Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2017, 10:01   #66
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aldona czujnie, choć z rozbawieniem obserwowała poczynania druida, który jak gdyby nigdy nic ogarnął się, rozsiadł pod drzewem i urządził sobie piknik z patyka. Przynajmniej - w przeciwieństwie do Sashy - druidzka metamorfoza obejmowała ubranie. Usiadła tak by móc obserwować okolicę i zostawiła rozmowę drużynowym dyplomatom. Skoro mają już druida to czas na wykonanie zadania. Byleby się tylko chłopcy nie pobili kto ma więcej i mądrzej do powiedzenia.
- Kogo wyznajesz i przed czym uciekałeś poza tymi sowoniedźwiedziami? - Zapytał Kobuz podejrzliwie, od spotkania z malarytami wszyscy druidzi wydawali mu się podejrzani, przynajmniej w okolicy.
- Strzegę tych ziem w imię Silvanusa. - Odrzekł półork spokojnie, tym razem wybierając co ciekawsze liście z tych spadłych na ziemię i przykładając je do swoich ran. - Uciekałem przed kundlami Cyrica, którzy zajęli nasze święte miejsce i opanowali duży obszar tego lasu… Wiecie o nich, prawda?
-Cyrica?!- Wykrzyknął zdumiony kowal. -Nie, w zasadzie to nie, szliśmy na spotkanie z druidami kręgu, wiemy o malarytach za to, trafiliśmy na tych idiotów po drodze. Opowiedz nam więcej o tych od Cyrica. - Mężczyzna w międzyczasie próbował sobie przypomnieć wszystko, co słyszał o tym bóstwie, poza tym, że nie wróżyło to niczego dobrego.

Abshur milczał przez dłuższą chwilę, zbierając myśli.
- W takim razie najprawdopodobniej szliście na spotkanie ze mną. - Powiedział w końcu. - Widzicie, kilku spośród nas zaginęło. To byli bracia wydelegowani do chronienia obszarów leśnych blisko miasta. Wszyscy kipieliśmy ze złości, byliśmy przekonani że to miejsce kundle porwały naszych braci. Stąd nasze napady, stąd wiadomość, którą niewątpliwie dostaliście. Wszyscy jednak zostaliśmy oszukani.
- A nie łatwiej było przyjść i spytać? - mruknęła pod nosem Aldona z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Za porwaniami stoją kapłani Czarnego Słońca i ich poplecznicy. Przyszli do naszej leśnej świątyni do której zapewne zmierzaliście. Wycięli nas w pień i splugawili to święte miejsce Silvanusa na chwałę swojego bóstwa. Mnie trzymali w niewoli, chcieli się dowiedzieć o liczbie i rozmieszczeniu pozostałych strażników leśnych. Nie przejmowali się mną jednak i rozmawiali przy mnie swobodnie. Dzięki temu wiem co nieco o ich planach: chcą splugawić cały ten las, a następnie przejąć wasze małe miasteczko siłą.
- Ta świątynia, Zapomniany Mech, jest teraz kluczowym miejscem ich operacji. - Powiedział jeszcze. - Czerpią dużo siły z tak splugawionego świętego miejsca Silvanusa. Trzeba ich stamtąd wyplenić jak chwasty. Wyjątkowo uciążliwe i kłujące chwasty. Obawiam się, że bez tego cały Wężowy Las może pokryć mrok i cień. Proszę teraz o waszą pomoc w tym przedsięwzięciu, wędrowcy.
- Zatem jesteś naszym sojusznikiem - zauważył Kendrick, kłaniając się w pasie. - Bądź pozdrowiony Abs… - Niebianin urwał w połowie, zastanawiając się jak odmienić we wspólnym imię swego rozmówcy. Początkowo zakłopotany ową niezręczną sytuacją, postanowił machnąć na to ręką i poprawić się:
- ...Władco tych ziem. Mam na imię Kendrick, a to jest awanturnicza kompania, która towarzyszy mi od bram Bernetogh. W dobie tak wielkiego zagrożenie nie chcę marnować twego cennego czasu, ale mam kilka pytań, które domagają się odpowiedzi, dlatego przejdę od razu do rzeczy. Co takiego kapłani Czarnego Słońca upatrują w niewiele znaczącym Bernetogh? To tylko mała mieścina, jak słusznie zauważyłeś, która utrzymuje się z handlu i wyrębu drewna. Nie ma tam też żadnych potężnych relikwii, o ile mi wiadomo, a nawet jeśli to chyba łatwiej byłoby coś takiego wykraść niż oblegać całe miasto, prawda? - Zapytał uprzejmie Kendrick, próbując wszystkie te nowe informacje poukładać sobie w głowie w jakąś sensowną całość.
- Macie ludzi. - Stwierdził po prostu druid. - Ludzi, których da się złożyć w krwawej ofierze. Z tego co słyszałem w trakcie swojej krótkiej niewoli, z każdą krwawą ofiarą ich kapłani rosną w siłę.

Nie brzmiało to zachęcająco; Aldona wzdrygnęła się z obrzydzeniem na przypomnienie nieumarłych zwierząt. Pewnie dla porąbanego druida Malara nawet taka wiewiórka liczyła sie jako ofiara.

-To Cyric, nie oczekuj po nim jakiejkolwiek logiki. - wtrącił się Bozaf lekko znudzonym i jak zwykle protekcjonalnym tonem, który jak zwykle nie pchał się na pierwszą linię, nawet podczas rozmów, czy negocjacji, choć miał w tym spore doświadczenie. W tej chwili opierał się plecami o drzewo pozostając w cieniu jego rozłożystych gałęzi. Uwadze mężczyzny nie umknęła niezręczność negocjatora, jak i forma w jakiej przedstawił drużynę, jednak przemilczał ten fakt, odnotowując w pamięci jego zajście.
Pytanie o motywy, czy sensowne uzasadnienie działań Cyrica jest jak pytanie o przyczyny Wojny Krwi w piekłach. Jakakolwiek racjonalna odpowiedź po prostu nie istnieje. Dijan uważał, że należy się skupić na tym, co realne, czyli powstrzymaniu Czarnego Słońca.
-Powinniśmy poszukać pozostałych druidów i dowiedzieć się nieco więcej o samej świątyni. Plany Zapomnianego Mchu, liczebność nowej załogi, mocne i słabe strony. - Dijan wymieniał po kolei elementy pozwalające ustawić odpowiedni plan ataku lub infiltracji. Nie oczekiwał, że dowie się wszystkiego tu i teraz, ale należy wykorzystać fakt, że druid jest sam i przed chwilą uratowali mu życie by wydobyć tyle ile się da. Bozaf szczerze wątpił, że w towarzystwie innych druidów Abshur nie przybierze typowego dla druidów podejścia traktowania obcych z góry. - Nie wyobrażam sobie, żeby potężny krąg druidów dał się ot tak zaskoczyć jakiejś bandzie wyznawców Cyrica. Jak to się stało, że wygonili Was z Waszego świętego miejsca?
-Ma to jakiś sens nawet dla czegoś, co zajmuje się mordem, z osady, bronionej palisadą czy murami, dużo łatwiej kontrolować szlaki handlowe, mordować podróżnych, doprowadzić do niepokojów, przewrotu i wojny chociażby domowej. - Rzucił cicho kowal, na w pół do siebie, ale tak żeby przynajmniej Aldona go usłyszała i czekał na reakcję druida. Nie wyglądało to za dobrze względem Kobuza. Aldona wzruszyła ramionami. Dla niej wszyscy mordercy mieli nierówno pod sufitem, niezależnie od motywacji; no może z wyjatkiem zabójstw w samoobronie. Choć znając motywy zbrodni łatwiej było tych popaprańców łapać.

- Nie, nie powinniśmy poszukać pozostałych druidów. - Powiedział stanowczo Abshur. - Najbliższego nie znajdziemy bliżej niż dwa dni drogi w głąb lasu na terenie wyznawców Malara. Przez ten czas Cyryci zdążą się wzmocnić na tyle, że nawet cały krąg ich nie powstrzyma. Trzeba jak najszybciej odbić Zapomniany Mech i uświęcić go na nowo, żeby zabrać moc Czarnemu Słońcu z tych ziem.
- A nie możesz wysłać jakiegoś leśnego posłańca? - spytał zdziwiony Bozaf. -Przecież nie będziemy się uganiać za kimś tak nieuchwytnym jak druid w lesie.

Abshur skrzywił się na sugestię mężczyzny i splunął gdzieś na bok.
- Nie mogę. - Odparł. - [i]Chcę, ale nie mogę. Zabrakło mi przewidywalności, żeby przygotować to zaklęcie na dzień dzisiejszy. Mógłbym to zrobić dopiero jutro.
- Przyda się nam usunięcie trucizn. - dodał Bozaf - W walce nieco ucierpieliśmy z powodu trucizny sączącej się z największego sowoniedźwiedzia. Proszę, powiedz, że to zaklęcie masz przygotowane?
- To akurat mogę. Sądziłem, że Cyryci będą mnie truć na różne sposoby, więc przygotowałem dwa zaklęcia do negowania nieprzyjemnych skutków otrucia. Ale o tym później. Teraz jeśli chodzi o wygląd świątyni i jego “załogi”... - Półork wziął pobliski patyk i zaczął nim ryć w ziemi, jednocześnie wyjaśniając co gdzie się znajduje. Erdor natychmiast podjął temat i zaczął robić notatki w swoim “śpiewniku”.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-03-2017 o 10:03.
Sayane jest offline