Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2017, 15:35   #43
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sophie nie przypuszczała nawet, że gdy Andre powie o potrzebie oczyszczenia jej aury z diabolizmu, będzie to aż taka zmiana w jej życiu. Kiedy wampir związał ją więzami krwi, a ona pokochała go na nowo miłością szczerą i bezwarunkową, Burth oświadczył, że nie może mu towarzyszyć póki co w Wiedniu. Musiała wyjechać i to sama, by oczyścić aurę i pozwolić czasowi zaleczyć rany. To oczywiście nie było w jej stylu, ale czy mogła odmówić.
Tak trafiła do Tybetu, a konkretnie do świątyni buddyjskiej Samje.

[MEDIA]http://www.horyzonty.pl/uploaded/cache/offer_image/uploaded/HoryzontyBundleWebBundleEntityOffer/backgroundPath/277/wyprawa-tybet-lhasa-potala.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/06/klasztor-samje-tybet-27.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2011/07/tybet-klasztor-samje-utse.jpg[/MEDIA]

Pół roku później...

W swojej celi Sophie medytowała. Obudziła się dobre 3 godziny temu, lecz wiedziała, że nie powinna opuszczać swojego schronienia dopóki ostatni turyści i bracia nie ułożą się do snu. Dopiero wtedy nastawał czas jej własnej posługi. Trisong Hamala - najstarszego z mnichów klasztoru (niektórzy wręcz mówili, że był on założycielem Samje) i zarazem wampir, który twierdził, że nie musi już pić posoki, bo osiągnął nirvanę, przychodził po nią, by mogła zapracować na poranny “dar krwi” - jak nazywał kielich krwi któregoś z wtajemniczonych mnichów.

Co ważne, za każdym razem dzień w dzień Sophie musiała prosić o swoją porcję vitaę i mówić jak to danej nocy przysłużyła się zakonowi - czasem odnajdywała zagubioną trzodę, czasem coś naprawiała, czasem szorowała podłogi i ołtarze, a czasem nosiła “zakupy” z miejscowości położonej u stóp góry, na której szczycie wznosiła się Samje. Jeśli wampirzyca tego nie zrobiła lub choćby tonem dała odczuć mnichom, że jest niezadowolona, odmawiali jej i tak skąpego karmienia. I na nic zdawały się groźby, gdy obok stał Trisong - prawdopodobnie najstarszy i najpotężniejszy Kainita, jakiego spotkała. Cholerny pacyfista, który jednak potrafił skutecznie ją utemperować. Hamala osobiście pilnował, by nie spożywała niczego poza krwią z darów i by jedynym sposobem karmienia było picie nie prosto z rany, lecz z naczynia, nazywanego przezeń “kielichem wstydu”.

Jak zwykle na początku nocy przysiadła na podłodze i czekała. O ile pierwsze miesiące doprowadzały ją do szału. Brak Martina, co gorsze brak Andre, brak jego dotyku, jego głosu, jego vitae, sprawiały, że miała ochotę rozwalić ten klasztor w drobny mak.

Teraz już było lepiej. Pierwsze godziny poświęcała na przypominanie sobie tego czego uczyła się poprzedniego tak, ale też na pracę nad sobą, zrozumienie tego czym właściwie się stała. Nadal ją to frustrowało, nadal nie chciała być tym czymś. Trupem, pijącym krew by… by co? By dalej pić krew. Odetchnęła. To nic nie dawało, nie można nagle znów stać się człowiekiem.

Uczyła się i to sporo, obserwując mnichów, obserwując siebie i przede wszystkim gryząc się w język. Na czubku tego wszystkiego był Hamala. Wredny, wiecznie uśmiechnięty pacyfista, który choć nie chciała, wzbudzał w niej szacunek. Słuchała go i starała się zrozumieć. Przede wszystkim starała się zrozumieć. Tego wampira, mnichów… to jak ludzie myślą. Jak nigdy nie miała czasu i chęci by poświęcać temu uwagę, teraz nie miała absolutnie nic innego do roboty.

Przeciągnęła się, nie podnosząc się jednak z siadu. Może dadzą się jej dzisiaj przejść, trochę ruchu dobrze by jej zrobiło.

Tęskniła też za widokiem Andre. W trakcie długich tygodni, wampir odwiedził ją tylko raz i to raptem na niecałe dwie godziny. Miała wrażenie, że głównym celem jego wizyty było sprawdzenie jej i podanie jej swojej krwi, ale zaraz potem przychodziła refleksja, że Andre taki przecież nie był. Zresztą gdy zostali na chwilę sami kainita przytulił ją i pogładził po policzku, wyznając, że za nią tęskni. Ten gest potem wiele razy nawiedział jej sny... także na jawie.

Wtem rozpoznała daleko w głębi korytarza znajome kroki. Choć ludzkie ucho nie byłoby w stanie wyłowić żadnego dźwięku przez grube mury świątyni, ona nie tylko słyszała, ale też rozpoznawała charakterystyczne utykanie Hamala. Po chwili do drzwi jej celi rozległo się pukanie. Sophie podniosła się i podeszła do drzwi. Otworzyła je i jak zwykle ukłoniła się staremu wampirowi na powitanie. Sto osiemdziesiąty trzeci pokłon na powitanie. Kolejne powitanie, kolejna noc. Widząc lekko uśmiechniętą twarz Homali, zaczynała czuć, że już zawsze będzie tak.

- Jak spałaś, dziecko? - zapytał jak zwykle ze spokojem i pogodą ducha.
Sophie wyprostowała się i uśmiechnęła się do wampira.
- Dobrze. A ty mistrzu? - Zwracała się do niego jak reszta mnichów. Z zaciekawieniem przyglądała się wampirowi, była ciekawa co tym razem dla niej zaplanował.
- Medytowałem bez snów. Dziś mam dla ciebie inne zadanie. Dziś ty sama będziesz swoim mistrzem. Nie dostaniesz pracy, jak zazwyczaj, sama ją sobie wybierzesz. Tak, by godzinę nim wzejdzie słońce wejść do głównej sali i bez wątpliwości w swoje zasługi poprosić oświeconych o dar krwi.

Sophie spoglądała na mnicha spokojnie. Cóż, było to dziwne, ale z drugiej strony bardzo w stylu Hamali. Skłoniła mu się nisko, przyjmując w ten sposób zadanie. Wyprostował się z uśmiechem.

- Z wielką przyjemnością, mistrzu.
- Mój wzrok będzie z tobą. Moje serce będzie jednak spokojne. Ufam, że postąpisz słuszne.
- również się jej ukłonił, odsuwając od drzwi, by zrobić jej przejście.

Sophie wyszła ze swojej celi nasuwając na głowę chustę. Jedyna rzecz, która jako taka odbiegała od tybetańskiego tradycyjnego stroju, który nosiła od jakiegoś czasu. Chupy, bo tak nazywała się zbieranina tkanin, które zakładała na siebie co noc. Chusta, sprawiała, że jej blond włosy nie wyróżniały się aż tak w tłumie.

[MEDIA]https://s4.postimg.org/jamby0o19/chupa.jpg[/MEDIA]

Wymijając Hamalę skłoniła mu się lekko i ruszyła korytarzem. Tym samym co każdej nocy. Przez te pół roku nauczyła się, że praca jest zawsze i tylko czeka aż ktoś ją wykona. Wystarczyło się tylko dobrze rozejrzeć. Więc rozglądała się, ciesząc się, że może rozprostować kości. W tym wszystkim, w całym tym klasztorze, w tych wszystkich mnichach było dziwne piękno i powolutku uczyła się je doceniać. Może gdyby nie ta męcząca tęsknota byłoby jej tu nawet dobrze.

Skoro Hamala pozostawił jej pole do popisu ruszyła w stronę pralni. Zarządzała ją Nyima, jedna z dwóch, poza nią, kobiet w zakonie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/ac/05/d9/ac05d9414bdc3bc695a7ebcbbccca8d0.jpg[/MEDIA]

Stara tybetanka, była jedną z tych osób, które mogłyby konkurować z Andre jeśli chodzi o “zarządzanie zasobami ludzkimi” lub jak to wolała mówić wyzyskiwanie. Nieważne ile osób przydzielono Nyimie do pomocy, zawsze znalazło się coś jeszcze. Wampirzyca skłoniła się starszej kobiecie, a ta nawet się nie odzywając wskazała jej kilka koszy dwubarwnym praniem. Zgarnęła pierwszy i ruszyła w stronę osłoniętej suszarni kłaniając się po drodze kilku mnichom. Chciała iść na spacer, ale było kilka punktów, które odhaczała już co noc, chyba że Hamala miał dla niej jakieś pilne polecenia.

Najpierw rozwiesić pranie dla Nyimie. Sophie bez pośpiechu rozwieszała obszerne tkaniny. Zazwyczaj staruszka miała dla niej dwa lub trzy kosze. W sumie poza spacerami w dół góry, to było jej ulubione zajęcie. Zazwyczaj była przy tym sama i mimo, że mnisi raczej pozwalali jej myśleć gdy tylko miała ochotę, wolała się oddawać tak zwanej medytacji gdy obok nie było nikogo.

[MEDIA]http://l7.alamy.com/zooms/026eca039b3248acb2f89ab1878229de/dry-on-laundry-string-buddhist-monks-robe-in-wat-si-rong-mueang-lampang-c2mp32.jpg[/MEDIA]

Musiała przyznać, że jej głowę wypełniał głównie Andre. Jego twarz, wspomnienie jego dotyku. Dystans sprawiał, że widmo więzów krwi i tego na ile te wszystkie uczucia były ich efektem, było coraz wyraźniejsze. Jednak… Zgarnęła ostatni kosz i odniosła go dla Nymie. Jak zwykle skłoniła się kobiecie, dziękując i ruszyła na dalszy obchód.

Zgarnęła przygotowany dla niej, przez Peme kosz z warzywami zebranymi, tuż przed zmrokiem. Lekko narzuciła go na głowę i ruszyła w stronę kuchni. Mnich zazwyczaj zostawiał jej coś, jeśli nie udało mu się zabrać samemu. Widziała go może z dziesięć razy, podczas jej pobytu tutaj, ale tradycja jakoś wypracowała się sama.

Szerokie przejścia pomiędzy budynkami jak zwykle tonęły w absolutnych ciemnościach. Czasem zdarzało się, że mijała jednego czy dwóch mnichów idących z latarkami, ale sama raczej nie korzystała z takich udogodnień. Światło gwiazd było przyjemne. Jedyne dźwięki to były dochodzące, z którejś ze świątyń modlitwy i echo jej kroków od obutych w sandały stóp. Zaczynała przyzwyczajać się do tęsknoty. Do tego, że kocha, choć coraz bardziej rozumiała, że bez wzajemności. Uciszyła swoje kroki, stąpając delikatniej, zupełnie jakby znikła.

Lubiła ten moment, gdy czas zamierał. Nie słyszała bicia swego serca bo nie biło. Nie słyszała swoich kroków. Tylko te echo modłów. Może mogłaby tu zostać tak jak Hamala? To było jego miejsce, jego domena, ale może gdyby była przydatna?

Z mroku wyciągnęło ją światło wydobywające się z czynnej cały czas kuchni. Jak zwykle w progu czekała na nią Pema. Jedna z nielicznych osób, z którą Sophie czasem rozmawiała. Wampirzyca skłoniła się jej i weszła do kuchni z koszem, po czym ustawiła go w tym co zwykle miejscu.

http://www.tibettravel.org/blog/wp-c...013/08/079.jpg

Gdyby nie światło żarówki i wciśnięta w róg kuchenka i lodówka, można by powiedzieć, że kuchnia utknęła w czasach gdy budowano klasztor. Wampirzyca rozejrzała się jak zwykle zaciągając się zapachem suszących się przepraw i niedawno wykonanych dań. Jedyne co jej pozostało po wielu latach spożywania posiłków. Po dłuższej chwili dołączyła do siedzącej w progu Pemy i przyjęła podanego skręta.

[MEDIA]https://pbs.twimg.com/media/BZR-i01CEAAUAQs.jpg[/MEDIA]

Nie wiedziała co paliła kucharka, ale nie działało na nią tak jak wszystko inne, za to lubiła ten zapach. Chwile w ciszy patrzyły w ciemność. Pema była ciekawostką w klasztorze, regularnie w słuchawkach, z tym swoim skrętem w ustach. Jednak była tu, gotowała dla mnichów, pielgrzymów, turystów i twierdziła, że nic innego nie mogłaby robić. Sophie powoli zaczynała to rozumieć.

- Czy nie potrzeba czegoś ze wsi?
- Wampirzyca wygasiła skręta w ceramicznej miseczce, jednej z tych za które turyści płacili jakieś 50-60 yuanów.
- Nie, mam wszystko na jutro. - powiedziała dziewczyna, po czym przyjrzała się chwilę Sophie - Ja zaraz idę spać, jak mnie młody Young zastąpi, ale ciebie chyba nosi, co? Słyszałam, że jakiś turysta nie wrócił na noc. Co prawda nie zapowiadał, że planuje powrót, ale jego rzeczy zostały, więc to trochę dziwne. Jak chcesz się przejść, to może się za nim rozejrzysz po okolicy. Jeśli Aghil ciągle jest na straży przy bramie, to jego zapytaj, gdzie ten białas polazł... - urwała, patrząc na kosmyk włosów, który wymknął się spod materiału na głowie Sophie - Wybacz. To zresztą tylko taka sugestia, jak chcesz się wyrwać. Nie niańczymy turystów.
Wampirzyca podniosła się.
- Przejdę się i spytam. - Poprawiła chustę, ukrywając swoje włosy. - Dobrych snów, Pemo.

Sophie ruszyła spokojnym krokiem w stronę bramy. Oduczyła się tutaj spieszyć. Na miejscu okazało się jednak, że Aghil skończył wartę i udał się na spoczynek. Jego zmiennik - Paollo był jednym z tych, którzy nie lubili jakichkolwiek kobiet w klasztorze, toteż nie udzielił Sophie żadnych dodatkowych informacji i tylko spojrzał na nią z pogardą.

Sophie nie przejęła się specjalnie zachowaniem Paollo. To nie to, że widzieli się po raz pierwszy. Opuściła klasztor i rozejrzała się gdzie też mógł udać się zaginiony. Po chwili zdecydowała się na jedną z popularniejszych tras turystycznych i ruszyła nią wyglądając śladów. Teren był górzysty i łatwo było w nim zarówno zbłądzić, jak i po prostu mieć pecha i się osunąć. Narzuciła dobre marszowe tempo, by sprawdzić jak największy odcinek trasy.

Mniej więcej po godzinie usłyszała wycie wilka i to stosunkowo blisko, dochodzące z dolinki obok. Było to o tyle dziwne, że o tej porze roku wilki raczej nie zapuszczały się w te okolice.

Sophie poczuła gęsią skórkę. Jak nie wilk to wilkołak… Przygryzła wargę. Miała myśleć, a nie działać. Jednak mogło to być zwierzę które chce posilić się na turyście. Wampirzyca westchnęła ciężko. Dobra… zawsze była głupia. Przeszła w niewidzialność i ruszyła w kierunku z jakiego dochodziło wycie. Od razu poczuła głód. Porcje z “darów krwi” były naprawdę małe i starczały jedynie na to, by funkcjonować jako człowiek w społeczności mnichów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline