Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2017, 15:16   #88
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Cokolwiek strzeliło diablicy do głowy aby założyć koronę miało pozostać tajemnicą. Tym razem jej "genialny" pomysł okazał się niewypałem. Słyszała o pożeraczach dusz krążących dookoła szkieletu z koroną. Niestety nie dało jej to przewagi. Wciąż nie wiedziała skąd mógł takowy nadlecieć. A nadleciał dopiero po chwili gdy już wychodzili z sali-pułapki. Zaszarżował i zrobił coś. Ugh. Zabolało. Trzeba oddać. Broń, wróg. Bum. Inni też bum. Szary tańczy. Po co tańczy? Zły duch. Zły duch....







zły duch










Czarno.


Wizja na szczycie góry



Bazylii w końcu udało się dostać na szczyt góry. Przeprawa przez piętra była ciężka i kosztowała wiele zdrowia jak i poświęcenia. Te jednak opłaciło się, bo w końcu mogli zaznać choć pozornej wolności, zrobić krok w przód i popchnąć swój los na lepszą ścieżkę. Kobieta nie mogła się doczekać, kiedy w końcu spotka Raziela, kiedy zdoła z nim porozmawiać i wypytać o wszystko. Chaos w głowie narastał, stawał się nieznośny jak silny ból głowy, plątał jej myślami, że momentami czuła się jakby straciła rozum. Otrząsnęła się dopiero w chwili, gdy kolejny krok sprawił, że wstąpiła w obszar oświetlony przez zachodzące słońce. Piękne, ciepłe, pomarańczowo-czerwone barwy sprawiały, że stawała się bardziej leniwa niż zwykle. Po chwili zza rogu wyszedł mężczyzna. Rozłożyste skrzydła były olśniewające i nadawały jego postawie majestatyczności. Promienie słońca padały na jego plecy oraz twarz Diabelstwa, które zostało oślepione przez ich blask. Ledwo widziała osobę, która przed nią stoi, ale była niemal pewna, że czekał tu na nią. Dzieliło ich od siebie zaledwie dziesięć stóp. Rozłożył ręce chcąc przyjąć ją do siebie.
Bazylia uśmiechnęłą się widząc skrzydlatego opieruna. Taki anioł stróż. Nie spóźnili się.
- Razielu. Jesteśmy. Jesteśmy - jakoś tak zapragnęła przytulić się do opiekuna. Wszak znała go tak długo…
Rozwarte ramiona były zachęcające, a przyjemne ciepło otoczenia i świeży powiew powietrza uspokajał i dawał nową nadzieję. Podeszła bliżej, a ten objął ją przytulając do swojego torsu. Pachniał kurzem i swądem paleniska, miał zimne dłonie, ale to wciąż był on i to było najważniejsze.
- Długo tu czekam. Wiele czasu upłynęło - powiedział gładząc ją po włosach skostniałymi, chudymi palcami.
- Nie jesteśmy zbyt późno dla ciebie? - zmartwiłą się kobieta odchylając się aby spojrzeć na anioła. - Mam nadzieję, że będziesz jeszcze mógł wrócić.
- Nigdy nie jest za późno, Bazylio - odparł tajemniczo, patrząc gdzieś w dal przed siebie. Kiedy kobieta uniosła głowę, aby móc na niego spojrzeć, czuła się wciąż oślepiona blaskiem słońca, a twarz Raziela wydawała jej się rozmazana i niewyraźna.
- To dobrze. Ciesze się. Bałam się, że się spóźnimy i będziesz musiał odlecieć, albo co gorsza zostaniesz i wraz z nami będziesz się tułał po piekle. Nie chciałabym tego - Bazylia przytuliła się mocno do anioła i puściła aby wziąć go za rękę.
- Chodź, opowiem ci o Rognirze. On jest taki niesamowity! Nie sądziłam, że zakocham się w kimś w piekle. To takie niesamowite! - oczy kobiety rozświetliły się blaskiem. Szczęśliwa kobieta odwróciła się plecami do Anioła i poczeka prowadzić w stronę wejścia do góry. Tam bowiem, z tego co pamiętała, byli inni. Zdążyła zrobić kilka kroków, gdy poczuła jak ostrze noża zatapia się w jej grzbiecie. Kolor krwi zlał się z czerwienią jej skóry.
- Pamiętasz kochana, jak to jest latać? - spytał ciepłym tonem głosu, zbliżając usta do jej ucha. Wilgotny oddech Raziela łaskotał jej skórę. Bazylia poczuła, jak jej ciało przeszywa paraliż. Nie mogła się ruszyć. Obraz spadania z nieba stanął jej przed oczami.
- Nie - sapnęła walcząc ze swoim strachem. O ile to faktycznie był trach. Może to była trucizna? Kobieta tego nie wiedziała, ale bardzo nie chciałą znów spadać. To było straszne, straszniejsze niż cokolwiek. Nie myślałą czemu Raziel to zrobił, czy to w ogóle był Raziel. Musiała się ruszyć. Więc walczyła ze sobą i bólem. Aby się ruszyć. Aby wyrwać.
Mężczyzna w tym czasie obrócił ją przodem do siebie i objął w pasie jedną ręką. Obrócił ją jak niegdyś w tańcu w niebiańskiej sali balowej. Jego dłoń trzymała ją za plecy. Pochylił kobietę nad przepaścią, tak, że trzymała się stopami na krawędzi urwiska. W końcu mogła na niego spojrzeć. Rozpoznała bez problemu, pomimo licznych zmarszczek starości. Wyglądał, jakby minęło wiele lat, jakby był na skraju śmierci.
- Czekałem na ciebie, wiesz, że zawsze bym czekał - uśmiechnął się delikatnie, zbliżając do niej coraz bardziej. Spostrzegła jak płaty skóry odrywają się od twarzy, odsłaniając mięsiste, krwiste mięśnie oraz kościec czaszki.
- A ty zapomniałaś. Pamiętasz o mnie tylko, gdy mnie potrzebujesz. Kiedy coś ci grozi. Mylę się?
Oczy diabelstwa rozszerzyły się w przerażeniu. Widziała już w piekle trupy, ale spoglądać jak bliska ci osoba rozpada się przed oczami, to było coś zupełnie innego.
- Razielu… - szepnęła z goryczą w głosie - tak, mylisz się. Myślałam o tobie nie tylko gdy czegoś potrzebowałam. Zajmowałam się tobą kiedy tego potrzebowałeś. Jak nie miałeś siły sam się sobą zająć. Byłam tam przecież kiedy znów wypiłęś za dużo. Byłam.
- A gdzie byłaś teraz, kiedy tu czekałem? Tyle lat, Bazylio… - szepnął cicho, a ona obserwowała twarz, która rozkładała się na jej oczach. Proces zgnilizny postępował na tyle szybko, że zdołała poczuć odór zwłok. Zrobiło jej się niedobrze.
- Nie powinienem tutaj być tak długo. Nie jestem z tego planu - dodał zamyślony i gwałtownie rozłożył skrzydła. Te zatrzepotały, sypiąc czarnymi piórami dookoła. Ich nadmiar stworzył czarną kurtynę wokół dwójki istot, trwających nad przepaścią w ścisłym uścisku.
- Umarłem tu przez ciebie. Umarłem dla ciebie. To twoja wina…
- Przepraszam
- wizja rozpadającego się Raziela zaczynała przerastać mały móżdżek kobiety. W obronie przed natłokiem informacji po prostu przestała przyjmować, że anioł się rozpada.
- Wybacz mi proszę. Było więcej przeszkód niż myślałam. Nie chciałam zrobić ci krzywdy. Nie chciałam. Przepraszam.
Szybujące, czarne pióra opadły w końcu niesione wiatrem, a oczom Bazylii ukazały się metalowe skrzydła, wystające z łopatek Anioła. Piękno ich potęgi zastąpione zostało przykrym i mrocznym wizerunkiem zardzewiałego żelaza. Raziel uśmiechnął się szeroko z uczuciem, patrząc na kobietę błękitnymi oczami.
- Wybaczam ci. - odparł gładząc ją po czarnych włosach i przywarł wargami do jej ust. W innych okolicznościach mógłby to być słodki pocałunek, ale odpadające kawałki skóry i gnijące mięso jego ciała sprawiły, że Bazylia zmuszona była do całowania szczęki szkieletu. Jej przerażenie wygrało z paraliżem, który mimo iż ustąpił, nie dawał przewagi nad mężczyzną. Trzymał ją mocno w uścisku niemal wisząc nad urwiskiem.
Sytuacja była sroga i dziwna. Bazylia wciąż zwisała nad przepaścią, mogła się ruszać, ale Raziel trzymał ją mocno. Do tego wszystkiego całował i mimo możliwości ucieczki była większa szansa, że kobieta spadnie zamiast się uratować. Ale to był Raziel. Stary, rozpadający się, karykaturalny, ale Raziel. Musiała wytrzymać więc wytrzymała.
- Razielu - odezwała się jak pocałunek się skończył - a moglibyśmy przenieść się dalej od krawędzi?
- Nie ufasz mi już? - odbił pytanie. Jego mimika nie mogła wyrażać już więcej emocji, gdyż całkowicie się rozpadła. Jego uścisk nieco się zwolnił, choć pozycja w jakiej stali pozostała bez zmian. Raziel wyszarpał z jej pleców nóż, który wbił tam jakiś czas temu. Bazylia prócz bólu poczuła lejącą się po grzbiecie krew. Anioł przesunął zakrwawiony nóż pomiędzy ich twarze, obracając pomału w dłoniach o patrząc pustymi oczodołami na Diablicę.
- Wbiłeś mi nóż w plecy - stęknęła Bazylia ręką starając się dosięgnąć do swoich pleców aby zatamować posokę.
Naga czaszka nie emanowała uczuciami. Koścista dłoń wciąż obracała nóż, a puste miejsca po błękitnych oczach pochłaniały Bazylię swoim mrokiem i czającą się w nich nieskończoną otchłanią. W końcu Raziel przystawił jej ostrze do gardła. Zimna i mokra stal przesunęła się po jej skórze nie wyrządzając żadnej szkody. Anioł uśmiechnął się, albo tylko jej się wydawało. Szczęka i żuchwa trwały w jednym niezmiennym wyrazie, mając na sobie jedynie resztki mięsa. Mężczyzna przycisnął kobietę do swojego ciała i uniósł głowę do góry. Zardzewiały nóż świsnął przy jego szyi, a fala posoki trysnęła na twarz zdziwionej kobiety. Martwe ciało wciąż trzymało ją w swym śmiertelnym uścisku, kiedy zaczęli spadać z samego szczytu góry
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 15-03-2017 o 20:50.
Asderuki jest offline