Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2017, 06:49   #67
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację

Hell miało niezły klimat. Te flaki i jucha dodawały mu dodatkowego uroku. Na miejscu właściciela pierdolnika Diaz niczego by nie zmieniała. Było zajebiście! Normalnie jak w domu! Uśmiech nie schodził Latynosce z twarzy, oczęta błyszczały radością i czystym, niepohamowanym szczęściem. Z Wujaszkiem u boku penetrowali kurwią dziurę, korytarz po korytarzu, aż zatrzymali zgłębianie podziemnych czeluści na odgłos chlipania. Takiego ludzkiego. Laska! W Jacuzzi!
- Por tu puta madre - Black 2 szepnęła z uznaniem, wyszczerz nabrał drapieżnych nut. Ktoś cizię przykuł, pewnie lubił się bawić ostro. Za takie zabawy na pewno liczyła sobie ekstra, ale tym razem się przeliczyła. Ale cycki miała fajne, pyszczek też nie najgorszy, a taki brudny tym bardziej się Chelsey podobał.
Wyglądała jakby właśnie wróciła z wieczornego spotkania z alfonsem, na którym tatuś dał jej butami i pięściami do zrozumienia jak bardzo jest niezadowolony z niskiego zarobku. No ale ten pyszczek właśnie musiała rozkleić, ściągając uwagę tego, co przerżnęło klientów nie dość że za darmola to jeszcze dosłownie.
- Wujaszku, kitraj się za kolumnę - szepnęła do Ortegi, przechodząc na kaktusi dialekt. Przecież sami swoi. Ten moment wybrała sobie też Stokrotka, na zatrucie im dupy. Diaz odpisała jej szybko, nie przerywając gadaniny. Odgłosy się zbliżały, paluchy świerzbiły żeby komuś przypierdolić - Ja go smażę, ty jebiesz ołowiem z boku - posłała mu oczko i wróciła do badziewnego języka powszechnego, gapiąc się na blondzię w wodzie i celując ponad wanną dyszą miotacza - Te, lalunia łap oddech. Jak powiem “chuj” to nurkujesz i siedzisz tam ile dasz radę, łapiesz? Chyba że chcesz się przypiec. E, pendejo! - podniosła głos, odbezpieczając broń i czekając niecierpliwie na początek zabawy.

- Dobra, zróbmy po twojemu.
- odparł zgodnie Ortega i z powrotem przemienił miejscami zestaw zwarciowy na ciężką broń zasięgową. Ruszył w stronę jednego z filarów nacelowując gdzieś na róg pomieszczenia z którego dochodziły odgłosy zbliżającego się błyskawicznie czegoś. Black 2 przeszła nieco bliżej jednej ze ścian by mieć pod lufą i karabinku i podwieszanego miotacza podejrzany róg. Para latarek taktycznych rozświetlała jasnymi plamami podejrzane miejsca, snop światła z broni Diaz przy okazji łapał wynurzoną głowę zmokłej i trzęsącej się z zimna i strachu blondyny. Patrzyła w panice wodząc tą głową to na dwójkę ludzi w pancerzach i z bronią to na coraz bliższe odgłosy tego czegoś. Te coś też wkrótce wkroczyło na scenę.
Cel był szybki i trudny. I duży. Bez zawahania śmignął przez promienie taktycznych latarek. Black 2 uruchomiła swój miotacz a Black 7 otworzył ogień z broni maszynowej. Struga ognia z modułowej broni podpiętej pod karabinek Diaz trysnęła rozświetlający podziemie łuną. Struga przeleciała przez kilkanaście metrów nim gęsta, płonąca galareta zaczęła osiadać na podłodze, ścianach, jacuzzi, wodzie w jacuzzi, podłodze za jacuzzi i smagnęła nawet skaczące monstrum. Samej blondyny w jacuzzi chyba nie a przynajmniej jej głowa nie wystawała chyba z wody a potem i tak wszystko przesłonił płonący ogień. Do podziemnego piekła w Hell dołączył też opętańczy łomot karabinu maszynowego Ortego. Potężne pociski rozłupywały ściany, podłogi, filary rozbryzgując je siłą uderzenia. Obramowały też potwora, zasypując jego, jego płomienie ale chyba jeśli go trafiły to niezbyt poważnie. Samo monstrum zaryczało wściekle i skoczyło tak, że znalazło się bardzo blisko Black 7. *

Trafiła się im kurwa w rozmiarze XXL i to cała dla nich! Bydle było ogromne, zwrotne i wkurwiające jak fochy Strokrotki. Diaz macnęła się po klacie, odpinając granat. Ona i blondyna znajdowały się po jednej stronie, po drugiej Latynos i pokrak.
- Dawaj do mnie, za kolumnę! Lecą ziemniaczki! Lambadziarzowi brakuje rozrywek! - wydarła się ku Wujaszkowi. Z urwaną nogą przeciwnik trochę zwolni obroty… no i sam się prosił.

Diaz puściła karabinek który szarpnął lekko dy zatrzymało go oporządzenie Parcha. Sięgnęła po granat, odbezpieczyła go i cisnęła w głąb oświetlonego płomieniami pomieszczenia. Pojemnik zniknął jej z oczu na chwilę w chaosie dźwięków mechanizmów pancerza wspomaganego i ryków bestii. Ogromna, czterołapa bestia z którą ciężki pancerz wspomagany mógł się równać pewnie pod względem masy i gabarytów. Monstrum płonęło przez co nie było łatwo dostrzec detale poza samymi rozmiarami i sylwetką ale sprawiało groźne wrażenie.
Pojemnik przypomniał o sobie gdy półmrok pożaru i lamp awaryjnych pomieszczenia eksplodował kolejną kulą ognia która na moment pochłonęła i Black 7 i ich przeciwnika. Diaz nie odczuwała w swoim hermetycznym pancerzu jeszcze skutków gorąca ale i mimo tego odczuła efekt ognistego podmuchu. Ten rozbił się o jej pancerz wprawiając Black 2 w turbulencję równowagi ale ściana ognia zatrzymała się o kilka kroków przed nią. Na nią spadły jedynie pojedyncze rozbryzgi płonącej galarety. Została przez chwilę sama, w rogu pomieszczenia pochłoniętego przez ogień.
Z płomieni jednak wyłowiła mechaniczny zgrzyt i stąpanie czegoś ciężkiego zwiastujące nadejście Black 7. Kilka kroków później zobaczyła jego sylwetkę i wreszcie i on sam, wciąż płonąc, wyłonił się z morza płomieni.
- Odskoczył gdzieś. Jarał się ale odskoczył. - powiedział Ortega odwracając się twarzą do płomieni. Wyglądał jak żywa pochodnia celująca z ciężkiej broni w płomienie przed sobą.

- Uwaga! Wykryto pożar w sektorze magazynowym! Proszę zachować spokój i udać się do punktu ewakuacyjnego! - rozległ się uprzejmy, kobiecy głos płynący gdzieś z głośników w ścianach, razem z dźwiękami alarmu przeciwpożarowego i zraszaczami. Obydwa Parchy i ich właśnie wywołany pożar zostały zalane tryskającą z góry wodą. Diaz wiedziała, że sama mieszanka gasząca nie wpłynie na sam miotacz i sprzęt ale jednak płomienie będą gasnąć szybciej. Samego monstrum nie było chwilowo widać ani słychać.

- Pożar? Jaki kurwa pożar? Toż to tylko tam trochę się jara - Diaz burknęła z pretensją, zezując oczami za promieniem światła podczepionej pod karabinek latarki. Obróciła się dupą do Black 7, biorąc do obserwacji swoje pół pierdolnika. Jacuzzi jarało się aż miło było patrzeć. Może laska w wodzie jeszcze żyła. Trochę szkoda jakby się zjarała, no ale napalm był lżejszy od wody, więc jeśli potrafiła chapnąć bez oddechu te kilkadziesiąt sekund to miała szansę. - Wujaszek! Plecy w plecy i wiskamy teren. I sufit! Taki wielki chuj nie mógł kurwa wyparować, jebaniec!

Para Parchów stanęła do siebie plecami. Każde filowało swoją strefę. Ogień prędko się wypalił zalewany kolejnymi potokami ze zraszaczy antypożarowych. Głośniki co jakiś czas powtarzały uprzejmie, monotonnym komputerowym głosem wezwania do ewakuacji i zachowania spokoju. Same zraszacze zdawały się być najgłośniejszym obecnie odgłosem. Jeśli nie liczyć migających świateł i drażniącego pulsowania sygnału alarmu przeciwpożarowego. Woda w tej chwili zdominowała płomienie i te już zanikły zostawiając za sobą dymiące zgliszcza ciał, ścian i podłogi. Poszło kilka lamp więc zrobiło się wyraźnie ciemniej tam gdzie buszowały przed chwilą płomienie. Niemniej bestia była duża i nie powinno się jej udać ot, tak zniknąć. A jednak nie mogli jej namierzyć w pomieszczeniu. Filary były raczej za cienkie by takie monstrum mogło się za nimi skryć. W ten chaos świateł, szumu zraszaczy, dźwięków alarmu wdarł się nowy dźwięk. Chlupot wody i ruch w pojemniku z wodą. Ciemna obecnie od wody głowa wynurzyła się i wzięła pierwsze głośne i gwałtowne oddechy. Zaraz potem mrugając oczami zaczęła się rozglądać gorączkowo po otoczeniu. Zatrzymała twarz na dwóch, uzbrojonych sylwetkach i by chaotycznie wodzić spojrzeniem po pomieszczeniu to znów do nich wrócić.

Wyparował, pierdolony! Wziął i teleportował się latającym zestawem poza pokój. Latynoska szczerzyła się jak opętana, rwąc się żeby biec w pościg i podjąć zabawę w chowanego. Krew krążyła szybko w jej ciele, oddychała chrapliwie i wyczuwała bardzo wyraźnie rytm bicia serca. Czuła że żyje, rozdymając chrapki żeby raz po raz zaciągać się zapachem napalmu.
- Myślisz o tym samym o czym ja myślę? - spytała po hiszpańsku olbrzymiego Parcha, wskazując brodą na laskę w wannie - Puszczamy ją przodem i patrzymy po ilu krokach nasz nowy kumpel ją wpierdoli? Pilnuj mi dupy, mam na niej zakaz wjazdu dla czterorękich frajerów bez kredytów - skupiła promień latarki na blondynie i przeszła na zrozumiałą mowę - No siema lala, nie zimno ci tam? Dawaj, rozkujemy cię i wyciągniemy z tego bajora. Oprócz tego jednego kurwia coś się tu jeszcze kręci? Pokiwaj dwa razy na tak, trzy na nie.

- Mhm. - Ortega zgodził się uniwersalnym mruknięciem. Podeszli obydwoje pod basenik z wodą w której była przykuta dziewczyna. Z bliska Latynoska widziała, że jest zakuta w jakąś uprząż dybopodbną przez co dłonie miała w pobliżu swojej głowy. Sama zaś uprząż była przymocowana łańcuchem na tyle krótkim, że nie było mowy by blondyna mogła samodzielnie opuścić pojemnik z wodą. Gdy Black 2 zagadnęła blondynę Black 7 stanął o krok od pojemnika widząc bezwstydnie po wyeksponowanych blond kształtach. W końcu jednak stanął do nich plecami by mieć oko na resztę pomieszczenia.
Blondyna w uprzęży może i na co dzień była ładną dziewczyną ale obecnie targana dreszczami z zimna i strachy, zalana łzami pospołu z wodą rozmywający makijaż po policzkach, ze strąkami mokrych włosów opadającymi chaotycznie na twarz, dyby i wodę, chlipiąca i zapłakana, z niezdrowo bladą i pomarszczoną od wody skórą, nie prezentowała się zbyt kusząco. Oddychała szybko i spazmatycznie przyduszona przez knebel i podtopiona przez wodę. Zaczęła chaotycznie machać głową i coś mruczeć niezrozumiale, że ciężko było dostrzec ile razy i jak machnęła. Coś chyba jednak była strasznie przejęta by im powiedzieć, pokazać i uprosić. Wskazywała coś trzęsącym się palcem jednej z dłoni gdzieś w kierunku rogu pomieszczenia gdzie były schody do schronu. Wodziła też obydwoma po sali przed sobą na jakiej przed chwilą płonął napalm obecnie przyduszony przez zraszacze.

- I co? Mówi coś sensownego? - zapytał średnio zaciekawiony Ortega. Zanim Black 2 zdążyła odpowiedzieć rozległ się jakiś trzask. Ortega wrzasnął i coś nagle zmiotło go pod sam sufit tak, że uderzył z impetem o niego. Szarpał się jednak i słychać było zmagania człowieka w pancerzu wspomaganym z silną bestią. Człowiek przynajmniej chwilowo zwyciężył gdyż pancerz wspomagany z czarnym 7 na napierśniku odpadł z hukiem od sufitu zderzając się ponownie z podłogą. Blondyna pisnęła przerażona na tyle na ile pozwalał jej knebel.

Był, znalazł się! Wrócił do nich i chciał znowu się bawić! Ledwo Wujaszek hycnął o podłogę, Diaz otworzyła ogień pod sufit, tam gdzie czaił się czteroręki bandyta.
- Berek kutasie! - wrzasnęła radośnie, maltretując spust karabinu.

Diaz wymierzyła karabinek w sufit. Jakaś szczelina czy wyrwana dziura tam była. Taktyczne oświetlenie zamontowane w standardzie do broni rozświetliło nieregularny otwór w poszyciu sufitu a w głębi za nim jakiś ruch. Pewnie to monstrum. Strzał był jednak trudny w tych warunkach. Black 2 pociągnęła jednak za spust i pociski wyrwały kolejne fragmenty poszycia sufitu. Te odbryzgły się wzbijając kłęby mgły, drzazg i wiórów która spadając wymieszała się z prysznicem jaki serwowały zraszacze. Potem coś jęknęło metalicznie, zazgrzytało i czy to potwór coś zwalił czy przeważyły pociski z broni Diaz cos tam w końcu pyknęło o jeden raz za dużo i na gramolącego się na nogi operatora pancerza wspomaganego nagle oderwał sie i spadł cały fragment sufitu przywalając go ponownie do podłogi. Latynos zaklął po latynosku więc pewnie nic mu nie było ale dodatkowy ciężar spowolnił pewnie jego powrót do walki. Potwór też opowiedział atakiem. Coś spod sufitu wystrzeliło, oplotło ciężkim chwytem ciało Diaz i poczuła szarpnięcie jak przy upadku na bungee. Tylko, że do góry. Poszybowała pod sufit w to samo miejsce gdzie przed chwilą szarpał się Ortega. Ale nie miała tyle siły co on więc stwór miał ją już przy sobie miażdżąc w uchwycie.


Śmiech z lotu zmienił się w stęknięcie. Zatrzeszczały żebra, coś chrupnęło.
- Lubisz na ostro? - Black 2 warknęła zaczepnie, gapiąc sie z bliska na paskudną mordę monstrum. No nie… na takiego to nie starczy jej wódy żeby zaczął przypominać coś szwendającego się w granicach przyjętych norm. Szarpanie nie miało sensu, zamiast tego Parch macnął spust miotacza, otaczając ogniem siebie i nowego kolegę. Ten zaskrzeczał, rozluźnił chwyt, wypuszczając zdobycz która zleciała w dół prosto w rozłożone ramiona Wujaszka.
- Taki wielki, a się kitra po kanałach wentylacyjnych - burknęła, odpinając medpaka i przystawiając go do kłującego boku - Bierzemy cizię. Filuj na sufit… i postaw mnie, nie jestem dzieckiem!

Ortega udowadniał, że też ma poczucie humoru.
- Dobra. - zgodził się i rozłożył swoje pancernie wspomagane ramiona i koleżanka z grupy Black bardziej spadła niż opadła ostatni kawałek w pionie. Pozbierała się jednak szybko a Orega zamiast niej znów wziął w łapy swój ckm. Odgłosy z czeluści sufitowych dobiegały cichsze aż w końcu znikły w chaosie alarmu przeciwpożarowego i wciąż szumiących zraszaczach. Black 2 zbliżyła sie ponownie do pojemnika z wodą i uwięzioną w niej blondynką. Ta wytrzeszczała się w nią w półprzytomna ze strachu i dreszczy. Sama uprząż jednak nie była taka łatwa do sforsowania. Black 7 mógłby pewnie po prostu ją rozerwać ramionami pancerza. Ale Diaz mogła skorzystać ze swojego multi-narzędzia by pozbyć się więzów jakie krępowały blondynkę. W ogóle pewnie zamykało się na jakiś w miarę zwykły klucz ale za cholerę żadnego nie było widać w okolicy. Pewnie ten kto przykuł tu tę zmarzniętą blondi poniósł go ze sobą. Oczy blondyny rozszerzyły się gdy spojrzała gdzieś w prawą stronę stojącej przed nią Latynoski, gdzieś chyba w stronę schodów i prawie jednocześnie rozległ się łomot ciężkiej broni Black 7.
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą. - mruknął bardziej w Obrożę bo takiego mruknięcia nawet z paru kroków przez ten jazgot broni i alarmów nie byłoby słychać.

Najpierw Diaz sięgnęła po karabin, ale niewielka odległość i to miotające się w delirce ciało nie sprzyjało rozwalaniu zamków pociskami. Jeszcze jakiś się omsknie po blasze, trafi między cycki, a Obroża uzna to za atak na cywila i rozsadzi właścicielce łeb… bo się kurwa przecież system nie znał na żartach i pomyłkach.
- Otwieraj dzioba - szarpnęła za knebel, wolna ręką grzebiąc za multitoolem. - Zmieniamy lokal. Wujaszku, rżniesz go tam grzecznie, zostanie coś dla mnie?! Nie bądź kutas, podziel się! - posłała przez Obrożę.

- Taki mały? To na przekąskę, czym tu się dzielić. O. Jeszcze jeden. - Black 7 leniwym prawie tonem komentował pytania Black 2 i siał pociskami. Diaz zorientowała się w przelocie, że wyłazi ze schodów jakieś powiększone robactwo. Coś jakby skorpiony czy pająki ale o wielkości piłki futbolowej. Wyłaziło po sztyce czy dwa i chyba niezbyt grzeszyło inteligencją więc ciężka broń rozbryzgiwała je po trafieniu w kolorowe kleksy które upadały po spływających po ścianach kaskady wody albo po uderzały w kałuże wody które zdołały się już uzbierać na podłodze.

Blondyna w tej przerośniętej wannie próbowała współpracować z Diaz na ile mogła. Choć drgawki jakie szarpały jej ciałem znacznie jej tą współpracę utrudniały. Wystawiła jednak twarz mniej więcej w kierunku dłoni Latynoski by ułatwić jej wyjęcie knebla. To poszło dość łatwo bez żadnych narzędzi dziewczyna mając skrępowane ręce po prostu nie mogła się go pozbyć sama. Gdy knebel odpadł zachłysnęła się wreszcie swobodnym oddechem i prawie od razu od tego rozkaszlała. Zręczne dłonie Black 2 wspomagane przez multinarzędzie bez większych trudności poradziły sobie z dybopodobną uprzężą jaka dotąd więziła blondynkę i ta ze wstrętem odrzuciła z siebie resztki niedawnego więzienia. Próbowała chyba wstać ale długie przebywanie w wodzie i niewygodnej pozycji zrobiło swoje i ledwo zaczęła się unosić wyrżnęła się z powrotem w wodę. Wyglądało na to, że chyba przynajmniej chwilowo jest raczej mało mobilna. Złapała kurczowo dłoń Diaz ale gdy upadła puściła ją ponownie.

- Co za hijo de puta, sam się bawi. Całą radochę kurwa zgarnia, jebaniutki. Nic nie zostawi, to nie fair. Też chce coś zajebać… należy mi się! Dawaj, wykurwiamy w podskokach - Chelsey mamrotała wyjątkowo niezadowolonym głosem, chwytając laskę za kark i wyciągając z wanny na stały ląd. Przyciągnęła ją do siebie, a wzrok naturalnie przyciągnęły dwie sterczące na korpusie laski półkule. Parch mlasnęła, podziwiając je z bliska.
- Mmmmme gusta - zarechotała jak stary zwyrol i wyjojczyła przez obrożę - Te putana, cizia sama nie da rady przebierać nóżkami. Trzeba ją prowadzić. Jak już kurwa samolubie sam się grzebiesz w piaskownicy, to się grzeb w stronę pięterka. Brudnym chujem tu wieje, odstawiamy ją i wracamy!

Dziewczynę wyjętą z całkiem głębokiej wanny stać było na tyle by objąć kark i ramię Black 2 swoim mokrym i nagim ramieniem. Bladość jej wyziębionej skóry pokrytej gęsią skórką kontrastowała z ciemnymi barwami ciężkiego pancerza wojskowego jaki okrywał Diaz. Usta drżały jej targane dreszczami tak samo jak krtań, kończyny i reszta ciała ale wyglądało jakby próbowała coś powiedzieć i uśmiechnąć się jednocześnie do swojej wybawczyni w efekcie nie wyszło jej ani jedno ani drugie tylko gardłem i ustami rozbryzgał jej się jakiś spazm od nadmiaru wody i poszybował kleksem na dół mieszając się z kałużami i potokami tryskającymi z sufitu. Dziewczyna raczej w tej chwili nie dawała się do samodzielnego poruszania się bo ledwo poruszał zmarzniętymi nogami gdy to właściwie Diaz utrzymywała ją w pionie.

- Już chcesz iść? A nie zerknęłabyś tu na chwilę? Chyba by tu coś było dla ciebie. - Black 7 wiąż wypruwał ze swojej broni krótkie serie. Wystarczyło ledwo którąś musnąć te nasterydowane inesktopodobne xenos by załatwić je i rozchlapać na ścianie czy podłogę. Ale jednak co chwila wyłaził jakiś kolejny. Ortega też skracał dystans tak, że już był o kilka kroków od podnóża schodów i pewnie już mógł widzieć co tam się dzieje w głębi.

- Jestem Chelsey, a ten tam siur to Wujaszek… straszny kutafon, ale kochany… jak mi akurat celów spod lufy nie podpierdala
- klepnęła się w pierś, potem wskazała paluchem Ortegę - Black 2 i Black 7 po parchatkowemu. Są jeszcze ciotki Loca i Stokrotka, Tatusiek, Latarenka i paru złamasów. No i jakaś nowa dupcia, ale jeszcze jej nie obczaiłam. Przyjechaliśmy zrobić rozpierdol i poprzestawiać meble - nawijała do lasencji, zezując na całkiem śliczny pyszczek i jeszcze śliczniejsze cycuszki. Ubrana w sam knebel… no dziesięć na dziesięć. Uwiesiła ją na sobie i razem przeparadowały do Latynosa - Co jest Wujaszku, srajka ci się skończyła i nie masz czym dupy podetrzeć? Ja tu bajeruję najprawilnieszą świnię na osiedlu, więc niech to będzie coś ważnego.

- A… A… Am-m… - blondynka z trudem przebierająca nogami, uwiesiła się równie kurczowo na Black 2 i chyba bardzo się starała nie być taką zawalidrogą i balastem jaką w tej chwili właściwie była. Próbowała coś powiedzieć czy odpowiedzieć na gadanie Chelsey i sądząc po spojrzeniu bardzo jej na tym zależało. Ale albo jeszcze była w tak ciężkim stanie z tymi dreszczami albo te parę kroków jakie dzieliło je od Ortegi było zwyczajnie za krótko by dziewczyna zdołała coś powiedzieć jak choćby jeden, pełny wyraz. Przerwała próby gdy górujący nad nimi pancerz wspomagany rzygnął ogniem z lufy ciężkiej broni zagłuszając zwykłą rozmowę choć drugi Parch słyszała go świetnie w uchu z komunikatorem.

- A weź zrób grilla. Bo mi trochę ammo szkoda. - zwarty hełm ciężkiego pancerza wspomaganego przy którym obie kobiety sięgały gdzieś głowami do jego piersi wskazał na widok w dole schodów. Teraz już obydwie też mogły zobaczyć to co i on. Blondyna sapnęła albo jakiś mocniejszy spazm ją złapał i korzystając z tego, że stoją w miejscu objęła Diaz obydwoma ramionami. Ta zaś widziała jak na dole schody kończą się tak trochę sięgając swoim sufitem podłogi obecnego poziomu na którym stali. Więc specjalnie głęboko nie było. Schody były też zabryzgane poprutymi przez ciężkie pociski ciałami właśnie dogorywających xenos od rzezi jaką bez trudności uczynił im Ortega. Ale nadal widać było tam całkiem spore stadko tej xenosowej hałastry. Korytarz w porównaniu do pomieszczenia gdzie stali był dość ograniczoną przestrzenią. Zaś trochę dalej było widać przy podłodze jakąś pajęczynę czy coś podobnego która zdawała się koncentrować czy wypluwać kolejne egzemplarze małych paskud. Potężne pociski broni maszynowej bez trudu pruły nawet po kilkanaście szkarad na raz ale najczęściej po sztuce czy dwie i drilowanie stada z broni Black 7 było dość mało efektywne.

- Smażymy?! Dobra, to bierz tyły, ja tu już się wszystkim zajmę - Diaz z miejsca się rozpogodziła, zaczynając rozsiewać miłość i dobroć i przyjaźń po okolicy. Szczerzyła się jakby właśnie nastała Gwiazdka, a ona miała całą piwnicę prezentów do rozpakowania. Przeniosła wzrok na blondynę i nie przestając się szczerzyć, przyciągnęła ją do siebie, obejmując ramieniem w pasie. Miękkie ciało przylgnęło do tego opancerzonego. W drugą łapę chwyciła miotacz, ustawiając wylot na zakurwiony korytarz.
- Możesz pomacać, nie ugryzie - zarechotała, bujając żelastwem. Puściła jej oczko i posłała strugę napalmy prosto przed siebie, drąc japę - Vamos la fiesta!

Blondynka uśmiechnęła się trochę nerwowo i trochę niepewnie zerkając na górującego nad nimi kolosa. W tym swoim pancerzu wyglądał ludzko i przyjaźnie jak jakiś mini mech. Zwłaszcza jak się nie widziało twarzy i nie słyszało ludzkiego głosu. Blondyna więc chyba zdecydowanie bardziej wolała obejmować swoją wybawczynię niż Black 7.
Przez chwilę syk miotacza i łomot karabinu maszynowego nakładały się zagłuszając wycie alarmu i szmer zraszaczy. Po chwili ciężka broń Black 7 umilkła i mokry beton przestały z sykiem zasnuwać rozgrzane, złote łuski. Za to tam, w dole, na dość ograniczonej przestrzeni rozgorzało napalmowe piekło. Struga gęstej galarety osiadała na podłodze, ścianach, tej pajęczynie i samych stworach. Były na tyle małe, że napalm przeżerając się przez wszystko co się dało nicował je pewnie jak nie na wylot to dość dogłębnie. Płonął i płonął a coś tam z tego piekła syczało, pękało z trzaskiem, czasem nawet jakiś płonący poczwar wypełzł próbując się ratować skacząc jak pchła na rozgrzanej patelni na schody ale tu w większość dokańczał swój żywot. Jeden zdołała doczłapać się chyba na oślep do szczytu schodów ale Black 7 pozwolił sobie na niego stąpnąć rozgniatając go bez problemu. Gdy zrobił ten pierwszy krok, zaczął nieśpiesznie schodzi przeładowując broń i wyrzucając pusty magazynek na schody. Ten sturlał się ze stukotem po mokrych mini wodospadach schodów poprzedzając nadejście pancerza wspomaganego. Gdy znalazł się na dole schodów zatrzymał się i ogień już zaczynał dogasać.

- Tu naprawdę jest jakiś bunkier. Zamknięty.
- obwieścił Black 7 wpatrując się pewnie w coś w zasięgu wzroku. Blondyną szarpały nadal dreszcze ale pokiwał głową na znak potwierdzenia słów drugiego Parcha.

- Macie tu jakieś kody albo klucze żeby się dobrać do tej puszki?
- Black 2 spytała swojej blondi, ciągnąc ją pod ścianę korytarza - Jak się to gówno otwiera? Z kompa czy wystarczy coś wystukać? Ogarniasz temat? Jest tam ktoś żywy, zdążyli się zatrzasnąć.

Słowa obojga Parchów wywołały dość żywiołową reakcję nagiej blondyny. Zaczęła łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody i gestykulować dłońmi próbując coś usilnie powiedzieć. Wskazywała dość wymownym ruchem dłoni na gest wstukiwania przycisków, na wannę z jakiej dopiero co wyciągnęła ją Diaz, na głębie korytarza gdzie było widać znikające plecy Black 7 który poszedł w głąb korytarza ale słychać było jak spalone, suche truchła chrzęszczą pod jego butami i mechanizmy pancerza wspomagające ciało buczą. Blondyna chciała coś powiedzieć ale wychodziły z tego pojedyncze dźwięki nie układające się w coś sensownego. Za to mimo dreszczy i zimna na wciąż zalewanej przez zraszacze twarzy gniew i złość wydawał się całkiem czytelny.

- T… t… a… k… z… z… wi… li… m-m-m-ni-e-e i c-c-cie-k-k-li…. - wydukała w końcu oparta o mokrą ścianę zmoknięta kobieta patrząc pod koniec głównie na twarz Diaz i korytarz poniżej.

- Wujaszek! Odstawiamy panią na górę! Potem wrócimy, te cwele nigdzie nie spierdolą! Idź przodem, ubezpieczaj i rób dobre wrażenie! - krzyknęła przez Obrożę i dodatkowo na głos. Potem obróciła się do kociaka.
- Zostawili cię żeby te kurwy cię zeżarły… no nieładnie z ich strony. W pizdę nieładnie - na twarzy dwójki pojawił się zły grymas. Oczy zrobiły się małe jak szparki, zęby wyszczerzyły się jak u psa. Warczała i unosiła górną wargę jakby chciała kogoś ugryźć - Bez broni i jeszcze kurwa przykutą żebyś nie mogła spierdolić. No kurwa, spieszyli się i zapomnieli rozkuć takiej prawilnej dupy? No już lala, już jest dobrze. Dawaj, zwijamy manele i nakurwiamy wężykiem na pięterko - zawinęła kobietę wokół siebie, zmieniając ton na ciepły i czuły. Odgarnęła troskliwie jasny mokry lok przyklejony do zapłakanej buźki, po czym założyła go za trupio zimne ucho - Tam się bliżej poznamy, polubimy. Ogarniemy ci ciuchy, ogrzejemy.Postawię ci drina, ty mi opowiesz co tu się odpierdoliło. Po kolei, ze szczegółami. Ci z dołu raczej nie wyjdą szybko, będą czekać na ratunek… te jebane Obroże nie pozwalają nam rozpierdalać cywilbandy. Jakieś tam durne wymogi i zabezpieczenia… no po chuj one komu, powiedz ślicznotko. Pojebało ich, nie? - puknęła obrożę, nadając cały czas i ciągnąc kumpelę do Wujaszka - Boją się że zaczniemy mordować jak popadnie i kto się nawinie pod lufę… no nie ufają nam. A my tacy dobrzy ludzie… tylko nierozumiani, uciskani przez okrutny system. My tu jesteśmy ofiarami - westchnęła dając upust temu jak bardzo podobne traktowanie ją boli i w ogóle krzywdzi - Więc wiesz mała, chciałabym rozjebać tych na dole za to co ci odpierdolili, no ale nie da rady - wzruszyła ramionami i zrobiła dramatyczną pauzę, żeby dokończyć już pogodniej - Ale jak zapodzieję gdzieś granat, albo ustawię chujków pod ścianą a ty im strzelisz w łeb… strasznie roztrzepana jestem. Czasem mi się zdarza gdzieś zostawić odbezpieczonego gnata.

- Tu jest jakiś panel. - opowiedział gdzieś z głębi korytarza Black 7 ale dzięki Obroży Diaz słyszała go jakby szedł obok. - Ale mocne. Bez kodu to nie wiem jak tam wejść. - dodał ale słychać już było kroki powrotne gdy operator pancerza wspomaganego wracał z powrotem przez wypalone pobojowisko. - Wy idźcie pierwsze. Ja tu pozamykam troszkę. - Ortega powiedział gdy wyłonił się ponownie z trzewi schodów przy obydwu kobietach.

W międzyczasie blondyna zdawała się chłonąć z entuzjazmem to co mówiła do niej opancerzona Latynoska bo kiwała przemoczoną główką coraz gwałtowniej zgadzając się z wnioskami i pomysłami Chelsey. Wtuliła się w nią i rozpłakała ponownie. Choć tym razem jakoś całkiem inaczej to brzmiało niż jak wcześniej gdy łzy były reakcją na skrajnie stresową sytuację.
- Dz… dz… dzię… k-k-kuję… - wydukała z najwyższym trudem wciąż wtulona w Black 2. Gdy zaczęły iść po zalewanym ulewą ze zraszaczy betonie nadal Diaz czuła jak musi ją utrzymywać w pionie. - A-a-am-a-n-d-d-a je-s-stem. - wydukała przemoknięta blondyna gdy wkroczyli ponownie do korytarza wychodząc na suchy teren. Ortega zaś udowodnił co miał na myśli mówiąc o zamykaniu drzwi. Po prostu przywalił je jakąś szafką. Amanda drgnęła gdy kilka kroków za nimi rozległ się ten huk ale wydawała się już znacznie bardziej oswojona z tą dwójką. - A-al-le mó-mó-w-w-wią m-mi Amy. - wydukała ponownie przezwyciężając fale dreszczy.

- Amy. Pasi. - Black 2 nawijała wesoło, holując kobietę przez zalany wodą korytarz. Za nimi kroczył Wujaszek, wodząc wzrokiem i żelastwem po suficie - Dobre imię dla dobrej dupy. Przebieraj nóżkami, zaraz damy w szyję. Na zewnątrz jest tak w chuj gorąco, że moment i przestaniesz dygotać. No już, nie rozklejaj mi się tu. Dobrzy Chrześcijanie sobie pomagają, nie? - paplała i paplała, zgarniając po drodze jakiś szlafrok i ręcznik. Ciuch wylądował na wychłodzonym grzbiecie, ręcznik robił za namiastkę koca. Szybko, na ile pozwalała sztywna z zimna przesyłka, wracali na górę. Doszli nie niepokojeni do schodów, lądując na powrót w Haven.
- Weź zaklucz klapę, tak na wszelki. Coby nam żaden chujek nie spierdolił zanim z nim nie skończymy - rzuciła wyszczerzem w Ortegę, machając brodą na drzwi. Laskę podprowadziła pod bar i dla wygody zdjęła butami drzwi z zawiasów, aby ciepło dnia nie miało żadnych przeszkód w dostaniu się do lokalu. Zaraz też zakręciła się za kawą i drinem, zwijając zza baru butlę whisky i szklankę. Przelała bursztynowy płyn w rżnięte szkło, żeby z pełną kulturą podać je potrzebującej. Sama pociągnęła zdrowo z gwinta, bo co się będzie pierdolić w tańcu.
- Walnij sobie, odsapnij. Zadzwonię do cioci i już się tobą zajmuję - wymruczała, siadając na ladzie i odpalając Obrożę. Miała parę rzeczy do przekazania, wypadało się podzielić informacjami zamiast je kisić po frajersku dla siebie. Na mapie widziała jak Pussy Wagon przemieszcza się całkiem blisko ich meliny. No ale się nie zatrzymuje.
Rozmowa z busem zabrała parę minut i była dość głośna. Diaz nawijała i gestykulowała żywo, czasem coś kopnęła albo rozwaliła butelkę o ścianę. W końcu zamknęła komunikator, zawinęła dopitą do połowy flaszkę i rozsiadła się na kanapie obok blondyny.
- No dobra ślicznotko… Amy - wyszczerzyła się wesoło, ściszając głos - Trukniesz co i jak się tu odjebało? Jesteśmy kumpelami w końcu, no nie? Co za tępy fiut cię tak załatwił?

Dziewczyna o blond włosach wydawała się pięknieć z każdą chwilą. A przynajmniej z każdym krokiem postępów prac w doprowadzaniu się do porządku. Skorzystała ze znalezionego przez Diaz ręcznika by się wytrzeć, potem narzuciła na siebie puchaty szlafrok a gdy doszli do Haven i na chwilę Ortega został z tyłu by zamknąć i zabarykadować na ile się da przejście do Hell skorzystała z okazji i ubrała się w jakieś zielonkawe dżinsy pozostawione przez kogoś na wieszaku. Do kompletu doszła jeszcze biała kelnerkopodobna koszula całkiem nawet możliwe, że jakiejś kelnerki i w takim stroju zaczęła wyglądać jak człowiek. Chociaż dość ubogi bo bez butów. Twarz też jej udało się przemyć, włosy zaczęły schnąć więc błyszczeć puchatym złotem i gdy Amanda lub jak wolała Amy siedziała tak na wysokim stołku obok siedzącej Chelsey wydawała się kompletnie inną osoba niż te zaflukane, zmarznięte, zaślinione nieszczęście znalezione o piętro niżej.
Czas i gorąca kawa w połączeniu z ciepłem wdzierającym się przez rozwalone przed Black 2 drzwi sprawiały, że dziewczyna wydawała się wracać do normy. Uśmiechnęła się też całkiem sympatycznie gdy usłyszała, że wedle Chelsey jest “prawilną blondi”. Miała też małe co nieco do opowiedzenia.
- No tak, tak, pewnie, że jesteśmy kumpelami, bardzo by chciała. - blondyna pokiwała głową zerkając ostrożnie czy brunetka siedząca obok się z niej nie nabija. - A tu… - powiedziała robiąc palcem ruch dookoła. - Znaczy tam. - zmitygowała się i ten sam palec przekierowała na podłogę. - No więc… - podrapała się trochę nerwowo po głowie i upiła łyk kawy jakby zastanawiając się od czego zacząć. - No więc już od jakiegoś czasu było gorąco. A my tu przy samej granicy krateru jesteśmy a stąd szło tych gnid bardzo dużo. Ale wszyscy myśleli, że jeszcze trochę wytrzyma. Ale ja chciałam stąd uciec. A w kosmoporcie mówili o jakiejś zarazie. Ci co stamtąd wrócili. Ale był tutaj taki jeden. Z Red Balls. Mówił, że ma miejsce. Że może mnie stąd zabrać. Ale to kosztuje. Dużo. Nie miałam tyle. A nie chciałam tu zostać jak sie wszystko sypnie. Więc… - Amy zawahała się na chwilę przygryzając wargi i główkując jak przejść do dalszej części. - No pracowałam. Dużo. Ostro. Za duże pule. Jak ten ostatni. Mówił, że lubi ostro. Ale płaci też ostro. Zgodziłam się. Bo już tak niewiele mi brakowało. I jak tam poszliśmy on zaczął robić swoje to nagle usłyszeliśmy krzyki. Straszne krzyki. I bieganinę. I strzały. Byliśmy w Hell tam takich zwykłych strzałów nie słychać. Chyba, że w środku się ktoś strzela. Potem ludzie zaczęli biec do bunkra by się schować. Ten mój chyba też. I… I zostawił mnie! Uciekł! A ja przez ten knebel nawet krzyczeć nie mogłam! Zresztą i tak by się pewnie nie zatrzymał bo wszyscy biegli do schronu. Nie wszyscy zdążyli. Potem te potwory, ten duży, zżerały ich i ćwiartowały… - łzy znowu stanęły w oczach blondyny gdy tamte sceny znów stanęły jej pewnie przed oczami. - To było straszne! Tak się bałam! Bałam, że mnie znajdą! Przecież nie mogłam stamtąd uciec! Jak były bliżej to się chowałam pod wodę. Ale bałam się, tak się bałam! Nie wiem co by było gdybyś mnie nie wyciągnęła! - Amy znów się rozszlochała i przylgnęła do ramienia Chelsey usiłując zwalczyć słabość.

Cywilbanda jednak była słaba. Zamiast stawiać opór dawali się rżnąć i zżerać żywcem. Nie nosili broni, nie umieli walczyć. Banda owiec prowadzonych na rzeź. Diaz skleiła mordę i nie wcinała się komentarzami, pozwalając lasencji się wyżalić, a gdy się do niej przykleiła, objęła trzęsące się ciało drugim ramieniem. Przycisnęła do siebie, kołysząc jak dziecko i oparła brodę o czubek blondgłówki.
- Ten fiut od dyb nie uciekł, tylko się zakitrał na dole. No już… już… teraz jesteś moją kumpelą, więc nie masz co się martwić, claro? Powiesz kogo trzeba rozpierdolić, to się go rozpierdoli. Pójdziesz ze mną, Wujaszkiem i resztą rodzinki. Znajdziemy ci bezpieczny punkt przerzutowy i wykurwisz gdzieś ze znajdami z kanałów, gdzie nie ma tego kurestwa, pasi? I wiesz, z taką buźką nie ma co płakać. Wykurwiściej wyglądasz uśmiechnięta. - mruczała uspokajająco - Familia znalazła kogoś, kto umie otwierać takie puszki jak w piwnicy. Wyciągniemy prąciarza. Pokażesz który… już ja mu wytłumaczę, że się nie zostawia takich aniołków samopas… no ale gdyby nie to, to bym nie miała okazji ci postawić drina. Jakieś plusy muszą być, no nie? Chcesz to ci skołujemy gnata. Umiesz strzelać? - wyszczerzyła się.

- Naprawdę?! - brwi blondi podskoczyły do góry a jeszcze wciąż załzawione oczęta zrobiły się ze zdumienia szerokie jak spodki. Przez jedną chwilę tak znieruchomiała a potem radośnie rzuciła się Chelsey na szyję obejmując ją mocno - Och, dziękuję! Dziękuję ci bardzo! Jesteś najukochańsza na świecie! - mówiła rozgorączkowanym głosem wciąż ściskając w uścisku Latynoskę. W końcu odkleiła się od niej co nieco choć nadal obejmowała ramionami szyję Diaz. - Nie umiem strzelać. - wyznała zerkając szybko na kobietę w objęciach i spuszczając wstydliwie powieki. - Ale chciałabym mieć gnata. Tak na wszelki wypadek. - dodała szybko dla wyjaśnienia.
- Tu chyba nigdzie nie jest bezpiecznie. Dopiero na orbicie. Dlatego tak chciałam załatwić interes z tym z Red Ball. - Amy z wahaniem odważyła się wyrazić swoje zdanie na ten temat. - A ten schron na dole… - palec Amy znów powędrował w dół ale, że tym razem jej dłonie obejmowały szyję i ramiona Diaz to właściwie popukał ją w bark. - Tam jest kod. Ale ja go nie znam. Ale powinien być panel. Przez niego można pogadać z tymi w środku. Tak słyszałam. Zamknęli się bo potwory może zobaczą ludzi po drugiej stronie to otworzą? Bo tam uciekli chyba wszyscy co dali radę. Szefowie, managerowie, dziewczyny, ludzie z zaplecza, ochroniarze, klienci no i zapasów tam podobno mnóstwo jest. Podobno tam są te wszystkie rzeczy jakie szef chciał ukryć przed nalotami policji. Można długo żyć bez wychodzenia na powierzchnię. Ale teraz trochę z tym lipa bo tam uciekli chyba wszyscy po trochu, gliniarze czy żołnierze na przepustkach też. - Amy się już nieco opanowała bo mówiła ładniej i składniej. Puściła na moment jednym ramieniem szyję Chelsey i zawinęła sobie blond kosmyk za ucho.

Z tej bliskiej odległości blondyna była taka urocza. I tak uroczo gadała. O prochach, wódzie, dziwkach i laserach, zamkniętych za drzwiami skarbca.
- Margarita wspominała, że zgarnęli jakieś trzy dupy spoza bandy - Black 2 poprawiła jasny kosmyk z drugiej strony buźki. Zostawiła rękę przy policzku, gładząc delikatną skórę. Miękka, ciepła… fajna. Nie tylko z wyglądu - Poczekamy aż wrócą i pójdziemy pogadać. Pokażemy przez panel zakła… znajdy, może się znają i nam otworzą. Utniemy przyjacielską pogadankę, poprosimy grzecznie żeby nie odpierdalali maniany i rozkluczyli klapę. Jak nie rozkluczą po dobroci… no wtedy inaczej pogadamy. Lepiej żeby otworzyli. Dla nich lepiej - wzruszyła beztrosko ramionami, przechodząc z macankami do drobnej brody. Odpięła od uprzęży krótką klamkę i wcisnęła ją w łapki cywila z miną jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. taka tam, codzienna rzecz. Stuknęła paluchem dzyndzel bezpieczeństwa, przestawiając z trybu zablokowanego na bojowy - Magazynek jest pełny, tu sie odbezpiecza. Tu masz spust. Celujesz, robisz wydech i strzelasz, żadna filozofia. Chcesz to wyjdziemy przed bar i ci zrobię szybki kurs. Na opancerzone kurwy lepiej mieć cięży sprzęt, ale na lambadziarzy… no na przykład takich jak na dole, się nada. Ooo, wiem! Granaty też są w pytę! Rzucasz i frajera rozrywa. Wróci Latarenka to się do niej podbije po jakiś. Jebaniutka ma ich cały stragan, do wyboru do koloru. No tylko z nimi to trzeba uważać, żeby samemu się nie wyjebać w powietrze, ale to też ci pokaże co i jak… gdzie teraz jest ten typ z Red Ball? Też tu się przyszurał przed atakiem? Gdzieś się ustawiliście?

Dziewczyna wydawała się być wręcz zafascynowana otrzymaną bronią tak samo jak dotykiem Latynoski który chyba dodawał jej otuchy i pewności siebie. Oglądała ją, ważyła w dłoniach, przesunęła w jedną stronę i z powrotem bezpiecznik broni i pocelowała gdzieś w ścianę dość odległą od dwójki przy barze.
- Nie wiem gdzie on jest teraz. Chyba uciekł do schronu to wtedy by był w schronie. - odezwała się w końcu blondynka oparta plecami o rant baru. Wydawała się pochłonięta mieszaniną obawy przed użyciem prawdziwej broni a zafascynowaniem tą bronią. - Chelsey? A mocno trzeba nacisnąć by strzelić? - zapytała niepewnie blondynka z pistoletem wymierzonym gdzieś w ścianę o dobre dwa tuziny metrów od nich. Z bliska Diaz widziała jak paznokieć i palec wskazujący mocują się pewnie z cynglem jeszcze obawiając się przełamać ten opór który nieodwracalnie uruchamiał mechanizmy broni kończące się wystrzałem.

Pierwsze kroki były najtrudniejsze. Przełamanie. Potem już leciało i człowiek nawet nie spostrzegał, jak kończył magazynek, potem następny. Zużyty ołów szedł w kilogramy, ofiary w tuziny i setki… a świat się kręcił.
- Jakbyś otwierała browara - Diaz odparowała wesoło, pomagając blondynie podjąć decyzję. Obróciła ją w ramionach, ustawiając tyłem do siebie i przywierając pancerzem do jej pleców. Wyciągnęła ręce, chwytając ręce z bronią i zmusiła aby podniosły się na wysokość wzroku. Po chuja miały wychodzić, skoro dało się poćwiczyć w kurwibarze? - Zgrywasz muszkę ze szczerbinkę - wymruczała nisko prosto do ucha Amandy - A potem napierdalasz… w ten neon - pokazała palcem migające światło na przeciwległej ścianie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline