Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2017, 21:21   #31
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Antykwariat do jakiego dotarli należał do starego zrzędliwego mężczyzny, który wyraźnie kulał i do poruszania się potrzebował kostura na którym się wspierał.


Dziwny to był sklepik. Znacząco się różnił od tych, które Chaaya znała. W innych bowiem hołubiono klientów. W innych kupujący był ważny i robiono wszystko, by ów klient chciał zrobić zostawić monety nabywając jakieś towary. Tutaj było inaczej. Tutaj miało się wrażenie, że stary antykwariusz robi im łaskę zwracając na nich uwagę. Jakby wcale mu nie zależało na tym, aby coś u niego kupili. Wprost przeciwnie… Chaaya miała wrażenie, że najchętniej pogoniłby ich gdzie pieprz rośnie. Że każdą książkę traktuje jak swoje dziecko i niechętnie się z nimi rozstaje.
A trzeba było przyznać, że antykwariat miał w swojej ofercie sporo woluminów dotyczących wielu spraw. Od legend i historii, przez bestiariusze lokalne i bestiariusze sfer, traktaty filozoficzne i przewodniki do romansidełek dla młodych dziewcząt, podręczników savoir vivre i książek kucharskich. Było też sporo traktatów magicznych, dotyczących natury magii i jej możliwości, wpływów etc. Za to brak było książek dotyczących użycia magii w praktyce. W żadnej z nich nie opisano nawet najprostszego zaklęcia.
Poza tym, Chaaya natknęła się na wiele heretyckich ksiąg, które wręcz podważały całą wiedzę i wiarę bardki na temat życia po życiu.


Dla Chaai zaczął się ciężki okres nauczania Nveryiotha. Bardziej cięższy niż sądziła. I dla niej i dla niego. Kolejne treningi, szkolenia, powtarzanie w kółko tych samych czynności z tym samym miernym rezultatem. Niewątpliwie Nveryioth dobrze radził sobie w tańcu… w posługiwaniu się nowym orężem już znacznie gorzej. Najwyraźniej nie miał ku broni białej talentu, ani zacięcia. Opanował jako tako podstawy, ale… widać było, że broń nigdy nie będzie jego silną stroną. Nie był dość zwinny i nie potrafił opanować co bardziej finezyjnych sztuczek jakich go uczyła tawaif. No cóż, nauczył się używać kunai w miarę i rzucać nim, na tyle by mógł komuś teoretycznie zrobić krzywdę. A potem zmienić się w smoka.
Z drugiej strony, może rzeczywiście wrodzone inklinacje ciągnęły smoka ku magostwu. Niemniej Nveryioth do sztuki bardowskiej nie miał zacięcia, a i talenty Jarvisa opierały się na wrodzonej mocy, której nie dało się po prostu nauczyć.


Tym bardziej, że dość szybko z nauki wypadły poranki. Zamiast tego Chaaya musiała poświęcić swemu smokowi od jednej do dwóch godzin snu na ćwiczenia w jej pokoju.
Bowiem Nveryioth podobnie jak Godiva znalazł sobie robotę. Niezbyt ciężką fizycznie, bo pomocnika w antykwariacie… ale wymagają zjawienia się o świcie. Więc poranne ćwiczenia musiały odpaść z braku czasu. Nie była to może dobrze płatna robota, ale smok mógł czytać tyle ile chciał.
Dla bardki zaś dni upływały dość monotonnie i spokojnie. Tym bardziej, że zajęta nowymi obowiązkami Godiva się jej nie naprzykrzała. Jarvis zaś… bardka nie wiedziała co robił Jarvis. Wychodził zwykle zanim wróciła z Nveryiothem do ich wynajętych pokoi i wracał dość późno. Przepadał na większość dnia wśród labiryntów kanałów i uliczek La Rasquelle. A Starzec… praktycznie zamilkł. Nawet nie kpił z porażek Nveryiotha, wyraźnie mało jego nauką zainteresowany. Starzec zapadł w letarg, albo się przyczaił.


Stać ich było na bilety, ale wkradnięcie się na przedstawienie operowe było bardziej ekscytujące. Czarownik znał tajemne przejście, choć jak się okazało na miejscu, owo tajemne przejście było pęknięciem w ścianie budynku, przez które mały zwinny chłopiec przecisnąłby się bez trudu. Dorośli jednak potrzebowali trochę więcej wysiłku i czasu. Niemniej ubrudzeni kurzem, Godiva Jarvis i Chaaya, przemierzali po cichu, zapomniane przez czas sale magazynowe. I podkradali się za plecami przygotowujących się do przedstawienia artystów. Ich celem był było pomieszczenie z organami. Wedle słów owe organy, były potężnym skomplikowanym instrumentem wielkości małego budynku.
Nie nadawały się do transportu i rzadko która opera była pisana z ich użyciem. Skomplikowany instrument częściej bywał wykorzystywany na koncertach niż przy przedstawieniach, więc… zazwyczaj były idealną kryjówką. Barda o takim instrumencie nigdy nie słyszała. Na pustyniach to co było zbyt ciężkie do transportu, było bezużyteczne. Niemniej nie słyszała o organach nawet w opowieściach. Co czarownika nie dziwiło. Był to charakterystyczny dla La Rasquelle instrument, związany z historią miasta. Każdy z nich był mechanicznym majstersztykiem zawierającym tajemnice swego twórcy, więc sposób ich budowy nie wychodził poza miasto. Same organy składały się z wielkich dziurawych rur ułożonych w postaci pionowych rzędów podzielonych na grupy. Wszystko to było bogato zdobione, ale to chyba był styl samego miasta. Sercem owych organów, okazał się instrument podobny do bardziej rozbudowanej wersji pianina, z dużą ilością dźwigni i przycisków, opisanych w niezrozumiały, przynajmniej dla niej, sposób. Ta część instrumentu znajdowała się pod piszczałkami (jak je zwał Jarvis), na balkonie wznoszącym się nad całą salą operową. Doskonały był stąd widok na przedstawienie jak i widownię. Jednocześnie ukrywając ich przed wzrokiem siedzących poniżej widzów i aktorów. Nic dziwnego, że jako dzieciak, Jarvis często oglądał przedstawienia.

Tym bardziej, że dość szybko Chaaya zrozumiała co był w nich fascynującego.
Rozmach.


Nawet przedstawienia teatralnie nie miały tak bogatej oprawy, tak dużej ilości kostiumów. Przedstawienie operowe okazało się skomplikowanym widowiskiem, w którym tak wiele sztuk łączyło się w jeden obraz, łącznie z magicznymi iluzjami. W dodatku była to opowieść śpiewana przez kolejnych aktorów. Żaden dialog nie był mówiony i choć absurdalnie to brzmiało to, publiczności się podobało. A i sami aktorzy śpiewali, w sposób
wyjątkowy. Nie tak jak się zazwyczaj śpiewa. Ale cóż… La Rasquelle było inne, pod wieloma względami. Było miastem zagubionym wśród moczarów, do którego nie dało się dolecieć. Miasta z tajemnicami wyrytymi w kamieniu.
A gdzieś w połowie przedstawienia Starzec odezwał się do bardki.
~ Jeśli nadal szukasz dla mnie nowej lepszej postaci, to właśnie nadarza się okazja.~ po tym wtrąceniu przejął kontrolę nad głową Chaai, by nakierować jej spojrzenie na czającą się z boku sylwetkę uzbrojoną w zakrwawiony sztylet.


Zamaskowaną i ubraną w czarny pancerz postać, okrytą czerwoną szatą. Nie była ona jedynym takim osobnikiem. Bo kilkunastu takich osobników zakradało się pod ścianami otaczając widownię i zapewne mając w planach osaczyć i aktorów grających na scenie.
~ Wyznawcy Belfegora, markiza próżności, pana lustrzanego wymiaru.~ wyjaśnił Starzec.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline