Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2017, 20:46   #89
kinkubus
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Zaraz po tym jak pożeracz dusz rozpłynął się pod wpływem fali dźwiękowej, Roland upadł na ziemię i chwycił się za głowę. W czasie walki ucierpiała jedynie Bazylia, jednak wyglądało na to, że wiedźmiarz również cierpi z jakiegoś powodu.
Cholerne wspomnienia — mruknął po chwili i powoli zaczął podnosić się z ziemi. Widać, że sprawiło mu to trud, jednak z każdą kolejną sekundą, jego twarz zaczęła odżywać. Jego wzrok ponownie stał się czujny. — A może nie takie wcale cholerne…
W następnej chwili wiedźmiarz wypowiedział kolejne słowa, jednak tym razem była to magiczna formuła, której jego towarzysze nie słyszeli nigdy wcześniej. Zaraz potem stopy Rolanda oderwały się od ziemi. Bez słowa wyjaśnienia poszybował do zachodniego pomieszczenia, przelatując nad pułapkami.
To co zobaczył zawiodło go jednak. Pomieszczenie było puste. Nie było w nim nic poza kamiennymi ścianami. Na jednej z nich wiedźmiarz dostrzegł dziwny rysunek.


Zaintrygowany w pierwszej kolejności wypowiedział sentencje wykrywania magii, a kiedy ta nic nie wskazała, podleciał by osobiście sprawdzić czy za rysunkiem krył się jakiś mechanizm. Dotknął go i… ubrudził sobie dłoń. Podsumował to jedynie przeciągłym westchnieniem. Wrócił do poprzedniego pomieszczenia, jednak nie zatrzymał się przy towarzyszach, a poleciał do pomieszczenia na południu.
Tamto z pewnością robiło o wiele większe wrażenie niż poprzednie.


Po jego prawej i lewej stronie znajdowała się przepaść, zaś na środku wyryty był dziwny okrąg, z którego emanowała magia. Dalsza część korytarza ciągnęła się nie wiadomo jak daleko. Zaciekawiło go to, jednak zaczął odczuwać, że magia latania słabnie. Pragnął zbadać tajemnicę owego kręgu, jednak perspektywa oddzielenia od towarzyszy przywróciłą mu zdrowy rozsądek.
Po kolejnych kilku chwilach wiedźmiarz wrócił do pomieszczenia i stanął ponownie na ziemi. Objaśnił wszystkim co takiego widział.
Na południu może być coś ciekawego, chociaż z drugiej strony może to po prostu kolejna pułapka… Zaś pomieszczenie na zachodzie wydaje się dosyć bezpieczne. Moglibyśmy tam przeczekać aż Bazylia się obudzi, a mi wrócą moce. Trzeba będzie tylko znowu rozbroić kilka pułapek. Zaś z ciał tych bazyliszków moglibyśmy zdobyć pożywienie… Jedliśmy już gorsze rzeczy...
Z jakiegoś powodu Roland wyglądał na bardziej ożywionego niż nawet przed wejściem do góry. W jego głosie można by usłyszeć jakby swego rodzaju podniecenie i dziwne napięcie.
To ja się zajmę tymi pułapkami — wtrąciła cicho Johanna, która wlepiła swoje spojrzenie w Rolanda, obserwując, czy ten nie zareaguje na nią w negatywny sposób. Wciąż się lękała, że tak naprawdę każdy tutaj ma jej dosyć i żyje nadzieją, że ta w końcu zdechnie.
Jeśli ktoś zechciałby mi pomóc, to było by miło. Jeśli nie to trudno. A inni mogą iść po to mięso, chyba. Może jak się rozdzielimy na chwilę to nic się nie stanie, to w końcu nie jest daleko. Nie wiadomo tylko kiedy ściany się mogą zamknąć i czy już się nie zamknęły — westchnęła kobieta, patrząc na nieprzytomną Bazylię i leżącą obok koronę. Chciała ją wziąć, ale bała się, że to zwabi kolejną zjawę. Stała więc w bezruchu i tylko czekała na to, co mają inni do powiedzenia
Na pułapkach się nie znam — powiedział Shade. — Mogę przyciągnąć jakiegoś bazyliszka. Ale szynki z tych stworów trzeba będzie jeść na surowo.
Ty to chyba na niczym się nie znasz, prawda? — rzucił kąśliwie Azmo, stojąc z boku i uśmiechając się złośliwie
Mogę poświęcić swoją kuszę i bełty. I tak na niewiele mi się przydały — stwierdził Roland. — Nie znasz może na rozpalaniu ognia? — zapytał Shade’a.
Znam na tyle, że wiem, iż to poroniony pomysł — odparł zagadnięty. — Z tych paru drewienek nie rozpalisz na tyle porządnego ognia, by upiec parówki, a co dopiero solidny kawał mięsa.
Nikt nic więcej ze sobą nie ma? — zapytał Roland. — Może jak każdy coś poświęci, to zdołamy przygotować sobie jakikolwiek posiłek... A może w innych pomieszczeniach coś znajdziemy. Tazok, mógłbyś pomóc Johannie? Ostatnio nie poszło wam tak źle. — To powiedziawszy, Roland ruszył północnym przejściem.
Pierwszy raz podczas tej krótkiej znajomości, Tazok miał wrażenie, że zgadza się z Azmodanem. Pokręcił zrezygnowany głową na słowa łucznika.
Wysil się — pogonił Shade’a. — Masz mój plecak do pomocy. Rozpal ten ogień, bo na surowym wszyscy... bazyliszku...? — uświadomił sobie, że musiał być wtedy nieprzytomny. — Na surowym wszyscy się potrujemy. Już i tak jesteśmy osłabieni, nasze ciała mogą nie wytrzymać takiej dawki padliny.
Pacnął Johannę po ramieniu, jak to miał w zwyczaju, gdy chciał szybko zwrócić czyjąś uwagę. Chociaż nikt tego nie mógł wiedzieć, nie robił tak w stosunku do kogoś, kogo traktował wyłącznie jak poddanego.
Wydaje mi się, że pułapki ułożone są w konkretny sposób. Patrz, pokażę ci o co mi chodzi.
Odciągnął kobietę na bok i zaczął tłumaczyć. Johanna kiwała głową ze zrozumieniem, co przełożyło się na efekty. Szybko sprawdziła miejsca, które według Tazoka były bezpieczne i potwierdziła jego teorię. Dzięki temu bardziej skupiała się na płytkach potencjalnie zagrożonych i z większą skutecznością była w stanie je rozbroić. Dzięki temu oczyściła z pułapek całe pomieszczenie, nie wyrządzając przy tym krzywdy ani sobie, ani nikomu wokół. Gdy skończyła, wyprostowała się uśmiechnięta i zagłębiła się w puste pomieszczenie o kamiennych ścianach. Było ono puste, a jedyną interesującą w nim rzeczą był rysunek na ścianie. Johanna zdawała się być z siebie zadowolona.
Może rozłożymy co mamy? Wydaje się być tu bezpiecznie — mówiąc to zdjęła plecak i zaczęła wypakowywać z niego zwinięte prześcieradło oraz przywiązany do niego koc. Plecak Bazylii był wyposażony podobnie. Johanna zaczęła tworzyć na podłodze prowizoryczne posłania. Potem odeszła, podchodząc do hobgoblina.
 
kinkubus jest offline