Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2017, 20:54   #116
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Pan Ropuch (Bufotes Virdis Fantasmagoria) - Stwór zamieszkujący moją wyobraźnie. Zagrażający małemu skrzydlatemu ludowi Sylfid znajdującego się pod opieka Pani Liści i Traw. Jak się okazało płaz terytorialny, nie migrujący. Zabity przeze mnie, akrobatę i cyrkowca, przy pierwszym spotkaniu.

Za Tobias Greyson
“Historie Niezmyślone”

Tobias wyszedł zza drzewa. Stał beznamiętnie patrząc na pozostałości z Pana Ropucha. Stał tak długo. Nie cieszył się, nie smucił. Jak jakiś cholerny beznamiętny zabójca. Ot wykonał zadanie. Nie tak to powinno wyglądać.

- Żeby nie było - powiedział w końcu łamiąc ciszę jaka zaległa - prosiłem po dobroci.

Po tych słowach odwrócił się i ruszył drogą jaką przybył. Dług został spłacony.

Trikia czekała na niego kilkadziesiąt kroków w lesie, ukryta za większym liściem. Wyleciała zza niego niczym leśny duszek, którym w istocie była. Jej malutkie oczy były wybałuszone, buźka wyraźnie oszołomiona i przestraszona.

- Nie sądziłam, że … że … że on zginie. Że ty go … no… ukatrupisz…

Przez chwilę miała minę, jakby miała wybuchnąć płaczem, ale nagle roześmiała się piskliwie.

- Zajebiście!

Zaczęłą latać w powietrzu jak liść miotany przez rozszalały wiatr. Potem przysiadła na gałęzi drzewa.

- Dostał, na co zasłużył! Pożarł dobrą setkę moich sióstr. Kilku śmiałków, którzy chcieli go przegonić. Ale w końcu trafił na kogoś, kto rozpękł tę jego pełną wrzodów dupę. Jesteś wielkim bohaterem Tobiasie Szary Synu. Czy Synu Szarego? Nieważne. Teraz wiem na pewno, że jesteś jednym z nich! Z Wieloświatowców!

Zachichotała jak podlotek.

- Zajebiście! - powtórzyła.

“Spisałaś mnie na straty dziewczyno?” - przemknęło mu pytanie przez myśl widząc pierwszą reakcję dziewczyny

- To teraz - Tobias odezwał się w końcu przypatrując się powietrznym ewolucjom dziewczyny i starając się nadgonić za nią wzrokiem - musisz mi wiele opowiedzieć o tych Wieloświatowcach. Bo pomału zaczynam tracić wiarę w to, że to wszystko to sen a skłaniać się ku temu, że to jakaś alternatywna rzeczywistość. Jesteśmy kwita Trikia. Prowadź mnie do Pani Liści i Traw. I… I cholera przebrałbym się.

Ruszył za dziewczyną.

Skrzydlata istotka pędziła między drzewami tak, że kilka razy stracił ją z oczu, ale zawsze wracała tak, by mógł podążyć jej śladem. Las zrobił się przyjemnym miejscem. Przez zielone poszycie przebijały się promienie zachodzącego słońca barwiąc wszystko światłem i dodając blasku roślinności. Widział też płochliwe zwierzęta, jak zawsze coś w nich było “nie tak” a to kształt rogów, a to dodatkowe elementy ciała. Generalnie menażeria zdecydowanie odbiegała od tej której nauczył się w cyrku.

W końcu dotarli nad brzeg wielkiego jeziora z wyspą na środku. Wyspa znajdowała się dobry kilometr od brzegu, może nawet dalej. Zalesiona, o sporych rozmiarach, kompletnie niedostępna.

W nadbrzeżnych sitowiach i w licznych nenufarach porastających brzeg roiło się od skrzydlatych stworzeń - od zwykłych pszczół nieco większych rozmiarów niż jednak przywykł Tobias, przez ważki aż po siostrzyczki jego przewodniczki.
Po chwili Tobiasa otaczał tłumek podekscytowanych Sylfid. Zgrabniutkich, skrzydlatych podlotków o włosach koloru słomy, węgla, pszenicy, kasztanów ale również trawy, słonecznego nieba czy fiołków. Podlotków których kuse spódniczki więcej ukazywały niż zakrywały. Kolorowa, rozentuzjazmowana gromadka panienek szczebioczących jedna przez drugą, niczym rój pszczółek z ADHD.

- Pani Liści i Traw już o tobie wie - przez rejwach przebił się głosik Triki. - Zaprasza na wyspę.

Na początku akrobata wodził wzrokiem od jednej do drugiej dziewczyny. Kiedy jednak głowa odezwała się tępym bólem, skupił swoją uwagę na wyspie pośrodku jeziora.

- Świetnie - odrzekł Trice kiedy dotarło do niego, że dziewczyna coś mu tłumaczy - Jest tutaj jakaś łódź? Mógłbym popłynąć ale czuję się już dość zmęczony tym dniem pełnym wrażeń i innych przerośniętych płazów.

- Hejże śliczny - zatrzepotała mu przed oczami kruczowłosa sylfida o odkrytych piersiach. - My latamy? Po co nam łódź?

- Wy tak. Ja w sumie trochę też tylko nigdy nie wiem kiedy ta cała moc się nagle wyczerpie i runę w dół na złamanie karku. Nie chcę piękne panie byście mnie dźwigały więc po prostu przepłynę. W sumie nie jest zbyt daleko. Czegoś mam się obawiać w tych wodach ?- zbliżył się do tafli jeziora.

Woda była czysta. Naprawdę czysta i miała przyjemną dla oka, turkusową barwę. Zanurzył się powoli. Była też ciepła. Ciało szybko przyzwyczaiło się do jej temperatury. Płynął powoli, nie śpiesząc się a sylfidy krążyły mu nad głową niczym rozbawione ważki. W pewnym momencie Trikia przysiadła mu na głowie i uczepiła się włosów pokrzykując, jakby ujeżdżała jakieś wodne zwierzę. Inne latały wokół niej podśmiewując się z czegoś.
W końcu nieco zmęczony, ale bez większych problemów, dotarł do brzegu wyspy.
Sylfidy poprowadziły go w głąb, przez soczyście zielone drzewa o pniach pokrytych srebrzystą i złocistą korą i gałęziach uginających się pod ciężarem owoców o egzotycznych kształtach i barwach. Wyspa wyglądała jak rajski ogród.

Dotarli do sporej sadzawki o dość mętnej wodzie. Nad jej brzegiem siedziała kolejna kobieta. Tym razem znacznie większa od skrzydlatych sylfid. Prawie tak duża, jak normalna ludzka istota. Chociaż widać było, że człowiekiem nie jest.
Kobieta miała zieloną skórę, pokrytą siecią ciemniejszych żyłek przypominających bardziej pnącza jakiejś rośliny niż system krwionośny. Jej włosy miały dziwny, drzewny odcień. Twarz była bez wątpienia piękna, z wielkimi zielonymi oczami, lecz też niezbyt ludzka. Kobieta miała na głowie upleciony z owoców i kwiatów wianek a ciało okrywała czymś w rodzaju koca z liści. Jedną dłoń zanurzyła w wodzie jakby szukała czegoś pod powierzchnią lecz oczu nie odrywała od Tobiasa.

Czekała.

Tobias odsunął od ust soczysty owoc, który niedawno ugryzł. Kiedy go zerwał niesiony głodem i zmęczeniem zaraz po wyjściu z wody długo go wąchał i smakował małym kęsem. Nie widząc dezaprobaty czy krzyków zagrożenia z niewielkich usteczek otaczających go istot, a czując smak owoca pozwolił zjeść go sobie do połowy zanim zobaczył zielonoskórą kobietę. Przy niej przeżuwanie daru drzewa wydawało się mu jakieś takie niewłaściwe.

- Pani Liści i Traw jak mniemam? - odezwał się pierwszy skoro ta dziwna kobieta milczała - Jestem Tobias. Tobias Greyson. Przybyłem do Ciebie po zrozumienie i wiedzę. Przychodzę chcąc dowiedzieć się dlaczego ściga mnie Maska.

- Maska nie ściga Tobiasa Greysona - odpowiedziała kobieta cichym, spokojnym, niemal hipnotycznym głosem. - Ściga ciebie. Ciebie prawdziwego. Róża krwawi a Koło zrobiło obrót. To oznacza, że wróci Dziesiątka. Ty jesteś tego przykładem. Słyszałam, że zabiłeś Pana Ropucha? Jak się z tym czujesz? - zapytała znienacka.

Przez dłuższą chwilę Tobias milczał. Wpatrując się w nieludzkie oblicze kobiety. Patrzył w jej oczy chcąc wyczytać co ma na celu to pytanie. Jaką wiedzę odpowiedź na nie jej przyniesie. Blask jej oczu nic mu nie powiedział.

- Nie chciałem go zabić. Podjąłem próbę. Nie skorzystał a mógł. Spłaciłem dług. Nie czułem nic po jego śmierci.
- Był mi obojętny - dodał po chwili nie wiedząc nawet dlaczego to zrobił - Czym jest ta róża o której wszyscy mówią? - zmienił temat zadając kolejne pytanie - To kwiat? Osoba? Czemu ona jest latarnią tego co się dzieje czy ma dziać? Czy ja jestem jednym z tej dziesiątki czy mam jakąś inną rolę do odegrania? Może jak Ci co dali się spalić? Też mam się poświęcić dla dobra ogółu? O co chodzi w tym wszystkim Pani Liści i Traw poza strachem tego, tej Maski o stołek i własne cztery litery? - zarzucił kobietę pytaniami.

- Róża to .. byt. Czysty i nieskalany byt. Potęga, która jednak pozostaje obojętna. Nie miesza się do tego co się dzieje, co ma się dziać i co się działo. - Wyjaśniła zielonoskóra kobieta. - A kiedy Róża krwawi symbolizuje nadchodzący ból i nadchodzące zmiany.

Dłoń poruszyła się w wodzie wzbijając grę świateł i cieni na powierzchni. Kobieta spojrzała w toń stawu jakby widziała w nim coś, co wzbudziło jej ciekawość. Tobias ze zdumieniem ujrzał, jak na jej czole pojawia się nie wiadomo skąd trzecie oko. Świetliste, rozjarzone szmaragdowym poblaskiem, jak maleńka latarka czołówka.

- Ty teraz nie pamiętasz kim jesteś i ile uczyniłeś. Ja jednak znam twoje imię. Znam twoją twarz. Wiem, którym z Dziesiątki jesteś. Cieszę się, że ze wszystkich zakątków Dominium los przywiódł cię tutaj. Teraz jednak podjąć muszę bardzo ważną decyzję co z tym zrobić. Czy chronić swój lud przed zemstą Maski? Czy wydać mu ciebie i liczyć na jego przychylność. Wiedz, że jesteśmy słabym ludem. A ja nie mam w sobie aspiracji władzy. Żyjemy na uboczu. Z daleka od problemów wielkich Lordów. I chciałabym, aby tak zostało. Trikia podjęła decyzję, by przyprowadzić cię do mnie. Chronić przed Maską. jak sądzisz? Słusznie?

I znowu Tobias długo milczał zanim odpowiedział.

- Co ci da to co sądzę Pani? I tak ostateczna decyzja należy do Ciebie. Zrobisz co uznasz za stosowne. Ja nie mam zamiaru krzywdzić świadomie Twojego ludu. Polubiłem te wolne duchy - lekko się uśmiechnął - Zanim jednak podejmiesz decyzję - powiedział ciężko - Opowiedz mi o tej dziesiątce. Nie musisz wskazywać mi którym ja jestem, byłem. Albo sam do tego dojdę albo na nowo zdefiniuje siebie. Chcę wiedzieć czy Maska poluje na mnie tylko z obawy przed obaleniem czy z innego powodu?

- Znam twoje imię - odpowiedziała. - Wiem, jak cię nazywali i będą nazywać. Widziałam twoją twarz w wodzie. I na ścianie Świątyni Zniszczenia. Pośród fresków całej Dziesiątki.

Znów poruszyła wodą w zamyśleniu, wpatrzona w migotliwą powierzchnię.

- Trudny wybór. Koło znów obraca się ciężko. Miażdży. Niszczy. Być ponad to wszystko nie da się. Trzeba będzie wybrać. Nim podejmę decyzję odpowiedz mi szczerze. Nie zamierzasz wmieszać naszego ludu, mojego ludu, do nadchodzącej wojny?

- Jednego czego się nauczyłem w swoim ludzkim życiu a więc tym, którym pamiętam jest to, że nie można wszystkiego przewidzieć

O dziwo teraz dopiero po tych słowach zauważył jakże łatwo przyszło mu zaakceptować stan, który usłyszał. Jakby nagle przestał wmawiać sobie, że to sen, majak spowodowany obrażeniami głowy czy czynnikami farmakologicznymi. Jakby wybuch Pana Ropucha spowodował uwolnienie jakiejś dźwigni w jego głowie, która zaakceptowała najdziwniejsze rzecz. Nie uwolniła jeszcze lawiny wspomnień ale pozwalała zaakceptować bez walki samym z sobą to co widzi i słyszy.

- Nie jestem w stanie Ci tego obiecać. Jestem w stanie dać ci słowo, że zrobię wszystko by obronić Ciebie i Twój lud. Byś nie musiała wraz z nim stanąć po żadnej ze stron. Jednak jeżeli mówimy o Kole które zatacza kręgi to ja nie pamiętam tego co było i nie wiem czy nie zatoczy kręgu i w przypadku Twego ludu. Może on będzie musiał stanąć po którejś stronie? - popatrzył jeszcze raz na latające w zwariowanym powietrznym tańcu małe Sylfidy - Może Twoją rolą Pani - podjął po chwili wdzięczny, że mu nie przerwała - jest to byś wydała mnie Masce? Może to coś zmieni? Może tak ma być? Może koło się zachwieje? Może jednak też się okazać, że to właśnie spowoduje, że Ty i Twój lud zostanie wciągnięty w tryby koła przed którymi się bronił?

Popatrzył w trójokie oblicze kobiety.

Ta milczała. Milczała bardzo długo zapatrzona w wodę. Potem westchnęła. Przeciągle.

- Damy ci schronienie na Wyspie. Nie na długo. Ale potem odejdziesz. Z tego co mi wiadomo Lud Nar wysłał swoich Zaprzysiężonych by odszukali was. Dziesiątkę. Var Nar Var chce rzucić wyzwanie Masce i chyba jako jedyny ma na to szansę. Wiem jednak że Jóns też zaczyna grać w tę grę. Marzy mu się Tron. Podobnie myślą Aranis i Władczyni Księżycowej Twierdzy. Możliwe że kilku innych Najwyższych Lordów też zamierza zająć miejsce Maski. Ale Maska o tym wie. Nie jest … głupotą byłoby myśleć, że nie wiem, co oznacza krwawienie Róży. Zbiera swoje siły. Zbiera wiernych mu Lordów. Wysłał łowców. Tylko czekać, aż te polowanie wyda krwawy plon. Dlatego potrzebujesz schronienia. Tak sądzę.

- I tak najpierw ten cały Dominator czy jak on się tam zwał, teraz Maska a jak się uda im ją obalić to będzie ktoś inny. Przybierze inne miano i pewnie też będzie zmuszony w obawie o utratę władzy rządzić twardą ręką. Stanie się więc kolejnym znienawidzonym tyranem, uzurpatorem….. - zamyślił się albo po prostu zamilkł - Czy rolą tej Dziesiątki jest tylko walczyć o obalenie władcy? Jaki oni mają w tym cel? Bo teraz poza tym Łowcą to Maska jest mi obojętna…

- Chciałbym Cię prosić o jakieś świeże odzienie dla mnie choć pewnie o to będzie trudno. Więc poprosze o strawę i chwilę odpoczynku. Uracz mnie też prosze geografią tego świata i tą najważniejszą historią. Chodź krótko powiedz mi o zależnościach między ludami. Bo po wyjściu stąd nie będę wiedział gdzie się udać? Nie wiem co umiem, nie wiem co mogę ale nie chcę przez cały czas się ukrywać. Mam naturę wolnych zwierząt więc prędzej czy później a na pewno prędzej stanę oko w oko z Łowcą. Nie wiem jak go zabić ale wolę sam zginąć niż się ukrywać. Sam w świecie którego nie znam

- Ale ty znasz ten świat - uśmiechnęła się smutno. - Takim go uczyniłeś. Problem polega na tym, że nie pamiętasz, bo zabrano ci luminę.

- Więc nadal pozostaje na etapie jego nieznania. Czy mogę odzyskać tą Lunę? Pytam bo chciałbym wiedzieć czy wróci mi z nią pamięć?

- Twoją magię przechowuje jeden z Lordów. Nie wiem jednak który. najpewniej Var Nar Var. Władca Ludu Nar.

- Zatem stąd ma moce odpowiednie do tego by rzucić wyzwanie Masce. Jak się dowie, że jestem tutaj z powrotem to znajdę się na jego czarnej liście. Nikt nie lubi tracić choćby cząstki władzy…. Pewnie dlatego wyzwał tych Zaprzysiężonych. By nas wyłapali kiedy jesteśmy słabi. Gdzie mieszka ten lud Nar?

- Kilka dni drogi stąd, na Wzgórzach Nar. Ale Maska wie o tym, ze Var Nar Var stara się zgromadzić Wieloświatowych z Dziesiątki przy sobie. Zapewne jego sługi już ustawiły granicę.

- Powiedz mi Pani Liści i Traw czy istnieje sposób na to bym szybko zniknął z Twojego Królestwa a znalazł się jak najbliżej Ludu Nar? Coś co pozwoli mi w miarę na bezpieczną podróż. Coś jak ten tunel w drzewie jakim przeprowadziła mnie Trikia by zmylić czy uciec Łowcy? Coś co da mi jakiekolwiek szanse bym nie wpadł od razu w łapy Maski albo w niebyt poprzez śmierć?

Spojrzał wyczekująco na piękną ale jakże odmienną kobietę.
 
Sam_u_raju jest offline