Gaston :
Widząc przez deszcz postać podnoszącą w górę zaciśniętą pięść giermek uniósł dłoń i zamachał w pozdrowieniu uśmiechając się wymuszenie. Jednocześnie mrucząc do towarzyszy : - Pomyliłem się. Tam w kaplicy to był, kto inny, to tutaj jest ten szajbus. Za przeproszeniem Pani Annis. Opuścił dłoń stwierdzając : - Kogoś tam dorwał w zaułku. Lepiej stąd chodźmy, bo jeszcze będzie na nas. Na bezczelne pytanie strażnika „Czego ?” odpowiedział równie niekulturalnie : - Śmego. Szlachetnie urodzona Pani Annis de Morrigans wraz z orszakiem przybywa do miejscowego łowcy czarownic. Przyjmij więc postawę zasadniczą łazęgo, bo jak słyszałem za brak szacunku wobec szlachty w Kislevie się batoży, a z chęcią przejadę bykowcem po twoich zawszonych plecach. Podszedł do strażnika tak blisko, że nieomal stykali się nosami. Patrząc prosto w oczy mężczyzny kontynuował : - A teraz wpuść nas do środka sobaczysynu.
Bretończyk odczekał, aż strażnik spuści wzrok i przesunie się na bok.
Gaston otworzył drzwi i kłaniając się przesadnie nisko zrobił miejsce, by Annis mogła wejść.
Sam chciał przede wszystkim schronić się przed deszczem, ale wiedział że współtowarzysze mogą zechcieć najpierw sprawdzić co się stało w zaułku. |