Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2017, 15:18   #267
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gdy inni się bawili, Taloman formułował w głowie ambitny plan pobitewnego przejrzenia szeregów sojuszników i wyszpiegowania wrogów. Zaczął od bosej dziewczyny, która nie wyglądała jakby krwawa bitwa specjalnie dodała jej pewności siebie, podobnie zresztą jak kiesa pełna złota. Jej odzienie było całe we krwi, ciężko stwierdzić, czy przy niej kogoś zabito, czy też w trakcie bitwy pochylała się nad rannymi, by próbować udzielić im pomocy.
- Ja... to wiem... - stwierdziła trochę ponura i nadal oszołomiona. - To nie pierwszy raz... Wcześniej już byłam w bitwie... Ja... chyba zaczynam się przyzwyczajać, zrobię jak pan każe. - wydawało się, że pogodziła się z tym, że by przetrwać w świecie Kajdan będzie musiała poddać część siebie. Cóż, może i ofiara z moralności była smutna, ale hobgoblinowi jak najbardziej na rękę. Być może była wreszcie gotowa, by podjąć nauki u zielonego wojownika.
- Panie Taloman - rzuciła mu jeszcze na odchodnym. - Jest pan cały pokrwawiony, udało mi się zdobyć trochę bandaży, mam też jeszcze trochę zapasu z ostatniego razu. - pokazała, wiszącą jej na ramieniu torbę, widać było że była całkiem pękata, wyraźnie gromadziła przez ostatnie dni wszystko, co mogło się nadać do leczenia. - Proszę się do mnie zgłosić jak pan będzie szedł spać, zajmę się nimi.

Następnie udał się do szykownego gnoma, który odwrócił uwagę wroga podczas ich abordażu.
- Och, jakiż wspaniały prezent towarzysza broni! - Conchobhar spojrzał na darowaną mu wymiętą, starą, szaroburą skórzaną zbroję, którą zupełnie na niego nie pasowała. - Ależ tak. TAK! Oczywiście! Przyjmę z wdzięcznością, jako dowód... dowód, ehm... Tak! Dziękuję! Na pewno się ehm... przyda! - widać było, że po tych wszystkich bitewnych wrzaskach nadal trochę bał się hobgoblina i język plątał mu się w ustach. - Co? Artystą? Wszelakim! Ciężko uwierzyć, ale przy mych narodzinach bogini sztuki Tęczowłosa Shelyn musiała być w wyjątkowo hojnym nastroju! - widać było, że rozmowa na ten temat sprawiała mu wielką przyjemność, po ponurych wspomnieniach bitwy wreszcie się otwierał. - Tak, choć skromność ma jest wielka, to bogowie mi świadkiem, w tym temacie byłaby fałszywa, albowiem nie ma dziedziny sztuk pięknych, w której ja nie... - tak się rozgadał, że dopiero po paru chwilach dotarło do niego znaczenie wszystkich słów hobgoblina. - Ale grać poprzestałem! Choć serce me przepełnia żal nieskończony, zaś palce same częstokroć układają się w delikatne szlachetne chwyty, tęskne strun delikatnych niczym pajęcza sieć, to... NIE! NIE MOGĘ! - wrzasnął z szaleństwem w oczach, ściskając leżący mu na głowie kapelusz. - Przysiągłem na majestat Wiecznej Róży, że nigdy więcej instrumentu muzycznego me dłonie nie dot...!

- Hola, szwarni marynarze! - gnom przerwał jak porażony, gdy zobaczył podchodzącą do nich Arette. Najwyraźniej jej się bał, albo wiedział, że jako znana poplecznica ludzi bosmana nie przynosi nic dobrego.
- Jaa... Chyba zmuszony jestem... Znaczy, idę tam... bo - wskazał losowy kierunek i szybko się zmył.

Tymczasem kurtyzana ludzi Scourge'a zbliżyła się z flachą drogiego trunku do Talomana uśmiechając się do niego zachęcająco. W oddali grupa drabów patrzyła się na nią wściekle, grożąc aż przesadnie wymownie gestami pięści.
- Powiedziałam tym błaznom, żeby trochę poudawali, że się złoszczą. Myślą, że przyszłam tu cię wyszpiegować, mój piękny panie. - podeszła do niego bardzo blisko, zaglądając mu w oczy, pachniała bardzo mocno tanimi perfumami.
- Widziałam, że brakuje ci prawdziwej kobiety, niewinne podlotki i opryskliwe wojowniczki zapewne mają swoje uroki, ale tobie potrzebna jest wybranka o większym wysmakowaniu i... doświadczeniu. - zamruczała, polewając im rubinowego trunku. - Więc powiedz mi, mój rosły egzotyczny mężczyzno, czy dobrze cię rozumiem? Czy mierzysz wysoko i ci którzy znajdą się u twego boku, kąpać się będą w złocie i blasku zwycięstwa? Musisz bowiem wiedzieć, że ubóstwiam złoto, a i takiej kąpieli nie byłabym przeciwna... - usiadła na pobliskiej ławie, wzięła łyk wina i wyprężyła się jak kot, eksponując dwie strome krągłości malujące się pod jej obwieszonym tanią biżuterią strojem. Wilgoć trunku zabłysła na pełnych, podkreślonych czerwoną szminką ustach.

***

Tymczasem wodnica zadowolona z bogatej nagrody i podwędzonych tu i tam obfitych garści pięknych błyskotek wypełniających jej kieszenie, poczuła się zobowiązana do czynu humanitarnego. Niestety, większość leczenia odbyła się, gdy oni zmuszeni byli do grabienia wrogiego statku, przenoszenia ładunku i wyławiania martwych. Jednak pokładowy stolarz nadal był na posterunku, właśnie niechętnie i sarkając przy tym obficie sprzątał okrwawione miejsce, gdzie udzielał pierwszej pomocy. Trochę mu pomogła, dając się brodatemu mężczyźnie wygadać i tym samym dowiedziała się, że faktycznie, czarnoskóry Shivikah został w boju ranny, choć nie na tyle, by polecono oficerowi się nim zająć. Nie znaczyło to jednak, że nie przydałaby mu się jakaś pomoc. Bez problemu wyłudziła na koniec kilka opatrunków od zmęczonego i zniechęconego felczera, który do kompletu dorzucił jeszcze niewielką butelczynę.

+ Bloodblock


Mwangi o mahoniowej skórze siedział sam w rogu ładowni. Gdy inni biesiadowali pokład wyżej, on siedział na podłodze i kiwał się do przodu i do tyłu mamrocząc pod nosem jakieś tajemnicze słowa. Jego skóra pokryta była artystycznie umiejscowionymi czarnymi pasami, chyba namalowanym dziegciem. Na jego plecach widać było długą ciętą ranę, zapewne od zakrzywionego miecza jakiegoś Rahadoumi. Nie była obandażowana, krwawiła, mogło dojść do zakażenia.

Gdy pokazała mu z czym przychodzi, jedynie otworzył oczy przestając się poruszać. W czarnej twarzy pojawiły się białka oczu. Milczał. W końcu powiedział swoim wibrującym niskim głosem.
- Duch Shivikah duchem Wiatru Góra, uleczy rana wojownika lepiej od dziwny diabeł w brzuch mała ryba. - wskazał palcem potężnej dłoni jej niewielki brzuszek.

Siedzieli tam jeszcze parę chwil, Shivikah podjął swoje tajemnicze zaśpiewy, ale rana nie przestawała krwawić, a on powoli robił się blady i zaczynał niespokojnie oddychać. W końcu znowu ukazał swoje odcinające się od twarzy białka oczu.
- Duch Wiatru Góra zajęta chyba polowania obok Morze Gwiazd, mała ryba może spróbować swoja magia. - rzekł łaskawym tonem, nie okazując nawet cienia porażki ze swojej strony.

***

Gdy wodnica i Mwangi spierali się o potęgę swoich opiekuńczych duchów i skuteczność technik leczniczych, Perła inicjowała złożony plan usprawniania bojowego zdobytych sojuszników.
- Hę? Conchobhar? Bohaterem w bitwie? - niziołka złapała się za boki ze śmiechu. - Oh, na zwiędłe jajca morskiego diabła, aleś mnie kobieto ubawiła ...! - w końcu przestała się śmiać i spojrzała na minę mermenki. - Ty tak na poważnie? - aż z wrażenia musiała chwycić kufel i zmoczyć gardło. - Conchobhar? Ten Conchobhar? - wskazała kolorowego gnoma, który właśnie umykał przed kurtyzaną, jakby go goniły wszystkie diabły piekieł. - Ja nie wiem, czy chcę z nim gadać... On jest taki... kleisty... - skrzywiła się niziołka. Popatrzyła jednak na Perłę.

Perła diplomacy/bluff d20+12 vs 6 = sukces


- A niech mnie! Niech wam będzie, u licha! Kto wie, może w tym... miękkim, nieciekawym, zasłoniętym tymi wszystkimi tęczowymi firankami... ciele faktycznie kryje się prawdziwy wój jak z morskich opowieści!
Wzięła jeszcze łyka na odwagę i ruszyła ku barwnej, widocznej w oddali postaci.

Z daleka Perła obserwować mogła jak zagadany gnom omal nie dostaje zawału, gdy zagaduje go jego wielka, niedostępna do tej pory miłość, ale po początkowym szoku jakoś się zbiera, choć nadal ma idiotyczną minę i kurczowo trzyma się pobliskiego relingu. Potem jednak sprawa się chyba klaruje... Zaczyna gadać i gadać... Pokazuje dumnie okrwawioną i podrapaną zbroję, którą dostał od hobgoblina, wymyślając na jej temat zapewne jakieś dyrdymały, zaś mina niziołki oscyluje między zakłopotaniem, niesmakiem i pewną dozą zainteresowania. W końcu schodzą pod pokład.

***

Sand miał spokój przez większość wieczoru, choć jednak niestety nie do końca. W pewnym momencie, gdy zatopiony był w bazgrołach swojego byłego mistrza, gdy papuga już poleciała, ale jeszcze na dół nie zeszła Perła, zobaczył znaną potężną sylwetkę zbliżającą się do niego wśród hamaków.

Nosowiec, a właściwie Narwal, jak już wiedzieli, przysłuchując się od całych dni gadaniu załogi. Ten, któremu hobgoblin złamał wielki brzydki nos i który życzył czarodziejowi śmierci, gdy spotkał go w zęzie. Krótko mówiąc, dobry znajomy. Tym razem miał niekrwawiący, choć jeszcze bardziej krzywy wielki nochal i w dłoni znany Sandowi przedmiot. Czarodziejską pikę obcej oficer, którą pojmali. Narwal zdawał się mocno podchmielony, włóczył bezcenną bronią po deskach podłogi, zaczepiając nią o pobliskie hamaki.
- Uch... długie to cholerstwo u licha... - szarpnął i w końcu znalazł się przy czarodzieju, serwując mu złowrogie, złośliwe spojrzenie.
- No co tam, gagatku? - wskazał go włócznią, choć z trudem, bo drugi koniec zaczynał już zawadzać o pobliskie posłania. - Jakoś marniutko po abordażu co? Nic się zacnego nie dostało i zostaje oglądanie gołych bab wysmarowanych w tomiskach? No pokaż co tam masz nakreślone! A może nie baby tylko chłopy, albo zwierzaki jakieś, co? No, żałosny parszywcu, wyglądasz mi na takiego... - splunął. - Ale ja nie o tym, widzisz, głuchy nie jestem, to twoje ptaszysko gada jak człek, nie wiem co to za klątwy, ale niech mnie Głębia porwie, jeśli to nie jest wiele warte. Tak sobie myślałem, że teraz jak masz brzdęk, to zapłaciłbyś za bezpieczeństwo pierzastego przyjaciela, co? Wszak z rozkazu kapitana wypruć flaków ci nie mogę... - wyglądał jakby bardzo nad tym rozpaczał. - Ale ptak? Ano wąsko tu, ciasno, źle mu się lata, jeszcze się biedaczysko nabije na jakiś... szpikulec... Nie upilnujesz... - dotknął wymownie ostrza piki. - Sto monet i masz spokój, wtedy już tylko twój sparchacony szpikulec będzie mu zagrażał. - rozbawił się swoim własnym świńskim żartem.
 
Tadeus jest offline