Jahleed słyszał całą rozmowę Liri z jego dawnym przyjacielem - nie zdążył jednak zareagować na na próby umizgów najemniczki. Oj, dostanie mu się po powrocie niebieskiej biotyczki - wszak Bahram miał być przyjacielem... Tyle, że w światku najemniczym "przyjaciel" znaczyło po prostu "ktoś, kto nie strzeli ci od razu w plecy gdy się odwrócisz" lub "ktoś, kto coś ci wisi". I tak było też z właścicielem kliniki - wszak nigdy nie spotykali się z Jahleedem na przyjacielskie pogaduszki. Po prostu Von uratował życie Gafmewara - a tamten nie był aż tak zdegenerowanym dupkiem, by o tym zapomnieć. Gdy wreszcie ruszyli, karzeł z lubością pokazał środkowy palec bandzie batariańskich palantów, naśmiewających się z Nomada i jego załogi.
Jak wiele zmieniło się od ostatniej wizyty Jahleeda w szpitalu wiedział tylko on. Fakt faktem, zachowano ogólny plan twierdzy - pojawiły się jednak nowe korytarze, niektóre ze starych drzwi zasklepiono. Ucieczka była więc mocno utrudniona, nawet z Widmem na czele. Choć gdyby tak zostawić Barriusa jako przynętę...
Gdy salarianie przejmowali pacjenta, Jahleed przywołał jednego z nich do siebie i wyszeptał przez głośnik kombinezonu:
Jahleed Von: Zadbaj, by pacjent leżał w osobnej sali ... bez Hordy, bez Zaćmienia i bez Słońc ... rozumiesz? ... Zapamiętam Twój numer identyfikacyjny ... spisz się, a nie pożałujesz ... Pozwól zginąć mojemu koledze ... A pogadasz z moimi kolegami, po pracy ... Dziękuję, przyjacielu ...
Po tych słowach ruszył wraz z Quinem i Barriusem do wskazanego gabinetu. Oczy dziesiątek kamer i czujników śledziły każdy ich ruch - i tym razem miast bezpiecznie, czuł się Jahleed wyjątkowo nieswojo...