Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2017, 10:03   #67
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna

- A z elfami to nie miewaliście problemów? - odezwał się Dragomir. - Słyszałem, że zdarzało się wam z nimi współpracować, ale ostatnio sami przekonaliśmy się, że to przecież malaryci. Sam już dawniej na własnej skórze przekonałem się, jak malaryci, oględnie mówiąc, nie przepadają za wieloma druidami, a i ten krąg raczej do nich miłością raczej nie pała?
- Bywają z nimi problemy. - Przyznał niechętnie Abshur. - Są jak niepokorne szczeniaki, którym dopiero co wyrosły kły i uważają, że są dzięki temu silni. Mocne chwycenie za kark raz na jakiś czas przyprowadza je do porządku. Będę musiał się nimi zająć kiedy to wszystko już się skończy.
Dragomir miał na końcu języka, że na razie to ten krąg druidów jest jeszcze nieprzyprowadzony do porządku. I są coś winni miasteczku po tych mordach, uznał jednak, że nie będzie wchodził w rolę negocjatora, więc tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i spojrzał wyczekująco na Kendricka i Dijana.
- Mieliśmy drobne spięcie z malarytami. Najwyraźniej nie byli zadowoleni z naszego przybycia, ale już im przeszło - powiedział Kendrick z wymownym uśmiechem na twarzy. - To teraz z roli negocjatora stajemy się awanturnikami z krwi i kości, prawda? Nasz ponury przyjaciel będzie zadowolony - dodał niebianin zerkając na stojącego obok Dijana. - Nie wiem co mój kontrakt o tym mówi, ale mnie to wygląda jak nadgodziny dodatkowo płatne - zaśmiał się, a później nieco spoważniał i zapytał się bezpośrednio druida:
- Żadne nadgodziny, kontrakt wyraźnie mówił o zażegnaniu zagrożenia - wtrącił się Bozaf
- Zaprowadzisz nas do tej świątyni i wesprzesz w walce?
- Tak. - Odpowiedział krótko Abshur, rysując na bieżąco patykiem w ziemi to jak jego zdaniem wyglądał teren ruin. Opowiadał jednocześnie na bieżąco co gdzie się znajduje i dlaczego jest ważne.
- Co do ich liczebności - powiedział na koniec, odrzucając gałązkę - jest co najmniej dwóch kapłanów Czarnego Słońca, kolejnych dwóch tropicielu z plemienia Złamanej Strzały i chyba sześciu najętych zbirów. Kapłani dodatkowo kontrolują powstałe z martwych szkielety: ludzi, wilki, sowoniedźwiedzie i trolla.
- Nie jest ich zbyt wiele… - Zauważył Kendrick. - Daliście się podbić jakiejś bandzie zbirów wspartej przez kapłanów? Władacie potęgą tego lasu i cała okolica drży z obawy przed waszym gniewem, a mimo to dwóm kapłanom udało się was pokonać? Jeśli to był podstęp to musiał być on godny bogów…
- Nie kpij sobie, chłopcze. - Syknął półork. - Miałem ułamki sekundy by się przyjrzeć ich liczebności kiedy uciekałem. Równie dobrze może być ich więcej. W trakcie szturmu natomiast było ich dwa razy tyle: rzucili na nas swoje nieumarłe sługi, żeby nas zmęczyć, a potem sami dopełnili dzieła. Nie byliśmy gotowi na walną bitwę i nie mogliśmy się wycofać, bo to by oznaczało poddanie świętego przybytku Silvanusa dobrowolnie.
- Ach i jeszcze… - Abshur przypomniał sobie coś momentalnie. - Nie jest on obecny cały czas w obozie, ale czasami przychodzi tam człowiek o imieniu Alor Xerth. Wywołuje niepokój nawet w nieugiętych kapłanach, choć sam nim nie jest. Jest psionikiem, widziałem jego lewitujący kryształ mocy, który chodzi wszędzie razem z nim. Niewykluczone, że też będzie w obozie kiedy zdecydujemy się na szturm.
- Alor Xerth… - powtórzył na głos Kendrick, po czym zamyślił się nad czymś mocno. Twarz niebianina przez chwilę nie wyrażała żadnych emocji. Usta miał zaciśnięte w wąską kreseczkę, a jego puste spojrzenie błądziło gdzieś w oddali.
- Znam go - powiedział po pewnym czasie, patrząc na swoich towarzyszy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Był moim mentorem, kiedy jeszcze byłem smarkaczem nie panującym nad swoją mocą. Mimo wielu prób nie udało mu się mnie zdyscyplinować, a moja moc wciąż opierała się wszelkim próbom kontroli, dlatego pewnego dnia zrezygnował i przestał odwiedzać mnie w sierocińcu. Od tamtej chwili nie słyszałem o nim nic, ale teraz podejrzewam, że już wtedy chciał mnie wykorzystać do swoich niecnych celów. Przeszkodził mu w tym mój wrodzony brak dyscypliny - Kendrick cicho zachichotał, choć w jego śmiechu dało się słyszeć nutkę zdenerwowania.
- Twoja szczeniacka postawa w końcu na coś się przydała - rzuciła mimochodem Furia, nie angażując się w rozmowy.
- Najdroższa… - Odparł Kendrick sztucznie przesłodzonym głosem. - Moja “szczeniacka postawa”, jak to raczyłaś nazwać, uratowała mnie więcej razy niż myślisz - uśmiechnął się do niej, szczerząc przy tym zęby.
-No to mają przewagę liczebną. Mają dostęp do miejsca mocy, kapłanów dysponujących nieokreśloną do końca mocą, ale będących w stanie ożywić trolla i sowoniedźwiedzie. Jedyne co stoi po naszej stronie, to potencjalnie zaskoczenie i możliwość doboru celów. Kapłani to podstawowe cele i ten psionik jeśli się pojawi. Nieumarli bez dozoru będą bezmyślni, zaatakują najbliższe stworzenia lub się rozpadną, nie jestem pewien które. Pozbycie się kapłanów jako pierwszych to i tak zawsze dobry pomysł. - Kobuz podszedł do wszystkiego z pragmatycznego, wojskowego punktu widzenia. -[/i]Co jesteś w stanie zrobić dzisiaj w takim razie, musimy wiedzieć czym dysponujemy i czy można ich stamtąd wykurzyć podpalając ściółkę dla przykładu, czy coś takiego tylko nam zaszkodzi, nie wspominając o wkurwieniu Sylvanusa, chociaż ten raczej tam chwilowo i tak nie rządzi.[/i] - Dodał kowal, nie myśląc nawet o tym, że prawdopodobnie sugerował świętokradztwo.

- Co do samego planu - łotrzyk kontynuował podjęty przez kowala temat przygotowań - to mogę się przekraść nieniepokojony przez zarówno nieumarłych, jak i zwierzęta. Myślę, że nawet ten psionik, jeśli byłby obecny nie dałby rady mnie wykryć. Skrzypiący - tu mężczyzna rzucił okiem na Kobuza i Aldonę - mogliby skorzystać z tego przejścia, żeby znaleźć się jak najbliżej walki, gdy już się zacznie.
Jeśli uda mi się wyeliminować kapłana, lub dwóch, a może tego psionika, to skąd będziecie wiedzieć? Wolałbym nie być w centrum zainteresowania, gdy zrobi się gorąco. - spytał bardziej retorycznie, bo domyślał się odpowiedzi. Nie zależało mu na tym, żeby wykazać się przed innymi ginąc przy okazji.
- Powinniśmy wrócić do miasta po wsparcie - pokręciła głową Aldona. Komendant nie wymagał przecież od nich samobójczej szarży. Zrobili rozpoznanie, wróg jest liczny i silny, więc należało wrócić z oddziałem, a nie kombinować czy zginąć mniej czy bardziej podłą śmiercią. - Nie mam zamiaru odstawiać bohaterskiej głupoty i skończyć jako zombie, skoro mamy alternatywę. No i jeśli tam zginiemy kto przekaże miastu wieści o planach malarytów?
- Ja - wtrąciła szybko Furia - Chętnie się poświęcę i zwieję rychło w czas - uśmiechnęła się dumnie, a nawet zaśmiała bezgłośnie. Uwielbiała obserwować reakcję innych. Aldona tylko przewróciła oczami, co wywołało poszerzenie uśmiechu u Diablicy.

- To jest nierozsądne. - Powiedział stanowczo półork. - Powrót do miasta i przegrupowanie się zajmie wam czas, który Cyryci będą mogli wykorzystać na odpowiednie zareagowanie na zbiegłego więźnia. Teraz mają kłopot związany z moją, ale nie sądzę, by to długo potrwało.
- Mieliśmy zażegnać niebezpieczeństwo, póki co nie wiemy do końca z czym się mierzymy. - zauważył Dijan - Musimy potwierdzić informacje i poinformować Komedianta o zaistniałym problemie. Jeżeli jest on w naszych kompetencjach, to powinniśmy powstrzymać zagrożenie, póki jest jeszcze nieopierzone.
Łotrzyk zastanowił się przez chwilę wyjmując coś z kieszeni. Rękaw zasłaniał nieco widok, przez co trudno było dostrzec co dokładnie robi, ale widać było kilka różdżek, małe sakiewki różnego koloru i kilka piór bażancich
[media]https://thumbs.dreamstime.com/t/baanta-pirko-37897335.jpg[/media]- Niestety, nie mam jak wysłać informacji - westchnął - więc musimy wysłać jednego ochotnika po potwierdzeniu zagrożenia. Oczywiście zakładając, że wartość bojowa tej osoby nie przewyższa tego co magia Abshura może stworzyć zamiast wysyłania posłańca do miasta.
- To może ja pójdę? - Zgłosił się Erdor, który dotąd skrobał w ciszy mapę Abshura w swoim śpiewniku. - I tak całą dyplomację szlag trafił, przynajmniej tutaj, to chociaż tak się przydam. Poza tym mam już dość materiałów na tuzin ballad!
Dragomir już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale jeszcze się wstrzymał. Z wielkim trudem. Uważał, że lepszego momentu do negocjacji niż ten, w którym krąg druidów potrzebuje szybkiej pomocy, nie można sobie było wymarzyć, jednak postanowił wcześniej jeszcze czegoś się dowiedzieć:
- A dużo jest tych elfich plemion w lesie? Plemię Złamanej Strzały jest malaryckie, a co z resztą elfów? - zapytał Dragomir.

Abshur zmierzył łowczego od góry do dołu wzrokiem.
- Pomóż mi odbić Zapomniany Mech, a ja opowiem ci wszystko co wiem o elfach żyjących w tym lesie. - Powiedział. - Aktualnie długouche nie są dla nas bezpośrednim zagrożeniem. Jedynie upierdliwością.
- Ale dla samotnego barda błąkającego się po lesie będą bezpośrednim zagrożeniem. - dodał Dijan, który w myślach setny już raz przewracał oczami.
- Jak daleko znajdujemy się od Zapomnianego Mchu? - spytał.
- Godzinę drogi w kierunku z którego przybyłem. - Abshur wskazał miejsce z którego nie tak dawno przybiegł pod postacią wilka goniony przez sowoniedźwiedzie.
- To chyba powinniśmy ruszyć dupska, a nie gawędzić. Nie szkoda czasu? Odbicie tego czegoś będzie czymś… Pozytywnym dla naszej i jego sprawy - powiedziała do swoich, no bo ta “misja” przybysza średnio obchodziła.
- Na pewno mniej się spodziewają jakiejś większej grupy, która by im przeszkodziła, teraz, niż za jeszcze kilka godzin. Więzień im uciekł, jeszcze trochę czasu i będą gotowi lub po prostu mogą się spodziewać, choćby minimalnej odsieczy - zakończyła Furia
- Zgadzam się. Jeśli ruszymy teraz, możemy złapać ich nieprzygotowany - przytaknął Dijan. Aldona nie była zadowolona z takiego rozwiązania, ale najwyraźniej wszyscy traktowali rozkaz komendanta bardzo dosłownie i byli gotowi do szarży na druidzką enklawę. Ponuro skinęła głową i zaczęła czyścić halabardę.
- Żeby tylko nie okazało się to wyprawą samobójczą… - skrzywił się Dragomir. - Ale jeżeli już mamy iść, to sądzę, że jest to najlepszy możliwy moment na rozmowę o tym, o czym mówiliśmy wczoraj… - tu myśliwy z irytacją porozumiewawczo wytrzeszczył oczy do Kendricka i Dijana.
-Też mnie to martwi, ale ma to jakiś sens, ruszenie na mech teraz, ale… - Kobuz tylko machnął ręką. - W jaki sposób dokładnie uciekłeś? Nie sądzisz że mogli cię celowo puścić lub dać ułudę wolności? Żebyś pobiegł ku pozostałym strażnikom. - Zapytał kowal z lekkim westchnieniem, plan zdobycia Mchu wyglądał mu na zbyt dobrze zorganizowany, by tak łatwo dać jeńcowi uciec. -Jeśli sam nie jesteś zatruty, wczoraj pogryzły mnie i Kendricka pająki, których jad nas mocno osłabił, jeśli byłbyś w stanie coś z tym zrobić, na pewno pomogłoby to jeszcze przed walką. - Dodał jeszcze mężczyzna, którego osłabienie jeszcze nie przeszło, mimo że czuł się nieco lepiej niż wczoraj.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 17-03-2017 o 10:07.
Plomiennoluski jest offline