Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2017, 09:29   #245
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po kolejnych kilkunastu metrach drużyna doszła do sporej jaskini, w większości wypełnionej ciemną wodą i rybim aromatem. Na brzegu leżały poruszone skorupy tutejszych odmian ostryg, krabów lub ślimaków. Po prawej stronie jaskini znajdowały się wiodące w górę kamienne schody wykonane zapewne przez dawnych górników. Z jaskini wypływał też strumień; teraz pluskał powoli, ale kiedyś nurt musiał być silniejszy gdyż wymył spory korytarz wgłąb góry, wystarczający by zmieścił się w nim dorosły człowiek.

[media]http://i1.treklens.com/photos/5144/underground_lake.jpg[/media]

Geomantka spojrzała w lustro wody i zapytała retorycznie - Ciekawe co tam siedzi? Albo przychodzi się tu pożywiać? - Po czym odeszła od tafli i wrzuciła do środka kamyk. Rozległ się cichy plusk i kamyczek pogrążył się w mrocznych odmętach. Bez efektu.
- Powinno coś wyleźć. W każdej lochowej opowieści coś wyłazi po ruszeniu lustra wody. Albo przynajmniej pojawiają się macki. Pfiii! - prychnęła pogardliwie krasnoludka, odwracając się od jeziora. Dla Torikhi owe miejsce było nawet urokliwe, choć wzdrygnęła się na słowa zaklinaczki. Czy w wodzie coś było? Czy mogło zagrażać ich życiu? Bogowie raczą wiedzieć… jak i sam ewentualny stwór zaalarmowany nie tylko wrzucaniem do jego legowiska kamyków, ale i odgłosami ciężkich kroków, uzbrojonych w pełne zbroje kapłanów i wojowników. Selunitka wstrzymała więc oddech nasłuchując i obserwując powoli wygładzające się zmarszczki na wodzie, by w końcu odetchnąć z ulgą.

Marduk obserwował poczynania Turmaliny bez słowa. Nie wiedział czy ma rację i czy czegoś takiego o czym mówiła należy się i tutaj spodziewać. Wydawało się że nie, że jest tu zbyt płytko… ale nie był w tej materii ekspertem. A żądza zabijania paliła się w nim coraz silniejszym płomieniem.
- Ten strumień… - rzucił naraz, nie odwracając spojrzenia od wody - jeśli trafimy na jakieś zawały, może jego korytem uda się przedostać czy ominąć coś niebezpiecznego, jak te trujące grzyby.

Jakoś dziwnym wydał się myśliwemu widok muszli i skorupiaków tu pod ziemią. Skoro tu były, to znaczy, że jeziorko zapewniało im warunki do życia. A więc i pożywienie. Najczęściej w postaci obumierających roślin. Lub zwierząt. Czy zatem w tej mętnej toni coś żyło? Nie zamierzał tego sprawdzać jako niezbyt wprawny pływak. Choć i jego wyobraźnię drażnił sekret jaki mogły skrywać odmęty. Drużyna w tym czasie też na swój sposób badała obiekt. Turmalina wrzucała kamyki, a Marduk oglądał muszle.
- Pietruszki co prawda nie mam, ale został mi jeszcze czosnek niedźwiedzi jak jesteś głodny. - rzucił do elfa - Choć bardziej mnie zastanawia, czym się te małże żywią gdy są głodne.
Chłopak machnął na to niecierpliwie pochodnią. Nie doszedł do żadnych konstruktywnych wniosków a paląca chęć zabijania narastała.
- Chodźmy dalej.
- Całkiem tu… spokojnie… - odezwała się półelfka, która po zasłyszanych opowieściach, przygotowała się na dość ekstrawagancki komitet powitalny, a tymczasem ani widu, ani słuchu zombie, grzybów, pająków, goblinów, orków, Czerwonych, duchów, smoków i czego tam jeszcze.
- Nie żeby spokój był zły, ale coś mogłoby się już nam pokazać… Chyba, że idziemy trasą Pająka… Sprawdźmy Marduk jeszcze te schody, dokąd wiodą - ozwał się myśliwy - A potem dalej na północ.
- Z miłą chęcią - młodzik ruszył do schodów, kontent że ma konkretne zadanie. Klaustrofobiczny, nienawistny ciężar skał nad głową zaczynał działać mu na nerwy. Tylko ktoś kto miał nie po kolei w głowie albo krasnolud (co na jedno wychodziło) mógł się zachwycać czymś tak przytłaczającym i nienaturalnym. Napomniał się w duchu by nie spieszyć się jednak, a by trzymać nerwy na wodzy jął szeptać modlitwę.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath…
Przyświecając pochodnią ostrożnie wyjrzał zza węgła. Kolejne rozwidlenie i kolejne schody oraz… zamknięte drzwi.

Z nieznanego powodu stając się zwiadowcą w miejscu... innych osób elf podpełzł ostrożnie do drzwi, starając się uniknąć hałasu. Wytężył czuły słuch.

Tak. Łaska Corellona Larethiana była dziś przy nim. Mimo tego że drzwi wydawały się raczej wrotami twierdzy - bo jak inaczej nazwać kamienne płyty osadzone na żelaznych zawiasach i zaopatrzone w masywną klamkę - usłyszał coś zza nich. Głosy. Goblińską mowę. Na tyle mocno brzmiące słowa by podejrzewać że wydobywają się z gardeł czegoś większego niż tchórzliwe pokurcze z którymi rozprawił się w kryjówce plemienia Cragmaw. Kilku rozmówców, przynajmniej trzech, a demony jedne wiedziały ilu więcej.

Cofnął się do towarzyszy.
- Usłyszałem kogoś zza tych drzwi - zaczął. - Wydaje mi się że kilka osób rozmawia w gobliniej mowie i nie są to zwykłe gobliny. Może… trafiliśmy wprost na Czarnego Pająka?
- Raczej na posterunek. To środek kopalni - stwierdził Joris - Pająka wyglądałbym w miejscu, z którego dochodzi to okropne wycie.
Jak na zawołanie kopalnia odezwała się echem, od krótego wzięła swą nazwę.
- Więc na co czekamy!
- Turmalina podciągnęła rękawy.
- Czekamy na następny huk i wpadamy do środka korzystając z hałasu - stwierdził Joris - A tymczasem przygotujmy się.
- Hmm… może niech Yarla sprawdzi dokąd prowadzi korytarz na lewo? Nie potrzebuje światła, a wiedzielibyśmy czy coś nam nie zagraża z flanki…
- zaproponował Marduk, raz po raz zerkając ku drzwiom. - Z prawej strony przejście wydaje się być ślepe.
- Dobrze.
- myśliwy szybko pokiwał głową - Pójdę z nią, a ty upewnij się, że napewno jest ślepe.
- Ale jeśli już to idź bez światła!
- syknął Marduk, wskazując puklerz Jorisa. - Idę pierwszy, poczekajcie aż wrócę.
- Nigdzie nie idziesz
- odparła Torikha łapiąc Jorisa za ramię. - Po ciemku i tak się do niczego nie przydasz, będziesz zawadzać Yarli.
Zdziwiony stanowczością kapłanki, Joris przystanął, a Yarla wzruszywszy ramionami ruszyła sama po schodach na północ. Doszła do kolejnego rozwidlenia; lewa strona niknęła w mroku, z prawej dochodził zwielokrotniony echem plusk wody.

Elfi kapłan poszedł w drugą stronę i wrócił po naprawdę niedługim czasie, a krasnoludzica chwilę po nim.
- Zawalisko, nie ma przejścia - Marduk zaraportował i jął się szykować do walki. Zdjął plecak, miecz oparł o ścianę tuż przy ręce, przesortował przedmioty.
- Jorisie, jeśli szybko pokonamy tych którzy są w środku, to może przyzwanych przeze mnie albo Tori łask starczy na to by zaatakować w innym miejscu - mruknął. - Więc nie zwlekajmy po oczyszczeniu tego pomieszczenia - tyle by opatrzyć rany. Jeśli chcesz, mogę nasycić mocą twój miecz by skuteczniej ranił.
- Zdecydujmy się na jeden cel do ostrzału na początek. Może pierwszy z lewej? Jak szybko padnie, to ułatwi sprawę.
- Turmalina uniosła swój arbalecik i upewniła się że kulka jest na miejscu. - Jak to tylko posterunek może lepiej oszczędzajmy czary i modlitwy?
- O ile to “tylko posterunek”. Ale wydaje mi się że mogą tam być hobgobliny albo nawet niedźwieżuki. Cóż, przekonamy się...
- Śmierć zielonym.
- uśmiechnęła się Turmi i szturchnęła Yarlę.
- Po otwarciu drzwi okaże się i wtedy Marduku z Tori podejmiecie szybką decyzję, czy warto wzywać łaskę Waszych bogów już teraz. Huk trwa przynajmniej 5 sekund. To powinno wystarczyć.
- Nie sprawdziliśmy tych odnóg po prawej gdy szliśmy nad jezioro… w zamku też nie sprawdziliśmy jednych drzwi i jak się to później skończyło? Odgłosy walki mogą ściągnąć na nas tych dzikszych mieszkańców jaskini…
- Tori przełączyła się na tryb wieszcza, wpatrując się w wejście którym przyszli nad wodę.
~ To idź i sprawdź ~ Marduk miał ochotę warknąć, ale powstrzymał nerwy i gapił się spode łba na drzwi, na wypadek gdyby istoty w środku miały zamiar akurat teraz wyjść. Oczywiste było że przy takiej plątaninie korytarzy któryś kierunek pozostanie nie zbadany, nie wspominając o fakcie że jakaś czereda nawet tymi mogła nadciągnąć które drużyna już spenetrowała.
- Myślę, że właśnie tam byli nieumarli, o których mówił Gundren. I raczej hałas ich nie wabi, bo tu cały czas jest głośno. O ile w ogóle reagują na dźwięk - powiedział uspokajającym tonem myśliwy. - Pierwsi wpadamy ja i Turmi, robimy krok na lewo i prawo, żeby zwolnić Wam miejsce i strzelamy. Za nami wpada Marduk z Yarlą i Tori.
- Turmalina? Chcesz ją zabić? Ona nawet nie ma zbroi…
- odparła zdziwiona kapłanka.
- Dlatego zostanie ze swoją kulkową zabawką przy drzwiach, a my po salwie pójdziemy w zwarcie.
Półelfka zwęziła oczy w skupieniu, wyraźnie coś kalkulując.
- Tori… Już nie raz nam pokazałaś, że Twoja wiara w Selune jest wielka. Uwierz też trochę nas. - uśmiechnął się myśliwy nawet niespecjalnie urażony, że zarzuca mu głupotę, lub w najlepszym razie złą wolę wobec Turmaliny. Melune z czystej grzeczności nie skomentowała wypowiedzi myśliwego, a jedynie popatrzyła na niego wymownie, po czym wzruszyła ramionami. Musiałaby być i ślepa i głupia i jeszcze głucha by uwierzyć w zdolności drużyny. Byli niezgrani, samolubni i co najważniejsze narwani, żaden plan się ich nie trzymał i trzymać zapewne nie będzie nigdy. Natomiast sama zainteresowana była co prawda świadoma własnej bezbronności wobec mieczy i toporów, tym niemniej do bojaźliwych nie należała. Pogładziła kwarcowy kostur i po chwili otoczył ją kryształowy konstrukt przypominający zbroję, zamigotał i stał się niemal przezroczysty. - No to łupiemy!

Przygotowana do walki drużyna ustawiła się na pozycjach. Joris szarpnął za klamkę, pchnął… i omal nie rozbił nosa, gdyż drzwi okazaly się zamknięte lub zabarykadowane od wewnątrz.
- I cały misterny plan w… - Turmalina dokończyła coś po krasnoludzku. Joris tylko zaśmiał się cicho, a kapłanka mu zawtórowała.
- No to im pokazaliśmy. Dobra. Zostawiamy te drzwi na razie i idziemy na północ. Zaraz okrążymy to pomieszczenie.
- Naprawdę nie przeszkadzają wam te niesprawdzone tunele? A co jeśli jest tam jakieś wejście o którym nie wiemy? Albo leże… czegoś? - Tori naprawdę nie uśmiechało się gnać do przodu, gdy nie miała zabezpieczonych pleców, choć zdawała sobie sprawę, że niektórzy odczuwali nieodparte pragnienie pakowania się w największe kłopoty z jak najliczniejszą gromadą przeciwników. - Nie lepiej wybić wszystko co się czai w tamtych korytarzach i zabezpieczyć wszelkie “szczeliny”, udaremniając napływ nowych wrogów? - w ostatnich słowach pobrzmiewała już nuta rezygnacji, a sama mówiąca, umilkła ruszając za Jorisem.
Marduk patrzył ponuro na kamienne drzwi, jakby te uczyniły mu osobistą przykrość. Po części było to spowodowane tym że lepiej było się gapić, niż zwyzywać półelfkę i jej mądrości. Potem chwycił plecak, odwrócił się i ruszył za Jorisem i Torikhą.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline