- Pamiętaj o prośbie rudego. Mogę służyć jako pośrednik - Grant przypomniał Bryzie, kiedy ta oświadczyła, że nie ma sensu, aby śledziła grubaska wraz z nim.
Matthias był prostym człowiekiem, jak ciągle zazwyczaj o sobie mówił. Dać w mordę, wypić browara, pojeździć na motorze, zabawić się z panienką. Czasami jednak pewne rzeczy wywoływały u niego gniew znacznie większy. Jedną z nich była informacja o tych "interesach" z Indiankami w rolach głównych. Ktoś próbował robić syf w jego okolicy, a tego zwyczajnie zdzierżyć nie mógł, stąd też mogło się wydawać, że stał się całkiem pokorny. Nie. To było po prostu także zgodne z jego interesami.
Śledzenie grubaska było nudne i Grant ucieszył się, że ten wreszcie wszedł do jakiegoś budynku. Chciał od razu podążyć za nim, ale znajomy zapach zatrzymał go w miejscu. Rozejrzał się i mrużąc powieki zatrzymał spojrzenie na tłuczących się facetach. Jeden w sumie tłukł drugiego. Okazało się, że zna obu, choć tylko ten wygrywający rozsiewał interesujący zapach. Garou zbliżył się odrobinę, tyle by usłyszeć wymianę zdań.
- I jak to jest? - pytał szwagier z DEA, który chyba pałętał się po całym mieście.
- O co i kurwa chodzi?.
- Spróbuj się do niej jeszcze raz do niej zbliżyć.
- Nie wiedziałem, że to twoja suka. - Drugi usiłował być jeszcze dowcipny. Wręcz szyderczy.
Idiota. Matthias nie miał czasu dla idiotów, a w rodzinne problemy siostry jeszcze nie zamierzał się mieszać. Obecnie był tu w innym celu.
Do budynku dostał się zaraz za jakąś kobieciną z torbą zakupów, która nawet mu podziękowała za przytrzymanie drzwi. Mogła go nawet znać z widzenia, nie miało to znaczenia. Jego twarz w końcu nie była w mieście anonimowa, zwłaszcza w takich dzielnicach. Windy budynek nie miał, ledwie pięć pięter. Grant skrzywił się, a potem wyłowił wzrokiem siedzącego na parapecie młodego Azjatę. Pryszczata twarz w obłoku dymu ze skręta. Marny widoczek, ale tu było takich pełno. Garou stanął nad nim.
- Ten grubasek, który wszedł tu przed chwilą. Kto to był?
- Ile jesteś w stanie zapłacić za informację? - młodzik wyszczerzył się. Chyba nie za bardzo zrozumiał z kim ma do czynienia. Grant zacisnął jedną pięść, aż trzasnęło.
- Zęby ci niemiłe? - zapytał retorycznie. - Ale masz dziś dobry dzień. Jak się mu nie wygadasz, że pytałem, to nie tylko nie trafisz do szpitala, ale nawet otrzymasz mój numer i prawo do jednego telefonu do mnie.
Azjata przyjrzał się dokładniej stojącemu przed nim mężczyźnie i powoli kiwnął głową
- Toom, Paul Toom.
- Świetnie.
Garou dopytał jeszcze które mieszkanie i piętro i zgodnie z obietnicą podrzucił młodemu swój tymczasowy numer telefonu. Obecnie i tak wyłączonego.
Kiedy dotarł do domku Merlina, okazało się, że właściciela nie ma w domu. Na szczęście miał odtwarzacz DVD, co oszczędziło Grantowi kolejnej podróży po mieście. Włożył płytę i teraz już całkiem dokładnie i na spokojnie obejrzał znajdujące się na niej nagranie. Zgodnie z przewidywaniami, było to to samo, co widział w barze. Teraz jednak mógł przyjrzeć się każdemu szczegółowi. Twarz to jedno. Ale facet unikający kamer miał swój wzrost, posturę, sposób poruszania się. I wiedząc dokładnie jak na tym tle wygląda grubasek, miało się dobre porównanie. Przed ruszeniem się Grant postanowił na powrót rudzielca i jego opinię o tym filmie. I skoro miał kontakty, mógł podążyć tropem Paula Tooma do ludzi, którzy go kryją. |