Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2017, 23:47   #69
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Ocean Arktyczny, okolice koła podbiegunowego, baza Mroku, 7 stycznia 2017 roku, 21.29 czasu lokalnego
Widząc nowych Obdarzonych, walcząca dwójka olbrzymów przerwała swój sparing. A dokładniej ten w pomarańczowym pancerzu przestał używać swojej mocy i pozwolił wstać drugiemu.
Nie minęła chwila, gdy przekomarzając się, podeszli do Yun i Elliota.
- W normalnej walce nie miałabyś tyle czasu na ustawienie tego twojego pola grawitacyjnego - mruknął większy z tej dwójki
- Wymówki wymówki - zaśmiał się ten pomarańczowy, tudzież ta pomarańczowa jak mógł wywnioskować po tonie głosu, który brzmiał wyjątkowo ludzko. - Leżałeś trzeci raz z rzędu, wstyd trochę, co?
- Jeszcze chwila takich docinek, a po następnym sparingu będę się zastanawiał, którą z twoich mocek sobie zachować - odciął się.
- Oczywiście, zrobić ci może tabelkę w Excelu, żebyś miał łatwiej? - w żaden sposób pomarańczowa Obdarzona nie przejęła się tą groźbą. - Patrz, to chyba ten nowy. Yun, dziwi mnie twój wybór miejsca na pierwszą randkę.
- Cóż, liczyłam na to, że będziesz moją przyzwoitką Azza - dziewczyna bez chwili zwłoki odbiła złośliwość.
- Heh - srebrna piątka parsknął.
- Nie rżyj Gherdo - Azza strzeliła towarzysza pięścią pod bok, ale oprócz zgrzytu trącej o siebie stali nie przyniosło to innego efektu. - Bierzemy młodego i robimy kocówę.
- Racja - Ghredo przestał się śmiać i wyprostował.
- Przepraszam Elliot, ale to dla twojego dobra. Lepiej oni niż inni… - Yun wyjaśniła na szybko Anglikowi i zaraz po tych słowach odskoczyła od niego na kilkanaście metrów.
W ułamku sekundy później wokół niego pojawił się czarny okrąg i nagle potworna siła przygniotła go do lodu. Ledwo mógł poruszyć choćby palcami. Jego ciało ważyło kilkanaście razy więcej niż zwykle.
- Nie przesadź, nie chcemy żeby mu mózg uszami wypłynął - mruknął Gherdo.
- Spokojnie, nie robię tego pierwszy raz - zaśmiała się Azza spoglądając w kierunku Yun. - Dobra gagatku, witamy w Mroku! - krzyknęła i rozpoczęła godzinę znęcania się nad bezbronnym w tej chwili Whitem.

Grecja, Psari, 18 stycznia 2017 roku, 16.44 czasu lokalnego
Granatowa smuga spowolniła, prawie zatrzymując się na kilka centymetrów przed piersią Theo. Jednak po raptem trzech sekundach ponownie ruszyła i uderzyła go w pierś.
Obdarzony nie był w stanie dłużej utrzymać swojej mocy. Wiedział jak to się robi, ale w tym momencie był to zbyt duży wysiłek. Po raz kolejny poczuł jak osuwa się w otchłań.
Wielka rzeka dawała życie i setki tysięcy ludzi radowało się z okazji corocznego święta. Stali we dwójkę na szczycie pałacu, spoglądając na poddanych. To był ich ostatni wspólny dzień. Choć kochał ją całym sercem, wiedział, że musi pozwolić jej odejść. Dla tego dnia ją znalazł i wychował. Dla tego dnia przelali krew, zapobiegając przyszłej wojnie.
Jedynie ich miłość nie była częścią jego planu.
Spojrzeli sobie po raz ostatni w oczy. Kobieta złożyła pocałunek na jego ustach po czym uniosła się w powietrze i przemieniła by dokonać swego przeznaczenia.

[media]http://i.imgur.com/zr9WgV0.jpg[/media]

- Wszystko w porządku? - z wizji wyrwał go głos oficera SPdO. Tym razem Obdarzony nie stracił przytomności, jedynie odpłynął na kilka chwil. Wokół niewiele się zmieniło. Płonęły nadal dwa samochody, jakieś dziecko głośno płakało. Z oddali dobiegał odgłos strażackich syren. Pod jego nogami leżały zwłoki przeciwnika z prawie oderwaną głową, która zwisała jedynie na skórze.

Węgry, Budapeszt, port Liszt Ferenc 8 stycznia 2017 roku, 00.20 czasu lokalnego
Samolot powoli kołował pod rękaw terminala. Na pas startowy, świecąc przy tym jak choinka na Boże Narodzenie, wyjeżdżał ciężki sprzęt służb utrzymania lotniska. Padający śnieg był bardzo intensywny, ich samolot musiał zatoczyć dwa kręgi nad miastem nim dostali pozwolenie na lądowanie.
Było zdecydowanie zimniej niż w Londynie czy choćby Chicago, lecz nadal cieplej niż w Kanadzie.
Nie miała ze sobą żadnego większego bagażu, sprzęt odebrany od Leigong Kalipso trzymała pod ręką. Ominęła punkt odbioru bagażu rejestrowanego i chwilę później była w hali głównej terminalu.
Zatrzymała się na chwilę i odetchnęła. Planowo powinna być dokładnie w tym miejscu ponad osiem dni temu. W tym czasie wydarzyło się tak wiele, że tamten dzień, gdy zlatywała z K2 kończąc swój trening wydawał się wręcz prehistorią.
W ciągu tych ośmiu dni stoczyła dwie ciężkie walki, w czasie których zdobyła komplet mocy i zmierzyła się z owianym mroczną legendą, jednym z najpotężniejszych członków Mroku, a chwilę później prawie zginęła podczas porwania samolotu…Awans na kogoś kto zarządza Obdarzonymi na całą Europę był dopełnieniem “ciekawego” początku nowego roku.
Atrakcji starczyło na cały rok, a to był raptem tydzień.
Ale to było już za nią. Przed nią, trzymając w ręku parasol, stał jej tata.
- Witaj w domu córuś! - uśmiechnął się ciepło.
Przed Eriką był wreszcie zasłużony urlop.

Pakistan, szczyt K2, baza Światła
Podróż, która zajęła im kilkanaście godzin nie należała do najprzyjemniejszych. Najpierw ponowne przemieszczanie się pod ziemią, chwila odpoczynku na jakimś wypizdowie gdzie nawet psom dupami się szczekać nie chciało i na koniec wspinaczka.
Rosjanin rozkazał się jej przemienić i razem rozpoczęli wejście na wielki szczyt. Nie miała większego wyjścia. Po pierwsze godząc się na jego propozycję obiecała współpracę, a po drugie ten olbrzym mógł ją zmiażdżyć w kilka sekund. To nie był jej poziom. W każdym razie jeszcze nie teraz.
K2 słynęła z tego, że nigdy nie została zdobyta zimą. Próbowało wielu i istotna ich część zakończyła swój żywot na wiecznej zmarzlinie tej góry. Dotyczyło to wszak zwykłych ludzi.
Inge szybko zdobywała kolejne setki metrów. Chwilowy problem napotkała przy gładkiej ścianie.
Rosjanin po prostu stanął na półce skalnej, a ta przesunęła się w górę jak nie przymierzając winda. Nie zamierzał przy tym czekać na nią, ani tym bardziej w żaden sposób ułatwić jej podróż. Musiała więc strzelać plazmą, by wypalać dziury, w które mogła włożyć dłonie i później stopy. Było to skuteczne rozwiązanie, ale bardzo mozolne. Wejście na tą ponad dwustumetrową ścianę zajęło jej prawie godzinę.
Mogła sobie tylko wyobrażać, jak bardzo karkołomny wyczyn to był jeśli podejmował się tego zwykły człowiek. Inge nie zważała na temperaturę, wiatr, ciśnienie, a przede wszystkim niską zawartość powietrza w atmosferze na wysokości prawie ośmiu tysięcy metrów
- Brawo - pochwalił ją Wołodia wyciągając rękę w jej kierunku. Niewiele brakowało, a mogłaby się schować w jego dłoni. Dwadzieścia metrów wzrostu robiło swoje.
- Jesteśmy na miejscu - podciągnął ją i stanęła obok niego. Dopiero teraz mogła zobaczyć instalacje, do których zmierzali.
[media]http://orig04.deviantart.net/2528/f/2016/355/b/4/artificial_glacier_lr_final_by_shue13-dasd7yx.jpg[/media]
- Tędy - ruszył pierwszy. Kilkanaście metrów dalej była platforma, na której oboje stanęli. Nie minęła minuta, a podłoże lekko się zatrzęsło i zaczęli powoli zjeżdżać w głąb kompleksu.
Znaleźli się na skraju wielkiej hali, w której swobodnie mogłoby się czuć na raz nawet kilku takich olbrzymów jak Rosjanin.
Nie zauważyła w tym momencie innych Obdarzonych, w każdym razie nie w postaci zbroi. Zbliżyła się do nich dwójka ludzi, salutując w kierunku Wołodii.
- Spocznij - Rusek machnął ręką.
- Nie mieliśmy informacji o twoim przybyciu i o twoim gościu - zwrócił się do niego starszy stopniem oficer.
- Nowy Obdarzony, procedura 2A. Dajcie dwa komplety ubrań i powiadomcie Whistlera, że chcę z nim rozmawiać.
- Szef na wyjeździe. Wraca dopiero za tydzień - odparł mężczyzna. Drugi z nich szybkim krokiem odszedł na chwilę, by zniknąć w jednym z korytarzy i po chwili wrócić z dwoma torbami.
- Wróć do ludzkiej postaci postaci i się ubierz - Wołodia zwrócił się do Szwedki. - Zaprowadzą cię do tymczasowej kwatery. Odpocznij, później jeszcze porozmawiamy.

Polska, Wołomin, 13 lutego 2017 roku, 23.03 czasu lokalnego
Zaraz po następnym z błysków Maćka, Obdarzona pobiegła między drzewa i stojące tam dwa pancerne samochody. Wbiła rękę przez szybę jednego z nich i wyrwała kierownicę. Po drodze przydepnęła funkcjonariusza, który stanął jej na drodze, miażdżąc mu klatkę piersiową.
Maciek był tuż za nią. W spokoju przedarli się na ulicę, ale wtedy nad ich głowami przeleciały dwa pociski. Jakiejkolwiek broni SPdO używało, była ona w stanie poważnie zranić Obdarzonego.
Uciekali przez chwilę ulicą, sadząc długie susy. Za ich plecami rozległy się syreny i rozbłysły światła ruszających w pościg samochodów.
- W las! - krzyknęła kobieta i skoczyła tam jako pierwsza, a Lisu był tuż za nią.
Na szczęście drzewa nie rosły na tyle gęsto, żeby był problem się przez nie przedrzeć, ale też nie było szans wjechać tam samochodem. Zostawiali wszak wyraźne ślady za sobą.
- Rzeka. Musimy przebić się do rzeki i tam przemienić. Inaczej cały czas będziemy mieli ich na ogonie!

Chile, Santiago, 10 stycznia 2017 roku, 22.03 czasu lokalnego
Wieczór przyszedł bardzo szybko. Co nie było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że Jack całe popołudnie przeleżała w łóżku. Zapadająca powoli noc jednak w niczym nie przeszkadzała. Dodawała jedynie uroku miastu, po którym kobieta spacerowała.
[media]http://blog.ailolalatino.com/wp-content/uploads/2012/11/Santi.jpg[/media]
Pomimo tego, że był to wtorek, miasto nie zasypiało. Kluby były otwarte i choć nie były wypełnione po brzegi jak to zapewne bywało w weekendy, to nadal spore grupki ludzi w różnym wieku spędzało tam czas, licząc się z możliwością zarwania nocy.
Zdecydowanie czuć było w powietrzu pozytywny klimat.
Skierowała wreszcie swoje kroki do knajpy “U Zamorano”, położonej praktycznie kilkadziesiąt metrów od hotelu i lokalnego oddziału SPdO.
Ekipa Jose lub Javiera już tam siedziała. Mężczyzna, z którym spędziła noc wstał na jej widok, podszedł do niej i ucałował ją w policzek. Chwycił ją za rękę i poprowadził do ich stolika. Od razu dostała tequilę, ktoś podsunął jej salaterkę z skrojonymi w ćwiartki limonkami.
Impreza potoczyła się dalej, zupełnie naturalnie wchłaniając Jack.
Poruszane były różne tematy, na szczęście bardzo ogólne, przez co łatwo można było w rozmowach uczestniczyć. Javier, bo tak się okazało ma na imię, tłumaczył jej na bieżąco, gdy temat schodził na jakiś personalny temat kogoś z nich.
Po godzinie Javier wstał i pociągnął Jack za sobą.
- Przejdźmy się, chciałbym ci coś pokazać. - wyjaśnił ze swoim ciepłym uśmiechem na twarzy.
Dove była już po kilku kolejkach, więc nie oponowała zbyt mocno. Trzymając się za ręce jak para nastolatków przeszli się w rozświetlonymi ulicami. Było ciepło, temperatura oscylowała w okolicach dwudziestu trzech stopni celsjusza.
Dotarli wreszcie na szeroki plac, gdzie zebrało się dużo osób, w tym wiele obejmujących się par.
Już miała zapytać, na co czekają, gdy prawie spod ich stóp wystrzeliły w górę fontanny wody.
[media]http://static.thecitypictures.net/cache/1890x1920-3/night-fountain-show-at-plaza-de-la-aviacion-santiago-de-chile.jpg[/media]
Kaskady wody co chwilę zmieniały kierunek tworząc razem z migotającymi światłami niesamowity pokaz.
W trakcie tego Javier stanął za jej plecami i objął ją, zanurzając twarz w burzy jej rudych włosów.
- Wiem, że jesteś tutaj tylko w sprawach służbowych, ale oddam wszystko za każdą sekundę spędzoną w twoich ramionach - wyszeptał jej do ucha. - Zostań tu ze mną… Albo zabierz mnie ze sobą tam gdzie się udasz. Podążę za tobą na koniec świata…

Ocean Arktyczny, okolice koła podbiegunowego, baza Mroku, 14 luty 2017 roku, 13.18. czasu lokalnego
- I on wraca zza zaplecza i mówi: Będą na czwartek.
Zebrani w jadalni ryknęli śmiechem. Żart Durandala o gościu wychodzącym po dwudziestu latach z więzienia mężczyźnie, który postanowił odebrać od szewca buty, które zostawił jeszcze przed trafieniem do kicia miał bardzo długą brodę, ale atmosfera była tak dobra, że najgorsze z sucharów spotykała salwa śmiechu.
Elliot siedział przy stole razem z Yun, oraz Azzą i Gherdo, którzy okazali się pierwszymi czarnoskórymi Obdarzonymi jakich widział. Jak się wcześniej nad tym zastanowił, to wśród Światła było wiele różnych ras, ale nie widział nigdy nikogo o afrykańskim, bądź afro-amerykańskim pochodzeniu.
W każdym razie, choć Azza miała strasznie cięty język, a Gherdo patrzył na wszystko wokół z dozą lekceważenia, to dobrze się z nimi współpracowało.
Kocówka okazała się jedynie ostrym wstępem do dalszych treningów. Nikt na sparingach go nie oszczędzał. Azza co chwilę wgniatała go w ziemię, a Gherdo nigdy nie powstrzymywał się z ciosem swojego tasaka. Kilkakrotnie White ledwo dawał radę się dowlec do swojego pokoju. Z drugiej strony od niego też nie oczekiwano, by się oszczędzał. Raz po sparingu widział jak Azza przykłada śnieg do obitego biodra, gdzie ją kopnął po uprzednim naładowaniu się prądem. I choć parsknęła na niego, “to kurwa bolało!” to w rzeczywistości nie miała o to pretensji. Pełen profesjonalizm.
Po niecałym miesiącu takiej ostrej jazdy widział zdecydowaną różnicę. By się bronić musiał rozwijać swoje moce i odkrywać ich nowe zastosowania. Najważniejszym było to, że mógł jeśli dostatecznie się skupił, pobierać energię kinetyczą od uderzeń w swój pancerz. Wiązało się to oczywiście z przyjęciem ciosu, ale jednocześnie jego siła stopniowo rosła. W ten sposób, kilka dni wcześniej zdołał się podnieść znajdując się pod wpływem pola grawitacyjnego Azzy.
Co prawda Obdarzona zwiększyła wtedy siłę swojej mocy dwukrotnie ponownie powalając Elliota, jednak jego postęp był widoczny.
Najważniejsza różnica pomiędzy Światłem a Mrokiem dotyczyła jednak czegoś innego. O ile w Świetle obchodzono się z nim wręcz jak z jajkiem, czy drogo opłacanym pacjentem, to tutaj nie miał żadnej taryfy ulgowej. Musiał sprzątać, czy zajmować się innymi obowiązkami jak pozostali. W skrócie traktowali go jak równego im… jak dorosłego. Oprócz kilku żartów, nikt nie traktował jego wieku jako wymówki, bądź powodu by go jakoś ograniczać.
- Impreza? Beze mnie? - w jadalni rozległ się nagle kobiecy głos. Wszyscy jak jeden odwrócili się w tamtą stronę.
W drzwiach stała niewysoka kobieta, w samych dżinsach i koszuli narzuconej na goły tors.
[media]http://www.speakerscorner.me/wp-content/uploads/2016/06/emily16.jpg[/media]
- Cześć Ignil… - powiedział Gherdo, a pozostali jedynie coś wymruczeli pod nosem.
- Hej Yun! - ta nie zwróciła uwagę na czarnoskórego mężczyznę i od razu ruszyła do Yun. - To ten twój nowy chłopak? - przekrzywiła głowę patrząc na Elliota. - Milutki! - zapiszczała. - Wezmę go sobie dzisiaj na wieczór, co? Niech też ma coś od życia - wyszczerzyła się pożerając White’a wzrokiem.
- Ekhm, nie miałaś zameldować się u Mazzentropa? - wtrącił się Durandal.
- Niech Malcky poczeka. Nie uwierzę, że tak bardzo się za mną stęsknił - potrząsnęła głową.
- Jak uważasz. Wspominał wszak coś o wytestowaniu twoich zdolności… - Duran pociągnął temat.
Ignil nagle uśmiech zamarł na twarzy
- Już tam biegnę! - odwróciła się na pięcie i wybiegła z kuchni.
Wszyscy odetchnęli z widoczną ulgą.
- Wiesz… - Azza zwróciła się do White’a. - O Obdarzonych z ciemnymi kryształami krąży wiele stereotypów, że są szaleni, chcą zabijać, nie można na nich polegać, et cetera… To oczywiście brednie, jednak w przypadku Ignil…
- W jej przypadku się sprawdzają - Yun dodała poważnie. - Uważaj na nią.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline