Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2017, 13:14   #241
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział IV
Wave Echo Cave

13/14 Eleasias


Bogatsi niż kiedykolwiek w swoim życiu najemnicy jak w amoku rzucili się robić zakupy, zasypując zarówno Linene jak i Olafa pytaniami i targując się niczym handlarze z dziada pradziada. W końcu odziani w nowe zbroje, z magicznymi akcesoriami i lśniącymi nowością orężami byli gotowi stawić czoła Czarnemu Pająkowi i całej czeredzie stworów rezydujących w gundrenowej kopalni.

Sam Gundren również zamierzał wybrać się ze swoimi najemnikami, choć Slidar stanowczo mu to odradzał; do tego stopnia, że się w końcu pokłócili. Stanęło na tym, że w góry pojadą wszyscy, lecz krasnolud i stary ochroniarz zostaną w przedsionku kopalni wraz z zapasowym sprzętem i mułem, którego wynajęcie zaproponował Marduk. Ponieważ było już południe nowy wybrany dowódca twardogłowej czeredy zarządził wymarsz, ignorując kręcącego się po gospodzie Harbina Westera, który jęczał by “bohaterowie Phandalin” przed wyprawą zajęli się jeszcze kwestią orczych niedobitków. Ruszyli więc na południe. Przez jakiś czas towarzyszyła im miejscowa dzieciarnia, zachwycająca się bohaterskim wyglądem i groźnym uzbrojeniem najemników, oraz pytając na co im kura. Gundren zbywał to pytanie najemniczym uśmiechem aż Joris zaczął podejrzewać, że całe to kurze przedsięwzięcie było tylko i wyłącznie kaprysem geomantki. Bachory zawróciły do osady gdy grupa minęła umowną granicę Phandalin wyznaczoną przez okoliczne łąki. Torikha pomachała im na pożegnanie i grupa weszła w las.

[media]https://dawnoftheknight.files.wordpress.com/2013/12/fantasy-forest-trail.jpg[/media]


Można by powiedzieć, że Joris narzucił szybkie tempo marszu, lecz z trzema krasnoludami w ekipie i objuczonym górniczym sprzętem mułem nie było to realne. Niemniej jednak nim słońce skryło się za Górami Miecza drużyna zrobiła kilkanaście kilometrów wydeptaną przez poszukiwaczy złota dróżką i dotarła do wietrznej doliny u podnóża Gór. Płynął nią szeroki potok, z którego część poszukiwaczy wypłukiwała złoto, toteż znajdowało się tutaj niewielkie obozowisko zamieszkiwane przez ponurych, zmęczonych mężczyzn, którzy każdego przybysza traktowali jak potencjalną konkrecję, a wieczory spędzali razem wyłącznie dla bezpieczeństwa. Niemniej jednak zbrojna grupa Gundrena została przyjęta całkiem przyjaźnie, podobnie jak sam krasnolud, który jako górnik nie stanowił większego zagrożenia dla zdobyczy żądnych bogactwa mężczyzn. Podczas gdy najemnicy rozbijali obóz Rockseeker podpytał znajomych o sytuację w okolicy. Wyglądało jednak na to, że Pająk nie interesował się ludźmi w dolinie, koncentrując się na eksploracji kopalni. Rad nierad wrócił więc do najmitów.

Podczas gdy drużyna odpoczywała ciesząc się ciepłą kolacją Gundren opowiadał o kopalni. Ku rozczarowaniu Jorisa i Marduka krasnoludy nie zaszły daleko, toteż górnik miał w zanadrzu więcej legend i historii niż faktów. Mimo że bracia znali ogólną lokalizację kopalni to na wejście do niej wpadli przypadkiem. Przypadek zresztą był ojcem (czy raczej matką) wielu odkryć, toteż wcale ich to nie dziwiło, za to po powrocie do miasteczka złożyli na ręce Garaele obfity datek dla świątyni Tymory.
- Bo w zasadzie to to wejście nie jest prawdziwym wejściem. Znaczy nie oficjalnym, tamto się zawaliło w czasie walk. Znaleźliśmy pokoje strażników i przedsionek pełen szkieletów, ale wejścia ni nunu. Pewnie jakimś czarem hukło i poszło! - opowiadał Gundren. - Nasze jest z jaskini wypłukanej przez wodę i trza się trochę powspinać, ale co to dla was! No. Tylko się nie przestraszcie, bo te jaskinie nie nazywają się jaskiniami Echa i Fal bez powodu. Piździ tam niemożebnie, a co jakiś czas słychać TAKIE wycia, że jakżeśmy pierwszy raz tam weszli to Nundro mało na zawał nie zszedł, bo myślał, że to banshee jaka się tam czai. No. Nie czaiła się, ale i tak truposzy tam dostatek. Prócz innych potworności, rzecz jasna. Łażą i polują na wszystko co się rusza.
- W środku to wiecie, znaczy wy wiecie - machnął w stronę krasnoludzic - korytarze wysokie na jakieś trzy metry, podłoga gładziutka jak zadek niemowlaka. Drzwi raczej niskie, ale powinniście się zmieścić. Nie to co jakieś ogr, hehehe. Komnaty robocze trochę większe, tak ze sześć metrów w górę, elegancko wyżłobione; ech, piękna robota… No. Naturalne jaskinie jeszcze większe, czasem to ledwo sufit widać. Pełno w nich stalaktytów i stalagnatów, więc uważajcie, bo bogowie wiedzą co się tam może czaić, zwłaszcza u góry. W ciemnościach nie każdy stwór potrzebuje wzroku, a kopalnia na pewno połączona jest z innymi częściami gór. Teraz jak nikt tego nie pilnuje, to… Dobrze, żeście sobie pochodni nakupili, nie każde gówno je lubi.
- A mówiłem wam, że tam gorące źródło jest? Prócz zwykłego strumienia, wszystko szumi i pluska, więc marnie się te twoje długie uchy przydadzą - Gundren spojrzał na Marduka, lecz w jego głosie nie było kpiny lecz troska. W końcu jeśli najemnicy przeżyją to może jego brat też. - No i wiatr dudni jak w studni, co dwa modły z tego co Tharden liczył. Nie wiem jak tam dawniej pracowali, zwłaszcza magusy. Stuk kilofów to wiadomo, ale to wycie? Oszaleć można.



Noc minęła bez przeszkód, a warty Joris rozłożył tak, by każdy mógł porządnie się wyspać. Po śniadaniu Slidar zaprowadził Gundrena w miejsce, w którym pochował zwłoki Nundra i dał pracodawcy chwilę by mógł pożegnać się z bratem. Nie była to długa chwila; krasnoludy nie były sentymentalne, a do prawdziwych obrzędów pogrzebowych potrzebowali kapłana Moradina. Guddren pomruczał coś chwilę do siebie i machnął na najemników. Można było ruszać.

Zgodnie ze słowami Rockseekera do wejścia nie było daleko, choć “nie daleko” w górach miało nieco inne znaczenie. Koniec końców zmachani i spoceni najemnicy oraz nie mniej zmachany muł stanęli przed wejściem do kopalni i “jaskini cudów”. Nie wyglądało imponująco - ot zwykła dziura w ziemi, jakich wiele mijali po drodze. Nietrudno ją było przeoczyć. Joris zrobił krótki zwiad, lecz nie wyglądało na to, by Pająk wystawił straże. Pojedynczo więc zaczęli schodzić w dół, co - jak się okazało - nie było proste, zwłaszcza dla muła. Naruszone przez erozję i spływającą tędy deszczówkę kamienie co i rusz osuwały się spod stóp i kopyt, a przerażone gdakanie Kurmaliny, która dotychczas spokojnie jechała sobie w klatce na grzbiecie muła, niosło się echem po widocznym w świetle pochodni tunelu.



Wędrówka naturalnym korytarzem nie była ani prosta, ani cicha. Rozciągnięta w długim szyku drużyna więcej czasu spędzała na dbaniu by nie robić sobie głów o wystające kamienie niż wypatrywaniu wrogów. Na szczęście tunel nie miał zaledwie dwie odnogi prowadzące - jak rzekł Gundren - do urwiska oraz zawału, więc po kilkunastu, czy też kilkudziesięciu minutach bohaterowie doszli do sporej naturalnej groty. Były w niej pozostałości po ognisku oraz resztki górniczego sprzętu braci.

- My ze Slidarem poczekamy tutaj, a wy tam macie wejście - Gundren wskazał urwisko po lewej stronie jaskini. Dla krasnoludzic miejsce to wyglądało jakby skały oberwały się pod wpływem działania wody, odkrywając kolejny poziom. Do pobliskiego stalagnatu przywiązana była gruba lina z węzłami. - Musicie zleźć na dół; tylko nie spadnijcie, bo to dobre kilka metrów i jest o co łeb rozwalić - ostrzegł i westchnął. - Dalej to wam wiele nie pomogę. Po prawej od zejścia jest plątanina górniczych korytarzy. Czy traficie na jakiego stwora czy nie, to tylko Moradin i Tymora wiedzą. Trzymając się zupełnie lewej dojdziecie do wielkiego jeziora.
- Od wejścia na wschód, na prawo jest korytarz roboczy i stare wejście do kopalni. Ale tam pełno truposzy; w ogóle gdzie drzwi zamknięte dam licho siedzi. Chyba że ten pająk wybił wszystko. Na prawo, na końcu korytarza jest duża jaskinia zarośnięta przez grzyby. Większość jest niegroźna, ale częśc wydziela trujące gazy. A na prosto i dalej… - Gundren wzruszył bezradnie ramionami. - Po coś was do Phandalin sprowadzałem, nie?

 
Sayane jest offline  
Stary 15-03-2017, 09:16   #242
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zasiadłszy w grocie Joris pokręcił trochę rozczarowany głową.
- No panie Rockseeker… Nie żebym się na tym znał, ale na TĘ jaskinię cudów, o której bajki prawią, to to nie wygląda… No, ale komu w drogę, temu darzbór. Czy raczej darzgór. Nie ma co tu tyłkami kamieni polerować.
Co rzekłszy Joris zrzucił położył torbę na ziemi, zdjął kołczan, wyciągnął jedną z fiolek od Garaele, oraz kawałek skóry i przez chwilę coś z nią majstrował. Po chwili kiwając głową wyraźnie zadowolony z efektu wstał i pożyczywszy od Marduka magiczną pochodnię, spojrzał na drużynę.
- Pójdę pierwszy - stwierdził podchodząc do klatki Kurmaliny i wyciągnąwszy z kieszeni kawałek wijącego się płótna, w który oczekując na muła i krasnoludy nałapał w drodze rosówek. Wyłowił jedną i poczęstował zwierzę. - Jak mnie utrzyma to was raczej też. Złazicie jak dam znać, że można. Pojedynczo. I najlepiej się obwiązać jak kto się niepewnie czuje. Lin mamy dość. Potem będziemy się kierować lewiej. Wolę jezioro od trujących grzybów.
- Jak sobie radzić z miejscami gdzie znajdziemy te trujące grzyby?
- Marduk naraz się ocknął i zwrócił do Gundrena, który właśnie zabierał się za rozpalanie ogniska.
- Na bagnach jak jaki mór wyziewa spod ziemi, to najlepiej działa po prostu ogień… - wtrącił Joris.
- Niech cię bogowie bronią w kopalni ogniem smrody traktować! - przeraził się Gundren. - Chyba że chcesz, żeby stała się twoim grobowcem. Jak grzyby rozpylą zarodniki to czekać aż opadną, a najlepiej ominąc jak się da. Niektóre powodują tylko haluny, ale inne są trujące.
- Hmm, dziękuję
- Marduk skinął głową.
- Ja… nigdy nie byłam w górach a do dopiero pod nimi… jeśli zawali się na mnie strop i przeżyje… co muszę zrobić by przetrwać i się wydostać? - Tori była wyraźnie zaniepokojona podróżą. -Utrzymać ogień, kopać w górę? W dół? Szukać wody? - półelfka nie miała bladego pojęcia jak przeżyć samemu pod skałami.
- Czekać aż cię wykopią jak jest komu -mruknął Gundren. - A tak to woda najważniejsza, bo zjeść to i stylisko od kilofa można. I światło, żebyś nie sfiksowała ze strachu. Zwykle strumienie wypływają z gór, ale to nie jest zasada. Cóż, lepsze to niż nic, bo w podziemiach i tak pewno kierunku nie wyczujesz, boś nie krasnolud. Ale nie bój żaby, przodkowie tu porządnie budowali, stemple nawet po latach się trzymają. Jak Turmalina fochami nie buchnie to nic was nie zasypie. Będzie dobrze!! - Rockseeker uśmiechnął się i mocno poklepał selunitkę po plecach.
Tori w połowie wypowiedzi krasnoluda, wyraźnie pobladła, uśmiechając się niemrawo.
- Dz-dziękuje… - mruknęła w podzięce za rady, szurając nogą w podłożu. - Oby nasz strach miał tylko wielkie oczy...

- No. Niech Moradin i Tymora was prowadzą
- uroczyście rzekł krasnolud, gdy już wszyscy byli gotowi do zejścia.
- Niech będą z wami również i ochraniają was - Marduk skłonił głowę w podziękowaniu.
- Do zobaczenia wujku! - Turmalina wyściskała Gundrena - Nie martw się, To tylko kopalnia, którą trzeba odgoblinić!
- … i odszkielecić, odgrzybić, a przede wszystkim odpajęczyć… - dodawał już raczej do siebie myśliwy przymierzając się do wyglądającej na mocną liny.
Melune zacisnęła dłoń na srebrnym medalionie, modląc do swej patronki o pomyślność misji. Po czym pokłoniła się bez słowa mężczyznom i ruszyła za Jorisem. Yarla natomiast skinęła tylko żołniersko głową na pożegnanie i jako ostatnia, osłaniająca tyły spełzła po linie w dół.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2017, 09:22   #243
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Mimo pochodni w ręku Jorisowi bez przeszkód udało się zsunąć z urwiska i wylądować w przedsionku kopalni. Marudkowi też poszło nieźle, lecz chwilę później okazało się że przezorność Jorisa była uzasadniona. Co prawda Torikha zdjęła zbroję, spuściła rzeczy najpierw i - obwiązana liną - z trudem zeszła na dół, ale krasnoludzicom nie poszło tak dobrze. Pod sam koniec wspinaczki klin którym lina była zabezpieczona obluzował się i Turmalina gruchnęła na cztery litery.
- No, no, no - mruknął Marduk z uśmiechem na widok gramolącej się z ziemi Turmaliny. - To ta sławetna zwinność krasnoludzia? - zapytał niewinnie. On i tropiciel jakoś sobie poradzili z zejściem, niewiasty jednak (konkretnie babochłopy) wylądowały przysłowiową mordą w kałuży. Założył z powrotem tarczę i ujął w dłoń pochodnię, czekając na dalsze poczynania drużyny. Rozsądek podpowiadał by kontuzje wyleczyć, ale z krasnoludzicami różnie to mogło być.

[media]http://i7.photobucket.com/albums/y275/jeffpm/ElvenImitationofaDwarvenGateSilverd.jpg[/media]


Gdy obie krasnoludzice gruchnęły tyłkami o skałę, Joris zakrył tylko oczy ręką.
- Na bogów… czego wy dziewczyny nie rozumiecie w słowie “obwiązać”??
- Klin się obluzował...Auuu!
- jęknęła Turmalina, ale upadek był mniej groźny niż początkowo się wydawało, zaledwie z dwóch kroków - Poza tym któregoś dnia mogę wbić cię w gorset i wtedy porozmawiamy o znaczeniu tego słowa. A teraz nie gap się Pirytku, tylko pomóż damie wstać!
Joris spojrzał na Marduka, którego niecnie podejrzewał o to “przyśpieszone” zejście.
- A ty się nie szczerz. Idziesz pierwszy następnym razem.
- Doprawdy?
- elf rzucił kpiąco i odszedł o parę kroków, oglądać urwisko. Było to doprawdy fascynujące, krasnoludziorzutne urwisko i chociażby z tego względu już mu się podobało.
Półelfka w milczeniu przyodziewała swój rynsztunek, od czasu do czasu rzucając krótkim spojrzeniem w kierunku karsnoludzić i elfa. Choć udało jej się nie spaść podczas zejścia, to dłonie i kolana wyraźnie piekły od otarć i uderzeń o kamienne urwisko, Tori mogła więc sobie wyobrażać jaki dyskomfort czuły kobiety po upadku.
- Co dalej? Idziemy do jeziora? - odezwała się, gdy już była ponownie ubrana w pełną zbroję. - Może was opatrzeć… - zwróciła się ciszej do krasnoludek, uśmiechając łagodnie.
- U mnie tylko siniaki, w dodatku w takim miejscu, że wymagałyby tylko rozmasowania przez przystojnego brodacza - geomantka machnęła rękę, ale i tak się skrzywiła. - Więcej respektu dla kopalni Turmalino, minęło duuużo czasu od kiedy ostatnio widziałaś skalne niebo.
- Bądź ostrożniejsza, a sam Ci takiego brodacza w głuszy gdzieś napewno upoluję i sprezentuję - uśmiechnął się myśliwy - A tymczasem jeśli i Ty Yarla jesteście całe, to ruszajmy. Pójdziemy lewą krawędzią kopalni na razie. Jakoś mi do tych grzybów nie śpieszno. Zakamarki po lewej sprawdzamy dokładnie. Odnogi po prawej tylko na zasięg światła na razie. Yarla? Marduk? Wasze oczy chyba radzą sobie z mrokiem lepiej niż moje. Będziecie zaglądać i nasłuchiwać. Taki nieumarły to chyba jak nikogo nie ma w pobliżu to tylko stoi, ale cholera wie co tam jeszcze jest.
- Nie narzekaj, tylko dawaj coś, co cały czas nosisz. Mam tu zwój wiecznego ognia, powinno udać się go odczytać. Będziesz miał świecący miecz. Zaszpanujesz, jak nic wiejskie siksy na Ciebie polecą.
Joris jednak dał jej do zaczarowania puklerz. Turmalina wysylabizowała zaklęcie ze zwoju (nigdy nie była w tym dobra!) i puklerz rozpalił się chłodnym, niebieskim płomieniem. Półelfka zachichotała pod nosem na słowa Turmaliny, rada, że przynajmniej humor sie jej trzymał przy całej sytuacji. W końcu odezwała się do Jorisa
- Ja idę z tobą… lepiej widzę w półmroku od ciebie, pomogę ci wypatrywać. - Myśliwy był pewny, że nie były to słowa propozycji, a oświadczenie, że od teraz, będzie mieć na tyłach podwójny cień. Joris, który już miał ruszać, odwrócił się do niej jakby zdziwiony tą deklaracją.
- Dzięki Tori - powiedział cicho - Wiesz… wiesz, że bez Ciebie stąd nie wyjdę? - mimo raczej zachowanej w słowach powagi, ponownie się uśmiechnął i skinął głową na ciemny korytarz - Chodźmy.
Selunitka uśmiechnęła się nieśmiało do myśliwego, ruszając za nim. Chyba nie spodziewała się takiego wyznania z ust tropiciela, gdyż rumieniec na jej ciemnej twarzy był widoczny nawet z dużej odległości i przy słabym świetle.
 
Romulus jest offline  
Stary 15-03-2017, 09:25   #244
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Drużyna ruszyła najbardziej lewym, czyli zachodnim - wedle słów krasnoluda - korytarzem, który miał prowadzić do jeziora położonego w północnej części kopalni. Minęła trzy ślepe wyrobiska po lewej, po czym po kilku metrach natknęła się na dwa kolejne rozwidlenia - w prawo i w lewo. Prócz tego droga biegła też prosto.
- Sprawdźmy tam - Turmalina zerknęła w lewą odnogę. - Chyba daleko nie sięga, a lepiej nie przegapić czegoś co się tam czai.
- Racja
- pora na kpiny minęła, Marduk skinął głową, popierając krasnoludzicę. Joris powęszywszy chwilę bez przekonania, również przystał na ten plan. Odnoga okazała się jednak pusta, nie licząc kilku malutkich pajączków umykających przed światłem pochodni. Na szczęście malutkich. Po sprawdzeniu lewego tunelu geomantka spojrzała znacząco w ten przeciwległy.
- Nim zdecydujemy co dalej, może niech ktoś zerknie co jest za zakrętem i wróci z wieściami?
Elfi kapłan razem z Yarlą, zgodnie z wcześniejszym planem Jorisa, ruszył korytarzem na wschód, przyświecając sobie pochodnią. Po kilkunastu krokach para napotkała kolejne skrzyżowanie, a w świetle pochodni majaczyły następne odnogi wykutych w skale górniczych tuneli. Gdzieniegdzie w ścianach błyskały pozostałości po wydobytych przez krasnoludy cennych kruszcach.
- Wracamy - zdecydował Marduk. Łatwo było ugrzęznąć i zagubić się w plątaninie która się otwierała przed nimi. Lepiej było się trzymać planu.

Nagle korytarze wypełnił przerażający, ale i czarowny dźwięk wyjącego wichru… a może fal? Gdyby nie zapewnienia Gundrena, że nie ma tutaj podziemnego morza drużyna dałaby sobie ręce uciąć, że słyszą fale przyboju! Marduk zamarł w miejscu i nastawił słuchy. Otworzył usta i nasłuchiwał przez długą chwilę w zadziwieniu. Jasne że pamiętał co Gundren opowiadał, ale wiedzieć a faktycznie usłyszeć dźwięk fal… W ciasnym korytarzu, w klaustrofobicznej ciemności było to iście niezwykłe doznanie.
- Chodźmy - szepnął cicho do Yarli, jakby nie chcąc zakłócać widowiska. Ociągając się ruszył z miejsca wraz z dziewczyną by zdać grupie relację.
- Chyba słyszałam kotka - mruknęła Turmalina i złapała za swój kwarcowy kostur.
Joris srodze przeliczył się wyobrażając sobie po prostu wycie wiatru. Zdziwiło go też, że Gundren coś wspominał o nie mogących się skupić magach. Chował się w jednej izbie z piątką rodzeństwa to naprawdę wiedział trochę o tym jak to jest gdy wokół jest głośno, a trzeba się na czymś skoncentrować. Ale to… Gdy dźwięk się rozszedł po korytarzach, cofnął się o krok odruchowo, zasłaniając też ramieniem stojącą obok Tori, jakby ów huk zwiastował zagrożenie. Z ulgą jednak doczekał jego końca, który nastąpił dość szybko.
- Dochodzi z północnego wschodu… - szepnął - To prawie przeciwległy koniec. Założę się, że tam właśnie znajdziemy Pająka.
 
Sayane jest offline  
Stary 15-03-2017, 09:29   #245
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po kolejnych kilkunastu metrach drużyna doszła do sporej jaskini, w większości wypełnionej ciemną wodą i rybim aromatem. Na brzegu leżały poruszone skorupy tutejszych odmian ostryg, krabów lub ślimaków. Po prawej stronie jaskini znajdowały się wiodące w górę kamienne schody wykonane zapewne przez dawnych górników. Z jaskini wypływał też strumień; teraz pluskał powoli, ale kiedyś nurt musiał być silniejszy gdyż wymył spory korytarz wgłąb góry, wystarczający by zmieścił się w nim dorosły człowiek.

[media]http://i1.treklens.com/photos/5144/underground_lake.jpg[/media]

Geomantka spojrzała w lustro wody i zapytała retorycznie - Ciekawe co tam siedzi? Albo przychodzi się tu pożywiać? - Po czym odeszła od tafli i wrzuciła do środka kamyk. Rozległ się cichy plusk i kamyczek pogrążył się w mrocznych odmętach. Bez efektu.
- Powinno coś wyleźć. W każdej lochowej opowieści coś wyłazi po ruszeniu lustra wody. Albo przynajmniej pojawiają się macki. Pfiii! - prychnęła pogardliwie krasnoludka, odwracając się od jeziora. Dla Torikhi owe miejsce było nawet urokliwe, choć wzdrygnęła się na słowa zaklinaczki. Czy w wodzie coś było? Czy mogło zagrażać ich życiu? Bogowie raczą wiedzieć… jak i sam ewentualny stwór zaalarmowany nie tylko wrzucaniem do jego legowiska kamyków, ale i odgłosami ciężkich kroków, uzbrojonych w pełne zbroje kapłanów i wojowników. Selunitka wstrzymała więc oddech nasłuchując i obserwując powoli wygładzające się zmarszczki na wodzie, by w końcu odetchnąć z ulgą.

Marduk obserwował poczynania Turmaliny bez słowa. Nie wiedział czy ma rację i czy czegoś takiego o czym mówiła należy się i tutaj spodziewać. Wydawało się że nie, że jest tu zbyt płytko… ale nie był w tej materii ekspertem. A żądza zabijania paliła się w nim coraz silniejszym płomieniem.
- Ten strumień… - rzucił naraz, nie odwracając spojrzenia od wody - jeśli trafimy na jakieś zawały, może jego korytem uda się przedostać czy ominąć coś niebezpiecznego, jak te trujące grzyby.

Jakoś dziwnym wydał się myśliwemu widok muszli i skorupiaków tu pod ziemią. Skoro tu były, to znaczy, że jeziorko zapewniało im warunki do życia. A więc i pożywienie. Najczęściej w postaci obumierających roślin. Lub zwierząt. Czy zatem w tej mętnej toni coś żyło? Nie zamierzał tego sprawdzać jako niezbyt wprawny pływak. Choć i jego wyobraźnię drażnił sekret jaki mogły skrywać odmęty. Drużyna w tym czasie też na swój sposób badała obiekt. Turmalina wrzucała kamyki, a Marduk oglądał muszle.
- Pietruszki co prawda nie mam, ale został mi jeszcze czosnek niedźwiedzi jak jesteś głodny. - rzucił do elfa - Choć bardziej mnie zastanawia, czym się te małże żywią gdy są głodne.
Chłopak machnął na to niecierpliwie pochodnią. Nie doszedł do żadnych konstruktywnych wniosków a paląca chęć zabijania narastała.
- Chodźmy dalej.
- Całkiem tu… spokojnie… - odezwała się półelfka, która po zasłyszanych opowieściach, przygotowała się na dość ekstrawagancki komitet powitalny, a tymczasem ani widu, ani słuchu zombie, grzybów, pająków, goblinów, orków, Czerwonych, duchów, smoków i czego tam jeszcze.
- Nie żeby spokój był zły, ale coś mogłoby się już nam pokazać… Chyba, że idziemy trasą Pająka… Sprawdźmy Marduk jeszcze te schody, dokąd wiodą - ozwał się myśliwy - A potem dalej na północ.
- Z miłą chęcią - młodzik ruszył do schodów, kontent że ma konkretne zadanie. Klaustrofobiczny, nienawistny ciężar skał nad głową zaczynał działać mu na nerwy. Tylko ktoś kto miał nie po kolei w głowie albo krasnolud (co na jedno wychodziło) mógł się zachwycać czymś tak przytłaczającym i nienaturalnym. Napomniał się w duchu by nie spieszyć się jednak, a by trzymać nerwy na wodzy jął szeptać modlitwę.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath…
Przyświecając pochodnią ostrożnie wyjrzał zza węgła. Kolejne rozwidlenie i kolejne schody oraz… zamknięte drzwi.

Z nieznanego powodu stając się zwiadowcą w miejscu... innych osób elf podpełzł ostrożnie do drzwi, starając się uniknąć hałasu. Wytężył czuły słuch.

Tak. Łaska Corellona Larethiana była dziś przy nim. Mimo tego że drzwi wydawały się raczej wrotami twierdzy - bo jak inaczej nazwać kamienne płyty osadzone na żelaznych zawiasach i zaopatrzone w masywną klamkę - usłyszał coś zza nich. Głosy. Goblińską mowę. Na tyle mocno brzmiące słowa by podejrzewać że wydobywają się z gardeł czegoś większego niż tchórzliwe pokurcze z którymi rozprawił się w kryjówce plemienia Cragmaw. Kilku rozmówców, przynajmniej trzech, a demony jedne wiedziały ilu więcej.

Cofnął się do towarzyszy.
- Usłyszałem kogoś zza tych drzwi - zaczął. - Wydaje mi się że kilka osób rozmawia w gobliniej mowie i nie są to zwykłe gobliny. Może… trafiliśmy wprost na Czarnego Pająka?
- Raczej na posterunek. To środek kopalni - stwierdził Joris - Pająka wyglądałbym w miejscu, z którego dochodzi to okropne wycie.
Jak na zawołanie kopalnia odezwała się echem, od krótego wzięła swą nazwę.
- Więc na co czekamy!
- Turmalina podciągnęła rękawy.
- Czekamy na następny huk i wpadamy do środka korzystając z hałasu - stwierdził Joris - A tymczasem przygotujmy się.
- Hmm… może niech Yarla sprawdzi dokąd prowadzi korytarz na lewo? Nie potrzebuje światła, a wiedzielibyśmy czy coś nam nie zagraża z flanki…
- zaproponował Marduk, raz po raz zerkając ku drzwiom. - Z prawej strony przejście wydaje się być ślepe.
- Dobrze.
- myśliwy szybko pokiwał głową - Pójdę z nią, a ty upewnij się, że napewno jest ślepe.
- Ale jeśli już to idź bez światła!
- syknął Marduk, wskazując puklerz Jorisa. - Idę pierwszy, poczekajcie aż wrócę.
- Nigdzie nie idziesz
- odparła Torikha łapiąc Jorisa za ramię. - Po ciemku i tak się do niczego nie przydasz, będziesz zawadzać Yarli.
Zdziwiony stanowczością kapłanki, Joris przystanął, a Yarla wzruszywszy ramionami ruszyła sama po schodach na północ. Doszła do kolejnego rozwidlenia; lewa strona niknęła w mroku, z prawej dochodził zwielokrotniony echem plusk wody.

Elfi kapłan poszedł w drugą stronę i wrócił po naprawdę niedługim czasie, a krasnoludzica chwilę po nim.
- Zawalisko, nie ma przejścia - Marduk zaraportował i jął się szykować do walki. Zdjął plecak, miecz oparł o ścianę tuż przy ręce, przesortował przedmioty.
- Jorisie, jeśli szybko pokonamy tych którzy są w środku, to może przyzwanych przeze mnie albo Tori łask starczy na to by zaatakować w innym miejscu - mruknął. - Więc nie zwlekajmy po oczyszczeniu tego pomieszczenia - tyle by opatrzyć rany. Jeśli chcesz, mogę nasycić mocą twój miecz by skuteczniej ranił.
- Zdecydujmy się na jeden cel do ostrzału na początek. Może pierwszy z lewej? Jak szybko padnie, to ułatwi sprawę.
- Turmalina uniosła swój arbalecik i upewniła się że kulka jest na miejscu. - Jak to tylko posterunek może lepiej oszczędzajmy czary i modlitwy?
- O ile to “tylko posterunek”. Ale wydaje mi się że mogą tam być hobgobliny albo nawet niedźwieżuki. Cóż, przekonamy się...
- Śmierć zielonym.
- uśmiechnęła się Turmi i szturchnęła Yarlę.
- Po otwarciu drzwi okaże się i wtedy Marduku z Tori podejmiecie szybką decyzję, czy warto wzywać łaskę Waszych bogów już teraz. Huk trwa przynajmniej 5 sekund. To powinno wystarczyć.
- Nie sprawdziliśmy tych odnóg po prawej gdy szliśmy nad jezioro… w zamku też nie sprawdziliśmy jednych drzwi i jak się to później skończyło? Odgłosy walki mogą ściągnąć na nas tych dzikszych mieszkańców jaskini…
- Tori przełączyła się na tryb wieszcza, wpatrując się w wejście którym przyszli nad wodę.
~ To idź i sprawdź ~ Marduk miał ochotę warknąć, ale powstrzymał nerwy i gapił się spode łba na drzwi, na wypadek gdyby istoty w środku miały zamiar akurat teraz wyjść. Oczywiste było że przy takiej plątaninie korytarzy któryś kierunek pozostanie nie zbadany, nie wspominając o fakcie że jakaś czereda nawet tymi mogła nadciągnąć które drużyna już spenetrowała.
- Myślę, że właśnie tam byli nieumarli, o których mówił Gundren. I raczej hałas ich nie wabi, bo tu cały czas jest głośno. O ile w ogóle reagują na dźwięk - powiedział uspokajającym tonem myśliwy. - Pierwsi wpadamy ja i Turmi, robimy krok na lewo i prawo, żeby zwolnić Wam miejsce i strzelamy. Za nami wpada Marduk z Yarlą i Tori.
- Turmalina? Chcesz ją zabić? Ona nawet nie ma zbroi…
- odparła zdziwiona kapłanka.
- Dlatego zostanie ze swoją kulkową zabawką przy drzwiach, a my po salwie pójdziemy w zwarcie.
Półelfka zwęziła oczy w skupieniu, wyraźnie coś kalkulując.
- Tori… Już nie raz nam pokazałaś, że Twoja wiara w Selune jest wielka. Uwierz też trochę nas. - uśmiechnął się myśliwy nawet niespecjalnie urażony, że zarzuca mu głupotę, lub w najlepszym razie złą wolę wobec Turmaliny. Melune z czystej grzeczności nie skomentowała wypowiedzi myśliwego, a jedynie popatrzyła na niego wymownie, po czym wzruszyła ramionami. Musiałaby być i ślepa i głupia i jeszcze głucha by uwierzyć w zdolności drużyny. Byli niezgrani, samolubni i co najważniejsze narwani, żaden plan się ich nie trzymał i trzymać zapewne nie będzie nigdy. Natomiast sama zainteresowana była co prawda świadoma własnej bezbronności wobec mieczy i toporów, tym niemniej do bojaźliwych nie należała. Pogładziła kwarcowy kostur i po chwili otoczył ją kryształowy konstrukt przypominający zbroję, zamigotał i stał się niemal przezroczysty. - No to łupiemy!

Przygotowana do walki drużyna ustawiła się na pozycjach. Joris szarpnął za klamkę, pchnął… i omal nie rozbił nosa, gdyż drzwi okazaly się zamknięte lub zabarykadowane od wewnątrz.
- I cały misterny plan w… - Turmalina dokończyła coś po krasnoludzku. Joris tylko zaśmiał się cicho, a kapłanka mu zawtórowała.
- No to im pokazaliśmy. Dobra. Zostawiamy te drzwi na razie i idziemy na północ. Zaraz okrążymy to pomieszczenie.
- Naprawdę nie przeszkadzają wam te niesprawdzone tunele? A co jeśli jest tam jakieś wejście o którym nie wiemy? Albo leże… czegoś? - Tori naprawdę nie uśmiechało się gnać do przodu, gdy nie miała zabezpieczonych pleców, choć zdawała sobie sprawę, że niektórzy odczuwali nieodparte pragnienie pakowania się w największe kłopoty z jak najliczniejszą gromadą przeciwników. - Nie lepiej wybić wszystko co się czai w tamtych korytarzach i zabezpieczyć wszelkie “szczeliny”, udaremniając napływ nowych wrogów? - w ostatnich słowach pobrzmiewała już nuta rezygnacji, a sama mówiąca, umilkła ruszając za Jorisem.
Marduk patrzył ponuro na kamienne drzwi, jakby te uczyniły mu osobistą przykrość. Po części było to spowodowane tym że lepiej było się gapić, niż zwyzywać półelfkę i jej mądrości. Potem chwycił plecak, odwrócił się i ruszył za Jorisem i Torikhą.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2017, 09:13   #246
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział trzeci. Sieć Pająka

Kolejne rozwidlenie i tunel w lewo zaprowadziły drużynę do masywnych podwójnych drzwi, otoczonych ascetycznymi lecz kunsztownymi rzeźbieniami. Krasnoludzice bez trudu rozpoznały na wrotach symbol Dumathoina; kapłani kojarzyli jedynie, że należy do jakiegoś bóstwa brodatego ludu.



Zza drzwi do uszu drużyny nie docierał żaden dźwięk.
- Stawiam piwo, że są zamknięte - stwierdził Joris przyglądając się kunsztownie wykonanym wrotom i samym rzeźbom. Po czym podszedł do drzwi by je popchnąć.

Marduk zadrżał, czując jak chęć zabijania narasta. Zmusił się by trzeźwo myśleć.
- Poczekaj! Poczekajmy na następny pogłos fal i spróbujmy je otworzyć i odrobinę uchylić - byle tylko zerknąć do środka.

Myśliwy zatrzymał się i obejrzał na Marduka. W jego spojrzeniu było powątpiewanie i nawet rozbawienie tą ostrożnością. Ostatecznie jednak uznał, że może Marduk jako kapłan wie coś więcej o tak mistycznie wyglądających miejscach.
- Nie było go już dobrych kilka chwil więc zaraz powinien się rozlec. Niech ci więc będzie.
- Odejdź na bok, by światła nie było widać, weź też moją pochodnię. Ja i Yarla zajrzymy przez szczelinę. Jeżeli ktoś jest w środku, może uznać że to ciśnienie powietrza poruszyło drzwiami.
- elf wcisnął tropicielowi żagiew w dłoń, samemu łapiąc za miecz. Otwarcie drzwi pozostawił Yarli, wychodząc z założenia że ta lepiej od niego będzie wiedziała w jaki sposób operować krasnoludzkimi wrotami, których masa wyglądała jednak jakby mogła się oprzeć nie tylko przeciągom, ale i nawet powodzi.

W półmroku oczekiwanie na kolejne wycie wichru dłużyło się niemiłosiernie. W końcu huk niczym fala przyboju wypełnił korytarze, a Yarla stanowczo pchnęła podwójne wrota. O dziwo, nie były zamknięte. Oczom jej i wyciągającego szyję Marduka ukazała się świątynia Dumathoina. Sześć marmurowych kolumn wyznaczało drogę od wejścia aż do trzymetrowego posągu krasnoluda siedzącego na tronie. Bóstwo o oczach ze szmaragdów trzymało na kolanach olbrzymi młot, ozdobiony zawiłymi krasnoludzkimi runami.

Jednak majestatyczna krasnoludzka świątynia została teraz zamieniona w obóz i magazyn. Pół tuzina posłań leżało wokół prowizorycznie zabezpieczonego ogniska, a pod ścianami piętrzyły się worki i pakunki. Przynajmniej kurz i gruz zostały zmiecione… Pomiędzy dwoma zachodnimi kolumnami ktoś ustawił nowy drewniany stół, przy którym stały teraz dwa niedźwieżuki flankujące mężczyznę-drowa pochylającego się nad jakimiś pergaminami. Trzymany przez niego czarny kostur ozdobiony na szczycie rzeźbą pająka i skórzana zbroja (również pofarbowana na czarno) raczej nie pozostawiały wątpliwości kogo najemnicy mają przed sobą. Wrogowie najwyraźniej nie zauważyli podglądających ich gundrenowych najemników.

Marduk cofnął głowę, zaskoczony ponad wszelką miarę.
- Czarny Pająk! - wychrypiał do pozostałych członków drużyny. Rasowa nienawiść i żądza mordu dławiły mu gardło. - Wygląda na czarownika, są z nim dwa niedźwieżuki. W środku jest światło, pochodnie można odłożyć. Szykujcie się. Pająk jest mój - dodał, przygotowując się do przywołania łask Corellona.
- Akurat - powiedziała Turmi - Gotujcie się. Dam kryształową tarczę Jorisowi i Yarli. Jak wpadniemy, zasypię ich kamieniami, potem możecie siekać.
Yarla w końcu uśmiechnęła się szeroko. Czuła jak adrenalina zaczyna buzować w jej ciele. Wojowniczka podniosła topór dając znać, że jest gotowa do rozbicia paru łbów.

Melune było nie w smak iść walczyć z domniemanym Czarnym Pająkiem, kiedy cała kopalnia nie dość, że nie odkryta to i nie była zabezpieczona. Jeśli faktycznie, za drzwiami znajdował się ich główny przeciwnik, to pewnym było, że wezwie posiłki do wsparcia go podczas walki z drużyną.

Marduk jednak począł już szykować się do walki, a krasnoludki jak to miały w zwyczaju, nie traciły czasu na chwilę refleksji. Torice nie pozostało nic innego jak pomodlić się do Selune o siłę i ochronę, po czym po prostu wesprzeć towarzyszy, najlepiej jak potrafiła.
Widząc niepewne spojrzenie kapłanki, Joris podszedł do niej.
- Po to tu przyszliśmy Tori. Jeśli tam jest Tharden, a my utkniemy gdzieś w tych lochach nie podjąwszy wyzwania… - Nie dokończył i jedynie tym razem to on spojrzał wymownie. Po czym sięgnął do plecaka i wyciągnął dwie otrzymane od Garaele flaszki, z których jedną podał kapłance - To nie nalewka - mrugnął - ale i tak wypij proszę.
Odwrócił się do pozostałych, gdy tymczasem półelfka odkorkowała flakonik, z cieniem uśmiechu na ustach, po czym bez słowa wypiła zawartość.
- Pająk to nie łup, Marduku. Nie ma mój, czy twój. Jak popełnimy błąd to każdego z nas zabije tak samo. Co więcej to znowu łeb zła, które zawisło nad Phandalin. Dlatego każdy kto będzie mieć okazje go ubić, niech się nie zastanawia.
- Przestań pierdolić i skup się na walce - warknął Marduk. - Za dużo gadacie.
Ognistowłosa rzuciła gromkie spojrzenie na elfa, ale nie miała zamiaru teraz z nim rozprawiać o tym jak mężczyzna powinien odzywać się do kobiet.
-Ruszajmy- warknęła podniecona zbliżającą się jatką.


 
Sayane jest offline  
Stary 16-03-2017, 21:06   #247
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział trzeci. Sieć Pająka

Wave Echo Cave
14 Elesias


Podczas następnego echa drużyna wpadła do świątyni Dumatoina. Wzmocnieni modłami kapłanów, miksturami oraz zaklęciami ochronnymi z laski Glasstaffa czuli, że na prawdę wygrają to starcie. No, może z wyjątkiem pesymistycznej jak zwykle selunitki. Wojownicy biegiem pokonali przestrzeń dzielącą ich od Czarnego Pająka i jego niedźwieżuków, podczas gdy Turmalina i Joris zajęli dogodne pozycje by razić wrogów strzałami i magią. Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zza posągu i kolumn zaczęły wyłazić gigantyczne pająki - najwyraźniej drow nazwał się “pająkiem” bynajmniej nie z upodobania do mrocznej bogini ciemnych elfów. Niezrażone kamiennym atakiem Turmaliny pajęczaki plunęły siecią w najemników; w większości niecelnie, lecz wystarczająco by na kilkanaście sekund unieruchomić geomantkę, która poczęła szarpać się w lepkich włóknach.

[media]http://orig00.deviantart.net/4909/f/2011/107/6/e/giant_spider___gyromancer_by_kunkka-d3e96no.jpg[/media]

Nie miał jej kto pomóc, gdyż każdy miał własne zadanie. Yarla i Torikha starły się z niedźwieżukami, podczas gdy Marduk skoncentrował się na drowie, słusznie zakładając, że ktoś na tyle inteligentny by przeprowadzić plan inwazji na kopalnię i okolicę musi być magiem. Próbując wykorzystać profesję przeciwnika na swoją korzyść elf ciął gdy Nezzar - Czarny Pająk próbował wypić jakąś miksturę. Marduk ciął - był pewien, że celnie - lecz przeciwnik zniknął w mgnieniu oka. Padł martwy? Uciekł pod stół? Kapłan nie miał czasu sprawdzić, gdyż już atakowały go przyboczne pająki drowa. W tym czasie Torikhce udało się zabić swojego przeciwnika i teraz wspomagała kapłana z flanki, podczas gdy on wraz z Yarlą dobijał drugiego ochroniarza Nezzara.

Nagle z bocznego korytarza dał się słyszeć tupot i wybiegły z niego trzy niedźwieżuki oraz kolejny drow. Zapewne kolejny, gdyż dla ludzi wszystkie wyglądały podobnie. Trójka goblinoidów rzuciła się na najbliżej stojących najemników, natomiast “drow” w biegu zmienił formę na podobną do tej, jak “drowka” w zamku i skoczył z pazurami na Marduka.

[media]https://belmaciel.files.wordpress.com/2015/08/doppleganger_5th_dd_concept.jpg[/media]


Bohaterowie zwarli się w jeszcze krwawszym boju, flankowani przez nowoprzybyłych. Zmiennokształtny uparcie próbował przebić się przez boskie osłony Marduka, podczas gdy elf metodycznie wyrzynał pająki by nie utrudniały im walki plując siecią. Yarla mierzyła się z niedźwieżukiem; obie strony przez dłuższy czas bezskutecznie próbowały uzyskać przewagę. Tori i Joris na zmianę atakowali to pająki, to pozostałe goblinoidy, podczas gdy Turmi próbowała swoimi kamiennymi czarami objąć kilku przeciwników na raz. Niestety próbując uzyskać dobry kąt do strzału geomantka cofnęła się zbyt daleko, wychodząc spod ochronnej mocy Corellona Larethiana, którą na początku walki roztoczył nad towarzyszami elfi kapłan. TO wystarczyło, by jeden z gigantycznych pająków wbił szczękoczułki w nogę krasnoludzicy sącząc w nią jad i Turmi bez ducha osunęła się na ziemię.

Widząc upadek towarzyszki w Torikhę jakby wstąpił nowy duch. Błyskawicznie pokonała swojego przeciwnika i rzuciła się geomantce na pomoc. Oczywiście w nerwach nie mogła znaleźć w jej ani swoim ekwipunku leczniczej różdżki, ani fiolki, ale moc nowego magicznego pasa starczyła by utrzymać Turmi przy życiu. Tymczasem reszta najemników metodycznie wyrzynała pozostałych przy życiu wrogów, którzy mieli nieprzyzwoicie wiele sił witalnych i mimo licznych ran wciąż trzymali się na nogach. Zwłaszcza Marduk był boleśnie świadom, że rzucone przez Turmi ochrony lada chwila się wyczerpią, a i jego łaski nie trwały wiecznie. Wreszcie ostatni z wrogów padł i drużyna mogła złapać oddech, zając się ranną Turmi, a przede wszystkim - poszukać Czarnego Pająka.

 
Sayane jest offline  
Stary 19-03-2017, 16:48   #248
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Turmalina powoli otworzyła oczy, nawet to ją bolało. Nie mówiąc nic o reszcie ciała, która bolała przeraźliwie. Zawyła niemal nieświadomie, a jęk poniósł się po podziemnej lokacji. Jad, który wyżerał siły trawił jej ciało.
- Aaaaaa - jęknęła - co.... żyjemy? Auu, jak boli! Dajcie mi coś ta ten ból bo zwariuję!
Ostatnie zdanie powiedziała głośniej, ale wysiłek tak ją zmęczył że zaczęła ciężko dyszeć.
- Leż spokojnie… - poinstruowała ją kapłanka, kończąc zaleczanie ran u krępej wojowniczki. - Byłaś niemal dwiema nogami po tamtej stronie… - Tori podeszła do piersiastej Turmaliny i pomogła jej ułożyć się wygodniej, przy okazji ocierając pot roszący jej czoło.
Osłabienie czaromiotki po odniesionych ranach było co najmniej niepokojące. - Ugryzł cie? Czy pająk cię ugryzł?
Selunitka przyjrzała się obrażeniom zaklinaczki, zmawiając na ranną kolejne modlitwy do swojej patronki, przynosząc jej chwilową ulgę.
- Taaak, w nogę, cholerny robal. Mam antytoksynę w plecaku, dawaj, bo ta noga pali jakby mi ją żywcem coś zżerało, czuję truciznę we krwi.... ból się rozchodzi. Słabam… - po czym zacisnęła rękę na nadgarstku Tori pokazując że wcale taka słaba nie była.
Pólelfka uśmiechnęła się pokrzepiająco, szukając jedną ręką antidotum w rzeczach krasnoludki.
- Czarny Pająk uciekł… pewnie zaraz zjawi się tu z resztą swojej świty… - podała Turmalinie zawartość małej fioleczki. - Powinniśmy się zaraz zbierać, bo bez czarów nie damy mu długo rady, a niestety i ja i Marduk wykorzystaliśmy większośc swoich łask… - Kapłanka przemilczała fakt, że być może zgubiła gdzieś leczniczą różdżkę i byli w podwójnej… czarnej dupie.
Joris, który właśnie wrócił z krótkiego zwiadu. Niewiele mu on dał. Nie znalazł więcej śladów krwi, a drzwi w sąsiednim korytarzu były zamknięte. Podszedł do obu kobiet spoglądając na ranę jaką pająk zadał krasnoludzicy.
- Wracamy do Gundrena - zakomunikował głosem nie wskazującym jak to zawsze miał w zwyczaju na ochotę do żartów - Tą samą drogą, którą tu przybyliśmy. Jeśli Pająk zechce uciec, a my ich nie ostrzeżemy, to najpewniej obaj z Sildarem zginą. Yarla prowadzi. Za nią Ty Tori. Potem ja z Turmaliną, pomogę jej iść, a na koniec Marduk bacząc co by nas coś od zadu nie dorwało.

W tym czasie elf od pilnowania zadów rozglądał się po komnacie. Rozglądał się skanując wnętrze w poszukiwaniu magicznych aur, choć szło mu to jak po grudzie. Zbyt mocno sapał i drżał, zbyt mocno łomotało mu serce, zbyt wiele obrazów przelatywało przed oczyma.

Sztych roniącego krople gęstej, lepkiej krwi Talona ryjący bruzdę w ciele Czarnego Pająka niemal od biodra do ramienia - płytką, ale nekromantyczne energie wżarły się w Ssri-tel-quessir, na pewno raniąc go potężnie. Strzaskana, postawiona na sztorc chityna na łbie wielkiego pająka o jadowitych żuwaczkach i upiornie połyskujących ślepiach. Nienaturalne ciało zmiennokształtnego stwora, zamykające się niczym żywica na potwornych ranach. Fontanna krwi tryskająca z szyi niedźwieżuka, rozprute udo, twarz rozrąbana niemal na pół… Obracając się wokół siebie Marduk dostrzegał szczegóły boju o jaki próżno byłoby i w ciągu stulecia na Evermeet - tak prymitywnego, pierwotnego i brutalnego jak same niedźwieżuki. Zaczynał nienawidzić tej rasy… ale i skrycie podziwiać. Żaden z nich nie poprosił o litość, żaden się nie cofnął, walczyli do końca a jeśli już trafiali, to… Sam omal dwa razy nie zginął z ich rąk. Zastanawiał się jak wielu z jego pobratymców poradziłoby sobie w tej walce. Potrząsnął głową.

Wszyscy byliby sztywni jak Garaele w łóżku.

Z trudem wracając do rzeczywistości przykucnął przy dwóch niepozornych przedmiotach. Tryskająca krew zachlapała posadzkę niemal w całej komnacie i tym nie należało się sugerować, ale Marduk skupił się na magicznych aurach resztek cieczy w fiolkach, które jakimś cudem ocalały, ominięte przez ciężkie buty i porąbane cielska. Odczytywał je i zgadywał że Czarny Pająk umknął dzięki nim - otulając się zasłoną niewidzialności i lecząc przynajmniej w jakiejś mierze. Tylko dlaczego nie wsparł swych przydupasów?

Kapłan Corellona wyprostował się gwałtownie. Królowa Amlaruil przydupasów miała multum, wręcz nieprzebraną ich liczbę. Czarny Pająk również mógł ich mieć dużo, tylko nieco innego kalibru niż Smutna Królowa - nie dworaków, artystów czy całej tej słabowitej reszty, tylko swych masywnych ochroniarzy pokroju niedźwieżuków czy hobgoblinów. A tym razem rzucałby czary bezpiecznie spoza nich. Nienawidził myśli, że nie zakończył sprawy z mrocznym pobratymcem, to obrażało jego dążenie do perfekcji, właściwe każdemu słonecznemu elfowi.
- Szykujcie się do walki, Pająk może wrócić z posiłkami w każdej chwili! - ostrzegł kompanów, odwracając się ku obu wejściom i sięgając po miecz.

Powrót do Gundrena wydawał się najrozsądniejszy. Po pierwszy jeśli dojdzie do kolejnej walki, byłoby dwóch sojuszników więcej, a po drugie… w zwiększonej drużynie, będzie większa szansa na spokojniejszy odpoczynek i medytację, która pozwoli uzyskać magiczne łaski na dalsze perypetie.
Zbierając swoje i Turmaliny rzeczy, Tori uzbroiła się w sejmitar oraz tarczę, ustawiając się za Yarlą.

Myśliwy krótko rozważał słowa Marduka.
- Turmi, jesteś w stanie rzucić czar? Ten z kamiennym blokiem zaporowym? Jeśli będą nas gonić, odgrodzimy się nim. W drogę!
- Lepiej ich dzielić na mniejsze grupki i wykańczać po kawałku
- Marduk zorientował się że Jorisa zamiary są diametralnie odmienne od jego, ale nie protestował. W sytuacji takiej jak ta lepiej było działać razem, nawet jeśli pomysł mógł być nie do końca przemyślany, niż kłócić się. Zresztą, mógł się mylić.
- Dam radę - potwierdziła krasnoludka - Pamiętajcie jednak że ten blok szybko się rozpada, nie zatrzyma ich na długo. Poza tym potrzebowałabym ze czterech by zablokować te szerokie korytarze. To nie wypali...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 22-03-2017, 08:32   #249
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wave Echo Cave
14 Elesias

Zajęta sprawdzaniem najbliższej okolicy, leczeniem i planowaniem drużyna zebrała się na środku sali; w sam raz w zasięgu kuli ognistej. Na szczęście dla nich Pająk takowej nie posiadał w arsenale swoich zaklęć. Niemniej jednak Torikha miała rację, by nie zostawiać niestrzeżonych tyłów i chyba tylko boska interwencja - lub brak przezorności Nezzara, który nie poczekał na Echo - sprawiła, że drużyna dosłyszała zachodzących ich z dwóch stron wrogów i nie została zaskoczona z ręką w nocniku. W głównym wejściu świątyni pojawiły się trzy niedźwieżuki, podczas gdy dwa inne zaszły drużynę z boku. Gdy zorientowały się, że zostały odkryte te z prawej z rykiem zaszarżowały na Jorisa i Marduka. Nezzar natomiast pojawił się pomiędzy trzema pozostałymi goblinoidami. Z jego rąk wystrzeliły dwa ogniste promienie, trafiając zarówno Torikhę jak i Yarlę. Potem usunął się w tył a jego pomagierzy rzucili się na kobiety wymachując morgerszternami, pod dowództwem drowa prezentując o wiele lepsze zorganizowanie niż do tej pory.

Turmalina szybko sięgnęła po zwój Kuli ognistej, zdobyty podczas poprzednich misji. Ironią było, że przedmioty znalezione na trupach nezzarowych pomagierów są teraz używane przeciwko niemu. Chwilę później potężny wybuch ognia osmalił wszystkim włosy; niestety drow jak stał żywy tak stał, toteż Turmi szybko zasłoniła się przywołanym szybko kamiennym blokiem, by zza niego razić Czarnego Pająka zaklęciami.

Tymczasem reszta najemników zmagała się z niedźwieżukami. Pozbawieni ochronnej mocy glasstafowej laski i łask Corellona Larethiana szybko odczuli jak groźnymi przeciwnikami mogą być niedźwieżuki i ich ciężkie morgerszterny. Wkrótce Torikha niemal padła martwa po wyjątkowo silnym ciosie i jedyne co była w stanie zrobić to wycofać się pomiędzy kolumny, osłaniana z jednej strony przez kamol Turmi, a z drugiej przez Jorisa. Niestety Yarla nie miała takiego szczęścia - powtórnie trafiona ognistą magią drowa padła jak martwa na ziemię. Co prawda Joris i Marduk dość dobrze radzili sobie z goblinoidami, lecz oślepiony przez geomantkę Nezzar znów zniknął z pola widzenia. Czyżby pobiegł po kolejne posiłki?

Gundrenowi najemnicy metodycznie wyrzynali niedźwieżuki stalą i magią, skupiając się na obronie ciężko rannej Torikhi i własnej skóry. Chronionej przez nich kapłance powoli udało się podpełznąć do leżącej na posadzce Yarli. Niestety krasnoludzicy nic już nie mogło pomóc, nawet magiczny pas, zresztą selunitce nie starczało sił nawet na uleczenie samej siebie.

Gdy ostatni z niedźwieżuków ledwie trzymał się na nogach, brocząc z wielu ran, do akcji znów wkroczył Nezzar Czarny Pająk, pojawiając się w drugim wejściu do świątyni Dumathoina. Ciężko było określić czy skrył się tam pod zaklęciem niewidzialności, czy wykorzystał jedno z wielu przejść, jakie skrywała kopalnia. Dość, że widząc zagładę reszty swoich pomagierów wrzasnął z frustracji i złożył dłonie w czar magicznego pocisku (jak bez trudu rozpoznała Turmalina).
- Nie będzie moja to będzie niczyja! - wrzasnął we wspólnym i cisnął czarem.

Lecz nie w najemników.

Lśniące kule mocy trafiły posąg krasnoludzkiego bóstwa prosto w wykonane ze szmaragdów oczy. Jedno wypadło, drugie obluzowało się, nadkruszone. Najwyraźniej jednak to wystarczyło by aktywować jakiś rodzaj zaklęcia, gdyż naraz cała świątynia (a może i kopalnia) zaczęła drżeć w posadach, a podtrzymujące sufit kolumny składać się niczym złamane zapałki. Najemnicy rzucili się do drzwi i pod ściany, gdzie szanse przeżycia zawału były teoretycznie największe, osłaniając głowy tarczami.

 
Sayane jest offline  
Stary 23-03-2017, 14:19   #250
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha kaszlała ciężko, leżąc we framudze drzwi. Z trudem zepchneła z siebie gruz; gdyby nie wielka tarcza kamienne bloki pewnie zmiażdżyłyby ją na placek, ale i tak czuła się ledwie żywa. A co z resztą? Z wnętrza komnaty słyszała tylko stukot osypujących się kamieni. Nie… chyba dosłyszała jakiś jęk? Wytrzeszczyła oczy w ciemność i dostrzegła prześwitujący przez rumowisko blask - ani chybi tarczy Jorisa. Popełzła tam wzdłuż ścian, starając się ignorować ból oraz smród krwi i wnętrzności dochodzący spod resztek dumnej świątyni Dumathoina. Nie chciała myśleć o zmiażdżonych ciałach pod gruzem; nie tylko wrogów, ale i przyjaciół. A może nie? W miejscu, gdzie wcześniej stała Turmalina kupa kamieni była znacznie wieksza. Może ocalił ją jej kamienny blok, lub jakiś geomantyczny czar? Jednak Tori mogła pomóc tylko jednej osobie, a Joris był najbliżej; widziała jak pokrwawiony i oblepiony pyłem wypełza spod resztek jednej z kolumn i próbuje znaleźć swoje rzeczy.
- Joris, Joriiis nic ci nie jest? - spytała, jak ostatnia idiotka, Tori, kuśtykając po gruzie do powoli wstającego myśliwego. „Rozpędzona” półelfka pochwyciła mężczyznę w silnym uścisku swych ramion, tuląc go do siebie i szepcząc jakieś słowa, które mogły być dziękczynną modlitwą, zważywszy iż po ciele tropiciela zaczęło rozchodzić się nikłe, lecz znane, delikatne i uzdrawiające ciepło.
- Ale nas… - Joris odkaszlnął kurz i stęknął czując przy tym każdy możliwy rodzaj bólu jakim jest w stanie emanować pobite ciało. Ciało, które do momentu zadziałania magii, nie było zdecydowane, czy dalej słuchać woli myśliwego, czy może lepiej odpuścić i pogrążyć się w nieprzytomności - urządził…
Wyciągnął dłoń do dziewczyny, której twarz rozjarzyła mu się w świetle zaklętego przez Turmi puklerza, jakby ona sama zaczarowana była. Jakby w tej przeklętej, podziemnej ciemności była jedynym życiem. Jedynym ciepłem. Pewnie normalnie by to wszystko jakimś mniej, lub bardziej niemądrym słowem, w żart obrócił. Teraz jednak też ją mocno objął gdyż spośród wszystkich wolno docierających faktów, jako pierwszy zawitał w jego głowie ten najważniejszy. Tori żyła.
- Jak karaluchy… - rozległ się nagle syk z ciemności. Joris szarpnął tarczą oświetlając drowa, siedzącego na ścianie przy bocznym korytarzu niczym prawdziwy pająk. Nezzar skierował kostur w stronę ocalałych najemników; ten rozbłysł zielonkawym światłem i rumowisko pokryło się lśniącymi, lepkimi nićmi pajęczej sieci.

Torikha drgnęła wystraszona nagłą manifestacją wroga. A więc wstrętny robal ciągle żył i jeszcze pluł w nimi pajęczynami! Takie nędzne sztuczki nie działały na selunitkę, choć mogła wyglądać jakby właśnie ją obezwładnił.
- I kto to mówi?! - odparła bojowo Melune, puszczając powoli Jorisa z uścisku. Nie pozwoli by drow zrobił mu krzywdę. Prędzej zginie, zasłaniając go własnym ciałem, toteż zaparła się w miejscu poprawiając uścisk na sejmitarze.
- Nas nazywasz karaluchami? Najpierw umknąłeś przed mieczem naszego towarzysza ledwo unikając rozpłatania na pół. Następnie, bogowie raczą wiedzieć jakim cudem, wytrzymałeś uderzenie kuli ognistej! - Kapłanka była wzburzona i agresywna jak nigdy wcześniej. Nie będzie jej tu jakiś smolus spod ziemi porównywać ją do robali. TO NIE ONA PRZYZWAŁA STADO PAJĄKÓW, A TERAZ JESZCZE PLUŁA PAJĘCZYNĄ!!!
- Powiem ci, że masz nie lada szczęście… ale nie jesteś jedyny któremu los sprzyja. Odparliśmy niedźwieżuki, odparliśmy też pająki… na koniec, nawet zawalony sufit nas nie powstrzymał by stanąć z tobą twarzą w twarz… Rachować zapewne potrafisz… a i z hazardem nie raz pewnie miałeś do czynienia, więc wiesz, że dwóch na jednego…- Tori ruszyła do przodu na przeciwnika, dzięki mocy Selune nie przejmując się rozpostartą na podłodze lepką pajęczyną. Cień zaskoczenia przemknął po smagłej twarzy drowa, lecz sekundę później już złożył dłonie do kolejnego zaklęcia.

Nie znając wrażliwej natury kapłanki, można było istotnie uwierzyć po jej słowach, że nie ma wątpliwości, że Pająk z tej walki zwycięsko wyjść nie może. Joris nie złapał jeszcze porządnie pionu walcząc zarówno z bólem jak i zaklętą pajęczyną, a ona już stała przed nim twardo i nieugięcie rzucając sukinsynowi śmiałe wyzwanie. Zasłaniając Jorisa swoim ciałem. Jak rodem z bajki wyjęta, walkiria...
Oniemiałby. Gdyby nie to, że wiedział, że kit drowowi wciskała taki, żeby się żaden bard nie powstydził. I tak jak pewnie nawet sama niespecjalnie miała nadzieję, że czarny podkuli ogon i czmychnie, tak… kupowała czas. Myśliwy obrzucił zawalisko szybkim spojrzeniem… Turmi? Marduk? Yarla? Krasnoludzic nie widział w ogóle. A Marduk bez ruchu leżał nieopodal. Kilka dużych kamieni nadal na nim leżało świadcząc, o tym, że oberwał naprawdę mocno i będzie cudem jeśli nadal żył. Zostali we dwoje… Spojrzał na swoją broń. Morgensztern sprawdził się z niedźwieżukami. Ale teraz myśliwy czuł, że ledwo ma siły iść przez te pajęczyny, nie mówiąc już o walce. Ale czy coś innego im zostało? Porażka… Turmi miała rację wyśmiewając jego wybór na dowodzącego… Turmi! Joris pośpiesznie przetrząsnął kieszenie i wymacał węgielek, z którego alternatywnych zastosowań krasnoludzica się śmiała. Po czym gdy Tori skończyła, zgodnie ze wskazówkami geomantki cisnął nim w drowa wypowiadając słowo-rozkaz i dobywając obu broni.
- Płoń sukinsynu! - zawołał. Cieżkie polana magicznego ogniska trafiły Nezzara, który mimo zaklęcia nie zdołał utrzymać równowagi na ścianie i pacnął na podłogę niczym pokiereszowana żaba, gwałtownie odkopując od siebie płonące żagwie.

Melune sunęła po gruzie niczym rozjuszony nosorożec, lub wściekły łoś, jakim jawić się mogła tutejszym mieszkańcom, zważywszy, że pewnie nikt nie widział i nie słyszał o nosorożcach. Jakby wyczuwajac nastrój selunitki dudnienie echa kopalni wtórowało jej szarży.
Była jednak… nie wściekła, a przerażona… i w swym strachu zdeterminowana.
Joris miał przeżyć. Pal licho Marduka, którego chyba ledwo co przeskoczyła, pal licho całą resztę leżącą gdzieś pod skałami nie wiadomo gdzie… Myśliwy ma żyć i koniec kropka. Choćby sczezła, choćby miała wygryźć drowowi grdykę, albo podstawić mu nogę.
Jakiś kamyczek przeleciał jej zza pleców, uderzając w ścianę i… zamieniając się w ognisko, które buchnęło ogniem, oświetlając korytarz w którym stał Czarny Pająk, oraz zawaloną komnatę świątynną.
Utkwiwszy szalone spojrzenie w swym przeciwniku, nawet nie zorientowała się, kiedy na jedno uderzenie serca spowiła ją nieprzenikniona ciemność. Niczym bezksiężycowa noc.
Później… świat ponownie stanął jej przed oczami, na chwilę przed tym gdy zamachnęła się czarnoskórego elfa i dziobnęła go sejmitarem w brzuch.
„Dziób” pomyślała zaskoczona Tori wpatrując się w twarz równie zaskoczonego mężczyzny, który po chwili wywrócił oczami i osunął się na ziemię, wyrywając jej z dłoni broń.
Ogień wesoło trzaskał obok, oświetlając kapłankę przyjemnym pomarańczowym blaskiem. Półelfka oderwała wzrok od swojego dzieła “zniszczenia” i obejrzała się na myśliwego, który pewnie był równie skołowowany co ona, po czym… wzruszyła ramionami, uśmiechając się przepraszająco.

- Zabiłaś go... - powiedział z dobytymi brońmi, z którymi nie dobiegł nawet do Pająka, tonem, który mógł równie dobrze wyrażać rozczarowanie, co podziw - Zabiłaś!
Po czym uśmiechnął się szeroko i upuściwszy na ziemię oręż, doskoczył do kapłanki i porwawszy ją w ramiona uniósł wysoko. Obrotu już jednak zrobić nie zdołał, bo obrażenia ostrym bólem dopomniały się o rozsądek. Postawił kapłankę... i iskrzącymi oczami spojrzał na nią ponownie.
Teraz, albo nigdy…
I pocałował.
A półelfka odwzajemniła tę drobną pieszczotę z początku niepewnie, lecz z upływem każdej chwili coraz żarliwiej oddając się pocałunkowi, by pod koniec odsunąć się od mężczyzny zarumieniona, ale szczęśliwa.
- Tak. Cieszę się, że… żyjesz… - odparła piskliwym głosem, gdy zaczynało do niej docierać co się właściwie stało.

Dwójka poszukiwaczy przygód stała chwilę w zakłopotaniu pomieszanym ze szczęściem. Ani on, ani ona nie byli stworzeni do romansów godnych bohaterów z harlequinów, co nie umniejszało ich uczuciu do siebie. Niemniej… nie był to czas, ani miejsce na ckliwe trzymanie się za rączki i patrzenie sobie w oczy…
Torikha dość szybko musiała wziąć się w garść i zając się rannymi.
Trzymając święty medalion w dłoniach, zwróciła się do swej patronki tymi oto słowami:
„Pani moja, wybacz em… chwile niedyspozycji... twe łagodne światło oświetlało mi drogę nawet tu, gdzie promienie słońca nigdy nie dosięgały. Dzięki twej łasce pokonałam wszystkich swych wrogów, przynosząc w twym imieniu chwałę i zwycięstwo. Twa potęga i łaskawość jest zaprawdę nie do opisania. Nawet nie wiesz, jak wielkim jest dla mnie zaszczytem móc tobie służyć…” selunitka, otarła łzy brudną dłonią, rozmazując krew i pył na swojej twarzy.
Jeszcze chwilę… jeszcze odrobinę musi wytrzymać i nie może pozwolić sobie na chwilę słabości gdy elf i krasnoludzia leżeli zasypani pod gruzem.
- Jorisie… pomóż mi ich wyciągnąć, może któreś z nich jeszcze żyje i zdążę mu pomóc… - mruknęła cicho, przedzierając się do Marduka i łapiąc za najbliższy kamień przykrywający jego ciało.
Myśliwy zabrał się za większą hałdę, na której dnie gdzieś nadal mogła żyć Turmalina. Wierzył, że nadal żyła. Była zbyt uparta, żeby tak po prostu umrzeć. A już napewno nie zanim ducha by nie wyzionął Marduk.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172