Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2017, 13:14   #241
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział IV
Wave Echo Cave

13/14 Eleasias


Bogatsi niż kiedykolwiek w swoim życiu najemnicy jak w amoku rzucili się robić zakupy, zasypując zarówno Linene jak i Olafa pytaniami i targując się niczym handlarze z dziada pradziada. W końcu odziani w nowe zbroje, z magicznymi akcesoriami i lśniącymi nowością orężami byli gotowi stawić czoła Czarnemu Pająkowi i całej czeredzie stworów rezydujących w gundrenowej kopalni.

Sam Gundren również zamierzał wybrać się ze swoimi najemnikami, choć Slidar stanowczo mu to odradzał; do tego stopnia, że się w końcu pokłócili. Stanęło na tym, że w góry pojadą wszyscy, lecz krasnolud i stary ochroniarz zostaną w przedsionku kopalni wraz z zapasowym sprzętem i mułem, którego wynajęcie zaproponował Marduk. Ponieważ było już południe nowy wybrany dowódca twardogłowej czeredy zarządził wymarsz, ignorując kręcącego się po gospodzie Harbina Westera, który jęczał by “bohaterowie Phandalin” przed wyprawą zajęli się jeszcze kwestią orczych niedobitków. Ruszyli więc na południe. Przez jakiś czas towarzyszyła im miejscowa dzieciarnia, zachwycająca się bohaterskim wyglądem i groźnym uzbrojeniem najemników, oraz pytając na co im kura. Gundren zbywał to pytanie najemniczym uśmiechem aż Joris zaczął podejrzewać, że całe to kurze przedsięwzięcie było tylko i wyłącznie kaprysem geomantki. Bachory zawróciły do osady gdy grupa minęła umowną granicę Phandalin wyznaczoną przez okoliczne łąki. Torikha pomachała im na pożegnanie i grupa weszła w las.

[media]https://dawnoftheknight.files.wordpress.com/2013/12/fantasy-forest-trail.jpg[/media]


Można by powiedzieć, że Joris narzucił szybkie tempo marszu, lecz z trzema krasnoludami w ekipie i objuczonym górniczym sprzętem mułem nie było to realne. Niemniej jednak nim słońce skryło się za Górami Miecza drużyna zrobiła kilkanaście kilometrów wydeptaną przez poszukiwaczy złota dróżką i dotarła do wietrznej doliny u podnóża Gór. Płynął nią szeroki potok, z którego część poszukiwaczy wypłukiwała złoto, toteż znajdowało się tutaj niewielkie obozowisko zamieszkiwane przez ponurych, zmęczonych mężczyzn, którzy każdego przybysza traktowali jak potencjalną konkrecję, a wieczory spędzali razem wyłącznie dla bezpieczeństwa. Niemniej jednak zbrojna grupa Gundrena została przyjęta całkiem przyjaźnie, podobnie jak sam krasnolud, który jako górnik nie stanowił większego zagrożenia dla zdobyczy żądnych bogactwa mężczyzn. Podczas gdy najemnicy rozbijali obóz Rockseeker podpytał znajomych o sytuację w okolicy. Wyglądało jednak na to, że Pająk nie interesował się ludźmi w dolinie, koncentrując się na eksploracji kopalni. Rad nierad wrócił więc do najmitów.

Podczas gdy drużyna odpoczywała ciesząc się ciepłą kolacją Gundren opowiadał o kopalni. Ku rozczarowaniu Jorisa i Marduka krasnoludy nie zaszły daleko, toteż górnik miał w zanadrzu więcej legend i historii niż faktów. Mimo że bracia znali ogólną lokalizację kopalni to na wejście do niej wpadli przypadkiem. Przypadek zresztą był ojcem (czy raczej matką) wielu odkryć, toteż wcale ich to nie dziwiło, za to po powrocie do miasteczka złożyli na ręce Garaele obfity datek dla świątyni Tymory.
- Bo w zasadzie to to wejście nie jest prawdziwym wejściem. Znaczy nie oficjalnym, tamto się zawaliło w czasie walk. Znaleźliśmy pokoje strażników i przedsionek pełen szkieletów, ale wejścia ni nunu. Pewnie jakimś czarem hukło i poszło! - opowiadał Gundren. - Nasze jest z jaskini wypłukanej przez wodę i trza się trochę powspinać, ale co to dla was! No. Tylko się nie przestraszcie, bo te jaskinie nie nazywają się jaskiniami Echa i Fal bez powodu. Piździ tam niemożebnie, a co jakiś czas słychać TAKIE wycia, że jakżeśmy pierwszy raz tam weszli to Nundro mało na zawał nie zszedł, bo myślał, że to banshee jaka się tam czai. No. Nie czaiła się, ale i tak truposzy tam dostatek. Prócz innych potworności, rzecz jasna. Łażą i polują na wszystko co się rusza.
- W środku to wiecie, znaczy wy wiecie - machnął w stronę krasnoludzic - korytarze wysokie na jakieś trzy metry, podłoga gładziutka jak zadek niemowlaka. Drzwi raczej niskie, ale powinniście się zmieścić. Nie to co jakieś ogr, hehehe. Komnaty robocze trochę większe, tak ze sześć metrów w górę, elegancko wyżłobione; ech, piękna robota… No. Naturalne jaskinie jeszcze większe, czasem to ledwo sufit widać. Pełno w nich stalaktytów i stalagnatów, więc uważajcie, bo bogowie wiedzą co się tam może czaić, zwłaszcza u góry. W ciemnościach nie każdy stwór potrzebuje wzroku, a kopalnia na pewno połączona jest z innymi częściami gór. Teraz jak nikt tego nie pilnuje, to… Dobrze, żeście sobie pochodni nakupili, nie każde gówno je lubi.
- A mówiłem wam, że tam gorące źródło jest? Prócz zwykłego strumienia, wszystko szumi i pluska, więc marnie się te twoje długie uchy przydadzą - Gundren spojrzał na Marduka, lecz w jego głosie nie było kpiny lecz troska. W końcu jeśli najemnicy przeżyją to może jego brat też. - No i wiatr dudni jak w studni, co dwa modły z tego co Tharden liczył. Nie wiem jak tam dawniej pracowali, zwłaszcza magusy. Stuk kilofów to wiadomo, ale to wycie? Oszaleć można.



Noc minęła bez przeszkód, a warty Joris rozłożył tak, by każdy mógł porządnie się wyspać. Po śniadaniu Slidar zaprowadził Gundrena w miejsce, w którym pochował zwłoki Nundra i dał pracodawcy chwilę by mógł pożegnać się z bratem. Nie była to długa chwila; krasnoludy nie były sentymentalne, a do prawdziwych obrzędów pogrzebowych potrzebowali kapłana Moradina. Guddren pomruczał coś chwilę do siebie i machnął na najemników. Można było ruszać.

Zgodnie ze słowami Rockseekera do wejścia nie było daleko, choć “nie daleko” w górach miało nieco inne znaczenie. Koniec końców zmachani i spoceni najemnicy oraz nie mniej zmachany muł stanęli przed wejściem do kopalni i “jaskini cudów”. Nie wyglądało imponująco - ot zwykła dziura w ziemi, jakich wiele mijali po drodze. Nietrudno ją było przeoczyć. Joris zrobił krótki zwiad, lecz nie wyglądało na to, by Pająk wystawił straże. Pojedynczo więc zaczęli schodzić w dół, co - jak się okazało - nie było proste, zwłaszcza dla muła. Naruszone przez erozję i spływającą tędy deszczówkę kamienie co i rusz osuwały się spod stóp i kopyt, a przerażone gdakanie Kurmaliny, która dotychczas spokojnie jechała sobie w klatce na grzbiecie muła, niosło się echem po widocznym w świetle pochodni tunelu.



Wędrówka naturalnym korytarzem nie była ani prosta, ani cicha. Rozciągnięta w długim szyku drużyna więcej czasu spędzała na dbaniu by nie robić sobie głów o wystające kamienie niż wypatrywaniu wrogów. Na szczęście tunel nie miał zaledwie dwie odnogi prowadzące - jak rzekł Gundren - do urwiska oraz zawału, więc po kilkunastu, czy też kilkudziesięciu minutach bohaterowie doszli do sporej naturalnej groty. Były w niej pozostałości po ognisku oraz resztki górniczego sprzętu braci.

- My ze Slidarem poczekamy tutaj, a wy tam macie wejście - Gundren wskazał urwisko po lewej stronie jaskini. Dla krasnoludzic miejsce to wyglądało jakby skały oberwały się pod wpływem działania wody, odkrywając kolejny poziom. Do pobliskiego stalagnatu przywiązana była gruba lina z węzłami. - Musicie zleźć na dół; tylko nie spadnijcie, bo to dobre kilka metrów i jest o co łeb rozwalić - ostrzegł i westchnął. - Dalej to wam wiele nie pomogę. Po prawej od zejścia jest plątanina górniczych korytarzy. Czy traficie na jakiego stwora czy nie, to tylko Moradin i Tymora wiedzą. Trzymając się zupełnie lewej dojdziecie do wielkiego jeziora.
- Od wejścia na wschód, na prawo jest korytarz roboczy i stare wejście do kopalni. Ale tam pełno truposzy; w ogóle gdzie drzwi zamknięte dam licho siedzi. Chyba że ten pająk wybił wszystko. Na prawo, na końcu korytarza jest duża jaskinia zarośnięta przez grzyby. Większość jest niegroźna, ale częśc wydziela trujące gazy. A na prosto i dalej… - Gundren wzruszył bezradnie ramionami. - Po coś was do Phandalin sprowadzałem, nie?

 
Sayane jest offline