Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2017, 20:06   #276
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Aby nie było potem pitolenia durnego spod sterty ubrań leżących w kącie pustostanu Pan Ryszard wyciągnął walizkę i kazał tam załadować wszystek forsę. Nawet jeżeli chodzi o przechowywanie forsy trzyma mieć styl. Chuj z tym, że i tak zaraz wyjmie i będzie dzielił, ale niech chociaż przez chwilę mamona nasiąknie dobroczynną mocą “argumentu twardej gotówki” czy co tam inne mistyczne mambo-dżambo.
Pojawił się niestety inny problem - sępy. Z jednej strony zawsze może się przydać dodatkowa siła robocza i tacy dobrze robią za dywersję (wiedział z doświadczenia z zeszłego roku), z drugiej… z drugiej to chuj, może dać im po winie na odpierdol i won ze dwora. Ale wtedy możliwe, że wrócą po więcej!
- Panowie - mruknął Ryszard do swoich Zaufanych - Mam pomysł, aby posłać tych naciągaczy na teren naszych wrogów z misją siania zamętu i zgorszenia.
Andrzej Młot pokiwał na to gorliwie głową, wytrzeszczonymi czujnie i pretensjonalnie oczyma wodząc po Sosnowskich. Za damski chuj nic nie rozumiał w jaki sposób te sępy mogłyby posłużyć do czegokolwiek poza ogołoceniem uczciwych ludzi z ich alkoholu. Stał tak więc, jak jaka pantera na gałęzi. Tymczasem Piździełusz i Zadra bohatersko bronili nabytego towaru. Pierwszy z Sosnowskich, Keczup, w końcu dał za wygraną i podpełznął do Bimbromanty.
- Kierowniku. Bo jest taka sprawa - zaczął z głupia frant. Nawet ktoś tak upośledzony, że dziecko podróżujące tramwajem z zespołem ustąpiłoby mu miejsca w tramwaju wiedziałby co się kroi.
- Bo macie tu dużo, my mamy mało, może byśmy się dogadali? Zima jest, słonko na kacu i wstać biedne nie może a duch w narodzie upada. Napilibyśmy się, co by obudzić.
Will z wyczyszczonym kałaszem stanął pomiędzy krzynką, źródełkiem wody czystej krystalicznej, a niecnotami, które owo źródełko skalać, a wytracić na zgubę narodu prawego, w Boga wierzącego. Nawet nie musiał się starać wyglądać groźnie. Co powie Pan Ryszard, takoż będzie. Jeśli ma plan, to czemu nie ma podziałać?

Nie było dane Ryszardowi się naradzić, bowiem Sosnowscy od razu przeszli do żebraczego ataku. Ale nie z Panem Rysiem takie numery. Już opracował przebiegły plan jak by tu wykorzystać trójkę spragnionych Sępów do swoich własnych celów. Jednak rzucił na początek negocjacji przeciągłe spojrzenie w kierunku Ketchupa.
- Wiecie że za darmo to w ryj dostać można? Dlatego nic wam nie mogę dać. Ale możecie sobie na flachę… - Pan Ryszard na sekundę urwał, bo wiedział, że jeżeli powie słowo “zapracować” to od razu Sępy stracą zapał do roboty - ...zasłużyć. Mam dla was zadanie wymagające waszych wyjątkowych umiejętności, żołnierze. Tak się składa, że ostatnio sąsiedzi nasi Pan Aleksander i Pan Bolesław wielce mi na odcisk nadepnęli swoimi niecnymi uczynkami. Dlatego potrzebuję, abyście dezinformację zasiali pośród ich ludzi. Dostaniecie za to flaszkę jedną teraz i drugą po powrocie z tej misji… o ile wasze działania przyniosą skutek!
- Ależ Panie Ryszardzie… toż to wielkie zadanie! A my mamy dostać tylko jedną flaszkę?
- A na ile niby liczyliście?
- zapytał z udawanym zdumieniem Pan Ryszard
- No tak… co najmniej… osiem… - odpowiedział Ketchup robiąc do Pana wielkie oczy.
Ale Ryszard nie stracił rezonu. Spojrzał hardo na Sępa.
- Dostaniecie dwie teraz i dwie po powrocie… a jeżeli będę zadowolony z efektów… to dostaniecie pięć dych. - rzekł Bimbromanta.
Słysząc “pięć dych” oczy Sępom zaświeciły, a szczęki opadły. Toż to był majątek! Szybko łapserdaki padli na kolano przed Panem Ryszardem prosząc go o instrukcje. Ten władczym gestem wskazał drogę do domen Aleksandra i Bolesława i przykazał Sępom, aby ci rozsiali ploty jakoby w Wigilię pod adresem gdzie była willa Krakowskiego miało się pojawić dużo filantropów i innych degeneratów lansujących się pomocą społeczną. Mają być za darmo wina, napoje, przekąski i hajs. Z resztą… niech Sępy wykażą się inwencją - ma pod domem jego wroga być roszczeniowa tłuszcza. Nawet z paleniem opon i kilofami, jak im się uda. Jeszcze dla podkreślenia swoich słów pokazał im stówę w dłoni, rzecz jasna z dala od ich chciwych rąk.
Szybko została wydana Sępom zaliczka w postaci dwóch flaszek wina, a ci bez dalszego zastanowienia pomknęli chodnikiem i tyle ich widzieli. Pan Ryszard pokiwał głową zadowolony z efektów.
- No to proszę zgromadzonych. - zwrócił się do towarzystwa - Mamy potężny kapitał w formie twardej i płynnej. Zaraz przystąpię do ważenia eliksirów mocy, ale najpierw posilny się i wypijmy za tych, których zgarnęli psiarscy.
Holiłud idąc za spojrzeniem Pana Na Dzielnicy, zawiesił pałacha na plecach i z namaszczeniem podał mu butelkę, która to była na wierzchu koszyczka. Jemu to należał się zaszczyt otwarcia płynnego złota, jako że był najstarszy stopniem, jak też w pewnej części fundatorem dobra.
Pan Rysiu sprawnym ruchem odkorkował butelkę wina i wzniósł ją wysoko.
- Za tych co odpadli! - rzekł i wziął łyka prosto w butelki, po czym podał najbliższej osobie po prawej.
Trochę to nie grało z hierarchią, bo w tej chwili po jego prawej był Ajej, ale tradycja to tradycja - prawa ręka, strony, czy jak to szło. Ale flaszka została puszczona w ruch, więc Pan Ryszard szybko zerknął do wózka, aby zabrać się za przeliczanie zasobów i co mógłby z tego uwarzyć. Ajej dziarsko pociągnął z butli. Dawno temu inny celnik, Grabek, zarzucił Andrzejowi, że nie potrafi się bawić bez alkoholu. Prawda niestety była taka, że z alkoholem też się Ajej nie bawił - zawsze swojego grzdyla opierdalał na szybkości by nie zostać posądzonym o opóźnianie kolejki. Byłoby to tym bardziej uchybienie kultury, że pierwszym powodem dla którego polski żul pije jest bycie najebanym. Nie jest jednak uczciwe celowe doprowadzanie do sytuacji, w której początek kółeczka śmieje się rozluźniony a koniec niecierpliwie tupie nóżką.
- Na pochybel skurwysynom - rzucił kolegom i podał dalej. Następnie ze wspólnego źródełka popijali Zadra i Piździełusz w dalszym ciągu kurczowo trzymający się sklepowego wózka. Gdy ten ostatni wychylił swój łyk podał flaszkę Holiłudowi. Nadchodziła chwila prawdy, za nim to bowiem tłoczyły się już niemal jeden na drugim zastępy Bimbromanty.
Holiłud wyczuł, że mistycyzm rośnie w powietrzu. A może to akurat zawiało od sępów i dlatego stanęły mu włoski na rękach? Jeden chuj, gdy ktoś komuś podaje alkohol. Wciąż był nowy, dlatego błyszczące oczy braci były zwrócone w jego kierunku. Czujne. Oceniające. Spojrzał, ile alkoholu zostało we flaszce, po czym pociągnął potężnego łyka i podał znów do Pana na Dzielnicy. Krótki pomruk wydany przez Zadrę potwierdził, że chyba wypił tyle, ile trzeba i tak, jak trzeba. Nic kurwa, tylko być dumnym.
Dobra pany, teraz trzeba skoczyć na obstalunek garniturków. I to tak szybko, żeby nie mitrężyć. Czas jest istotny. Bateryjki załadujemy w drodze.
- Prawda prawda. - rzekł Bimbromanta, pociągnął łyka i podał dalej.
Szybkie policzenie butelek pozwoliło mu dojść do wniosku, że zdoła przygotować odpowiednie wzmacniające dekokty w ilości wystarczającej dla jego i czwórki, może piątki towarzyszy. Była to też kwestia tego, że będzie trzeba te mikstury zaprawić czarami i zamieszać Berłem Władzy. Póki co jednak wyjął mapę i przyjrzał się swojemu terytorium i terytorium wrogów.
Garniaki można było skołować od ruskich, albo od Golarza Filipa (cholera wie czy znów gdzieś nie wybył), albo w Foltasteinbergierach. Można też było jak najbardziej po bożemu i chyba najmniej agresywnie załatwić sprawę w pasażu handlowym na Belkowej.
- Chcemy kolejną rozróbę, czy skorzystamy z forsy i pójdziemy na zakupy? - zapytał Bimbromanta tak z uprzejmości swoich kompanów.
O morale trzeba było dbać, a konsultowanie tych decyzji z całą grupą podbudowywało poczucie ich wartości. Przynajmniej tak mówili kiedyś na studiach.
- Nie ma problemu, możemy przyjebać - odparł Ajej z szerokim uśmiechem. - Jest jeszcze ten nowy ryneczek, wietnamczyki handlują, no, na Humbrowskiej. Muszą być głupi, skoro sobie tam wybrali. Albo po prostu tak tanio dają, że każdy ich toleruje.

Ekipa wybrała się na zakupy jeszcze przed południem. Na początku spotkał ich nieduży zawód bowiem ruscy, zachlawszy dnia powszedniego, nie wynurzyli się jeszcze ze swych nadrzecznych nor. Również Golarz Filip był nieobecny a jego absencję tłumaczył napis na kartce wywieszonej na drzwiach zakładu: nieczynne do odwołania. Chuj by to strzelił. Na dokładkę żuleria musiała szybko uchodzić spod zakładu, dookoła bowiem kręciła się policyjna suka, a wejście na podwórze prowadzące do sklepu Jojo było zagrodzone biało-czerwoną taśmą.
- Chyba i z targiem na Belkowej będzie ciężko. No to dupa. Idziemy napierdalać Niemców. - zawyrokował Pan Ryszard - Chińskie garniaczki będą za małe… i będą śmierdzieć plastikiem.
W sumie i jemu ta opcja pasowała najbardziej. W sensie napierdalanie Niemców. Oni też stanowili zagrożenie, chociaż takie bardziej przyszłościowe, a nie doraźne. Ciekawe czy ich systemy zabezpieczenia osiedla zostały mocno dozbrojone?
- Dawno mnie tam nie było - ożywił się Zadra. - Ciekawe czy ich systemy zabezpieczenia osiedla zostały mocno dozbrojone? Może jak już tam będziemy odnajdę tę starą kurwę, która skazała mnie na tortury w czasie wojny?
 
Stalowy jest offline