Sand spojrzał znad księgi na pomagiera Scourge'a. Jego martwy, rekini wzrok zawisł na moment na magicznym haku abordażowym, a potem na zdecydowanie niemagicznym nosie korsarza.
-Winszuję pańskiej obrotności, panie Tate.- Głos czarodzieja, podobnie jak zastygła maska jego twarzy, nie wyrażał emocji. -Spokój.- Powtórzył za nosaczem. -Któż go nie pragnie? Sto sztuk złota to uczciwa cena za uczciwą przysługę.- Przywoływacz wyciągnął ku reketerowi mieszek z trzecią częścią zarobionego dziś złota. -Czy to będzie wszystko, panie Tate?- Świdrujący wzrok czarodzieja przez moment wydawał się przebijać Narwala na wylot i patrzeć gdzieś daleko za nim.