Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2017, 13:00   #42
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Obudziła się tak, jak po ostatnim zakołkowaniu. W swoim łóżku, w swoim pokoju w posiadłości rodu Bankes, a Andre trzymał ją za rękę. Wampir miał na twarz lekki, nieco smutny uśmiech. Zupełnie jak ostatnio.
- Witaj Sophie. - powiedział tym samym, spokojnym tonem.
- Witaj Andre. - uśmiechnęła się do wampira i zamknęła z powrotem oczy. Gdzie jest ten kanarek… toż nie przyśniła tego wszystkiego. Ucieczki z zamku, zabicia Wilhelma, nocy w magazynie, wybuchu. Czy Martin jest w więzieniu, czy też zabili go nim ją wybudzili? - Co ja tu robię?
- Dochodzisz do siebie. Zostałaś mocno ranna. Oparzenia trochę się goją, ale... chyba już widzisz, prawda? - zamachał jej dłonią przed oczami. Choć kształt był nieco rozmyty, jakby Sophie miała wadę wzroku, bezapelacyjnie znów widziała.
- Ta… jeśli zamiast ręki dorobiłeś się chmurki. - Spojrzała na rozmazaną twarz Andre. - Nie było łatwiej mnie się pozbyć gdy byłam nieprzytomna, poparzona, i jakby nie patrzeć, bezradna?
- Zraniłaś mnie Sophie, ale nie jestem mściwy. Nie wiem czemu zaczęłaś tak źle o mnie myśleć... W każdym razie ja chciałbym cię ocalić. - powiedział, wstając i podchodząc do okna.


Sophie powoli podniosła się na łóżku.
- Czemu uważasz, że zaczęłam o tobie myśleć w jakikolwiek inny sposób niż wcześniej? - Dziewczyna wpatrywała się w rozmazane plecy Andre, starając się skupić wzrok. - Po prostu sądzę, że jest kilkoro ludzi i wampirów, którzy woleliby mnie widzieć martwą.
- Po tym co zrobiłaś... w windzie. W ogóle. Nie wiem kim dla ciebie jestem, Sophie. - powiedział nie patrząc na nią. - Starałem się ciebie chronić, a nagle stałem się obcym... jeśli nie wrogiem.
- Tak to odebrałeś… - W głosie Sophie pojawiło się zaskoczenie. Nie rozumiała takiej interpretacji, ale to nie tak, że kiedykolwiek rozumiała co siedzi w głowach ludzi i wampirów. Sama, aż nadto dobrze wiedziała, że Andre nie jest jej obcy, by nie powiedzieć, że jest jej bardzo bliski. Problem był w tym, że był jeszcze ktoś. Odwróciła wzrok od Andre i skupiła go na ścianie. Nie powinna go pytać o Martina… - Dziękuję, że starałeś się mnie chronić. To dla mnie ważne.

Przesunęła dłonią po twarzy, starając się ocenić w jakim jest stanie. Zabolało. Faktura jej skóry przypominała chyba ser szwajcarski.
- Ostrożnie. Ciągle się goi. Powinnaś jak najwięcej odpoczywać. Już ci nie będę przeszkadzać. Póki nie zapadnie decyzja w twojej sprawie, nie powinnaś opuszczać pokoju. Pod drzwiami jest strażnik. - powiedział Andre i skierował się do wyjścia.
- Jeden strażnik. - Tak nisko ją oceniali, czy też było z nią gorzej niż się jej wydawało? Zacisnęła i poluzowała pięść. Już zastanawiała się, czy znajdzie Martina, czy znów udałoby się jej znowu wydostać. - Andre, zaczynam odnosić wrażenie, że chcesz bym uciekła.

Tak bardzo chciała zobaczyć dokładnie twarz wampira, chociaż spróbować odgadnąć co myśli.

- Jeśli spróbujesz uciec, zabiją cię na pewno. - odpowiedział Kainita, stając przy drzwiach - Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, nie będę ci tego bronił. Jestem już zmęczony twoją lekkomyślnością, Sophie. Buntujesz się dla samego buntu. Nie wiem dlaczego nagle życie według zasad zaczęło ci przeszkadzać. Dlaczego sama zabiłaś kilku naprawdę dobrych żołnierzy... Dla tego blondyna? Z tego co wiem, nie traktował cię dobrze. Zresztą... On nie żyje. Ostatecznie. Jeśli liczyłaś na kolejną romantyczną ucieczkę, muszę cię rozczarować. - powiedział wyjątkowo ostro i wyszedł, zamykając za sobą drzwi nieco mocniej niż byłoby to “normalne”.

Sophie nie odprowadziła Andre wzrokiem do drzwi. Po co skoro i tak nie mogła go dokładnie zobaczyć. Gdy za wampirem zamknęły się drzwi, spróbowała się podnieść. Bolało… bolało jak cholera. Każde najmniejsze oparzenie, każda blizna pękała. Mimo to udało się jej jakoś dotrzeć do okna i przysiąść na parapecie. Tak jak się spodziewał za oknem widziała tylko czerń, ciemną rozmazaną plamę.

- Kanarek nie żyje? - Jakoś w to nie wierzyła. Może jednak po prostu nie chciała uwierzyć. Oparła się o szybę tyłem głowy, chyba nie sięgnęły tam płomienie, bo nie czuła większego bólu niż do tej pory. - A Andre jest zmęczony… więc po chuj mnie ratuje. - W ostatniej chwili powstrzymała się by nie uderzyć oparzoną pięścią o ścianę.

Tej nocy nie pozostawało jej nic innego jak rozmyślanie. Toż nawet nie mogła machnąć ręką, a co dopiero walczyć z jakimś żołnierzem. Najważniejsze to wrócić jak najszybciej do formy. W tym i tak stanie nic nie zrobi.
Powoli wróciła do łóżka i upadła na nie. Martin zginął przez nią, przez jej cholerny błąd. Poczuła jak z oczu płyną krwawe łzy i pieką, potwornie pieką, gdy dotykają oparzeń.


Pogrążona w bólu, pełna rozterek i smutków czekała, by znów ułożyć się do snu. Myślała, że nic ją nie czeka już tej nocy, lecz nim nastał ranek około godziny 3 rozległo się pukanie do drzwi.

- Zapraszam. - Podniosła się na łóżku, przez chwilę myślała o tym by przetrzeć policzki, ale uznała, że lepiej jak oszczędzi sobie chociaż zdzierania skóry. Nie patrzyła też w stronę drzwi i tak nie zobaczy twarzy.
- Podjęto decyzję. - obwieścił krótko Andre, wchodząc do pokoju. Podszedł do Sophie, lecz zatrzymał się kilka metrów dalej - Co ci się stało? Płakałaś? - zapytał chłodno, ale wyczuła w jego głosie ukrytą troskę.
- Nawet mi się to zdarza. - Uśmiechnęła się i spróbowała sobie wyobrazić jak paskudny to musiał być widok. Przysiadła na krawędzi łóżka, starając się skupić wzrok na wampirze. - Jaka jest decyzja?

Widziała jak mężczyzna kieruje się do łazienki i po chwili wraca z kilkoma nasączonymi wodą wacikami. Zaczął przemywać jej twarz.

- Za to co zrobiłaś, powinnaś bezapelacyjnie zostać skazana. Jednak z uwagi na warunki twojej przemiany i... wpływ jaki miał na ciebie Martin, rada wciąż jest w stanie uznać twoje prawo do życia jako mój potomek pod warunkiem, że zostaniesz związana ze mną więzami krwi. - powiedział, ocierając jej policzki. Jego głos wydawał się pozbawiony emocji, jakby mówił o pogodzie.

Sophie powstrzymała grymas, gdy skóra zapiekła, głównie dlatego, że wtedy bolałoby bardziej.
- Chcesz tego? - Jej głos był obojętny. - Nudzi cię moja lekkomyślność. Irytuje cię mój bunt. Gdy pójdę z tobą mogę zaszkodzić twojej renomie. - Patrzyła na twarz wampira, nie widząc jej. - Po co ci to Andre?
- Bo ty zrobiłabyś dla mnie to samo. - powiedział cicho, kończąc oczyszczanie jej twarzy.

Trafiony, zatopiony. Sophie poczuła jakby ktoś przywalił jej z plaskacza w twarz. Nawet jeśli kłamał, jeśli tylko chciał ją wykorzystać… trafił w sedno.
- Andre… - Zabrakło jej słów. Poczuła jak kolejna łza powoli spływa po policzku. Czemu oni jej to robią? John, Eliott, Andre, Martin... - Niepotrzebnie to zmywałeś. Chyba mam nastrój na ryczenie.
- Więc znów cię wytrę. I znów będzie szczypać. Aż się nie nauczysz. - powiedział cicho, lecz wyczuła, że się uśmiecha.
- Nigdy się nie nauczę… - Chciała go dotknąć, sięgnąć do niego. - … więc lepiej mnie zwiąż. Zwiąż i trzymaj krótko na smyczy.

Podał jej swoją dłoń.
- Nie martw się. Teraz już nie będę się tobą bawił. Jedyne czego będę chciał to twojej lojalności i twojego szczęścia.

Sophie przyjęła podaną dłoń, tak jak się spodziewała, zapiekło.
- Ilekroć staram się zrobić coś by być szczęśliwa, coś musi się spie… - Ugryzła się w język. No tak, teraz znów wchodzi do świata “etykiety”. - ...popsuć. Więc darujmy sobie ten punkt.
- Zobaczymy jak to będzie, a teraz napij się ze mnie. - pogładził jej dłoń swoją - Szybciej wyzdrowiejesz.

Sophie chwyciła jego nadgarstek i przysunęła do swoich ust. Co jeśli Andre kłamie, jeśli Martin żyje i co to naprawde zmieni? Ucałowała nadgarstek i odsunęła jego dłoń od ust. Nie ma wyboru, nie znajdzie go, nie wyjmie stąd po raz drugi.

- Lepiej jak podasz mi krew w jakimś naczyniu. - Niechętnie puściła rękę wampira. - Jestem głodna, wolałabym się na ciebie nie rzucić.

Uśmiechnął się lekko. Burth podszedł do komody i tam widziała, jak unosi dłoń do ust.
- Mogłem ci podać krew bez twojej wiedzy, ale chciałem, byś miała wybór. - powiedział.

Poczuła cudowny zapach vitae w powietrzu, a zaraz potem w jej dłoniach znalazł się kieliszek do połowy napełniony krwią wampira. Sophie zakręciła naczyniem tak jak uczyli ją na zajęciach etykiety.

-Nie rozumiem cię Andre. - Powoli wypiła zawartość kieliszka. Vitae wampira było cudowne i tak bardzo znajome.
Odstawiła puste naczynie i oblizała wargi.
-Wyjeżdżamy tej nocy?

- Zatem wciąż coś nas łączy, Sophie. Brak zrozumienia. - powiedział z pozbawionym wesołości uśmiechem. Chciał chyba pogładzić ją po policzku, ale cofnął rękę. - Na razie musimy wyjaśnić twój status. Niemniej z uwagi na pewne fakty... tak, wyjedziemy jak najszybciej. Na razie będziesz mieszkać na uboczu, dopóki twoja aura... się nie poprawi. - zawahał się, po czym dodał - Maria nie wie. Chciałbym, żeby tak zostało.
- Dowie się. Nie ode mnie, ale za tydzień, miesiąc lub rok się dowie. - Sophie zerknęła na pusty kieliszek. - Obawiam się, że będzie chciała cię zabić, Andre.

Zaśmiał się.
- A skąd ty to wiesz, Sophie? Tak dobrze ją znasz? Wybacz malutka, ale na tym właśnie polega twój problem. Wydaje ci się, że coś wiesz o tym świecie, a nie wiesz nic jeszcze. I niewiele różnisz się od innych wampirzych dzieci tym przekonaniem. Ale nie martw się. Dowiesz się. Tylko zacznij więcej słuchać zamiast mówić. Obserwuj zamiast działać. Wtedy zrozumiesz jakim skarbem jest informacja. - wstał ze swojego miejsca - Teraz wypoczywaj. To twoje zadanie na tę chwilę. I nie rozpaczaj po kimś, kto nie był tego wart.

Nie znała… ale ona by zabiła wszystkich, na której jej zależy gdyby tylko odważyła się tknąć kogoś jej bliskiego. Tego wampira to nie obchodziło, a i ona nie czuła potrzeby by go przekonywać.
- Jak sobie życzysz Andre. - Uśmiechnęła się do wampira. - Czy mogłabym dostać jakąś książkę? Raczej nie będę mogła się stąd ruszać.
- Masz całą biblioteczkę książek... tylko pewnie jeszcze dziś nie poczytasz. - odparł, kierując się do drzwi.
- Yhym… - Sophie opadła na łóżko i obróciła się plecami do wychodzącego wampira. To tyle jeśli chodzi o jego chęci, by była “szczęśliwa”. Czas wrócić do bycia grzeczną dziewczynką. - Dziękuję Andre.
- Czas ci pomoże, Sophie. Po prostu mu pozwól. - powiedział Burth, zostawiając ją samą.

Gdy za wampirem zamknęły się drzwi, Sophie nakryła się kołdrą. Nie musiała bo nie było jej zimno, w sumie to nawet piekło. Jednak tak było lepiej. Najchętniej zmyłaby z siebie wszystko, ale taką masochistką jeszcze nie jest.

Pozostawało pytanie, co jeśli nie chce by czas jej pomógł. Jeśli odpowiada jej stan, w którym się znalazła… Nie chciała tego czasu, nie chciała być wampirem. Co jeśli nie chce nic wiedzieć o świecie, w który ją siłą wepchnięto, o świecie Andre i całej tej ferajny, której częścią się nagle stała.

Pozwoliła sobie na ciche przekleństwo i skupiła się na ścianie naprzeciw, czując jak jej wzrok poprawia się dzięki wampirzej krwi. Zasypiała starając się oczyścić głowę. Czeka ją sporo pracy jeśli ma wyjść ponad to wszystko.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 12-03-2017 o 21:11.
Aiko jest offline