Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2017, 09:30   #37
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Giovanni di Medici był młodym kardynałem, jeszcze przed trzydziestką, zaś swoją urodą, przyjemną choć nieco zdradzająca gnuśność wydawał się jeszcze młodszy.


Przyjęto go do kolegium kardynalskiego już jako nastolatka dzięki wpływom swojego ojca. Obecnie uważany był za powściągliwego oraz względnie przyzwoitego kardynała, zaś na tle niektórych ogólnie objawiał się, niczym oaza uczciwości. Obecnie siedział w bibliotece rozmawiając z Kowalskim
- I wie, Wasza Eminencja, tam są na wschód wzgórza … - opowiadał Polak, ale przerwał, kiedy Agnese weszła. Powstał oraz skłonił się signorze. - Wasza Eminencjo - skłonił się całując podany sobie pierścień kardynalski - dziękuję, że Wasza Eminencja zaszczycił mnie chwilą rozmowy. Wszakże nie będę zakłócał już pana spotkania z signorą Contarini. Signora, Wasza Eminencjo - skłonił się ponownie wychodząc. Idąc obok Agnese mrugnął jej wesoło, jakby wyrażając swoją opinię, że kardynał to równy chłop.
- Witam Eminencję w tych skromnych progach. - Agnese skłoniła się nisko. - To zaszczyt.
- Nie przesadzajmy
- głos kardynała był równie młodzieńczy, jak jego tłustawe oblicze. - Proszę moja córko, siadaj - wskazał fotel obok siebie i podał jej swoją dłoń do ucałowania. - Cieszę się, że mogę się z tobą spotkać. Wiele plotek krąży na temat twojego przyjazdu - dodał.
Wampirzyca ucałowała podany pierścień i zajęła miejsce w fotelu.
- Eminencjo, przyznam, że od kiedy dotarłam do Rzymu musiałam sprostać wielu obowiązkom i nie dane było mi usłyszeć żadnych plotek. - Agnese wyostrzyła zmysły chcąc zobaczyć aurę kardynała. Była trochę różowa, podrasowana nieco srebrzystym halo, trochę lawendowa, ot nic specjalnego.
- A jednak plotki mówią o tobie. dotarłaś jako pierwsza z Florencji, a nie udało się to innym wysłannikom miast włoskich z Toskanii oraz północy - Agnese przypomniała sobie, iż francuskie oddziały odcięły północne prowincje. - Ponadto przyprowadził cię oddział wojska francuskiego. Szczególnie teraz, kiedy mamy tak interesującą sytuację, wielu się zastanawia, czy nie reprezentujesz interesów Ludwika XII. Pojawiłaś się jako nowa karta w talii, której wielu się nie spodziewało i wielu będzie próbowało wykorzystać. Na czele osobiście ze mną - dodał cynicznie.
- Wasza Eminencjo. - Agnese z zaciekawieniem obserwowała mężczyznę, który musiał być z nią jakoś spokrewniony. - Myślę, że dodaje się kolorytu temu wydarzeniu, jakim było moje przybycie. Tak się złożyło, że sama musiałam odczekać chwilę, gdy moje powozy zostały zatrzymane przez wojska francuskie. Jak przystało …
- Ależ droga pani
- uśmiechnął się absolutnie niedowierzająco kardynał. - Jeśli ktokolwiek temu uwierzy, będzie raczej przypuszczał, iż zatrzymała się pani wyłącznie, żeby przekonferować sytuację, przekazać dowódcom instrukcje króla. Pytanie tylko, jakie to instrukcje. Och muszę powiedzieć, że kardynał d’Amboise już się przygotowuje na spotkanie z panią. Jako faworyt Ludwika do papieskiego stołka liczy, że przekaże mu pani jakieś fundusze lub wesprze informacjami. Ja natomiast, otóż ja liczę na coś zupełnie innego.

Medyceusz przerwał na moment popijając łyk ze srebrzonego kielicha.
- Przybyła pani wczoraj, ale niewątpliwie zna pani sytuację - widać było, iż on też jest przekonany, że jest agentką Ludwika XII. - Cesare Borgia jest chory, lecz zajmuje obecnie watykańskie komnaty papieża. Michelotto oraz paru innych z grupą wojska pilnują go. Tymczasem kardynałowie zajmują Kościół Najświętszej Maryi Panny powyżej Minerwy - wymienił nazwy zatybrzańskiej bazyliki. - Chcielibyśmy obradować bez księcia Romanii nad głową. Zaproponowaliśmy mu wyjazd do 2 września. Książę się waha, czy przyjąć nasze warunki oraz zastanawia się oczywiście, czego żądać w zamian. Chciałbym prosić, żeby udała się pani do niego oraz dołożyła swój głos zachęcający księcia do opuszczenia Rzymu. Spora grupa osób będzie pani bardzo wdzięczna - dodał jeszcze dając do zrozumienia, że stanowi jedynie przyczółek większej grupy kardynałów. Contarini mogła się domyślić, że na jej korzyść miał zadziałać wpływ króla Ludwika. Cesare musiał o niej tak samo słyszeć. Nawet on nie mógł sobie lekceważyć woli Najjaśniejszego Monarchy. Południe trzymali Hiszpanie pod dowództwem Gonzalvo trzymali południe, zaś ludzie Gonzagi północ. Wszyscy grali swoje gry próbując wybrać tego, kto najbardziej będzie sprzyjał ich własnym interesom.
- Wasza Eminencjo. - Agnese uśmiechnęła się szczerze, jej głos nabrał typowego dla niej ciepła. - Cieszy mnie pańskie zaufanie do mojej osoby, jednak jak Eminencja zauważył przybyłam tu wczoraj i o ile mam jako takie pojęcie o tym co dzieje się w Rzymie, nie chcę stawać po stronie, z która nie zapoznałam się bardzo dobrze. Chciałabym też dodać, że moim interesem jest tylko i wyłącznie interes Florencji.
- W interesie nas wszystkich jest wybór papieża - odparł Medyceusz. - Ale nie będzie go, jeśli Cesare zostanie w Rzymie. On wyjedzie, wcześniej czy później, ale lepiej wcześniej, ponieważ obce wojska nie będą miały takiego używania, podobnie jak bandy, które niszczą Rzym oraz okolice Lacjum. Księcia Romanii nakłania wiele osób, po prostu byłaby pani kolejną. Im więcej, tym lepiej, zaś co do tego … czego oczekiwałaby pani w zamian? - przedstawił sprawę wprost.

Agnese odchyliła się w fotelu.
- Jak już powiedziałam, moim interesem, jest interes Florencji, Eminencjo. Co Rzym jest w stanie zaoferować w zamian za szybkie uciszenie zamieszek?
- Cóż, istnieją tacy, którzy chcieliby, żeby zamieszki trwały. Przede wszystkim Orsini, ale ja powiem tyle. Jeśli uda się pani do księcia Romanii oraz wpłynie na opuszczenie przez niego Rzymu zyska pani nie tylko wdzięczność, ale powiedzmy
- zastanowił się chwilę. - Dostanie pani prawo obsadzenia opactwa Monte Oliveto Maggiore wybraną przez siebie osobą - wymienił jedno z największych oraz najbardziej szanowanych benekyktyńskich zgromadzeń Toskanii. Monte Oliveto Maggiore było bardzo zasobnym opactwem oraz wielu chętnie połakomiłoby się na nie.
Wampirzyca uśmiechnęła się, powstrzymując się by nie gwizdnąć.
- Przygotował Eminencja bardzo mocną kartę do zagrania. Przyznam się, że musiałabym się wyprzeć swego Florenckiego pochodzenia, gdybym nie spytała co jeszcze?
- Tyle. Przynajmniej na tą chwilę. Dochody z opactwa są naprawdę piękne, ale cóż, czy ma pani jakieś sugestie co do konklawe. Mogę, całkowicie niezobowiązująco, rozważyć pewne propozycje, ot na zasadzie wspólnej rozmowy. Może akurat mamy coś jeszcze wspólnego
- zaproponował.
- Są dwie osoby, które mi niezbyt odpowiadają na miejscu papieża, ale…. nie chciałabym wpływać na decyzje konklawe. - powiedziała Agnese, trochę jakby mówiła o tym kogo zaprosić na bal. - Muszę znaleźć w Rzymie trzy dziewczyny. Czy byłaby mi w stanie Eminencja pomóc, albo polecić kogoś, kto podjąłby się takiego przedsięwzięcia?
- Co do poszukiwań, tak mam kogoś, kto potrafi rozwiązywać takie sprawy. Przyślę go zaraz po pani wizycie u księcia
- uśmiechnął się kardynał. - Zaś te dwie osoby, to … możesz spokojnie powiedzieć, córko, tutaj nie jesteśmy na konklawe. Prywatna rozmowa - uznał dwudziestoparoletni kardynał.
- Nie przepadam za Soderinim, ani d’Amboise’a, ale jak już powiedziałam… to tylko mój kobiecy widzimiś.
- Rozumiem … wobec tego, co by było gdybym pani zagwarantował, że paru kardynałów na pewno nie odda na nich swoich głosów
? - spytał przeciągle patrząc na nią z wesołym, życzliwym szczerze uśmiechem. Podane przez Florentynkę nazwiska nie sprawiły mu jakiegokolwiek kłopotu. Widocznie frakcja, którą reprezentował, miała swój pogląd, dosyć zbieżny z opinią Agnese.
- Ach… to byłoby cudowne. - Agnese uśmiechnęła się. - Wobec tego poślę dziś kogoś do księcia Romani z prośbą o przyjęcie mnie.
- Na to właśnie liczę, droga córko
- kardynał podniósł się. Widać było, że jest otyły dosyć, ale pomimo to porusza się z przynależną Medyceuszom gracją. - Wobec tego cóż, idę do innych spraw oraz dziękuję córko za zrozumienie dla spraw duchowych - podał jej dłoń do ucałowania. Agnese uniosła się razem z nim i ucałowała podaną dłoń. - Będziemy w kontakcie - powiedział.
- Będę zaszczycona, Eminencjo. - Skłoniła się lekko na pożegnanie.
Kardynał wyszedł, natomiast weszła Gilla zastępując Jego Eminencję.
- Jakie polecenia, pani? Przedstawiciel florenckiego gonfaloniere niemal pieni się już ze złości i chce oskarżyć panią o zdradę, lekceważenie oraz cokolwiek innego. Według mnie po prostu śpieszy mu się do prostytutek - stwierdziła obojętnie ghulica.
- Poślij kogoś do księcia Romani, może Borso będzie chciał się przejść biorąc kilku ludzi do asysty? - Agnese podeszła do okna. - Niech przekaże, że Agnese Contarini prosi o audiencję.
Podeszła do ghulicy i delikatnie otarła się o jej ramię.
- Myślę, że odwiedzę teraz, biednego markiza i zobaczę jak się czuje. Co o tym sądzisz?
- Oczywiście, zaprowadzę do komnat markiza
- ghulica doskonale zapamiętywała rozkłady pomieszczeń. Nie zwróciła nawet najmniejszym słowem uwagi, że signora olewa ambasadora przywódcy Florencji i że może mieć z tego powodu kłopoty. Gonfaloniere wydawał się tym bardziej dumnym oraz opryskliwym przywódcą, im mniej pewnie siedział na swoim wodzowskim krześle.

Komnaty rodzinne di Colonnów leżały w drugim skrzydle zamku. Kilka komnat zajmowała Sophia, kilka zaś markiz.


Leżał w eleganckiej sypialni zdobionej boazerią oraz rzęsiście oświetlonej świecami jarzącymi. Gdy Gilla zapukała oczywiście odpowiedział proszę i tak Agnese znalazła się w środku. Ghulica nie weszła za nią usiłując zapewnić pani minimum intymności. Pozostała na zewnątrz zamykając drzwi.

Markiz ubrany właściwie całkiem, miał rękę w temblaku i leżał czytając jednocześnie jakąś książkę. Signora zauważyła, że to Petrarca. Na widok Agnese zerwał się na powitanie.
- Witaj, ja … zdarzył mi się nieprzyjemny wypadek, dlatego nie mogłem … - widać było, iż głupio mu się tłumaczyć ze swojej niezgraboty. Chciał się popisać, ćwiczyć, zaś wyszło bardzo średnio. Agnese podeszła do markiza i delikatnie położyła mu dłoń na policzku.
- Jak się czujesz, mój drogi? To nic poważnego?
- Nie, nie, tylko ta ręka - jęknął próbując ją poruszyć. - Akurat teraz. - Prawdopodobnie mocno naciągnął sobie mięsień. Nic poważnego, ale dzień czy nawet więcej mogło boleć. Wampirzyca przysunęła się tak by nie dotknąć skaleczonej ręki i ucałowała markiza.
- Uważaj na siebie mój drogi, myślałam, że umrę gdy Gilla przyniosła mi wieści, że coś ci się stało.
- Proszę, Agnese, nie mów tak
- widać było, jak był wzruszony po jej słowach. - To drobiazg, tylko boooli, jak … bardzo boli. Pani Gilla oraz wezwany medyk wspomniał, że nic wielkiego się nie stało, tylko po prostu muszę uważać teraz. Muszę ograniczyć ruch, żeby wszystko wróciło do siebie, inaczej mógłbym uszkodzić jakiś mięsień. Ech, jestem wkurzony - przyznał oddając pocałunek i próbując objąć ją zdrową ręką. Aczkolwiek faktycznie miał problem, żeby się właściwie usadowić. - A jak ty się czujesz, jak medytacje? - spytał czule.
-Wspaniale. Cieszy mnie spokój jaki mogę tu odnaleźć. - Wampirzyca pogładziła jego zdrową rękę. - Będę musiała pozałatwiać kilka spraw, ale może znalazłbyś potem dla mnie chwilę?
- Będę zawsze do twojej dyspozycji
- obiecał z nastoletnią gwałtownością zakochanego. - Wiem, że masz swoje sprawy. Wszyscy trąbią, że jesteś przedstawicielem Ludwika. Ale dla mnie wszystko jedno. Ty jesteś ty i tylko przy tobie czuję się dobrze. Kiedy powrócisz, wezwij mnie, albo przyjdź po mnie, znajdę znacznie więcej, niźli jedynie chwilę.
Agnese ucałowała mężczyznę i opuściła jego pokój. Jak się spodziewała Gilla na nią czekała.
-Prowadź do naszego poirytowanego gościa.

Wściekły Philippo Pazzi stanowczo uważał, że signora powinna podskakiwać na każde jego wołanie. Przecież był ambasadorem Florencji przy papieskim dworze. Służył wiernie obecnemu panu. Jego rodzina została wcześniej wygnana za próbę zamachu przeciwko Medyceuszom. Korzystając więc z sytuacji, że dawni władcy Florencji także musieli opuścić miasto, usiłowali odzyskać pozycję. Między innymi służąc dyplomacji toskańskiej.


Miał swoje lata, ale udawał starszego, niźli w rzeczywistości było. Długa broda oraz wąsy osłaniały mu oblicze. Teraz przedstawiciel potężnej Florencji wściekał się czekając i nawet nie zareagował, kiedy agnese łaskawie zaszczyciła go wizytą. Siedział opierając się swobodnie, zaś jego palce bębniły o blat cyprysowego stołu. Obok leżała półwypełniona karafka z winem oraz kielich.
- A, łaskawie pani się pofatygowała do mnie. Jakże miło - spojrzał niechętnie. - Nie lubię takich, bardzo nie lubię - powtórzył. - Nie lubię też, jak ktoś robi mi za plecami, rozumiesz signora. Pojmujesz to, czy jesteś zbyt mało rozgarnięta na taką prostą rzecz.
Agnese zajęła miejsce w fotelu i przyglądała się mężczyźnie.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi Pazzi.- Celowo zbyła tytuł by go zirytować. Słyszała o tej personie, a jako zrodzona w rodzie Meddici nie przepadała za Pazzimi.
- Tak, niby nagle nie wiesz, co wszyscy mówią o twoich relacjach z … ech co ja sobie będę strzępił język. Wszyscy wiedzą. Chcesz mnie wygryźć stąd. Niedoczekanie twoje - poderwał się. - Signoria we Florencji dowie się, jak się zachowujesz i że robisz wszystko, by zepsuć pozycję Republiki w Rzymie. Poczekaj ty … - rzucił jej mściwym tonem.
- Twoje słowo przeciwko mojemu Pazzi. -Agnese uśmiechnęła się. - Kim niby jesteś, po za zdrajcą, który nagle znalazł dla siebie, a kim ja? Nie opuściłam swego pałacu bo miałam ochotę. Nie jechałabym też przez Włochy w tym czasie gdybym nie robiła tego dla dobra Florencji. - Z uśmiechem obserwowała jego reakcję.
- Może tak, może nie. Może też kiedyś twoje słowo coś znaczyło i nie wyzywaj mnie od zdrajców, upadła kobieto - rzucił jej obelgę. - Guzik mnie obchodzą twoje wykręty. Pozostawiono cię we Florencji, bowiem nie wtrącałaś się w politykę. Wszyscy Medyceusze oraz ich poplecznicy musieli odejść. Jesteście niczym, łajnem świńskim. Napiszę do gonfaloniere. Ciekawe, czy będzie zadowolony, ciekawe, czy wracając nie dowiesz się, że twój pałac już nie jest twój, ciekawe .... - wysyczał jej zrywając się. Splunął ruszając w stronę drzwi.
- Sprzątnij to. -Agnese spoważniała. - Albo zadbam o to by w Rzymie też nie było dla was miejsca.
- Pazzi wrócili, gonfaloniere wyraził zgodę, ale ty strzeż się, zaś to możesz sama posprzątać, najlepiej jęzorem
- widać było, iż dochodzi do drzwi wściekły oraz po prostu chce tylko opuścić ten pokój oraz to domostwo, żeby obsmarować signorę Contarini w liście do władz Florencji.
- Jutro pozbawię florenckich Pazzich wszelkich dóbr. - Agnese użyła prezencji by jej głos zabrzmiał bardzo groźnie. - Pojutrze usunę ciebie z twego stołka. Gdy tu wrócisz tej plamy nie będzie i nie będzie też powrotu.

Oczywiście widać doskonale było wstrząs, który spowodowały jej słowa. Mężczyzna zadrżał i jakby przez chwilę chciał wrócić.
- Idź dziwko na ulicę - odwrzasnął, jednak jego głos zabrzmiał cokolwiek piskliwie. Otworzył drzwi oraz trzasnął je za sobą. Nienawidził Agnese, czuła dobitnie, nienawidził dla samej nienawiści, bowiem przecież nie spotkał jej nigdy jakoś bliżej.

Wampirzyca uśmiechnęła się. Zapowiadał się jej ciekawy pobyt w Rzymie. Do pokoju wysunęła się Gilla.
- Poślij gońców do Florencji, zakazuje jakiegokolwiek handlu z rodem Pazzi. Innych gońców do Wenecji. Z tym samym poleceniem. List do księżnej, że jej wsparcie bardzo ułatwi mi załatwienie spraw w Rzymie… - Agnese uśmiechnęła się. Była szarą eminencja głównych florenckich gildii i miała wpływy w pozostałych. - Niech Nicollo zadba o to bym rzeczywiście wróciła do domu zadowolona i zatruje im politycznie życie. Daj mu dyspozycje na część moich prywatnych funduszy.
- Rzekłaś pani. Co do Florencji nie będzie kłopotów. Jeśli wiem, Pazzi dopiero odbudowują swoje siły po powrocie. Natomiast co do Wenecji, cóż. Konieczne jest poproszenie księcia Giovanni o zgodę. Niccolo napisze do niego. Nawet jednak, jeśli się nie zgodzi, to wystarczająco narobimy im kłopotów we Florencji. Rozumiem, że pan ambasador nie zadowolił panią pod względem rozmowy
? - spytała ghulica.
- Napisz do księcia i do głowy rodu Contarini w Wenecji. -Agnese cały czas się uśmiechała. - Bardzo zadowolił. W końcu jakaś rozrywka. Chcę by zaczęło mu się palić pod nogami. By błagał mnie o łaskę wylizania tego pałacu.
Gilla skinęła. Signora nieczęsto tak denerwowała się na kogoś.
- Czy coś zastosować bardziej bezpośredniego? - spytała signorę.
- Dajcie im czas na ucieczkę. Za tydzień mogą czuć na plecach wrogie spojrzenia, tracić majątek. Na razie bez zabójstw.
- Rozumiem signora, wrócą tam, gdzie byli po targnięciu na twoją rodzinę.
Gilla wyszła ekspediować listy oraz ustalić z Borso posłańca do Florencji. Stamtąd dalsza korespondencja miała już iść do Wenecji. Agnese zaś musiała się zastanowić, co robić. Będzie musiała się dowiedzieć więcej o Philippo. Mogła się go prostu pozbyć ale tak bardzo nie dałoby jej to satysfakcji. Sprawić by wszyscy się od niego odwrócili, by stracił wszystko na czym mu zależy… potrzebuje ludzi. Wiernych ludzi. Podniosła się z fotela i ruszyła na poszukiwanie Alessio.


Faerie właśnie rozmawiał z jakąś miła pokojówką na korytarzu. Znalazła go bez problemu.
- Cóż, moja droga - zwrócił się uśmiechając do pokojówki - mamy niestety zbyt mało czasu, by wystarczająco słodko zająć czas, takiej ślicznotce, jak właśnie ty. Może innym razem.
- Och, sir Alessio
- dziewczyna rozpływała się wręcz pod jego erotyczno - magicznym spojrzeniem. Niewątpliwie mógł mieć każdą, albo prawie każdą.
- No idź już złotko, mamy z signorą do porozmawiania.
- Ach tak
- dziewczyna posłała tęskne spojrzenie i rzeczywiście spłynęła, zaś Alessio jeszcze skradł jej całuska na do widzenia.

Kiedy dziewczyna odeszła spojrzał poważnie.
- Możemy gdzieś porozmawiać. Mam poważne podejrzenia, co do jednej spośród porwanych - wyjaśnił signorze.
- Zapraszam, do mnie. - Wampirzyca też była poważna. Zirytowała się… bardzo. Nie to, że jako nieśmiertelna, musiała się przejmować takimi osobami jak Phillipo, ale…

Zaprowadziła faerie do swoich pokoi i wspólnie zasiedli w jednym z saloników.
- Niebawem powinien tu przyjść człowiek, który pomoże nam w poszukiwaniach. - Wampirzyca stukała nieświadomie palcami w blat stolika. Jej twarz była poważna, ale raczej nikt nie wyczytałby z niej złości, a jednak.. - Czego udało ci się dowiedzieć?
- Wiem, gdzie jest jedna, albo przynajmniej gdzie najprawdopodobniej jest jedna. W gospodzie – burdelu „Orzech włoski”. Przy okazji to półelizjum. Cóż, wiem że takie coś teoretycznie nie funkcjonuje, ale tutaj akurat tak. Założenie tego jest proste, można się trzaskać po pyskach, ale nie zabijać, ani nie szkodzić sobie w bardziej wymyślne sposoby. Używanie dyscyplin także jest zabronione. Osoby, które tam chodzą chcą się czuć względnie bezpieczne, oczywiście jeśli są wampirami, ale odwiedza to miejsce także sporo zwykłych ludzi. Miałem farcioszka. Te przybytek był drugim, który odwiedziłem. Posmarowałem co nieco oraz dowiedziałem się od sprzątającej, że kilka wampirów przyprowadziło jakąś kobietę. Opis wskazuje, że była to faerie. Przy okazji ta służąca to ghulica, ale wampir, który jest właścicielem obiektu, nie traktuje jej dobrze. Plan jest taki. Pójdziemy tam jako goście. Pokręcimy się, spróbujemy odnaleźć przyprowadzoną faerię. Najchętniej odkupiłbym ją, bowiem nie ma sensu robić sobie nieprzyjaciela. Jednak jeśli nie, to załatwię to tak, czy siak. Chcę żebyś poszła tam ze mną. Dlatego że jesteś wampirem, wpuszczą cię w miejsca, gdzie ja się nie dostanę. Aha, lepiej żebyś założyła ubiór przeciętnej służącej, nie wielkiej pani, ponieważ takie tam nie bywają wcale. Jeśliby się udało sprawnie, wszystko pójdzie względnie szybko. Wrócimy spokojnie do pałacu, faerie tymczasem powróci do reszty swojego plemienia
– wyjaśnił wstępny plan Alessio. Trzeba było zwyczajnie tam pójść, pomyszkować oraz spróbować uwolnić kobietę.

Wampirzyca wysłuchała faerie patrząc na jakiś obraz za nim. Bardzo nie miała ochoty się tym teraz zajmować. Najchętniej poświęciłaby ten czas “szkoląc” markiza i starając się choć przez chwilę nie myśleć o niewdzięcznej rozmowie z Pazzim. Gdy Alessio skończył mówić spojrzała na niego.
- Rozumiem, że chciałbyś się tam udać tej nocy? - Wstała z fotela i zaczęła krążyć po pokoju. - Obiecałam, że ci pomogę więc możemy się tam udać, jednak jeśli liczysz na to, że pojawię się w jakimś miejscu i będę udawać kogoś kim nie jestem możesz być niemile zaskoczony. Z tego co słysze o moim przyjeździe mówi cały Rzym, a po moim spotkaniu z księżną i wczorajszej przygodzie mogą mnie też rozpoznawać w naszym małym wampirzym światku.
- Nie oczekuję od ciebie niczego niemożliwego. Pewnikiem plemię Ravnosów mogłoby kombinować przebieranki, ale nie ty. Natomiast co do reszty. Oczekuję, że ubierzesz się skromnie i będziesz po prostu osobą taką, jak wielu. Oczywiście jeśli ktoś cię zna, to rozpozna, jednak tam, gdzie idziemy, raczej nie bywa wampirza elita. Raczej doły, które średnio interesują się polityką. Bywa też sporo zwykłych ludzi, czasami zaś nawet inni, jeśli robią to dyskretnie. Elegancka suknia zwróciłaby natychmiast uwagę, taka zwykła raczej ujdzie w tłoku, bowiem często bywa tam sporo osób. Wejdziemy tam, rozejrzymy się, pogadamy sobie z kim potrzeba i optymalne będzie, jeśli spokojnie wyjdziemy. Ot wszystko. Jeśli akurat ktoś cię rozpozna, mówi się trudno, ale wątpię, żeby ci się narzucali
– odpowiedział faerie. - Chciałbym faktycznie ruszyć jak najszybciej, ale poczekam chwilkę, bowiem przypuszczam, że musisz się pewnikiem przygotować.

Piękna Agnese ruszyła w stronę pokoi Gilli.
- Chodź pomożesz mi się ubrać. - Nie krępując się weszła do pokoju ghulicy wybrała jakiś strój z jej rzeczy. Powoli zaczęła rozplątywać sznureczki swojej sukni. Z uwagi na swoją skromność strój składał się z wielu warstw w tym misternie sznurowanego gorsetu, który sznurowała jej Gilla.
Gdulica oczywiście posłuchała i nie przeszkadzało jej, że pani wybrała jej ubranie. Różnica jednak była trochę w rozmiarach. Agnes była szczuplejsza, dlatego wszelkie rzeczy trzeba było poukładać, żeby wyglądały sensownie. Jednak póki co obydwie panie zdejmowały kolejne warstwy stroju Agnese, aż wreszcie stanęła w samej bieliźnie, której już nie musiała ruszać, ta kryła się bowiem pod długą spódnicą.

Agnese wybrała prostą suknię z ciemnozielonej tkaniny tylko na rękawach i dekolcie obszytą drobną koronką. Gilla upięła jej włosy koronką, natomiast ze swojej biżuterii wybrała prostu złoty łańcuszek. Pożyczyła też od ghulicy skromny płaszcz. Poprosiła jeszcze Gillę, by ta przygotowała dla niej niewielką sakwę z pieniędzmi, która upięła do delikatnie zdobionego pasa.
- Jestem gotowa, chodźmy po to małą.
Zwróciła się do Gilli.
- Uprzedź markiza, że musiałam opuścić pałac by tym razem nie zwoływał armii. Niech też ktoś zamówi nam lektykę.
- Oczywiście signora
- odparła ghulica wykonując dokładnie polecenia. Już po chwili ruszali w kierunku karczmy. Zatrzymali się jednak nieco wcześniej, żeby przypadkiem nie zobaczył ich ktoś spośród gości. Potem ruszyli piechotką.
 
Kelly jest offline