Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2017, 18:23   #137
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Cała grupa zaszarżowała na demona. Pierwsza uderzyła dowódczyni. Pożoga świsnęła w powietrzu przebijając gruby pancerz czarta. Następnie do ataku przystąpili Ur-Shak i Ernest niczym świetnie zgrany duet atakując z obu flank. Miecz Ernesta rozciął udo demona, zaś półork wycelował soczyście w bok. Byli również paladyni. Niestety z trójki zbrojnych tylko Manasowi udało się przebić twardą skórę oponenta, że aż czarna juha trysnęła na kamienną posadzkę grobowca. Demon zaryczał straszliwie, próbując przerazić swych wrogów, lecz rycerska aura Venory w dziwny sposób dodawała otuchy jej kompanom, którzy na psychologiczne zagrywki pozostali obojętnie. Czart wziął potężny zamach i uderzył Venorę. Rycerka nie zdążyła unieść tarczy, nie pomógł również elfi pancerz. Rycerka wybałuszyła oczy. Nie mogła się ruszyć ani nawet złapać tchu. Venora spuściła wzrok w dół i ujrzała głowicę topora wbitą w jej pierś. Topór przebił pancerz bez większego problemu i połamał kilka żeber jakby były ze spróchniałego drewna. Demon buchnął parą z nozdrzy rycerce w twarz i potężnym kopniakiem oderwał ją od swojej broni, posyłając ją na ziemię. Świat zawirował jej przed oczami, a po chwili zasnęła w kałuży własnej krwi.

~***~

Błysk światła, który ją otaczał raził oślepiająco. Rycerka stała nago na środku błękitnego bezkresu. Nie czuła wstydu, nie słyszała dźwięków, ani nie czuła zapachów. Czuła euforię, mimo iż dopiero co umarła. Nad jej głową unosił się piękny, gwieździsty firmament, zapierając dech w piersi.
-Nie powinno cię tu być. Twoja misja jeszcze się nie skończyła...- usłyszała z nieokreślonego kierunku głos, który brzmiał jakby kilka osób wymawiało te słowa jednocześnie. Venora odwróciła się i ujrzała kształt męskiej sylwetki stworzonej z jaskrawego światła. Coś zbliżało się do niej powoli, choć nie poruszało nogami, a Venora nie czuła nawet krzty lęku.
-Bramy do wielkiej twierdzy Helma są dla ciebie zamknięte...- rzekł, a blask emanujący z całego jego ciała powoli zaczynał blednąć i paladynka dostrzegała coraz więcej szczegółów z wyglądu istoty.
-Staną otworem kiedy na to zasłużysz- odezwał się. Jego skóra przybrała odcień szaro zielony, a pociągła twarz nie wyrażała najmniejszej emocji. Venora pierwszy raz widziała taką istotę, lecz coś w sercu jej podpowiadało, że znała ją od zawsze i nie spotyka jej po raz pierwszy. Anioł, lub jakkolwiek go nie nazwać wyciągnął dłoń w kierunku nagiej dziewczyny i dotknął jej piersi, dokładnie tam gdzie miała być paskudna, śmiertelna rana po toporze.
-Wracaj dokończyć swoje zadanie- rzekł gromko.


Błysk światła znów ją oślepił. Uczucie euforii zniknęło, a jej zmysły znów zaczęły pracować na pełnych obrotach. Gdy rycerka odzyskała świadomość, otworzyła oczy i łapczywie zaczerpnęła powietrza. Leżała na twardej ziemi, tam gdzie posłał ją demon. W jej pancerzu znajdowała się ogromna dziura uchlapana krwią, lecz rana w piersi zniknęła. Rycerka musiała się upewnić czy to jej się nadal nie śni i wartko wsunęła palce przez szczelinę w stalowej zbroi. Żebra były całe, a po śmiertelnej ranie pozostała jedynie brzydka blizna. Zmęczenie i ból zniknęły, zupełnie jakby dopiero się urodziła. Venora uniosła wzrok i spojrzała gniewnie na czarta, który zdążył już powalić Ur-Shaka, Manasa i Barsa.
Rycerka szybko rozejrzała się za swoim orężem, sięgając po niego. Żwawo podniosła się z podłogi, podpierając na tarczy. W mgnieniu oka stanęła pewnie na nogach. Wciąż była w nie małym szoku, z chaosem myśli kłębiącym się w głowie, przez co miała wrażenie, jakby nie do końca to co ją otaczało było realne.

Widok pokonanych kompanów tylko bardziej ją napędzał w tej chwili do działania. Z tarczą w lewej ręce i mieczem w prawej, Venora ruszyła na swojego wroga.
- Nie pozbędziesz się nas tak łatwo! - krzyknęła na całe gardło, gdy nabierała rozpędu by uderzyć z całą siłą w demona i choć wiedziała, że może jej się to nie udać to i tak próbowała skupić się na tym by włożyć w ten atak energię, na którą zło było wyjątkowo podatne.
Potężny cios powalił demona trupem na ziemi. Stwór drgał jeszcze kilka chwil w pośmiertnych spazmach, a po chwili jego ciało zaczęło zmieniać się w masywny zlepek popiołu i gnijących ochłapów, by po kilku minutach przestać przypominać cokolwiek z humanoida.
-Widziałem jak cię zabił pani…- Manas podszedł do Venory przyglądając się z niemałym zdziwieniem podziurawionemu pancerzowi.
-Na bogów, jak tego dokonałaś?- spytał z niedowierzaniem.
-Dychają. Będą żyć, ale prędko się stąd nie ruszą…- burknął Ernest pochylając się kolejno nad półorczym kamratem i dwójką nieprzytomnych paladynów -Wlad ma rację. Ten cios zwaliłby z nóg tura. A tobie nic nie ma…- dodał po krótkiej chwili podchodząc do rycerki. Najemnik zdawał się czekać na wyjaśnienia.

- Ja… - Venora spojrzała po mężczyznach, by na koniec opuścić wzrok na własną pierś. Położyła dłoń na rozoranym napierśniku. Jej mina jasno wskazywała na zdezorientowanie, a może i nawet zagubienie. Pokręciła głową. - Nie wiem co się stało… - powiedziała ze zmartwieniem w głosie, przyglądając się miejscu gdzie leżały pozostałości po demonie. - Sprawdźmy może co jest w tamtej komnacie - mruknęła, pocierając dłonią twarz.
Ernest wziął głęboki wdech. Był widocznie pokiereszowany, a na ramieniu miał krwawiącą ranę, którą prowizorycznie zabandażował kawałkiem płótna wyjętego z plecaka.
-Chodźmy- rzekł oschle i ruszył za Venorą. Duet minął trupy zwierzoludzi i wyszedł do głównego holu, by udać się do otwartych na oścież wrót do ostatniego grobowca, skąd wyłonił się przeklęty demon. O dziwo z wnętrza nie trącało piżmem, ani zgnilizną, a silnym aromatem ziół. Korytarz prowadził parę metrów jak w każdym poprzednim grobowcu, aż nie dotarli do zakrętu. W tym miejscu ściany i sklepienie z litej skały było wszędzie popękane a z wąskich szczelin wychodziły powykręcane korzenie, na których roiło się od kolców.

-Psia jego mać... bluźnił pod nosem Ernest, lecz nie czekając na reakcję Venory dobył miecza i wartko oczyścił im drogę. Kompani znaleźli się w grobowcu, który podobnie jak w tym gdzie spotkali zjawę znajdowały się zniszczone i popękane grobowce. W jednym z nich znajdowało się ukryte przejście, którym rycerka i jej towarzysz zeszli w dół. Wszędzie po drodze mijali regularne ślady krwi, na przemian świeżej i dawno zaschniętej. Venora pochyliła się lekko by nie uderzyć głową w strop wąskiego przejścia i już po chwili znaleźli się w wielkiej sali.
-Wejście tutaj było ukryte pod grobem...- zauważył, lecz i Venora się tego domyśliła. Okrągłą komnata była w zasadzie pusta. Na środku znajdował się rytualny, murowany piedestał, gdzie leżały zwłoki młodego paladyna, któremu panna Oakenfold zleciła pilnowanie tyłów. Miał poderżnięte gardło. Na ziemi, nieopodal piedestału leżały zwłoki kilku osób.
-To moi kompani- Ernest ruszył ostrożnie w tamtym kierunku i omal nie przewrócił się na twarz, potykając się o wąską szczelinę w podłodze. Mężczyzna zbliżył pochodnię do ziemi by ujrzeć wyryty symbol pentagramu, w którym znajdowała się czerwona posoka. W tym samym czasie Venora dostrzegła tuż za piedestałem ciało paskudnej wiedźmy z rozciętym brzuchem i wyciągniętymi na zewnątrz bebechami.

-Sprawdzę ciało tej kurwy- rzekł Ernest -Przeszukaj lorda zarządcę. Ma coś dla ciebie- dodał i skierował się do wiedźmy. Venora podeszła do ciała starszego mężczyzny by wartko zabrać się do roboty. Kobieta pominęła zabieranie osobistych rzeczy jak wspaniały rodowy sygnet, czy złoty naszyjnik z eleganckim wisiorem. Po chwili znalazła w niewielkiej kieszonce zwinięty w rulon liścik zalakowany symbolem rodowym Rolandsów, który paladynka doskonale znała.
-Masz to?- spytał podchodząc powoli by jej nie wystraszyć. Wszystkim poderżnęli gardła. Wydaje mi się, że wiedźma potrzebowała krwi do rytuału przyzwania, ale to co wyszło z piekieł okazało się nie mieć litości nawet dla niej...[/i]- machnął ręką w kierunku potwory.
-Co teraz? Myślę, że odpoczniemy tu z Ur-Shakiem do jutra, wrócimy po nasze konie i przyjedziemy tu po ciała naszych kompanów. Sentin pewnie życzyłby sobie być pochowanym w posiadłości Morimonda. Uwielbiał ogrody lorda.- wziął głęboki wdech.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline