- No to mamy i wodospad - radośnie wrzasnęła Tajga, przekrzykując szum wody. Sama była zadziwiona widokiem, jaki się przed nimi rozpostarł. Nie żeby nie wierzyła illithidowi - w jego interesie leżało doprowadzenie ich jak najbliżej swojego leża - ale przezorny zawsze ubezpieczony. Teraz też nie rzuciła się na poszukiwanie przejścia, lecz rozejrzała uważnie. Na powierzchni do wodopoju schodzili się zarówno roślino jak i mięsożercy i nie miała powodu przypuszczać, że tutaj będzie inaczej. Dalsza wędrówka we dwoje wydawała się wysoce nierozsądna. - Wydaje mi się, że widzę płyciznę, o tam! - wrzasnęła znów do kartografa, machając ręką w losowo wybranym kierunku. - Powinniśmy wrócić po krasnoludy; nie wiadomo co się tutaj czai; jakieś żabostwory czy inne takie... |