Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2017, 14:51   #69
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Franka nalał sobie zielonego frugo do kubeczka, przewracając teatralnie oczami na wywód starego wilkołaka, ale tak, by ten tego nie widział. Najwyraźniej alfa sięgnął swojego limitu na dziś i wszystko odbierał jako afront. Zupełnie jak jego pierdolony ojczulek, niech go kurwa otchłań pochłonie.
Choć… może po prostu udzieliła mu się nerwowa atmosfera przez resztę dzieciarni.
- Dobra, wszystko jasne… - odparł, gdy już dopił soczku, zaglądając ciekawsko na dno plastikowego naczynka, jakby było tam coś interesującego.
Po kilku minutach kręcenia się w towarzystwie, w końcu się pożegnał, wymieniając się z Markiem numerami.
- Tylko nie licz złociutki, że cię będę dziś pocieszać po przegranej… - odparł żartobliwie, machając mu na do widzenia ręką.

Powrót na działkę odbył się bez niespodzianek czy problemów. Wilkołak obszedł swoje ogrodzenie, węsząc, by się upewnić, że nikt nieproszony nie zawitał u jego progu, po czym ukontentowany poszedł do domku, zaparzyć sobie rumianku.
Gdy torebka w filiżance w papugi powoli naciągała, mężczyzna wziął prysznic, by oczyścić swe ciało przed rytuałem, który postanowił wykonać pro forma.
Sytuacja w stadzie była napięta, a więc lepiej było się zawczasu zabezpieczyć przed przykrymi niespodziankami. Po dopiciu złocistego naparu, Graba przeszedł w stan medytacji, rozpościerając nad swym domkiem niewidzialną, magiczną kopułę.

Sama noc dla Obserwującego Jaskółki przebiegła bezproblemowo, pomijając jeden mały szkopuł… Duchy przodków nawiedziły, pogrążony w letargu, umysł Franciszka, naznaczając go swą wiedzą na temat przyszłości.
Rankiem, mężczyzna nie pamiętał wiele…
Kojarzył, że stał w alejce, pomiędzy działkami i spoglądał wokół. Machały mu duchy kwiatów róży i aksamitek. Wyglądały jak małe radosne dziewczynki ubrane w letnie sukienki z płatków. Zobaczył też złośliwie uśmiechnięte duchy smogu, goniące się w powietrzu z ptakami. Po chwili blade, maleńkie koboldy chemii, wyskakujące z ziemi, zaczęły boleśnie podszczypywać kwiatkowe dziewczynki.
Czuł się jakby był w przedszkolu Gai.
Wtem, na domach z antenami satelitarnymi dostrzegł szklane pająki, wielkości kotów, machinalnie ruszające łapkami, jakby wyłapywały coś z powietrza lub tkały.
Nagle podleciał mu pod twarz niewielki duch, wyglądał trochę jak te smogowe, ale był słaby i nie mógł utrzymać kształtu, oczy świeciły mu zielonym blaskiem jak dwa neony.
- Czemu nas tak krzywdzisz? Technologia jest postępem! Korzystasz z nas! Nieuczciwie tak nas krzywdzić… brak równowagi! - zaskrzeczał… później była już tylko ciemność.

Rankiem, przy śniadaniu, Franka próbował przypomnieć sobie dalszy ciąg snu, ale z mizernym skutkiem. Ogólnie był w kiepskim nastroju. Zaczynał wątpić w potrzebę dzisiejszego polowania. Jajko na miękko, choć wiejskie, zupełnie mu nie smakowało, a herbatę praktycznie wylał na trawę bo wyszła mu lura. Po wczorajszym napadzie złości u alfy, nie wiedział, czy udać się do Andrzeja, by przedyskutować to, co przekazali mu przodkowie.
Postanowił więc wybiegać problem i zakładając sportowe buty, zamknął za sobą drzwi, następnie furtkę i ruszył w maraton dookoła działek oraz do pobliskiego lasu, w którym zrobił sobie przerwę na małe ćwiczenia i boksowanie z okolicznymi młodniakami.
Nie było go pół dnia, ale dzięki kanapkom oraz dwóm butelkom wody, nie odczuł ni głodu, czy pragnienia, a jedynie przyjemne zmęczenie pożytecznym wysiłkiem, cały wolny czas poświęcając na treningu ciała i ducha, rozmyślając nad swymi obowiązkami względem ludzi i duchów, oraz swojego miejsca we wszechświecie.
Trochę filozoficznie, ale… cóż każdemu się zdarza prawda?
Po powrocie do siebie, zajął się grabieniem trawnika oraz skrzętnym unikaniem sąsiadki podglądaczki, która teraz z różańcem na szyi, niczym obrożą przeciwpedalską, defiladowała pod płotem sprawdzając, co też Franka robi u siebie. I tak zleciała mu reszta dnia.
Młody wilk postanowił w końcu podzielić się wątpliwościami z alfą, przygotowując się na atak agresji i pogardy do swojej osoby. Co ma być to będzie, ale likantrop czuł się winny wobec dymnego duszka.

Na obiadokolację zrobił sobie porządne trzy schaboszczaki z kością, oraz opakowanie warzyw na patelnie, które jadł na schodkach werandy.
Wtedy też przyleciał do niego posłaniec z kolejną niepokojącą wiadomością.
- Kurwa ja pierdole… apokalipsa zombie! - Swoją wybuchową reakcją, spłoszył modraszkowego posłańca, któremu nawet nie zdążył podziękować. Nie zaprzątał sobie tym jednak głowy. Wybiegając boso na drogę w krótkich spodenkach i tank topie w hawajskie kwiatki, pognał w te pędy na działkę Andrzeja i przeskakując przez jego płot, zupełnie jakby go tam nie było, załomotał do drzwi jego góralskiej chatki.
- Panie Andrzeju… Andrzej! - zawołał, po chwili reflektując się, że jego wzburzenie, na pewno będzie tematem do plotek okolicznych sąsiadów. Zagryzł więc zęby i zmusił się do przybrania fasady spokojności.
Śmietnikowy Szaman otworzył mu drzwi jeszcze zanim zapukał, chyba zamierzając gdzieś wyjść. W przejściu za nim stała Krwawa Wróblica i Babcia Kwiatek. - O Franciszek, dobrze że jesteś masz wyczucie czasu, mały szpieg Krwawej właśnie doniósł nam, że podróba Witkowskiego zaczęła gadać do samego siebie. Idziemy to sprawdzić.
- E… - Chłopak zwiesił się na chwilę, by w końcu potrząsnąć energicznie głową. Skoro zombie gadało do samego siebie, to może nie było jeszcze apokalipsy… bo zombie nie było zombie. - Dobra… przejdę się z wami… mam też sprawę do ciebie. Alfo. - zwrócił się do Szamana z należnym mu szacunkiem.
- Oczywiście, na pewno znajdę czas żeby z tobą porozmawiać na spokojnie, ale najpierw musimy ustalić co się dzieje - obiecał.
Franka popatrzył na swoje bose stopy, po czym zrobił przejście w drzwiach.
- Sprawa dotyczy dzisiejszego polowania… zanim jednak wpadniesz w złość i protekcjolany ton, proszę cię byś mnie wysłuchał, nie jako młode wilczę, a jako Cahalitha przynoszącego wieści od przodków.
Alfa pokiwał głową i wyszedł na ganek - Zaczekajcie chwilę dziewczyny to ważne... Może nawet nam coś wytłumaczy - Poprosił towarzyszki, następnie zdjął kapelusz i wyprostował się, jego postawa wyrażała teraz godność oraz siłę - Mów więc Cahalitha a ja wysłucham cię z należytą uwagą - Odpowiedział.
Graba odszedł za mężczyzną, czując niejaką tremę przed tym co go czekało. Niby przygotowywał się do tego cały dzień, ale teraz… teraz jakby zaczynał wątpić w to co widział i pamiętał. Zgrzytnął zębami, przełykając chełpliwie ślinę.
- Widziałem duchy kwiatów w których zapewne chcieliście stanąć w obronie. Nie twierdzę, że nie ma problemu… duchy techniki, powoli napływają na te ziemię. Widziałem smogi i anteny, była też chemia. Jednak to, co rzuciło mi się w oczy to… atmosfera. Była spokojna i sielankowa… w pewien sposób zachowywała niejaką równowagę. Niemniej… to nie natura zwróciła się do mnie o pomoc. To nie ona cierpiała tak jak mogłoby się zdawać. Podleciał do mnie duszek ulepiony z dymu, był słaby i delikatny. Zarzucił mi niesprawiedliwość… Wtedy też się zastanowiłem. - Westchnął przeciągle, nabierając więcej powietrza do płuc. -Wszyscy korzystamy z dobrodziejstw techniki. Telefony, samochody, prąd, kuchenki gazowe… Korzystamy z ułatwień codzienności, a jednak tępimy tych dzięki którym żyje nam się lepiej. Co jeśli… jeśli, jeśli obraliśmy za cel złe ofiary? Co jeśli przyczyną naszych problemów nie są same duchy technologii, a ludzi nierozważnie z nich korzystających? Może zamiast wybijać bezustannie skutki, zajmiemy się przyczyną, to jest nami?
Pan Andrzej milczał dłuższą chwilę, rozważając to co usłyszał - Przodkowie sądzą, że zawiodłem w zachowaniu równowagi? - Spytał.
- Przodkowie zsyłają mi sny z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - odparł enigmatycznie Franciszek. -Interpretacja ich jest drogą ciężką i żmudną. To co widziałem… to co słyszałem - Pokręcił w zrezygnowaniu głową. -Nie jestem pewny… czy ścieżka walki jaką obraliśmy jest słuszna. Może jest jakiś sposób po środku… Jak na przykład wymiana tych piecy, jak przestrzeganie przed nawozami. Może wystarczy edukacja w odpowiedzialnym i miarowym używaniu technologii by zachować równowagę w świecie duchów. Jesteśmy wilkołakami. Powinniśmy stać w obronie wszystkich stworzeń i niszczyć je tylko wtedy, kiedy wszystkie środki poboczne zawiodą.
- Do tej pory duchy natury były zadowolone, technologicznymi się nie przejmowałem bo wiadomo, że zawsze aby ktoś zyskał musi stracić ktoś inny... Wydawało mi się że Wielki Destylator starczy do zrównoważenia Harmonii po stronie technologii. Przecież tyle jej wokół, sądziłem, że nasze terytorium ma być enklawą! Czyżbym się mylił?! - Szamana ogarnęła złość, uspokoił się jednak po kilku oddechach - Czyli trzeba będzie zacząć negocjować nowe umowy i zacząć znów polować na ludzie ? To sprawi nam dużo kłopotów - Dodał z westchnieniem.
Graba milczał dyplomatycznie, samemu nie znając odpowiedzi na pytania Śmietnikowego Szamana. Z pozoru jasnym było, że technologia i natura nigdy nie szła ze sobą w parze. Jednakże jako ktoś, kto młodość spędził na wsi, a dorosłe życie w wielkim mieście, potrafił dostrzec plusy i minusy obu tych światów. Dodatkowo należał też do młodego pokolenia. Nie znał świata przed… kiedy to telefon posiadał tylko wójt oraz ksiądz, kiedy samochodów w mieście było pięć na krzyż, a telewizor był jeden wspólny na cały blok.
Starszy wilkołak mógł podświadomie dążyć do stanu przed wielkim wybuchem technologicznym, uważając go za lepszy, zdrowszy, doskonalszy i czystszy.
Niemniej… karać istoty za jej istnienie, choć samemu się je stworzyło?
- Może… powinniśmy przedyskutować tę kwestię z innymi członkami watahy? Być może rzucą światło na całą sprawę… w końcu nie wszystko możemy sami dostrzegać.
Słowa Franka wyrwały starszego wilkołaka z zamyślenia - Tak, tak masz racje Matka Luna wiedziała co robi przysłając tu Cahalitha z młodszego pokolenia aby wskazał mi błędy w rozumowaniu. Wygląda na to, że twoją rolą w tym stadzie będzie nadanie mu harmonii, ja najwyraźniej nie nadążam za zmianami tak bardzo jak mi się wydawało - Powiedział nieświadomie potwierdzając przemyślenia Graby - To ważna sprawa, ale zajmiemy się nią później teraz trzeba sprawdzić co się dzieje na działce Witkowskiego - Rzekł odzyskując zdecydowanie i pewność siebie przystające jego pozycji z pewnością był już stary, ale zdecydowanie nie był słaby.
Graba zmieszał się na te słowa, nie wiedząc co go bardziej zaskoczyło, pochlebstwo z ust alfy czy przyznanie się do prawdopodobnego błędu? W swoim stadzie, pod pieczą ojca, zostałby wyśmiany przez braci i siostry… a ojciec… ojciec by po prostu stwierdził, że nie będzie mu szczeniak wytykać błędów na podstawie snu.
Nie byli oni złą watahą… działali zgodnie z Gają… po prostu nie wierzyli w zdolności swego lewego braciszka.
- Pójdę z wami jeśli pozwolisz… - zaproponował cicho Franek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 18-03-2017 o 14:57.
sunellica jest offline