|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-03-2017, 00:28 | #61 |
Reputacja: 1 | Kobuz nie miał czasu zastanawiać się, czy woli trole, czy sowoniedźwiedzie jako przeciwników, co może było i dobre, bo jego nogi nie dokonały taktycznego manewru zwanego odwrotem. Musiał jednak sobie przyznać, że nie starał się udawać bohatera, a co więcej, zdawało się że miał szczęście. Szczęście w nieszczęściu się znaczy. Fakt że pazur bestii zahaczył i rozerwał mu szyję, może i był wyjątkowym pechem, fakt że chwilę później sowoniedźwiedź padł a żaden więcej z ataków stwora nie trafił, zaś Furia połatała go różdżką, zanim zdążył się wykrwawić na śmierć, zakrawały na mały cud. -Ha ha, one powinny się nazywać niesowoniedźwiedzie, bo to ani sowa ani dźwiedź. - Powiedział kowal głosem podszytym nieco histerią. Kiedy już się pozbierał nieco w sobie, przyjrzał się pobojowisku. Co prawda dzięki różdżce dzierżonej przez Furię, wkrótce wszyscy byli całkiem sprawni, ale martwiło go jak niebezpieczny stał się ostatnio las a co ważniejsze, jak szybko zużywali moc zaklętą w różdżce. -Dzięki Fiuria, a co do urządzenia magicznego jak to nazywasz, nie każdy ma dryg i nie każdy sobie dobrze z nim będzie radzić. Jeśli ktoś inny potrafi jej używać, ręka do góry. No, a teraz pora pozbyć się krwi znowu, no i może zapachu z tego wilko czegoś. - Rzucił w końcu Kobuz i przywołał do siebie odrobinę magicznej mocy, którą zazwyczaj zabawiał dzieci lub pomagał sobie w codziennych czynnościach. - Może uleczenie tego czegoś miałoby sens, może to jakiś druid, który nie jest agresywny i może nam powie co tu się dzieje. - Zasugerował mężczyzna, nie do końca wiedząc z czym ma do czynienia, poza faktem że las faktycznie chyba ostatnio ześwirował.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
08-03-2017, 10:02 | #62 |
Reputacja: 1 | Usłyszawszy odpowiedź barda, Dijan przyrzekł sobie, że jeśli będzie musiał poświęcić kogoś z drużyny, pierwszy będzie bezużyteczny Erdor, który jedyne co robi, to jest bezużyteczny. Na zewnątrz jedynie wzruszył ramionami mówiąc krótkie "trudno". - Obawiam się, moja droga, że Ty najsprawniej operujesz różdżką - odpowiedział Dijan nie tracąc humoru, choć działanie trucizny odczuwał coraz mocniej. Wiedział, że za chwilę nastąpi ponowny atak. Nie pierwszy raz był zatruty i wiedział, jak reaguje jego organizm. Bardzo żałował, że skończyła mu się różdżka usunięcia trucizny i nie był w stanie zaopatrzyć się w nową. Nawet nowa-używana była dość rzadko spotykana i raczej kosztowna. ~ Cóż, trzeba będzie jednak sypnąć groszem. ~ pomyślał notując sobie w głowie, by złożyć zamówienie jak tylko pojawi się w mieście. Słysząc dyskusję na temat uzdrowienia zwierzęcia, Bozaf wziął głębszy oddech i przewrócił oczami. Pracował z całkowitymi idiotami, lub ignorantami. Aż dziw, że komendant wykazał się takim brakiem wyczucia. Podszedł do Furii, która najwyraźniej dalej miała focha - Wilka trzeba uleczyć - szepnął stając blisko dziewczyny - Jesteśmy na terenie druidów, jeśli to ich zwierze, lub jesteśmy obserwowani, możemy tylko na tym zyskać. Jeżeli to jakiś druid, zyskamy podwójnie. - wytłumaczył swoje zamiary jak chłop krowie na rowie, choć oczywiście ukrył wszelką pretensjonalność i zniecierpliwienie w głosie jakie miał ochotę okazać. Najważniejszy był cel i Dijan potrafił grać na właściwych nutach, żeby osiągnąć zamierzony efekt. - Użył bym mikstury leczenia, ale po pierwsze, trudniej ją zaaplikować nieprzytomnemu zwierzęciu, po drugie ładunek z różdżki jest tańszy niż mikstura. Łotr rozejrzał się po polanie i wydawało się, że wszyscy są mniej więcej ogarnięci. Dobrze, uleczą wilka, zabiorą swoje tobołki i w ciągu pół godziny powinni ruszyć dalej. - Zbierajmy się, bo zaraz słońce będzie w zenicie. - zawołał do reszty. Ostatnio edytowane przez psionik : 08-03-2017 o 10:12. |
09-03-2017, 10:31 | #63 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Po walce Kendrick podbiegł do Furii bezceremonialnie obejmując ją w pasie. Głęboko w duchu cieszył się, że nic szczególnie poważnego jej się nie stało. W trakcie starcia z sowoniedźwiedziami serce stanęło mu na ułamek sekundy, w chwili gdy jedna z tych wielkich bestii pochwyciła jego kobietę i uniosła ją wysoko w powietrze z zamiarem rozbicia o ziemię. To wtedy właśnie Kendrick skoncentrował resztki swojej mocy i potężnym uderzeniem psionicznym znokautował sowoniedźwiedzia. Oczywiście nie obyło się bez pomocy pozostałych, ale to właśnie sobie Kendrick najwięcej przypisywał udziału w pokonaniu wrogów, czego dowodem było jego psychiczne zmęczenie po walce. Miał też wrażenie, że wykonał kawał solidnej roboty i choć nie emanował tym, to czuł się nadzwyczaj dobrze.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
10-03-2017, 21:31 | #64 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
12-03-2017, 17:42 | #65 |
Reputacja: 1 |
|
17-03-2017, 10:01 | #66 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-03-2017 o 10:03. |
17-03-2017, 10:03 | #67 |
Reputacja: 1 | Praca Wspólna - A z elfami to nie miewaliście problemów? - odezwał się Dragomir. - Słyszałem, że zdarzało się wam z nimi współpracować, ale ostatnio sami przekonaliśmy się, że to przecież malaryci. Sam już dawniej na własnej skórze przekonałem się, jak malaryci, oględnie mówiąc, nie przepadają za wieloma druidami, a i ten krąg raczej do nich miłością raczej nie pała? - Bywają z nimi problemy. - Przyznał niechętnie Abshur. - Są jak niepokorne szczeniaki, którym dopiero co wyrosły kły i uważają, że są dzięki temu silni. Mocne chwycenie za kark raz na jakiś czas przyprowadza je do porządku. Będę musiał się nimi zająć kiedy to wszystko już się skończy. Dragomir miał na końcu języka, że na razie to ten krąg druidów jest jeszcze nieprzyprowadzony do porządku. I są coś winni miasteczku po tych mordach, uznał jednak, że nie będzie wchodził w rolę negocjatora, więc tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i spojrzał wyczekująco na Kendricka i Dijana. - Mieliśmy drobne spięcie z malarytami. Najwyraźniej nie byli zadowoleni z naszego przybycia, ale już im przeszło - powiedział Kendrick z wymownym uśmiechem na twarzy. - To teraz z roli negocjatora stajemy się awanturnikami z krwi i kości, prawda? Nasz ponury przyjaciel będzie zadowolony - dodał niebianin zerkając na stojącego obok Dijana. - Nie wiem co mój kontrakt o tym mówi, ale mnie to wygląda jak nadgodziny dodatkowo płatne - zaśmiał się, a później nieco spoważniał i zapytał się bezpośrednio druida: - Żadne nadgodziny, kontrakt wyraźnie mówił o zażegnaniu zagrożenia - wtrącił się Bozaf - Zaprowadzisz nas do tej świątyni i wesprzesz w walce? - Tak. - Odpowiedział krótko Abshur, rysując na bieżąco patykiem w ziemi to jak jego zdaniem wyglądał teren ruin. Opowiadał jednocześnie na bieżąco co gdzie się znajduje i dlaczego jest ważne. - Co do ich liczebności - powiedział na koniec, odrzucając gałązkę - jest co najmniej dwóch kapłanów Czarnego Słońca, kolejnych dwóch tropicielu z plemienia Złamanej Strzały i chyba sześciu najętych zbirów. Kapłani dodatkowo kontrolują powstałe z martwych szkielety: ludzi, wilki, sowoniedźwiedzie i trolla. - Nie jest ich zbyt wiele… - Zauważył Kendrick. - Daliście się podbić jakiejś bandzie zbirów wspartej przez kapłanów? Władacie potęgą tego lasu i cała okolica drży z obawy przed waszym gniewem, a mimo to dwóm kapłanom udało się was pokonać? Jeśli to był podstęp to musiał być on godny bogów… - Nie kpij sobie, chłopcze. - Syknął półork. - Miałem ułamki sekundy by się przyjrzeć ich liczebności kiedy uciekałem. Równie dobrze może być ich więcej. W trakcie szturmu natomiast było ich dwa razy tyle: rzucili na nas swoje nieumarłe sługi, żeby nas zmęczyć, a potem sami dopełnili dzieła. Nie byliśmy gotowi na walną bitwę i nie mogliśmy się wycofać, bo to by oznaczało poddanie świętego przybytku Silvanusa dobrowolnie. - Ach i jeszcze… - Abshur przypomniał sobie coś momentalnie. - Nie jest on obecny cały czas w obozie, ale czasami przychodzi tam człowiek o imieniu Alor Xerth. Wywołuje niepokój nawet w nieugiętych kapłanach, choć sam nim nie jest. Jest psionikiem, widziałem jego lewitujący kryształ mocy, który chodzi wszędzie razem z nim. Niewykluczone, że też będzie w obozie kiedy zdecydujemy się na szturm. - Alor Xerth… - powtórzył na głos Kendrick, po czym zamyślił się nad czymś mocno. Twarz niebianina przez chwilę nie wyrażała żadnych emocji. Usta miał zaciśnięte w wąską kreseczkę, a jego puste spojrzenie błądziło gdzieś w oddali. - Znam go - powiedział po pewnym czasie, patrząc na swoich towarzyszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Był moim mentorem, kiedy jeszcze byłem smarkaczem nie panującym nad swoją mocą. Mimo wielu prób nie udało mu się mnie zdyscyplinować, a moja moc wciąż opierała się wszelkim próbom kontroli, dlatego pewnego dnia zrezygnował i przestał odwiedzać mnie w sierocińcu. Od tamtej chwili nie słyszałem o nim nic, ale teraz podejrzewam, że już wtedy chciał mnie wykorzystać do swoich niecnych celów. Przeszkodził mu w tym mój wrodzony brak dyscypliny - Kendrick cicho zachichotał, choć w jego śmiechu dało się słyszeć nutkę zdenerwowania. - Twoja szczeniacka postawa w końcu na coś się przydała - rzuciła mimochodem Furia, nie angażując się w rozmowy. - Najdroższa… - Odparł Kendrick sztucznie przesłodzonym głosem. - Moja “szczeniacka postawa”, jak to raczyłaś nazwać, uratowała mnie więcej razy niż myślisz - uśmiechnął się do niej, szczerząc przy tym zęby. -No to mają przewagę liczebną. Mają dostęp do miejsca mocy, kapłanów dysponujących nieokreśloną do końca mocą, ale będących w stanie ożywić trolla i sowoniedźwiedzie. Jedyne co stoi po naszej stronie, to potencjalnie zaskoczenie i możliwość doboru celów. Kapłani to podstawowe cele i ten psionik jeśli się pojawi. Nieumarli bez dozoru będą bezmyślni, zaatakują najbliższe stworzenia lub się rozpadną, nie jestem pewien które. Pozbycie się kapłanów jako pierwszych to i tak zawsze dobry pomysł. - Kobuz podszedł do wszystkiego z pragmatycznego, wojskowego punktu widzenia. -[/i]Co jesteś w stanie zrobić dzisiaj w takim razie, musimy wiedzieć czym dysponujemy i czy można ich stamtąd wykurzyć podpalając ściółkę dla przykładu, czy coś takiego tylko nam zaszkodzi, nie wspominając o wkurwieniu Sylvanusa, chociaż ten raczej tam chwilowo i tak nie rządzi.[/i] - Dodał kowal, nie myśląc nawet o tym, że prawdopodobnie sugerował świętokradztwo. - Co do samego planu - łotrzyk kontynuował podjęty przez kowala temat przygotowań - to mogę się przekraść nieniepokojony przez zarówno nieumarłych, jak i zwierzęta. Myślę, że nawet ten psionik, jeśli byłby obecny nie dałby rady mnie wykryć. Skrzypiący - tu mężczyzna rzucił okiem na Kobuza i Aldonę - mogliby skorzystać z tego przejścia, żeby znaleźć się jak najbliżej walki, gdy już się zacznie. Jeśli uda mi się wyeliminować kapłana, lub dwóch, a może tego psionika, to skąd będziecie wiedzieć? Wolałbym nie być w centrum zainteresowania, gdy zrobi się gorąco. - spytał bardziej retorycznie, bo domyślał się odpowiedzi. Nie zależało mu na tym, żeby wykazać się przed innymi ginąc przy okazji. - Powinniśmy wrócić do miasta po wsparcie - pokręciła głową Aldona. Komendant nie wymagał przecież od nich samobójczej szarży. Zrobili rozpoznanie, wróg jest liczny i silny, więc należało wrócić z oddziałem, a nie kombinować czy zginąć mniej czy bardziej podłą śmiercią. - Nie mam zamiaru odstawiać bohaterskiej głupoty i skończyć jako zombie, skoro mamy alternatywę. No i jeśli tam zginiemy kto przekaże miastu wieści o planach malarytów? - Ja - wtrąciła szybko Furia - Chętnie się poświęcę i zwieję rychło w czas - uśmiechnęła się dumnie, a nawet zaśmiała bezgłośnie. Uwielbiała obserwować reakcję innych. Aldona tylko przewróciła oczami, co wywołało poszerzenie uśmiechu u Diablicy. - To jest nierozsądne. - Powiedział stanowczo półork. - Powrót do miasta i przegrupowanie się zajmie wam czas, który Cyryci będą mogli wykorzystać na odpowiednie zareagowanie na zbiegłego więźnia. Teraz mają kłopot związany z moją, ale nie sądzę, by to długo potrwało. - Mieliśmy zażegnać niebezpieczeństwo, póki co nie wiemy do końca z czym się mierzymy. - zauważył Dijan - Musimy potwierdzić informacje i poinformować Komedianta o zaistniałym problemie. Jeżeli jest on w naszych kompetencjach, to powinniśmy powstrzymać zagrożenie, póki jest jeszcze nieopierzone. Łotrzyk zastanowił się przez chwilę wyjmując coś z kieszeni. Rękaw zasłaniał nieco widok, przez co trudno było dostrzec co dokładnie robi, ale widać było kilka różdżek, małe sakiewki różnego koloru i kilka piór bażancich [media]https://thumbs.dreamstime.com/t/baanta-pirko-37897335.jpg[/media]- Niestety, nie mam jak wysłać informacji - westchnął - więc musimy wysłać jednego ochotnika po potwierdzeniu zagrożenia. Oczywiście zakładając, że wartość bojowa tej osoby nie przewyższa tego co magia Abshura może stworzyć zamiast wysyłania posłańca do miasta. - To może ja pójdę? - Zgłosił się Erdor, który dotąd skrobał w ciszy mapę Abshura w swoim śpiewniku. - I tak całą dyplomację szlag trafił, przynajmniej tutaj, to chociaż tak się przydam. Poza tym mam już dość materiałów na tuzin ballad!Dragomir już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale jeszcze się wstrzymał. Z wielkim trudem. Uważał, że lepszego momentu do negocjacji niż ten, w którym krąg druidów potrzebuje szybkiej pomocy, nie można sobie było wymarzyć, jednak postanowił wcześniej jeszcze czegoś się dowiedzieć: - A dużo jest tych elfich plemion w lesie? Plemię Złamanej Strzały jest malaryckie, a co z resztą elfów? - zapytał Dragomir. Abshur zmierzył łowczego od góry do dołu wzrokiem. - Pomóż mi odbić Zapomniany Mech, a ja opowiem ci wszystko co wiem o elfach żyjących w tym lesie. - Powiedział. - Aktualnie długouche nie są dla nas bezpośrednim zagrożeniem. Jedynie upierdliwością. - Ale dla samotnego barda błąkającego się po lesie będą bezpośrednim zagrożeniem. - dodał Dijan, który w myślach setny już raz przewracał oczami. - Jak daleko znajdujemy się od Zapomnianego Mchu? - spytał. - Godzinę drogi w kierunku z którego przybyłem. - Abshur wskazał miejsce z którego nie tak dawno przybiegł pod postacią wilka goniony przez sowoniedźwiedzie. - To chyba powinniśmy ruszyć dupska, a nie gawędzić. Nie szkoda czasu? Odbicie tego czegoś będzie czymś… Pozytywnym dla naszej i jego sprawy - powiedziała do swoich, no bo ta “misja” przybysza średnio obchodziła. - Na pewno mniej się spodziewają jakiejś większej grupy, która by im przeszkodziła, teraz, niż za jeszcze kilka godzin. Więzień im uciekł, jeszcze trochę czasu i będą gotowi lub po prostu mogą się spodziewać, choćby minimalnej odsieczy - zakończyła Furia - Zgadzam się. Jeśli ruszymy teraz, możemy złapać ich nieprzygotowany - przytaknął Dijan. Aldona nie była zadowolona z takiego rozwiązania, ale najwyraźniej wszyscy traktowali rozkaz komendanta bardzo dosłownie i byli gotowi do szarży na druidzką enklawę. Ponuro skinęła głową i zaczęła czyścić halabardę. - Żeby tylko nie okazało się to wyprawą samobójczą… - skrzywił się Dragomir. - Ale jeżeli już mamy iść, to sądzę, że jest to najlepszy możliwy moment na rozmowę o tym, o czym mówiliśmy wczoraj… - tu myśliwy z irytacją porozumiewawczo wytrzeszczył oczy do Kendricka i Dijana. -Też mnie to martwi, ale ma to jakiś sens, ruszenie na mech teraz, ale… - Kobuz tylko machnął ręką. - W jaki sposób dokładnie uciekłeś? Nie sądzisz że mogli cię celowo puścić lub dać ułudę wolności? Żebyś pobiegł ku pozostałym strażnikom. - Zapytał kowal z lekkim westchnieniem, plan zdobycia Mchu wyglądał mu na zbyt dobrze zorganizowany, by tak łatwo dać jeńcowi uciec. -Jeśli sam nie jesteś zatruty, wczoraj pogryzły mnie i Kendricka pająki, których jad nas mocno osłabił, jeśli byłbyś w stanie coś z tym zrobić, na pewno pomogłoby to jeszcze przed walką. - Dodał jeszcze mężczyzna, którego osłabienie jeszcze nie przeszło, mimo że czuł się nieco lepiej niż wczoraj.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 17-03-2017 o 10:07. |
21-03-2017, 20:15 | #68 |
Reputacja: 1 |
|
28-03-2017, 12:42 | #69 |
Reputacja: 1 | Praca wspólna Furia zdążyła się skrzywić z niesmakiem, na takie zachowanie. Wszak zapewne nie raz była świadkiem takiej obrzydliwości, ale nie miała w zamiarze kryć niezadowolenia, jakie to w niej wywoływało. Nie skomentowała, jedynie uniosła głowę patrząc z wyższością. Nie była w końcu taka niziutka, a i obcasy nieco jej dodawały. Przerzuciła oczami, kiedy pierwsza osoba zabrała głos. - Jeżeli planujecie podejść ich i zaatakować z zaskoczenia, zróbcie od od zawietrznej. Zminimalizujecie ryzyko wykrycia was przez zwierzęta - zaczął Dijan, który przygotowywał się do zwiadu. Jego głos był spłaszczony, jednowymiarowy. Jakby nie chciał rozchodzić się w powietrzu, co mogło irytować jeszcze bardziej niż zwykle. Całe ciało łotra przybierało kolory otoczenia wtapiając się w okoliczną florę. Bez wątpienia magia eliksirów zwiększała możliwości pozostawania niezauważonym. Mężczyzna poprawił ustawienie kuszy, sprawdził jeszcze raz, czy wszystkie bełty są poprawnie oddzielone, sękata pałka dociążona wewnątrz ołowiem jest łatwo dostępna. - Ja mogę podejść ich od strony tajemnego przejścia i wyeliminować tych, którzy znajdą się w samym środku, ale konieczna będzie synchronizacja. Jeśli wejdziecie za wcześnie, zaalarmujecie kapłanów, jeśli za późno…. - Dijan zawiesił głos dobierając odpowiednie słowo - cóż, wtedy chyba ja będe mieć więcej problemów - powiedział w końcu drapiąc się po brodzie. Bozaf doskonale znał ryzyko planu jaki zakładał. Dokładnie go analizował podczas drogi, ale najlepiej czuł się właśnie wśród cieni, z dala od reszty hałasującej drużyny. Dlatego też rozważył wszystkie ewentualne możliwości i scenariusze ucieczki gdyby towarzysze spóźnili się z atakiem, czy to celowo, czy też nie. - Oczywiście istnieje też opcja, żebyśmy wszyscy szli tunelem i zaatakowali ich od środka, ale nie każdy lubi być otoczony już na starcie. - dodał po chwili dając drużynie alternatywę. - Może najpierw zdjąć strażników, zwiadowców…? - niepewnie spytała Aldona. Układanie planu bitwy stanowczo nie leżało w jej kompetencjach. - Tylko hm… chyba powinniśmy zostawić nasze czworonogi gdzieś dalej od kręgu; i ciebie Sasho też. Albo może bard zabierze je do miasta? Lepiej nie ryzykować, że znów zgłupieją od magii malarytów, a i on będzie miał dzięki Sashy jakąś ochronę. - Co do zwierząt, z ust mi to wyjęłaś - odpowiedział Dragomir. - A ty, Sasho, lepiej pozostań w ludzkiej formie… Widziałaś, co się stało wcześniej. - Można więc podejrzewać, że dźwięki kuszące innych by zabijali, są psioniczne? Bo jeśli nie, to stanowcze ogłuszenie by wystarczyło - Furia wzruszyła ramionami, jakby miała wszystko głęboko. Nie potrafiła przyznać, że po prostu Sasha by się im przydała. Mięso armatnie i takie tam. Nad planem bardzo chciałaby pomyśleć, jednak nie potrafiła sobie zwizualizować tego, co powiedział półork. A szkoda. Uważała, że miała tutaj największe kompetencje. Tak ogólnie, to była najlepsza - ale to wiadome. - Nie ma sensiu tracić w walce czasu na swojaków, a i bardowi jakaś ochrona się przyda - upierałą się Aldona - Ktoś MUSI powiadomić miasto w razie gdyby nam się nie udało - już wolała nie dodawać jaki marne, według niej, mają szanse na zwycięstwo. - Cyric nie ma wśród swoich popleczników druidów, więc nie sądzę, żeby bezpośrednio był w stanie kontrolować zwierzęta. Wspomniany sowoniedźwiedź może jednak zamieszać w głowach, i to nie tylko zwierząt. - powiedział Dijan. - Na wszelki wypadek, może faktycznie lepiej będzie nie brać zwierząt ze sobą. Większym problemem może być troll. Czy ktoś posiada broń zdolną zranić trolla? - Szkielet trolla. - Poprawił go Abshur. - Mówiłem o szkielecie trolla. - Ah, to problem rozwiązany - ucieszył się Bozaf. - Pozostają więc tylko ewentualne zwierzęta, jakie mogli ze sobą wziąć tropiciele. O ile oczywiście nie przestraszyły się nieumarłych. Mogę zakraść się i sprawdzić jak wygląda sytuacja, jeśli potrzebujecie więcej czasu na przygotowanie się. - zaproponował widząc brak entuzjazmu na twarzach towarzyszy, - Nie martw się Aldono, nie będziemy szli na pewną śmierć. Martwym nie wypłacają pieniędzy - uśmiechnął się. - Czyli mam iść do miasta z waszymi pieskami i… nią? - Erdorowi wyraźnie ten plan się nie podobał i szukał wymówek. - No ale… bo… ale czy Sasha w ogóle chce ze mną iść? Sasha, nie chcesz, prawda? - Że do miasta? - Zainteresowała się wilczyca. - Co za debilny pomysł. Jak bardzo się boisz iść przez las to mogę cię do granicy odprowadzić, a potem wracam. Spoko dziadek, nie będę cię gryzać. Za mocno. Chociaż nie wiesz co tracisz, życie jako wilk jest genialne! - Dziadek…?! - Erdor najpierw się zapowietrzył, potem jedynie przewrócił oczami. - No, to nawet ubrania nie będę potrzebowała, nie? - Stwierdziła na koniec Sasha z nadzieją. - Może być - zgodziła się Aldona. Ważne było, żeby zająć kundle na dłuższy czas z dala od Mchu. - To co konkretnie mam komendantowi powiedzieć? - Zapytał też bard. - Wszystko co przekazał nam Abshur. Jesteś przecież bardem, powinieneś mieć dobrą pamięć - zirytowała się lekko Aldona. - I niech przekaże moją wypłatę rodzinie za ten spędzony w lesie czas. W końcu jeszcze żyję. - Dodała kwaśno. - I świnie niech nakarmi - dorzuciła żartobliwie twardym tonem głosu, rogata kobieta. - Pewnie, boczek zawsze się przyda. Co do planu. Wyskoczenie na nich od środka, nie jest głupim pomysłem, będziemy mogli atakować we wszystkich kierunkach. Tyle że najbardziej chyba nam zależy na zlikwidowaniu kapłanów jako pierwszych. Gdzie jest najbardziej prawdopodobne że będą? - Dodał swoje trzy grosze Kobuz. - Przy posągu albo pod ziemią. - Odpowiedział niepewnie druid. - Pod ziemię schodzą, żeby się modlić we względnej samotności, zaś przy posągu odprawiają swoje rytuały. -Daleko spod tego posągu pod ziemię? - Dopytał Kobuz zerkając na szkic, żeby jakoś spróbować to sobie wyobrazić. - Komu jeszcze podoba się najpierw zatłuczenie tych kapłanów? - Rzucił mężczyzna. Odczuwał w całym tym zgromadzeniu pewien problem. Nie widać było zbytnio przywódcy a każde z nich było nawykłe do działania osobno. - Kapłani i ten psionik, to pierwsze cele ataku - przytaknął Dijan, zdziwiony faktem, że musi powtarzać ten temat jeszcze raz. Może mówił zbyt zawiłym językiem? Może użył zbyt trudnych słów? Nie, chyba nie. Dijan uczęszczał do Akademii Magii, ale Kobuz posiadł coś, czego nie udało się do tej pory łotrowi - Władał magią… ale z drugiej strony, Bozaf nie widział księgi zaklęć, więc być może była to jakaś wrodzona zdolność magiczna? Spróbował podejść do tematu z innej strony - Problem jaki widzę jest taki, że wchodząc do środka narażamy naszych “najmiększych” towarzyszy na atak bezpośredni. - tu spojrzał na niebiańsko-szatańską parę - W takich warunkach rzucanie zaklęć może być... bardzo stresujące, żeby nie powiedzieć trudne. Patrząc na to czym dysponujemy, powinniśmy wykorzystać mocne strony każdego możliwie niwelując strony słabe. Pewnie powiem rzeczy oczywiste, bo każdy z nas to wie, ale “żeby nie było”: Dragomir, Kobuz i Aldona zapewniają zbroje ramię i osłaniają czaromiotów przed bezpośrednim zagrożeniem. ~ Nie jak ostatnio, gdzie musiałem odciągać sowoniedźwiedzie ~ dodał w myślach. - Furia, Erdor i Kendrick powinni trzymać się z dala od bezpośredniego starcia używając swojej magii tak jak potrafią najlepiej. O, właśnie. Zapomniałbym. Erdor, następnym razem jak ktoś namiesza naszym pupilom w głowach użyj swojej magii i lutni żeby zająć je czymś i uspokoić. To chyba potrafisz? - Bozaf nie potrafił pozbyć się protekcjonizmu z głosu, gdy mówił do barda. Samo to, że uważał go za bezwartościowego było wystarczającym powodem, ale przypominanie jakimi dysponuje umiejętnościami, to już przekraczało samokontrolę łotra. -Przecież Erdor wraca do miasta. Burzysz się, że cię nie słuchamy, a sam lepszy nie jesteś. - prychnela Furia wtracajac się w jego monolog. - Zakładasz, że się więcej z Erdorem nie spotkamy? - zdziwił się Bozaf. - No raczej nie będziemy wiecznie latać na polecenie miasta w takim składzie; na szczęście! - odparła Rogata nadymając policzki z poirytowania. - Skup się na tym co teraz. - rozkazała z wyższością. Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami zbywając komentarz machnięciem ręki. Cierpliwość ma swoje granice. Nawet wobec płci pięknej. - Jak dobrze ukryte jest to tajemne przejście? - spytał na koniec druida - Czy jest szansa, że kapłani je znaleźli? Uciekałeś przez nie? - Dijan wszędzie widział spisek, lub pułapkę. Jeśli posiadali zwierzęta tropiące, a patrząc na owładnięte sowoniedźwienie nie było to wykluczone, mogli z łatwością wytropić przejście i je zablokować, lub zastawić tam pułapkę. Idąc większą grupą w tunelu, ryzykowali wiele. - Nie jest ukryte jeśli ktoś poświęcił choć chwilę, żeby rozejrzeć się w okolicy od góry. - Powiedział druid. - Jeśli jednak nikogo tam akurat nie ma, to można się przemknąć niepostrzeżenie dla obserwatorów w samych ruinach. Na wejściu i na wyjściu z przejścia są gęste krzaki, które zapewniają dobrą osłonę. Abshur wskazał palcem krzaki kilkanaście metrów od nich. Potrzeba było chwili obserwacji, żeby zorientować się, że podwyższony teren jest po ich lewej i prawej stronie, ale nie za samymi krzakami. Najprawdopodobniej to było właśnie to “wejście”. - W takim razie należy przyjąć, że przejście może być dość ryzykowne. - Im dłużej tu siedzimy tym większa szansa, że nas wyniuchają, to jest ryzykowne - mruknęła Aldona. Miała niejasne wrażenie, że w chwili ataku większość ustaleń pójdzie się paść. - Więc chodźmy, najwyżej się przebijemy przez tą pułapkę i ich zaskoczymy podwójnie.- Stwierdził w końcu Kobuz, szykując swój miecz. Korbacz był w pogotowiu, gdyby pojawiły się szkielety, ale żywe cele lepiej było zwalczać ostrzem według niego.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 02-04-2017 o 14:40. Powód: Formatowanie, gwiazdki i szepczące krakeny. |
29-03-2017, 10:52 | #70 |
Reputacja: 1 |
|