atakowała grenadiera. Karabin Nash rozłupał rury i ścianę tuż nad atakującymi bestiami. Pistolet Karla też błyskał wystrzałami trafiając w monstrum atakujące Brown 0. Pistolet jednak nie miał takiej siły obalającej by powalić takie monstrum po kilku trafieniach.

Vinogradova widziała kątem oka jak któryś z postrzałów wreszcie powala bestię jaką zamierzała się już na grenadiera. Został ostatni potwór! Ale ten ostatni właśnie uwziął się na nią! Karl skierował lufę jej pistoletu na ostatniego potwora ale wtedy nawet w walce dało się słychać suchy trzask. amunicja się skończyła!

- Kurwy lecą! Fire in the hole! - krzyknął na całe gardło grenadier i cisnął granat w głąb tunelu skąd właśnie przybiegli i oni i bestie. Maya słyszała jak z trzewi tunelu dobiega triumfalny ryk ścigającego ich stada. Zaraz tu będą! Nie jeden czy dwa, całe stado! Ale miała inne zmartwienia. Szpony! Ostatni z potworów sieknął ją w tym samym momencie gdy pistolet i karabin dwójki strzelców z paru kroków trafiły w monstrum. Pistolet odbryzgał coś z korpusu potwora ale seria z karabinu przeszyła go na wylot powalając na ścianę od której odbił się i opadł jak kawałek szmaty na ziemię.

- Spierdalamy! - wrzasnął Karl albo ten żołnierz biorąc za ramiona Brown 0 bez ceregieli szarpiąc ja na nogi. I wreszcie w tunelach ogień napalmu rozbłysnął ponownie. Ale tym razem za blisko! Fala ognia runęła błyskawicznie obejmując trójkę ludzi. Tylko Black 8 i żołnierz z pistoletem zdołali odbiec na tyle by fala ognia nie sięgnęła ich. Wiedzieli jak ze ściany ognia wybiegają wrzeszcząc trzy humanoidalne pochodnie. Wszystkie trzy przebiegły ostatnie kroki nim wpadły z “peronu” do toczącej się poniżej brei.

Szambo okazało się zbawienne, gasząc ludzkie pochodnie. Chwila na złapanie oddechu i dalej przed siebie. Dobrze, że ten przeklęty wagonik stał blisko. Ósemka nie marnując cennych sekund dopadła najbliższego topielca, pomagając mu stanąć na nogi. To samo zrobiła z kolejnym, gwiżdżąc i machając na dalszą część korytarza - tę wąską, gdzie i tak musieli iść gęsiego.

Cuchnąca breja w ustach, ból poparzonej skóry, chwilowo kojony przez zimno i wilgoć brudnej wody. Ktoś złapał Mayę za kark i postawił do pionu, potem pchał do przodu, a ona zataczała się, czując jak pali ją skóra, a krew wypływa z szarpanej rany na brzuchu. Przycisnęła do niej ramię i pochylona truchtała ciemnym tunelem. Co kilkanaście kroków przystawała, ale wtedy pchnięcie w plecy i krakanie za nią popędzało do przodu. Biegli, toczyli się, powłóczyli nogami. Widziała przed sobą zamazany kontur czyichś pleców, razem z kroplami brudnej wody zostawiała za sobą czerwony ślad. Ledwo żyła, nie widziała czy gęstniejący mrok przed oczami jest realny, czy problem leżał w niej. Potknęła się, ktoś znowu szarpnął ją za kark i pomógł wstać. Pięć metrów i poczuła się rzucona na coś twardego. Wózek! Ten od kolejki! Już raz złamała zabezpieczenia, nie wylogowała się! Została posadzona, potem przesunięta. Czyjeś nogi wylądowały na jej nogach. Było mało miejsca. Poprzednio ledwo się w Cindy i Denisem zmieścili we trójkę... samych kokoniarzy tylu było.

- Dawaj! - wrzask tuż przy uchu. Przy drugim kobiece warczenie. Szarpnięcie i pęd powietrza majtający włosami. Ruszyli. Jechali. Ukłucie w udo. Drugie. Trzecie. Ciemność się cofnęła, oddech wyrównał, a ból zelżał. Zawroty głowy pozostały. Szarpnięcie, nudności. Zatrzymali się! Jeszcze kawałek i... skrzek gdzieś z tyłu, za nimi! Bluzgi z trzech gardeł. Bieg, szorowanie ramionami i dłońmi po ścianach. Charczący oddech, pot na skroniach i smród. Potknięcie, ale nim upadła złapały ją dwie pary rąk - z przodu i z tyłu. Ustała, znowu biegła. Do światła! Plamy jasności w suficie!
Szczeble drabiny, pokryte zaschniętą krwią i lepkimi resztkami. Ktoś Brown 0 podsadził, ktoś inny przechwycił od góry. Mrok zmienił się w blask, odbierając na parę sekund wzrok. Oczy zapiekły, w zębach chrzęścił piach. Zgrzyt zamykanego włazu za plecami, twarda ziemia pod policzkiem. Sucha, ciepła. Upał... brzęczenie much i dyszenie dookoła, wydobywające z piersi czterech osób. Pięciu, łącznie z Mayą.

- Hollyard Karl - Między oddechy i muszą symfonię wdarł się beznamiętny, suchy głos syntezatora mowy. Vinogradova zamrugała, przetarła oczy i obróciła głowę. Zobaczyła jak rudy, pokrwawiony Parch kuca przed tym ostatnim wyciągniętym z kokonów żołnierzem, który siedział teraz pochylony też łapiąc z trudem oddech. Między nimi leżały medpak i ciężki rewolwer. Kobieta stukała jedną ręką w holoklawiaturę, a system Obroży przekładał literki na dźwięki. Drugą kończyła aplikować gościowi stimpaka. Pusta strzykawka poleciała gdzieś w trawę - Wyglądasz jak gówno. Ogarnij się. Umyj twarz. Mam wodę w manierce. Potem zadzwoń do Sary - na otwartej dłoni Nash błysnął srebrny prostokąt smartfona, złote oczy lekko się zmrużyły, bridna gębę przeciął cień uśmiechu - Martwi się.

Ostatnia z grupy Brown usiadła na piachu, przecierając twarz rękawem co niewiele pomogło, jako że obie powierzchnie były tak samo brudne.
- Tam na dole nie było jak... miło was poznać - zwróciła się do otaczających ją ludzi i wskazała na siebie, potem na drugą kobietę - Jestem Maya. Brown 0, a to Asbiel. Black 8. Moja grupa dostała zadanie żeby odnaleźć formację sojuszniczą i doprowadzić ją do Checkpointu. Niedaleko, niecałe pół kilometra stąd. Byłabym szybciej... ale nie daliśmy rady się przedrzeć. Przepraszam - posmutniała, wbijając wzrok w piach - Ósma jest z innej grupy, dostali inne zadanie... ale tylko ona się nie bała zejść i pomóc... dzięki - uśmiechnęła się do blado "czarnego" Parcha i popatrzyła po żołnierzach - Pozostali "brązowi" są KIA, ale sprzęt zamawialiśmy dla grupy. Leki też tam będą. Tutaj wszędzie te pokraki, bez wyposażenia daleko nikt z nas nie zajdzie. Przyda się wam porządna broń, na razie weźcie mój pistolet, podzielę się lekami. Wystarczy że śmierdzimy, nie musimy jeszcze krwawić niepotrzebnie - zażartowała, strząsając resztki szamba z rękawicy na piach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline